- Opowiadanie: Krokus - Chciałbym mieć rybki

Chciałbym mieć rybki

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Chciałbym mieć rybki

Gdy miałem sześć lat, w ogródku zobaczyłem smoka. Przypominał przerośniętego Tabalugę, o aparycji Imperatora z Gwiezdnych Wojen.

Ojciec klął, mama wrzeszczała. Pociągnęła mnie do domu jedną ręką, drugą wybierając numer na telefonie.

– W naszym ogródku jest smok! – krzyczała do smartfona.

Schowaliśmy się w piwnicy.

Po kilku minutach przyszedł książę Iktorn – wysoki brunet ze zbyt dużym nosem. Bywał u nas w domu już wcześniej, ale nie znałem jego imienia, więc na własne potrzeby ochrzciłem go jak księciunia z Gumisiów.

Podszedł do mnie i zapytał:

– Krzysiu, powiedz mi, co widziałeś w ogródku?

– Smoka – odparłem z wahaniem.

Patrzył uważnie.

– Ale przecież wiesz, że smoki nie istnieją, prawda?

W głowie miałem huragan myśli.

– Widziałem takiego w bajkach. To Taba…

– Bajki – przerwał mi spokojnie, ale stanowczo – to tylko bajki. Jesteś już dużym chłopcem, Krzysiu. Chyba nie będziesz wierzył w coś, czego nie ma?

Mężczyzna jeszcze jakiś czas przekonywał mnie do swych racji, aż w końcu powiedział:

– Teraz zamknij oczy i wszyscy pójdziemy do góry. Zobaczysz, że smoka tam nie ma. Dobrze, Krzysiu?

Pokiwałem głową. Zacisnąłem powieki, a Iktorn wprowadził mnie po schodach. Usłyszałem szczęk otwieranych drzwi i pisk mamy. Nie wytrzymałem – spojrzałem. Smoka nie było.

 

Gdy tamtego dnia szedłem spać, Iktorn wciąż siedział w naszym domu. Z pokoju na piętrze słyszałem, jak rozmawia z rodzicami i choć ze wszystkich sił próbowałem wychwycić słowa, zasnąłem.

 

Od rana czułem, że coś się zmieniło. Rodzice siedzieli w kuchni – ojciec tępo patrzył przed siebie, a mama robiła śniadanie, chodząc przy tym tak, jakby nie chciała na mnie patrzeć.

– Dzień dobry, Krzysztofie – odezwała się chłodno. – Dobrze spałeś?

Pokiwałem głową, po czym coś mnie tknęło. Pobiegłem do drzwi, nacisnąłem klamkę i… nic. W ogródku wiatr przeganiał jedynie liście.

Wróciłem do kuchni i przytuliłem się do mamy, a ona objęła mnie rękami, ale nie tak jak zawsze. Raczej tak, jak zawsze tuliła ojca – z rezerwą.

 

Prawie przestałem oglądać bajki. Czasem pytałem o Gumisie, Smerfy, czy nawet Psi Patrol, ale mama tłumaczyła, że to już nie dla mnie, bo oglądając je, mógłbym później zbłaźnić się przed kolegami.

Ale kolegów też nie miałem. Przestałem chodzić do przedszkola, czy na place zabaw, właściwie nie wychodziłem poza ogródek. Mama na wszystko miała wytłumaczenie, a ojciec ciągle siedział w pracy.

 

W grudniu otrzymałem kolejny cios.

– Święty Mikołaj nie istnieje, Krzysztofie – powiedziała mama.

Przyjąłem to po cichu, tłumiąc żal zaciskający gardło – tak jak tego ode mnie oczekiwano.

 

Każdy siedmiolatek chodzi do szkoły. Nie mogłem się doczekać, ale przyszedł wrzesień, a ja miałem uczyć się w domu, pod okiem wprawnego nauczyciela – Iktorna, a jakże!

 

Ojca w domu prawie nie widywałem. Pracował całe dnie, a gdy wracał, zamykał się w pokoju, sam na sam z telewizorem. Mama do niego nie wchodziła. Spali osobno.

Jednak to właśnie ojciec uratował mnie z tej klatki.

I jednocześnie był przyczyną całej katastrofy.

 

Któregoś wieczora, gdy wrócił z pracy, bawiłem się w ogródku. Zobaczyłem zmagania ojca z furtką – szarpał ją, prychając i klnąc. Podszedłem i otworzyłem, bo chyba zapomniał, że należy nacisnąć klamkę. Spojrzał na mnie, na otwartą furtkę. Czknął. Czekałem w milczeniu.

– Krzysiu, pamiętasz smoka? – zapytał bełkotliwie.

Popatrzyłem za siebie, w miejsce, gdzie przed laty zobaczyłem upiornego Tabalugę.

– Tam właśnie siedział – mówił ojciec. – Jebitny taki. – Rozłożył szeroko ręce.

Zmarszczyłem czoło.

– Smoki nie istnieją – odpowiedziałem tak hardo, jak tylko zdołałem.

– Widziałem go, Krzysiu.

Nie odpowiedziałem.

– Ile to już lat? – ciągnął. – Pięć?

– Osiem – wypaliłem i od razu spłonąłem rumieńcem ze wstydu, że tak dobrze pamiętam datę zdarzenia, które starannie wypierano z mojej głowy.

Wszedł na podwórko chwiejnym krokiem.

– O czym marzysz, Krzysiu?

Otwarłem szeroko oczy. Nikt wcześniej nie zadał mi takiego pytania.

– Chciałbym mieć rybki.

– Rybki, mówisz – wybełkotał, siadając na ganku. – Rybki to tam chuj. A nie chciałbyś mieć smoka? Ale takiego fajnego, kurwa, pomarańczowego!

– Smoków nie ma – powiedziałem.

– A gryfa? Wiesz, jak wygląda gryf?

Pokręciłem głową.

– Ja w sumie też nie wiem. Ale gryfy są zajebiste. Harry Potter miał takiego.

Nic nie rozumiałem.

– Chodź tu. – Wskazał schodek obok siebie. – Siądź, pogadamy jak ojciec… jak facet z facetem.

Wahałem się, ale po chwili usiadłem w bezpiecznej, w moim mniemaniu, odległości.

– Nie jesteś zwykłym chłopcem, Krzysiu. Masz tu potężną moc. – Postukał palcem w moje czoło. Odchyliłem głowę z odrazą. – Możesz mieć, co zechcesz, wystarczy, że o tym zamarzysz.

– To dlaczego nie mam rybek? – zapytałem po zastanowieniu.

– Bo rybki są zwykłe, a ty potrafisz wyczarować tylko rzeczy nierealne. Tak mówił ten twój nauczyciel, żonojebca, księciunio. Była kiedyś taka bajka i on wygląda jak… a, nieważne. – Machnął ręką. – Musisz sobie wymarzyć coś, co jest niemożliwe. Na przykład mężczyznę, który od pasa w dół jest koniem. Centaura! – zakrzyknął. – Centaury też są zajebiste!

– Ale celaury nie istnieją – oburzyłem się.

– Centau… – przerwał. – Jasna cholera. Wyprali cię. Zabrali ci dzieciństwo, a tu – znów postukał palcem w moje czoło – zostawili pustą skrzynię na marzenia.

 

Jakiś czas później obudził mnie w nocy.

Powiedział, żebym usiadł przed telewizorem. Ekran był ciemny, ale po chwili usłyszałem głos: The world is changed… I feel it in the water…

Cały film obejrzałem z zapartym tchem, a w głowie wyryły mi się obrazy uciekających przed nazgulami hobbitów, krajobrazów Rivendell i atakujących orków. Jednak najbardziej w pamięci zapadła mi ona. Arwena.

Ojciec wysłał mnie do łóżka, ale obiecał pokazać kolejną część, jeśli tylko nie pisnę słówka mamie i Iktornowi.

Resztę nocy myślałem o Arwenie. Marzyłem o niej z całych sił, ale nie przychodziła. W końcu zrozumiałem, że to tylko aktorka z doklejonymi uszami. Liv Tyler – tak przeczytałem w napisach końcowych.

 

Co noc siadałem w fotelu ojca i oglądałem kolejne filmy: po Władcy Pierścieni był Harry Potter, potem Gwiezdne Wojny, a nawet bajki: Piotruś Pan, WALL-E – długo by wymieniać. Po seansie wracałem do łóżka i leżałem długie godziny z filmowymi obrazami przed oczami.

 

Pierwsze testy zdolności magicznych przeprowadzałem we własnym pokoju. Próbowałem wyczarować czekoladowe żaby, które widziałem w filmach o Harrym Potterze. Nie wszystko wyszło idealnie – kształtem przypominały karalucha, ale skakały równie daleko, co te na ekranie. Tłumiłem śmiech, próbując je złapać.

 

Księciunio zorientował się dopiero rok później, gdy w domu zobaczył Minionki. Zadawał pytania, próbował brać mnie pod włos, ale twardo zapewniałem, że nie mam z tym nic wspólnego.

Spoliczkował mnie.

Tłumiłem emocje dokładnie tak, jak mnie nauczyli.

Jednak tym razem miałem możliwości, by odpowiedzieć. Wieczorem zacząłem marzyć o Demogorgonie, pożerającym księciunia – dopiero co obejrzałem Stranger Things.

Potwór wybiegł przez drzwi razem z ościeżnicą, a ja pobiegłem za nim. Trasę do domu Iktorna znaczyły krwawe ślady i… ciała.

Miękłem z każdym metrem, przyspieszałem krok, który nie przypominał marszu żądnego zemsty bohatera, a stał się rozpaczliwym sprintem zagubionej sieroty.

Gdy wszedłem do domu Iktorna, Demogorgon podrygiwał w ostatnich konwulsjach, a księciunio siedział na kanapie i ciężko dychał.

W tamtym momencie przestałem postrzegać go, jako pierwszego lepszego mugola, a zobaczyłem czarodzieja, który stawił czoła wytworowi wyobraźni Sam-Wiesz-Kogo. Nie musiał mówić, kim jestem w tym starciu, wystarczyło, że popatrzył mi w oczy.

Na osmalonej twarzy błyszczały krople krwi, a postrzępione ubranie ledwie zasłaniało tors.

– Patrz! – zacharczał. – Nie, nie na to truchło! Idź na zewnątrz, zobacz tych ludzi!

Oczy zaszły mi łzami. Nie miałem ochoty wychodzić, ale Iktorn wypchnął mnie siłą.

Obiecałem sobie, że to wszystko zdarzyło się po raz ostatni.

 

Księciunio więcej nie przyszedł, choć mama kilkukrotnie wrzeszczała do telefonu coś o odpowiedzialności i seksie bez zabezpieczenia. Dzwoniła tylko po pijaku. Zresztą po masakrze rzadko trzeźwiała.

Ojciec wciąż siedział w swoim pokoju. Nie rozmawialiśmy od tamtego czasu i choć czułem, że mógłbym znów przyjść i oglądać kolejne filmy, nie miałem na to ochoty.

Zamknąłem się w swoim pokoju. Jadłem lembasy, a rozrywkę zawsze mogłem sobie wymarzyć.

Seks był na wyciągnięcie ręki, wystarczyło nadać mokrym snom nieco fantazyjnych cech, jak elfie uszy, trzeci cycek, albo druga głowa.

Wyobrażałem sobie pełne składników odżywczych narkotyki. Zawsze eko, bio i sugar free.

 

Tak to trwa do dziś.

Nawet teraz, tuż obok, śpi naga elfka, o niebieskiej skórze. Rano, gdy się obudzę, już jej nie będzie.

Znów zaczynam marzyć  o dragach.

Kupka białego proszku pojawia się na stole. Ciekawe, czy takie zdrowe też da się przedawkować?

Wciągam kreskę i znów patrzę na gołą elfkę. Mógłbym ją mieć na tysiąc sposobów, ale to byłaby tylko zwykła stymulacja, coś, co równie dobrze mogę zrobić sam. Potrafię wyczarować każdą dziwkę, ale nie potrafię wymarzyć kochającej mnie istoty.

Kładę się na niewielkim fragmencie łóżka, plecami do dziewczyny.

Płaczę, wspominając czasy sprzed pojawienia się smoka. Tęsknię do tej beztroski, ale też do przyszłości, która nie ma już prawa nadejść. Do żony, do własnego dziecka. Zasypiam.

 

Budzę się w zupełnie innym miejscu. Małżeńskie łóżko pachnie kwiatami, a bielutka pościel przyjemnie szeleści. Do pokoju wbiega chłopiec, robiąc zbyt dużo hałasu, siada w nogach łóżka i pilotem uruchamia telewizor. Głośniki ryczą wesołą melodię Looney Toons, a malec zacięcie wciska guzik zniżający głośność.

– Kochanie – mówi zaspana kobieta obok mnie. – Nie jest za wcześnie? – Odwraca się w moją stronę, nawet nie otwierając oczu. – Zrobisz mu śniadanie, Krzysiu? – mamrocze.

Patrzę na jej twarz. Ma w sobie coś z mamy i coś z Liv Tyler. Z Arweny. Ale jest tu i teraz.

Tak nierealnie.

Albo umarłem i trafiłem do nieba, albo zaraz się obudzę.

Koniec

Komentarze

W sumie opowieść pełna traumy;P

Czyta się nieźle, ale smok nie do końca mnie przekonał.

Masz dużo smakowitych pomysłów – jak reakcja rodziny na smoka, ale są potraktowane bardzo po łebkach.

Lożanka bezprenumeratowa

Mam wrażenie, że opowiadanie jest najlepiej napisane technicznie z tego trójstronnego pojedynku, ale nie przemawia do mnie ujęcie tematu. Nie wciągnęło mnie :-(

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Smutne, więc u mnie nie będzie pierwsze.

Ciekawa baśniowa oprawa, i bardzo ludzkie nadużycia. Podobało mi się. 

A do mnie, inaczej niż do Radka, ujęcie tematu przemówiło. Ciekawe opowiadanie, pełne popkultury, ale też bohatera zaserwowałeś ciekawego, to znaczy – z ciekawą umiejętnością. Trochę mi ten Stranger Things nie leży, bo ile Krzyś miał wtedy lat? Chyba nieco za młody, żeby oglądać ten serial, ale dobra, pewnie są dzieciaki, które oglądały. Czy ojciec celowo pokazał dziecku horror, w nadziei, że ten zapała pewnego dnia nienawiścią do żonojebcy Iktorna i spróbuje go zlikwidować? Bo jeśli tak, to tatuś też jest niezły psychol :)

Ostatnia scena to mocna kontra do tego, co pokazałeś chwilę wcześniej – złamanego człowieka, który może mieć wszytsko, nic nie musi, a marzy o czymś, czego jego moc dać mu nie potrafi. I nagle puf!, już potrafi. Dlaczego? Czyżby to pragnienie Krzysztofa ziściło się, bo dopiero co stało się szczere? Sama scena, z łóżkiem, żoną, dzieckiem, skojarzyła mi się z jednym z epizodów serialu “Legion”, w ktorym głowny bohater – potęzny mutant o wielokrotnej osobowości – doświadcza różnych ścieżek, którymi potoczyć się może jego życie. I tylko jedna z tych ścieżek pokazuje mu obraz, w którym jest naprawdę szczęśliwy i kochany, a ów obraz to właśnie David z żoną w białej pościeli, z uśmiechniętym dzieckiem wygłupiającym się z rodzicami.

Kliknę, mając nadzieję, że nie wrzuciłeś fragmentu reprezentatywnego, bo wiesz co będzie – pięć klików i Cię odanonimizuje :)

Known some call is air am

Niezły talent. Ciekawe, dlaczego wyprali dzieciakowi mózg. W końcu Iktorn jest czymś w rodzaju czarodzieja, co nie? Czy to tak jak u Pratchetta – czarodzieje nie powinni się rozmnażać?

Czytało się całkiem przyjemnie.

Babska logika rządzi!

Nie znam filmów ani postaci, których imiona Krzyś nadawał bohaterom opowiadania więc i nie wszystko do mnie dotarło, ale przyznaję, że chłopiec z ukrytym talentem przypadł mi do gustu.  

 

Po ogród­ku wiatr prze­ga­niał je­dy­nie li­ście.W ogród­ku wiatr prze­ga­niał je­dy­nie li­ście.

 

– Chodź tu – wska­zał scho­dek obok sie­bie.– Chodź tu.Wska­zał scho­dek obok sie­bie.

 

– Nie je­steś zwy­kłym chłop­cem, Krzy­siu. Masz tu po­tęż­ną moc – po­stu­kał pal­cem w moje czoło.– Nie je­steś zwy­kłym chłop­cem, Krzy­siu. Masz tu po­tęż­ną moc.Po­stu­kał pal­cem w moje czoło.

 

a po­strzę­pio­ne ubra­nia le­d­wie za­sła­nia­ły tors. → …a po­strzę­pio­ne ubra­nie le­d­wie za­sła­nia­ło tors.

Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach. Odzież, którą mamy na sobie to ubranie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Na pierwszy rzut oka to opowieść o chłopcu, który ma magiczne zdolności, ale jak się dokładniej popatrzy – mamy opowieść o rodzinnej tajemnicy, która doprowadziła do tragedii. Zdrada, która nagle wwychodzi na światło dzienne, gdy wszyscy widzą smoka w ogrodzie. Rywale, którzy dla dobra chłopca muszą współpracować. Zazdrość i chęć zemsty, które prowadzą do tego, że móż wyłamuje się z paktu. I na koniec tragedia i mnóstwo zabitych ludzi.

Dorośli byli zajęci swoimi gierkami, a zapłacił za to dzieciak i płacił bardzo długo. Zakończenie rozumiem w ten sposób, że Krzysztof zdołał się odbić od dna. Szkoda, że najpierw musiał na nie trafić. Mam nadzieję, że jego syn nie odziedziczył magicznych zdolności, a jeśli nawet to kochający rodzice poradzą sobie lepiej niż ci skłóceni.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Limity są straszne. Myślę, że mogłoby powstać z tego pełnokrwiste opowiadanie.

Gniecie mnie trochę zakończenie. Stało się coś, czego teoretycznie nie mógł sobie wyobrazić. I ok, albo doszło do jakiejś przemiany, ale na przykład rzeczywiście umarł. Nie twierdzę, że to wada, bo takie zawieszenie też bywa dobre, niemniej brakuje mi jakiejś podpowiedzi.

Całość, plagiatując nieco Anet: sympatyczne.

Smutne, ciekawe, lekko popkulturowe, doświadczenie wspólne, niestety, dla niezliczonej liczby ludzi-dzieci. Zastanawiałam się nad tym, czy aby nie za dużo pojedynczych elementów zawarłeś w opowiadanej historii?

Czemu o smoku było tak mało. :DDD (żartuję).

Słyszałeś może o bliźniaczkach? Ich ojciec pochodził z Barbadosu, był oficerem RAFu przerzucanym z jednej bazy wojskowej do kolejnej. Dzieci przestały się komunikować z dorosłymi, i właściwie z wszystkimi. Powstał reportaż Wallace (trudno czytalny), a Smoczyńska zrobiła o nich film „Silent twins”. Przypomniałam sobie pokój z plastikowymi workami wypełniony twórczością dziewczynek: powieści, teksty, rysunki, wyklejanki. Stworzyły alternatywne popkulturowe Stany Zjednoczone. Obraz tego pokoju nie chciał mnie opuścić podczas czytania Twojego opowiadania, Anonimie. :-)

 

Drobiazg, ktory mnie zatrzymał:

,Teraz zamknij oczy i wszyscy pójdziemy do góry

Jakiej góry? Chodzi o pokój na piętrze, tak? 

 

Skarżypytowałabym, ale nie chcę adanonimizować. Poczekam. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Mój faworyt. Wydaje mi się, że z całej trójki jest najbardziej ,,o czymś”. Widzę tu przede wszystkim smutną, a życiową historię o tłamszeniu potencjału dziecka, które prowadzi do ujawnienia się go w destrukcyjny sposób. Zasługuje na ,,pełny metraż”.

Wkurzyła mnie tylko jedna rzecz:

Wieczorem zacząłem marzyć o Demogorgonie, pożerającym księciunia – dopiero co obejrzałem Stranger Things.

Ekhem… Ja wiem, że dzieciaki znają tę maszkarę głównie stamtąd, ale moja pierwsza myśl brzmiała: ,,Przecież Demogorgon pojawił się w Stranger Things tylko dlatego, że najpierw pojawił się w D&D!!!” (czyż nie? poprawcie, jeśli się mylę).

 

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Akurat ja też Demogorgona kojarzę z dedeków, jako dwugłowego lorda demonów, który rządzi jedną z warstw Otchłani. A Stranger Things nie oglądałem, ale sobie wyguglałem tego serialowego Demogorgona.

Known some call is air am

Ech, a mnie się ta nazwa skojarzyła z grecką Gorgoną i pomyślałam, że to jakiś potworek z nią spokrewniony.

Babska logika rządzi!

Anonimie!

 

Faktycznie, bezwględny limit przeszkodził opowiadaniu. 

Ogólny zamysł spoko, aż zaskoczyło mnie w jaką stronę to poszło. Nie spodziewałem się takich mrocznych plot twistów, bo początek był w pewnym sensie absurdalny. 

Nawet nie w pewnym sensie, po prostu był absurdalny. Ale to nie żadna ujma.

Ogólnie mi się spodobało. Nie pobiegnę jeszcze do klikarni, bo widzę, że piórko-lożanie są gotowi dodać Ci nieco kliczków. Najwyżej potem wpadnę. ^^

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Witaj.

 

Piękna, wzruszająca opowieść. Bardzo żal mi głównego bohatera i mam nadzieję, że istnieje dla niego jeszcze trzecie wyjście – ani nie umarł, trafiając do nieba, ani też nie zasnął, aby obudzić się w codziennym koszmarze, lecz znalazł się nareszcie w równoległej rzeczywistości/innym wymiarze/innej czasoprzestrzeni, gdzie jest szczęśliwym mężem i ojcem, o czym zawsze marzył. 

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Dobrze widzieć Cię z powrotem, bruce. ^^

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

BarbarianCataphract, dziękuję i pozdrawiam. heart

 

Zapoznałam się z całą trojką opowieści i ta zdecydowanie jest dla mnie numerem jeden, choć pozostałe są również bardzo dobrze. Dopiszę jeszcze – podziękowania za ostrzeżenie o wulgaryzmach. :)

Pecunia non olet

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Tytuł mnie nie zaciekawił, szczerze mówiąc, ale zobaczymy jak się ma do całości opowiadania.

(Edycja: Hm, no można uznać, że pasuje, ale i tak nie przyciąga.)

 

Zaczyna się i już mamy smoka jako skrzyżowanie Tabalugi z Palpatinem, niezłe porównanie, nigdy bym chyba nie wpadła na coś takiego. :D

 

Zaczyna się sympatycznie, prosto i tak trochę humoru, trochę przewrotności, czyta się lekko.

 

Dość szybko wkracza jednak takie streszczeniowe opisywanie świata, w tak krótkiej formie nie przeszkadza mi jakoś bardzo, ale mimo wszystko wpływa na dynamikę tekstu. 

 

Na tym etapie zakazu bajek można też zorientować się, o co chodzi w tekście, więc to na pewno na minus, brakuje napięcia. Informacje, że nie może oglądać bajek od razu nasuwają skojarzenie, że to, o czym śni, materializuje się w rzeczywistości. 

 

Myślę, że mimo wszystko, chłopiec i tak miałby sny, nawet bez oglądania bajek mógłby tworzyć w głowie pewne nietypowe obrazy.

 

już lat? – ciągnął. – pięć?

Pięć?

 

Za szybko dzieje się akcja, chłopak ma 13 lat, a wciąż żyje odseparowany od rówieśników i przyjmuje to tak bez niczego?

Ojciec dopiero po tylu latach uznaje, że syn ma niesamowitą moc i postanawia ją uaktywnić? Hm…

 

Oo, „Władca Pierścieni”, właśnie kilka dni temu obejrzałam sobie jeszcze raz pierwszą część. :D Podoba mi się, że bohater nie może wyczarować Arweny, bo jest dla niego aktorką. Świetny pomysł.

 

Nawiązania do filmów nadają smaczków, zwłaszcza jak się zna produkcje, na szczęście to tak znane tytuły, że ciężko ich nie znać. :) 

 

W scenie z Demagorgogiem brakowało emocji – potwór zabił ludzi, bohater żałuje, a wszystko podane w formie streszczenia.

 

Smutne, że bohater skończył jak skończył – z narkotykami, nawet jak są sugar free. ;) Pojawia się nostalgia, przygnębienie. Wiem, że sporo ludzi nie lubi zmian klimatu i jak mają komedię to nie chcą dramatu, a jak dramat, to rażą ich komediowe wstawki. Ja jestem za różnorodnością – jak to w życiu. Czasami taki dziwny misz masz śmiechu i smutku dotyka nas samych. Wolę to niż schemat tylko-dramat czy tylko-komedia. Ten przeskok w nastroju bardzo mi się podobał.

 

Zakończenie mnie nie porwało, ale na plus to, że nie było całkiem przewidywalne. Jest otwarte, bo nie wiemy czy bohater ma tylko sen, czy może jego moc pozwoliła mu na stworzenie tej rzeczywistości? Lubię otwarte zakończenia. :) Podsumowując, ciekawy pomysł i czytało się bardzo dobrze, choć po drodze kilka rzeczy mnie raziło. ;)

Hmm… niewątpliwie szort jest o czymś, aczkolwiek nie do końca mnie porwało. Wolałabym pod koniec chyba wyraźniejsze zaznaczenie motywu narkotyków, albo odchył całkiem w stronę fantastyki – chociaż wiem, że pewnie jestem odosobniona w tej opinii :P Nie uwiódł mnie ten misz-masz, ale napisane, mimo kilku potknięć, nieźle. A i przy Minionkach się uśmiechnęłam.

Obstawiam, że autorem jest Krokus.

deviantart.com/sil-vah

Jak dla mnie za bardzo obyczajówka jak na fantastyczny pojedynek, bo wszystkie stworzenia to wytwory wyobraźni. Nieźle oddana ponura atmosfera domu. Raziły mnie wulgaryzmy kierowane do dziecka, bo mam wrażenie, że to jednak nie patologia.

http://altronapoleone.home.blog

Komentuję po lekturze całej trójki. 

Ten tekst kupił mnie przede wszystkim nastrojem u uczuciami, które wywołał. Reszta zeszła na dalszy plan, dzięki czemu nie mam się do czego przyczepić. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Interesujący szort. Miał bardzo mocne wejście, później też było ciekawie. Świetny pomysł na historię dziecka. Odrzucenie przez rodzinę i popadnięcie w narkotyki, dobrze wybrzmiało. Jednak moim zdaniem wszystko działo się trochę za szybko. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Przez cały czas trwania lektury odnosiłem wrażenie, że autor chciał przekazać dość ważne tematy. Wydaje mi się, że istnieje możliwość odczytania przekazu, pewnie każdy z nas ma jakąś intuicję i zna podobne sytuacje z życia. Jest kilka punktów, które wprawiają mnie w zakłopotanie:

 

Rozumiem, że tekst jest pomieszaniem fantazji z realnością. Jednak o ile moment z bramką jest ładnie zrobiony, to pojawiają się “patologiczne klisze”, takie oczywistości, które można by opisać jako “zbiór opisów zachowań niepożądanych w rodzinie, poziom podstawowy”:

Dzwoniła tylko po pijaku. Zresztą po masakrze rzadko trzeźwiała.

Ojca w domu prawie nie widywałem. Pracował całe dnie, a gdy wracał, zamykał się w pokoju, sam na sam z telewizorem. Mama do niego nie wchodziła. Spali osobno.

Te wszystkie opisy są bardziej kategoriami zachowań/sytuacji, a nie częścią fabuły czy narracji. Zawsze mi coś zgrzytało w takich opisach, a to po prostu pewne ogólniki, katalog możliwości, a nie przypadki konkretne.

 

W kontraście, dużo lepiej wygląda poniższy opis. On opowiada o tym co może być opisane jako picie czy brak kontaktu. Jest to “zagrane” przez postać, a nie podpisane dosłownie przez narratora:

 

Któregoś wieczora, gdy wrócił z pracy, bawiłem się w ogródku. Zobaczyłem zmagania ojca z furtką – szarpał ją, prychając i klnąc. Podszedłem i otworzyłem, bo chyba zapomniał, że należy nacisnąć klamkę. Spojrzał na mnie, na otwartą furtkę. Czknął. Czekałem w milczeniu.

 

Druga sprawa, to duża ilość dosłownie ujętych, powszechnie znanych, dzieł kultury. Mam wątpliwości, czy takie nadzianie tekstu znanymi odniesieniami jest dobre. Szczególnie, że nie wiem, czy bez nich tekst by się ostał. One chyba są niezbędne, więc to takie moje osobiste spostrzeżenie. Tekst z nich czerpie energię, którą przekazuje czytelnikowi.

 

 

Takie są moje dwie uwagi. Natomiast całość odbieram jako meandry młodego umysłu między realnością a fantazją, w którym to meandrowaniu wypadają marzenia. Czy jest szansa by je zachować? Jak dla mnie za dużo koksu popkultury w treści. Trochę na zasadzie dopingu niż wzbogacania czytelnika :). Tekst Koksiarz.

Miałem wczoraj tu skomentować, że to też moje, ale mi się nie chciało, więc komentuję teraz

Krokusie, ponurą w gruncie rzeczy historię tu wysmarowałeś. Dziecku przyszło słono zapłacić za nieodpowiedzialność najważniejszych w jego życiu dorosłych, a fantastyczne wytwory wyobraźni chłopca stanowią tylko przykrywkę dla znacznie smutniejszej opowieści. Bardzo podoba mi się to, jak podszedłeś do pojedynkowego tematu. Bardzo obyczajowo, ale w mojej opinii nie jest to wada. Czasem tylko wydawało mi się, że idziesz trochę na skróty, ale wymusił to bezlitosny limit i nie uderzało na tyle mocno, by odebrać satysfakcję z lektury :)

Spodobało mi się też zakończenie, które można interpretować wielorako. Czy bohater umarł – i dopiero wtedy jego marzenia mogły się ziścić? Czy narkotyki sugar-free da się jednak przedawkować? ;)

Pewnie nie byłbym obiektywny, ale gdyby przypadła mi rola głosującego w tym pojedynku, byłbyś u mnie na pierwszym miejscu.

Pozdrawiam i ruszam doklikać bibliotekę :)

Trochę mi się nie podoba narracja – chyba wyszła nieco rwana, głównie przez nawał historii, którą chcesz zmieścić w małym limicie:P

Zagłosowałem – powiedzmy, że historia, jako całość, wydała mi się najbardziej konsystentna:)

Слава Україні!

Pewnie nie byłbym obiektywny, ale gdyby przypadła mi rola głosującego w tym pojedynku, byłbyś u mnie na pierwszym miejscu.

patrzcie jaki lizus xD

Hej, ho! Czytelnicy!

 

Każdemu odpowiem z osobna, ale kilka osób pisało o zakończeniu. Celowo zostawiłem je otwarte, widzę że są różne interpretacje (z czego się cieszę!). Ja miałem na myśli trzy możliwości: umarł, jedynie mu się to przyśniło, albo… osiągnął już tak głębokie dno, że powrót stamtąd stał się niemożliwy. A skoro jest niemożliwy, to swoją mocą mógł sobie wyczarować świat, w którym wszystko jest ok. Z pewnością to dno nie jest dobrze pokazane, bo i limit, i skill trochę za niski :P

I jeszcze jedna rzecz mnie nurtuje. Sporo osób typowało mnie jako autora tego tekstu i zastanawia mnie dlaczego? Musi być w takim razie coś charakterystycznego w mojej pisaninie i zastanawia mnie co :)

 

Ambush, oj niestety poszło po łebkach, ze względu na limit :( no i fakt – sporo tu traumy :/

 

Radku, szkoda, że nie wciągnęło, a z ujęciem tematu faktycznie poszedłem trochę po bandzie, bo od snów poszedłem do marzeń, a skrzynką okazała się głowa :)

 

Misiu, no niestety smutne :(

 

Jolko, bardzo ludzkie niestety, ale to zatrważające jak często ludzie traktują ludzi nieludzko :/ cieszę się, że się podobało :)

 

OS, Krzysiu miał 15 lat w momencie masakry (6 lat gdy zobaczył smoka, 8 lat póżniej jest scena z furtką, rok później Iktorn zobaczył Minionki). Czy ojciec celowo puścił mu ST – trudno powiedzieć. Całe towarzystwo jest patologiczne, więc kto wie.

Moje wyjaśnienie zakończenia wrzuciłem na początku tego posta ^

Legionu nie oglądałem, ale tak właśnie widzę prawdziwe szczęście w życiu, nawet jeśli wkurzam się, że młody budzi mnie z samego rana ;)

 

Finklo, wyprali, gdy się zorientowali, że młody odziedziczył zdolność magiczną po Iktornie. Zamiast rozwijać i nauczyć żyć z tym talentem, chcieli wyprać młodego z dziecięcych fantazji i stworzyć do bólu racjonalnego człowieka. Niestety są rodzice, którzy tak robią nawet dzieciom bez talentów magicznych :(

 

Reg, cieszę się, że chłopiec się spodobał i tradycyjnie dzięki za łapankę!

 

Irko, tak, to bardziej opowieść o patologii względem dzieci – zamiast rozwijać talent i pomóc z nim żyć, podejmują próbę kompletnego stłamszenia Krzysia. To nigdy nie prowadzi do dobrych rezultatów.

Moje wyjaśnienia co do końcówki są na początku postu ^, ale cieszy mnie niezmiernie, że interpretujesz to inaczej. Oby Krzyś potrafił wyjść po za schemat, który zna ze swojej rodziny :)

 

MTF, moje wyjaśnienia co do końcówki są na początku postu ^. Tak limit zrobił swoje, ale też skill :P nie mniej jednak cieszę się, że wyszło sympatycznie :)

 

Asylum, no tak – trochę rzeczy się nazbierało, a jednak szort miał być szortem ;P obiecuję jeszcze kiedyś o smokach napisać, bo również je lubię ;)

O bliźniaczkach nie słyszałem, filmu nie widziałem, ale przeczytałem kilka słów na ten temat – to strasznie ciekawe, jak człowiek, nawet tak młody, potrafi się dostosować do warunków, i jaki obrót to może przybrać.

,Teraz zamknij oczy i wszyscy pójdziemy do góry

Jakiej góry? Chodzi o pokój na piętrze, tak? 

schowali się w piwnicy, więc wyszli na parter

 

SNDWLKR, dziękuję i tak – można to było puścić na dłuższą historię, choć ja bym chyba tego nie udźwignął umiejętnościami i przede wszystkim znajomością psychologii dzieci.

A o Demogorgona nie masz co się denerwować – Krzyś znał tylko tego z ST, a D&D to dla niego obca rzecz – jest odseparowany od innych dzieci od przedszkola, więc w jego świecie istnieje tylko Demogorgon z serialu ;)

 

BC, tak, rozpocząłem od absurdu, ale sama historia jest mroczna. Fajnie, że się spodobało ;)

 

Bruce, moje wytłumaczenie końca znajdziesz na początku tego posta – ta trzecie opcja jest tą, która mam nadzieję, że się wydarzyła :) No niestety – smutne, bo i dla wielu dzieciaków życie bywa smutne, przez takich rodziców.

 

Anet, witam nosicielkę radości! Dziękuję podwójnie :)

 

Ananke, zawsze kwestia gustu :) ja z tytułu jestem bardzo zadowolony, bo w kontekście wyraża niemal wszystko to, co chciałem powiedzieć.

Nie ma co ukrywać – streszczeń było dużo :P W zasadzie jest tu relatywnie mało scen, za to więcej krótkich informacji.

Myślę, że mimo wszystko, chłopiec i tak miałby sny, nawet bez oglądania bajek mógłby tworzyć w głowie pewne nietypowe obrazy.

to ciekawe – sam się zastanawiam, na ile można dziecko wyprać z wyobraźni. Choć patrząc po niektórych moich znajomych, to można mocno :P można też zaszczepić ludziom niechęć do wszystkiego co fantastyczne :(

Krzyś żyje odseparowany od 6 roku życia. Mamusia i Iktorn urządzili mu taki świat i po pewnym czasie przyjmował to już jako rzecz normalna. Tu niestety pokrywa się to z historiami wielu dzieci.

Ojciec dopiero po tylu latach uznaje, że syn ma niesamowitą moc i postanawia ją uaktywnić? Hm…

wiedział już od dnia, w którym pojawił się smok – wieczorem Iktorn, mama i ojciec długo rozmawiali, czyli wszystko zostało wyjaśnione, ustalono plan działania. Po tylu latach ojciec po prostu pękł.

Streszczenie niestety wkradło się w wiele miejsc, teraz jak na to patrzę, to mogłem wnioskować o rozszerzenie limitu :P

Cieszę się, że się spodobało, moja wizja zakończenia jest na początku postu, ale chciałem, żeby było to otwarte pod kątem interpretacji :)

 

Don Pedro Silvo, jak patrzę teraz na ten tekst, to faktycznie w końcówce więcej powinno być tego dna, na które bohater się stoczył. Dzięki za udział w pojedynku za komentarz :P cieszę się, że się uśmiechnęłaś :D ja z kolei zbierałem szczękę z podłogi, jak zobaczyłem Twoje komentarze pod tekstami :P

 

Drakaino, to prawda, że bliżej tekstowi do obyczajówki, niż fantastyki, ale brzytwę Lema dałbym radę przejść :P “ojciec” był pijany, stąd takie wypowiedzi, ale myślę, że rodzina była bardzo patologiczna, niekoniecznie w sensie robienia meliny w domu z chlaniem, ćpaniem itd.

 

Śniąca, bardzo mnie cieszy, że wciągnęło i wywołało uczucia :)

 

Młody pisarzu, cieszę się, że się podobało, ale faktycznie tekst gnał, a niektóre “sceny” ograniczyłem do 2-3 linijek :P

 

Vacter, w szorcie, który miał opowiedzieć bardziej rozbudowaną historię musiałem uciec do rozwiązań prostych, ale też uważam, że mają swoje uzasadnienie.

Scen faktycznie opisanych jest mało, skąd niektóre są bardzo wyłożone na tacy – jakiś kompromis musiałem wypracować :P

Historię osadziłem w naszych czasach i naszym świecie, więc czerpałem też z jego zawartości – stąd obecność popkultury :)

 

Morteciusie Don Pedro, dziękuję, za zawłaszczenie sobie mojego tekstu udział w pojedynku! Było mi niezmiernie miło potykać się ze Szpiegiem z Krainy Deszczowców!

 

Amonie, dzięki przede wszystkim za pojedynek! Zmobilizowałeś mnie do napisania (i skończenia!) tekstu, co ostatnio idzie mi jak po grudzie. Ja jakoś tak mam, że trochę w pisaniu ciągnie mnie w stronę obyczajówki, choć kompletnie nie przepadam za tego typu literaturą :P mogłem prosić o zwiększenie limitu, ale z drugiej strony wtedy nie obrodziłoby może tyloma czytelnikami ;)

Dzięki za miłe słowa!

 

Golodhu Golodohu Golodh, no sporo musiałem zmieścić, a limit cisnął ;) ale cieszą mnie Twoje wrażenia ;)

 

Dziękuję wszystkim za to, że zdecydowali się przeczytać i zagłosować! To był mega fajny pojedynek! :D

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Sporo osób typowało mnie jako autora tego tekstu i zastanawia mnie dlaczego?

Z Twoją sygnaturką lemoniadę z psów można spokojnie wykluczyć. I już zostają tylko dwa teksty do wyboru. Ten jest delikatniejszy, subtelniejszy, bardziej pasuje do Ciebie.

Babska logika rządzi!

Rozumiem, dziękuję, smutne teksty zawsze traktuję bardzo wyjątkowo. heart 

Gratuluję i pozdrawiam serdecznie, Krokusie

Co do typowania, zgadzam się z Finklą, ten tekst pasuje do Ciebie. smiley

Pecunia non olet

Co sprawiło, że typowałem Ciebie? Każdy gdzieś ma kogoś albo coś, a czasem to coś, co jest gdzieś przypomina to co jest gdzie indziej ;) I chodzi tutaj zarówno o nawiązania do popkultury, jak i rozwiązania fabularnie. Myślę, że nuff said i teraz już rozumiesz dlaczego typowałem Ciebie na autora tego tekstu.

Known some call is air am

Hej, 

Finklo, Bruce, OS – dzięki za wyjaśnienia – jeszcze 10 lat temu, jakby mi ktoś powiedział, że tekst delikatniejszy i subtelniejszy bardziej do mnie pasuje, to obudziłby we mnie wewnętrzne pokłady buntu :P a teraz jest mi w sumie miło ;)

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

A jak chcesz, to się buntuj i udowodnij, że nie mam racji. :-) Ale tekstu o udanym polowaniu na psy i tak byś nie napisał, prawda? Tak, podpuszczam Cię. :-)

Babska logika rządzi!

Ale tekstu o udanym polowaniu na psy i tak byś nie napisał, prawda?

Ej, no… jak możesz – co ja mam teraz zrobić?! indecision

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

A rób, co chcesz. Możesz wykazać się rozsądkiem i odpowiedzieć: “Oczywiście, że nie napiszę czegoś tak strasznego” albo odwagą/przekorą/szaleństwem i jednak napisać. :-)

Wybór należy do Ciebie i nie jest aż taki zły.

Babska logika rządzi!

Pozdrawiam również.

Oczywiście, to miało być tylko na plus – delikatny i subtelny, czyli świetny. smiley

Pecunia non olet

Jasne, że tytuł to kwestia gustu, po prostu mnie by nie przyciągnął ze względu na życzeniowość. Ale nie zmienia to faktu, że do opowiadania pasuje. :)

 

Hm, co do snów i wyobraźni, to chyba nie działa zawsze na zasadzie bajka-sen, bo dawniej nie było bajek, a same historie z ust do ust i ludzie też mieli sny, często bardzo intensywne. Dlatego się czepiłam. 

 

Co do ojca to trochę za mało było rozpisane to, że dopiero teraz pękł, dlaczego teraz, ale wiem, że to opowiadanie na pojedynek i ograniczały je znaki. :)

 

 

 

Jasne, że tytuł to kwestia gustu, po prostu mnie by nie przyciągnął ze względu na życzeniowość. Ale nie zmienia to faktu, że do opowiadania pasuje. :)

 

Hm, co do snów i wyobraźni, to chyba nie działa zawsze na zasadzie bajka-sen, bo dawniej nie było bajek, a same historie z ust do ust i ludzie też mieli sny, często bardzo intensywne. Dlatego się czepiłam. 

 

Co do ojca to trochę za mało było rozpisane to, że dopiero teraz pękł, dlaczego teraz, ale wiem, że to opowiadanie na pojedynek i ograniczały je znaki. :)

 

 

 

Nowa Fantastyka