- Opowiadanie: Argelian - Kakoru (opowiadanko dla dzieci)

Kakoru (opowiadanko dla dzieci)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kakoru (opowiadanko dla dzieci)

 

Pewnego dnia, kiedy słońce było młode a chmury bielutkie niczym śnieg, na małej wysepce na środku morza żył sobie pewien człowiek a na imię miał Kakoru . Miał niebieskie oczy, jasne włosy, mały nos i był dość niski jak na dwadzieścia lat. Na tę wyspę trafił przypadkiem. Gdy obchodził dziesiąte urodziny, jego mama i tata zabrali go na rejs statkiem. Był bardzo szczęśliwy bo zawsze chciał zobaczyć wielkie morze, dziwne ryby i pasłuchać szumu fal. Wycieczka była idealna do pewnego momentu. Niestety, na środku morza statek został zniszczony przez burzę. Jego rodzice zginęli a on sam dopłynął do tej wysepki na kawałku drewna. Znalazł na niej jedzenie i wodę nadającą się do picia. Nie mógł pić morskiej wody ponieważ jest bardzo słona. Odpoczywał trzy dni i trzy noce a następnie zabrał się do pracy. Może i był młodym chłopcem ale bardzo mądrym, zaradnym i bardzo odważnym. Dużo czytał o przyrodzie, robótkach domowych i tym podobnych rzeczach. Wysepka była porośnięta drzewami różnego rodzaju, krzakami z pysznymi owocami a przez sam środek płynął strumyk. Kakoru w jeden dzień zbudował szałas. Następnego dnia zbudował szopę na drewno. Dnia trzeciego wykopał sobie wychodek tym kawałkiem drewna, na którym przypłynął. Budowa nowego domu zajęła mu całe trzy dni. Kolejnego dnia zbierał jedzenie i wodę. Wodę przechowywał w kubkach z liści. Każdego dnia morze wyrzucało na brzeg wyspy różne przedmioty. A to miskę, a to kawałek krzesła. Pewnego razu, gdy Kakoru spacerował po plaży znalazł psa. Nie był to jakis wyjątkowy pies. Był wychudzony, zmarznięty i przemoczony. Miał wielkie brązowe oczy i ciemną, brązową sierść. Gdy chłopiec podszedł do niego, nie miał siły szczekać czy gryźć. Kakoru wziął go na ręce i zabrał do swojego nowego domu. Tam go nakarmił, napoił i ogrzał go przy ognisku. Chłopiec bardzo się cieszył, że znalazł tego psa. Miał nadzieję, że się zaprzyjaźnią. Był na tej wyspie dopiero kilka dni ale strasznie dokuczała mu samotność. Następnego dnia ciche marzenie młodego rozbitka się spełniło i Ivest (tak nadał mu na imię) sam podszedł do niego i polizał go po ręce.

 

Kilka dni później Kakoru już wiedział gdzie jest Wschód, Zachód, Południe i Północ więc wiedział też, gdzie jest jego dom. Wiedział też, gdzie znajduje się najjaśniejsza gwiazda na niebie. Nie zamierzał siedzieć na tej wyspie nie wiadomo ile więc podiął decyzję, że zbuduje sobie tratwę i wróci do domu. Tego samego dnia zaczął znosić na plażę kłody, a z lian i traw zrobił sznury żeby związać ze sobą kawałki drewna. Był harcerzem więc nauczył się jak wiązać węzły. Szybko ją zbudował a przez to, że miał dużo czasu dorobił wiosło z tego samego kawałka drewna, na którym przypłynął i daszek, który będzie chronił go przed słońcem. Przez następne trzy dni zbierał jedzenie i wodę. Rankiem, po śniadaniu, zaczął się bać, że może mu się nie udać lub zjedzą go rekiny albo inne dziwne ryby, ale szybko pozbył się tych myśli. Odwagi dodawała mu miłość do swojej rodziny. Do młodszej siostry, babci, dziadka, mamy i taty. Głęboko w sercu miał nadzieję, że udło im się jakoś przeżyć, że są bezpieczni. Zawołał Ivesta

 

-Piesku – Ivest zamerdał wesoło ogonem –Nie możesz ze mną płynąć –Po policzku popłynęła mu łza –Przykro mi, ale jedzenia i wody nie wystarczy dla nas dwóch. Tutaj możesz sobie polować na różne zwierzęta, masz wodę i będziesz tu mógł żyć sobie spokojnie i długo –Ivest nie rozumiał słów Kakoru ale wiedział, że dzieje się coś niedobrego bo przestał merdać ogonem i uszy mu oklapły –Przykro mi –Kakoru pocałował go w czubek głowy i powiedział –Żegnaj –I poszedł do tratwy. Wypchnął ją do wody, wskoczył na nią i zaczął wiosłować. Przepłynął tylko kilka metrów gdy usłyszał za sobą szczekanie. Odwrócił sięi zobaczył Ivesta, który płynął do niego, jak szalony przebierając łapami. W kilka sekund dopłynłą do tratwy Kakoru. Chłopiec wciągnął go i przytulił

 

-Też chcę żebyś ze mną płynął! –Krzyknął do niego a Ivest zaszczekał radośnie i głośno –Dalej, płyńmy. Wróćmy do domu –Podniósł wiosło i zaczął energicznie wiosłować. Płynęli na Wschód. Z lekcji przyrody zapamiętał w której części kraju leży jego miasto. Płynęli czternaści dni i czternaście nocy. Jedenie skończyło się im po dniu dziewiątym ale wody mieli jeszcez spory zapas. Ivest często skamlał z głodu a Kakoru tylko smutno patrzył na niego. Nie miał co dać mu jeść. Pod koniec czternastego dnia żeglugi chłopiec dostrzegł rybę wyskakującą z wody. Nie wiedział czy można ją zjeść. Nie znał się na rybach. W myślach karcił się, że nie uważał na lekcjach przyrody tak często jakby chciał. Napewno pani nauczycielka mówiła o czymś co mogłoby mu się przydać w tej chwili. Głód wygrał ze strachem więc Kakoru złapał wiosło i złamał je na końu w nadziei, że ułamany konie będzie ostry. Udało mu się, więc odplątał kawałek sznura od kłody i przywiązał wiosło do swojej ręki żeby go nie zgubić. Następnie kucnął sobie na brzegu tratwy i raz po raz rzucał zaostrzonym końcem do ryb pływających pod nimi. Po kilkunastu próbach upolował jednął, dość sporą rybę. Już chciał ją zjeść gdy zobaczył wygłodniały wzrok Ivesta więc podał mu zdobycz. Pies szybko spałaszował rybkę i wpatrzył się w Kakoru z nadzieją na więcej więc chłopiec zabrał się do pracy. Upolował jeszcze trzy ryby. Jedną dał Ivestowi. Patrzył się na swoje ryby nie wiedząc czy będą mu smakować. Ludzie, przecież jedzą surowe ryby –Pomyślał. Z wachaniem, powoli ugryzł rybę. Była śliska i trochę słona ale, koniec końców, smaczna. Szybko zjadł ryby a ości wrzucił do wody. Pierwszy raz, od kilku dni był zadowolony i najedzony. Spojrzał na słońce i stwierdził, że płynął w dobrą stronę więc postanowił się zdrzemnąć. Podpełż na czworakach do Ivesta, położył głowę obok jego głowy i zasnął a gdy się obudził słońce właśnie zachodziło. Dalej płynęli we właściwą stronę, co bardzo ucieszyło Kakoru. W myślach podziękował mamie, która nakłaniała go do książek o rozbitkach. Nie wiedział czy to, co w nich pisało było prawdą ale większość się sprawdzała więc nowa energia wstąpiła w chłopca. Złapał wiosło i zaczął wiosłować tak jakby chciał przpłynąć całe morze w jeden dzień. Była późna noc gdy zmęczenie wygrało z jego chęcią dotarcia do rodziny. Napił się odrobinę wody i ułożył się obok Ivesta. W taki sposób minęło kolejne pięć dni. Wiosłowanie, łowienie ryb i spanie. Dwudziestego dnia daleko, daleko przed sobą zobaczył małą plamkę. To był statek. Kakoru zaczął krzyczeć ile sił w płucach, skakać i wymachiwać wiosłem. Woda była gładka więc głos rozchodził się na morzu przez wiele, wiele kilometrów. Statek zatrąbił a dźwięk dotarł aż do tratwy chłopca. Kakoru nie wiedział czy statek naprawdę zaczą skręcać czy tylko miał zwidy przez zmęczenie. Nie, statek skręcał w jego stronę. Chłopiec nie przestawał krzyczeć i wymachiwać. Był szczęśliwy. Udało mi się, będę żył –Myślał. Pól godziny później statek podpłynął do niego, ktoś rzucił linę i zsunął się po niej. Kakoru poprosił żeby najpierw zabrać Ivesta. Mężczyzna wziął psa pod pachę i złapał za linę, coś krzyknął ale chłopiec nie doszłyszał co. Szumiało mu w głowie od wysiłku i szczęścia. Kilka minut później już siedział w kajucie opatulony kocem z kubkiem gorącego kakao w rękach. Popytał kilku ludzi i dowiedział się, że ten statek poszukiwał ludzi, którzy się uratowali z tonącego statku. Odnaleźli już sześćdziesiąt osób. Nagle do jego pokoju wbiegły dwie osoby. Kobieta i mężczyzna

 

-Mama! Tata! –Krzyknął Kakoru, wyplątał się spod koca i pobiedł do nich. Rodzice go uścisnęli a on odwzajemnił uścisk. Jeszcze nigdy się tak nie cieszył na ich widok. Do oczu napłynęły mu łzy. Usłyszał znajome szczekanie

 

-Ivest! –Chłopiec pomknął pod nogami rodziców i uściskał psa i wrócił do rodziców –Tak się cieszę, że was widzę. Te kilka ostatnich dni było okropnych

 

-Musisz nam wszytko opowiedzieć –Odezwała się mama Kakoru

 

-O tak synku. Nawet nie wiesz jak się o ciebie baliśmy. Wiedzieliśmy, że żyjesz, wiedzieliśmy –Zapłakał tata chłopca. Cała czwórka poszła zjeść do restauracji znajdującej się na statku. Kakoru opowiedział jak żyła na wyspie, jak znalazł Ivesta, jak się zaprzyjaźnili i jak wydostał się z wyspy. Rodzice byli tak dumni ze swojego syna, że znów się popłakali. Siedzieli ze sobą do później nocy szczęśliwi, że znów są razem. Kakuro dowiedział się ile można zdziałać jeśli w życiu kieruje się miłością i sercem.

Koniec

Komentarze

Co to było??? Argelianie, zawziąłem się i przeczytałem każdziusieńskie źle napisane słowo i wszystkie braki przecinków (oraz, dla wyrównania, wszystkie zbędne). Już po pierwszym akapicie liczyłem tylko i wyłącznie na plagiat z czegoś lepszego. W okolicach połowy zaświtała mi nadzieja, że to będzie "Życie Pi". Pod koniec – że może "I po tom tylko zbiegł…" Zelazny'ego. A ostatecznie okazało się, psiakrew, że napisałeś to całkowicie sam, z głowy, ewentualnie posiłkując się nieczytalną dziś ramotą pt. "Przypadki Robinsona Crusoe". Przykro mi, początkujący Autorze, ale Twoja bajka nie nadaje się do czytania. Sam ją ledwo zmęczyłem, a swojemu dziecku nigdy w życiu nie opowiem.

…Miły i młody (prawdopodobnie) autorze. Rozbawiłeś mnie tą opowiastką z oklepanymi motywami. Tylko logiki nie ma za grosz. Dwudziestoletni bohater wylądował na wyspie mając dziesięć lat a opuścił ją mając lat dwadzieścia. Po dziesięciu latach cudem spotkał rodziców, którzy z kolei dziesięć lat tułali się po morzu. Dobrze zrozumiałem?. Mniejsza o błędy, ale fabuła drze się jak stare prześcieradło. Ale z tym wszystkim opowiadanko sympatyczne, z tak nie lubianym na portalu happy – endem. Pozdrawiam ubawiony.

Przeczytałem prawie całe opowiadanie ale nie dotrwalem do końca choć bardzo chciałem ale nie musiałem i się strałem a poza tym się zainteresowałem i nie zamierzalem nikogo urazić komentarzem który przyszedł mi do glowy zaraz na poczatku choć pózniej nieco odszedł z glowy ale później znowu wrócił i powiedziałem żę jest szczęśliwy a ona powiedziała że jesteśmy szczęśliwi i o dziwo naprawdę byliśmy szczęśliwi na przekór innym szczęśliwym ktorzy zarzucali nam nadmierną szczęśćliwość choć uważam ich szczęśliwość za nie uzasadnionom.

Argelianie, mam wrażenie, że to Twoje pierwsze w życiu opowiadanie i ze szczęścia, że je skończyłeś, nie sprawdziłeś co i jak napisałeś, i nie poprawiłeś błędów. Sugeruję, abyś na razie wstrzymał się z publikowaniem tego co napiszesz, raczej dużo czytaj i uważaj na lekcjach języka polskiego.    „…dziwne ryby i pasłuchać szumu fal”. –– Literówka.   „Jego rodzice zginęli a on sam dopłynął do tej wysepki na kawałku drewna”. –– Wysepka była na kawałku drewna? ;-) Może: Jego rodzice zginęli a on sam, na kawałku drewna, dopłynął do tej wysepki.   „Nie był to jakis wyjątkowy pies”. –– Literówka.   „Gdy chłopiec podszedł do niego, nie miał siły szczekać czy gryźć”. –– Może: Gdy chłopiec podszedł do zwierzaka, ten nie miał siły szczekać ani gryźć. Bo można zrozumieć, że to Kakoru nie miał siły szczekać i gryźć. ;-)   „…nie wiadomo ile więc podiął decyzję…” –– …nie wiadomo ile, więc podjął decyzję…   „…miał nadzieję, że udło im się jakoś przeżyć…” –– Literówka.   „Odwrócił sięi zobaczył Ivesta…” –– Brak spacji.   „W kilka sekund dopłynłą do tratwy Kakoru”. –– Literówka.   Jedenie skończyło się im po dniu dziewiątym ale wody mieli jeszcez spory zapas”. –– Literówki.   Napewno pani nauczycielka mówiła o czymś…” –– Na pewno pani nauczycielka mówiła o czymś…   „Kakoru złapał wiosło i złamał je na końu w nadziei, że ułamany konie będzie ostry”. –– O matko! Czy Kakoru miał na tratwie konia??? ;-)   „…próbach upolował jednął, dość sporą rybę”. –– …próbach upolował jedną, dość sporą rybę.   „Z wachaniem, powoli ugryzł ryb”. –– Z wahaniem, powoli ugryzł rybę.   „Spojrzał na słońce i stwierdził, że płynął w dobrą stronę…” –– Spojrzał na słońce i stwierdził, że płyną w dobrą stronę…   Podpełż na czworakach do Ivesta…” –– Podpełzł na czworakach do Ivesta…   „Nie wiedział czy to, co w nich pisało było prawdą…” –– Nie wiedział czy to, co w nich napisano było prawdą…   „…jakby chciał przpłynąć całe morze w jeden dzień”. –– Literówka.   „…czy statek naprawdę zaczą skręcać…” –– Literówka.   „…wyplątał się spod koca i pobiedł do nich”. –– Literówka.   „Kakoru opowiedział jak żyła na wyspie…” –– Literówka, bo Kakoru chyba nie stał się dziewczynką. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pisz autorze, pisz jak najwięcej – trening czyni mistrza. Ale nie musisz wszystkiego publikować.   Całkowicie zgadzam się z opinią prim.chuma.  

Kurczę, nie zdołałam doczytać, ale, ale! Fajnie, że próbujesz cokolwiek sklecić. Pisz dalej i nie poddawaj się, a będzie dobrze, o. 

Od czego tu zacząć… Na początek: Dziękuję Wam za konstruktywną krytykę i wybaczcie wszystkie błędy:) Napisałem to gdy miałem lat dziesięć i trochę. Nie zmieniałem w tym opowiadaniu nic (nawet błędów) z powodów sentymentalnych. Wiecie, piewszy tekst itd.   Rozwijając: Wiem, że przede mną długa droga. Kiedyś zacząłem pisać książkę. Dałem poloniście do porównania "Kakoru" i "Argeliana" (spokojnie, tu nie będzie happy endu) i powiedział, że bardzo się poprawiłem. Staram się dużo czytać i zacząłem wygrywać pierwsze literackie konkursy. Kończąc: To miało być opowiadanie dla dzieci co wiąże się z tym, że żadnych wyszukanych słów nie chciałem używać. Wiem, wiem: "Jak dziesięciolatek może znać wyszukane słowa?" Odpowiadam: Z dzieł wybitnego pisarza J. R. R. Tolkiena. Tak na marginesie… W Waszych komentarzach także zauważyłem kilka błędów ^^"

Argelianie, nasze komentarze nie mają za zadanie zdobyć literackiego Nobla. Nie pracujemy nad nimi, nie edytujemy po publikacji, czasem piszemy je w pośpiechu. Pozdrawiam:)

Tintinie:) Osoby zajmujące się pisarstwem lub czytające książki powinny już pisać poprawnie bez edycji tekstu (Nawet jeśli pisze się w pośpiechu)

Nooo, jaka kontra…  :-)  Z powodów sentymentalnych? Powinieneś o tym uprzedzić, to zmienia optykę.

Argelianie! Wszystkich nas obowiązuje prawo Muphry'ego: jeżeli krytykujesz czyjąś gramatykę, ortografię, styl czy korektę, to w swojej krytyce na pewno popełnisz podobny błąd. Tak, Ciebie także… we fragmencie Twojego autorstwa" "edycji tekstu (Nawet jeśli" wielkie "N" jest niepoprawne. Zastanów się, proszę, nad sensem wytykania literówek i ortografów w komentarzach pisanych żeby Ci pomóc. Nadto, Twoje wyznanie o pochodzeniu opowiadanka uważam za absolutnie kuriozalne. Z tym większą jednak niecierpliwością czekam na nowsze teksty. Pozdrawiam jakby mniej ciepło.

…Wyjaśnienie autora mówiące o wrzuceniu tekstu z dzieciństwa ze względów sentymentalnych, to dopiero infantylizm sprzężony z narcyzmem. Autor spodziewał się chyba, że czytelnicy odkryją młodziutkiego chłopca piszącego pierwsze w życiu opowiadanie i padną na kolana – ach, jaki to utalentowany chłopczyk… A tu komentatorzy skrytykowali to sentymentalne dzieło młodości…

Nie pojmuję sensu publikacji tekstów sprzed kilku lat. Zwłaszcza w miejscu, w którym nikt cię nie zna. Zamiast wrzucić nowy, dobry tekst i  wyrobić sobie jakąś renomę, zaczynasz od strzelenia sobie w kolano. Czytelnicy nie zapominają przewin, zwłaszcza tych popełnionych na początku. Jeśli chodzi o sam tekst, jest mierny. Rozumiem, że odbiorcą docelowym jest młody czytelnik, ale to nie zwalnia z obowiązku stosowania logiki.

Nowa Fantastyka