- Opowiadanie: pyrek - Szafa

Szafa

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Szafa

-Czas położyć się spać synku – powiedziała Natalia do swojego pięcioletniego dziecka.

– Ale ja mamo nie chce – zaprotestował Marcin.

Matka spojrzała w oczy malca. W błękitnych oczach odbijało się żółte światło nocnej lampki.

– Ależ musisz iść spać – odparła. – Jest już zbyt późna pora dla takich małych chłopców.

– Nie mamo. Ja nie jestem mały!

Natalia pocałowała synka w zmierzwione blond włosy. Kochała go ponad wszystko.

– Owszem jesteś, ale za to żadna matka nie ma takiego dzielnego synka jak ja – uśmiechnęła się. Płynąca z tego uśmiechu miłość spowodowała, że Marcin przytulił się do matki. – No już, już – malec spoczął na łóżku. Przykryła go dokładnie kołdrą.

– Zostawić ci zapalone światło?

– Nie mamo – odparł Marcin. – Jestem dzielny i nie boję się ciemności.

Natalia wstał z łóżka, podeszła do okrągłego stolika i zgasiła lampkę. Przeszła przez dziecięcy pokój. Zamykając drzwi życzyła synkowi kolorowych snów. Pozostawiła je lekko uchylone umożliwiając dopływ bladego światła płynącego z korytarza. Czuła, że w ten sposób zapewnia synkowi bezpieczeństwo. Powoli zeszła do kuchni, gdzie czekał mąż z butelką półwytrawnego wina.

Marcin mimo narastającego znużenia nie potrafił zasnąć. Zazwyczaj przychodziło mu to łatwo. Po prostu zamykał oczy w czwartek w nocy, a następnie otwierał je w piątek rano. Teraz ta sztuka, którą opanował w pięć lat – jak uważał – długiego życia, nie przyniosła rezultatów.

Odwrócił się na lewy bok. Obok drzwi majaczyła linia białego światła. Od kiedy nie spał już z zapaloną lampką mama mimo wszystko, co noc pozostawiała uchylone drzwi. Nie usiłował jej tego wyperswadować. Nie rozumiał tego postępowania, ale czuł, że tak powinno być.

Zaczął rozmyślać o swoich urodzinach, które mają się odbyć za sześć dni. Był bardzo ciekawy jaki prezent kupią mu rodzice. Ostatnio rozmawiał z tatą o piesku. Chciał mieć czworonożnego przyjaciela, który stałby się jego towarzyszem zabaw. Powiedział tacie, że opiekowałby się szczeniakiem i na pewno codziennie będzie go sam karmił, dlatego on i mama nie będą musieli się martwić o psa.

Ojciec przyjął jego słowa z uśmiechem i powiedział, że na pewno się nad tym zastanowi. Uważał jednak, że pies jest wielkim obowiązkiem dla właściciela i może przysporzyć wiele kłopotów, gdyż opieka nad nim nie ogranicza się jedynie do codziennego podawania karmy. Marcin oczywiście zapewnił, że niczego psu nie zabraknie i będzie uczył go dawania łapy, aportowania i innych umiejętności, które kiedyś pozwolą wygrać mu medal na psich zawodach.

Ojciec poczochrał mu włosy. Rodzice zawsze tak robili, gdy nie wiedzieli, co mają odpowiedzieć. Oczywiście nie przeszkadzało mu to, a naprawdę to lubił, gdyż ten mały gest zapewniał o uczuciu jakim go darzyli.

Obrócił się na plecy i wsunął ręce pod głowę. Teraz odechciało mu się spać i wiedział, że nie zaśnie w najbliższym czasie. Wpatrywał się w ciemny sufit, który za dnia emanował bielą świeżo nałożonej farby. Jego myśli wciąż błądziły wokół pieska, którego pragnął dostać w dniu swoich szóstych urodzin.

Zaczął przewracać się z boku na bok w poszukiwaniu wygodnej pozycji, której nie potrafił odnaleźć. Po chwili postanowił wstać z łóżka.

Założył kapcie zawsze trzymane po prawej stronie łóżka. Poczuł chłód na stopach, który stopniowo zaczął przemieniać się w miłe ciepło. Ruszył w stronę okna szurając kapciami po miękkim dywanie. Dźwięk ten rozniósł się po wnętrzu pokoju mącąc dotychczas nieprzeniknioną ciszę.

Chłopiec oparł się o biały, plastikowy parapet i spojrzał w mrok nocy. Niebo było bezchmurne, jednak nie potrafił dostrzec żadnej gwiazdy, jedynie srebrny sierp księżyca przebijał się przez bursztynowe światło ulicznej latarni.

Marcin jeszcze przez chwilę wytężał wzrok w nadziei odnalezienia choć jednej gwiazdy. Po kilku minutach zrezygnował zawiedziony.

Uwielbiał spoglądać na rozgwieżdżone niebo. W minione wakacje kilkakrotnie wychodził z ojcem na ławkę przed domem, by razem spoglądać w przestworza. Raz natrafili na wspaniały pokaz deszczu meteorytów, który przerósł wszelkie jego wyobrażenia na ten temat. Co chwila czerń nieba przecinały srebrne oraz ogniste smugi rozbudzające marzenia. W tamtym momencie po raz pierwszy pomyślał o zostaniu astronautą. Uważał się za najdzielniejszego chłopca na świecie. Przecież, który z jego kolegów, byłby na tyle dzielny żeby polecieć w kosmos?

Spojrzał na drzewo rosnące na środku ich podwórka. Masywny dąb wyrastał wysoko ponad szczyt dachu. Musiał już tu rosnąć zanim jego tata otrzymam kredyt mieszkaniowy na wybudowanie domu. Rodzice zakupili działkę w tym miejscu, ze względu na te wspaniałe drzewo.

Minionej jesieni Marcin zbierał żołędzie, które opadły z gałęzi. Następnie przy pomocy powbijanych zapałek stworzył armię ludzików. Wiele z nich nadal stało dumnie na półkach pilnując twierdzy, którą był jego pokój.

Usłyszał szelest dobiegający zza jego pleców. Odwrócił się zaskoczony i wyczekiwał cierpliwie kolejnego dźwięku.

Może to myszy? – Pomyślał. Mama skarżyła się pewnego razu, że w domu zalęgły się myszy. Tata kupił wtedy kilka łapek, w której Marcin omal nie zatrzasnął sobie palców. Chciał zobaczyć jak ona działa. Użył do tego widelca. Przysunął go do kawałka sera i delikatnie poruszył. Klapka zapadła gwałtownie i rozległ się szczęk metalu. Nie spodziewał się takiego działania i w myślach ujrzał obraz małej myszy, która w potrzebie napełnienia żołądka ugryzła kawałek serka znajdującego się na szpilce uruchamiającej zapadnie. Wybiegł z płaczem z kuchni w poszukiwaniu kojących objęć matki.

Dźwięk rozległ się ponownie. Jednak to nie był szelest, lecz drapanie. Powolne, nieustające drapanie dobiegające z szafy.

Czy myszy mogą wydawać podobne dźwięki? Myślał, że tak i nie chciał żeby te małe zwierzęta gryzły rzeczy w jego szafie. Oprócz ubrań znajdowały się tam jego zabawki. Zabawki, które mogły pogryźć myszy.

Podszedł do szafy z zamiarem przepędzenia małych intruzów. W połowie drogi przystanął i jego wyobraźnia zaczęła działać.

A jeśli to nie myszy, a szczury? Mama mówiła, że szczury mogą być niebezpieczne.

Postanowił samemu nie ruszać szafy. Nie chciał również zakłócać spokój rodzicom, którzy możliwe, że poszli już spać. Jutro rano powie im o myszach, lub – co gorsze – o szczurach.

Wrócił do łóżka. Ciepło jego ciała, które ogrzało kołdrę dawno się ulotniło. Okrył się dokładnie i poczuł się lepiej mimo narastającego szurania. Był odważnym chłopcem, a odważni chłopcy nie boją się myszy, które zagnieździły się w szafie, nawet jeżeli jest ich tam ze sto.

Nagle rozległ się piskliwy dźwięk nienaoliwionych zawiasów.

Marcin poderwał się z łóżka. Kołdra zsunęła się i zatrzymała na wysokości pępka. Z rozszerzonymi z zaskoczenia oczami wpatrywał się w wolno uchylające się prawe drzwi szafy. Które odsłoniły przepełnione czernią wnętrze.

Chłopiec poczuł jak jego serce gwałtownie przyspiesza. To nie możliwe żeby myszy potrafiły otworzyć zatrzaśnięte drzwi, ponieważ są one za ciężkie jak na małe gryzonie.

Zdobył się na odwagę. Wstał z łóżka i wziął ze sobą taboret stojący obok okrągłego stolika po lewej stronie łóżka, gdzie niegdyś, co noc paliła się mała lampka dająca poczucie bezpieczeństwa małemu chłopcu. Teraz jednak jest już duży i nie boi się potworów spod łóżka dybiących na jego życie.

Podbiegł do szafy. Zatrzasnął prawe skrzydło drzwi, które było uchylone niemal w połowie. Stał przez chwilę w miejscu wyczekując odgłosów. Żaden jednak nie wydobył się z mrocznego wnętrza.

Ale zanim zatrzasnął drzwi, zobaczył coś.

Serce tłukło mu się w piersi z przypływu podniecenia. Oddychał szybko, lecz nie ze zmęczenia. Ze strachu.

Coś, co lśniło blado w mroku.

Zablokował drzwi taboretem w nadziei, że już się nie otworzą. Powoli wrócił z powrotem do łóżka. Co chwila oglądał się przez plecy z myślą, że jego blokada okaże się zbyt słaba żeby zatrzymać… Właściwie, co?

To było oko! Żółte oko z czarną źrenicą ułożoną pionowo jak oko węża. Oko węża, którego widział w programie na Discovery.

Kolejny raz tej nocy okrył się szczelnie kołdrą. Przez długi czas spoglądał wprost przed siebie na szafę, która stała się siedliskiem… Siedliskiem czegoś o oczach węża.

Marcin zacisnął zęby na widok otwierających się drzwi. Tam nic nie mogło być, a skoro tak, dlaczego mimo taboretu prawe skrzydło ponownie ukazywało mroczne wnętrze?

Potwór. To potwór z szafy. Ale potwory nie istnieją. Mamusia mówiła, że są to jedynie cienie przypominające kreatury z filmów i Marcin jej wierzył. To, co się właśnie działo, istniało jedynie w jego głowie.

Długi, kościsty palec wysunął się z mrocznego wnętrza. Marcin nie mógł tego widzieć, jednak oczami wyobraźni potrafił dostrzec szarą, naciągniętą skórę. Ostry jak u sokoła szpon skrobał w stałym rytmie drzwi.

Marcin zaczął krzyczeć. Przez jedną, krótką chwilę myślał, że to nic nie da, że mama z tatą nie usłyszą jego wołania i potwór o szponach jak skalpele dopadnie go, poczym zabije rozpruwając brzuch. Obawy zniknęły, gdy drzwi od pokoju otworzyły się. Matka wbiegła prędko do wnętrza. Zapaliła nocną lampkę i ujęła synka w ramiona. Czuła jak drży całym ciałem.

– Cicho. Już wszystko dobrze – uspokajała.

– Mamusiu, to było straszne.

– Spokojnie mały, to tylko zły sen – odparła. Spojrzała głęboko w przerażone oczy synka. Błyszczały od przelanych łez. – To tylko zły sen – powtórzyła.

– Nie – zaprzeczył Marcin. Jego głos załamywał się w następnym zdaniu. – T-to n-nie był ss-sen. Mamusiu sz-szaff-fa.

Marcin mała rączką wskazał drzwi. Ku jemu zdziwieniu były zamknięte. Taboret bezpiecznie strzegł wejścia.

Natalia odpowiedziała uśmiechem. Ucałowała synka w policzek. Doskonale wiedziała, co Marcin ma na myśli.

– Potwory nie istnieją. Wszystko musiało być jedynie złym snem.

– Ale mamo – Marcin postanowił być nieugięty. – Ja widziałem! Widziałem potwora! Ma oczy jak wąż! Widziałem.

Natalia z czułością głaskała go po główce.

– Nie masz, czego się obawiać. Chyba wierzysz mamusi, że coś takiego jak potwory nie istnieje?

– Tak, ale…

– Posłuchaj mnie przez chwilę – powiedziała łagodnym tonem. – Czasami nasz umysł płata różne figle, a szczególnie nocą. Rzeczy codziennego użytku w ciemnościach mogą nam się wydawać tym, czym w rzeczywistości nie są. Gra cieni i nic więcej. Potwory to wytwór ludzkiej wyobraźni stworzone po to, żeby móc zapełnić sale kinowe. Świat nie jest taki zły, żeby znajdowało się miejsce dla stworzeń o ostrych kłach i pazurach. Wszystko musiało ci się przyśnić. Wierzysz mi synku?

– Tak mamo – odparł trochę niepewnie. – Chyba masz rację.

Uśmiechnęła się czule. Zmierzwiła mu dłonią włosy.

– To wspaniale – powiedziała. – Dzielny z ciebie chłopiec.

Okryła chłopca dokładnie kołdrą. Marcin już nie potrafił zliczyć, który to już raz tej nocy. Długiej nocy, która nie zamierzała szybko się skończyć.

– Zostawić zapaloną lampkę?

Chłopiec pokiwał głową.

Natalia wyszła z pokoju chłopca odruchowo zostawiając uchylone drzwi.

Mama ma rację. Myślał Marcin. Złe stworzenia nie powinny istnieć. Nie mają takiego prawa. Jaki byłby świat, gdyby w każdej szafie gnieździł się potwór gotowy atakować i zabijać z zimną krwią? Zło w tej postaci nie istnieje. Co prawda nie miał doskonałego pojęcia na temat pojęcia zła, jednak zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że jego mamusia go okłamała. Bał się. Mało tego. Był przerażony jak nigdy w życiu. Mamusia nie mogła kłamać w takiej napiętej chwili.

Ale przecież nie śnił. Był przytomny od samego początku i sam nie wyobrażał otwieranych powolnie drzwi.

Niepokój ponownie nawiedził duszę chłopca. Spojrzał na szafę. Nic nie szurało, nic nie stukało. Lśniące żółte oko zanikało w pamięci Marcina. Nic, co widział nie mogło być prawdą.

Zamknął oczy i powoli począł odpływać w krainę snu. Czuł się zmęczony i trochę obolały. Odpoczynek da mu zasłużone ukojenie.

Drzwi wejściowe zatrzasnęły się, a lampka nocna zgasła. Marcin zdusił w sobie okrzyk. Z jego ust wydobył się jedynie ledwie słyszalny jęk. Nie zamierzał ponownie niepokoić matki.

Spojrzał na szafę majaczącą naprzeciw niego. Nic się nie działo – na razie. Ale chłopiec był przerażony. Spodziewał się najgorszego. Serce kolejny raz zabiło mocniej. Wezbrał w nim lęk, przerażenie, strach. Uczucie, które nie powinno występować w życiu małych chłopców.

Drzwi zaczęły leniwie się uchylać. Tym razem cała szponiasta dłoń wysunęła się z wnętrza, ucieleśniając wszystkie koszmary świata. Po lewej stronie wyłoniła się druga dłoń, z takimi samymi, przerażającymi szponami. Oba skrzydła uchylały się powoli. Po chwili Marcin ujrzał oczy. Żółte i drapieżne. Napełniały jego młode serce nieopisaną grozą.

Zamarł w bezruchu. Poczuł jak ciepły mocz spływa na łóżko. Wpatrywał się z szeroko otwartymi oczami na zarys postaci wyłaniającej się z szafy. Mała wychudzona postać. Szara skóra napinała się na kościach.

Stwór był głodny i zamierzał zjeść właśnie jego. Małego chłopca, który pragnął otrzymać szczeniaka na swoje szóste urodziny. Nic więcej, ale stworzenie było odmiennego zdania i postanowiło ukarać śmiercią dzieciaka.

Nakrył głowę kołdrą. Całe jego ciało przeszywały dreszcze. Przerażenie osiągnęło maksymalny poziom. Żałował, że nie miał na stoliku latarki, chociaż uważał, iż nie zadziałałaby i nie pomogłaby przezwyciężyć strachu.

Teraz zapragnął krzyknąć i zrobił to. Włożył w okrzyk całe powietrze zawarte w swoich płucach. Oczekiwał kroków ogłaszających przybycie pomocy, jednak nic nie usłyszał. Żadnego odgłosu kapci szurających po korytarzu, ani dudnienia bosych stóp. Wiedział, że mamusia nie mogła zlekceważyć jego krzyku. To potwór uniemożliwiał kontakt z resztą świata. W tej chwili istniał jedynie pokój, łóżko i szafa. Wszystko inne przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.

Usłyszał drapanie. Dobiegało spod łóżka. Odgłos dziesięciu rysujących podłogę szponów istoty niemogącej zamieszkiwać ten świat, a jednocześnie na tyle realnej, że mogła spowodować jego śmierć.

Nie mógł w dalszym ciągu skrywać się pod kołdrą. Mimo lęku przed śmiercią pragnął ujrzeć stworzenie, które go zabije. Odkrył się, oparł dłońmi o krawędź łóżka i spuścił głowę w dół.

Przeczytał w życiu kilka komiksów. Rodzice z pewną rezerwą podchodzili do tego typu rozrywki i starannie dobierali mu ilustrowane historie. W jednej z nich główny bohater walczył z bestią z kosmosu. Rysunki powinny wzbudzać trwogę w sercach wielbicieli herosów, jednak Marcin wyśmiewał karykaturalny wizerunek stworzenia zagrażającemu planecie Ziemia.

To, co ujrzał pod łóżkiem sprawiło, że jego serce pokryła powłoka z lodu. Mała, asymetryczna postać leżała grzbietem do góry. Istota z ledwością mieściła się w małej przestrzeni. Długie, kościste kończyny wspierały się na podłodze. Ostre jak oszczep szpony wbijały się w drewno żłobiąc głębokie rowki. Owalna twarz spoglądała żółtymi ślepiami, a wargi były rozciągnięte w szyderczym grymasie. Ostre jak szpilki zęby emanowały tajemniczym blaskiem.

Marcin ponownie zakrył głowę kołdrą. Nie miał pojęcia jak ma sobie poradzić w obliczu nieobliczalnego niebezpieczeństwa. Potwór spoczywał pod łóżkiem niczym śmierć czekająca na swoje żniwa.

Pragnął uciec. Pragnął się obudzić. Jednak bezlitosna rzeczywistość powracała na swe dawne miejsce niosąc jedynie cierpienie. Chłopiec wiedział, że nikt nie przyjdzie mu z pomocą. Kurtyna między światem a jego dziecinnym pokojem została opuszczona i nikt poza istotą z innego świata nie mógł uczestniczyć w dalszym spektaklu, odbywającym się za kulisami rzeczywistości.

Z błękitnych oczu chłopca popłynęły łzy. Nie mógł pogodzić się z nadchodzącym końcem. Mimo, że widział stworzenie pod łóżkiem. Niemogącą istnieć w realnym świecie stworzenie. Usiłował skupić się na słowach matki: „Gra cieni i nic więcej.” Mamusia musi mieć rację. Myślał. Nie istnieją potwory pragnące śmierci małych chłopców.

Uwolnił głowę spod nagrzanej kołdry. Rozejrzał się wokół. Nie ujrzał nic niepokojącego. Jedynie drzwi szafy nadal pozostały otwarte, ale nic nie dostrzegł w ich wnętrzu. Stwór czaił się pod łóżkiem, (a może tylko gra cieni) gotowy rwać i szarpać młode ciało.

Lewą dłonią namacał przycisk nocnej lampki. Nacisnął, lecz światło nie rozlało się po szarych ścianach mrocznego pokoju i nie przegnało istoty warującej pod chłopcem.

– Ciebie nie ma – wyszeptał. – Nie istniejesz. Nie masz prawa żyć.

Poczuł jak kołdra zsuwa się z niego. Ujrzał jak dwie upiorne zakończone szponami dłonie ciągną do siebie powolnym rytmem kołdrę chłopca. Wpierw lewa, następnie prawa. Kościste ręce wynurzały się powoli, po czym ciągnęły i znikały z powrotem.

– Nie! – Wykrzyknął. – Nie ma cię!

Dłonie zniknęły i Marcin prędko podciągnął kołdrę do siebie.

Poczuł lekkie muśnięcie na lewej łydce. Zimne, powodujące dreszcz. Potem był tylko ból. Szpon wbił się w skórę z łatwością jaką wbija się nóż w ciepłe masło. Chłopiec skulił nogę i poczuł jak ciepło rozlewa się po jego skórze. Potwór go zranił. To krew. Świeża i lepka spływała po nodze, plami prześcieradło i piżamę Marcina.

Krzyknął w nadziei otrzymania pomocy. Pragnął, by przybiegła mamusia, która uchroni go przed niebezpieczeństwem, utuli w ciepłych ramionach i przepędzi czyhające zło. Potrzebował jej czułego pocałunku i czułości płynącej z pięknego serca przepełnionego miłością.

Krzyk odbijał się jedynie od zimnych ścian. Gdyby rodzice usłyszeli jego histeryczne nawoływanie, pojawiliby się w kilka sekund. Jednak nikt nie przybiegł, nikt nie może mu pomóc. To, co wydarzy się tej przesiąkniętej złem i cierpieniem nocy nie wyjdzie poza ściany pokoju chłopca. Dopiero rankiem wraz z krzykiem matki lub ojca objawi swe krwawe świadectwo milczącemu światu. Zimne ciało zalane krwią z rozszarpanych ran.

Kościste palce szarpnęły jego włosy. Upadł na plecy i poczuł jak istota ciągnie go do ciebie z zadziwiającą łatwością. Usiłował złapać się za drewniane szczebelki, jednak dłonie miał śliskie od potu i nie potrafił ich utrzymać.

Głowa wysunęła się na skraj łóżka. Uderzył czołem o zimną ścianę, a stwór ciągnął dalej z niewyobrażalną siłą. Marcin widział go. Był mały, wielkością nie dorównywał nawet średniej wielkości psa, a wychudzona sylwetka nie świadczyła nawet o odrobinie zasobów siły.

Postanowił się wyrwać. Szarpnął gwałtownie głową. Setki włosów pozostało w dłoni stworzenia pod łóżkiem. Czuł nieprzyjemne pieczenie urażonej skóry.

Odwrócił się w kierunku ściany. Palce dzierżyły kępkę włosów chłopca. Dłoń zniknęła powoli w ciemności.

Marcin dyszał gwałtownie. Nie płakał. Strach motywował do działania. Pierwotny instynkt przetrwania nawoływał do walki, która zadecyduje o losie chłopca i stworzenia z szafy. Gorączkowo myślał nad planem ucieczki, gdyż najpierw postanowił wypróbować drogę pozbawioną walki z irracjonalną istotą.

Postanowił dobiec do drzwi. Otworzy je i ucieknie w objęcia kochających rodziców. Pokaże im ranę na lewej nodze i uwierzą mu. Zabiją potwora. Dorośli bez trudu unicestwią zło w postaci potwora z szafy i będzie mógł spać spokojnie. Spać i nie budzić się dopóki nie wypocznie po koszmarze obecnej nocy.

A jeżeli drzwi się nie otworzą? Nikt nie słyszał nawoływań i krzyku, więc dlaczego sądzisz, że możesz je otworzyć? Jesteś uwięziony w tym przepełnionym cierpieniem pokoju, jak człowiek pochowany żywcem. Będziesz mógł jedynie drapać paznokciami w drzwi jak o wieko zasypanej ziemią trumny.

Mimo wszystko musiał spróbować.

Wstał na równe nogi i skoczył, aby znaleźć się jak najdalej od łóżka. Być może znajdzie się poza zasięgiem długich ramion.

Nie udało się.

Dłoń zacisnęła się na jego łydce, obejmując ją w całej objętości. Szpony wbiły się w miękkie ciało powodując niewyobrażalny ból. Marcin wylądował z impetem na podłodze wybijając dwa przednie zęby. Wypluł krew z rozciętych warg. Przez chwilę wpatrywał się zszokowany na dwa białe punkciki, które jeszcze przed chwilą znajdowały się w jego ustach.

Stwór szarpnął za nogę chłopca. Szpony przesunęły się w duł nogi rozcinając tkankę z łatwością chirurgicznego skalpela. Krzyk, który rozbrzmiał wśród czterech odciętych od zewnętrznego świata ścian, nie przypominał ludzkiego odgłosu. Jednak wyczuwalne cierpienie było niemal namacalne.

Ból. Nieskończony i oślepiający zmysły. Nieopisana udręka ogarniająca całe ciało. Stwór już nie ciągnął tylko szarpał, rwał, odgryzał. Szpony wbiły się chłopcu w plecy. Czuł jak ocierają się o żebra.

Koniec nadszedł tak jak się spodziewał. Jeden błąd przyspieszył tylko to, co nieuniknione.

Stwór szarpnął Marcina do siebie. Szpony rozorały mu skórę na plecach. Ciepła krew spływała wraz z jego życiem. Silne szczęki wgryzły się w łopatkę chłopca. Kość pękła pod naciskiem i gwałtowny ból palił go jak rozgrzane do białości żelazo.

Mały chłopiec stracił przytomność. Ostre zęby wbiły się w jego gardło.

 

Śmierć jest słodka niczym miód. Ona pozwala mu żyć. Następnej nocy odwiedzi kolejne dziecko.

Koniec

Komentarze

Atmosfera grozy ładnie narasta, ale skróty konieczne, bo inaczej tonie to w jakichś sentymentalizmach. Na moje oko. Pozdrawiam.

W takiej postaci opowiadanie mi pasowało. Sądziłem, że będzie dobre. No, zobaczę co inni napiszą - jeśli ktoś doda komentarz:D Dzięki za radę. Wezmę to pod uwagę przy następnym opowiadaniu. Pozdrawiam.

W takiej postaci opowiadanie mi pasowało. Sądziłem, że będzie dobre. No, zobaczę co inni napiszą - jeśli ktoś doda komentarz:D Dzięki za radę. Wezmę to pod uwagę przy następnym opowiadaniu. Pozdrawiam.

Końcówka troszkę drastyczna. To nie jest jednak coś co można uznać za błąd. Ogólnie mi się bardzo podobało, plus za klimat. Pozdrawiam!

W pierwotnej wersji zakończenie było nieco drastyczniejsze w szczegółach więc trochę je zmieniłem:P  Dzięki za opinię.

Tekst ma dobry klimat i jest nawet nieźle napisany.

Ale to wciąż tylko opis pojedynczego zdarzenia. Brak zwrotu akcji, brak odpowiedzi na rodzące się pytania, brak refleksji. Chociażby, skąd się wziął ten ktoś z szafy? Dlaczego akurat Marcin? Dlaczego ten dom?

Masz rację. Nie zastanowiłem się nad tym. Szkoda, że nie mogę tego poprawić na stronce. Dzięki.

Super. Lubię taki klimacik.

"Musiał już tu rosnąć zanim jego tata otrzymam kredyt mieszkaniowy na wybudowanie domu." :) jakie to na czasie. :)
"Powoli wrócił z powrotem do łóżka" - wystarczy wrócił do łóżka.
"rozszarpanych ran" - może być rozszarpane ciało a nie rany
"urażonej skóry" - ten epitet nie pasuje do rzeczownika.
Poza tym 5 letnie dzieci nie umieją przeważnie czytać.
Fajny klimat, dobrze zbudowane napięcie

O, nie spodziewałem się, że ktoś jeszcze zerknie na te opowiadanie :) Dzięki za uwagi.

@FantasticWoodman: Opowiadanie przecież z definicji dotyczy jednego zdarzenia, nie jest wielowątkowe. Napisać coś
krótkiego o zamkniętej kompozycji to naprawdę sztuka. Nie wiem, dlaczego ktoś oczekuje zwrotu akcji w opowiadaniu; to tak jakby czytając np. "Mendla Gdańskiego" oczekiwał, że Mendel okaże się przybyszem z Marsa i wykosi antysemitów... Rodzące się pytania? Mi się tam nic nie rodzi. Każdy był dzieckiem i każdy się czegoś bał. Nikt się wtedy nie zastanawiał, skąd wziął się 'ten ktoś z szafy' albo 'dlaczego ten dom'. Grunt, że to coś 'chciało nas zjeść'. Potwory z szafy mają to do siebie, że boimy się nie wiedząc,dlaczego się boimy. Każdy, nawet dorosły, ma jakiegoś swojego 'potwora-z-szafy'. Pyrek uchwycił klimat.

Pyrek ładnie dziękuje za komentarz i cieszy się, że Pati się podobało:)

szczerze nie gustuje w takich klimatach, dlatego nie jestem powalony. jedno co zrobiłeś naprawde fajnie to zbudowanie napięcia. w niektórych momentach nie podobały mi sie myśli tego dziecka były zbyt dorosłe, ale byc może zrobiłeś to specjalnie, mając w tym swój cel. (nie wiem czy pięcioletnie dziecko rozumiało by pojęcie "gra cieni")
co do potwora z szafy to podobnie jak Lana di Pati uważam, ze każdy ma swojego potworka i jeżeli to chciałeś uzmysłowić czytelnikowi to ci się udało.
pozdrowionka 

Dorosłe myśli? Przeczytam i zastanowię się nad tym, bo teraz nie pamiętam za bardzo, co tam powypisywałem. Ale dzięki :)
Pozdro.

Nowa Fantastyka