- Opowiadanie: Rex87 - Expect the unexpected

Expect the unexpected

Opowiadanie, które dawno temu przesłałem do NF. Nie dało rady z publikacją, ale dorobiłem się fajnej odpowiedzi Maćka Parowskiego, którą oprawiłem w ramkę i trzymam na biurku ;)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Expect the unexpected

Życie potrafi być nieprzewidywalne.

 

Mariusz czekał z utęsknieniem na wyjście z pracy. Zerknął na zegarek. Chyba już od godziny wskazówki uparcie pokazywały 21.20. Czterdzieści minut. Już blisko, wciąż jednak lata świetlne od zakończenia roboty. Jezu, czemu zawsze gdy do końca zmiany zostawało tak niewiele, każda sekunda zamieniała się w wieczność?

 

Wyciągnął z kieszeni słuchawki i wcisnął je do uszu. Dobry sprzęt, kupiony za marne piętnaście złotych w jednym z centrów handlowych. Na tyle dobry, by całkowicie wygłuszał dźwięki otoczenia. Uśmiechnął się pod nosem. Znowu powiedzą, że dziwaczeje coraz bardziej, że nie chce z nikim rozmawiać, tylko słuchać tego swojego jazgotu. Co robić jednak, gdy z pozostałej czwórki osób, pracujących na jego maszynie, żadna nie była wystarczająco ciekawym partnerem do rozmów. Prosta praca, prości ludzie. Pieprzyć ich.

 

„BUM, BUM, BUM… Jesteśmy młodzi, mamy serce do walki, choć urodziliśmy się w świecie, rozpadającym się na kawałki.”

 

Jak zwykle, od początku tygodnia w udziale przypadły mu popołudniówki. Właściwie nie powinno go to dziwić, bo od kiedy się tu zatrudnił, zmiana popołudniowa stanowiła jakieś osiemdziesiąt procent jego czasu pracy. Cały dzień zmarnowany , więc oczywiście pan profesor, ma jebać, bo starsi stażem do sprawiedliwej pracy się nie poczuwają. W zasadzie już dawno zrobiłby niezły dym z tego powodu, cały czas jednak miał w myślach swoje studia. Jeśli nawet wykłóciłby się o chodzenie na inne zmiany, prawdopodobnie życzliwi brygadziści, do spółki z kolegami, załatwiliby mu z wielką satysfakcją weekendy pracujące, co dla studenta „zaocznego” równałoby się z zakończeniem trybu nauki nieco wcześniej, niż mógł planować. Wpadł w ich sidła jak śliwka w gówno i mógł winić za to jedynie siebie. Bądź miłym i uprzejmym, mówili rodzice, kiedy się zatrudniał, ci ludzie są od ciebie starsi i bardziej doświadczeni, ucz się od nich, przytakuj im, ale walcz o siebie.

 

Szkoda, że jak zwykle ich nie posłuchał. Dał bydłu dłoń z sianem, które ku jego zdziwieniu pożarło całą rękę. Teraz mógł jedynie siedzieć z japą na kłódkę, modląc się o czyjąś łaskę . I tak już od czterech lat. Wystarczająco dużo czasu, by zacząć się zastanawiać, czy czasem nie rozpoczął się u niego proces stawania się częścią statku.

 

O ile z początku wydawało mu się, że praca w firmie będzie jedynie prostym środkiem do celu, to z każdym kolejnym dniem zaczynał w to wątpić . Z dnia na dzień przesiąkał zakładową kulturą i miał coraz mniej sił, by się przed tym bronić. Tu praca, tam nauka i tak w kółko. Życie jak na gównianym rollercoasterze – spróbuj wyskoczyć, to się zabijesz, siedź uparcie w środku, to najpewniej prędzej czy później zarzygasz sobie spodnie. Nie pamiętał już, kiedy miał normalny dzień wolny, taki, który mógłby spędzić nie wychodząc z łóżka. W zasadzie jedyne, co potrafiło go jeszcze motywować, to obietnica złożona samemu sobie.

 

Już dawno postanowił, że jego nazwisko zostanie zapamiętane, że musi sprawić by pamięć o nim nie zgasła przez stulecia. Że to niby banał i połowa ludzkości marzy o tym samym? Miał to gdzieś. Najgorsze, że pogrążając się w rutynie kolejnych dni czuł jak wypala się w nim płomień nadziei na lepsze życie. Pewnie, pocieszał się w duchu, jeszcze tylko rok nauki, będzie miał tytuł magistra, tylko co potem? W obecnej sytuacji na rynku pracy, pozostawało jedynie się modlić, by za setnym życiorysem wysłanym na ogłoszenie, doczekać się odpowiedzi. Zresztą, wybór takiej ścieżki w życiu, nie zapewniał nieśmiertelności. Bo w końcu jaki jest sens żyć, wiedząc, że po śmierci zapamiętają cię jedynie twoi bliscy, a ty sam spoczniesz sześć metrów pod ziemią, jako jedno z anonimowych ciał? Tego obawiał się najbardziej. Zapomnienia. Mariusz miał jednak plan. Wiedział, że jeśli kiedykolwiek uda mu się go zrealizować, niedoszli oprawcy padną mu do stóp. Wtedy napluje im prosto w twarze. I choćby tylko dla tego jednego momentu, tej jednej myśli, warto było walczyć.

 

Nigdy się nie poddawaj . Zostałeś stworzony do wielkich rzeczy, stary, więc postaraj się nie zawieść, przynajmniej samego siebie. To był jego czas.

 

Jeszcze raz sprawdził godzinę. 21.44. Pieprzyć to. Jest piątkowy wieczór, a on, zamiast bawić się razem z kumplami, siedzi w pracy. Cud, że jeszcze do niego nie dzwonili z zaproszeniem na jakąś popijawę. Może to i lepiej, dziś odpocznie, pijąc do monitora. Całe szczęście, że cała jego praca polegała na doglądaniu linii produkcyjnej. Fizyczną robotę odwalali inni, odbierając towar z taśmy i przekładając go na palety. Przynajmniej się nie pocił, tyle dobrego w całym burdelu. No i mógł posłuchać muzyki. Jedyne zajęcie, które trzymało go przy zdrowych zmysłach, przez codzienne osiem godzin nudy.

 

Szybko załatwił przekazywanie zmiany. Zrób to, to i tamto, na tą i tamta datę, nie zapomnij tylko o tym. Zmiennik miał jeszcze ochotę na dłuższą pogaduchę, ale Mariusz zbył go machnięciem ręki. Ostatnie na co miał teraz ochotę, to radosne rozmowy o niczym. W tym momencie nie miało znaczenia, że był to jedyny człowiek z którym przyjaźnił się poza pracą. Jedyne czego teraz chciał, to ucieczka do domu. Z resztą swojej zmiany nawet się nie pożegnał, bo i niby po co? Wbiliby mu sztylet w plecy, gdyby tylko mieli okazję.

 

Z radością powitał pierwszy łyk wieczornego powietrza. Nareszcie koniec, teraz pozostawało jedynie udać się do sklepu po jakiś tani czteropak i w końcu będzie mógł jechać do domu. Monopolowy, do którego miał zwyczaj chodzić, znajdował się po przeciwnej stronie ulicy, jakieś dwieście metrów od firmy, więc założył słuchawki i ruszył w jego stronę.

 

BUM, BUM, BUM…Będziemy walczyć, wygramy czy przegramy, zostaniemy zapamiętani.”

 

Koło sklepu, jak to w piątkowy wieczór, panował ruch, niemal jak w godzinach szczytu, samochody podjeżdżały i odjeżdżały jeden za drugim. W sumie nie dziwiło go to, jedynym miejscem oprócz spożywczaka, w którym o tej godzinie można było jeszcze coś kupić, była stacja benzynowa na obrzeżach miasta. Oczywiście z cenami dwukrotnie przekraczającymi te sklepowe.

 

Postawił już nogę na ulicy, gotów do przejścia na druga stronę, gdy zauważył pędzące bez świateł w jego stronę, czarne BMW. W ostatniej chwili odskoczył, samochód zatrzymał się kilkadziesiąt metrów dalej z piskiem opon. Kurwa, dwa kroki dalej i leżałby teraz pod kołami. Musi być bardziej ostrożny, tak to jest, jak się buja w obłokach, zamiast zwracać uwagę na drogę. Wyciągnął słuchawki z uszu. Muzyki posłucha jednak w domu. Samochód wciąż stał na środku ulicy, tamując ruch. Jakiś dres, widać kierowca, coś krzyczał w jego stronę. Mariusz pokazał mu środkowy palec. Widział, jak twarz tamtego przybiera kolor purpury. Gdyby nie kolejka trąbiących samochodów, dureń gotów byłby za taki gest wyskoczyć z auta i skopać go na środku ulicy. W końcu odjechał, wciąż nie zapalając świateł. Idiota. Nie ma to, jak zapierdalać po zmroku, setką przez środek miasta.

 

W sklepie panował niesamowity ścisk. Mało brakowało, żeby kolejka wytoczyła się na dwór. Wszelkiej maści żule, dresy, szukający odrobiny emocji studenci, czy wiecznie uciekający z domów, niespełnieni mężowie czekali zgodnie na swój alkoholowy przydział. Jak za starych dobrych lat. Spojrzał na ich twarze. Zabawne, że każdemu z nich wydaje się zapewne, że jest pępkiem świata, że to jego problemy są najważniejsze. Każdy żyje swoimi niespełnionymi marzeniami, przekonując się co dzień, że świat ma je w dupie. Naturalna kolej rzeczy. Rodzisz się, przeżywasz swoje nic nie warte życie, umierasz.

 

Oprócz planowanego czteropaka zakupił jeszcze paczkę chipsów. Nada się w sam raz, jako towarzyszka wieczornej randki z piwem. Wyszedł ze sklepu. Po przeciwnej stronie ulicy jakaś grupka młodzików kłóciła się o coś. Zdołał podsłyszeć, że jeden z chłopaków oskarża swoją dziewczynę o zdradę. Przyjrzał się im uważniej. Wyglądali może na piętnaście lat. Zdrada, a to dobre. Dziewczyna spoliczkowała chłopaka, rozmowa zaczęła przybierać bardziej gwałtowny przebieg. Reszta grupy śmiała się do rozpuku. Jesteście solą tej ziemi, tak pewien mądry człowiek powiedział o młodzieży. Sęk w tym, że się mylił. To nie sól, padre, to tylko papierek po Snickersie i amfetamina. Nic na tym nie wyrośnie.

 

Kłótnia zdążyła się przeobrazić w wymianę bluzgów. Nie miał zamiaru w jakikolwiek sposób w tym uczestniczyć. I jak tu nie słuchać muzyki. Po raz kolejny wcisnął słuchawki do uszu. Nareszcie błogi spokój.

 

„BUM, BUM, BUM…”

 

Być może, gdyby nie słuchawki, usłyszałby wycie torturowanego silnika czarnego BMW, które z piskiem opon ruszyło w jego stronę. Być może, mógł zauważyć je wcześniej, gdyby tylko zachował odpowiednią ostrożność, jak wcześniej postanowił. Być może. Jedyne co zdążył zobaczyć, to rozmazaną plamę, mknącą w jego kierunku. Przez chwilę wydawało mu się także, że dostrzega za szybą znajomą, posiniałą z wściekłości twarz.

 

Cokolwiek chciał zrobić, było już za późno. Na jedną, nieskończoną sekundę, czas stanął w miejscu. Poczuł każdy miażdżony mięsień, łamiące się kości, każdy eksplodujący bólem nerw. Zdążył też przypomnieć sobie marzenia jakimi na co dzień się karmił. Nie, wcale nie całe życie. Teraz już wiedział, że pieprzenie o dobrych i złych uczynkach, przewijających się przed oczyma jak film, to mrzonka.

 

Miałem być kimś wielkim – powiedział głos w jego głowie. – tylko o tym marzyłem. Nigdy tego nie otrzymałem.

 

Jego oczy zamknęły się i zanurzył się w błogą ciemność.

 

Życie potrafi być nieprzewidywalne.

 

Koniec

Komentarze

Tak z ciekawości, do NF też wysłałeś anglojęzyczny tytuł? :)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Dwie, może trzy tak zwane uniwersalne mądrości. Nieustanne użalanie się nad sobą męczy. Jedynym elementem fantastycznym wydaje mi się powrót czarnego BMW bez świateł. Tytuł pretensjonalny. Morał: trzeba wiedzieć, kiedy można chodzić ze słuchawkami w uszach.

Rozumiem, że tytułu kompletnie nie da się przetłumaczyć na język rodzimy i po angielsku być musi.
Lata świetlne to jednostka ODLEGŁOŚCI, a nie czasu.

Szwankująca przecinkologia.

Kończy się naukę, nie tryb (ewentualnie można zakończyć naukę w trybie natychmiastowym).

Spacje.

a ty sam spoczniesz sześć metrów pod ziemią

Wow. Nie wiem, skąd Ci się wzięło te sześć metrów... Może od sześciu stóp, na jakie kopie się groby w krajach anglosaskich? W każdym razie sześć metrów to już studnia, nie grób.

No i -- jak powyżej -- gdzie jest fantastyka?

Bardzo jestem ciekawa, co takiego napisał ci Pan Parowski, bo jak dla mnie, to nuda i zero, ZERO fantastyki w tej fantastyce! Łatwo pisać z detalami o czymś, co się dogłębnie zna. Pokaż nam, jak sobie razisz gdy trzeba wysilić wyobraźnię. Poz tym za dużo tych szczegółów i historia bez fabuły po prostu mnie znudziła, pomimo, że przecież jest krótka.

Czekam na kolejny tekst, b nie wiem, co o twoim pisaniu myśleć. Możę chcesz zostać drugą Grocholą, to prędzej...

https://www.martakrajewska.eu

A ja się naprawdę dziwię taką oceną. Fakt, fantastyki w tym mało, ale moim zdaniem jest dobrze napisane, z krótkimi refleksjami. Mnie nie wynudziło, albo dlatego, że sama nie żyję takim życiem, albo po prostu mam dużą tolerancje na nudę. Mi się tam podobało, serio. Git jest, tylko następnym razem radzę z większą dawką fantastyki:)

Ten pan wyczerpał kwestię.

BTW strasznie mnie wkurza ten bohater. I dobrze mu tak.

Dzięki za komentarze :) Błędnie założyłem, że mogę tu wstawić jakikolwiek gatunek, tak jak zwykłem to robić na Weryfikatorium (bez kryptoreklamy oczywiście). To oczywiście nie jest i nie miała być fantastyka. Bardziej dramat/blok przemyśleń bohatera.

Pan Maciej napisał, że przegiąłem z nienawiścią do świata, ale chciałby widzieć więcej tekstów, z trochę innej tematyki ;) To tak w skrócie.

Jeszcze raz dzięki. Następnym razem, będzie coś z s-f. :)

And one day, the dream shall lead the way

Jupi, lubię sf! Na pewno przeczytam.

Ja też. Znaczy, lubię i przeczytam.

Rex87, rozumiem, że mogłeś tutaj wkleić opowiadanie spoza fantastyki. Nie przepadamy tutaj za takimi (bo nie tego się spodziewamy wchodząc na stronę NF), ale przyznaję, że ktoś z zewnątrz niekoniecznie musi o tym wiedzieć. Ale żeby do czasopisma słać tekst spoza jego zakresu tematycznego? Też jestem ciekaw, co Parowski odpisał. :)

 

Powiedz, dużo piszesz rzeczy spoza fantastyki? Gdzieś poza weryfikatorium próbowałeś z tym iść? Jakie masz doświadczenia z innymi portalami?

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Przeczytałem, chociaż mnie nie zainteresowało, a tym bardziej nie urzekło.

Pozdrawiam.

Tekst jest dobry, kwestia tego, że nie wstrzeliłeś się w profil portalu. Przeczytałam z zainteresowanianiem i trochę zawiodłam się, bo zabrakło mi elementu fantastyki, na który cały czas czekałam. Ale mimo wszystko - nie było mi nudno, tyle że... za prosto. Praca w fabryce, studiowanie - to taki bardzo pozytywny obraz bohatera. Marzenie - ma je każdy. Śmierć - każdy zdaje sobie sprawę, że może nastąpić w najbliższym momencie. Jest tu więc za dużo oczywistości, a przemyślenia lecą po standardach. Niemniej język i sposób prowadzenia narracji jest w porządku. Zauważyłam jakieś potknięcia, ale nizbyt istotne. 

Napisz coś dla nas - to znaczy dla portalu fantastycznego. Wtedy pogadamy. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Przeczytałem. Mocno takie sobie. Błędów trochę, głównie te co innu wymienili: interpunkcyjne, zaimki i powtórzenia. Brak fabuły. Nudne. Podstawowy błąd: to nie jest fantastyka ;) Czekam na coś z tematu portalu. Pozdrawiam i życzę miłej nocy.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

brajt --> pytałeś, czy dużo piszę jesli chodzi o inne gatunki. Otóż, nie. Większość moich opowiadań ociera się o fantastykę czy sf, chociaż nie przeczę, dużą uwagę zwracam zawsze, na przemyślenia wewnętrzne bohaterów. Póki co, większości nie mogę tu wrzucić, żeby przypadkiem ich nie "spalić", pod względem wartości konkursowej.

Jak pisałem, to jest tekst który dawno temu (dwa lata minęły) wrzuciłem do NF. Czlowiek pierwsze pełne "coś" napisał i z podniety zaraz wysłał gdzie popadnie :)

And one day, the dream shall lead the way

Czlowiek pierwsze pełne "coś" napisał i z podniety zaraz wysłał gdzie popadnie :)

 

Cóż --- widać ; )

Spróbuj coś nowego napisać i opublikować.

pozdrawiam

I po co to było?

Przeczytałam bez specjalnych emocji. No cóż, pierwszemu tekstowi można wiele wybaczyć.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Taaak. Nie urzekło. Ale później pisałeś ciekawiej. :-)

Babska logika rządzi!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka