- Opowiadanie: Suzuki M. - Koniec świata

Koniec świata

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Koniec świata

Ta noc była zdecydowanie najgorsza. Kaszel systematycznie i bezlitośnie wybudzał mnie z półsnu. Wstawałam kilka razy, żeby wziąć tabletki. Lekarz powiedział, że pomogą zasnąć, ale wcale nie pomagały.

 

To nie była pierwsza ciężka noc. Zmęczenie doprowadzało mnie do szaleństwa. Wpatrywałam się w czerwone cyferki elektronicznego budzika – każda minuta trwała co najmniej godzinę. Ostatni zapamiętany atak przypadł na piątą siedemnaście.

 

Obudziłam się po dziesiątej. Usłyszałam śpiew ptaków za oknem i pomyślałam, że na pewno świeci słońce. Nie pamiętałam o czym śniłam, ale pewnie o czymś przyjemnym, bo miałam dobry humor. Było cudownie.

 

Leżałam w łóżku jeszcze pół godziny, zanim odzyskałam pełną świadomość. Przez ten czas nie miałam ani jednego ataku, chociaż nieustannie sie go spodziewałam.

 

Burczenie w brzuchu zmusiło mnie do wygrzebania sie z pościeli. Powoli usiadłam. Nie zaczęłam kaszleć, nie miałam zawrotów głowy. Wszystko było nadal w porządku.

 

Zjadłam małe śniadanie, umyłam się i ubrałam. Doszłam do wniosku, że poprawę stanu zdrowia powinnam w jakiś sposób wykorzystać, więc postanowiłam uzupełnić zapasy w prawie pustej już lodówce. Nie wychodziłam z domu od kilku dni.

 

Na zewnątrz był inny świat. Okolica jeszcze nigdy nie wydawała mi się taka piękna. Pogoda idealna, jak na końcówkę czerwca przystało. Radosne dzieci na placu zabaw, na ławeczkach przed blokami roześmiane starsze panie z pieskami. Drzewa i trawa soczyście zielone, powietrze rześkie, a szum ulic przytłumiony przez śpiew ptaków. Wszystko skąpane w promieniach letniego słońca. Jak w pięknym śnie.

 

Już po kilku krokach uznalam, że na wycieczce do sklepu nie poprzestanę. Postanowiłam odwiedzić moją przyjaciółkę. O tej porze powinna być w domu.

 

Na przystanku okazało się, że nastąpiła kolejna zmiana organizacji ruchu i tramwaj, którym do niej jeździłam, tajemniczo zniknął z rozkładu jazdy. Stanęłam bezradnie i zaczęłam szukać wzrokiem innych przystanków, kiedy zauważyłam przyglądającego mi się z uśmiechem chłopaka. Speszona odwróciłam wzrok i udawałam, że studiuję tablicę z rozpiskami.

 

– Nowa? – zapytał głos tuż obok.

Stał może krok ode mnie. Nadal się uśmiechał. Było coś niesamowitego w tym uśmiechu. Coś, co wzbudzało ufność. Patrzył mi głęboko w oczy, a ja nie czułam strachu. Może to wina jego urody, a może cudownego poranka, ale postanowiłam ten jeden raz dać się wciągnąć w rozmowę.

– Słucham? – zapytałam, nie bardzo wiedząc, o co chodzi.

– Czy jesteś nowa? – powtórzył, jakby sens pytania był oczywisty.

– Nie, mieszkam tu już kilka lat – odpowiedziałam zdezorientowana.

 

Zmarszczył brwi. Zastanawiał się, o czym mówię, ale po chwili otworzył szeroko oczy, jakby coś zrozumiał. Spojrzał z uśmiechem, jakim dorośli obdarzają małe, naiwne dzieci.

– Wyglądałaś na zagubioną, stąd pytanie.

– Miałam jechać do przyjaciółki, ale chyba nic z tego nie wyjdzie. Zabrali mi tramwaj.

– O, to fajnie się składa! – powiedział z szerokim uśmiechem. – Możesz potowarzyszyć mi do zoo.

– Zoo? – powtórzyłam unosząc brwi.– Czemu nie?

W tej samej chwili podjechał tramwaj.

 

W czasie jazdy powiedział, że ma na imię Tomek, ma dwadzieścia siedem lat, obecnie główne snuje się po mieście, ale wcześniej pracował w banku. Mogłabym z nim jechać tym tramwajem jeszcze bardzo długo…

 

Wysiedliśmy.

– Nie trzeba – powiedział, kiedy stanęłam w kolejce po bilet do zoo. – Znam tu parę osób.

Jak gdyby nigdy nic przeszliśmy przez bramę. Strażnik nawet nie spojrzał.

 

Pozwoliłam mu prowadzić. Wyglądało na to, że dobrze wie, dokąd zmierza. Rozmawialiśmy o różnych drobiazgach: co lubimy, czego nie, o czym marzymy, czego się boimy. Przystawaliśmy przy każdym wybiegu, dałam radę nawet pogłaskać żyrafę. Nie myślałam o powrocie. Tak, jakbyśmy mieli cały czas świata dla siebie. Tomek chyba też tak czuł.

 

Kiedy stanęliśmy przy wybiegu zebr, oparł się o barierki i zamilkł. Przez chwilę wyglądał na bardzo odległego.

– Lubię zebry– powiedział, nie patrząc na mnie.– Są takie „punkowe".

Po tych słowach wszedł na oddzielający wybiegi zebr i antylop murek, minął podwójne ogrodzenie i wskoczył do środka. Zatkało mnie.

 

– Zwariowałeś?– wysyczałam przez zęby, rozglądając się, czy nikogo nie ma w pobliżu.

– Spokojnie, wszystko jest ok.

 

Ruszył w stronę stada. Jak na zawołanie, zza zakrętu alejki wyszedł jeden z pracowników. Ku mojemu zaskoczeniu, obrzucił scenkę obojętnym wzrokiem i poszedł dalej. Patrzyłam za nim z szeroko otwartymi ustami.

 

Tomek stał w samym środku stada. Zwierzęta lizały go po rękach i przykładały aksamitne pyski do jego policzków, a on je głaskał i poklepywał. Patrzyłam jak zaczarowana.

– Robiłeś to już wcześniej?

– Pewnie. Robię tak zawsze, kiedy tu jestem. Wiesz, lubię zwierzęta bardziej niż ludzi. Nie kłamią, nie prowadzą gierek, nie gonią za pieniędzmi, a jeśli kochają, to bezwarunkowo. Przychodzę do nich za każdym razem, kiedy potrzebuję towarzystwa. Tylko z nimi tak naprawdę mam kontakt.

 

Ostatnie zdanie powiedział takim tonem, jakby wyjawił mi największą tajemnicę świata. Patrzył mi przy tym głęboko w oczy, ciekawy reakcji. A ja znowu nie wiedziałam, o co chodzi…

 

Kiedy do mnie wrócił, byłam pelna obaw, że powtórzy tę akcję z innymi zwierzętami i modliłam się, żeby nie wybrał tygrysów albo niedźwiedzi, jednak reszta spaceru upłynęła bez niespodzianek.

 

Było dobrze po szesnastej, kiedy usiedliśmy na jednej z ławeczek. Nie czułam zmęczenia, a przecież jeszcze wczoraj spędziłam cały dzień w łóżku, wyczerpana kaszlem i bezsennością.

 

Tomek wyciągnął przed siebie nogi, ręce splótł na karku i z nutą zamyślenia zapytał:

– Myślisz czasem o śmierci?

Byłam lekko zaskoczona, że w tak pięknej chwili poruszył ten temat.

– Oczywiście, że myślę. Każdy czasem myśli o śmierci – odpowiedziałam, starając się brzmieć beztrosko.

– I? Jak ci się wydaje: jest coś po?

– Nie – odpowiedziałam zgodnie z moimi przekonaniami.– To po prostu koniec. Gaśnie światło i nas nie ma.

– Boisz się śmierci?

– Swojej? Nie. Jak umierasz, to już nic więcej cię nie interesuje. Czego tu się bać?

 

Zatonął w myślach. Nie chciałam przeszkadzać. Wystawiłam twarz do słońca i zamknęłam oczy. Wydawało mi się, że to najpiękniejszy dzień mojego życia.

 

– Jest taki wiersz Miłosza, "Piosenka o końcu świata" – powiedział nagle. – Przypomniałem go sobie niedawno i długo o nim myślałem. Umierasz, więc kończy się twój świat, ale tak naprawdę, życie toczy się dalej. A co zrobisz, jeśli okaże się, że śmierć to jednak nie koniec?– Spojrzał w moją stronę i znowu z zaciekawieniem oczekiwał reakcji.

 

Nie podszedł mi ten temat, więc odpowiedziałam zdawkowo:

– Wtedy będę się martwić.

Ponownie odwróciłam twarz do słońca i zamknęłam oczy. Poczułam dłoń gładzącą moje włosy.

 

Wyszliśmy tuż przed zamknięciem bram. W tramwaju umówiliśmy się na następny dzień i z przystanku każdy podążył w swoją stronę.Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że w moim życiu w końcu nastąpią pozytywne zmiany, a kiedy myślałam o Tomku, miałam harcujące motyle w brzuchu. Byłam szczęśliwa.

 

Wchodząc do mieszkania myślałam o tym, że jutro zobaczę go znowu. Zamknęłam za sobą drzwi, powiesiłam torebkę na wieszaku i poszłam się przebrać. W sypialni panował półmrok, bo zapomniałam rano odsłonić okno. Odsunęłam zasłony, a ostatnie promienie słońca delikatnie rozjaśniły wnętrze pokoju. W łóżku leżało moje ciało.

 

Koniec

Komentarze

tym razem szybko się zoorientowałem jak to będzie, może dlatego, że też poruszałem ten temat w innych opowiadaniach. ciekawa koncepcja, tez chciałbym po śmierci czuć jak ktoś głaszcze mnie po włosach:)
trochę za duzo realizmu w tym świecie po śmierci, ale oczywiscie to tylko moja taka mała sugestia.
ode mnie 5
pozdrowionka 

Realizm, bo to ten sam świat. :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

rozumiem oczywiście twoja koncepcje, mimo wszystko odczucia cielesne mi nie pasują. :)

z drugiej strony w jednym z moich opowiadań świat po smierci zrobiłem jeszcze bardziej cielesny:) delikatnie mówiąc

Usprawiedliwiam się tym, że dotykajacy i dotykany nalezą do tego samego gatunku. No a zwierzeta to zwirzęta, one mogą widzieć i czuć co chcą :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

nie musisz sie usprawiedliwiać:) to twoja wizja i twoje opowiadanie. ja tylko napisałem o swoich odczuciach.

Szybko sie zorientowałem, co się święci, ale i tak mi się podobało. Klimatyczne, bez zbędnych trupich opisów. Nie dopatrzyłem się też żadnych błędów. Daję 5.

Ja jedną literówkę złapałem :P:P
Bardzo fajne, też mi się podobało.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dawaj, przecież nie bedzie tekst literówką świecił ;)

www.portal.herbatkauheleny.pl

A żebym to pamiętał... l zamiast ł gdzies było.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

bardzo dobry pomysł na tekst. Lubię takie. w kwestiach warsztatowych- Twoje postacie poruszają się po dość pustych planach. Są w mało plastycznej przestrzeni. tak tutaj jak i we wcześniejszych.

A to niestety się łaczy z moim postrzeganiem świata. A ścislej z tym, że mało zwracam na niego uwagę. Nie mam plastycznej wyobraźni niestety i raczej "nie patrzę wzrokowo". Dlatego też opisy okoliczności przyrody w moich tekstach praktycznie nie występują.

www.portal.herbatkauheleny.pl

"opisy przyrody" :)

Całkiem przyjemne opowiadanie, lekkie i słoneczne, tak na przekór tytułowi (a raczej naszym wyobrażeniom na ten temat).

Podczas czytania przez cały czas zastanawiałam się, kiedy bohaterka wreszcie się zorientuje, że nie żyje...

Dziękuję :)

Tytuł znowu podkradziony, ale nie ukrywam z czego. 

www.portal.herbatkauheleny.pl

Czyta się bardzo lekko, a Twoja wizja bycia po śmierci jest pełna spokoju.

Czy ja wiem, czy ona bedzie taka spokojna, jak dziewczyna się zorientuje, że jest po drugiej stronie? ;)

www.portal.herbatkauheleny.pl

to temat na kolejne opowieadanie :)

Dość szybko można zorientować się o co chodzi, ale tekst czyta się bardzo dobrze. Przyjemne opowiadanie. Widzę, że śmierć to twój konik. ;)

Pozdrawiam.

Tak jakoś zawsze jest blisko :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Opowiadanie wciąga od początku, świetnie się rozwija i nagle w trzecim akapicie... czar pryska, bo wiemy już, że umarła i jest po tamtej stronie. W tym momencie tekst mógłby się skończyć, brnie dalej, chociaż już niczym nie może nas zaskoczyć. Końcowe „w łóżku leżało moje ciało" jest tylko oczekiwanym i oczywistym finałem, który nie wywołuje dosłownie żadnej reakcji, nie mówiąc o zaskoczeniu, które pewnie było zamysłem. W sumie świetny, ale trochę zaprzepaszczony pomysł. Czwarte opowiadanie - pierwsze, chociaż niepełne, ale jednak rozczarowanie :)

Zgadzam się w pełni z Incommunicado. Poza tym lekko się czytało.

Puenta szalenie przewidywalna.

Bardziej mnie zastanowiło, czy bohaterka pojechała do ZOO ze wszystkimi zakupami.

Babska logika rządzi!

Finklo, myślę że dziewczyna postanowiła odwiedzić przyjaciółkę przed pójściem do sklepu, żeby nie jeździć ze sprawunkami. W ZOO nie miała więc żadnych zakupów. ;)

A opowiadanko takie sobie. W końcu od dawna wiadomo, że jeśli się budzimy rano i nic nas nie boli, to znaczy, że nie żyjemy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Oj tam, oj tam. Ale jak nic nie boli, to może warto sprawdzić chociaż tętno. ;-)

Babska logika rządzi!

Albo temperaturę. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przez ten czas nie miałam ani jednego ataku, chociaż nieustannie sie go spodziewałam.

Literówka.

Dość szybko wiadomo, o co chodzi, ale czyta się bardzo dobrze. Przyjemne opowiadanie :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka