- Opowiadanie: Eferelin Rand - Kto tam? (MASAKRA 2010)

Kto tam? (MASAKRA 2010)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Kto tam? (MASAKRA 2010)

Joanna budzi się pełna niepokoju.

 

Unosi się na łokciach i spogląda przez otwarte drzwi. Wydaje się jej, że na klatce schodowej dostrzega nikłą poświatę. Gdy słyszy z dołu znajomy odgłos spuszczanej wody, a światło zaraz potem gaśnie, oddycha z ulgą i opada z powrotem na poduszkę.

Obraca głowę i nagle uświadamia sobie, że jej mąż śpi obok.

Senność znika momentalnie.

– Ktoś jest w domu – szepcze drżącym głosem. – Paweł, ktoś jest w naszym domu! – powtarza, potrząsając ramieniem męża. Słowa-klucze potrzebują chwili, żeby przedrzeć się do świadomości mężczyzny. Otwiera szeroko oczy i już całkiem przytomny spogląda na przestraszoną żonę.

– Co powiedziałaś?

– Chyba ktoś jest w domu. Słyszałam odgłos spuszczanej wody i wydawało mi się, że widzę światło na dole.

– Coś ci się przyśniło. Pewnie to włamywacz poszedł się odlać – żartuje, ale jego uśmiech jest nerwowy, wymuszony.

– Idź sprawdź!

Paweł niechętnie gramoli się z łóżka, mamrocząc coś pod nosem o babskich nerwicach. Wychodzi z pokoju, staje przy barierce, przechyla się lekko i zamiera nasłuchując. Cały dom spowijają ciemności.

– Widzisz? Nikogo nie ma – mówi po chwili, stając w drzwiach sypialni. Gdy tylko wypowiada te słowa, gdzieś rozlega się skrzypnięcie, a potem dwa szybkie stuknięcia, jakby odgłos kroków na drewnianej podłodze.

Małżonkowie spoglądają na siebie z lękiem.

– Dzwonimy na policję?

– Daj spokój! – bagatelizuje Paweł. – To mogło być cokolwiek. Stare domy mają swoje przyzwyczajenia, czasem wydają pomruki.

– Ale nie takie!

– Nie będziemy wzywać policji. Jeśli to fałszywy alarm, wyjdziemy na idiotów. Zejdę na dół i sprawdzę wszystko. To na pewno nic takiego. Takie rzeczy się nie zdarzają – mówi, jednocześnie wyciągając z szafki nocnej pistolet. To wprawdzie tylko straszak na gaz, ale w ciemnościach może uchodzić za prawdziwą broń. – Na wszelki wypadek – dodaje. – Jakbyś coś usłyszała, to wtedy dzwoń.

– Uważaj na siebie.

Joanna zostaje w łóżku. Siedzi z podkulonymi nogami, w dłoni kurczowo trzyma telefon. Widzi, jak Paweł ostrożnie schodzi po schodach, a potem tylko tańczące cienie na ścianie, kiedy mąż zapala i gasi światła w kolejnych pomieszczeniach na parterze. Po paru minutach ponownie zapadają ciemności. Wszystko odbywa się w absolutnej ciszy.

Tup, tup.

Ledwie słyszalny szmer zbliżających się kroków. Dlaczego Paweł miałby się skradać? – zdąży pomyśleć, zanim w drzwiach pojawi się czyjaś sylwetka. Paraliżujący strach na moment odbiera jej zdolność logicznego myślenia.

– Mówiłem, że wszystko w porządku – znajomy głos przegania nocne lęki. – Nikogo nie ma. Dom spłatał nam figla.

Paweł kładzie się do łóżka i już po chwili słychać jego regularny głęboki oddech. Joanna mu zazdrości. Wydaje się jej, że już nie zaśnie tej nocy. Nie potrafi się rozluźnić. Wpatruje się w sufit i nasłuchuje. W końcu, sama nie wiedząc kiedy, zasypia.

 

Joanna śpi niespokojnie. Przewraca się z boku na bok. Śni o chłodnym, metalicznym dotyku. Oślizłe zimno, niczym wąż, wije się po jej nagim ciele. Leniwie i powoli. Gdzieś w głębi podświadomości pamięta, że ma na sobie piżamę, ale i tak się wzdraga. Plama chłodu jest niewyraźna, zamglona. Zdaje się rozdwajać, a potem znów łączyć w jedno.

Pogrążony we śnie umysł stopniowo wyłania z mary sennej konkretny obraz. Narzędzie pieszczoty sunie w górę po skórze, kłapiąc co jakiś czas paszczą. Omija pępek, przecina równinę brzucha, po czym wspina się na łagodny wzgórek piersi.

Nożyczki rozwierają się i niezwykle delikatnie łapią pomiędzy ostrza stwardniały sutek. Rozsuwają się i zsuwają, jakby niepewne, co czynić dalej. Nagle wąż otwiera paszczę szeroko i z całą siłą błyskawicznie zamyka.

Ciach!

 

Joanna budzi się z krzykiem pośród lepkiej od potu pościeli. Nie może złapać oddechu. W gardle czuje dławiącą gulę nieopisanego lęku.

Dopiero po chwili dociera do niej, że to był tylko sen. Dotyka dłonią piersi. Serce bije jak oszalałe. Góra piżamy jest rozpięta.

Spogląda na zegar. Spała zaledwie godzinę.

Zapala nocną lampkę. Światło to najlepszy sposób na odegnanie koszmarów. Chce przytulić się do męża, poczuć ciepło drugiej osoby, poczuć się bezpiecznie, ale łóżko jest puste.

Odrzucona kołdra i brak pantofli sugerują, że poszedł tylko do łazienki lub po coś do picia. Pawłowi często zachciewa się szklanki wody w środku nocy. Joanna postanawia na niego zaczekać.

Mija minuta, druga, trzecia.

– Paweł! – woła w końcu. Głos rozpływa się w powietrzu, a zapadła po nim cisza, wydaje się jeszcze bardziej ogłuszająca. Ponawia wołanie parę razy, ale nie doczekuje się żadnej odpowiedzi.

W głębi ducha ma nadzieję, że to tylko żarty, ale ze zdwojoną siłą odżywają w niej wszystkie obawy. Narzuca szlafrok i wychodzi z pokoju. Zatrzymuje się u szczytu schodów. Na dole dostrzega poświatę. To ją nieco uspokaja.

W kuchni na parterze wita ją jednak pustka. Halogeny na meblach oświetlają pomieszczenie żółtym, przytłumionym blaskiem. Poza tym, brak jest jakichkolwiek śladów bytności męża. Woda w czajniku się nie gotuje, szklanka nie stoi na stole, butelki z napojami są zakręcone. Nic.

– Paweł, to nie jest śmieszne – z jakiegoś powodu boi się powiedzieć to głośniej. Ogarnia ją uczucie odrealnienia, ma wrażenie, że nie do końca się obudziła, że wciąż śni. Chłód płytek przenikający bose stopy przegania te myśli.

Łapie za słuchawkę telefonu stacjonarnego przekonana, że napotka martwą ciszę, jak w kiepskim filmie. Sygnał jest mocny i stabilny, wywołuje w niej nerwowy chichot.

Okrąża kuchenny stół w poszukiwaniu czegokolwiek. Błysk na podłodze, sprawia, że zamiera. Nożyczki szczerzą się do niej.

Rozwarta paszcza, zastygła w niemym krzyku.

Strach usypia rozum. Nie ma logiki, nie ma racjonalności.

Joanna biegnie. Pędzi na ślepo. Pokój, salon, korytarz, znowu pokój. Wszystkie mroczne i nieprzyjazne. Wszystkie puste.

Co tu się dzieje? Co tu się dzieje? Co tu się dzieje?

Cotusiędzieje?

Mamrocze, bezwiednie wypluwając się z siebie bełkot galopujących myśli.

Gdy mija kolejne drzwi, zamiera. Coś słyszy. Co to za drzwi? Przytłumiony, ledwie słyszalny, ale regularny odgłos. Czy to drzwi do piwnicy? Drżąca dłoń zaciska się na klamce. Kobieta zamyka oczy, pochyla głowę w błagalnym geście i szarpnięciem otwiera wejście. Jakiej piwnicy? Wąskie stopnie opadają w dół, prosto w mrok. Powietrze przecina najgorszy dźwięk na świecie. Ja śnię, śnię, śnię.

Ciach!

Udaje jej się wymacać włącznik światła. Słaba żarówka oświetla schody i kawałek pomieszczenia. Gdzieś w głębi świeci się druga. To właśnie stamtąd dobiega kolejne, obrzydliwe, nieznośnie wyraźne

Ciach!

Stopa za stopą. Schodek za schodkiem. Nogi wloką się, jakby były z ołowiu. Ciało, niczym automat, posuwa się do przodu. Choć instynkt każe uciekać, to przegrywa z dzikim, irracjonalnym, bezsensownym pragnieniem wiedzy.

„Muszę wiedzieć!" krzyczy dusza, drgająca w rytm klaszczących ostrzy.

Ciach!

Jeszcze tylko chwila. Każdy rozpaczliwy krok zbliża do końca, obnaża mroczną połać piwnicy, a w serce, wbrew woli i rozsądkowi, wlewa się głupia nadzieja na dobre zakończenie.

Ciach!

Joanna widzi. Źrenice rozszerzają się, skóra blednie, ciało się trzęsie. Rozum rozpada się na kawałki.

Szept, cichuteńki niczym najskrytsza modlitwa, dobywa się ze spękanych warg.

– Paweł?

 

Ciach!

 

 

 

Tomasz Zawada

 

Rzeszów, dnia 06.01.2011 r.

 

 

 

Koniec

Komentarze

Witam!
Tym razem tekst zupełnie odmienny od mojej poprzedniej propozycji na Masakrę. Chciałem spróbować wywołać dreszcz niepokoju bez flaków, przemocy, przekleństw, brutalności. Tylko wyobraźnia. Samo oceńcie, jak się udało.

Zapraszam do lektury i pozdrawiam.

Dreszczyk owszem, ale tylko malutki. Bardzo sprawnie, plastycznie napisane historyjka, mimo, ze od samego początku wiadomo co się stanie (myślałem tylko, że mąż zniknie wtedy na dole, że już nie wróci do łóżka) to całkiem (nie)przyjemnie się czytało. W pozytywnym oczywiście sensie.

Najbardziej boli to, że takich historyjek było już multum, we wszystkich rodzajach mediów.

Porządnie napisane, ale bez dreszczu niepokoju.

Niezłe. Dreszczyk był. Mały, bo mały, ale gratulacje, bo ciężko napisać coś, co go wywołuje.  

Przez ten czas teraźniejszy trochę miałem wrażenie, że czytam scenariusz filmu grozy. Ale przyznam szczerze, że przy pierwszym "ciachu" nerwowo przełknąłem ślinę. Czyli efekt jest :)

zgrabnie napisane, wbudza lekki dreszczyk, tylko temat stosunkowo oklepany no i pojechałeś trochę po schematach, mimo sugerowania w tekście, że jest inaczej ( działający telefon i komentarz bohaterki, że w horrorach to nie działa) to oczywiście bohaterka w nocnej koszuli musiała zajrzeć do mrocznej piwnicy w której ukryło się tajemnicze zuo ;). Ale wykonanie jak najbardziej ok.

Nie powiało nowością, jednak napisane bardzo przyzwoicie. Czytało się dobrze.

Dziękuję wszystkim za komentarze.
Ten tekst z założenia nie miał zaskakiwać, bo motyw jest powszechnie znany. Straszyć miał tylko sposób opowiedzenia historii, a i z narracją w czasie teraźniejszym chciałem poeksperymentować.

@Bellatrix: gdybym miał przedstawić ten tekst w nieco żartobliwym stylu, to "Tajemnicze Zuo" byłoby tytułem idealnym :)

Pozdrawiam

Napięcie jest, te wszystkie "ciachy"...brrr.

Dobrze się czyta, właściwie to mknęłam przez tekst, żeby jak najszybciej wiedzieć co czai się na końcu. Zagadkowy finał jest tu najlepszym rozwiązaniem, pobudza wyobraźnię no i nie dajesz szansy by się rozczarować dennym zakończeniem.

Gratuluję stworzenia mrocznego klimatu, fakt, że historia oklepana, w niczym nie umniejsza Twojej historii. Dobre rzeczy można czytać i po sto razy. Byleby nie za często.

Ciach!:)

Ja bym nie chciala znaleźć się w sytuacji w jakiej znalazła się Joanna. Gdybym ogladała taki film zapewne oczy miałabym pod kołdrą (jak zwykle na horrorach :)).
Fajnie , plastycznie opisane.

Dobrze napisane, plastyczne. Podoba mi się klimat tego opowiadania.

OK, do konkursu.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nie jest łatwo przestraszyć czytelnika, skoro ten wie, że tekst ma wywołać właśnie strach. Mimo wszystko, Eferelinie, udało Ci się stworzyć opowieść, może nie przerażającą, ale na pewno z dreszczykiem.

 

Gdzieś w głębi pod­świa­do­mo­ści pa­mię­ta, że ma na sobie pi­ża­mę, ale i tak się wzdra­ga. – …ale i tak się wzdryga.

 

Mam­ro­cze, bez­wied­nie wy­plu­wa­jąc się z sie­bie beł­kot ga­lo­pu­ją­cych myśli. – Dwa grzybki w

barszczyku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka