- Opowiadanie: klm89 - Rozmowa dwojga przyjaciół na wzgórzu, oczekujących na pociąg

Rozmowa dwojga przyjaciół na wzgórzu, oczekujących na pociąg

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Rozmowa dwojga przyjaciół na wzgórzu, oczekujących na pociąg

 

Biegł najszybciej, jak potrafił. Pokonywał kolejne uliczki, mijając zwinnie innych ludzi. Biały i gładki chodnik pod jego stopami zmienił się w nierówną, brukowaną drogę. Miejsce połyskujących, odbitymi promieniami słońca, majestatycznych budowli zajęły stare, metalowe hale produkcyjne oraz liczne wyciągi szybowe. Poruszał się wzdłuż głównej ulicy, nie rozglądając dookoła, jakby bał się, że któraś z konstrukcji pochwyci go w pajęczynę stalowych prętów.

 

 

Opuścił dzielnice przemysłową, i wbiegł na polną dróżkę. Prowadziła między niewielkimi, porośniętymi zieloną trawą pagórkami, a dalej przez ogromny las. Wiekowe drzewa o grubych pniach i ciemnobrązowej korze gęsto porastały tę część metropolii. Tak, jak ogromne wieżowce górowały nad centrum miasta, tak tu, potężne dzieła matki natury górowały nad okolicą. Ciekawe, jak na tej ziemi wyrosły te kolosy? Przez liściaste korony przenikały zaledwie wątłe strugi światła, które tworzyło niesamowitą grę cieni i zachwycające obrazy, których nie powstydziliby się najwybitniejsi artyści.

 

 

Zboczył ze ścieżki, po czym zaczął lawirować między drzewami. Przychodziło mu to z taką łatwością, jakby czynił to przez całe życie, miało się wrażenie, że jest częścią tej puszczy. Zgrabnie omijał kolejne gałęzie i sterczące z ziemi korzenie, dzięki czemu w krótkim czasie stanął przed największym wzgórzem w okolicy.

 

 

Droga na szczyt nie należała do najtrudniejszych, więc pokonanie jej, zwłaszcza, że robił to już wcześniej, nie trwało zbyt długo. Zdyszany zatrzymał się na niewielkiej polanie, po czym spojrzał przed siebie. Miałem rację. Na trawie leżała granatowa torba, a na niej siedziała dziewczyna, która najwyraźniej nie zauważyła lub po prostu nie przejęła się jego obecnością. Jej długie, czarne włosy lekko powiewały na słabym wietrze, a zielonymi oczyma, jak się wydawało, wpatrywała się w przepaść.

 

 

Wolno ruszył w jej stronę. Dookoła słychać było tylko szum trawy, jakby jakaś magiczna bariera oddzielała ten obszar od hałasu, który wytwarzały ciężkie maszyny przemysłowe oraz procesy technologiczne. Ostrożnie stawiał kroki i, najciszej jak tylko mógł, zbliżał się do dziewczyny niczym napastnik do swej ofiary. Zerknęła na niego, jednak trwało to zbyt krótko, aby mógł cokolwiek wywnioskować z wyrazu jej twarzy. Znalazł się obok niej.

 

 

– Tak myślałem, że cię tu znajdę.

– Często tu przychodzę, więc nie miałeś trudnego zadania – powiedziała lekceważącym głosem.

– Pani Letorg – zaczął, jakby uwaga dziewczyny nie zrobiła na nim żadnego wrażenia – nie jest zadowolona. Już drugi raz w tym tygodniu opuściłaś zajęcia.

– Pani Letorg nigdy nie jest ze mnie zadowolona. Przypuszczam, że się na mnie uwzięła.

– Może. – Wsunął dłonie do kieszeni, chcąc ochronić je przed zimnym wiatrem. – Dlaczego w ogóle tu przychodzisz?

– Spójrz. – Wskazała ręką przed siebie. – Powiedz, co widzisz?

 

 

Skierował wzrok w przepaść, w którą już wcześniej spoglądała jego rozmówczyni. W dole rozciągało się ogromne miasto, które swoją budową przywodziło na myśl tarczę strzelniczą. Na samym środku wznosiły się strzeliste budowle, które, jak się wydawało, w najlepsze pochłonięte były wyścigiem o miano najwyższego. To tu mieszka elita. Górnicy, hutnicy, lekarze…

 

 

Budynki otaczające centrum, choć już nie tak imponujące jak drapacze chmur, również robiły piorunujące wrażenie. Kolosalne półkoliste, stalowo-szkalne bloki gęsto pokrywały tę część aglomeracji, przypominając fragmentarycznie przysypane, przezroczyste żółwie skorupy.

 

 

Ostatni, a zarazem największy krąg tworzyła dzielnica przemysłowa. Masowo występujące obszary górnicze o powierzchni kilkuset kilometrów kwadratowych zajmowały niemalże osiemdziesiąt procent całej metropolii. Kiedyś też będę tam pracował. Dalej już tylko niewielkie pagórki, gęsty las, a to wszystko otoczone przez potężny mur i przykryte kopułą.

 

 

– Roderon – odpowiedział bez przekonania.

– Właśnie. Ciągle ten sam stary, nudny, przemysłowy Roderon.

– Nie rozumiem cię. – Pokręcił bezradnie głową. – Skoro uważasz to miasto za nieciekawe, to dlaczego ciągle tu przesiadujesz? – To nie jest normalne. – Nawet w najpogodniejsze dni nie będziesz w stanie dostrzec choćby czubka innej kopuły.

– Wiem, to prawda. Ale przychodzę na tę polanę głównie dlatego, że mało kiedy przebywają tu inni ludzie.

– Lubisz samotność?

– Tak, nawet bardzo. Poza tym uwielbiam obserwować stację. Miło patrzy się na kolejarzy, którzy wykonują swoją pracę. – Pobudziła się. – Kiedyś zostanę pracownikiem kolei. Najlepiej maszynistą.

– Tak jak twój ojciec?

– Tak. Czekaj! Znaczy nie. Nie tak jak on.

– Jak to? – zapytał zdziwiony. Znam ją od siedmiu lat, a ona wciąż potrafi tak namieszać, że nic nie mogę zrozumieć. – Przecież on jest maszynistą, czyż nie mam racji?

– Owszem, masz. Ale ja i on to dwa różne światy. – Poprawiła ręką włosy, które poruszane siłą wiatru przysłoniły jej twarz. – Tata został maszynistą, ponieważ od małego interesowała go technika. Pewnego razu, mnie jeszcze nie było na tym świecie, gdy z Kinbyr przybyła potężna lokomotywa, potrafił wpatrywać się w nią, stojąc niemalże nieruchomo przez długie godziny. Od tego momentu babcia zawsze powtarzała, że jej syn zostanie pracownikiem kolei i, jak się okazało, miła rację. Mądra i spostrzegawcza była z niej kobieta

– Dwa światy, powiadasz. To czemu obserwujesz stację oraz przyglądasz się jej pracownikom? – Spojrzał na nią. – Ty również pragniesz zostać maszynistą.

– Pragnę zostać podróżnikiem. Chcę zwiedzić inne metropolie. Roderon już znam, stał się dla mnie nudny. Chciałbym zobaczyć i poznać coś nowego. Niestety, to przywilej zarezerwowany tylko dla obsługi pociągów. Nikt inny nigdy nie będzie mógł wyjść spod tej szklanej kopuły.

– Prawda jest taka, że nawet gdyby maszynista przekroczył mur to w jednej chwili stanąłby w płomieniach.

– Tak, jednak pociągi są odporne na działanie wysokich temperatur. Rozmawiałam kiedyś o tym z ojcem. Podobno tworzenie innych pojazdów zdolnych do pokonywania otwartych przestrzeni jest nieopłacalne.

– Pewnie masz rację. – Zamyślił się. – Chcesz podróżować, więc dlaczego przyglądasz się obsłudze stacji?

– Wtedy marzę. Gdy tak na nich patrzę, zastanawiam się, czy zwiedzili inne aglomeracje. Staram sobie wyobrazić, jak tam może być. Jak wyglądają miasta inne niż przemysłowe. Na przykład rolniczo-hodowlane Kinbyr. Czy jest tam bardziej zielono? Czy na ogromnych łąkach swobodnie pasą się zwierzęta? Czy to prawda, że żyje tam o wiele mniej kolonizatorów? A może tam jest mniej więcej tak samo jak tu? Natomiast całe jedzenie, które z niego dowożą, wytwarzane jest sztucznie w laboratoriach. Któż to wie, jak nie oni, kolejarze.

– Jeżeli kiedyś się tego dowiesz, to daj mi znać – powiedział bez szczególnego entuzjazmu. Tego brakowało. Nie dość, że romantyczka, to jeszcze wierzy, w te chore teorie spiskowe. – Skoro rozmawiamy już o dostawie jedzenia, to chciałbym cię zapytać o pewną rzecz.

– To pytaj. Nie wiem, na co czekasz.

– Masz jakiś informacje dotyczące opóźnia aktualnego transportu?

– Tylko tyle, że to już trzy dni. Zakładam, że ty też nic więcej nie wiesz?

– Nie. – Nie wiem, czy chciałbym wiedzieć cokolwiek więcej. Jeżeli pociąg się wykoleił, to mamy poważny problem. – Wczoraj odwiedził nas sąsiad.

– Ten, który pracuje w Departamencie Żywności?

– Zgadłaś. Posłuchałem jego rozmowę z moimi rodzicami – powiedział cicho, jakby nie chciał, aby ktoś go usłyszał.

– Dowiedział się czegoś ważnego?

– Można by tak powiedzieć. – Nie tyle to ważne, co przerażające. – Według ich obliczeń jedzenia wystarczy jeszcze na zaledwie osiem dni. – Pobladł.

– Nie martw się tak. Z całą pewnością już niedługo dotrą do wrót Roderonu.

– Wierzysz w kolej, prawda?

– Oczywiście. Ale nie sadzę też, aby wydarzyło się coś bardzo poważnego.

– Sąsiad mówił – wtrącił wyraźnie zaniepokojony – że odkąd Genesis XXII-002 przybył na tę planetę, to jeszcze nigdy pociągi nie spóźniały się dłużej niż dwa dni. – Westchnął. – A to już jakieś dwieście lat.

– Niby skąd on to może wiedzieć? A nawet jeśli to prawda, to zawsze musi być ten pierwszy raz, czyż nie? – zapytała pewnym głosem.

– Może, ale jeżeli się mylisz, to załoga Genesis XXIII, która przybędzie tu za kilkadziesiąt lat, zastanie tylko zgliszcza Roderonu.

– Nie sądzę. Poza tym krążą plotki, jakoby nowi kolonizatorzy chcieli się osiedlić po „przysłoniętej” stronie.

– „Przysłoniętej”? Jaki to ma sens?

– Mówi się, że życie w mroźnym klimacie miało by się okazać łatwiejsze.

 

 

Zrobił kilka kroków w przód. Jego koszula coraz mocniej powiewała na wietrze, który z każdą chwilą przybierał na sile. Chyba nie lubi, gdy przeszkadza się mu w swawolnych harcach na polanie. W oddali widniał monumentalny mur oplatający całe miasto niczym wąż duszący swą ofiarę w śmiertelnym uścisku. Znajdowała się w nim tylko jedna brama, służąc wyłącznie eksportowi surowców przemysłu wydobywczego i hutniczego oraz importowi żywności. Dlaczego tylko jedna? Dlaczego zwykli obywatele nie mogą podróżować? Czy przez to miasto umrze?

 

 

Od wewnętrznej strony ciągnęły się dwa tory o długości około trzech kilometrów. Przy zabudowanych wzdłuż nich pomostach zatrzymywał się pociąg oczekujący na wyładunek lub załadowanie towarów. Pośród całej stacji kolejowej najbardziej rzucały się w oczy wysokie jak porastające tutejszą gęstwinę drzewa żurawie.

 

 

Spojrzał dalej, ponad mur. Objął wzrokiem teren poza kopułą. Tory prowadziły po spękanej i wysuszonej, gorącym promieniowaniem pomarańczowego olbrzyma, ziemi. Znikały za horyzontem. Czy one naprawdę gdzieś się kończą?

 

 

– Czy ja wiem. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić życia w takich mrozach – powiedział.

– Ja też nie – po raz pierwszy spojrzała na rozmówcę – ale prawda jest taka, że całe życie spędziłam w ekstremalnie odmiennych warunkach. Trudno mi jest więc oceniać.

– Racja. – Podniósł głowę. – Robi się późno.

– Faktycznie, kopuła lekko pociemniała. Mimo, iż Roderon wydaje mi się nudny, to ta szklana konstrukcja nadal mnie intryguje.

– W zasadzie to szkło organiczne – wtrącił. – Dziwna nazwa.

– Tak, wiem. Czytałam o tym. – Wstała i podniosła swoją torbę. – Nazywa się tak, bo, jak podają źródła, w odległych czasach połączyli strukturę szkła z komórkami jakiegoś kosmicznego stwora. Zresztą nie tylko szkła.

– Też o tym czytałem. Właściwie, to z wielka chęcią zobaczyłbym tego kosmitę. – Zamyślił się. – To zapewne ciekawa istota – dodał po krótkiej chwili.

– Nie masz nawet co o tym marzyć – powiedziała z pewną złośliwością. – Te stworzenia wybito wiele lat temu, jeszcze przed zasiedleniem tej planety.

– Być może gdzieś uchowały się jakieś niedobitki. Nigdy nic nie wiadomo. Poza tym marzyć mogę zawsze. Ty chcesz podróżować, a ja spotkać te stworzenie, więc jaka w tym różnica?

– Taka, że moje marzenie ma szansę się urzeczywistnić, a twoje nie – powiedziała takim głosem, że jej towarzysz prawie stracił nadzieje.

– Muszę ci powiedzieć, że tak naprawdę cię nie znam, mimo iż znam cię już tyle lat. Czasami tryskasz optymizmem, uważasz, że wszystko będzie dobrze, a innym razem twierdzisz, że wszystko potoczy się najgorzej, jak tylko może. – Trochę mnie to przeraża. – Dlaczego nie możesz obrać jednego punktu widzenia?

– Bo jestem realistką. – Uśmiechnęła się po raz pierwszy tego popołudnia.

– Ale mimo to powiedziałaś, że zapasy pożywienia dotrą do Roderonu na czas.

– Tak. Nawet jeśli pociąg się wykoleił, to za jakiś czas wyślą po niego inny. Przecież nie pozwolą tylu milionom ludziom umrzeć z głodu.

– My nie mamy drugiego pociągu – zauważył z przerażeniem.

– Ale Kinbyr ma. – Dziewczyna ruszyła w drogę powrotną. – Idziesz?

– Zaraz cię dogonię! Może i Kinbyr ma dodatkowe pociągi, ale skąd będą wiedzieć, że jedzenie nie dotarło? Oby transport pojawił się jutro.

 

 

Stał samotnie jeszcze przez krótką chwilę, po czym odwrócił się i pobiegł za dziewczyną. Dogonienie jej nie wymagało od niego dużego wysiłku. Resztę trasy pokonywali już razem, nie kontynuując swej rozmowy.

Koniec

Komentarze

Ciekawa wizja apokaliptycznego świata, podoba mi się pomysł, fajnie byłoby go rozwinąć:) zwłaszcza, że przy tak krótkim tekście jest (przynajmniej jak dla mnie) zbyt dużo "nijakich" zdań, będących tłem dla głównego tematu.

Przepraszam, że pytam: jaka postapokalipsa? Cytuję:  Te stworzenia wybito wiele lat temu, jeszcze przed osiedleniem tej planety. Domyślam się, że miało być: zasiedleniem…    Takie sobie.   Rozmowa chłopaka z dziewczyną, więc nie dwóch, nie dwóch…

Mnie się podobało :)

Przynoszę radość :)

>> Biegł najszybciej, jak potrafił. Pokonywał kolejne uliczki, mijając zwinnie innych ludzi. << – Ja bym to inaczej widział, więc moja osobista sugestia zmian: „Biegł najszybciej, jak tylko potrafił, pokonując kolejne uliczki, mijał zwinnie innych ludzi.”   >> Miejsce połyskujących (bez przecinka) odbitymi promieniami słońca (…) <<

>> Dookoła słychać było tylko szum trawy, jakby jakaś magiczna bariera oddzielała ten obszar od hałasu, który wytwarzały ciężkie maszyny przemysłowe oraz procesy technologiczne.<< -– Suche i przegadane to zdanie, trochę to uprość. Hałas od procesów technologicznych mnie po prostu zabił. Złe określenie i kiepskie zdanie wtedy wyszło.

 

>> – Może. – Wsunął dłonie do kieszeni, chcą ochronić je przed zimnym wiatrem. – Dlaczego w ogóle tu przychodzisz?

– Spójrz. – Wskazała ręką przed siebie. – Powiedz, co widzisz? << -– BŁĘDY W DIALOGACH

>>  Skierował wzrok w tę samą przepaść, którą już wcześniej spoglądała jego rozmówczyni. W dole rozciągało się ogromne miasto, które swoją budową przywodziło na myśl tarczę strzelniczą. << – Z tarczą strzelniczą, to trochę pojechałeś, trochę inny opis tutaj powinien być, ten wszystko psuje.

 

 

>> Budynki otaczające centrum, choć nie już tak imponujące jak drapacze chmur, również robiły piorunujące wrażenie. <<  – Okropnie to zdanie brzmi – Robić piorunujące wrażenie?  Na kim? Skoro (te budynki,) były imponujące, to może napisać że przytłaczały czymś: wielkością, bryłą, barwą? Może coś mu przypominały, tego czego bał się kiedyś?   >> Kolosalne półkuliste, stalowo-szkalne bloki gęsto pokrywały tę część aglomeracji, przypominając fragmentarycznie przysypane, przeźroczyste żółwie skorupy. << – „Półkoliste” a nie „półkuliste”! „przezroczyste” a nie „przeźroczyste”. Po za tym zdanie jest źle skonstruowane.

 

 

>>  służąc wyłącznie eksportowi surowców przemysłu wydobywczego i hutniczego << -– surowce przemysłu wydobywczego (bo chodzi o rudę) to się zgadza, ale skoro przemysł hutniczy, to mamy tutaj produkty.   Błędy w dialogach. Poczytaj sobie nasz portalowy poradnik WSKAZÓWKI DLA PISZĄCYCH Zbyt dużo stosujesz dookreśleń w niektórych opisach, dlatego można się – czytając je – pogubić. Samo opowiadanie jest takie sobie. Przeciętne i brakuje w nim życia. Jest jakaś rozmowa między dwojgiem ludzi, jest jakieś wzgórze, ale tak naprawdę niewiele się tutaj dzieje. I też nie widzę w tym opowiadaniu obrazu postapokaliptycznego.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Chyba zbyt szybko przeczytałam;) W pierwszej chwili skojarzyło mi się z Ziemią spaloną Słońcem;) Teraz zastanawia mnie czemu kolonizatorzy przylatują na tę planetę co 200 lat (czy to jest długość życia jednego pokolenia? czy tyle trwa podróż międzyplanetarna?). Czy rzeczywiście troszczą się o przeciętnych ludzi nie pozwalając im umrzeć z głodu, czy raczej więżą ich dla własnych interesów? W zasadzie tak krótki tekst można interpretować na wiele różnych sposobów, nie jest jednoznacznie napisany. Tak czy siak intrygujące, jako zarys fabuły bardzo mi się podoba, ale jako samodzielne opowiadanie – niekoniecznie.

Mógłby być dalszy ciąg. Pociąg nie dojeżdża i…

Przynoszę radość :)

Dzięki wszystkim za opinie oraz wynajdywanie błędów:) Co do opowiadania, to nie jest postapokaliptyczny świat, a po prostu obca planeta (z tekstu to wynika, a przynajmniej tak mi się wydaje). Opowiadanie napisałem w zasadzie po to, aby pokazać pewną wizję świata, którą być może kiedyś rozwinę. Istnieje szansa, że opublikuje tu moje dłuższe opowiadanie „Dzieci Ziemi” (moje pierwsze opowiadanie i bardzo odbiega stylem od tego – tak, zdaje sobie sprawę, że to opowiadanie również nie jest napisane jakoś cudownie). Akcja toczy się w tym samym uniwersum, ale wiele lat wcześniej. Niektóre wątki są tam troszkę bardziej wyjaśnione.

W koncepcji świata coś jest, w opisanej scence – niewiele. We fragmencie o organicznym szkle dialog zabrzmiał mi bardzo sztucznie. Zafascynowała mnie ta niemożność wyjścia spod kopuły. Też bym chyba chciała zostać maszynistą. :-)

Babska logika rządzi!

Jak dla mnie, to opowiadanko jest trochę nudne. Zbyt mgliste i niedopowiedziane. Tak jakby Autor założył, że czytelnik doskonale orientuje się we wszystkich sprawach, o których rozmawiają dziewczyna i chłopak. A tak nie jest. W dodatku, niestety, nie jest to najlepiej napisany tekst.  

 

Wiekowe drzewa o grubych pniach i ciemno brązowej korze…Wiekowe drzewa o grubych pniach i ciemnobrązowej korze   

 

Przez liściaste korony przenikały zaledwie wątłe strugi światła, które tworzyły niesamowitą grę cieni…Przez liściaste korony przenikały zaledwie wątłe strugi światła, które tworzyło niesamowitą grę cieni… Grę cieni tworzyły nie strugi, tylko światło.

 

Zboczył z alejki, po czym zaczął lawirować między drzewami. – Skoro był w lesie, to: Zboczył ze ścieżki, po czym zaczął lawirować między drzewami.

 

Na trawie leżała granatowa torba, a niej siedziała dziewczyna… – Pewnie miało być: Na trawie leżała granatowa torba, a na niej siedziała dziewczyna

 

…a zielonymi oczyma, jak się wydawało, wpatrywała się w przepaść. – Czy dziewczyna miała zielone oczy, jak się wydawało? Czy jak się wydawało, wpatrywała się w przepaść? ;-)  

 

Tak myślałem, że cie tu znajdę”. –– Literówka.

 

Skierował wzrok w tę samą przepaść, którą już wcześniej spoglądała jego rozmówczyni. – Wolałabym:  Skierował wzrok w przepaść, w którą już wcześniej spoglądała jego rozmówczyni.

 

Budynki otaczające centrum, choć nie już tak imponujące… Budynki otaczające centrum, choć już nie tak imponujące

 

Pobudziła się. – Wolałabym: Ożywiła się.

 

Niestety, to przywilej zarezerwowany tylko na obsługi pociągów.Niestety, to przywilej zarezerwowany tylko dla obsługi pociągów.

 

…to w jednej chwili stanął by w płomieniach. – …to w jednej chwili stanąłby w płomieniach.

 

Objął wzrokiem tern poza kopułą.  – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To właściwie nie tyle jest opowiadanie, co rys wymyślonego świata. Przybliżasz czytelnikowi realia, ale nic się w nich nie dzieje, w sumie… Uważaj na literówki, zwłaszcza w polskich znakach.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Podpiszę się pod komentarzem Joseheim.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka