- Opowiadanie: Joan_Stark - Ziemia była jałowa cz II

Ziemia była jałowa cz II

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ziemia była jałowa cz II

– Co ty sobie wyobrażasz?!

Gordon stał w swoim gabinecie, odwrócony tyłem do drzwi. Patrzył przez okno na szare budynki, oświetlone sztucznym światłem imitującym dawne słońce. Sam nie widział nigdy słońca o którym obecnie można przeczytać tylko w dawnych książkach. Słońce, które daje światło, które przyjemnie ogrzewa twarz… i wiatr, prawdziwy, nie sztucznie tworzony w podziemnych miastach…

Jego rozmyślania zakłócił kolejny wybuch złości.

– Nie chcę, żebyś mnie kontrolował! Nie zgadzam się, żebyś leciał ze mną!

Odwrócił się i zobaczył Charlie. Była zła jak osa, ale nie zrobiła na nim większego wrażenia – widział ją w podobnym stanie już nie raz, bo nie raz do takiego stanu ją doprowadzał. Nie było jego winą, że dziewczyna wiele razy narażała się na niebezpieczeństwo i pewną śmierć. Musiał jej pomagać, aby nie stało jej się nic złego. Oczywiście z jej strony wyglądało to zapewne zupełnie inaczej, ale jego to nie obchodziło.

– Nie zamierzam Cię kontrolować, Charlie. Po prostu sam zmieniłem zdanie i postanowiłem w końcu się stąd ruszyć. – starał się mówić wolno i spokojnie, żeby jeszcze bardziej jej nie rozzłościć, bo w skrajnych przypadkach jego siostra naprawdę potrafiła być nieprzyjemna.

– Nie wierzę Ci! – jej wargi zaczęły drżeć, a w oczach pojawiły się łzy złości – chcesz mnie kontrolować, znowu to robisz. Tata na pewno by tego nie robił.

Twarz mu stężała, a Charlie uśmiechnęła się krzywo. Wiedziała, że Gordon nienawidzi wzmianek o ojcu, ale nie wiedziała dlaczego. Zresztą, postanowiła nie drążyć tego tematu. Osiągnęła to, czego chciała – wbiła szpilę starszemu bratu, tak samo, jak on jej,  swoim zgłoszeniem do misji.

– Nie chcę, żebyś leciał ze mną. Odwołaj swoją kandydaturę.

– Nie – powiedział twardo. Wiedziała, że teraz już nic go nie powstrzyma od wylotu, bo nigdy nie rezygnował ze swoich planów. W tym rodzeństwo było do siebie bardzo podobne.

– Więc do zobaczenia na pokładzie. – powiedziała Charlie patrząc prosto w oczy bratu – Do tego czasu nie podchodź do mnie, bo jestem gotowa ci wydrapać oczy. Do widzenia.

Wyszła, trzaskając drzwiami, a Gordon wrócił do obserwowania sztucznego słońca w sztucznym świecie, w którym przyszło mu żyć.

Wchodząc na pokład specjalnie przygotowanej kapsuły, Gordon miał mieszane uczucia. Siostra zachowywała się, jakby w ogóle go nie znała. Ola był mrukiem z natury – na pytania odpowiadał szeroką gamą chrząknięć i burknięć, którymi skutecznie odstraszał rozmówców. Thomas był zdecydowanie po stronie Charlie i uważał Millsa za nadgorliwca ograniczającego rodzoną siostrę. Nie okazywał tego otwarcie – był dowodzącym II pułku obrony ludzkości, przez co podlegał bezpośrednio ministerstwu obrony, czyli Gordonowi. Okazywał mu należny szacunek, lecz jego wzrok mówił jednoznacznie, co o nim myśli.

Hangar, w którym stała kapsuła był położony daleko za murami miasta – musieli tam dolecieć transportowcami, razem z całym sprzętem badawczym, wodą i jedzeniem, ubraniami, środkami czystości i oczywiście bronią – laserami, pociskami wysokiego kalibru, a także różnego rodzaju bombami. Musieli być gotowi na każdą okoliczność, chociaż wyruszali tylko na kilka dni i nie mieli zamiaru znacząco się oddalać.

Już na miejscu przeszli przez szereg badań, do porównania z badaniami którym zostaną poddani  po wyprawie. Wszyscy uczestnicy są monitorowani miesiąc przed i trzy miesiące po wyprawie, na wypadek choroby spowodowanej przez środowisko zewnętrzne. We wczesnym stadium można jeszcze próbować człowieka uratować, w późniejszym – nie ma już na to szans. Po badaniach zostali przebrani w specjalne kombinezony z modyfikowanej genetycznie wełny, odpornej na zniszczenia. Na to nałożono następną warstwę z giętkiego plastiku z cienką siatką ołowiu wewnątrz, chroniącą przed promieniowaniem. Nowy system kombinezonów chroniących przed wrogim środowiskiem był bardzo wygodny w porównaniu ze starszym zabezpieczeniem, które chociaż było lekkie i komfortowe, nie przylegało tak ściśle do ciała. Obecny kombinezon niczym nie różnił się od koszuli i wygodnych dżinsów – w końcu ludzie spędzający czas poza bezpiecznym podziemiem byli zbyt cenni, aby tracić ich przez złe samopoczucie z powodu niedogodnego ubioru. Następnie wyposażono ich w podstawowe narzędzia potrzebne każdemu w kapsule: przenośną latarkę, nóż z hartowanej stali, broń laserową oraz najnowszy radiotelefon, działający na odległość nawet kilkudziesięciu kilometrów.

Będąc już w zamkniętej hermetycznie kapsule, następuje sprawdzenie wszystkich mechanizmów: silników, w tym zapasowych, wszystkich instrumentów pokładowych, a także zapasów tlenu. Kiedyś próbowano zamontować wentylatory i oddzielić tlen od tego, co w dawnych czasach nazywane było powietrzem, jednak wysiłki spełzły na niczym – okazało się, że żadnego tlenu na powierzchni już nie ma. Podziemne miasta od lat posiadały wytwórnie syntetycznego tlenu i nim także posługiwały się ekipy zwiadowcze.

Po sprawdzeniu wszystkiego, kapsuła została umieszczona w specjalnym tunelu, który prowadził poza obręb Nowego Świata. Wystarczyło uruchomić silniki i wzbić się w powietrze.

Charlie spojrzała na Gordona, Olę, Thomasa. Patrzyła na nich i mówiła powoli i spokojnie.

– Nie wrócimy z pustymi rękami. Musimy być twardzi i dać z siebie wszystko, aby nasz rząd był z nas dumny. Nie chcę, abyśmy wrócili jak inne ekipy, bez niczego godnego uwagi, bez żadnego przełomowego odkrycia. Teraz nie ma już czasu na obijanie się. Pracujemy w grupie, – tu spojrzała na Olę, który już chciał czmychnąć do pracowni – bez przywódców – tu spojrzała na Gordona – i bez wzajemnej niechęci – posłała wymowne spojrzenie Thomasowi, który wzruszył lekko ramionami. – Chcę pełnego zaufania, a nasze wzajemne problemy zostawimy do rozwiązania po powrocie. Zgadzacie się ze mną?

Chórem potwierdzili.

– Dobrze, więc… lecimy.

Poderwała maszynę w górę. Lecieli tunelem ze stałą szybkością, widzieli już nad głowami otwierający się właz tunelu, a nad nim brudno pomarańczowe niebo. Znaleźli się na powierzchni po kilku minutach, ponieważ kapsuły były dosyć ciężkie i nie mogły, tak jak samoloty zwiadowcze, rozwijać znacznych prędkości.

Charlie i Gordon patrzyli po raz pierwszy na świat, na którym kiedyś żyli ludzie, który kiedyś był zielony, którego niebo było jasnoniebieskie, a wody oceanów ciemnozielone. Gdzie człowiek oddychał czystym tlenem, zwierzę piło wodę z górskiego strumienia, a ryba w nim pływała. Gdzie występowały pory roku, kataklizmy na wielką skalę i tęcza po deszczu.

Teraz nie było tu nic, oprócz spękanej, żółtej skorupy ziemi, nad którą tworzył się żółty, radioaktywny opar. Niebo było pomarańczowe, a słońce krwistoczerwone, prawdopodobnie przez zanieczyszczenia.

Bezwiednie rodzeństwo wzięło się za ręce i patrzyło. Patrzyło przed siebie, a w ich oczach widać było pustkę, ponieważ utracili ostatnią nadzieję. Nigdy do końca nie wierzyli w opowieści tych, którzy byli na zewnątrz. Zawsze tliła się w nich ta iskierka nadziei, że może nie jest aż tak źle, może naprawdę gdzieś tam jest zielono i niebiesko, a wszyscy przesadzają. Teraz przekonali się na własne oczy, że jest jeszcze gorzej, że na powierzchni nie ma nic.

Spojrzeli sobie w oczy i zobaczyli w nich coś, co popchnęło ich do popełnienia tego czynu. Według prawa Nowego Świata każde samowolne oddalenie się jednostki od bazy jest przestępstwem i karane jest dożywotnim więzieniem, ale teraz nie myśleli o konsekwencjach. Jeżeli świat tak wygląda, nie ma sensu w nim tkwić, a może przyczynią się do czegoś większego?

Tuż przed wyprawą Gordon odbył z Charlie krótką rozmowę, w której podzielił się z nią tylko sobie znanym wspomnieniem. Powtórzył jej ostatnie zdanie ojca, które ten wyszeptał z uśmiechem na ustach.

„Gordon, niech Bóg mi wybaczy… to było tak piękne!”

Koniec

Komentarze

Czy każde kolejne 5% będzie trzeba oceniać niżej od poprzedniego...

Nie wiadomo kto leci, dokąd, po co... Twarda powtórka z mitów dawnej
eksplortorskiej kosmicznej SF. Jest ciało, nie ma ducha. I zupełnie przyzwoity
warsztat się marnuje. A gdyby tak o kosmodromie tonącym w błocie i kałuzach,
takim jaki pokazano w filmie "Papierowy żołnierz"?

Po dwóch odcinkach mogę powiedzieć tyle: stylistycznie jest dobrze, zawiązanie fabuły intrygujące. Trochę kuleją proporcje - są miejsca, gdzie czyta się to jak fragmenty opowiadania, bo pewne elementy, opisy są skompresowane i takie, gdzie tekst nabiera bardziej powieściowego charakteru. O niedopowiedzeniach się nie wypowiadam, bo nie wiem, czy wynikają z przeoczenia / przemilczenia, czy z tego, że ich wyjaśnienie pojawi się kawałek dalej, w kolejnym odcinku.

Fajnie się czyta, ale fragmenty są strasznie nierówne. Tu miły opis, tu natrętna szczegółowość, co nie zawsze pasuje.
Ale czekam na następną część (żeby starczyło zapału do końca ;)

Przyznaję, że jest ciekawie. Może momentami są nagłe przeskoki z jednego wątku do drugiego, ale nie razi mnie to zbytnio :) jestem zaintrygowany, mam już pewne podejrzenia co do tego co będzie dalej :) Obym nie miał racji. Wolę być zaskoczonym :)

Nowa Fantastyka