- Opowiadanie: Hanzo - CIRCLES IN THE SHIT PROJECT

CIRCLES IN THE SHIT PROJECT

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

CIRCLES IN THE SHIT PROJECT

CIRCLES IN THE SHIT PROJECT

 

– Ukradliśta mi krowo, Cechu!

– Heniek… Zaklinum na krzyż, to nie jo!

– Hela widzieli jak wychodził żeś ty wczoraj wieczór z naszy posesyji! Byli my jak bracia, Cechu… A ty jak ta żmija jadowito na mojom łonie!

– Zbieroł jo jeno flaszki po Agropolu na skup, zaklinum sio na Jezusa i Panienko Najświętszych! Jo ni mum twoi krowy, chodzi do obory, zoboczysz sum!

– Sprzedołeś rano na jarmaku, gadzie, a idź ty… Ido na poczto i dzwunio po prokuraturę!

– Heniek, my jak bracia…

– Poszeł won, żmijo!

Oskarżyciel splunął pod nogi Cześka i dziarskim krokiem wyszedł z blaszaka, gdzie miała miejsce kłótnia. Jeszcze przez kilka chwil w powietrzu unosiła się złowróżbna cisza, w której dogorywały ostatnie słowa Heńka. Sprawa była poważna, bez dwóch zdań. Cała wieś wiedziała, że obu mężczyzn łączyła bezgraniczna przyjaźń.

– Ja cież pierdolę… – bąknął w końcu Jasiek i pociągnął zdrowo z plastiku. Pozostali świadkowie zajścia pokiwali zgodnie głowami.

 

*

 

– …no i to wszystko co wiom, panie milicjancie – skończyła swoje sprawozdanie Hela, żona okradzionego.

– Policjancie, droga pani, jestem policjantem – pouczył młody funkcjonariusz. – Ma pan coś do dodania, panie Śliwka?

Heniek pokręcił głową. Jego twarz wyrażała głębokie oburzenie, siwe wąsy nastroszyły się jak u jeża, nos poczerwieniał bardziej niż na co dzień, a oczy rzucały dookoła wściekłe błyski.

– Podsumowując… – Śledczy wbił wzrok w podręczny notes, udając głęboko zamyślonego. Chciał zrobić dobre wrażenie na zebranych, a było ich sporo: na podwórzu państwa Śliwków zgromadziła się niemal cała wieś. Nie mogli przegapić wielkiej sensacji, jaką była popełniona tu zbrodnia. – Wczorajszej nocy, około godziny dwudziestej trzeciej skradziono panu jedną sztukę bydła rogatego. Mniej więcej w tym samym czasie małżonka widziała podejrzanego, Czesława G., wychodzącego z pańskiej posesji. To wszystko czego możemy być pewni…

– Ja cież pierdolę… – rozległ się z tłumu głos Jaśka.

– Cichaj! – zganiła go Hela. – Tak jest, panie milicjancie.

– Policjancie – powtórzył posterunkowy. Był zadowolony z efektu, jaki wywołała jego analiza na miejscowych. Patrzyli na niego jak na geniusza.

– Cecho powi, że to nie jego sprawka – wtrącił się Heniek. – Jo mówio, że on już to bydło sprzedoł na jarmaku, bo dziś środa to był jarmak z raniuśka. Jak żem wcześnij z nim godoł, to mi prawił, że ma takiego alibiego, że un u nas szukoł ty nocy flasek po Agropolu. Takie mo wymówki.

– Przesłuchamy zarówno pana Czesława, jak i handlarzy bydła – obiecał policjant, zbierając się do wyjścia. Uczynił, co trzeba, zrobił wrażenie i nie chciał go zepsuć.

– Sodomia i Gomoria, Jezusiku i Panienko Przenajświętsza! – krzyknęła anonimowa kobieta z tłumu, żegnając się gorączkowo. – Szatan num Cześka opętoł!

– Ja cież pierdolę…

– Cisza, do cholery! – zagrzmiał gospodarz. – Może by pan, panie mili… policjancie poszukał jakich śladów na miejscu zbrodni – dodał uprzejmiejszym tonem, na co gapie odpowiedzieli zbiorowym aplauzem.

– Kurwa – szepnął pod nosem posterunkowy, spoglądając to na obejście zabudowań zaściełane grubo błotem i obornikiem, to na podniecony tłum. A szło już tak dobrze, psia mać. – Dobrze, rzucę okiem, chociaż wątpię, by cokolwiek to dało – zgodził się w końcu.

Ruszyli – przodem śledczy, tuż za nim Heniek i Hela, a dalej cały korowód postaci w gumiakach. Dla prowadzącego pochód przeprawa okazała się istnym koszmarem. Błoto mlaskało pod stopami i zasysało w głąb.Na niemal każdym kroku musiał uważać, by nie wdepnąć w krowie odchody. Im bliżej obory się znajdowali, tym ta sztuka stawała się coraz trudniejsza, niczym balansowanie na linie w wersji hard.

– Które wejście?

Mlask.

– Po lewo, panie milicjancie – pospieszyła z odpowiedzią Hela.

Mlask. Mlask. Mlask.

– Ja cież pierdolę…

– Cichaj tam!

– Gomoria…

Dosłownie dwadzieścia kroków od mety karkołomnej wyprawy, podłoże ściągnęło but z lewej nogi funkcjonariusza i wessało go w niezmierzoną głębię. Młokos zerknął w dół, ale zrezygnował z szukania obuwia. Nie był do końca pewny, czy rzekome błocko rzeczywiście jest tylko błockiem. Jasnobrązowy, sięgający prawie do kolan budyń wyglądał niezwykle podejrzanie. Obejrzał się za siebie i posłał tęskne spojrzenie zaparkowanemu koło szosy polonezowi caro i rad, nierad ruszył dalej. Na dziesięć kroków od wierzei obory tor przeszkód został urozmaicony o zagrzebane głęboko w bagnistej mazi butelki. Widocznie pan Heniek lubił sobie golnąć co nieco przy pracy.

– Tutej stała. – Hela wskazała najciemniejszy i najdalszy kąt pomieszczenia. – Podejdzie pan blyży.

Policjantowi niemal stanęły łzy w oczach, kiedy zauważył, że tym razem na drodze znajduje się również kilka szerokich, mętnych kałuż. Zacisnął zęby i już miał zrobić krok, kiedy ktoś za jego plecami krzyknął:

– Spójrzta w gnój!

Tęgi jegomość wskazywał na ogromną stertę zwierzęcych fekaliów po przeciwległej stronie obory. Na pierwszy rzut oka przypominała miniaturę Kilimandżaro latem, ale po wnikliwszym przeanalizowaniu powierzchni można było dostrzec tajemnicze, podłużne, ale i koliste przedmioty. Zmielona z odchodami słoma przywodziła na myśl afrykańską sawannę.

– Kręgi!

– Ja cież pierdolę…

– Sodomia…

– Cechu niewinny, siła nieczysta zadziałała!

– Szatan!

– Kosmici, głupia!

– Oglundołem o tym program we niedzielę po familiadzie, ufo!

– Ja cież pierdolę…

– Cichaj!

– Kosmiciaki…

– Dzwuń do telewizji!

– To ja może państwa zostawię? – spytał z nadzieją posterunkowy.

– Lećże pan, egzorcysty trzeba, a nie milicji!

– Ufonautę, głupia!

– Ja cież pierdolę…

– Cichajże w końcu!

Funkcjonariuszowi nie dane było usłyszeć reszty rozmowy. Czmychnął czym prędzej do niebieskiego poloneza, nadeptując dwa razy boleśnie na flaszkę-zasadzkę i odjechał w siną dal.

 

*

 

Następnego dnia wszystkie lokalne gazety trąbiły tylko o jednym: istoty pozaziemskie porwały krowę Henryka Śliwki i pozostawiły po sobie kręgi w oborniku. Cechu został oczyszczony ze wszystkich zarzutów, a posterunkowy awansował na starszego posterunkowego. Kilka poważniejszych stacji telewizyjnych przeprowadziło reportaże o zajściu, a Hela została gwiazdą programu „Brudne sprawy”.

Jasiek skomentował całe zajście w wywiadzie dla BBC następującymi słowami:

– Ja cież pierdolę…

Koniec

Komentarze

Opowiadanie ma swoje lata, ale – żeby nie było, że piszę tylko smutne/obrzydliwe historie – wrzucam coś zabawniejszego. :) Pozdrawiam!

Rzeczywiście, tekst różni się od tych, które prezentowałeś dotychczas, ale wyznać muszę, że zdecydowanie wolę tamte „smutne/obrzydliwe historie”. To co nazywałeś „czymś zabawniejszym”, ja za zabawne wcale nie uważam. Nie lubię tego rodzaju humoru i nic nie poradzę, że mnie Twoja opowiastka zupełnie nie śmieszy. Nie podobają mi się także przestylizowane wypowiedzi chłopów.   Powyższy tekst uważam za wypadek przy pracy i mam nadzieję, że niebawem pozwolisz nam przeczytać swoje kolejne, porządne i dobre opowiadanie. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

O to to, moja Anielciu. Jak nie Twoje… Jakoś mało śmieszne… Ostrożnie z archiwaliami!

Dzięki za komentarze! :) Opowiadanie pochodzi z okresu, kiedy raczkowałem, jest jedną z pierwszych prób napisania czegokolwiek właściwie. Byłem ciakaw, jak, i czy w ogóle, się przyjmie w Sieci. Ot, ciekawość. Pozdrawiam! :)

Wiesz, jako tekst z okresu raczkowania, nie jest zły. Ale widać, jak nisko plasowały się interesujące Ciebie tematy; gubienie buta w gnoju to dowcip sam wiesz jakiej klasy… :-) Pociesz się – dość na portalu przykładów, że wszyscy przez coś podobnego przechodzą. :-)

No, kurczaki, padłem w połowie. Niestety. A padłbym po paru pierwszych zdaniach, ale Hanzo to napisał – to trzeba przeczytać. :) To może być tez i po części moja wina, bo ja średnio trawię stylizacje językowe. Męczę się, a szczególnie na początku opowiadania (nawet szorta) dobrze jest czytelnika wciągnąć. :) Dobra, doczytam… Doczytałem. "…niczym balansowanie na linie w wersji hard" – – to mi nie pasi do całości. Powiem krótko: – Ja cież pierdolę… Ale napisane sprawnie i humor jest…. ;)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Dzięki koiku za wytrwałość przy lekturze! :D Uwaga o początku opowiadania, jak najbardziej słuszna. Stylizacja może by bardziej podeszła w wersji słuchanej, fakt, że ciężko się ją czyta. Rzeczywiście but zgubiony w gnoju to średnio ambitny temat, hehe. :D Pozdrawiam!

Przeczytałem całość. Gdyby autorem był ktoś inny nie dotrwałbym. Jedyny fragment, przy którym sie uśmiechnąłem to: Które wejście?

Mlask.

– Po lewo, panie milicjancie – pospieszyła z odpowiedzią Hela.

Mlask. Mlask. Mlask.

– Ja cież pierdolę…

– Cichaj tam!

– Gomoria… Reszta to gleba, Hanzo, szczególnie ta drażniąca niby-gwara. Nie podobało mi się :(

Sorry, taki mamy klimat.

A mi się podobało. Może mam niskie poczucie humoru, albo po prostu w robicie dobrze się czyta. Tylko ta gwara jakaś taka dziwna, niby przypomina śląską, ale końcówki jakieś inne. Tak czy inaczej fajne.

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Dzięki za komentarze, Sethrael i Russ :) Archwiwaliów chyba już nie będę odkopywał ;)

Ależ dlaczego nie? Tylko o renowacji, liftingu, modernizacji pamiętaj…  :-)

Tchnij w nie nowe życie i wrzucaj, chętnie skrytykujemy! ;)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Całkowita profanacja świętego, dla niektórych, tematu kręgów zbożowych. Jak dla mnie średnie.

Cóż – przeczytałem, a jakiegoś mądrego komentarza chyba nie oczekujesz ; )

I po co to było?

Nowa Fantastyka