- Opowiadanie: meldran - Eksperyment

Eksperyment

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Eksperyment

 

 

 

Pojawiły się równocześnie. Znaki Ankh w okręgach o średnicy pięćdziesięciu jeden metrów. Niektóre na polach, odbite w zbożu, inne w powietrzu, wyglądające w świetle dziennym jak grafitowe chmury, nocą fosforyzując delikatnie. Kolejne na morzach, placach i pustyniach. Trzysta sześćdziesiąt pięć identycznej wielkości znaków w różnych miejscach globu.

 

Żadne badania naukowe, prowadzone z wykorzystaniem najbardziej zaawansowanych technologii, nie potrafiły dać odpowiedzi na pytanie o przyczyny zjawisk. Najbardziej niepokojące było to, że przestrzeń zajmowana przez znaki nie miała charakteru materialnego, nawet na poziomie kwantowym. Inaczej mówiąc, nie składała się z żadnych znanych nauce cząstek. W świetle danych weryfikowalnych naukowymi metodami, znaki nie istniały.

 

Przywódcy światowych mocarstw zwołali nadzwyczajną radę bezpieczeństwa ONZ, aby przeanalizować możliwe zagrożenia płynące z tej sytuacji. Specjalnie powołane zespoły badawcze przedstawiły swoje raporty, z których niewiele wynikało. Postanowiono monitorować dziwne obiekty najnowocześniejszą aparaturą pomiarową, oraz otoczyć je kordonem wojska – na wszelki wypadek. Powołano również instytucję o nazwie Międzynarodowe Centrum Zarządzania Kryzysem, zajmującą się koordynacją działań służb bezpieczeństwa i ośrodków naukowych zaangażowanych w sprawę.

 

Po upływie kilku miesięcy i podjęciu setek jałowych prób wyjaśnienia istoty zjawiska, ludzkość zaczęła się do niego przyzwyczajać. Nie zaprzestano obserwacji, jednak zmniejszono ochronę wojskową. Aktywne pozostały ugrupowania o charakterze quasi-religijnym, organizujące pielgrzymki do miejsc występowania znaków. A także specjalistyczne ośrodki badawcze, w których najwybitniejsze umysły epoki głowiły się nad rozwiązaniem zagadki.

 

 

 

***

 

 

– Cześć Ana, co słychać? – Ian Tarkowski, członek zespołu CERN, rozejrzał się po laboratorium. – Macie już wyniki z tych próbek? – zapytał.

 

Był wysokim, muskularnym mężczyzną w wieku około trzydziestu pięciu lat. Jasnoniebieskie oczy kryły w sobie zdecydowanie i pewność siebie. Próbki, o które pytał, pobrano z gleby w pobliżu jednego z tajemniczych znaków Ankh. W CERN badano ich strukturę molekularną analizując możliwość wpływu zjawiska na bezpośrednie otoczenie. Ana, dwudziestopięcioletnia absolwentka Harwardu o dziewczęcej urodzie, pełniła funkcję asystentki Iana.

 

– Będą niebawem – odpowiedziała. Ton jej głosu zaintrygował mężczyznę.

 

– Stało się coś? – Spojrzał badawczo.

 

– Właściwie … Trudno powiedzieć przed końcowymi wynikami, ale…

 

– Ale co?

 

– W porównaniu z próbkami placebo o charakterze korpuskularnym, nasza wykazuje pewne cechy fali. – Anna sprawiała wrażenie zdezorientowanej.

 

– Jak to fali ?! Co ty mówisz? – Ian podniósł głos. – Przecież nie badamy fotonów!

 

– No właśnie o to chodzi, badana próbka, mimo identycznych wartości początkowych jak pozostałe, zachowuje się jak fala, a nie korpuskuła. Rejestrujemy interferencję, dyfrakcję, i brakuje nam danych na temat położenia. Mimo, że widzimy ją niemal gołym okiem! Jest jeszcze coś…

 

– Co takiego?

 

– Co jakiś czas zanikają wszystkie oddziaływania. Próbka przestaje odbijać promieniowanie elektromagnetyczne. Tak jakby nie istniała.

 

– Przecież to niemożliwe! Chodźmy, muszę zobaczyć symulację.

 

Podeszli do interaktywnego ekranu dotykowego zawieszonego na stalowych linkach pod ścianą. Dłonie Iana błyskawicznie przemierzały ekran aktywując, przesuwając i rozwijając kolejne pola.

 

– Nie do wiary – powiedział w końcu. – Dzwoń do MCZK, niech zwołają nadzwyczajną video konferencję.

 

 

***

 

 

Dziesięcioletni chłopiec z rozczochranymi, jasnymi włosami wbiegł do gabinetu Iana.

 

– Tato, co to jest wstęga Mobiusa?

 

– Wstęga Mobiusa? Dlaczego pytasz synku? – Zaskoczony ojciec oderwał wzrok od monitora.

 

– Bo byłem z Pitem na placu zabaw, i tam było takie dziwne światło, i Pit powiedział, że to wstęga Mobiusa. – Chłopczyk był bardzo zaaferowany. – I to światło zaczęło się ruszać , i uciekliśmy, i …

 

– Chwilkę, poczekaj Rob, co ty mówisz, jakie światło?! – Na placu zabaw?

 

– Tak, tam koło huśtawki, co to jest tato?

 

– Biegnij do mamusi, ja muszę wyjść na chwilkę, powiem ci jak wrócę, dobrze?

 

– Dobrze tato.

 

 

***

 

 

Ian wyszedł z domu, i szybkim krokiem ruszył w stronę miejsca wskazanego przez syna. Zobaczył tam gestykulujący tłumek rodziców i dzieci, pokazujących sobie dziwne zjawisko. Kilkadziesiąt centymetrów nad piaskownicą powietrze było jaśniejsze. Odbarwiona przestrzeń miała kształt przypominający skręconą w ósemkę, i połączoną końcami taśmę, o szerokości trzech metrów i wysokości niespełna metra. Wyglądała tak, jakby ktoś pomalował powietrze białą, lekko srebrzącą się farbą. Zdawała się ruszać, ale uważny obserwator mógł dostrzec, że to raczej powietrze wokół niej drgało i falowało delikatnie.

 

Podszedł do zjawiska i przyjrzał się dokładnie. Rzeczywiście była to wstęga Mobiusa, dwuwymiarowa i jednostronna płaszczyzna w trójwymiarowej przestrzeni, znana powszechnie jako symbol nieskończoności lub recyklingu. W pewnym momencie jego obserwację przerwały głośne krzyki. Odwrócił się gwałtownie. Z opóźnieniem dotarło do Iana, co tak wzburzyło zebranych ludzi. Plac zabaw uległ przemianie. W zasadzie przestał być placem zabaw, zamienił się w zestaw chaotycznie rozrzuconych elementów. Pochylona, zardzewiała huśtawka sąsiadowała ze lśniącą nowością zjeżdżalnią, pojedyncze rurki i deski bezładnie mieszały się ze sobą w hałdach piachu, tu i ówdzie widać było fragmenty dziecięcych zabawek.

 

Ian patrzył ze zdumieniem na tę metamorfozę, jednak prawdziwe przerażenie wywołał w nim widok ludzi. Na jego oczach trzyletni maluch zamienił się w mężczyznę, skrawki dziecięcego ubranka pozostałe na dorosłym ciele potęgowały makabryczny widok. Pozostali uczestnicy zdarzenia również przechodzili przeobrażenia. Dorośli zamieniali się w dzieci, dzieci w dorosłych, niektórzy znikali całkowicie. Wszyscy krzyczeli.

 

Nagle poczuł gwałtowny ból przypominający wyrwanie zęba bez znieczulenia, przeszywające, rozdzierające mózg uczucie. Trwało krótko, ułamek sekundy. Spojrzał na swoje pomarszczone dłonie, dotknął wiotkiej skóry twarzy; głowy, z której zniknęły włosy, i zaczął krzyczeć razem z innymi. Po chwili do głosu doszła jego racjonalna natura, zrozumiał, że to, co się dzieje, musi mieć związek ze wstęgą Mobiusa. Jakieś nieznane nauce siły doprowadziły do konwergencji wymiarów, w sąsiedztwie zjawiska czas stał się nieznaną funkcją przestrzeni. To wszystko musiało mieć związek ze znakami Ankh, oraz dziwnymi właściwościami materii w ich obrębie. Z punktu widzenia naukowca cała sprawa była ekscytująca, jednak obecnie wykroczyła znacznie poza problem teoretyczny. Drżącą ręką sięgnął po telefon. Na szczęście urządzenie działało bez zarzutu.

 

– Tak Ian? – Głos w słuchawce był zmęczonym głosem młodej kobiety.

 

– Ana, sprawy wymknęły się spod kontroli, zwołaj wszystkich i czekajcie na mnie. Przyjadę w ciągu godziny – powiedział.

 

– Co się stało Ian, dziwnie mówisz?

 

– To nie rozmowa na telefon, zwołaj wszystkich i czekajcie na mnie.

 

 

***

 

W CERNie wrzało. Wszystkie prowadzone badania wykazywały anomalie kłócące się z panującym paradygmatem fizyki. Materia zmieniała swoje cechy, akceleratory cząstek przestały pracować. Naukowcy ślęczeli przed ekranami analizując nowe dane i próbując je interpretować na gruncie znanych teorii. Telefon od Iana tylko zwiększył zaniepokojenie. Mimo zapowiedzi, naukowiec nie pojawił się. Ana próbowała się z nim skontaktować. Bez rezultatu.

 

Tymczasem wydarzyło się coś, co wywołało prawdziwą panikę. Przestrzeń w pobliżu znaków Ankh przestała wykazywać materialne cechy. Tak, jakby następowała jej anihilacja. Obraz z satelitów pokazywał rozprzestrzeniające się w szybkim tempie białe pola. W pewnym momencie zawiodła łączność, w tym zabezpieczony kanał pomiędzy CERN a MCZK. Zgasły ekrany. Nie działało nawet zasilanie awaryjne. Oczom ludzi, próbujących zobaczyć coś w ciemności, ukazało się dziwne zjawisko. Część przestrzeni przybrała jaśniejszą formę w kształcie wstęgi Mobiusa. Zjawisko emitowało delikatną, błękitną poświatę.

 

Ana patrzyła zafascynowana na subtelny ruch światła po krawędzi wstęgi. Nagle zgromadzeni ludzie zaczęli ulegać przeobrażeniom. Scena do złudzenia przypominała tę z placu zabaw. Ana poczuła przeszywający ból w głowie. Krzyknęła wysokim głosem małej dziewczynki. Po chwili ból minął. Zobaczyła, że znajduje się jakby na spiralnej świetlistej drodze, zawieszonej w pustce. Nie czuła swojego ciała. Nie odczuwała żadnych emocji. Była świadoma tego, co się dzieje, bez potrzeby zrozumienia czy przeżywania. Nie wiedziała jak długo trwał ten stan, w pewnym momencie uzmysłowiła sobie, że nie jest sama.

 

– Ano, zostałaś wybrana. Zrozum. Oto twoje zadanie. – Usłyszała głos docierający do najgłębszych rejonów świadomości.

 

 

***

 

 

W holograficznej piramidzie przechadzały się dwie postacie. Starszy mężczyzna o poważnym wyrazie twarzy i mądrych, przenikliwych oczach, rozmawiał z dwunastoletnią dziewczynką.

 

– Droga Ano, jestem już stary. Całe życie zbierałem dane na temat świata i mechanizmów nim rządzących. Mam wielką nadzieję, że udało mi się właściwie przygotować cię do kontynuacji naszego zadania. Wielki Holopron dał nam słowa, i wolność w dochodzeniu ich znaczeń. To nasz cel. Zapamiętasz, dziecko?

 

– Oczywiście Ianie. Znam zasady. Jestem przecież wybrana, jak ty…

 

– Wiem, Ano, wiem. Wracajmy do pracy.

 

– Tak Ianie. – Dziewczynka zaczęła oddalać się ku wierzchołkowi piramidy.

 

 

***

 

 

Ra i Luna siedzieli na górskiej polanie spoglądając na rozpościerający się przed nimi wspaniały widok. W przejrzystym, wiosennym powietrzu unosił się zapach niezapominajek.

 

– Ta iluzja, choć przyznaję, piękna, nie zastąpi uczestnictwa w naszym najciekawszym eksperymencie – powiedziała Luna.

 

– Tak postanowiła Rada. Wyczerpały się możliwości eksperymentu. Wiesz przecież – odpowiedział Ra. – Dla lepszych efektów należało zmienić kilka zmiennych – dodał.

 

– Wiem, ale uważam, że nie wyczerpaliśmy wszystkich możliwości tego środowiska.

 

– Luno, nie chcesz pamiętać o przyczynie zewnętrznej. Nie powinniśmy dłużej utrzymywać quasi-planety poza Wymiarem. To mogłoby zakłócić równowagę. Anihilacja Ziemi była konieczna. Ale nie zakończyło to eksperymentu, przeniesiono część populacji w różnych momentach istnienia i rozwoju do kolejnego środowiska. Pozwolono nam też nadal inicjować relacje z ludźmi…

 

– Ra, jako Racjo powinieneś mieć świadomość moich potrzeb. Nawet, gdy ich nie odczuwasz. – Sylwetka Luny zaczęła się mienić i drżeć.– Piramidy holograficzne i koncentracja na logos w bilateralnych stosunkach? To nie moja przestrzeń, wiesz przecież. Eksperyment był bardziej wymagający, mieliśmy quasi-planetę z nieskończoną ilością kombinacji, ewolucję i dobór naturalny, ludzie posiadali zdolność kreacji i autodestrukcji, to było ambitne i … Piękne. A teraz zredukowano część emocjonalną, zmysłową, radykalnie uproszczono możliwe interakcje. To już nie jest nasz eksperyment Ra. – Podniosła głowę i spojrzała na swego rozmówcę oczami jak gwiazdy.

 

– Zgadzam się z tobą Luna. Jednak sugeruję, byś wstrzymała się z jednoznacznym osądem nowej formy eksperymentu na tak wczesnym etapie – powiedział spokojnie Ra, po czym rozpłynął się wolno w przestrzeni, pozostawiając po sobie złocisty poblask.

Koniec

Komentarze

Ciekawy pomysł. Ale na czym właściwie polegał eksperyment? Jaką hipotezę testowano? Czy wstęga Mobiusa na pewno jest dwuwymiarowa? Ja bym jej dała trzy. I opis wydaje się mylący; co miało trzy metry – sama taśma czy cały obiekt? Chyba w dwóch miejscach masz "tą" zamiast "tę".

Babska logika rządzi!

– W porównaniu z próbkami placebo o charakterze korpuskularnym, nasza wykazuje pewne cechy fali. – Anna sprawiała wrażenie zdezorientowanej. Też bym był zdezorientowany, gdyby kazano mi porównywać próbki do placebo. Jeśli już z czymś porównywać, to z próbką kontrolną. Inna sprawa, że w tym wypadku używanie próbki kontrolnej nie ma sensu.   – Jak to fali ?! Co ty mówisz? – Ian podniósł głos. – Przecież nie badamy fotonów! Polecam zapoznanie się z pracami de Broglie’a. Myślę, że pracownicy CERNu powinni je znać. Niestety, ale to odkrycie psuje cały „efekt wow” związany z „odkrytym” tutaj dualizmem materii.   Odbarwiona przestrzeń miała kształt przypominający skręconą w ósemkę wstęga Mobiusa, dwuwymiarowa i jednostronna płaszczyzna w trójwymiarowej przestrzeni, znana powszechnie jako symbol nieskończoności Pozwolę sobie te dwie bzdury potraktować razem. Primo: wstęga Mobiusa nie przecina się, nie jest skręcona w ósemkę. Secundo, rzeczona wstęga nie jest również znana jako symbol nieskończoności, ponieważ istniał on ponad dwieście lat przed opisaniem wstęgi.   Jan patrzył ze zdumieniem na tą metamorfozę I nagle, na skutek działania wstęgi, Ian stał się Janem. Poza tym: tę metamorfozę.   Tymczasem wydarzyło się coś, co wywołało prawdziwą panikę. Przestrzeń w pobliżu znaków Ankh przestała wykazywać materialne cechy Już na początku opowiadania mówisz, że takich cech nie wykazywała, więc skąd ta nagła panika? Powinni chyba panikować już od kilku miesięcy.   Obraz z satelitów pokazywał rozprzestrzeniające się w szybkim tempie białe pola. Przestrzeń bez materii nie może być biała, tak z samej zasady.   Scena do złudzenia przypominała tą z placu zabaw Tę, bo tę scenę.   – Ta iluzja, chodź przyznaję, piękna, Choć.   Odnoszę wrażenie, że kolega Autor znalazł kilka mądrych słówek w słowniku, kilka zjawisk w Wikipedii i postanowił wykorzystać je w opowiadaniu. Stracił na tym tekst, który ma potworne braki merytoryczne (tak, nawet żeby zaprzeczać fizyce, trzeba wpierw coś o niej wiedzieć), jak wspomniany dualizm materii czy choćby prozaiczny fakt, że CERN nie babrze się badaniem próbek, bo nie taki jest cel ośrodka. Nie rozumiem również celu umieszczania tutaj wstęgi Mobiusa. Podejrzewam, że miała ona symbolizować okresowość czasu, łączność przeszłości, teraźniejszości i przyszłości; to by wyjaśniało wszystko, co działo się z ludźmi, którzy wstęgę napotkali. Teorię tę burzy jednak mały, a wspomniany już szczegół: wstęga nie jest symbolem nieskończoności. I wszystko bierze w łeb. Temat Ziemi-eksperymentu jest też dość oklepany, nawet jeśli nie w literaturze, to w teoriach spiskowych nt. obcych. 

exturio dzięki za komentarz. Niektóre Twoje uwagi są słuszne, z niektórymi muszę polemizować. 1.  Porównanie z próbkami placebo – mój błąd, powinno być po prostu innymi próbkami. Samo porównywanie faktycznie nie ma sensu w tym przypadku, uświadomiłeś mi to :) 2.Dualizm korpuskularno falowy – tu bardziej chodziło mi o przeniesienie cech materii dostrzegalnych jedynie na poziomie kwantowym na większe cząstki. Nie o odkrycie samego dualzimu. Nie wyraziłem tego dobrze, bo jest to trudne nawet do wyobrażenia. Trochę kiedyś "liznąłem" mechaniki kwantowej, ale faktycznie niewiele mi w głowie z tego zostało. Posypuję popiołem :) 3. Dobrze wiem jak wyglada wstęga mobiusa, nieraz ją wykonywałem. Dobrze też wiem o tym, że symbol nieskończonosci był znany wcześniej.  Jednak w powszechnym odbiorze (sformułowanie jest znana do takiego nawiązuje), wstęga Mobiusa wygląda jak symbol nieskończoności i z nim jest kojarzona. Jeśli chodzi  o wyglad – napisałem "przypominający", co miało zobrazować czytelnikowi w przyblizeniu wygląd zjawiska, jakie widzieli zgromadzeni ludzie. 4. Co do paniki. Czym innym jest laboratoryjna anomalia jednej cząstki, a czym innym masowa i postępujaca modyfikacja materii. To pierwsze wzbudza zaniepokojenie, zdumienie, to drugie budzi panikę. 5. Nie ma mowy o białej przestrzeni bez materii, jest tylko mowa o białym obrazie z satelitów. To zasadnicza różnica. Nie wiemy jak wyglądałbym obraz przestrzeni pozbawionej materii, więc sformułowanie białe pola jest wg mnie równie dobre jak inne. Co do wstęgi mobiusa  – jej wprowadzenie absolutnie nie nawiązywało do symbolu nieskończoności, teraz żałuję, ze dla zobrazowania czytelnikowi zjawiska nawiązałem do potocznych wyobrażeń.  Bardziej chodziło o jej osobliwe cechy – kto potrafi sobie wyobrazić, że kawałek papieru może mieć tylko jedną stronę ? Forma ta wydała mi się ciekawa, dla portalu międzywymiarowego użytego , aby przenieść ludzi do innego środowiska eksperymentalnego. pozdrawiam

Finkla Dzięki za komentarz. Wstęga Mobiusa to za Wiki : "dwuwymiarowa zwarta rozmaitość topologiczna istniejąca w przestrzeni trójwymiarowej" – trochę uprościłem nazywając ją po prostu dwuwymiarową przestrzenią :) Jaką hipotezę testowano, ma mniejszcze znaczenie, przedstawiciele tak wyrafinowanej cywilizacji kierują się motywami niedostępnymi dla obiektów eksperymentu. Bardziej istotny jest sam fakt  stworzenia niezywykle złożonego środowiska, który nazywamy naszym światem, w celach badawczo eksperymentalnych. Cieszę się, że pomysł wydał Ci się ciekawy. pozdrawiam

trochę nie rozumiem początku, tj. jak stwierdzono istnienie znaków, które miały niematerialny, czyli w domyśle niewidzialny charakter; chyba że chodzi o to, że w ich miejscu była nicość a la czarna dziura, pochłaniająca materię…? :) tekst momentami ciekawy, choć dla mnie zbyt hermetycznie napisany. Wymaga fragmentami zbyt intensywnego myślenia, przez co traci na rozrywkowości :)

michalus dzięki za komentarz. Na tym właśnie polegała zagadka, że znaki były widoczne, czyli teoretycznie powinny mieć materialny charakter, jednak precyzyjna aparatura nie była w stanie dostarczyć żadnych informacji na temat właściwości tej materii. To takie trochę nawiązanie do  hipotez mówiących o istnieniu we wszechświecie nieznanych i być może niedostępnych poznaniu form materii (np. ciemna materia, czy  koncepcja eteru). W rzeczywistości znaki okazały się narzędziem do pochłaniania materii, można by je nazwać anihilatorami :) Swoją drogą z poczuciem humoru Kolegi ( pamiętam kotleciki z małżonki ) można by pokusić się o jakąś jazdę bez trzymanki z wykorzystaniem straszliwych rodzajów kosmicznych broni :).  Wstępnie proponuję anihilator i  młot grawitacyjny :)

Nie wzbudziło pożądanych emocji. Chyba za szybko, po łebkach. Błyskawiczne przedstawienie sytuacji w pierwszym fragmencie, czyli tak zwany natłok, później kilka scen, ciach, ciach i koniec… Nie ma szans żeby w ogóle polubić Iana i Anę. Kiepska kreacja postaci.  z powyższych komentarzy wynika, że nie zawsze wiesz o czym piszesz. A to stawia tekst w naprawdę kiepskim świetle…

Mnie się podoba pomysł, dobrze mi się czytało

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka