- Opowiadanie: ab2savage - Bezwolny

Bezwolny

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Bezwolny

 

Prolog

 

 

 

Drzwi były lekko uchylone. Snop światła przedzierający się przez szparę uwidaczniał ślady krwi na podłodze. Z wnętrza dobiegał nierówny świst. Nieudane próby wciągnięcia odrobiny drogocennego tlenu kończyły się dławiącym kaszlem i charchotem pozbywania się wydzieliny z gardła. Ktoś po prostu umierał. Dzień zaczyna się kolejnym morderstwem. Trzeba było nająć się do ochrony karawany. Zamykając swoją izbę myślami był już w trakcie jajecznicy i dobrego, pszenicznego piwka. Bez szczególnego zainteresowania przeszedł kolo pokoju konającego sąsiada i skierował się w stronę głównej sali. Kaszel, odgłos splunięcia krwią. Przystanął i mogłoby się zdawać, że bezmyślnie błądzi wzrokiem po zakrwawionym nożu porzuconym na środku wąskiego przejścia. Wzmocnił barierę i otworzył szerzej umysł. Dawno temu nauczył się tej jednej zasady – chcesz mieć głowę na karku to jej nigdzie nie wpychaj. Ta zasada ułatwiała mu życie. Nie oznaczało to jednak, że należy całkiem olać temat. Należy mieć w dupie trupa, ale przygotować się na niespodzianki. Sprawdził, czy w razie zagrożenia może swobodnie dobyć miecz zza pleców i poluzował sznurek przytrzymujący jeden ze sztyletów przymocowany do uda. Ruszył raźnym krokiem.

 

Główna izba gospody była pusta. Nie licząc porozrzucanych resztek jedzenia na jednym z podłużnych stołów, dwóch połamanych krzeseł i zniszczonej lady. Pomieszczenie nie wyglądało gorzej niż wczorajszego wieczoru. Podszedł do drzwi, za którymi spodziewał się zastać gospodarza. Miał zamiar zapłacić za zatęchłe łóżko, na którym mógł spędzić noc, poprosić o śniadanie i wynieść się stąd w cholerę. Właściciel leżał z poderżniętym gardłem. Nie pogadamy. Zaczynało robić się śmierdząco. Nie chodzi tu bynajmniej o sytuacje, ale smród fekaliów trupa. Dziwnie powyginane ciało mężczyzny nosiło znamiona obicia czymś w rodzaju pałki. Ciekawe, co porabia reszta rodzinki. Nie czekał długo na odpowiedź. W głębi, na stole ustawionym w kącie pomieszczenia, leżało kolejne ciało. Kobieta, bo tak mu sie wydało, miała szeroko rozstawione nogi, a ręce przywiązane do lampy przymocowanej na ścianie. Brutalnie zgwałcona, bez cienia wątpliwości nie żyła. Podobny obraz prezentował się po przeciwległej stronie. Drobne ciało wskazywało na dziewczynkę. Pierdoleni sadyści. Z dopiero rozkwitających piersi wystawały wbite gwoździe. W miejscu pochwy wystawał pogrzebacz do kominka… Nie pierwszy raz spotykał się ze śmiercią twarzą w twarz. Nie pierwszy raz czuł jej zapach. Różnica była taka, że wolał oglądać ją na polu bitwy, gdzie ludzie wiedzieli co ich czeka, a każdy znał ryzyko związane z zawodem. Młodzik z mieczem jest tak samo groźny jak i dojrzały mężczyzna. Teoretycznie obaj wiedzą na co się piszą. To było bezsensowne, brutalne morderstwo. Morderstwo, za które osoba będąca w nieodpowiednim miejscu i czasie, może beknąć za kogoś innego. Obraz rzezi skutecznie odebrał mu ochotę na śniadanie. Wymaszerował z pokoju i stanął na przeciwko postaci ubranej w malownicze kolory czerni i zastygłej krwi. To mag. Tylko ktoś taki mógł skutecznie ukryć swoją obecność. I to piekielnie dobry mag, bo przy takiej odległości rzadko, która bariera jest w stanie zatrzeć ducha.

 

– Witaj przyjacielu, dawno się nie widzieliśmyszept nieznajomego miał w sobie ten ton, tą barwę głosu, która wyraźnie stwierdzała – masz przejebane. Sztylet poleciał w stronę jego twarzy, wcześniej niż sam sobie uświadomił co zrobił. Nazywa się to praktyka. Ciało głucho uderzyło o podłogę. Nie zastanawiając się długo podszedłem do trupa. Niewiele miał przy sobie. Czarna księga spisana w Krt'a z ręcznie wykonanymi ilustracjami – swego rodzaju "przewodnik" po krwawej magii. Rytuały, poświęcenia, budowa ołtarzy. Na czarnym rynku będzie sporo warte. Oprócz tego krótki miecz, pokryty runami, prawdopodobnie od trucizny i wzmocnienia. Dostaniesz takim w okolice żeber i żaden pancerz nie uchroni cię od śmierci. Standardowe wyposażenie magów z Grodu. Przynajmniej wiem z czym miałem do czynienia. Kiepską sprawą jest to, że każdy z tych półludzi przechowuje część swego umysłu w kamieniu wyrwanym z Przestworzy. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że skurwiela nie zabił – odebrał mu jedynie cielesną powłokę. Odrodzi się w jednej z Komór by znowu móc wyruszyć na polowanie.

 

Ścigają mnie już od siedmiu lat. Mówiąc zwięźlej od siedmiu lat spodziewał się, że w końcu upomną się o niego. W końcu nikt, kto zdołał okraść Ciemnych, nie zdążył nacieszyć się zdobyczą. Nikt oprócz mnie. Koniec końców, księgę mu odebrali, ale zdołał częściowo poznać aspekty Mroku. Był to jeden z powodów dla którego jeszcze żył. I będę żył. Nie był członkiem Mrocznego Bractwa, ale zdołał poznać strukturę zaklęcia przeniesienia części jaźni w Przestworza. Mogą na mnie polować dowoli, póki nie odnajdą mojego sanktuarium, jestem bezpieczny.

 

Czas nie był jego sojusznikiem. Czarny mógł przed pierwszą śmiercią powiadomić swych towarzyszy, gdzie jest i kogo spotkał. Nie miał wyboru. Wyszedł z tawerny. Opuszczał miejsce, które niczym nie różniło się od setek innych, rozrzuconych na mało uczęszczanych traktatach Niczyich Ziem. Pusty, wydeptany plac, mała stajnia – dobudówka do gospody i dziurawa droga prowadząca na wschód do miasta Bronl, lub w przeciwnym kierunku do Izz. Nie miał zamiaru wracać do Izz – nie czekało go tam nic prócz smrodu i rozcieńczonego wina. Wszedł na zakurzoną drogą do Bronl, wierząc, że 20 mil drogi nie przyniesie kolejnych niespodzianek. Mylił się.

 

Nie uszedł nawet trzech mil, ale już wiedział, że coś jest nie tak. Choć nic nie słyszał, nic nie wydawało się dziwne, dopadło go to uczucie. Skupił się i wyćwiczonym gestem wzmocnił swój słuch. Tętent koni. Prawdopodobnie dwa. Jeden z jeźdźców musi być cięższy, bo uderzenia jego rumaka niosły się z większym natężeniem. Dziwne, ale wydawało się jakby nie oddychał, a jego serce prawie nie pulsowało. Drugi z jeźdźców tworzył wokoło siebie powłokę, której nie był w stanie przebić. Czarny i jego kolega. Z tego co dowiedział się z Księgi, możliwe było nie tylko przeniesienie się do innego wymiaru, ale także sprowadzenie czegoś do realnego świata. W opowieściach mówiło się o nich Trupy. Koniec zabawy. Nie było sensu uciekać.

 

Nie czekał na nich długo. Tak jak przewidywał, zza zakrętu wyjechało dwóch jeźdźców. Obaj ubrani na czarno, jeden wysoki, dobrze zbudowany nosił na sobie coś w rodzaju napierśnika. Przez plecy wystawał mu szeroki, dwuręczny miecz. Na głowie zamknięty hełm z parą dziur na oczy i wąską szczeliną w okolicach ust. Drugi odziany był w czarny habit z głębokim, narzuconym na głowę kapturem. Żadnej widocznej broni, ale niewątpliwie w fałdach ubrania musiał mieć schowany sztylet.

 

Zwolnili konie. Nie śpiesząc się podjechali na odległość 20 kroków. Najpierw zsiadł Trup, stanął w bezruchu koło swego Pana. Prawdopodobnie Mag kierował nim za pomocą swej woli. Pocieszające, zabij maga padnie Trup.

 

– Zabiłeś mego brata włóczęgo – rzekł mag i zsunął się z konia. Z sympatii Czarni nie słynęli.

 

– Dobrze wiesz, że odrodzi się za kilka dni, więc nie można tu mówić o niczyjej śmierci – odrzekł spokojnie zdejmując półtoraręczny miecz zza placów.

 

– Masz rację, nie rozumiem jedynie, dlaczego go nie wysłuchałeś ? – mówiąc to zrobił parę kroków w jego stronę, a wierny pies stopa w stopę za nim.

 

– Na myśl przychodzi mi jedna trafna odpowiedź – życie.

 

– Tak. Strach o życie. Cudowny napęd dla naszych czynów. Czy tym razem zechcesz mnie wysłuchać, czy masz zamiar rzucić się na mnie z tym kawałkiem żelastwa? – brak odpowiedzi przekonał go, że ma szanse porozmawiać.

 

– Mam dla ciebie propozycję. Moje Bractwo ma specjalne zadanie dla człowieka o twoich umiejętnościach. Chcielibyśmy abyś nam pomógł. W zamian zobowiążemy się do, mhm, zapomnienia o przeszłych zdarzeniach. Oczywiście dostaniesz także odpowiednią zapłatę za swój trud.

 

Spotkanie z każdym momentem stawało się coraz bardziej interesujące. W sumie był człowiekiem, którego najmowano do "trudnych, lecz intratnych" zadań. Branie jednak zlecenia od tych istot mogło wiązać się z pewnymi problemami, nie wspominając o tym co sądził o ich zapominaniu – kontynuuj magu.

 

– Wierz, lub nie, ale ponownie trafił się śmiałek, który zdołał nas okraś. Problem rozwiązalibyśmy w sposób oczywisty, niestety chronią go siły, z którymi nie chcemy bezpośrednio się ścierać. Możemy do tego zadania nająć podobnych tobie, ale kto spodziewałby się, że będzie to osoba, która nas już kiedyś okradła? – przez moment, kaptur odsłonił część twarzy Czarnego i można było w niej dostrzec coś na kształt szyderczego uśmiechu.

 

– I co miałbym zrobić? – umysł gorączkowo pracował nad sposobem wyplątania się z tej kabały. Nic jak na złość nie przychodziło mu do głowy.

 

– Zabić. Odebrać. Przynieść nam. O szczegółach dowiesz się później, a dokładnie w mieście Izdor w Księstwie Hardów. Jeśli się zgodzisz czeka cię nagroda, nie, czeka cię trudne, mhm, życie. Co ty na to?

 

Księstwo Hard. Gdyby ludzie żyjący 400 lat temu wiedzieli, że pod ich nosem powstanie jeden z najpotężniejszych krajów w Dolinach Snów – nie pozwoliliby ludowi Noty na istnienie. Niestety rasa ludzi była zbyt słaba. Porozbijana na klany nigdy nie zdołała stworzyć sił mogących przeciwstawić się lepiej zorganizowanemu przeciwnikowi. Ludzie stali się niewolnikami, a rasą panów Notowie. Ponad to, jakie szanse ma człowiek z wyższym o co najmniej głowę, lepiej zbudowanym i szybszym przeciwnikiem. Bunty są już rzadkością, w kraju panuje stabilizacja, od kiedy Notowie stanowią niepodważalną większość tamtejszego społeczeństwa. Wczesne plany budowy gospodarki opartej na najemnikach, tworzeniu wysokiej klasy broni i rozwój rolnictwa pozwoliły osiągnąć im znaczącą dominację. Pilnie strzeżone granice skutecznie wyeliminowały zewnętrzne ingerencje w świat Notów. Wkroczyć do tej krainiy może jedynie osoba, za którą poręczy jeden ze stałych mieszkańców Księstwa. Oczywistym sposobem na jego uzyskanie jest więc wysoka łapówka, a i to nie zawsze pomaga. Drugą opcją jest wygranie Ostatniego Turnieju organizowanego na terenie pomniejszego księstwa-wasala Hardy – Joory. Sposób zabójczy i czasochłonny, ale o wiele skuteczniejszy niż łapówki.

 

– Jak niby mam się tam dostać?

 

– Dzięki pierścieniowi. Pomoże ci swobodnie wkroczyć, nawet do samej stolicy. Nasz człowiek rozpozna cię dzięki niemu. Łap. – Mag nie spodziewał się odmowy. Nie pozostawił miejsca na zbędne negocjacje.

 

To był jeden z tych pierścieni, jaki noszą złodzieje i najmusy dla podkreślenia swojego zawodu i specjalności. Drewniany, delikatny, w razie potrzeby łatwy do zniszczenia. Wyryte H prawdopodobnie mówiło – mogę wejść do waszego księstwa, spierdalaj mi z drogi. Taką miał nadzieje.

 

– Dobra biorę tę robotę. – na znak, że mówi poważnie, założył na najmniejszy palec przepustkę od Maga. I wtedy zorientował się, że jest idiotą. Przez ułamek sekundy czuł jak pierścień nagrzewa się do wysokiej temperatury, a po jego ręce przebiega elektryzujące mrowienie. Spojrzał na swoją rękę, która momentalnie stała się czarna.

 

– Teraz już na pewno wypełnisz swoje zadanie. To znak Riu. Dobrze wiesz co to oznacza prawda? – Czarny odwrócił się w stronę konia. Po chwili, on i jego sługa galopowali już w kierunku, z którego przybyli.

 

Saiyn stał oniemiały. Pieprzony kutas. To prawda, że wiedział czym jest znak. Przy jego pomocy z łatwością można wyśledzić naznaczonego. Zdjęcie tego gówna było możliwe tylko w dwóch miejscach – Grodzie i Księstwie Hard. Chędożony mag, od początku to planował. Rozdali karty, teraz czekają na mój ruch – jedyny, jak sądzą możliwy. Dobrze, zagram w waszą grę. W sumie już dawno miałem zamiar wrócić do domu.

 

 

 

Koniec

Komentarze

Błędy zostanął Ci pewnie bezlitośnie wytknięte przez innych czytelników, więc ja, jako człowiek, któremu małe potknięcia nie wadzą, pozwolę sobie na przyjmną część komentarza, czyli pochwały. Dialogi niezłe, świat przedstawiony także. Przysłowiowy trup w szafie od razu nadał twojemu opowiadaniu coś, co lubię nazywać "siłą ssącą". Niespodziewany zwrot akcji i od razu nadanie bohaterowi motywacji też mi się podoba. Na dodatek ucięty koniec zachęca do dalszego czytania, proszę więc o więcej ;)

Mam jak zawsze mieszane uczucia po przeczytaniu tego i podobnych opowiadań. Jak na mój gust– może jestem zbyt wrażliwy ale pogrzebacz, gwoździe , to przedmioty ,które widuję zazwyczaj w innych miejscach. Mordy, przemoc, gwałty to częste atuty współczesnej literatury– a szkoda . Trzeba mieć świadomość,że literatura kształtuje niejako młodych ludzi.Jeżeli "połykają" takie scenki bez zmrużenia oka to przyszłość jest przewidywalna. Piszę jak myślę i nie mam w zamiarze uprawiać żadnej krytyki.Szanuję każdego autora. Może moje obawy są przesadzone? Na przykład z powodu obserwacji : coraz więcej ludzi jest młodszych ode mnie. Bedę rad gdy ktoś podzieli się swoim zdaniem na ten temat. Tak jak gruby10004 chętnie przeczytałbym ciąg dalszy, w łagodniejszym obrazowaniu.

Zgadzam się ze stwierdzeniem, że we współczesnej literaturze coraz część ukazywane są tego rodzaju sceny/obraz. Czy jest to coś złego? Na pewno nie uciekniemy już od tego. Literatura po prostu się rozwija. Autorzy są coraz bardziej odważni w przedstawianiu rzeczywistości. Rynek jest też taki, że w jakiś sposób trzeba się wybić. Wydaje mi się, że lepiej jest, gdy młoda osoba przeczyta tego rodzaju tekst, ponieważ daje to jakieś realne szanse, że zastanowi się nad tym co przed chwilą przeczytała. Oglądając wiadomości bardzo często moża zobaczyć równie brutalne sceny. Różnica jest taka, że wg mnie telewizja ogłupia i nie pozostawia miejsca na myślenie.  ps. jeżeli mówimy o mlodych osobach to dużą rolę odegrają tu rodzicę, którzy zamiast wskazać na pierwszą lepkture np. Mordimera Piekary, powinni próbować z książkami typu Hobbit. Co do reszty czytelników to ich wybór. Tak jak gry nie wpływają na powiększenie się liczby morderstw, tak i książki mieć go nie będą.

Ciekawe spostrzeżenie, epikon. Ale należałoby to nieco odwrócić i zdać pytanie następujące: jaki procent morderców / zwyrodnialców / gwałcicieli regularnie czytuje książki? Czy ktoś dysponuje jakimiś badaniami na ten temat? Zaryzykuję stwierdzenie, że to znikoma liczba. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Polacy jako naród czytają bardzo niewiele. Jeśli literatura kształtuje wyobraźnię, to skłania także do przemyśleń. Forma przekazu literackiego jest tutaj bez znaczenia, o ile kryje się pod nią coś więcej niż chęć pokazania krwi, flaków i fragmentów mózgu na ścianie. 

drogocennego tlenu, kończyły – pan Przecinek raczył wtrynić się gdzie nie trzeba, chyba… Główna izba gospody była pusta. Nie licząc porozrzucanych resztek j  – moge być w błędzie, ale tu chyb Kropek wykonał identyczną akcję desantową. o sytuacje – ę ę ę? od 7 lat – od siedmiu lat – liczebniki słownie, o ile nie są cycatem, czy jakoś tak :)   od komentarza treściowego powstrzymam się :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Pozwoliłem sobie przejrzeć twój profil, ab2savage, i zauważyłem tam tylko dwa opowiadania, razem z tym. Masz jakieś inne? Długo pracowałeś nad "Bezwolnym"?  Widzę tutaj naprawdę kawał dobrej roboty, zwłaszcza, że masz dobry stosunek pozytywnych komentarzy do "szlifujących technikę" ;) Chcemy więcej! :D

"Mówiąc zwięźlej od soedmiu lat…" – siedmiu "powiadomić swych towarzyszą"  – towarzyszy? "odrzekłe spokojnie zdejmując "  – odrzekłem? "W kroczyć do tej krainie"  – wkroczyć? krainy? "To był jedne z tych pierścieni"  – jeden? Tak mi się tylko w oczy rzuciło… :-) Ogólnie bardzo, bardzo mi się podobało! Z chęcią przeczytam dalszą część :)

Be patient.

Te dwa opowiadania to taki mały test :p Oba pisane w jeden dzień, ten wczoraj, a ten drugi (nie wypał) 2 lata temu. Chciałem sprawdzić, czy co nieco się rozwinąłem :p Dzięki za komentarze, błędy zaraz poprawię.

Dobra, nie wytrzymałem. :) Tekst napisany w miarę sprawnie, ale jak dla mnie upstrzony dziurami logicznymi, które strasznie rażą. Po napisaniu tekstu może warto odłożyć go na dłużej niz jeden dzień? Jeżeli grasz w pen and paper RPG, podejdź do tekstu jak do solidnej przygody – to powinno się kleić, mieć sens. Wyobraź sobie, że jesteś śledczym badającym sprawę morderstwa w gospodzie, na gościńcu w łapy wpadł podejrzany i sprzedał ci tę historię… No wyobraź sobie:    – No dobrze panie Bezwolny… Ta historyjka kupy się nie trzyma. Nocowałeś tam pan? Rano sik, ubieranko i jak pan wychodzisz – słyszysz pan jak ktoś umiera? Ok, nie pana sprawa, ale – "olać trupa" ? Pan jesteś taki wszechwiedzący, że wiesz, że w pomieszczeniu z umierającym człowiekiem, zakładając nawet tę manieryczną niewrażliwość i twardzioszkowatość, nie czai się zabójca? Doświadczenie tego pana nauczyło, że mijasz pan ten pokój nawet go nie sprawdzając na okoliczność czy jest "czysty"?  – Twierdzisz pan, że wstał dopiero na śniadanie? A rodzinka gospodarza, z opisu wnosząc, śmierć miała długą, upokarzającą i nader bolesną – czyli co, z godnością, w milczeniu umierali, hałasów nie było? Albo pan masz taki twardy sen sprawiedliwego? Jak to jakich, wrzasków przecież, charakterystycznego klaskania, łkania, bogów wzywania…

 – A skoro ten mag drugi, z konia złażący twierdzi, że pierwszy przyszedł zlecić robotę – to po jaką cholerę, panie Bezwolny, po kiego diabła wymordował mag numero uno wszystkie inne osoby w gospodzie? Nudził się, czekając przy porannej kawie? Chyba li dla taniego efektu klasy gore, bo pomyślunku w tym za grosz… Albo pan sameś ich wymordował, a maga na deser. Wyglądasz mi pan na takiego, co to lubi pogrzebaczem i dziewczynkami się bawić, wyglądasz…  – Jedyny, powiadasz, co to oleju w głowie i zręczności miał tyle, by orżnąć Bractwo i zwiać, bierze bez zastanowienia robotę zleconą na gościńcu i jeszcze, jak dziecko jakieś – a przecież pan jesteś złodziej i awanturnik, doświadczony w opresjach jak cholera – piździonek na palca pan pchasz? Oj nie klei się ta bajda, nie klei mocno…  – Milczysz Bezwolny?  Milcz sobie. Czterdzieści osiem do wyjaśnienia, ale zdradzę ci, że prokurator już zarzuty szykuje. Koniec z popierdalankiem w te i wewte po całym świecie, posiedzisz ty sobie, oj posiedzisz, a jak sędzia będzie miał zły humor – to i może rychło podyndasz… :]

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Haha, zajebiste. Szczerze to masz racje. Nawet przez chwile nie przyszlo mi do głowy, że tekst ma tak dużo dziur. Dzięki za komentarz, sens kontynuacji przemyślę uważnie :P

Ponad to: – nie musiał słyszeć bo przeto to je karczma, która słynie z burd, a opis Nie licząc porozrzucanych resztek jedzenia na jednym z podłużnych stołów, dwóch połamanych krzeseł i zniszczonej lady. Pomieszczenie nie wyglądało gorzej niż wczorajszego wieczoru. miał to potwierdzić. Nie wiemy ile nocy bohater już tam spędził i co się działo w tym czasie – w sumie był sobie trup, w sumie chłop go zlał, ale bariery wzmocnił, wroga ukrytego nie wyczuł – bohater spotyka po 3 milach dwie wrogo nastawione postacie, cholera wie, ilu ich się jeszcze czai w krzakach. Zgadza się na ofertę, bo a nuż mu się upiecze i wyłga się z zadania. A, że rozmowę chciał skrócić i nogi za pas brać, to i nie dziwota, że czynu swego nie przemyślał

Burda, mam takie przeczucie, brzmi nieco inaczej niż torturowany człowiek :) A skąd czytelnik, u diabła, ma wiedzieć, że bariera mu to mówi? Jest jakaś bariera i tyle. Obrona rozumiem, z nazwy wnosząc. Bohater zatrzymał się i na nich czekał. Toż to dopiero bezmyślność, własnie – ten doświadczony awanturnik i poszukwiacz przygód – postał sobie, dając możliwość ewentualnym towarzyszom tych dwóch na spokojne ustawienie pułapki… Przeciez człowiek – uciekający przed pogonia juz siedem dobrych lat – zdaje się takich błędów nie robi. Nie mówiąc o tym, że bez mrugnięcia okiem bierze robotę, zakłada – BEZ SPRAWDZENIA – pierścionek, który wrodzona paranoja od razu powinna podejrzewać owszystko, tylko nie o to, że jest pierścionkiem niewinnym, drewnianym…  

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Sense kontynuacji sensem kontynuacji – po prostu krytycznie sprawdzaj linię fabularną. Nie ma co się zniechćecać, trzeba tylko konstrukcję fabuły uszczelnić, zanim nastapi publikacja ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Apage, Satanas! Niszczysz mi moją teorię spiskową ! Źle się wyraziłem wcześniej, kontynuacja będzie, tylko dziury łatać zgrabniej się postaram :p

Przepraszam, ja mieszkam pod 667, Sztan to jedne drzwi na lewo, sąsiad. :) Cieszę się, że mogłem pomóc :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Po sformułowaniu – "mieć w dupie trupa", zakończyłem lekturę. Absolutny brak smaku. Szkoda.

Historyjka, mimo jatki na początku, jakoś mnie nie poruszyła. Aby póżniej było lepiej: – poczytaj o zapisie dialogów – liczebniki zawsze słownie – gdy rozluźnił sznurek, który mocował sztylet na udzie, to czemu broń się nie zsunęła? Telekineza? – konny uzbrojony w szeroki miecz dwuręczny – to element fantastyki? --" odrzekł spokojnie zdejmując półtoraręczny miecz zza placów" – pomijając brakujący a istotny przecinek: trudno zdejmować półtoraręczny miecz zza placów. Zza pleców wyciągać go również nieco nieporęcznie  – chyba że i tu w użyciu była telekineza;) Pozdrawiam

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Wiedźmini jakoś sobie radzą z wyciąganiem mieczy zza pleców ;) 

W literaturze historycznej spotkałem się z takim sposobem noszenia broni u Tatarów. Ale to była dość krótka, krzywa szabla.

Pochwa miecza mogła być zawieszona na pasku tylko w jednym miejsu, a nie sztywno do niego przywiązana. To powodowałoby, że użytkownik nie tylko nie musiałby wyciągać ręki niewiadomo, jak wysoko, ale także wyprowadzić od razu cios, bo dolny koniec wspomnianej pochwy uniósłby się po łuku w górę. 

Krótką broń białą, zwłaszcza o krzywym ostrzu da się tak wyciągnąć. I owszem, da się dłuższą, jeśli sztywna pochwa jest zawieszona na pętli. Ale wyciągnąć w ten sposób półtoraka – nie inny miecz czy szablę, ale półtoraka ? Pokażcie a uwierzę. Ach, miecz Wiedzmina miał bodaj coś koło 70cm, a nie >110

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Dalszy ciąg poproszę:)

Przynoszę radość :)

Uwielbiam prologi ;)    Nie zastanawiając się długo podszedłem do trupa. – Błędów w tekście sporo, ale mnie najbardziej zainteresował ten. Całe opowiadanie piszesz w osobie trzeciej, a tu nagle taka niespodzianka!  Gdyby cały tekst spisany był w osobie pierwszej, wypadłoby to lepiej. Jest w tekście kilka wtrąceń bohatera (zapis myśli) i fajnie, gdyby całość była widziana jego oczami. Spróbuj może kiedyś, podobno pisze się łatwiej w ten sposób.    I hamuj wyobraźnię, bardzo proszę, bo pogrzebacz do komina wystający z pochwy, rozbroił mnie na łopatki ;) 

Nowa Fantastyka