- Opowiadanie: zealot.93 - Tatuaż

Tatuaż

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Tatuaż

– Pss… Mira obudź się.

– Co jest Tim? W końcu. Nadjeżdżają.

– Nareszcie. Wiele przed nami.

– Wiele… A to dopiero początek.

– Podać swoje imię – powiedział do nich Edgar z Minewry.

– Mira z Ornawi – powiedziała dziewczyna.

– Tim z Plebo – odpowiedział chłopiec.

– Czy to wy zawiadomiliście wielmożnego Artura z Temr pana na wybrzeżach Katharsis i Awinionu o nadciągającym niebezpieczeństwie? – zapytał Edgar.

– Tak to my – rzekli Tim i Mira.

– Chwała wam za to, nie miejcie jednak nadziei na nagrodę. Lecz z serca wam dziękuję za wzorową postawę obywatela. I czy, no właśnie, naprawdę chcecie wstąpić do elitarnej jednostki wojsk Terry? Jeśli tak, uznam was za szaleńców. Jesteście jeszcze zbyt młodzi na taką przygodę.

– Panie naprawdę chcemy, jesteśmy młodzi, lecz silni duchem – ułożył Tim.

– Panie choć dziewczyna, wiele potrafię i niczego się nie boję – przedłożyła Mira.

– No dobrze czekają więc was znoje, cierpienia oraz okropne męki. Wasza to rzecz. Ale muszę powiedzieć że wasza osoba jest mi miła. Oby każdy był taki jak wy, nie było by tego wszystkiego z czym mamy do czynienia dziś. Co to jest? Pokaż lewą rękę. Tatuaż. A co on przedstawia? Powiesz mi: co to smok czy jakiś stwór?

– To czworogłowy smok panie. Symbolizuje chwałę, cnotę oraz zwycięstwo dobra nad złem – odpowiedział Tim.

– O Nico, gdzieś już to widziałem! Fascynujące, ale nie poprawne u takiego młodzieńca.

– Panie to nie moja wina ani rzecz, ze ten tatuaż znalazł się na moim ciele, ale to długa historia.

– Imponujące, tatuaż zajmuje także dużą część pleców, naprawdę chętnie bym wysłuchał tej historii, ale nie mamy czasu. Tak więc do dzieła – zapomnijcie kim jesteście, czeka was istna katorga i ostra walka o życie, i co najśmieszniejsze z własnej woli. Ha ha ha.

 

Tatuaż, ozdoba na ciele. Przedstawia różne wizerunki oraz ozdoby zależne od gustu jego nosiciela. Tatuaż może nam wiele powiedzieć o danej osobie. Jaka jest, jakie ważne rzeczy mają miejsce w jej życiu. Charakteryzuje tą postać w sposób szczególny. Już samo to, że dany człowiek nosi tatuaż mówi w jakiś sposób o danej osobie. Mamy tatuaże pięknie zdobione, mamy też wygrawerowane złe postacie lub rysunki na ciele niekoniecznie ładne i subtelne, oczywiście patrząc subiektywnie, dla noszącego tatuaż jest on piękną ozdobą. W całej historii noszenia tatuażu jest coś niezwykłego, coś tajemniczego. Coś co wyróżnia nosiciela tychże rysunków na ciele od zwykłego człowieka. Jest to charakter ludzki. Ludzie noszący tatuaż obnoszą się z tym, chwalą. Często są bardziej agresywni i pewni siebie od innych. Niektóre wzory, mówią nam o różnych wydarzeniach, następujących po sobie sytuacjach, czy o nieznanych nam tajemnicach, a nawet dają nam informacje czym ten osobnik się interesuje, jakie ma pomysły na siebie. Tak więc tatuaż na skórze odróżnia w dużej mierze człowieka, pokazuje nam jego charakter, jego styl i poniekąd z kim mamy do czynienia.

Opowiem pewną historię o małym chłopcu. Miał on na imię Tim, pochodził z małej wioski Plebo i miał lat 12. W wiosce miał nie najlepsze życie. Bił bity i poniżany, i wcale nie lubiany. Był pomagierem i był chowany na wioskowego głupka. Lecz chłopiec był bystry i nie głupi oraz dość mądry by ze swoją sytuacją coś zrobić. Gdy już „dorósł” mając lat 14 postanowił czmychnąć z wioski. Nic go tam przecież nie trzymało. Powiedziano mu że jest bękartem, że jego rodziców zabito. Ojciec jak mu rzekli zginął marnie z rozkazu króla. Co najciekawsze za nawoływanie do innowierstwa. Tak więc kat uciął mu za to głowę. Matka podobna była niezwykłej urody, dlatego też sprzedawała się za pieniądze. Podobno Wielkiemu Księciu z Dunaju nad Błękitnymi Polanami spodobała się bardzo tak, że została nawet przez pewien czas jego nałożnicą. Podobno zabito ją, ponieważ będąc nałożnicą Wielkiego Księcia przespała się z innym. Bywa.

Gdy Tim wędrował tak po świecie zobaczył wyjątkową piękność. Była to dziewczyna mająca lat 16. Jednak jej wygląd jak na jej wiek był już niezwykle kobiecy. Miała włosy koloru rudego, jej lśniące zielone oczy, podobne były niczym do szlachetnej barwy malachitu. Dziewczęca smukłość, piersi oraz nogi stanowiły apoteozę wyglądu tej urodziwej damy. Kwintesencją jej całego ciała były niezwykle piękne, bezwzględnie urodziwe pieprzyki na twarzy. Smukła pociągająca twarz sprawiała, iż nie można było od niej odwrócić oczu. No tak Tim mimo swojego wieku, wykazywał już aktywność seksualną. Bardzo mu się ta dama spodobała. Zastał ją bezradną opłakującą swego czarnego, lśniącej maści rumaka. Rumak ten padł niestety zapewne z wyczerpania. Gdy Tim podszedł, zapytał:

– Pomóc, może w czymś?

Ta zaś otarła łzy, wstała i spojrzała hardo na chłopca:

– Ty, w niczym nie możesz mi pomóc – po czym odeszła.

Tim jednak nie rezygnował:

– Zaczekaj pani, jak cię zwą?

– A co ci do tego wieśniaku.

– Przepraszam, jeśli cię uraziłem, ale szkoda mi ciebie i twego rumaka. Może ci się na coś przydam?

– Nie przydasz mi się. Spadaj… – po czym po chwili dodała – Czemu ciągle idziesz za mną?

– Nie idę za tobą pani, lecz idę tam gdzie ty.

– Tak? To gdzie zatem idziesz?

– Przed siebie, pani.

– Ehhh…Cóż, za uciążliwy pacan – powiedziawszy, przyspieszyła kroku.

Po tych słowach Tim dał sobie spokój i poszedł swoim tempem.

Po wyczerpującej podróży Tim dostał się do wioski Babu. Zmęczony postanowił się przespać. Nie miał pieniędzy by spać w gospodzie. Dlatego zakradł się do pobliskiej stajni i legł na sianie. Rozmyślał o swoich rodzicach, o przyszłości oraz o innych całkiem nieprzyziemnych sprawach.

Gdy już zasypiał zza przyległej ścianki usłyszał dziwne dźwięki. Coś jakby jęki dziewczyny. Ukradkiem, jak najciszej wydostał się ze swego posłania i ujrzał przerażającą scenę. Oto Mira, bo tak owej rudej dziewczynie było na imię, była krępowana i przygniatana przez dwóch rosłych mężczyzn. Jeden wyższy o długich czarnych włosach próbował zdjąć wierzchnią część jej górnej garderoby. Dziewczyna mimo wysiłków nie zdołała się obronić. „Muszę coś zrobić” – pomyślał Tim. Jednak wizja walki z dwoma dorosłymi osobnikami nie była zbytnio optymistyczną perspektywą. Jednak było coś w tej zakrapianej stajni co przykuło jego uwagę. Mianowicie wielki stos desek znajdujący się na podwyższeniu pod powałą tuż nad głowami łupieżców. Wspiął się cichaczem pod strzechę i nie myśląc zbyt wiele zrzucił deski prosto na głowy gwałcicieli. Korzystając z zaskoczenia zeskoczył spod daszku, doskoczył do Miry, uwolnił nieco roznegliżowaną dziewczynę spod zwalistych desek i pospieszał do ucieczki. Jednak jeden z mężczyzn, ten o długich, czarnych włosach zdołał ją jeszcze złapać w ostatnim momencie za nogę. Dziewczyna upadła, lecz szybko się zwinęła wyjęła z buta mały nożyk i wymawiając niecenzuralne wyrazy wbiła mu go z całą siłą w oko. Ruch był tak szybki, że czarnowłosy nie przewidując takiego obrotu sprawy po prostu nie zdążył się obronić. Jednak drugi krótko ostrzyżony kompan okaleczonego wygrzebał się już spod desek i ruszył za uciekającą dwójką. Uciekali do wyjścia, lecz spostrzegli że w drzwiach pojawił się jeden z bandytów, zapewne czatujący na zewnątrz. W takim położeniu para znalazła się w potrzasku. Zdecydowali się uciekać w prawo. Zobaczyli konie rżące w boksach. W mgnieniu oka dosiedli koni i wprost po swoich oprawcach skierowali się do wyjścia. Może by im się udało gdyby nie to że blondyn, ten który został na czatach chwycił Tima za koszulkę, dosłownie w ostatniej chwili, gdy ten był już u wyjścia stajni. Oboje padli na ziemię, szamotając się i dobierając sobie do skóry. Mira nie mogła go tak zostawić. Zatrzymała konia próbując ratować chłopaka, lecz na próżno, krótko ostrzyżony kompan czarnowłosego zwalił konia jednym uderzeniem swego obucha i rzucił się na dziewczynę krępując jej dłonie.

O blond włosach bandyta uchwycił i unieruchomił Tima. Po czym wierzgającego uderzył w głowę. Chłopak po uderzeniu stracił panowanie nad swoimi kończynami, nie mógł się ruszyć. Potem odrażający zbójca obwiązał go i zakneblował, po czym wrzucił do siana pojękującego, i stękającego z powodu skrępowanych kończyn.

– Teraz to się tobą zajmiemy laleczko – powiedział krótko ostrzyżony.

– Za długowłosego tak cię oporządzimy, że rodzona matka cię nie pozna, no pokazuj tą szparę mała – zarechotał blondyn.

– Będzie więcej dla nas he he he, ale żal że tak Eryka załatwiła.

– Co się przejmujesz, ja biorę od tyłu.

-To ja od przodu, kur… klawo, ze taką panienkę wyrwaliśmy.

– Co nie? Dobra nie mogę się już doczekać, bierzmy się za tą małą.

– Harda dziewka do licha.

W tym momencie Tim próbował z całych sił wydostać się z powrozu. Jąkał, stękał, oczy z orbit przy tym mu wychodziły. Jednak mu się nie udało. Bandyci w taki oto sposób dobierali się do dziewczyny. Szamotając się z dziewczyną jeden zdjął jej górną cześć ubrania, drugi dobierał się do jej smukłych spodni. Gdy blondyn zdołał musnąć już rękę o jej łono, wtedy się odezwał:

– Powiem ci, nie wiem gdzie taka ślicznotka się wychowała ale jest całego tego burdelu warta.

– Ja tak nie sądzę… – odrzekł tajemniczy przybysz.

Czarne buty, spodnie oraz kapota dodawały zagadkowego stylu osobnikowi. Wyjął miecz i skierował go w blondyna. Tamten wyjął swój. Lecz przybysz lekko sparował i szybko odwinął z lewej, raniąc tym śmiertelnie swego antagonistę. Drugi gwałciciel widząc wprawę swego rywala zaczął uciekać. Jednak tajemnicza postać szybko doskoczyła do uciekającego i cięła potężnie z góry, tak że głowa rozłupała się na pół. Po wszystkim podszedł do Miry, zdjął płaszcz okrył ją i pozbierał jej ubrania i przemówił:

– Ubierz się.

– Dziękuję – wyszlochała Mira. Zanosząca się od płaczu, że tak wbrew jej woli ją pohańbili.

– Nazywam się Tristan i jestem łowcą głów. Polowałem na tych łupieżców od dawna. Skrycie się ukrywali, trochę mi to zajęło zanim ich znalazłem. Bardzo mi pomogły te hałasy, by zorientować się gdzie byli. To byli…, byli na szczęście seryjni mordercy i gwałciciele. Za ich głowy sporo płacą.

– To więc bezczynnie czekałeś, gdy oni próbowali mnie zgwałcić – rozpaczała dziewczyna.

– Nie wiedziałem co się dzieje, wolałem poczekać, aż hałasy się uciszą. Postanowiłem uderzyć z ukrycia, a nie mieszać się w coś, z czego, nie mógłbym wyjść żywy. Po za tym musiałem się zorientować w sytuacji, nie wiedziałem coś wy za jedni.

– No dobrze. Tam jest mój przyjaciel Tim, proszę rozwiąż go.

– Tak jest. Nawiasem mówiąc, proszę mi wybaczyć pani, że cię być może urażę – mówił uwalniając chłopca od lin – ale nie dziwię się że ci bandyci tak się uwzięli na ciebie. Taką jak ty ktoś musi chronić, bo nie wiele jest osób, które mogą się powstrzymać od pokus pani, bo jesteś niezwykle piękna.

Piersi Miry zaczęły falować ni to z gniewu, ni to ze strachu. Więc dlaczego. Już piszę. Miała pełne poczucie bezpieczeństwa. Nie czuła zagrożenia ze strony Tristana. Chłopak miał na oko 20 lat. Był dobrze zbudowany i niezwykle przystojnym brunetem o piwnych oczach, wysoki o szlachetnych rysach twarzy, przy tym odważny, umiejący biegle władać bronią. Nie jedna dziewczyna mogła się w nim zakochać, a rzadko która mu się oprzeć, także chłopak ewidentne spodobał się Mirze.

– Dzięki Ci, żeś mnie uwolnił – powiedział Tim do Tristana.

– Nie ma za co, drugi raz możesz nie mieć tyle szczęścia. To byli mordercy, następnym razem pomyśl zanim zaczniesz kogoś ratować, ryzykując własnym życiem.

– Nigdy bym nie myślał o swoim życiu, jeśli Mirze mogło się coś stać.

– O widzę, że się znacie już od dawna.

– Właściwie to od dzisiaj – chrumknęła dziewczyna.

– Rozumiem. Tim oddałbyś za nią wszystko chociaż ją znasz od dzisiaj, więc mamy do czynienia z niezwykłym bohaterem ratującym niewieście serca.

– Aaa… Odczep się. Nie dość że ryzykowałem własnym życiem to jeszcze jakiś człowiek będzie ironizował na mój temat.

– No dobrze. Nie będę się z tobą kłócił. Chodźmy do karczmy pewnie jesteście głodni.

– Na prawdę mogę? Nie mam pieniędzy – poruszył biedny Tim.

– To nic, ja stawiam należy ci się tobie. Ciebie Mira też oczywiście zapraszam.

Tak oto trójka nowo poznanych sobie ludzi ruszyła coś zjeść i wypić. Już od dawna Tristan zauważył u Tima imponujący tatuaż. Gdy tak zasiedli w karczmie powiedział do niego:

– Skąd masz taki tatuaż na ręce?

– To trudna i złożona sprawa, sam nie wiem skąd go mam, pamiętam nie wiele jak przez mgłę… – powiedział chłopak.

– Co pamiętasz jak przez mgłę?

– Nie wiem czy ci mogę to powiedzieć… Zresztą, nie mam nic do stracenia, mogę wam opowiedzieć skąd to mam, więc to było tak: Kiedy miałem 12 lat stało się coś dziwnego i nie przewidywalnego, coś co nigdy nie powinno mieć miejsca. Jak zwykle stary znachor Jordan popędzał mnie do roboty przy tym kopiąc i wyzywając niemiłosiernie. Wolałbym sto razy, by za każde jego słowo uderzył mnie pięścią dwa razy. Słowa bardziej mnie raniły, niż razy które dostawałem. Rany na ciele goiły się szybko, lecz na duchu już nie tak samo. Mniejsza o to, niech im życie sprawia jak najwięcej trudu. Nie płakałbym po żadnym z tamtych ludzi.

Był dzień 25 września 2 lata temu, wtedy to się stało. Przyszli oni. Mohinoci. Palili domy, chaty oraz zabijali. Wiele kobiet zostało zgwałconych. Nie mówię już o okropnościach jakich się dopuszczali wśród ludzi. W tym właśnie momencie pojawili się oni… W srebrno– -złotych zbrojach na koniach z pełnym rynsztunkiem. Nasi wybawiciele, „Złote lwy” tak ich nazywano. Walczyli na całe szczęście po stronie wojsk Terry. Widziałem z jak niezwykłą sprawnością cięli i w jakich okropnych spazmatycznych ruchach ginęli Mohinoci.

Dalej straciłem przytomność. Nie wiem dlaczego ją straciłem. Nie pamiętam teraz i nie pamiętałem wcześniej. Pamiętam tylko, że śniła mi się kobieta, niezwykle piękna, o złotych włosach w lśniącej zbroi. To ona, tak to ją jedyną pamiętam z tej całej bitwy. Była później koło niego. Obok tego mężczyzny, którego głos był chrypliwy i zdawało się ostry jak brzytwa. Pamiętam teraz, że strasznie się tego głosu bałem.

W końcu się obudziłem. Byłem w świątyni, jakiej do dziś nie wiem. Świątynia była olśniewająca, w około mnie było wiele przeróżnych zdobień, piękne ornamenty zdobiły ściany i kolumnady. Ich przepychu nie da się opisać w kilku zdaniach. Dlatego nie będę próbował. Powiem tylko, że jej wielkość i wysublimowany charakter budowy robił wrażenie.

Mężczyzna o głosie ostrym jak brzytwa powiedział, że to szacunek i respekt do mojego ojca sprawił, że mogłem tam być. Powiedziałem: „Nie znam mojego ojca, nie wiem kim był”. „To nieważne” – odpowiedział tamten. Dopowiedział także: „Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie Tim”. Znał moje imię. Wpadłem w popłoch, nie znałem go i nie wiedziałem skąd zna moją osobę. „Dzisiaj jest twój dzień, dzisiaj będziesz naznaczony za to kim byłeś, kim jesteś i kim będziesz. Ja naczelny Wielkiej Rady wojsk Terry naznaczam cię oto po wsze czasy” – ciągnął tamten. Nie wiedziałem o co mu chodzi. Za jakie kim byłeś, kim będziesz? Co to znaczy naznaczony? W jaki sposób? W końcu znów przemówił: „Wszystko wyjaśni ci Daria”. Lecz do tego nie doszło. Ktoś wszedł z wrzaskiem, że ktoś dobija się do ich pola magicznego. „Długo nie wytrzyma musimy się spieszyć” – tak krzyczał.

– Jakiego pola magicznego? – wtrąciła Mira.

– Mnie się pytasz? Nie wiem dziewczyno, to wszystko było strasznie dziwne, więc dalej było tak: Powiedzieli mi, że muszą się spieszyć i nie ma czasu na wyjaśnienia. „Aha” – pomyślałem. I rzuciłem się do ucieczki, to jedyne co mi przyszło do głowy, gdy na moment oderwali ode mnie uwagę. Lecz coś mnie sparaliżowało, zawisłem w powietrzu a oni podeszli do mnie kiwając głowami. „I tak młody nie uciekniesz przed przeznaczeniem” – ktoś dopowiedział. Unieruchomili mnie na stole i się zaczęło… „ Zostaniesz oto naznaczony znamieniem Cunobelinusa.”. Nie przerywaj Tristan… Nie wiem co to za Cunobelinus. Wtedy zawyłem z bólu. Zasłonili mi twarz, abym tego nie widział, ale czułem każdą igłę którą mi wbijali. Powiem wam, że bardzo krzyczałem. Płakałem, jakiś koleś obok mnie wymawiał jakieś słowa. Pamiętam, że po ranie zadanej igłą, czułem na jej miejscu niezwykłe łaskotanie i miałem wrażenie, że w tej o to cząstce ciała kumuluje się niezwykła energia. Nie pytaj dalej… Mówię co czułem. Tak… Rozwalili to coś co się zwało polem magicznym. Zawyłem z bólu po raz ostatni. Ten gość co plótł coś przez cały czas, gdy mi to robili, powiedział że jest skończone. „W ostatniej chwili” – powiedziała złotowłosa. Odsłonili mi oczy. I wtedy zobaczyłem to co teraz widzicie wy na mojej lewej ręce. Znak Cunobelinusa, symbolizujący cnotę, dobroć oraz zwycięstwo dobra nad złem…

– No dobra ale co było dalej, opowiadaj! – krzyknęli Tristan i Mira.

– Niestety podszedł do mnie ten, co wymawiał nade mną te dziwne słowa i moment zasnąłem. Pamiętam tylko jak przesz sen. Może to był sen, ze widziałem smoka, w ostatnim momencie, gdy jak wydawało mi się cała ta powłoka magiczna pękała i zaczęli wdzierać się do niej Mohinoci i ten smok…

– Co ty gadasz jaki smok, smoki przecież nie istnieją naczytałeś się baśni braci Nowackich czy co?

– Nie przerywaj ja mu wierzę i co ten smok? – dodała Mira widocznie zaciekawiona.

– Już nic skoro mi nie wierzycie to trudno. Nie będę…

Cała scena odbyła się w jednej chwili. Czarni rycerze wwalili się do gospody w jednym rzucie oka, zarżnęli gospodarza, a innych wzięli na zakładników. Wzięli ciało gospodarza w poniewierkę i ucięli mu głowę, którą wyrzucili przez rozbite okno na zewnątrz.

– Jeśli wy rycerze walczący po stronie pana z Temr nie rzucicie broni! całą budę

wymordujemy i puścimy z dymem – odezwał się skrzeczącym głosem grubianin w czarnym hełmie.

Okazało się, że akurat przed gospodą stacjonowała jedna z jednostek królestwa Terry. Trafiło na szlachetnych rycerzy, zależało im na hołocie. W końcu to rycerze w srebrnych zbrojach, którzy cnotę cenią najwyżej. Grzechem wobec ich bractwa było nie dopomóc bliźnim w poniewierce i cierpieniu, a największą chwałą było wydobycie bliźniego od śmierci. Dziwną oni wyznawali religię, ale bardzo cnotliwą, dobrą, a ceniącą przede wszystkim miłość do ich Boga i bliźniego.

-Sczezną wszyscy, gdy pokażemy, że nam ma nich zależy – mówili między sobą dobrzy rycerze.

– Trzeba udawać, że mamy ich w rzyci dla picu, kiedy się okaże że domyślą się prawdy już będą mieli nas w garści, wymordują wszystkich, a nam każą się rozbroić i jeszcze samemu się wbić na miecz dla ratowania choć jednej głowy. Dlatego będzie po nas i po tamtych. Trzeba udawać, że się zastanawiamy, a niech młody biegnie po „złotych” już w ich głowach by wyplenić to tałatajstwo nim się rozmnoży. Gdy już będą nasi chłopcy, udajmy że daliśmy się przekonać co do ich pertraktacji. Grajmy na czas, póki co oni bojąc się o własne życie nic nie zrobią hołocie. Potem, gdy będą „oni” rzucimy broń, a gdy rzucą się na nas, z wądołu wychylą się „złoci” i ich wyrżną w pień.

– Za bardzo to sobie uprościłeś. Przyjmijmy, że to co powiedziałeś będzie w małym stopniu prawdą, ale co gdy najpierw nas pochwycą, nie puszczając motłochu. Zaczną od razu mordować ludność, gdy my będziemy już w ich rękach. Wtedy pomrzemy my i oni, a „złoci” przejdą tylko po trupach swoich braci.

– Chłopaki nie dadzą im się zbliżyć do nas nie dalej jak na dziesięć kroków, wyjdą z ukrycia i zacznie się rzeź, dlatego trzeba wymusić, żeby wyszli na nas bez zakładników. Dobra młody leć po naszych!

Gdy minęło trochę czasu znów odezwał się skrzek zza przyległej ściany:

– Dobra koniec tego dobrego zabijamy kolejna osobę!

Kolejna głowa poleciała przez okno.

– O żesz w mordę kopany. że też musieliśmy być u Bonifacego po drugiej stronie gospody, że tak przemknęli koło nas niezauważenie. No nic trzeba działać!

– Dobra trzeba improwizować i ich ratować. Nie uratujemy nikogo zwlekając! Trzeba się poddać… I liczyć, że nie wymordują ludności. Niech Bóg ma nas w swojej opiece – powiedział Piotr, jeden z dobrych rycerzy.

W tym samym czasie w gospodzie:

– Coś mi tutaj nie pasuje – mówił Tim szeptem spod ściany do swoich przerażonych współtowarzyszy.

– Ale co? – spytał Tristan.

– No to, że gdyby chcieli wyrżnąć tych „srebrnych” to by się nie czaili tylko rzucili się na nich gdy nie mieli o niczym pojęcia, a potem mogli sobie mordować ludność jeśliby chcieli, potem zaś uciec. Wiedzą przecież, że w tych okolicach stacjonują „Złote lwy” i, że jak dadzą im wystarczająco dużo czasu przyjadą, nie będą się zastanawiać tylko wytną ich w pień, bo będą wiedzieli że tak przynajmniej uratują część osób, w przeciwnym razie zgubiliby i siebie, i nas, gdyby się dali pertraktować.

– Dla mnie to logiczne, że to tchórze. W ten sposób chcą mieć na widelcu i „srebrnych”, i „złotych”. Wiedzą, że im zależy na ludziach i będą negocjować. A to, że nasi drodzy super bohaterowie nie zastanawiając się rzucą się od razu na nich, nie byłbym tego tak pewien.

– Nie rozumiesz, że to nic nie da, jak będą się zastanawiać wytną całą ludność w ciągu godziny, a gdy się poddadzą i tych zamordują którzy się poddali dla ratowania innych. To są źli ludzie nie znający uczuć. Nie wiedzą przede wszystkim co to są skrupuły.

Nagle jeden z czarnych rycerzy odwrócił się wziął Mirę i powiedział:

– Dzięki wam ta dziewczyna za moment zniknie z tej ziemi.

– Nie! – krzyknął Tim, lecz Tristan wziął go pod pachę i jął uspokajać.

– Ty będziesz następny – odpowiedział czarny hełm do Tima.

Wynieśli dziewczynę przed dom i odezwał się krzyk:

– Następna będzie ta lalunia, patrzże szlachetni rycerze jak przez was ginie!

– Czekaj, nie pozwolimy aby zginęła kolejna osoba. Poddajemy się.

– No dobra tylko powolutku do mnie, miecze odpiąć, rozbroić się no już! bo lalunia zginie! Bardzo dobrze do mnie!

W tym właśnie momencie usłyszano cwał koni i na horyzoncie pojawili się srebrno – złoci rycerze. Po chwili Jan z Temr odezwał się donośnym głosem:

– Puśćcie dziewkę w spokoju a daruje wam życie! Wy zacni rycerze wracajcie do broni nic ta ofiara po was. Zbytnia dobroć odebrała wam rozum. Nie rozumiecie, że i tak ta dziewka by zginęła a razem z nią wy i cała hołota! Niech jeno zginie a przejdziem po nich jak po gównie.

– I tu się mylisz szlachetny Janie ha ha ha. To zasadzka! Już wy wszyscy jesteście martwi. Chcecie żebym puścił dziewicę z rąk moich, proszę bardzo ale ty zajmiesz jej miejsce.

Jak powiedział tak zrobił, myślał pewnie, że po wszystkim będzie miał ją dla siebie. Z wądołu naokoło którego znajdowała się gospoda, wychylili się nie wiadomo skąd czarni rycerze. Było ich mnóstwo, nie licząc górny regiment, który składał się z wyśmienitych szermierzy. Po stronie zaś wojsk Terry znajdowało się około 150 żołnierzy 30”srebrnych” i 120 „złotych” – najlepszych wojowników z całej Terry. O nich głównie chodziło Mohinotom. „Złote lwy” szerzyły ogromne spustoszenia w oddziałach wroga. Sprawnie się przemieszczając, działając nie jednokrotnie na tyłach burzyli spokój walczących żołnierzy. Najlepsi z najlepszych tak ich nazywano. Nikt z Mohinotów nie stawił im czoła. Sytuacja była beznadziejna, wynik przesądzony. Za chwile najlepszy oddział wojskowy po stronie sił dobra miał przestać istnieć. Walczyli do końca, zacięcie, krwawo, kładąc w spazmatycznych ruchach swoich oprawców. Lecz oto zginęło ich dziesięciu i z każda minutą ginęli następni. Biedni, uczciwi na wylot znający najstraszliwszą z technik szermierki. To jest „szermierka krzyżowa”. Machali to na odlew, to znowu z drugiej strony, to znowu z góry na dół, zataczali okręgi z jednej strony na drugą. Pod ich śmigłem zginęło wielu Mohinotów. Lecz oto nadchodził już krwawy koniec…

– Jeszcze wytrzymamy, victoria jest blisko panowie! – krzyczał Jan z Temr.

Tam w niebie, w niebie kochany będzie victoria i chwała dla najdzielniejszych żołnierzy na świecie. W walce ginęli ostatni…

– Mira gdzie jesteś?! – wołał Tristan wśród całego bałaganu.

W końcu ją znalazł w słomie pod strzechą usłyszał jej płaczliwy jazgot. Gdy podszedł do niej zawołał:

– Co się stało, gdzie Tim? Powiesz mi czy nie?!

Zanosząc się od płaczu Mira ledwie wyszlochała:

– Już po nas! Wszystkich wymordują, a ze mną zrobią co będą chcieli. Wyczytałam to w twarzy tego łajdaka co ze mną che zrobić kiedy będzie po wszystkim.

– Słuchaj nikt ci nic nie zrobi. Nie pozwolę na to! Prędzej sam legnę niżeliby ktoś miał cię tknąć!

– Naprawdę? Czemu tak mnie bronisz? Przecież ledwo się znamy.

– Bo… Bo tak Mira nie ważne… Lepiej barykadujmy drzwi od gospody, nie wezmą nas żywcem! Hmmmm….

Nie czekając Mira objęła z całych sił głowę Tristana i pocałowała go najnamiętniej jak tylko potrafiła. Był to prawdziwy pocałunek miłości. Tych oto dwóch ludzi połączyło się w bezwzględnym uścisku. Tak mocnym, tak wzniosłym, że zapamiętali się w nim bez cnoty. Pragnęli siebie bardziej niż kiedykolwiek. Przestali myśleć o czymkolwiek, liczyła się jedna, prawdziwa ich miłość. Nie było strzał. Nie było trzaskających o się brzeszczotów. Nie było mordu, krwi i nienawiści. Byli oni we dwoje. Chcieli tego… Ostatni raz przed śmiercią zażyć rozkoszy i może by, i zgrzeszyli gdyby nie to, że ze wzgórza odezwała się pełna nadziei trąbka.

To armia pana z Temr wielmożnego Arura pojawiła się na horyzoncie. Armia liczyła sobie ładne kilka tysięcy. Okazało się, że przewidywano przyjście wrogiej armii Mohinotów w te strony. Armia po stronie dobra była na to przygotowana i świetnie się na ten moment wyszkoliła. Runęli ze wzgórza niczym kula która została wyrzucona z armaty. Zwykli rycerze na chwilę po stronie „czarnych” zostali zbyci z tropu, na moment nie wiedzieli co robić podekscytowani przewagą liczebną i łatwym zwycięstwem nad najbardziej przeszkadzającym im oddziałem rycerzy – „Złotymi lwami”. Szybko sformowani przez oficerów w szyk obronny czekali z ociekającym potem na cwał przednich dragońskich regimentów armii z Temr….

W końcu ta chwila nadeszła. Wyciągnięte piki na chwilę zatrzymały przednie rzędy jeźdźców na koniach ale następne parły mocno aż do przełamania szyków zbrojnych rycerzy Mohinotów. Gdy się już przełamali, dalej poszło łatwo jechali wprost przed siebie tnąc na odlew tych złych, żadnych krwi ludzi. Lecz szeregi szybko się rozstąpiły dając pole do manewru ich oddziałom konnym. Jazda po stronie czarnych szybko wspięła się w szranki z jazdą z Temr. Obie strony walczyły co tchu do zacięcia, do utraty przytomności. Piechota za ten czas próbowała zamknąć w pierścieniu jazdę po stronie dobra, ale przeszkadzała im ona jak tylko mogła by do tego nie dopuścić. W końcu nadciągnęły posiłki piechoty po stronie pana z Temr prowadzone przez mężnych w srebrnych zbrojach oficerów.

Walka byłą krwawa, a jej końca nie było widać. Tristan po tym jak zobaczył sprzymierzoną armię, wyskoczył z gospody i jął walczyć po stronie srebrnych rycerzy, z tego powodu, że Mohinotów z serca nienawidził. Gdy tak się bił zobaczył jeźdźca na białym rumaku, który bił zapamiętale „czarnych”. Tak lśniła zbroja owego rycerza, że ów łowca głów zapragnął być jednym właśnie z takich rycerzy. Zamarzył się w owej postaci, nie zauważywszy niestety dwóch rycerzy biegnących do niego z toporami. Jednego zdołał sparować, drugi jednak nadbiegł z tyłu i ciał potężnie z góry. Tristan zdołał się instynktownie przesunąć unikając śmiertelnego ciosu, jednak topór niemal odrąbał mu prawą rękę. Tristan zawył z bólu. Nie mogąc podnieść miecza kleknął czekając śmierci. Lecz w owym momencie coś zaświtało w powietrzu. To była strzała z kuszy. Ta strzała położyła pokotem tego oprycha, który zranił dzielnego łowcę głów. Potem odezwał się przerażający krzyk. I nim Tristan zdołał pomyśleć: „Co to jest do licha?” W powietrzu zaświtał długi lekki miecz z hartowanej wysokowęglowej stali i drugi z oprawców został przeszyty przez serce na wylot tymże orężem.

To był Tim! O mało co, aby go nie poznał. Był przede wszystkim jakby wyższy i mężniejszy. Był uwity w zbroję jak rycerz. Tristan nie wierzył własnym oczom.

– Dalej rycerze do obrony tego rannego dzielnego męża! Pomocy!

W mgnieniu oka Tristana otoczył krąg kawalerii złożonych z 30 rosłych mężczyzn. To sam wielmożny Artur z Temr zsiadł z konia i podszedł do ubranego w czarną kapotę chłopaka.

– Jeśli szybko zaniesiemy go do medyka ma szansę przeżyć! Migiem chłopcy zaniesiem go do gospody!

Jednak do tego nie doszło. Usłyszeli nagle krzyk Miry. Tristan jakby odruchowo podniósł się i krzyknął: „Mira!” Wtem strzała przeszyła jego bebechy na wylot.

– O nie! – płakał Tim.

– Tam w górze! Strzelać! – rozkazał pan na Katharsis i Awinionu.

Okazało się, że na drzewie wdrapał się „czarny” i krzykliwym jazgotem wył z ucieszenia, gdy trafił Tristana. W mig temrscy kusznicy podnieśli ostrzał w kierunku żołnierskiego bandyty, ale ten zeskoczył z drzewa i uciekł. A żołnierze w srebrnych zbrojach, gdy spojrzeli ze współczuciem na Tristana ogarnął ich strach i jakby zdziwienie, bo twarz tego chłopaka nie była normalna. Była sina, nie z boleści to by gniew! Całym zaś ciałem drgały spazmatyczne ruchy nie bólu, lecz złości.

– To te sukinsyny! Obiecałem ich odpaść i dopadnę chociaż w grobie! Nie dam im żyć! – krzyczał przeraźliwie Tristan.

I dodał ciszej:

– To ten sukinsynyn Tim! – po czym zbladł i stracił przytomność.

– Już po nim mój panie! – powiedział jeden z rycerzy.

– Jeszcze… – chciał odpowiedzieć wielmożny Artur, lecz Tim mu przerwał.

– Ale dlaczego panie! – powiedział skołowany Tim.

– Co dlaczego?

– Dlaczego celował w Tristana, a nie w ciebie mój panie…

– Nie wiem. Może w ogóle nie wiedzieliśmy z kim mamy do czynienia…

– Dziewczyna… Dziewczyna mój panie! Co z nią?

– Za mną do gospody!

W gospodzie dwóch Mohinotów zbliżało się powoli do Miry. Ta jednak trzymała w ręku kuszę trzymając ich w ten sposób na dystans, gdyby nie to żadna dziewczyna nie chciałaby by być w jej skórze. Jednak byli już z nią rycerze Terry. Mohinoci szybko zostali zabici.

– Gdzie Tristan? – zapytała dziewczyna.

– Dziewczyno… Tim ci wszystko powie. My musimy wracać na pole walki. Za mną dobrzy rycerze!

– Gdzie Tristan? – powtórzyła Mira.

– Mira, ja… – nie dokończył, coś mu przerwało, jęki czy coś w tym rodzaju.

– Wy wszyscy sczeźniecie. Tak, nie wiecie wszystkiego… – powiedział rycerz w czarnym hełmie.

Jeszcze żył. Ledwo zipał. Lecz zdążył wypowiedzieć te następujące słowa:

– Niech was piekło pochłonie. Myślicie, że wygracie tę wojnę, o nie to jedna tylko z wielu bitew. Tą może wygracie, ale nie jest wam pisane nawet obronić własny gród w Temrach. Juuuuż idąąą po wasss! – i umarł.

– Szybko Mira trzeba to powiedzieć wielmożnego Arturowi!

– Ale co z Tristanem!

– Później…

Z gospody wdarli w znowu w bitewny rozgardiasz. Bitwa na szczęście miała się już ku końcowi. Widać było na oko, że rycerze w srebrnych zbrojach przeważali. Na wielkim koniu przed karczmą siedział pan Artur i dowodził wszystkim. Podeszli do niego i opowiedzieli mu wszystko co im powiedział z nienawiści i pychy mohinocki żołnierz.

– Więc to tak sobie pogrywają! Iść mi zaraz po mojego brata Jana. Wiesz co to znaczy chłopcze? – powiedział pan Artur.

– Nie – odpowiedział Tim.

– To znaczy jak się domyślam, że możemy wszyscy położyć się pokotem bo jeśli nie blefował mogą zająć mój gród w Temrach, a tam została licha obrona. Na wieść o bitwie zebrałem znaczną większość armii i jest tu na tym polu. Więc jest ich więcej niż można byłoby przypuszczać. Nie wiem skąd ich się tyle namnożyło w te strony. I tak Terra się nie podda. Do boju żołnierze wykończyć tych drani i wracamy jak najprędzej bronić naszego domu. Dalej oficerowie przekazać szeregom rozkazy by się pospieszyli. Nie damy im wygrać, prędzej sami legniemy!

Mira i Tim patrzyli wpatrzeni w Artura, tak im się wydała piękna ta postać. W ich sercach zamiast lęku pojawiła się zawziętość i gotowość oddania życia za tego człowieka dla jego idei i dla całego królestwa Terry.

– A co z nami wielmożny panie!

– Wy uciekajcie stąd jak najdalej i prowadźcie życie z dala od wojny. To nie wasza rzeczą jest się bić, lecz przyznaję jesteście drodzy mojemu sercu i jak tylko to się skończy przyjdźcie a oddam wam przysługę jaka chcecie abym wam dał.

W ten czas przyjechał oficer z wiadomościami:

– Drogi panie, uciekają przed nami już tylko niedobitki. Jesteśmy gotowi by wracać!

– W takim razie wracamy. Powodzenia dzieci.

– Powodzenia…

 

 

KONIEC

Koniec

Komentarze

– No dobrze czekają więc was znoje, cierpienia oraz okropne męki. Wasza to rzecz. Ale muszę powiedzieć że wasza osoba jest mi miła. -  Powtórzenie. Oprócz tego, wydaje mi się, że poprawniej byłoby "wasze osoby:

– Panie to nie moja wina ani rzecz, ze ten tatuaż znalazł się na moim ciele, ale to długa historia. -  Przecinek przed wołaczem.

- O Nico, gdzieś już to widziałem! Fascynujące, ale nie poprawne u takiego młodzieńca. -  niepoprawne

Tatuaż, ozdoba na ciele. – Myślę, że ta obserwacja nie zasługuje na oddzielne zdanie, jakie niby informacje niesie za sobą? Osobiście próbowałbym jakoś połączyć to myślnikiem z następnym. Np. Tatuaż – ozdoba na ciele, przedstawia…

Charakteryzuje postać w sposób szczególny - 

Mamy tatuaże pięknie zdobione, mamy też wygrawerowane złe postacie lub rysunki na ciele niekoniecznie ładne i subtelne, oczywiście patrząc subiektywnie, dla noszącego tatuaż jest on piękną ozdobą. - Tatuaż chyba nie może być zdobiony (może raczej zdobny), zdobione są plecy – tatuażem. No chyba, że chodzi o smarowanie rysunku czymś dodatkowym, żeby go jeszcze upięknić, na przykład brokatem. Niekoniecznie ładne i subtelne to wtrącenie, powinno być wzięte w przecinki.

 

 

 

Miał on na imię Tim, pochodził z małej wioski Plebo i miał lat 12. W wiosce miał nie najlepsze życie. Bił bity i poniżany, i wcale nie lubiany. Był pomagierem i był chowany na wioskowego głupka. Lecz chłopiec był bystry i nie głupi oraz dość mądry by ze swoją sytuacją coś zrobić. Trochę za dużo tych był i mił. Nielubiny i niegłupi razem.

Gdy już „dorósł” mając lat 14 postanowił czmychnąć z wioski. –  przecinki

Ojciec jak mu rzekli zginął marnie z rozkazu króla. – przecinki

Co najciekawsze za nawoływanie do innowierstwa. – przecinek   Matka podobna była niezwykłej urody, dlatego też sprzedawała się za pieniądze. Podobno Wielkiemu Księciu z Dunaju nad Błękitnymi Polanami spodobała się bardzo tak, że została nawet przez pewien czas jego nałożnicą. Podobno zabito ją, ponieważ będąc nałożnicą Wielkiego Księcia przespała się z innym. – Podobno, podobno, podobno – za dużo powtórzeń, jeśli to nie świadomy zabieg, żeby podkreślić, że nie do końca wiadomo jaki naprawdę był los matki.

Pomiędzy wstawką o tatuażach a historią o Timie przydałby się jakiś odstęp.   Gdy Tim wędrował tak po świecie zobaczył wyjątkową piękność – przecinek przed zobaczył   Jednak jej wygląd jak na jej wiek był już niezwykle kobiecy. Miała włosy koloru rudego, jej lśniące zielone oczy, podobne były niczym do szlachetnej barwy malachitu - jej, jej, jej. Przed podobne raczej nie ma potrzeby stawać przecinka, trzeba się za to zdecydować co do konstrukcji. Albo były podobne do malachitu albo były niczym malachit.

 

 

Chciałem pomóc przy poprawianiu błędów, ale kiedy problem jest z co drugim zdaniem, ciężko zachować ciągłość tekstu. Drogi autorze, byłoby dobrze, żebyś przejrzał to jeszcze raz i poprawił, póki nie minęły 24 godziny na edycję. Odniosłem wrażenie, że utwór przed publikacją został przeczytany kilka razy za mało – dobitnie wskazuje na to zdanie o oczach. Chętnie tu wrócę i doczytam, jeśli błędów będzie trochę mniej. Uważaj też na stylizację językową, konieczna jesy konsekwencja – jeśli bohater "pospieszał", w ramach ucieczki, to "spadaj" chyba nie będzie do końca pasowało do klimatu.   Pozdrawiam

Uważaj też na stylizację językową, konieczna jest konsekwencja – jeśli bohater w ramach ucieczki "pospieszał", to "spadaj chyba nie będzie do końca pasowało do klimatu.*

Eh, faktycznie trochę dużo tych błędów…

Własne błędy niestety trudno się zauważa, dlatego warto, żeby tekst trochę poleżał. Kiedy wraca się do niego po jakimś czasie, jest większa szansa na dostrzeżenie niedoróbek. Oczywiście równie dobrze można poprosić kogoś o przeczytanie, na pewno zauważy dużo więcej, ale przez szacunek dla tej osoby, lepiej to robić już po odleżeniu.

Masz racje, zawiniłem. Jestem po prostu niedouczony, ale się poprawię. W miarę możliwości oczywiście…

„Panie naprawdę chcemy, jesteśmy młodzi, lecz silni duchem – ułożył Tim”. –– Co ułożył Tim? ;-)

 

„Panie choć dziewczyna, wiele potrafię i niczego się nie boję – przedłożyła Mira”. –– Wolałabym: Panie, choć dziewczyna, wiele potrafię i niczego się nie boję – dodała Mira.

 

„Powiesz mi: co to smok czy jakiś stwór?” –– Wolałabym: Powiesz mi, czy to smok, czy jakiś inny stwór?

 

„Panie to nie moja wina ani rzecz, ze ten tatuaż znalazł się na moim ciele, ale to długa historia”. –– Panie, to nie moja wina, że ten tatuaż znalazł się na moim ciele, ale to długa historia.

Skoro ktoś ma tatuaż, to chyba jest to jego rzecz.

 

Tatuaż, ozdoba na ciele. Przedstawia różne wizerunki oraz ozdoby zależne od gustu jego nosiciela. Tatuaż może nam wiele powiedzieć o danej osobie. Jaka jest, jakie ważne rzeczy mają miejsce w jej życiu. Charakteryzuje tą postać w sposób szczególny. Już samo to, że dany człowiek nosi tatuaż mówi w jakiś sposób o danej osobie. Mamy tatuaże pięknie zdobione, mamy też wygrawerowane złe postacie lub rysunki na ciele niekoniecznie ładne i subtelne, oczywiście patrząc subiektywnie, dla noszącego tatuaż jest on piękną ozdobą. W całej historii noszenia tatuażu jest coś niezwykłego, coś tajemniczego”. –– Powtórzenia na powtórzeniach, gonią powtórzenia.

 

„Opowiem pewną historię o małym chłopcu. Miał on na imię Tim, pochodził z małej wioski Plebo i miał lat 12”. –– Wolałabym: Opowiem historię pewnego chłopca o imieniu Tim. Pochodził z małej wioski Plebo i miał dwanaście lat.

O dwunastolatku nie mówiłabym mały chłopiec. To chłopiec. Gdyby miał jakieś pięć, albo siedem lat, byłby małym chłopcem

Liczebniki piszemy słownie. Uwaga dotyczy wszystkich źle zapisanych liczebników, w całym opowiadaniu.

 

„Jednak jej wygląd jak na jej wiek był już niezwykle kobiecy. Miała włosy koloru rudego, jej lśniące zielone oczy, podobne były niczym do szlachetnej barwy malachitu”. –– Zbędne zaimki. Wiemy, że mówisz o spotkanej dziewczynie.

Może wystarczy: Jednak jak na swój wiek, wyglądała niezwykle kobieco. Miała rude włosy i lśniące oczy barwy malachitu.

 

„Dziewczęca smukłość, piersi oraz nogi stanowiły apoteozę wyglądu tej urodziwej damy”. –– Co Autor chciał powiedzieć w tym zdaniu?

Za SJP: apoteoza  1. «otoczenie kogoś lub czegoś czcią i uwielbieniem» 2. «przedstawienie postaci, idei lub wydarzenia w sposób wyidealizowany» 3. «patetyczny utwór pochwalny» 4. «urzędowe uznanie człowieka za bóstwo»

 

„Kwintesencją jej całego ciała były niezwykle piękne, bezwzględnie urodziwe pieprzyki na twarzy”. –– Rozumiem, że gdyby nie pieprzyki, nikt by dziewczyny nie zauważył. ;-)

Za SJP: kwintesencja «cecha lub właściwość najbardziej charakterystyczna i najistotniejsza dla danej rzeczy»

Smukła pociągająca twarz sprawiała, iż nie można było od niej odwrócić oczu”. –– Co pociągała smukła twarz, iż tak przykuwała wzrok? ;-)

Twarz nie jest smukła, twarz może być pociągła. Smukła może być postać/ sylwetka; smukłe może być drzewo, np. topola.

 

„Zastał ją bezradną opłakującą swego czarnego, lśniącej maści rumaka”. –– O lśniącej maści rumaka czytam po raz pierwszy w życiu. Czy Autor zechce dodać dwa słowa wyjaśnienia, o jaką maść chodzi? ;-)

 

Autorze, wybacz. Odpadłam przy spotkaniu z lśniącej maści rumakiem. Nie umiem przeczytać tak napisanego tekstu.

Starałam się, podobnie jak Waranzkomodom, poprawiać Twoje opowiadanie, ale także nie dałam rady. Do poprawienia jest bowiem prawie wszystko, niemal każde zdanie, a nikt nie może napisać Twojego opowiadania.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

:-) Mnie nie nabrałeś.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Ha ha, lepiej zajmę się powrotem do gimnazjum. Niekiedy wypracowania pisałem na 5 ale to nic nie znaczy. Dziękuję, że jak dotąd nie było ostrej krytyki. Mam mnóstwo pomysłów na opowiadania, lecz najpierw nauczę się pisać:)

No z tą lśniącą mąścia rumaka faktycznie przesadziłem, o innych błedach już nie wspomnę. A jeśli chodzi o apoteozę to miałem na myśli ze te części ciała stanowią jakby ubóstwienie tej całej postaci, może głupio ale tak myslałem.

Zealocie.93, mam nadzieję, że wytrwasz w chwalebnym postanowieniu, poprawisz jakość pisania i niebawem zaprezentujesz fajne opowiadanie. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

„kompan czarnowłosego zwalił konia jednym uderzeniem swego obucha” – bardzo ryzykowne zdanie. Niestety nie doczytałem do końca. 

Nowa Fantastyka