- Opowiadanie: Szymon Teżewski - Kup siebie

Kup siebie

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Kup siebie

Na zaśnieżonym chodniku stała grupka osób wpatrujących się w witrynę. Sklep był już przystrojony na święta, pośrodku stała duża srebrno-niebieska choinka, a pod nią cała góra prezentów – widok zupełnie jak na świątecznej kartce. Dzieci błagały rodziców, żeby choć na chwilę wejść do nowego sklepu Sennin Store, który, trzeba przyznać, prezentował się wspaniale.

– Przepraszamy bardzo, ale proszę ustawić się w kolejce – mówił głośno, ale bardzo grzecznie ochroniarz w świątecznej czapce. – Względy bezpieczeństwa. Jeśli ktoś z państwa życzy sobie gorącą czekoladę, zapraszamy obok. Dzisiaj wszystko w bufecie na koszt Sennin Corporation.

Marek czekał w kolejce już prawie dwie godziny. Marzły mu stopy i ciągle podskakiwał, ale dzięki gorącej czekoladzie jakoś się trzymał, był już w końcu przy samym wejściu do sklepu. Kiedy drzwi się otworzyły i szczupła Japonka w jasnym kimono zapraszała do środka kolejnych dziesięć osób, Marek poczuł się jakby został wyróżniony. Inna pracownica przesunęła biały podłużny skaner od jego głowy, aż po same stopy. Kiedy z przedmiotu wydobyła się krótka melodia – ukłoniła się i wskazała mu jedne z trzech drzwi. Najwyraźniej to całe skanowanie i śmieszna melodyjka były rodzajem selekcji. Dziwni ci Japończycy.

Przy Sennin Store taki iSpot, w którym Marek był rano, wyglądał… przynajmniej dziwnie. Chłopak spodziewał się jakiejś nowoczesnej prostoty, białych jasnych wnętrz i otwartych przestrzeni. Tymczasem pierwszy w Warszawie, ba! pierwszy w całej Polsce, Sennin Store przypominał bardziej sklep kolonialny skrzyżowany z salonem meblowym. Drewniane półki, wszędzie miękkie sofy, na których ubrane w kimona Japonki rozmawiały z klientami, sugerując im różne produkty. Zawsze marzył o domu w takim stylu. Na moment przymknął oczy i tylko upajał się zapachem luksusowego drewna i nieznanych przypraw.

I wtedy naszła go dziwna myśl – czy za innymi drzwiami sklep wygląda tak samo? Może w jakiś magiczny sposób skaner wybrał najbardziej odpowiedni wystrój dla niego. Z zamyślania wyrwał go miły kobiecy głos.

– Witam pana, nazywam się Hanako Yamamura i będę panu towarzyszyć w dzisiejszych zakupach – dobiegło gdzieś z boku. Doskonała polszczyzna, bez cienia azjatyckiego akcentu.

Marek obrócił się szybko i zobaczył kłaniającą mu się głęboko uroczą dziewczynę. Wyglądała zupełnie jak z animowanego filmu, który oglądał tydzień temu. Chłopak aż zaniemówił, bo przecież w tym filmie nie kłaniała się głęboko. A może nawet i kłaniała, ale jeśli już to w zupełnie innym celu…

– Jestem Marek Trocki – odpowiedział, choć nie miał pojęcia czy było to konieczne, i lekko się ukłonił. – Naprawdę mi miło.

Hanako uśmiechnęła się szeroko i zmrużyła oczy, zupełnie jak w japońskich bajkach. Specjalnie?

– Świąteczny prezent? – spytała, ale dałby głowę, że wiedziała to doskonale. W sumie nic dziwnego, przedświąteczny sezon, ale ona dodała jeszcze: – Dla dziewczyny?

Dla dziewczyny, mogła trafić przypadkiem, Marek tylko pokiwał głową.

– Proszę mi coś o niej opowiedzieć, na pewno wybierzemy coś doskonałego – to ostatnie słowo zaakcentowała tak, że aż przebiegły go dreszcze. Doskonale.

Zaprosiła go gestem do jednego z niewielkich hebanowych stolików, na którym już stała świeżo zaparzona herbata – earl grey, jego ulubiona.

– Jaka ona jest? – spytała Hanako, a Marek sam zdziwił się dlaczego od razu zaczął jej odpowiadać i zdradzać swoje małe tajemnice. Czy to urok tego niezwykłego miejsca, czy może jej duże ciemne oczy?

– Jest najlepsza. Zawsze tęskni, kiedy muszę wyjechać, nawet zanim jeszcze zdążę wyjechać. Robi najlepsze ciasteczka na świecie, a na to, jak rano nieporadnie wsuwa się w spodnie mógłbym patrzeć przez całą wieczność. – Aż ugryzł się w język, po co tyle mówił. To sklep, zwyczajny sklep, a nie poradnia psychologiczna.

– Rozumiem – odpowiedziała Hanako, choć przecież nie było czego rozumieć. – Jaki byłby wymarzony prezent dla niej?

Też mi specjaliści od zakupów, pomyślał Marek, spytać o wymarzony prezent… Ale postanowił zabić tej całej zbytnio urodziwej Hanako ćwieka. Chciała wymarzony, to go dostanie.

– Chciałbym coś takiego, żeby nigdy nie była smutna, nigdy się nie nudziła. Nie jakąś lampkę, w którą można patrzeć godzinami, nie głupią grę, albo zestaw do masażu. – Marek wziął łyk mocnej herbaty i chwilę myślał, co właściwie chce powiedzieć. – Coś, co da jej prawdziwą inspirację, macie coś takiego?

Ale panna Hanako Yamamura nawet się nie zdziwiła, uśmiechnęła się tylko znowu i tylko znowu zmrużyła oczy. Po czym wstała i poprosiła żeby poczekał, a sama zniknęła gdzieś pomiędzy zdobionymi regałami.

Marek zaczął rozglądać się po wnętrzu, gdzie pełno było takich zakamarków, jak ten w którym siedział. Wychylił się za regał i zobaczył kolejnego klienta, pochłoniętego całkowicie rozmową z uroczą asystentką – czterdziestoletni facet obcesowo się ślinił, opowiadając o swoim życiu. Widać też trafił na wymarzoną asystentkę, Marek miał tylko nadzieję, że sam nie wyglądał przed chwilą równie debilnie.

Hanako wróciła po paru minutach, trzymając pod pachą maleńki pakuneczek. Położyła go na rzeźbionym stoliku i delikatnie zaczęła odwijać srebrny papier. Nie tego się spodziewał. W środku było coś w rodzaju srebrnej bransoletki, albo może raczej zegarka z podłużnym wyświetlaczem. To coś miało dać prawdziwą inspirację? Nie wyglądało nawet szczególnie ładnie, mogli się bardziej postarać w tej swojej osławionej Sennin Corporation.

– I właściwie co to robi? – spytał w końcu Marek. Nie po to czekał dwie godziny, żeby teraz wyjść z pustymi rękoma.

– Proszę założyć i wypróbować – powiedziała Hanako. – Choć to damski model.

Chłopak wsunął bransoletkę na rękę, a ona wydała z siebie krótki dźwięk i zacisnęła samoistnie na jego nadgarstku, przez chwilę czuł w nim pulsowanie krwi, ale w końcu ucisk zelżał odrobinę. To już robiło wrażenie, jakby całe to ustrojstwo żyło. Wizja, że pewnego dnia wszystkie się psują i odcinają właścicielom dopływ krwi do dłoni narzuciła się Markowi sama.

– To jeszcze prototyp, ale już działa – wyjaśniała Hanako dalej. – Proszę zbliżyć nadgarstek do ust, powiedzieć o czym pan myśli… Można dyskretnie i cicho, niby drapiąc się w ucho.

„To naprawdę działa?" – wyszeptał Marek, a bransoletka zacisnęła się znowu mocniej na chwilę i zapiszczała cichutko. Wyświetlacz rozbłysnął, a na środku pojawił się przesuwający napis:

Uwierz w to, co wydaje się niemożliwe

 

W pierwszej chwili Marek się zdziwił, ale po chwili zdał sobie sprawę, że to zwykły trik, prosta sztuczka – pewnie urządzenie wyświetla zupełnie losowe sentencje, które człowiek zawsze dopasuje sobie do sytuacji. A nawet jak nie dopasuje, to powtórzy pytanie, wątpliwość i będzie potem pamiętał tylko o pasującej odpowiedzi. Chińskie ciasteczko w korporacyjnej wersji dla zdesperowanych, którzy nie potrafią żyć bez takiej głupiej stymulacji. Coś jak te napoje, które pamiętał z dzieciństwa.

Spojrzał w jej ciemne oczy i powiedział zdecydowanie:

– To jest pic na wodę, a nie to, o co prosiłem.

Hanako tym razem zmieszała się odrobinę, spuściła oczy, ale po chwili znowu nabrała rezonu.

– Przykro mi w imieniu Sennin Corporation, że tak pochopnie ocenia pan nasz nowy produkt – powiedziała jednym ciągiem, zupełnie z pamięci, bez najmniejszej przerwy. Potem jednak znowu się uśmiechnęła i zaczęła mówić jak wcześniej: – Ale to się dobrze składa! Potrzebujemy właśnie beta-testerów, którzy nie są… entuzjastycznie nastawieni. Wie pan, większość z osób, które tu wchodzą, jest pod takim wrażeniem sklepu, tych specjalnie dobranych pod klienta asystentek, tymczasem nasze wynalazki naprawdę działają i są testowane właśnie na takich…

– Niedowiarkach jak ja?

– Tak, ładnie to pan ujął, właśnie niedowiarkach. Takich, dla których efekt placebo będzie ograniczony do minimum. Oczywiście czeka pana wynagrodzenie, wymagana jest też umowa poufności.

– Ale co właściwie mam testować? – przerwał jej Marek.

– Najpierw umowa o zachowaniu poufności, potem w każdej chwili może pan zrezygnować z testu. Również po przeczytaniu materiałów, które udostępnimy.

– A prezent dla dziewczyny?

– W pewnym sensie, to też będzie dla niej prezent – Hanako uśmiechnęła się znowu, tym razem prezentując uśmiech tajemniczy numer… w każdym razie znowu pięknie. – Ale jak chce pan trafić z prezentem, to proszę wziąć ten nowy model fotela-maskotki, te nibyinspiracje czasem są zbyt brzemienne w skutki.

 

***

 

Marek rozpakował przesyłkę, którą przed chwilą odebrał od kuriera. W środku było kilka gadżetów Sennin Corporation – koszulka w jego rozmiarze, kubek w śmiesznym kształcie. Na samym dole leżała niepozorna kilkudziesięciostronnicowa broszura o tytule „SenPer, rewolucyjny sposób zmiany osobowości". Sam tytuł wzbudził w Marku mieszane uczucia, nie wierzył on w możliwość jakichkolwiek gwałtownych zmian osobowości nawet w wyniku terapii, a co dopiero po przeczytaniu kolejnej broszury z serii „Poradź sobie z alkoholem w weekend".

Kiedy jednak zaczął przeglądać broszurę, zdziwił się. To nie była natchniona książka, tylko prosta i zwięzła instrukcja, w której opisano zamierzenia, przebieg eksperymentu i wyszczególniono co trzeba zrobić wcześniej.

Był pod wrażeniem. Może nie wierzył, że to działa, ale przynajmniej postanowił spróbować.

 

1. Badanie psychologiczne

Od razu chwycił za telefon i zadzwonił pod podany numer. Miły kobiecy głos, bez japońskiego akcentu, pani Weronika – psycholog, podała mu adres i konkretną godzinę. Marek trochę się obawiał tego całego badania, bo jego kontakt z psychologią ograniczał się dotychczas jedynie do testów w internecie – pamiętał nawet, że nie był pewien czy jest INTJ czy INFJ, i że na enneagramie był piątką. Chyba piątką, bo gdy teraz patrzył na opisy to czwórka wydawała mu się równie prawdopodobna.

Pod umówionym adresem było zwykłe mieszkanie w bloku. To znaczy zwykłe z zewnątrz, bo w środku były tylko fotele i białe ściany. Pani Weronika okazała się być niewiele od Marka starsza, bardzo ładna, ale zupełnie nie w jego typie, aż zaczął podejrzewać, że może to być specjalny zabieg – żeby jego skryte zaloty nie fałszowały wyników. Kobieta wydawała się bardzo inteligentna, może trochę przez okulary, ale to dobrze, bo Marek zawsze myślał, że kiedy spotka się z psychologiem, to będzie próbował go przechytrzyć. A tak przynajmniej mógł trafić na godnego przeciwnika.

Najpierw zadawała mu pytania z przeróżnych kwestionariuszy. Aż do znudzenia, przez blisko godzinę. Potem zaproponowała przerwę i zaparzyła mu w aneksie dobrej herbaty, a kiedy Marek raczył się naparem – skrzętnie analizowała testy.

A potem zaczęła z nim zwyczajnie rozmawiać.

To była dziwna, ale zarazem całkiem zwyczajna rozmowa. Pytała o dzieciństwo, strachy, problemy, on odpowiadał krótko, a ona pytała znowu, czasem skrobiąc coś w notatniku. Była bardzo miła, śmiała się w zabawny sposób – można z nią było porozmawiać jak z przyjaciółką.

– A jakieś wyniki? – spytał Marek, kiedy Weronika stwierdziła, że na tym mogą już poprzestać.

– Jakie wyniki? – spytała zdziwiona, zdejmując okulary.

– Jakiś typ osobowości, może zaburzenia, nic z tych rzeczy?

Znowu zaczęła śmiać się w ten zabawny sposób.

– Panie Marku! Jedno wiem po tych testach, z taką samoświadomością nie powiem panu nic nowego. Chyba, że zależy panu na wrzuceniu do szufladki, do której tak naprawdę i tak mało kto w stu procentach pasuje.

Tylko pokiwał głową, rozglądając się jednocześnie kolejny raz po pustym pomieszczeniu.

– Panie Marku… – dodała po chwili. – Wiem, że ma pan dziewczynę i w ogóle, ale chyba moglibyśmy wyjść na jakąś kawę?

– Ale teraz? – spytał kompletnie zaskoczony tym pytaniem Marek.

– No sam pan mówił, że kiedy jej nie ma, nudzi się pan wieczorami. Ja mam podobnie, nic zobowiązującego, zwykłe wyjście do kawiarni z kimś, z kim się dobrze rozmawia.

Właściwie lepsze to niż siedzieć w domu, pomyślał Marek. Ona zaproponowała niewielką kawiarnię, całkiem niedaleko. W środku było ciemno i przytulnie, schowali się we wnęce, przy małym stoliczku. Trochę podobnym do tego, przy którym Marek rozmawiał z Hanako w Sennin Store. To wzbudziło jego podejrzenia, w pewnym momencie był pewien, że to ten sam stolik. Uznał jednak, że gdyby to już był spisek, to postaraliby się o inny.

Rozmowa, słowo do słowa.

Ale żeby to Marek musiał pocieszać panią psycholog, roztrząsać jej życiowe wątpliwości? Tego się nie spodziewał, a to właśnie robił przez kolejne dwie godziny, i całkiem dobrze mu szło. Na tyle dobrze, że gdzieś w trakcie przeszli na ty, a odchodząc urocza Weronika podziękowała mu serdecznie i jeszcze przytuliła na pożegnanie.

Coś chyba musiało być w obiegowej opinii, że na psychologię idą dziewczyny z problemami…

 

2. Autowywiad środowiskowy

Jeżeli miał się zdecydować na jakąś zmianę w swojej osobowości, to wedle instrukcji konieczne było przeprowadzenie wywiadu wśród znajomych i ważnych osób. O tym jak go postrzegają, co ich w nim denerwuje, a czego nie powinien zmieniać za żadne skarby świata.

Marek nie miał wielu przyjaciół, nie lubił podtrzymywania kontaktów na siłę. Jeszcze tego samego wieczora pojechał do Łukasza, gdzie zawsze był mile widziany. Obejrzeli jakiś krótki film, wypili po kilka piwek, a potem rozmawiali do późna, jak zazwyczaj.

– Ty nic nie zmieniaj w sobie! – upierał się Łukasz. – Dobrze jest, jak jest.

– Nie rozumiesz, mogę, raczej chcę. To jest szansa, żeby coś ze sobą zrobić nareszcie. Zresztą to i tak nie zadziała, a zapłacą.

– Mógłbyś odrobinę bardziej… Zresztą sam przecież wiesz, ludziom wydaje się, że jesteś niedostępny i cholera wie co jeszcze.

Łukasz miał w tym dużo racji, Marek (może nawet nie do końca świadomie) trzymał ludzi na odległość, budował dystans. Ale taki już był, może czasem mu to przeszkadzało, ale przecież dzięki temu mógł również uchodzić za osobę o wiele bardziej intrygującą, niż był w rzeczywistości.

Przyjaciel był jednak już wyraźnie zmęczony i ciągnięcie go za język przestało dawać jakiekolwiek rezultaty.

Może jednak rzeczywiście niewiele trzeba w sobie zmieniać… – myślał sobie Marek dopijając piwo, przymykając oczy i rozciągając się w wygodnym fotelu, gdzieś o trzeciej nad ranem, w ciasnym mieszkaniu przyjaciela.

 

– Kochanie – zaczął Marek kiedy już ułożyli się razem do snu, a ona swoim zwyczajem wtuliła się w niego – co we mnie lubisz?

Ona odwróciła się, zrobiła wielkie oczy i dała mu buziaka.

– Wszystko – powiedziała z uśmiechem.

Marek podniósł się i usiadł w łóżku, oparłszy się o ścianę.

– Ale tak naprawdę pytam, powiedz.

– Lubię cię Marek, za to jaki jesteś dobry, jak na mnie patrzysz, za to że jesteś przystojny, inteligentny i śmieszą nas te same rzeczy – powiedziała jednym tchem, jakby w ogóle nie musiała się zastanawiać. Trochę w niej tego nie lubił, takie rzeczy wydawały mu się banalne i czasem na siłę. – Ale przecież nie o to chodzi. Co jest?

Wyjaśnił jej w skrócie, że planuje zmienić się na lepsze, przecież nie skłamał. I spytał, co według niej powinien w sobie zmienić, co jej przeszkadza. Ona długo nie chciała odpowiedzieć, aż w końcu powiedziała coś w stylu:

– Jesteś powściągliwy, dziwnie okazujesz emocje, czasem czuję się… jak zabawka?

I chyba od razu spostrzegła, że nie powinna była tego mówić.

– To znaczy nie tak, Marek! Ja wiem, co ty czujesz, widzę to, ale tylko dlatego, że nauczyłam się już patrzeć…

Ale to już nie dotarło do niego tak samo dobitnie, jak to wcześniejsze stwierdzenie. Nie okazuje emocji, bawi się nią. Tak, dokładnie…

– Mylisz się kochanie – powiedział tylko i położył się spać, a raczej udawać, że śpi, bo tej nocy nie mógł zmrużyć oka.

 

Szybko ten cały wywiad zbrzydł Markowi. Właściwie nikt nie powiedział nic konkretnego, ale między wierszami widział jak jest postrzegany. I ten obraz nie do końca mu się podobał, uważał, że wcale nie jest taki skryty, zamknięty, spokojny i zdystansowany.

Może tak to wygląda na zewnątrz, ale przecież nie jest.

Nie jest?

 

3. Pożądane zmiany

Marek napisał krótkie podsumowanie swoich rozmów ze znajomymi, nawet zbytnio nie nakłamał, bo zależało mu na powodzeniu całego eksperymentu. Na odpowiedź czekał zaledwie kilka godzin – do jego mieszkania przyszła ta sama pani Weronika i przywitała się z nim serdecznie.

– Chcę tylko, żebyś wiedział – mówiła do niego na ty. Siedzieli przy stole w niewielkiej kuchni Marka. – Że nie musisz nic w sobie zmieniać, naprawdę. Każda cecha ma swoje złe i dobre strony i będę to podkreślać. Zaczynamy?

Marek skinął głową z lekkim niedowierzaniem.

– Jesteś neurotykiem, przez co jesteś bardziej wrażliwy, delikatny, spokojny i refleksyjny, a jednocześnie mniej stabilny emocjonalnie, bardziej lękliwy, z mniejszą samooceną. Wiesz co mam na myśli?

Wiedział doskonale, sam przecież już dawno to zauważył. I zawsze pragnął zobaczyć jak to jest, kiedy problemy widzi się inaczej.

– Wiem. Chcę to zmienić.

– I jesteś tego zupełnie pewny? Chcesz stracić część swoich wewnętrznych przeżyć?

– Tak, jestem pewny.

Weronika skrzywiła się nieznacznie i odznaczyła ten fakt w notesie. Pewności Marka, a nie jego skrzywienia.

– Introwersja. Chyba nie muszę wyjaśniać.

– Tak, to też chcę zmienić. Coś jeszcze? – spytał Marek, który zdenerwował się nagle, sam nie wiedząc czym.

– Marek, to nie są przelewki! Jeżeli powiesz, że chcesz raptem stać się swoim przeciwieństwem…

– Tak, chcę – przerwał jej Marek. – Dokładnie, jak już coś robić, to porządnie.

– Nie pozwolę na to – powiedziała Weronika, jakby naprawdę jej zależało. – Nie wiesz co mówisz, nie doceniasz tego, kim jesteś.

– Doceniam jak najbardziej. I właśnie dlatego chcę to zmienić, może docenię bardziej patrząc na to z drugiej strony.

Aż sam się ucieszył z tego tekstu, a Weronika odpowiedziała tylko, że ona tego nie zrobi i wyszła. Bardzo zdenerwowana i rozdrażniona jak na psychologa. Na kuchennym stole został tylko jej notatnik, w którym zaznaczyła dopiero: „Pożądane zmiany: neurotyczność+". Marek dostawił plusy wszędzie gdzie się dało, po czym wziął notatnik i pojechał do Sennin Store. Wszedł bez kolejki, Hanako Yamamoto przywitała go ślicznym uśmiechem.

– To jest ten cały kwestionariusz – powiedział, wręczając jej notatnik Weroniki. – Spanikowała ta wasza pani psycholog.

Hanako tylko wzięła go w delikatną dłoń, a uśmiech zginął z jej twarzy, kiedy zobaczyła rząd plusów, przy wszystkich wymienionych cechach.

– Odpowiemy… niedługo – powiedziała lekko drżącym głosem, kłaniając się przy tym głęboko.

 

4. Zabieg

Odpowiedź przyszła po trzech dniach, wraz z umową, w której Marek zobowiązywał się nie pozywać lekarzy za naruszenie jego nietykalności, a także brał całą odpowiedzialność na siebie i zrzekał się odszkodowania, jeżeli jego podstawą miała być zmiana osobowości, której ma doświadczyć, a nie zabieg bezpośrednio. Jak to sobie Marek ładnie przełożył z prawniczego na polski: „Jak mi w czasie zabiegu wypali mózg, to dostanę pieniądze. Jak zabiję kogoś, bo zwariuję – niekoniecznie."

Ale mimo to podpisał zamaszyście i zadzwonił znowu pod podany numer, tym razem głos z pewnością nie należał on już do Weroniki.

Umówili się na dziś wieczór, u niego, bo ponoć nie wymaga to specjalnych warunków. Zabieg miał potrwać całą noc, a rano Marek miał obudzić się zupełnie nowym człowiekiem.

Trzej panowie w białych fartuchach nie byli zbyt rozmowni, kazali położyć mu się w łóżku i rozstawili tylko jakieś urządzenie z lampą i elektrodami – nakierowali ją na jego twarz, a elektrody podłączyli w paru miejscach na głowie.

A potem dali mu zastrzyk, po którym już nic nie pamiętał.

 

5. Nowe życie

Kiedy Marek się zbudził, przez okno wpadały pierwsze promienie słońca. Stwierdził, że to dość banalny początek nowego życia. A jednak promienie… jakieś takie wesołe, zapowiadające bezchmurny, mroźny dzień, a on uwielbiał takie dni. W sypialni nie było ani śladu po całej maszynie i doktorach. Gdyby nie leżąca na szafce instrukcja i umowa – Marek gotów byłby stwierdzić, że miał po prostu bardzo realistyczny sen.

Wcale nie czuł się jakoś inaczej, ot kolejny poranek, który rozpoczynał właśnie od mocnej herbaty z mlekiem. Naprawdę wyszła mu wyjątkowo smaczna, czy może to całe ustrojstwo rzeczywiście zmieniło mu osobowość…

Kiedy wyszedł z mieszkania na zimną ulicę potruchtał do autobusu żeby się odrobinę rozgrzać. I choć w autobusie było wolne miejsce to usiadł zaraz przy starszej kobiecie i zaczął z nią rozmawiać. Posłuchał o małej rencie, niemiłym sąsiedzie, chorym mężu, a potem ją przytulił i pożegnał się grzecznie.

Zupełnie nie jak Marek, dziwnie.

 

***

 

– Wiesz co, zmieniłeś się – powiedział pewnego razu przyjaciel Łukasz.

– Na lepsze? – spytał Marek uśmiechając się.

Czasami ostatnio nie poznawał sam siebie. Ale nie narzekał – w końcu nie po to przechodził cały ten testowy zabieg, żeby nie odczuwać żadnych efektów.

– Jakby to powiedzieć… Nie wiem, po prostu się zmieniłeś. Powiedz mi tylko jedno, dlaczego?

– Widzisz, to tak trochę we mnie dojrzewało. – Marek musiał zgodnie z umową zachować cały zabieg w tajemnicy. – I miałem… dobrą okazję, żeby coś ze sobą zrobić.

Łukasz wziął duży łyk piwa i przez chwilę wpatrywał się w telewizor z obojętną miną.

– Patrz tylko, żebyś nie zmienił się za bardzo.

– Mówiła coś? – spytał Marek, zanim ostatnie słowo przyjaciela wybrzmiało do końca.

– Twoja? – zdziwił się Łukasz. – No co ty, przecież nie odzywa się do mnie od tej historii z płytami. – Zrobił dłuższą pauzę, wahał się. – Widziałem cię, Marek, z jakąś siksą, na mieście. Z dwoma właściwie.

To było jak najzupełniej możliwe. Ostatnio Marek wybrał się sam na lodowisko, na którym nie był od małego, i poznał tam uroczą Agę i jej koleżankę, które uczyły go jeździć.

– Człowieku! Ona ma chyba z piętnaście lat!

– Siedemnaście, zresztą co to ma za znaczenie? Mogę przecież rozmawiać z kim tylko chcę.

Marek zdenerwował się na przyjaciela. O co on go posądzał? Przecież w tym, co zrobił, nie było nic złego, zdrożnego, ani niewłaściwego. A ten cały Łukasz, który życie marnował na siedzeniu w domu i graniu w gry chyba zwyczajnie zazdrościł. Na pewno zazdrościł. I czepiał się.

– Wiesz – powiedział Marek pojednawczym tonem po chwili milczenia – jeżeli ci się spodobała, to mogę was zapoznać, żaden problem.

Łukasz spojrzał na niego z wyraźną niechęcią.

– Wiesz co… lepiej idź już do siebie.

Marek nie miał zamiaru się usprawiedliwiać, ani narzucać się dłużej. W końcu teraz znał więcej ludzi i spokojnie mógł sobie poradzić ze stratą jednego przyjaciela. Choć musiał przyznać, że to było po części usprawiedliwianie się przed samym sobą.

– Dziewczynę pozdrów – powiedział jeszcze Łukasz w stronę zatrzaskujących się drzwi.

 

Marek stawił się ponownie w siedzibie Sennin Corporation. Czwarta i ostatnia kontrolna rozmowa z psychologiem. Ale kiedy tylko wszedł do środka już wiedział, że nie będzie tak miło jak wcześniej.

Na nowoczesnym czerwonym fotelu siedziała Weronika – z założonymi nogami i w krótkiej czarnej spódnicy. Wcale nie przypominała tej dziewczyny, która z płaczem wybiegła z jego mieszkania, zostawiając notes z kwestionariuszem. Była pewna siebie i uśmiechała się lekko ironicznie.

– Cześć Marek – rzuciła w jego stronę, nawet nie patrząc mu w oczy. – Zmieniłeś się ponoć.

O tak. Zmienił się, niech pani psycholog z problemami zobaczy jak bardzo.

– Zmieniłem to złe słowo – powiedział siadając naprzeciwko i zakładając nogę na nogę, jakby chciał sparodiować jej sposób siedzenia. – Dorosłem, panno Weroniko. A jak pani?

Kiedy zaczęła się śmiać Marek poczuł się dziwnie. Od razu zrozumiał, że wiedziała coś więcej. Tylko co, i co w tym było takiego zabawnego.

– Jak tam dziewczyna? – spytała, choć dałby sobie uciąć rękę, że wie doskonale.

– Już nie moja dziewczyna – Marek postanowił grać w otwarte karty – i dobrze o tym wiesz.

Weronika wstała i podeszła do ściany. Po przyciśnięciu ukrytego przycisku ze ściany wysunął się barek.

– Chcesz czegoś? – spytała. – Niech zgadnę… Whisky z lodem?

Chłopak kiwnął głową, bo było mu to całkowicie obojętne. Miał dość do zastanawiania się, żeby jeszcze rozstrzygać w tej samej chwili problem wyboru trunku.

– Przepraszam za ten śmiech. – Spoważniała nagle. – Sama przecież zareagowałam… nieprofesjonalnie. W sumie tak jak teraz. – Spojrzała kątem oka w róg pokoju, gdzie wisiała niewielka kamera, której ciemne oko poruszyło się, jakby ustawiała się ostrość. Chciała dać mu coś do zrozumienia?

Marek pociągnął spory łyk whisky, która przyjemnie rozgrzała mu przełyk. Poczuł się jak w kinowym fotelu – wystarczyło usiąść i czekać na dalszy rozwój wydarzeń, na które i tak nie ma się wpływu.

Ale na krótko, bo wtedy zauważył niewielką karteczkę przylepioną do dna szklanki. Dyskretnie ją oderwał i schował do rękawa. A potem dopełnił formalności, jaką najwyraźniej była ta rozmowa, odpowiadając tak, jak myślał, że powinien.

 

Dzisiaj o osiemnastej, tam gdzie poprzednio

Zrozumiał od razu. Chciała mu coś powiedzieć, a nie mogła zrobić tego przy kamerach. Tylko dlaczego nie przyszła do jego mieszkania, nie zadzwoniła pod numer, z którego do niej dzwonił? Bała się czegoś?

Siedział w kawiarni, przy tym samym stoliku i nerwowo poruszał nogami. Chyba wcześniej nie miał tego tiku. Zmiany! Cholerne zmiany.

Weszła do kawiarni szybkim krokiem, w płaszczu z postawionym kołnierzem i od razu powiedziała:

– Sama poprosiłam o tę rozmowę. Chyba jestem ci winna prawdę.

Usiadła naprzeciwko, nie zdejmując nawet okrycia i pochyliła się w jego stronę.

– Wiesz co to jest podwójnie ślepa próba?

Wiedział. Oglądał kiedyś na Discovery dokument o testowaniu nowych leków. Prosta sprawa – żeby wykluczyć jakiekolwiek, choćby podświadome działanie przeprowadzającego eksperyment na pacjenta, również sam podający lek nie wiedział czy to prawdziwa substancja, czy też jedynie cukrowe tabletki.

Czyżby więc…

– Według ich planu, miałeś się o tym nigdy nie dowiedzieć.

– O czym? Chcesz powiedzieć, że zabieg to była lipa, że…

– Jeżeli się zmieniłeś, to całkowicie sam. Też uwierzyłam, że będziesz miał prawdziwy zabieg. Ale nie o to chodzi, posłuchaj mnie…

Wzięła głęboki oddech. Naprawdę wyglądało, jakby nosiła wielki ciężar i zaraz miała go zrzucić, być może rozwalając w drzazgi ten cholerny stolik.

– Skuteczność dla placebo wyszła im tylko kilka procent mniejsza niż tego całego wynalazku. Będą wciskać ludziom lipę. – Spojrzała mu głęboko w oczy i dodała ciszej, jakby z wyrzutem: – Warto było się w ogóle zmieniać? Naprawdę było warto?

Wstała, rozejrzała się i pocałowała go w policzek. Zanim zdążył zareagować wyszła z lokalu, zostawiając go samego ze sobą.

Uderzał palcami w blat stolika, wygrywając na nim nerwową melodię.

 

Dawny Marek zachowałby się heroicznie, docenił poświęcenie uroczej pani psycholog, która zdradziła mu tajemnicę korporacji, ryzykując pewnie przy tym nie tylko stanowiskiem w Sennin Corporation, ale też pewnie stawiając na szali dalsze spokojne życie.

Pewnie sam przesrałby sobie swoje, w imię jakiejś wyższej sprawiedliwości i postawił na prawdę.

Czy prawda mogła być czymś złym? Czy to w ogóle był wynalazek, skoro ludzie zmienili się sami z siebie?

 

Teraz jednak przymknął oczy. Skupił się, żeby uspokoić drgającą nogę, żeby uciszyć melodię wygrywaną przez palce. A potem spokojnie dopił herbatę. Przecież skoro terapia działała, skoro pozwoliła nie tylko jemu zmienić się w taki sposób…

Metoda nie była ważna – liczył się przecież efekt, a ten był, co by nie mówić, zauważalny i niesamowity. Stał się nowym człowiekiem, bez żadnej chirurgicznej interwencji, bez stymulowania falami. Sam z siebie.

Czy to więc rzeczywiście nie był niesamowity wynalazek?

 

Marek zapłacił rachunek za herbatę i wyszedł na mroźne podwórze. Wziął duży łyk mroźnego powietrza, aż kaszlnął.

Nie wiedzieć czemu, z jego oczu pociekły łzy.

Obiecał sobie, że już nigdy więcej nie odwiedzi Sennin Store i nigdy więcej nie będzie się zmieniał.

 

Koniec

Komentarze

Opowiadanie fajne, czytało sie bardzo przyjemnie. Tylko ta nagła zmiana osobowości głównego bohatera wydaje mi się nieco naciągana. Drobne zmiany ok, ale taki zwrot o 180 stopni niezbyt mi tu pasuje.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Zgadzam się z Fasolettim, przyjemnie się czytało. Ja zrozumiałam to jako aluzję do tego jak łatwo ludzie się zmieniają pod wpływem innych bodźców. Bądź jak łatwo nimi manipulować...
pozdrawiam!

Trochę mi się skojarzyło z "Kulami Ciemności", które czytałam na tym forum, podobny schemat, podobny bohater. Nieźle napisane, no i ciekawe że fantastyki tu w sumie niewiele, za to dopowiada ją sobie bohater (i czytelnik).

Bardzo interesująca koncepcja. Tak zamotałeś, że w końcu czytelnik nie wie – placebo czy ingerencja… Tylko decyzja bohatera wydała mi się skrajnie nieodpowiedzialna. Mam wrażenie, że każdy człowiek lubi siebie, uważa swój system wartości za doskonale wypośrodkowany (to zawsze inni są oszołomami, nie my)… A tu nagle – zmienię sobie, bo tak. Wszystko. Dziwnie to wygląda, niewiarygodnie.

Babska logika rządzi!

Czytało się całkiem dobrze, ale nie bardzo mogę uwierzyć w nagłą i tak radykalną chęć zmiany. Rozumiem, że ktoś może chcieć poprawić sobie odstające uszy, albo garbaty nos, ale zmieniać własną osobowość… Nie pojmuję.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To nie była natchniona książka, tylko prosta i zwięzła instrukcja, w której opisano zamierzenia, przebieg eksperymentu i wyszczególniono[+,] co trzeba zrobić wcześniej.

– Mylisz się[+,] kochanie

Właściwie nikt nie powiedział nic konkretnego, ale między wierszami widział[+,] jak jest postrzegany.

Nie jestem pewna, czy można widzieć między wierszami.

Na odpowiedź czekał zaledwie kilka godzin – do jego mieszkania przyszła ta sama pani Weronika i przywitała się z nim serdecznie.

– Chcę tylko, żebyś wiedział – mówiła do niego na ty. Siedzieli przy stole w niewielkiej kuchni Marka. – Że nie musisz nic w sobie zmieniać, naprawdę.

Wcześniej przeszli już na “ty”.

I ta wypowiedź jest jednym zdaniem, a wygląda, jakby była dwoma.

Wiesz[+,] co mam na myśli?

– Nie wiesz[+,] co mówisz, nie doceniasz tego, kim jesteś.

Ale mimo to podpisał zamaszyście i zadzwonił znowu pod podany numer, tym razem głos z pewnością nie należał on już do Weroniki.

Kiedy wyszedł z mieszkania na zimną ulicę[+,] potruchtał do autobusu[+,] żeby się odrobinę rozgrzać. I choć w autobusie było wolne miejsce[+,] to usiadł zaraz przy starszej kobiecie i zaczął z nią rozmawiać.

Rozumiem, że w autobusie było wolne też inne miejsce.

– Cześć[+,] Marek

Kiedy zaczęła się śmiać[+,] Marek poczuł się dziwnie.

Zanim zdążył zareagować[+,] wyszła z lokalu, zostawiając go samego ze sobą.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka