- Opowiadanie: chellsky - Chaos. 01

Chaos. 01

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Chaos. 01

Karetka zwalnia, dojeżdżamy na miejsce. Narasta we mnie niepokój. Żeby się go pozbyć, kiwam się miarowo w przód i w tył. Trochę to pomaga, ale nie na tyle, żeby powstrzymać drżenie, które raz po raz opanowuje całe moje ciało. Stajemy. Serce wali mi coraz mocniej. Kierowca wysiada, podchodzi do domofonu, naciska przycisk. Wymienia kilka słów z portierem. Stalowa brama wjazdowa rozsuwa się z przeciągłym zgrzytem. Zakrywam uszy rękoma, ale na niewiele się to zdaje. Zgrzyt bramy wwierca się w umysł, potęgując jeszcze odczuwany przeze mnie lęk. Karetka powoli rusza. Zamykam oczy. Kulę się w sobie.

 

Zatrzymujemy się na żwirowym podjeździe. Jeden z siedzących obok mnie sanitariuszy otwiera drzwi. Drugi bierze mnie pod łokieć i stara się wyprowadzić z pojazdu. Nogi się pode mną uginają, nie mogę powstrzymać ich drżenia. Mimo to jakoś udaje nam się wysiąść. Rozglądam się. Obrośnięty rozbuchanym, ciemnozielonym bluszczem, dwupiętrowy budynek z czerwonej cegły robi dość przytłaczające wrażenie. Uciekam wzrokiem w niebo.

 

Rozświetlone promieniami zachodzącego słońca, purporowo czerwone chmury wiszą niebezpiecznie nisko nad nami. Są napęczniałe, wzdęte. Jak przyssane do ziemi olbrzymie pijawki, opite krwią do granic wytrzymałości. Jakby zaraz miały pęknąć. Jest parno. Pot ścieka mi z czoła strumieniami. Zaczynam się dusić. Tracę równowagę i upadam nagimi kolanami na wciąż jeszcze rozgrzany popołudniowym słońcem żwir. Drobne kamyki parzą niczym rozżarzone do czerwoności węgielki. Jakby gdzieś z zewnątrz samego siebie, obserwuję, jak na rozciętej skórze pojawia się kilka kropli krwi.

 

Sanitariusze biorą mnie z obu stron pod ręce, pomagają podnieść się z ziemi. Trzęsę się coraz bardziej, choć z całych sił staram się powstrzymać nadchodzący atak paniki. Ruszamy. Chmury odwracają się, patrząc na mnie groźnie. Jakby, przyciągnięte widokiem krwi kapiącej coraz intensywniej ze zranionych kolan, zwietrzyły swoją nową ofiarę. Zawracają i ruszają w naszym kierunku. Tymczasem moje nogi idą jakby niezależnie ode mnie. Przyglądam się im ze zdziwieniem. Wciąż idą. Jedna za drugą, jedna za drugą. Słychać chrzęst rozpalonego żwiru. Jest tak gorący, że mam wrażenie, jakby miał za chwilę przepalić moje buty na wylot. Stopy zaczynają mnie parzyć. Parzą coraz mocniej. Dlaczego moje nogi wciąż idą? Stop! Pożar w bucie. Pożar w bucie!

 

Wyrywam się sanitariuszom, zaczynam biec. Nie zauważam przezroczystych, szklanych drzwi wejściowych do budynku. Wpadam w nie z impetem. Pękają na tysiąc odłamków, które przebijają mi skórę. Jeden z nich przecina tętnicę udową. Upadam. Zanim tracę przytomność, widzę jak tłuste chmury pochylają się nad powiększającą się kałużą rozlanej na granitowej posadzce krwi. Przysysając się do niej żarłocznie, próbują wlać się do środka budynku. Odpływam.

 

 

* * *

Koniec

Komentarze

Tia. Nie ma tragedi, napisane strawnie, tylko co to właściwie jest? Scenka rodzajowa? Mały fragment? Gdzie fabuła?

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

I fantastyki nie zauważyłam…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To były śląskie chmury :D

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

To znaczy? Bo ja znam tylko śląskie kluski. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wiesz, zanim Kraków został liderem zanieczyszczeń, demonizowali Katowice. Wisi tam nawet w centum taka tablica z pomiarami. Wychodzisz sobie do knajpy a tam wielkimi, że tak powiem, bukwami: zapylenie 150% dopuszczalnej normy :).

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Dziekuję, teraz rozumiem. Ale fantastyki jak nie było, tak nie ma. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

…Impresja literacka dość ryzykowna – przerost formy i znikoma treść. Jeszcze chyba niktna portalu  tak nie zdemonizował chmur. W tym demoniźmie obłoków dostrzegam fantastykę. Pozdrowienia.

Odpowiadając na pytanie, co to jest… Jestem zapracowany, mam mało czasu. Bardzo dawno niczego nie pisałem. Mniej więcej raz na tydzień mogę siąść i napisać taki mniej więcej fragment, jak ten powyższy. Nie ma sensu pisać czegoś, co nikomu miałoby się nie podobać. Dlatego doszedłem do wniosku, że najlepszym sposobem będzie pisanie w odcinkach i reagowanie na komentarze. Mój poprzedni pomysł o robocim Ijonie Tichym, eksploratorze przestrzeni międzyplanetarnej, został zabity w zarodku – nikt z Was nie chciał, żebym kontynuował. To jest moje drugie podejście. Początek dłuższej opowieści, moim zdaniem jak najbardziej mieszczącej się w ramach pojęcia "fantastyka", ale ocena oczywiście nie należy do mnie i jeśli znów jednogłośnie nie będziecie życzyć sobie dalszych fragmentów, to ich nie będzie. Tymczasem, słowa "nie ma tragedii" biorę za dobrą kartę i umieszczam kolejny odcinek.

Może lepiej zbierz pomysł do kupy i wtedy wrzuć na portal. Takie króciutkie "cuś" nikomu się nie spodoba i znowu będziesz szukał kolejnego tematu. Pozdrawiam

Mastiff

Można pisać takie krótkie fragmenty, jasne, tylko po co? Nie wzbudza to żadnych emocji. Nikt nie każe wrzucać tutaj raz w tygodniu czegokolwiek "byleby skomentowali". Wolałabym raz na miesiąc przemyślany i zaplanowany tekst. Taki, który nie byłby stratą czasu. Bo ten, niestety, takową jest.

Nowa Fantastyka