- Opowiadanie: bimbrownik_marzen - Archiwum Cesarskiego Uniwersytetu w Kelrad, dział Kartotek, nr. I”.

Archiwum Cesarskiego Uniwersytetu w Kelrad, dział Kartotek, nr. I”.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Archiwum Cesarskiego Uniwersytetu w Kelrad, dział Kartotek, nr. I”.

 

Na biurku doktora Osteina panował bałagan. Uczony spoglądał nań obojętnym wzrokiem a w głowie porównywał ów nieporządek do stanu swego roztargnienia. Naukę nad poezją norithorskich mistrzów, która dawniej wzbudzała w naukowcu niemal ekstazę, zastąpiło sporządzanie dokumentacji kartotek studenckich. Innym powodem, należałoby rzecz głównym, była stała pensja, o którą ciężko zabiegać przy mało frekwencyjnych wykładach z poetyki. Praca w administracji wyglądała na całkiem łatwą, niekoniecznie ekscytującą. Więc gdy doktorowi Hauserowi pękły wnętrzności na ulicy Smrodnej, pojawiła się okazja, aby dać odpocząć młodzieńczym pasjom i zająć się czymś przewidywalnym.

 

Kancelaria, którą prowadził doktor Hauser, wedle uznania Alberta Osteina, mogłaby służyć, jako pole do popisu dla przyszłych dyplomatyków. Tabele zapisane nierównym pismem, niemożność odróżnienia literki „a” od „o”, kleksy i skróty, tłuste plamy na marnym papierze nie rokowały pracy przyjemnej zarówno dla oczu jak i dla cierpliwości. Doktor Ostein nie mógł znać tych niedogodności, gdyż o rozmiarach zastępów grubych tomów raportów i dokumentów akademickich mógł się przekonać dopiero po otrzymaniu klucza do „Archiwum Cesarskiego Uniwersytetu w Kelrad, dział Kartotek, nr. I”. Drzwi o grubości pensji doktorskiej być może nie utwierdzały w przekonaniu, iż dostęp do archiwum ma tylko archiwista, aczkolwiek wielkość mosiężnego zamka, owszem.

 

Tymczasem doktora Osteina z zadumy, nad nietrafnym wyborem posady, oswobodziło trzykrotne pukanie w drzwi od jego przytulnego gabinetu. Początkowo przeszły belfer zdziwił się perspektywą gościa w biurze. Przyszła mu jednak na myśl sprawa niejaskiego Weissa.

 

– Proszę wejść – nim rzekł, odchrząknął, bowiem zaschło mu w gardle.

 

O profesorze Brückerze, choć nie zwykł opuszczać swego ciemnego gabinetu, każdy adiunkt mógł coś opowiedzieć. Rzucić słowo o mlecznych włosach lub orzec jak przygarbiona sylwetka starca podkreślała wysiłek, jaki profesor wkładał w poruszanie się po korytarzach uniwersytetu. Droga wiodąca z Instytutu Dialektyki do archiwów wymagała odbycia niemałego spaceru, stąd na twarzy świeżego archiwisty wymalowało się zaskoczenie.

 

Za plecami dialektyka stał młodzian z poważną a zarazem skupioną miną. Przynajmniej tak pomyślał doktor Ostein, gdy kompan profesora, ledwo wchodząc, czujnie lustrował pomieszczenie. Z pewnością był równy latami najstarszych roczników, przebywających na uczelni, studentów. Poważny wyraz twarzy dodawał mu nieco lat, a Osteinowi wrażenie, iż młodzieniec nie zalicza się do grona tuzinkowych ludzi. Kiedy jednak zwrócił swą uwagę na doktora-archiwistę, uśmiechnął się pogodnie i zatrzymał się przy drzwiach. Stanął wyprostowany prawie w futrynie i schował dłonie za plecami. Wzrok uciekł mu ku butom, błądząc po podłodze skrzypiącej od ciężaru kroków profesora. To dodało mu pokory, wymaganej od żaków.

 

Ostein wstał.

 

– Panie profesorze, mógł pan wysłać kogoś innego… – porwał się na uprzejmości doktor Ostein.

 

Brücker machnął ręką.

 

– I tak miałem sprawdzić jak sobie radzicie, doktorze Ostein – z gardła profesora wydobył się zachrypły głos.

 

– Posiadałem ciekawsze posady. Być może, powiem zawilej, fortyfikacje dokumentów przytłaczają mnie ze względu na swoją ilość. Niechętnie przyznaję, że doktor Hauser nie odznaczył się pedantycznością, choć ufam, że gdyby planował rezygnację ze stanowiska pozostawiłby miejsce pracy w stanie zdatnym do użycia przez potomnych – tłumaczył Ostein.

 

Wątek tyczący się sprzątania przeszedł obecnemu archiwiście przez gardło z niemałym trudem. Doktor Ostein nie lubił kłamać, lecz nietaktem wydało mu się złorzeczenie o nieboszczyku.

 

– Tak czy inaczej muszę ponieść konsekwencje przyjęcia tej pracy i sumiennie wykonywać swoje obowiązki – dodał z bladym uśmiechem.

 

Stary profesor mlasnął i westchnął.

 

– Wykonywać swoje obowiązki, tak… – powtórzył, mlasnął po raz wtóry i wejrzał na młodzieńca stojącego obok. – Oto pan Weiss. Wraca na uczelnię po kilkuletniej… Przerwie.

 

– Po co? – Ton doktora Osteina spoważniał. Powrócił też za biurko i rozsiadł się jakoby spięty. – Zależy panu na, co prawda otwartym już, przewodzie doktoranckim z dialektyki?

 

– Mi? Nie – odparł głębokim głosem Weiss. – Absolutnie nie.

 

– Co pan zatem tu robi?

 

– Spełniam życzenie ojca – odpowiedział bez zastanowienia.

 

Odpowiedź przeszła archiwiście koło uszu. Nie była zresztą istotna. Ostein wziął w dłonie dokument i zagłębił się w jego treść.

 

– Dziękuję profesorze za fatygę. Nie chcę tracić waszego cennego czasu – mruknął doktor nie odrywając wzroku od karty papieru.

 

Bacząc na wiek profesora Brückera, czas mógł nosić przymiotnik bezcenny.

 

– Z dokumentów wynika, że zostaliście zawieszeni w prawach żaka, gdyż zostaliście oskarżeni o konspirację przeciw osobie Jego Cesarskiej Mości – tłumaczył ze spokojem naukowiec dalej nie odrywając wzroku od kartki.

 

Zrobił przerwę. Być może oczekiwał na odpowiedź. Zbędnie.

 

– Nie mi oceniać wasze poglądy, ale radzę… – zaczął ponownie.

 

– Dobrze – przerwał Weiss. – Radzono mi zbyt wiele razy. O skutkach może pan dowiedzieć się pan z dokumentów, które ma pan przed sobą.

 

Oho! Wygadany! – pomyślał doktor Ostein. W czasie wieloletniej praktyki spotkał nieco emancypowanych żaków, lecz nigdy – zgodnie z zalecaniami obyczajów – nie wdawał się z nimi w dyskusje.

 

– Nie bądźcie bezczelni to możecie doczekać się tytułu – odparł z braku lepszej odpowiedzi. – Oto dokumenty. Zgłoście się zaraz do naczelnika Henricha von Stalervek, gruby szlachcic o grubej głowie i jeszcze grubszych manierach. Z nim nie pójdzie tak miło jak z szanownym profesorem Brückerem lub ze mną. Bądźcie… Posłuszni. Do widzenia.

 

Po wręczeniu papierów, żak przyjrzał się im, lecz nie zagłębiał się w lekturę raportu. Skinął głową i otworzył drzwi z solidnym zamkiem.

 

Doktorowi Albertowi Osteinowi nie spodobał się Weiss. W ogóle.

Koniec

Komentarze

O bogowie…   Czy ten tekst ma specjalnie tak nienaturalnie i komicznie skonstruowaną składnię? Rozumiem pewną ekscentryczność klimatu, postaci profesora, ale pierwszy akapit zwalił mnie z nóg. Po co tak komplikować? Tym to smutniejsze, że pojedyncze metafory np: 'drzwi grubości doktorskiej pensji' są zgrabne i zabawne, tyle, że w zdaniu ich jest dajmy na to trzy. Jedna w drugiej. Ciekawy przykład:   "Poważny wyraz twarzy dodawał mu nieco lat, a Osteinowi wrażenie, iż młodzieniec nie zalicza się do grona tuzinkowych ludzi." Poważny wyraz twarzy dodawał mu nieco lat, a w Osteinie wzbudzał (orzeczenie) wrażenie, iż młodzieniec był człowiekiem nietuzinkowym. Tyle można uratować, chociaż moim zdaniem i tak będzie to nadmierna komplikacja. "Z pewnością był równy latami najstarszych roczników, przebywających na uczelni, studentów." Był studentem ostatniego roku. Po prostu. Pomieszanie następuje też w znaczeniach: z zadumy to może zostać co najwyżej wyrwany, a nie oswobodzony. Fortyfikacje przytłaczające ilością to też raczej pomyłka. Fortyfikacje przytłaczają tam chyba swoją, dajmy na to, wysokością? Masywnością? A ilością wieżyce/baszty/góry dokumentów? Ale już mniejsza o to. Pleonazmy, jak w : "odparł z braku lepszej odpowiedzi." Gdzieś na początku zamiast rzec jest "rzecz". Widziałem też jakiś powtarzający się w jednym zdaniu wyraz jakoś tak pod koniec.   Fabułę pomijam, bo jest to jakiś tam fragment. Przynajmniej tak to wygląda. Jednak z góry uprzedzam, że nie dałbym rady przeczytać więcej, z uwagi na powyższe błędy. Czasem mniej, oznacza więcej. Lepiej przemyśleć zdanie, akapit. Strzelić metaforą tu i tam, a nie robić zaraz groch z kapustą.   Tak to widzę.

Osobliwy styl zaprezentowany przez Autora, skutecznie unieczytelnił tekst. Już początek sprawił, że poczułam mętlik w głowie i cieszyłam się, że opowiadanie jest krótkie. Krótkość opowiadania jest bowiem jego wielka zaletą. Jeśli to początek czegoś dłuższego, chyba nie jestem ciekawa dalszego ciągu.

Odniosłam wrażenie, że Autorowi zdarza się używać słów, niekoniecznie zgodnie z ich znaczeniem.

„Doktor Ostein nie mógł znać tych niedogodności…” –– Wolałabym: Doktor Ostein nie mógł wiedzieć o tych niedogodnościach

„Archiwum Cesarskiego Uniwersytetu w Kelrad, dział Kartotek, nr. I”. –– Po nr nie stawiamy kropki.

 

„Tymczasem doktora Osteina z zadumy, nad nietrafnym wyborem posady, oswobodziło…” –– Czy zaduma więziła doktora? ;-)

„Początkowo przeszły belfer zdziwił się perspektywą gościa w biurze”. –– A jakąż to perspektywę gościa spodziewał się ujrzeć belfer, przeszły jako ten czas, który minął, skoro ta, tak go zdziwiła? ;-)

Może: Początkowo były belfer zdziwił się, że ktoś odwiedza go w biurze.

„Przyszła mu jednak na myśl sprawa niejaskiego Weissa”. –– Literówka.

„…gdy kompan profesora, ledwo wchodząc, czujnie lustrował pomieszczenie”. –– Czy kompan profesora był osłabiony i słaniał się, dlatego ledwo wchodził? ;-)

„…lecz nietaktem wydało mu się złorzeczenie o nieboszczyku”. –– Złorzeczyć można komuś. Nie można złorzeczyć o kimś.

 

„…i wejrzał na młodzieńca stojącego obok”. –– Wejrzeć można w coś, nie na kogoś.

 

„Powrócił też za biurko i rozsiadł się jakoby spięty”. –– Proszę o konkretną informację –– był spięty, czy nie?

Mi? Nie – odparł głębokim głosem Weiss”. –– Mnie? Nie – odparł głębokim głosem Weiss.

„Nie chcę tracić waszego cennego czasu – mruknął doktor…” –– Pewnie miało być: Nie chcę byście tracili swój cenny czas – mruknął doktor… Lub: Nie chcę zabierać waszego cennego czasu – mruknął doktor

„Z dokumentów wynika, że zostaliście zawieszeni w prawach żaka, gdyż zostaliście oskarżeni o konspirację przeciw osobie Jego Cesarskiej Mości – tłumaczył ze spokojem naukowiec…” –– Czy czytany tekst był w napisany w innym języku i naukowiec robił przekład?

Proponuję: Z dokumentów wynika, że zostaliście zawieszeni w prawach żaka, gdyż oskarżono was o konspirację przeciw osobie Jego Cesarskiej Mości – czytał ze spokojem naukowiec

„Być może oczekiwał na odpowiedź”. –– Być może oczekiwał odpowiedzi. Lub: Być może czekał na odpowiedź.

„Nie mi oceniać wasze poglądy, ale radzę…”  –– Nie mnie oceniać wasze poglądy, ale radzę

„O skutkach może pan dowiedzieć się pan z dokumentów, które ma pan przed sobą”. –– Sami panowie, a rozmnożeni ponad miarę! ;-)

„Zgłoście się zaraz do naczelnika Henricha von Stalervek, gruby szlachcic…” –– Zgłoście się zaraz do naczelnika Henricha von Stalervek, grubego szlachcica

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ani Liluh, ani regulatorzy nie zadali pytania wprost fundamentalnego: o czym "to" jest?  

Dziękuję za nieco protekcjonalne pstryczki w nos ;) Kawałek tekstu wrzuciłem celem korekty, a także z nadzieją wyłożenia mi paru błędów językowych, na które zwyczajnie nie zwróciłem większej uwagi. O czym "to" jest, moi drodzy kaci, nie jest teraz istotne bowiem w publikacji nie chodziło o treść, a o wykaz błędów. Przyznam, że uwagi odnośnie stylu różnią się od recenzentów wydawnictwa, z którym współpracuję, lecz mimo to uważam je za cenne. Dziękuję za fatygę (:

Inaczej patrzy się okiem recenzenta na pensji, inaczej – okiem (anonimowego) czytelnika.

@bimbrownik   Nie bardzo rozumiem, o co chodzi z tą "protekcjonalnością"? Sądząc po poprzednim publikowanym na fantastyce fragmencie, Twojego autorstwa, wiedziałeś czego się spodziewać. Krytyka tutaj jest ostra, ale najczęściej konstruktywna. Każdy z piszących musi się z tym liczyć. Zawsze lepiej otrzymać ją teraz, zanim tekst zostanie opublikowany. Prawda? Tym bardziej, że nie dodałeś żadnego słowa wytłumaczenia – czy to prośby o korektę, czy wyjaśnień co próbujesz osiągnąć. Taki był odbiór tej pracy, jaki widać w komentarzach. Możesz się z nimi zgadzać lub nie. Nie ma przecież przymusu. Trudno tutaj dopatrywać się bliżej nieokreślonej złej woli. Ot i wszystko. Powodzenia.

No dobra, ale, o co chodzi? Fragment czy całości, wszystko jedno, to i to powinno po za zapisanymi literami nieść jakąś, że tak powiem treść, a ja jej tu nie znalazłem niestety. Wiem, że taka opinia nie jest przyjemna, ale jako odbiorcza, czytelnik, chcę mieć radość z czytania, a tu niestety był tylko obowiązek.

Nowa Fantastyka