- Opowiadanie: Wajtold - Dezerter Wilczych Kłów

Dezerter Wilczych Kłów

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dezerter Wilczych Kłów

Dezerter Wilczych Kłów

 

W Hahenfer było zimno. No ale kto spodziewał by się ciepła w środku czwartej zimy. Randall nienawidził Hahenfer, prawie tak samo jak jego pór roku. Najbardziej wysunięty, na zachód kraj słynął ze swych nieprzyjaznych warunków, oraz bardzo zimnego klimatu. w krainie zamieci nie było czegoś takiego jak wiosna, lato, jesień….Ale była zima… A nawet cztery zimy każda mrożniejsza od poprzedniej. Dopiero po całym roku pełnym lodowatych wiatrów i białego śniegu wychodziło słońce i zaczynał się miesiąc słońca, po czym oczywiście cykl się powtarzał. Randall szedł przez puste opatulone w biały puch uliczki miasta Tymeth przeklinając bogów i marząc o czymś ciepłym do zjedzenia. "Co za Skurwiel tam na górze wymyślił śnieg i mróz.. i ogólnie zimno." Wyklinał pod nosem. Ów mężczyzna był zmęczony po całonocnej przeprawie przez granice. Miał na sobie gruby strój z niedźwiedziej skóry, a na to wszystko narzucony skórzany płaszcz. Całość sprawiała, że wyglądał jak futrzasta kulka tocząca się przez ulicę. Szedł tak jeszcze przez chwilę, aż dotarł do miejsca, gdzie mógł chociaż przez chwilę zapomnieć o swych prześladowcach, o ucieczce i innych okropnościach, które nad nim wisiały. Burdel… Pomyślał Ran. Poczuł dziwne odprężenie, gdy przekroczył próg domu. W środku panował tłok. Wszędzie siedzieli mieszkańcy i dziewczyny usługujące im. Przez salę przelatywał śmiech, obelgi plebejuszy i alkohol.

Prawie jak w domu. Podszedł do starszej kobiety, która wyglądała na osobę zarządzającą tym… Burdelem. Tej nocy Randall roztrwonił prawie cały majątek, który miał ze sobą. Na wino i kobiety wydał większość swych srebrników. Ale chciał zapomnieć. Chociaż jednej nocy poczuć się wolnym od niebezpieczeństwa. I rzeczywiście czuł się tak….do rana. Obudził się na wielkim łożu. Po jego lewej stronie leżała blodynka z największymi piersiami jakie Ran kiedykolwiek widział, po prawicy zaś spała czarnoskóra piękność, której Randall nie zapamiętał imienia. W pokoju panował mrok. Okna były zasłonięte, drzwi zamknięte, a jedynym źródłem światła była dogasająca świeczka stojąca na stole z lustrem. Ran powoli wyślizgnął się z łóżka, nie budząc kobiet. Łeb pękał mu od ilości alkoholu, którą wypił w nocy. Podszedł do stołu z lustrem. W odbiciu ujrzał brązowowłosego mężczyznę . Jego twarz miała kształt lekko trójkątny, a podbródek trochę wystawał. Pomiędzy jego wielkimi zielonymi oczyma przechodziła szrama kończąca się na brodzie. Nos miał spuchnięty i zamaszyście wzniesiony w górę. Kiedy jeszcze żył w maleńkiej wiosce w Myxirze, Matka uważała go za niesamowitego, a dziewczyny przesyłały mu zalotne uśmiechy. Lecz to wszystko było przed Werbunkiem, Przed szukaniem chwały, Przed zabijaniem i przed dezercją. Gdy opuścił dom był w wieku 14 lat. Mimo, że miał teraz 24 wyglądał raczej na 40 lub więcej. Oczy, kiedyś być może szeroko otwarte, teraz były lekko uchylone, a uśmiech pojawiał się rzadko. Ran wziął swoje ubranie z podłogi, i ubrał się. Do pasa przypiął swoją sakiewkę i stalowy miecz. Ostrze samo w sobie nie było jakkolwiek wyróźniające, lecz rękojeść… Dolny trzonek zakończony był stalowym kolcem, podczas gdy górną część ozdabiał wilk, z którego pyska wychodziło ostrze. Po założeniu butów Randall wyszedł z pokoju, i zszedł na dół po schodach. W Sali panowała cisza. Wczorajsza Gawiedź rozeszła się, a kurtyzany jeszcze spały. Jedyną osobą na dole była zarządczyni zajęta przeliczaniem pieniędzy. Jak wiele wczoraj wydałem ? . Kurwa jak wiele ?. Ran podszedł do niej. „Miodu,” Chrząknął. Kobieta dopiero teraz zauważywszy go, podniosła głowę. „Jeszcze ci mało ? Po tym ile wczoraj wypiłeś nie powinieneś w ógóle wstać. Poza tym tutaj jest burdel. Tu przychodzi się na ruchanie, a nie picie i spanie.” Odpowiedziała. „Trzeba było mnie zbudzić, skoro tak przeszkadzam.”

„Myślisz, zapijaczona mordo, że nie próbowałam ? Spałeś jak zabity, nic nie dały szturchnięcia, ani krzyki i nawoływania”. Ran nic nie odpowiedział. Dalsza rozmowa nie miała dla niego sensu. Wziął pierwszy lepszy płaszcz wiszący na wieszaku, i wyszedł na dwór. Na zewnątrz padał śnieg. Jak zwykle. Mimo świtu ludzie już pracowali. To jeden Hahenferczyk rąbał drewno, to drugi zaprzęgał psy do sań. O ile wieczorem w mieście nie było ruchu, tak teraz ludzie przepychali się w kolejkach na targ, po świeże mięso od myśliwych. Wciąż jednakże było zimno, i wciąż było ciemno jak w nocy. Ran dopiero teraz zauważył, że nad miastem znajduje się wzgórze, z zamkiem, cytadelą czy innym cholerstwem.

– Co to za budynek ? – zapytał przechodzącego obok niego mężczyznę, wskazując na zamek. Człowiek zatrzymał się i spojrzał tam, gdzie wskazywał Ran.

– Któż nie zna smoczego szczytu. Skąd tyś się urwał chłopcze ?– odpowiedział przechodzeń.

Ran zignorował uwagę i wypytywał dalej

– Ktoś w na nim mieszka ?– Mieszczanin wybuch gromkim śmiechem. Jego broda wręcz eskplodowała śniegiem we wszystkie strony.

– Ty na pewno nie jesteś stąd. W Hahenfer wszyscy wiemy kto tam mieszka. To ludzie, którzy poświęcili się obronie tej zapomnianej przez bogów krainy. To…– Nie dokończył, gdyż zaczął się krztusić ze śmiechu.

– Aha – odparł wkurzony Randall.– śmieszy cię ma niewiedza. Sam bym się chętnie pośmiał, gdybym chociaż powiedział coś śmiesznego.– Hahenferczyk, najwyrażniej otrząswszy się z maniakalnego śmiechu, odpowiedział.

– Wybacz, drogi cudzoziemcze, ale my tu, w Hahenfer rzadko mamy powody do radości. Ludzie tutaj w Tymeth wciąż, opowiadają te same, suche i beznadziejne żarty, że chyba straciłem już poczucie dobrego humoru.– powiedział i dodał– Ludzie, którzy tam mieszkają zwą się „Zwiastunami Zimy”. Cholernie Adekwatna nazwa, gdyż tutaj wciąż pruszy kurwa mać. Ich bractwo zostało założone podczas wielkiej wojny, w czasie wieku agresji i tak dalej. Cholera, nie będę ci całej histori opowiadał. Jak tak bardzo cię to interesuje, to się ich zapytaj.– powiedział jednym tchem mężczyzna co najwidocznej nieźle go zmęczyło.Ci ludzie mieszkają tam w odosobnieniu, z tego co widzę. Idealne miejsce to ukrycia się.

– Dzięki za pomoc.– Powiedział Ran. Miał już iść, gdy Brodacz złapał go za ramię.

– Chwilka. Idziesz tam nie ? Świetnie się składa. Jestem ci winien małe przeprosiny za wyśmianie cię. Można powiedzieć, że to twój szczęśliwy dzień. Nie tylko cię tam zaprowadzę, ale też umile ci czas rozmową.– powiedział wesołym tonem.

-To bardzo.. miłe z twojej strony „przyjacielu”, lecz nie potrzebuje w tym momencie towarzystwa.– Niestety na próźno były prośby, gdy Hahenferczyk wziął Rana pod ramię i zaczął go kierować w stronę Smoczego szczytu. „bogowie pomóżcie.”. Jednakże bogowie mieli go najwyraźniej w dupie, bo nie mógł nijak wyrwać się z uścisku wielkiego mężczyzny.

– Nie pierdol chłopcze. To kilku godzinna wyprawa, a ty potrzebujesz przewodnika. Przy okazji opowiesz mi co tam w świecie słychać.– Randall westchnął i pozwolił by kierowała go „góra” w stronę góry. Przez pierwszą godzinę schodzili coraz niżej w dół, oddalając się od wioski. Cały świat dookoła wyglądał jak wielkie białę morze. Czasami Ran nie wiedział czy idzie po ziemi, czy po silnie zlepionym śniegu. Druga godzina zeszła się na wchodzeniu pod górę. Wokół nich rozciągała się bezkresna biel. Co jakiś czas w oddali widać było małą tundrę, czy jakieś samotne drzewo, ledwo utrzymujące własny ciężar. W Hahenfer nawet zwykła podróż mogła być niebezpieczna. Nowy przyjaciel, któremu na imię było Ragnar, opowiedział mu o kilku przypadkach, gdy podczas wyjątkowo silnych zamieci, śnieg i lód były twardsze od stali. Ran wierzył mu na słowo, chociaż nie mógł sobie wyobrazić, że odmraża sobie kończyny na jak to Ragnar nazwał „lekkim pruszku”. Po jakimś czasie dotarli na szczyt. Mimo że przebyli kilkugodzinną wyprawę, Forteca Zwiastunów wciąż wydawała się strasznie oddalona. Miasto dawno zniknęło za horyzontem. O ile Ranowi było zimno, tak jego towarzysz raczył nie zwracać uwagi na chłód. Całą drogę opowiadał o tym jaką wziął swą żonę na dworze, oraz jak to urodziła mu pięcioro dzieci : Argha, Thora, Nel, Mithghara i Leorda. Potem opowiedział mu jak jego czterej synowie wstąpili do wojska, a córka została żoną jednego z lordów. Mimo wszystko było tego kilka plusów. Po pierwsze Ragnar opowiadał naprawdę dobrze historie, a zdania typu „i wtedy ja go za dupę” albo „Ja ją od tyłu, a ona HYC ! do góry” były w tych historiach używane wielokrotnie. Trudno było nie powstrzymać uśmiechu na twarzy. Oprócz tego Rana całkowicie przestała boleć głowa.

– Dobra Randalku. Dalej nie pójdę, bo trzeba jeszcze wrócić do domu, a droga w chuj daleka. Pozdrów te stare pierniki ode mnie, i wpadnij od czasu do czasu do starego Ragnara.

– Możesz być pewien, że wpadnę.– Powiedział Ran, z uśmiechem, który tak dawno nie gościł na jego twarzy.

„Dobrze mi zrobiła ta zmiana towarzystwa. Normalny człowiek, tak dla odmiany bycia w kompanii psychopatycznych zabójców. Uścisnęli sobie dłonie na pożegnanie i obaj ruszyli w przeciwne strony. Wraz jak Ran zbliżał się do zamku, śnieżyca wzmagała się. Pomimo małego upływu czasu było jeszcze ciemniej. Szedł tak jeszcze z godzinę, nim uznał, że jak zwykle bogowie są przeciwko niemu. Kilka potknięć i przekleństw później był już naprawdę blisko. Nagle usłyszał kroki za sobą. Przez chwilę myślał, że to Ragnar, więc z uśmiechem odwrócił się. Jednakże uśmiech zaraz zniknął z jego twarzy, a w zamian pojawiło się przerażenie. „Jak ?, Jakim cudem tak szybko.” Przed Ranem stał, człowiek. Odziany był w czarny płaszcz, na który nałożona była kamizelka kolcza. Na to wszystko wszelakie ozdoby runiczne, a na środku wybity był herb przedstawiający Czarnego kruka, który unosi w swych pazurach łanię. Osobnik ten nosił przypominającą kształtem czaszkę ptaka, na co miał założony długi, szeroki kaptur.”Łowca.. tylko jeden” Pomyślał Ran. Szybko popatrzył na róźne strony czy nie ma, aby innych. Łowca odezwał się.

– W imieniu Imperium, zostajesz skazana na śmierć zwierzyno. Twoja skóra wkrótce ozdobi ściany Cesarskiej Fortecy.Ran znał ten sposób mówienia.”Jest źle”. Ran Widział kiedyś łowcę, lub Kruka, jak siebie sami nazywali. Imperialna organizacja mordująca każdego kogo Cesarzowa wskaże. Lepszych zabójców nie ma na całym świecie. Ran złapał rękojeść swej broni. Łowca sięgnął po miecz i niczym gepard wyskoczył na Randalla. Ran również wyciągnął miecz i zparował atak kruka, którego siła o mało nie wytrąciła go z równowagi. Łowca znowu przygotował się do ataku, lecz tym razem Randall był szybszy. Tańczyli w świetle iskier i wokół spadającego śniegu. Kilka ciosów wypadało z jednej strony, na które zaraz odpowiadała druga strona. Ran uwielbiał taniec stali. Tą adrealinę i napięcie. Zawsze próbował być opanowany, jednakże w wirze walki stawał się kimś zupełnie innym. Było to dla niego niczym gra hazardowa. Z tą róźnicą, że zazwyczaj stawką było życie. Ran atakował jak najlepiej umiał. Z góry, obrót, kontra, jednakże Łowca zawsze jakoby był krok przed nim i instynktownie blokował. Randall odbił zamaszysty cios wyprowadzony z dołu, gdy nagle łowca zaatakował go sztyletem trzymanym w drugiej ręce. Ran nie zdążył na czas skontrować i sztylet przebił się z impetem przez futro, a następnie skórę. Randall Poczuł ból. Nieprzyjemne uczucie sączącej się ciepłej krwi. Kruk mocnym szarpnięciem wyciągnął ostrze z brzucha.”Cholera. Muszę uciekać. Zaczął biec w stronę twierdzy. Była tak blsko. Chciał być tam jak najszybciej. Wzrok zaczął mu się rozmazywać.”Dlaczego sztylety muszą zawsze być zatrute ?” Zauważył, że Łowca nawet za nim nie biegnie, a spokojnie idzie w jego stronę. Ran Osunął się na kolana. Krew kapiąca z jego rany mieniła się karmazynową barwą. Łowca stał już nad nim. Uniósł wysoko miecz by zadać ostateczny cios. O ile miecz w dłoni kruka wydawał się lekki jak piórko, tak teraz miecz Randalla ciążył mu jakby próbował unieść kowadło. Zamknął oczy. „Świety Thorganie. Oświetl mą ścieżkę, gdyż jest skąpana we mroku i ocal mnie od zła którę nademną wisi.” Usłyszał świst miecza przecinającego powietrze i …. Zaraz potem Chrupnięcie pękającej kości.”To nie jest odgłos jaki wydaje odcięta głowa.” Szybko zorientował się Ran i otworzył oczy. To co przed sobą ujrzał nie było pięknym widokiem, ale cieszyło ledwo widzące oczy Rana. W czaszkę kruka wbity był młot. Maska kruka wgniotła się we wnętrze jego głowy. Powoli jego bezwładne ciało osuneło się na ziemię, krwawiąc, a wręcz tryskając czerwoną strugą. Ran zobaczył Otwarte przed sobą wrota smoczego szczytu i zdążył tylko pomyśleć

„Bogowie… Kurwa. W samą porę.” Po czym padł i zemdlał.

Obudził się, w ciemnym pomieszczeniu, zrobionym z kamienia. „Zamek” Przypomniał sobie. Pokój, w którym się znajdował był mały, i obskurny. Posadzka była pobijana, a niektórych kamiennych płyt brakowało. Jedynym źródłem światła było maleńkie okno z kratami. Randall usłyszał echo kroków.

Ktoś się zbliża. Obmacał powierzchnie wokół siebie, jednakże nie znalazł swojego miecza. Cholera. Dźwięk kroków był coraz głośniejszy. W końcu przez wejście wszedł rudowłosy starzec. Jego postawa była wyprostowana, a chód dumny. Broda oczywiście była bujna i długa, jednakże w porównaniu do brody Ragnara ta była zadbana. Jego oczy były zmęczone, ale wciąż bystro patrzące. Nosił on na sobie, jakby nawet nie oprawione futro niedźwiedzia. Przy pasie, Ran zauważył swój miecz. Randall poruszył się niespokojnie, chcąc wstać, ale nie miał na to siły.

– Spokojnie dezerterze. Trucizna jest wciąż w twoich żyłach. Minie jeszcze trochę czasu, zanim skończy działać. Masz wielkie szczęście.– powiedział starzec. Tak. Wielkie… . Ran przypomniał sobie swoją modlitwę. Szczęście.

– Skąd wiesz, że jestem dezerterem ?– zapytał Ran. Starzec spojrzał na niego i powiedział

– Zabójca, który został za tobą wysłany miał list gończy. Było tam wszystko opisane, młody Randallu z Kargan. Dokąd się udasz, skąd przybywasz. Wszystko

Skąd mogli wiedzieć, gdzie zmierzam ?. To wszystko wydawało się dla Rana nierealne. W kilka godzin zdołał roztrwonić swoje pieniądze, zawrzeć nową znajomość, o mały włos uniknąć śmierći, a teraz zostać uratowanym przez dziwaka w futrze.

-Jak mogli się dowiedzieć, dokąd uciekam ?– Wciąż dopytywał z niedowierzaniem Ran.

-kontakty, informacje. To Łowcy chłopcze. Polują na ciebie i nie przestaną póki nie wypełnią kontraktu. Gdyby nie ja, leżałbyś zapewne obdarty ze skóry w śniegu. Los i tak ci sprzyja, skoro urodziłeś się w dzisiejszych czasach, a nie wcześniej. Kiedyś kruki były nie do powstrzymania. Jeżeli był kontrakt na daną głowę to było to już pewne, że śmierć czeka wybranego nieszczęśnika. Ale to było dawno temu. Zanim bractwo upadło. Kiedy nie było psem na smyczy Impierum Jej Cesarskiej mości. To jednak historia na inną porę. Dla innej osoby.– Starzec westchnął i kontynuował.– Wiem kim jesteś i skąd przybywasz. Ale w jakim celu ?.

– Pomyślałem, że kruki nie wlecą do tego zamku… Że w odosbnieniu przestaną mnie ścigać.

-Szukasz schronienia ? Wybacz chłopcze ale tu go nie znajdziesz. Jesteśmy zwiastunami, a nie przytółkiem dla biednych, chorych i bezdomnych. Jesteśmy obrońcami Hahenfer. Stoimy jak jeden mąż przeciwko całej potędze wschodu. Jeste…

– Strzelam, że bandą starców która żyje starymi opowieściami o samych sobie. Może 50 lat temu jeszcze byliście potęgą, ale teraz ? po wieku agresji Hahenfer bardziej ucierpiało, a co z tym idzie WY ucierpieliście. Nie jestem pierwszym lepszym idiotą dziadku. Może i pochodzę ze wsi, ale nauczyłem się czytać, i przeczytałem wiele legend o potędze lodowej krainy. Czytałem o jeźdżcach smoków, o ich lodowych grobowcach. Nigdy jednak o was nie słyszałem. Wyjaśnij mi więc dlaczego ?. Twarz starca poczerwieniała, a chwilę później wróciła do normalnych kolorów. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.

– Tak jesteśmy starcami. Bandą starców. Pamiętam kiedy mieliśmy tysiące ludzi przesiadujących w smoczym szczycie. Skoro jesteś taki mądry chłopcze, może powinieneś dołączyć do nas.

Ran zdziwił się. Dołączyć, ja ???. Być może kiedyś bez namysłu dołączyłby do zwiastunów, ale kiedyś bez namysłu dołączył do wilczych kłów. Wspomnienia. Twarz matki ociekająca łzami. Prośby i błagania. Nie. Musiałem być mądrzejszy. Chciałem zobaczyć świat. Nauczyć się walczyć. Być uwielbianym. Niestety w tym zestawie znalazło miejsce także zabijanie dzieci, niewinnych cywilów oraz gwałcenie i plądrowanie.

Nie sądzisz chyba, że ja…– Starzec zaśmiał się

– Żartowałem chłopcze. Gdybym przejmował się każdą uwagę gówniarzy, już dawno to bractwo by się rozpadło. Tak jesteśmy starcami. Ale nasza legenda wciąż żyje. Widzisz, jeśli chcesz trzymać wroga na wodzy musisz nauczyć go strachu. Ostatnia wojna nauczyła Mixirę, że należy się z nami liczyć. Jeśli wróg jeszcze będzie myślał, że walczy z demonami… Nigdy nie podniesie na ciebie ręki. Chodź dzieciaku. Zjesz z nami wieczerzę.To wszystko żart ? Pomyślał Ran, który czuł wstyd, gniew i zakłopotanie.

– Chcesz mi powiedzieć, że nadymałem się, obrażałem cię, i przypomniałem sobie moje klęski na próźno ? Nienawidzę Hahenfer – Starzec zaśmiał się i pomógł wstać Randalowi.

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

 "Miał na sobie Gruby strój z niedźwiedziej skóry" . Duża literka się wkradła tu i ówdzie. Jest też parę literówek ;) Polecam wrzucać takie do Worda i część samo zaznacza ;)  Użycie słowa "Dżentelmen" do opisu kogoś wybierającego się do burdelu jest dziwne. Ja rozumiem, że każdy ma swoje potrzeby, ale jednak.  Co do zatrutego sztyletu. Musiał być długi, gdyż przebił się przez grube futro i skórę. Trucizna za to bardzo mocna i natychmiastowa, gdyż prawie od razu zadziałała. Oczywiście wszystko możliwe, choć jakoś naciągane mi się wydaje mimo wszystko. Ale kto wie jakie trucizny mają w kraju wiecznej zimy. -Chcesz mi powiedzieć, że nadymałem się, obrażałem cię, i przypomniałem sobie moje klęski na próźno ?  To mi jakoś nieodpowiada. Prędzej bym napisał, że szedł tyle drogi na darmo, czy coś w ten deseń.    Ogólnie są to rady nowicjusza, który nie zna się na pisaniu, więc polecam zaczekać na komentarze kogoś kto się zna, ale chciałem pomóc ;) Ogólnie opowiadanie całkiem ciekawe, choć za dużo Thorów jest na każdej północy. Co ktoś jest z północy to się nazywa Thor. Nawet jeśli to syn Ragnara. ;) 

Na razie tylko przejrzałem. "Dżentelmen" jest przede wszystkim słowem nie pasującym do konwencji fantasy. Coś jak kwiatek do korzucha. Mogłeś np użyc słowa "jegomość". Liczebniki zapisuj słownie.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Ja p… "korzuch". To chyba nie jest mój dzień.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Tam więcej literówek widziałem, przy czym sam jestem kaleką ortograficzną czasem, więc… No. ;) 

Ale tego ortografa, to ja sam w komentarzu walnąłem. :P

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

A dobra :D Nie chciało mi się szukać tego w opowiadaniu i uznałem, że to stamtąd :P Taki dzień dziś widocznie bo i ja nie ogarniam ;) 

Dzięki za wskazówki. Na pewno się przydadzą :). 

zwrócę ci jeszcze uwagę na drogbną rzecz. Między zdaniami a myślnikami powinna się znaleźć spacja. Jeszcze zdążysz to poprawić :)

Bardzo mi się podobało. Pozdrawiam autora z uśmiechem :)

Językowo jeszcze mnóstwo pracy przed Tobą, Autorze. Dość swobodnie traktujesz e i ę w końcówkach wyrazów. Powtórzenia. Interpunkcja. Masła maślane. Liczby raczej piszemy słownie. Spacje przed znakami zapytania są zbędne. Wołacz od reszty zdania oddzielamy przecinkami. Dlaczego niekiedy dialogi piszesz w cudzysłowie? Opis miecza – co to jest dolny trzonek? Poszczególne części broni białej mają swoje nazwy i spokojnie możesz ich używać. Pozdrawiam. :-)

Babska logika rządzi!

której Randall nie zapamiętał imienia.  ---> zapamiętać coś komuś to nie to samo, co zapamiętać czyjeś imię. i zszedł na dół po schodach. – te schody zaprojektował / zbudował Escher? Po zwyczajnych schodach bowiem jeśli się schodzi, to wyłącznie na / w dół…   Jest kwiatuszków więcej, ale te dwa wydały mi się najładniejszymi.  :-)    Podpisuję się pod Finklą. Dużo pracy…

Pozostaje również i mnie podpisać się pod komentarzem Finkli.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Aha, no i uważaj na te pleonazmy, bo było ich w tekście więcej – np. "schodzili coraz niżej w dół".

:)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka