- Opowiadanie: Agroeling - Łzy czarnoksiężnika

Łzy czarnoksiężnika

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Łzy czarnoksiężnika

W dzikiej krainie Nagtlong, w jej najbardziej odosobnionym zakątku wznosił się posępny zamek czarnoksiężnika, zwanego Nietoperzem. Nadanie tego przydomka zawdzięczał temu, że wieczorami widywano go na tle nieba w kolorze indygo, jak szybował pod postacią wielkiego, czarnego nietoperza.

 

Nagtlong było krainą czarownic, smoków, driad, bazyliszków, wodników i innych najprzeróżniejszych stworów. Bezkarnie grasowały po niej zbójeckie bandy, gdyż miały protekcję czarnoksiężników, albowiem to oni władali krajem. Wśród nich jeden budził zabobonny lęk i grozę zarowno w swoich wrogach, jak i poddanych. Przezywany był Szkarłatnym Morem i szczególnie słynął z okrucieństwa i chciwości. To miano przylgnęło do niego ze względu na moc, jaką posiadał. Powodował nią straszliwe zarazy i w ten sposób pustoszył olbrzymie połacie kraju, zagarniając je dla siebie. Ostał się już tylko jeden przeciwnik. Był nim Nietoperz. Rozegrała się bezwzględna walka. Po jakimś czasie Nietoperz mmusiał zacieśnić pierścień obronny wokół własnego zamku, by osłonić się przed grożnymi zaklęciami, rzucanymi przez Mora. Ich ofiarą padały najczęściej bezbronne wioski. Po ataku przedstawialy smutny widok, mieszkańcy słaniali się na nogach, z przerażeniem odkrywając objawy dżumy na swoich ciałach.

Moc Nietoperza stopniowo słabła, opuszczali go wasale, lecz sam nie pozostawał przeciwnikowi dłużnym. Ściągał z kosmosu lśniące złotem meteoryty i wraz z pomarńczowymi błyskawicami ciskał na zamek Mora, nocą zaś wysyłał do jego popleczników wilkołaki i drapieżne zwierzęta. Jednakże dla potężnego Mora były to dziecinne igraszki. Po długiej, wyniszczającej wojnie uzyskał on znaczną przewagę. Hordy barbarzyńców wspomaganych przez trolle wkrótce okrążyły fortecę Nietoperza. Zamek, obwarowany bazaltowymi blokami, wznosił się na strzelistej grani i dumnie spoglądał w otchłanną przepaść. Początkowo Nietoperz drwił sobie z oblężenia. Nocą wylatywał ze swej twierdzy, przybierajac wiadomy kształt, lecz o świcie musiał wracać. W blasku dnia jego magia traciła moc i łatwo mógłby paść łupem wroga. Tylko w swym skalnym gnieżdzie nie obawiał się niczego. I pozostał sam. Wszyscy jego sprzymierzeńcy i poddani albo zginęli, albo uciekli. Podjęcie otwartej walki z Morem zakrawało na szaleństwo. Całe Nagtlong zostało już opanowane i w żaden sposób nie potrafiło się wyzwolić spod jarzma okrutnego czarnoksiężnika.

Niezależnie od nocnych wypadów, Nietoperz praktycznie tkwił uwięziony w swej warowni. Zaczynała mu doskwierać samotność. Sam w zamku, przemyśliwał całymi dniami nad tym, jak pokonać Mora. Zastanawiał się też nad szansą ucieczki. Gdyby opuścił zamek na zawsze, straciłby większą część swej mocy, zresztą nigdzie nie znalazłby schronienia, gdyż w żadnym miejscu nie czułby się bezpiecznie. Poza tym był zmęczony nieustanną wojną. Musiał znależć inne rozwiązanie. Nagle przyszła mu do głowy jedna myśl. Mógł jeszcze wywołac Największy Czar. W zamierzchłych czasach Wielki Czar urzeczywistniali najpotężniejsi magowie, o których pamięć zachowała się jedynie w legendach. Obawiał się, że nie sprosta temu wyzwaniu, poniewaz nie szczycił się aż tak wielkimi umiejętnościami magicznymi. Mimo to postanowil spróbować. Skrupulatnie przygotował się do tego zadania ,wertując stare księgi, a pózniej pogrążając się w medytacji. Następnie odprawił tajemny rytuał i wyrecytował inwokację. Zadbał o wszystko. Ale nie udało się. Spróbował powtórnie. Bez skutku.

Zawiódłwszy się na jedynej nadziei, uzmysłowił sobie własną bezsilność. Gdy o tym pomyślał, łzy potoczyły się po jego znękanej twarzy. Skapywały na posadzkę, w którą wkomponowany był olbrzymi pentagram. Nietoperz wciąż płakał a łzy turlały się po wygrawerowanym, złocistym obwodzie, aż wykonały pełny obrót. Wtedy ze znaku, namalowanego na środku koła, uniosła się srebrzysta bańka. Powoli puchła, aż swoją objętością wypełniła całą komnatę. Zdumiony Nietoperz pojął, iż udało mu się nieświadomie zamknąć okrąg czasu, zawrzeć przemienienie. Największy Czar stał się faktem. Ostrożnie wszedł do srebrzystej kuli. Gdy zniknęła, komnata okazała się pusta.

Koniec

Komentarze

Ciekawy i ładnie brzmiący przymiotnik " otchłanny". To neologizm ? 

Ależ skąd...
Króciutki tekścik budzi pewną refleksję, i to jego jedyną zaletą.

"Po ataku przedstawialy smutny widok, mieszkańcy słaniali się na nogach, z przerażeniem odkrywając objawy dżumy na swoich ciałach."- taka moja uwaga- jeśli tworzy się krótki tekst w konkretnym (w tym wypadku baśniowo-fantastycznym) klimacie, to warto byłoby konsekwentnie go utrzymywać. Mieszkańcy, w mojej opinii, powinni na swym ciele odkrywać np. "krwawe, ropiejące wrzody", a nie jakieś nowoczesne "objawy dżumy". To samo tyczy się komety ściągniętej "z kosmosu". Poza tym... złota kometa i pomarańczowe błyskawice? Niezbyt to klimatyczne.
Krótki, niedopracowany tekst. Ale w zasadzie mogło być gorzej.

Edit: ale w porównaniu z poprzednim tekstem to widać postęp. Jak stąd do Kanady. Z drugiej strony, trudno było napisać gorzej...

W pożądku, ale bez fajerwerków. Jestem pewien, że nie jest to odpowiedni do publikowania tekst.

Dzięki za komentarze.To stary tekst, który postanowiłem tutaj zaprezentować.Zarazem to moje pierwsze opko z gatunku fantasy.Moje następne teksty będą nieco bardziej rozwinięte.

Opowiadanie można rozwinąć i zachęcałbym do tego, bo sam pomysl jest ciekawy. Ja go odczytałem tak, że oto mamy dwoch czarnoksięznikow / magów, pelnych mocy, posadających wielkie umiejsętności, którzy nieuchronnie  zmierzają do starcia. Jeden z nich robi wszystko, co może, żeby wygrać ( bo musi), ale jest o krok do tyłu od drugiego, a ten dystans ciągle się zwiększa. Zaczyna ponosić coraz dotkliiwsze klęski. Pod ich wpływem się zmienia, zmienia się jego psychika, zaczyna pojmować wiele spraw, na które do tej pory nie zwracal uwagi. Zostaje sam, wszyscy go opuszczają. Rozpaczliwie szuka sposobu ocalenia, sięga po środek z dawnych legend, wierząc w jego skuteczność. Też nic. Ocala go przypadek, traf, zupełnie niezalezny od wszystkich jego starań, wiedzy i umijetności. Gdyby tak to rozegrać  i osadzić  jeszcze w mrocznym klimacie tej dziwnej krainy, mogłoby byc ciekawe.Wymaga to jednak duzo pracy.

Do takiego starego opowiadania nie chce mi sie już wracać. Ale, co ciekawe w Twoim pomyśle rozwinięcia tego opka, coś podobnego już napisałem w moim póznie3jszym i znacznie dłuższym opku o walce dwóch czarodziejów.Za jakiś czas je tu zaprezentuję, ale najpierw wrzucę jeszcze kilka krótszych tekstów. Pozdrawiam.

No cóż, okazuje się, że i magia może zadziałać przypadkiem.

W tekście jest mnóstwo literówek.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Chyba warto zbeletryzować ten opis historii; dodać jakieś dialogi, odrobinę akcji oglądanej na żywo, a nie tylko opowiadanej…

Babska logika rządzi!

Regulatorzy, Finkla, dzięki i za tę wizytę. Jak odnajdujecie te stare opka…

Są na liście tekstów, na tych dalszych stronach. ;-)

Babska logika rządzi!

Nie odnajduję ich, bo nie se ukryte. ;D

Zaglądam czasem do Poczekalni, na jej samiuteńki koniec.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ja też czasem wyciągam starocie i żałuję, że tak rzadko są poprawiane :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka