- Opowiadanie: blacken - Gdzie jesteś, ssskarrbiee ?

Gdzie jesteś, ssskarrbiee ?

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Gdzie jesteś, ssskarrbiee ?

 

Witam, mój debiut :)

 

 

 

Nagle się obudziła – w pełni świadoma i czujna, jakby w ogóle nie spała. Zdziwiło ją to. Odkąd pamięta, poranne pobudki zawsze były dla niej koszmarem. I zamiast radości, że nie musi walczyć z poranną ociężałością czuła tylko niepokój. Słuchała jak sosnowe okiennice poruszane wiatrem lekko stukają o ościeżnicę. Wreszcie usiadła na łóżku i chwilę wpatrywała się w ciemność. Przez otwarte drzwi widziała drugi pokój, a w nim niewyraźne zarysy kufrów, stołu, miedzianych patelni i cynowych kufli wiszących na ścianie. Mieszkała tutaj od urodzenia, znała dobrze każdy kąt, ale podświadomie czuła, że czegoś jej brakuje, że coś nie jest na swoim miejscu. W domu panowała cisza, której na zewnątrz akompaniował jedynie wiatr, krople siąpiącego deszczu uderzające o drewno i stukające co jakiś czas okiennice. I w tym właśnie momencie zdała sobie sprawę co ją niepokoiło. Nie słyszała chrapania matki. Wiedziała, że jej mama chrapie od czasu śmierci ojca. Czasem głośniej, czasem ciszej ale zawsze. Bywało, że zakrywała uszy, gdy było to dla niej zbyt uciążliwe. Mogło to świadczyć tylko o jednym – w domu nie było nikogo. Wolno ruszyła w stronę drzwi. Jedna z desek pod jej gołymi stopami cicho skrzypnęła. Za dnia nie zwróciłaby na to uwagi, teraz był to dźwięk mogący wyrwać ze snu. Łóżko jej matki stało puste. Pled, którym się przykrywała zwisał bezładnie jednym końcem na podłodze. Na stole stała gliniana misa z resztkami mięsa, obok dzban z wodą – ich wczorajsza kolacja, która teraz wydawała się mglistym wspomnieniem z przeszłości. Przeszły ją ciarki gdy zobaczyła, że drzwi wejściowe są otwarte. Stanęła na progu i z bijącym sercem rozejrzała się.

 

– Gdzie jesteś? – myślała. Ścieżka była pusta, ale dostrzegła na ziemi ślady. Mieszkała na skraju lasu, ale nie była w stanie powiedzieć do kogo mogły należeć. Nie należały do żadnego zwierzęcia, które znała. Na zewnątrz czuć było tylko wszechogarniającą wilgoć i zapach mokrej trawy. Dopiero teraz zauważyła, że w lewej dłoni wciąż kurczowo ściska małą drewnianą lalkę, z którą często zasypiała. Z przerażeniem zauważyła spływające z jej oczu łzy. Ze wstrętem rzuciła lalkę w kępę trawy, wbiegła z powrotem do domu, zaryglowała drzwi i skuliła się na łóżku mamy. Było zimne, nie wyczuwała nawet odrobiny jej ciepła.

 

– Dokąd mogła pójść? Jak mogła mnie zostawić? Nigdy tego nie robiła. – Obawiała się najgorszego, a gdy przypomniała sobie o śladach ogarnął ją obezwładniający strach.

 

– Spokojnie. Może to jednak jakieś zwierzę, pada deszcz, ślady rozmoczyły się, jest ciemno, jesteś przerażona, spokojnie, spokojnie… – mantrowała kołysząc się w przód i w tył.

 

Miała dwie możliwości. Zostać w domu i czekać na powrót matki lub udać się do domku jej ciotki, to było najbardziej prawdopodobne miejsce gdzie mogła ją zastać.

 

– Jeśli żyje – zaszeptał w jej głowie obcy głos. Odrzuciła gwałtownie tą myśl w najdalsze zakamarki umysłu.

 

– A może gdy już spała, Ferier przyszedł późnym wieczorem po jej matkę? Może ciotka zachorowała?

 

Myśl ta dodała jej otuchy. Tak, nie beczeć tylko wziąć się w garść. Jej ojciec nie byłby z niej dumny. Zginął niedaleko Czarnych Pól śmiertelnie raniony przez Raggorów wypasających w tych okolicach swoje owce. Znaleźli go następnego dnia pod drzewem wiązu, wtedy widziała go ostatni raz – leżał skulony z krwią zakrzepłą na ustach – ustach, które dzień wcześniej składały pocałunek na jej czole. Otrząsnęła się ze wspomnień.

 

– Tak, nie mogę zawieść ojca, muszę wziąć się w garść. Nie chciałby mieć bojaźliwej córki – pomyślała.

 

Pospiesznie się ubrała i wychodząc przystanęła na chwilę przy leżącej w pokracznej pozie lalce. Jej oczy patrzyły w stronę drzwi domu, z którego została wyrzucona. Inevra ruszyła pędem nie odwracając wzroku.

 

Chata w której mieszkała postawiona była znacznie dalej od innych domów, toteż by dostać się jak najszybciej do osady ścięła drogę skrótem przez las. Na szczęście mżawka ustawała. Weszła w tunel w wykrocie rozłożystego drzewa i przeszła na drugą stronę wzgórza. Strzepnęła z twarzy nici pajęczyny i ruszyła dalej. Z daleka po prawej usłyszała krakanie. Pod stopą pękła gałązka płosząc zająca ukrytego w listowiu. W końcu pomiędzy topolami, na skraju łąki, zauważyła drewnianą chatę. Z sercem pełnym nadziei ruszyła pędem do domu ciotki. Lecz z każdym jej krokiem nadzieja przygasała. Ciemność w oknach potwierdzała jej najgorsze myśli, których nie chciała dopuścić do siebie.

 

– Jeśli w chacie jest ciemno to matki również tam nie ma – szeptał głos w jej głowie. Odpędzała te myśli, gdy tylko się pojawiały.

 

Ostatni płomyk nadziei zgasł ostatecznie, gdy zobaczyła otwarte drzwi chaty. Z wnętrza wyzierała ciemność i ledwie wyczuwalny zapach dziczyzny. Na miękkich nogach ostrożnie zajrzała do środka.

 

Pusto.

 

Pusto tak samo jak w jej sercu i umyśle. Nie potrafiła zrozumieć co się dzieje.

 

– Może śnię, to tylko sen… to tylko sen, niedługo się obudzę – zamknęła oczy i mamrotała pod nosem. Chciała wierzyć w to co mówiła.

 

Usłyszała miauknięcie i zobaczyła zielone oczy kota. Podszedł do niej i zaczął się łasić, wzięła go na ręce i przytuliła. Ciepło żywego stworzenia dodało jej trochę otuchy. Kot miał jednak inne plany, rychło wyrwał się i wybiegł na zewnątrz. Zobaczyła kątem oka jak poluje na jakieś małe stworzenie koło drzewa. Znów była sama. Wyszła na zewnątrz i omiotła spojrzeniem okolicę. W pozostałych domach również było ciemno. Nagle w jednej z chat, należącej do snycerza Olafa, dostrzegła ruch. Jakiś bezkształtny cień przesunął się w głębi domu.

 

– Może to tylko ptak odbił się na tafli szkła? – pomyślała. Przytknęła ucho do drzwi i nasłuchiwała. Cisza. Odwróciła się jakby upewniając, że nikt na nią nie patrzy i nacisnęła klamkę. Drzwi nasmarowane zwierzęcym łojem gładko się otworzyły. Olaf siedział na zydlu rękę miał opartą o stół. Z rozciętych żył na przedramieniu wypływała krew.

 

– Panie Olafie! – Rzuciła się do niego. Chciała mu pomóc, on jednak chwycił w dłoń zakrwawiony nóż snycerski i wycelował ostrzem w jej stronę.

 

– Odejdź precz! Nie wiem kim jesteś!

 

– To ja, Inevra córka Cogorta, nie poznaje mnie pan?!

 

– On jest zmiennokształtny, on jest wszystkim…

 

– O czym pan mówi?! Niech pan da sobie pomóc! – Zdecydowanie nie chciała zostać sama. Żyły miał przecięte wzdłuż, a nie w poprzek ramienia, bała się, że i tak niewiele zdziała. Wykrwawiał się bardzo szybko.

 

– Odejdź precz! – ryknął widząc, że znów chce podejść. – Zginiesz – dodał cicho i zamknął oczy. Stanęła jak wryta. W końcu nóż wyśliznął się z jego dłoni i upadł w kałużę krwi. Sama, znów sama. Koszmar.

 

Wyszła na zewnątrz i bezradnie osunęła się na trawę pod ścianą domu. Patrzyła na kwiaty czerwonej koniczyny, na źdźbła trawy, na horyzont nad którym niedługo wstanie słońce, choć pewnie i tak go nie dostrzeże przez gęste chmury. I w tej beznadziei zrozumiała, że nie może się poddać. Ojciec nie byłby z niej dumny. On, który nie bał się zakradać do obozu wroga by zdobyć dla nich jedzenie. On, który uczył ją przetrwania w tym świecie. Tropienia zwierzyny, polowania, budowania schronienia, walki z wrogiem. On, który opowiadał jej przy kominku historię rodu jej przodków. On, który był dla niej kimś na kim mogła polegać.

 

– Nie mogę cię zawieść ojcze – pomyślała. Tak szybko jak nabrała otuchy tak szybko przyszło zwątpienie. Tyle zostało jeszcze do nauczenia, miała tylko piętnaście lat… Toczyła wewnętrzny bój w sobie, ale w końcu się podniosła. Ruszyła do swojej chaty. W sercu budził się gniew człowieka, który nie ma nic do stracenia.

 

– Gdzieee jeesteeśśś?? – Usłyszała chrapliwy głos. Przestraszyła się. Obróciła się, rozejrzała dokoła choć była niemal pewna, że głos pochodził z wnętrza jej głowy.

 

– Czuję twój strachhh! MMM!

 

– Kto ty?! Pokaż się! – krzyknęła, choć był to raczej mysi pisk.

 

– Chcesz, żebym przyszedł? JA?! To bardzo, baaaardzo ciekawe… – I faktycznie nie chciała. Nie miała przy sobie nawet broni. To zdecydowanie nie był najlepszy pomysł. Zaczęła biec do domu.

 

– Uuu… uciekasz… to jak… mam przyjść czy nie?

 

Zignorowała pytanie. Zacisnęła pięści, aż zbielały jej kostki i biegła jak najszybciej, biegła na ile pozwalały płuca i mięśnie w nogach.

 

– Dogonię cię, ssskarrbiee – szepnął głos.

 

Nie odwracała się, wparowała do domu i zaryglowała drzwi od wewnątrz nie oglądając się za siebie. Szybko rzuciła się do kufra i wyjęła z niego długi sztylet, dawny podarek od jej ojca. Broń w garści dodała jej trochę otuchy. Chwyciła mocno drewnianą rękojeść. Nagle coś uderzyło z impetem o drzwi. Krzyknęła, a sztylet wypadł jej z dłoni.

 

– Dziewczynki nie powinny bawić się bronią! – Zakpił ten sam głos, który słyszała wcześniej w głowie, a teraz dochodził zza drzwi. Cicho podniosła broń i nasłuchiwała. Cisza. Coś jedynie chrobotało za komodą, pewnie mysz – pomyślała szybko. Nagle usłyszała nienaturalnie ciężkie kroki, ktoś obchodził dom dokoła. Podążała wzorkiem za tym odgłosem. Wtedy przypomniała sobie o uchylonych okiennicach w jej pokoju. Rzuciła się jak szalona w stronę okna przewracając po drodze stołek. W ostatniej chwili dociągnęła okiennice i zaryglowała je od wewnątrz.

 

– Myślisz, że to cię uratuje?

 

Ledwie dwa cale dzieliły ją od oprawcy. Wtem usłyszała znów pisk. Myślała, że to znów mysz jednak z przerażeniem zorientowała się, że odbezpiecza się rygiel drzwi. Szaleństwo. Chciała pobiec w ich stronę, ale było już za późno. Drzwi zaskrzypiały, a na podłodze rozlał się czarny cień i rósł, rósł i rozlewał się po całym pokoju…

 

– Przede mną nie ma ucieczki. Wybacz, że o tobie zapomniałem, mój ssskarrbiee… – Wydało jej się, że uśmiecha się złowrogo.

 

Cofała się w stronę swojego łóżka, skuliła się na owczej skórze.

 

– Będziesz wiernie służyć mojemu panu, on cię potrzebuje.

 

Ręce miała lodowate z zimna. Sztylet wydał się jej nic nie znaczącą zabawką. Zamknęła oczy i zaczęła krzyczeć. Krzyczała by nie słyszeć tego głosu, tych kroków, by nie czuć tego zimna. Krzyczała i bała się momentu kiedy skończy jej się powietrze w płucach.

 

 

 

**

 

Fale pieniły się przy brzegu.

 

– Jak tam twoja powieść ? – spytał.

 

– Całkiem dobrze. – Zaciągnął się papierosem.

 

– Brakuje mi jeszcze jednego bohatera by to wszystko nabrało sensu. Kogoś mi tam jeszcze brakuje… I cholera nie wiem jeszcze kogo, ale to przyjdzie z czasem… wiem o tym – dodał.

 

– Co przyjdzie z czasem?

 

– Wszystko. – Wzruszył ramionami – pomysły, bohaterowie… po prostu puszczam swoją podświadomość na łowy. Po prostu daję jej pohasać i czekam. Ona nigdy mnie nie zawodzi. – uśmiechnął się.

Koniec

Komentarze

Całkiem przyjemny klimat i dobra narracja. Przez chwilę oprawca skojarzył mi się z gollumem, chyba przez to "mój ssskarrbiee…" Udany debiut, choć liczyłem na pełne zakończenie, a tak muszę uruchomić własną wyobraźnię, która zobrazuje mi zakończenie. :)

Rozczarowało mnie zakończenie. Nazwałbym taki zabieg: pójściem na łatwiznę. Czytając, zauważyłem brak wielu przecinków, poza tym zapisujesz myśli tak samo jak wypowiedzi, co czasem było mylące. Jak na debiut jest nieźle. Pozdrawiam

Mastiff

Znaleźli go następnego dnia pod drzewem wiązu. Widziała go tamtego dnia – leżał skulony z krwią zakrzepłą na ustach – ustach, które dzień wcześniej […] – powtórzenia. […] przez las, który tego dnia był spowity rzadką mgłą […] – To w końcu akcja dzieje się w nocy czy w dzień? I mgła w nocy po deszczu? Nie znam się, ale wydaje mi się to dziwne. Ale jak na debiut, to całkiem przyzwoicie.

Babska logika rządzi!

Całość bardzo porządna – szczególnie jak na debiut. Zakończenie – totalne nieporozumienie – usuń albo zmień. Ale raczej usuń. Przecinki i powtórzenia wytknęli przedmówcy, ja zwrócę jeszcze tylko uwagę na zaimki, np. w zdaniu "Szybko rzuciła się do kufra i wyjęła z niego długi sztylet, dawny podarek od jej ojca". Pozdrawiam i liczę na jakieś rozszerzenie historii Inevry (aha, imię bardzo kojarzy mi się z Ineverą z cyklu o Malowanym Człowieku, więc może warto jakoś ją przechrzcić?).

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Zakończenie położyło na łopatki obiecujący tekst. Obiecujący jak na debiut. Dodatkowo zaznaczam, że nie ruszają mnie historie o przeróżnych stworach nie z tej ziemi, ale, skoro przeczytałem, oznaczać to może tylko jedno: tekst na poziomie minimum średniej strefy stanów średnich.   Popracuj jeszcze nad strona językową, nad precyzją przekazu. Przykład:   Rzuciła się jak szalona w stronę okna przewracając po drodze stołek. W ostatniej chwili dociągnęła okiennice i zaryglowała je od wewnątrz.

 

– Myślisz, że to cię uratuje?

 

Ledwie dwa cale dzieliły ją od oprawcy.   Nie wiadomo, czy dwa cale odnoszą się do grubości okiennic, czy prześladowca przeniknął do wnętrza i od dziewczyny dzielą go zaledwie dwa cale, czyli tyle, co nic…

Debiut udany,ale zaskakuje mnie dysproporcja. Niektóre fragmenty są naprawdę ładne, ale potrafisz zepsuć je jednym, wyjątkowo kiepskim zdaniem i cały czar w moment pryska.    Ładne zdanie: Znaleźli go następnego dnia pod drzewem wiązu, wtedy widziała go ostatni raz – leżał skulony z krwią zakrzepłą na ustach – ustach, które dzień wcześniej składały pocałunek na jej czole.

Brzydkie zdanie: Chata, w której mieszkała postawiona była znacznie dalej od innych domów, toteż by dostać się jak najszybciej do osady ścięła drogę skrótem przez las. – Chata, w której mieszkała stała na uboczu – ta dam!    Pierwszy akapit (cały) jest przydługi, taki wiesz, typowo debiutancki, dużo opisu, który w zasadzie jest niepotrzebny ;) Ale dalej ładnie się rozkręciłeś i nawet byłam ciekawa, co będzie na końcu wycieczki. Sssskarb bym wyrzuciła, bez szkodliwości dla tekstu, a po co ma się kojarzyć z Gollumem? Naprawdę zbędne. Podsumowując: Pisz ;)

dzięki wszystkim za komentarze, wezmę sobie do serca :)

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Opowiadanie zaintrygowało i trzymało w napięciu, ale zakończenie sprawiło, że poczułam wielki zawód. Chyba nawet większy, niż gdybym się dowiedziała, że wszystko, co się przytrafiło dziewczynie, było tylko snem. :(

 

Po­dą­ża­ła wzor­kiem za tym od­gło­sem. – Śmieszna literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka