- Opowiadanie: Travi - Ofiara z Izaaka

Ofiara z Izaaka

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Ofiara z Izaaka

Izaak był zawsze posłuszny. Dla rodziców stanowił cud zesłany przez Boga, jednak wychowali go surowo i odpowiedzialnie. Matka nigdy nie wyręczała go w przygotowywaniu śniadania, samodzielnie musiał ścielić swoje łóżko i nauczyć się obsługi pralki. Izaak był im jednak za to wdzięczny; mimo że wciąż był dzieckiem, czuł, że gdy nadejdzie czas dorosłości, gotowy będzie na wszystkie wyzwania codziennego życia. 

– Uwierz mi, synu – powtarzała mu matka, zerkając wymownie w stronę ojca – nic nie imponuje kobietom tak, jak umiejętność utrzymania wokół siebie porządku. 

 Izaak nie potrzebował jednak dodatkowej motywacji. Wiedział, że rodzice doceniają jego pracę, i było to jedyne, co się dla niego liczyło. Dlatego każdego dnia budził się o brzasku z nową siłą. 

Ten dzień miał być jednak inny, choć nic tego nie zapowiadało. 

Izaak wstał o poranku, ubrał się i nie budząc nikogo, zaczął przygotowywać sobie śniadanie. Prawdę mówiąc, miał ochotę na płatki z mlekiem, ale podgrzanie mleka w mikrofalówce narobiłoby zbyt wiele hałasu. Ograniczył się więc do kanapek. Zjadł je po cichu i ubrał się, po czym zapakował książki do plecaka. Miał już wychodzić, gdy zatrzymała go matka, która zdążyła się właśnie obudzić. 

– Powodzenia w szkole, synku. Jakieś trudne lekcje? 

– Nie, mamo, nic szczególnego. Mamy dzisiaj spotkanie koła szachowego, więc wrócę nieco później, dobrze? 

– Poczekam na ciebie z obiadem – uśmiechnęła się, mierzwiąc mu włosy. – No dobra, leć, bo się spóźnisz. 

– Dziękuję, paaaa. 

Lekcje zaczynały się od przyrody, czyli ulubionego przedmiotu Izaaka. Dużo radości dawało mu oglądanie obrazków z różnymi zwierzętami i roślinami. Ilekroć natknął się w podręczniku na ciekawie wyglądający gatunek, pokazywał go po powrocie do domu ojcu. 

– Tak, tak. – Abraham kiwał głową. – Niesamowite jest dzieło boskiego stworzenia. Zwierzęta oraz ludzie, którzy nimi dysponują. Oj tak, tak. 

Słysząc to, Izaak potakiwał zawsze zapalczywie, pragnąć pokazać, że podziela opinię ojca. Właśnie poszukiwał nowego okazu, który mógłby pokazać w domu, gdy przerwał mu głos nauczycielki, rozpoczynającej lekcje:

 – Dobrze, zacznijmy od oddania kartkówek. Nie najlepiej się sprawiliście, dużo słabych ocen i tylko jedna piątka, oczywiście Izaaka. 

Izaak uśmiechnął się, wiedząc, że rodzice będą zadowoleni. Lekcja minęła szybko, nauczycielka nie zadawała mu pytań, ani nie sprawdziła pracy domowej, zakładając, że jak zwykle wywiązał się ze swoich obowiązków. 

Gdy rozbrzmiał dzwonek, spakował się i wyszedł na korytarz, by zjeść drugie śniadanie. Nie wiedział jednak, że podczas posiłku usłyszy słowa, które przejdą wszelkie wyobrażenie. Zestawienie głosek, które zjeżyło jeszcze niedawno wytarmoszone przez mamę włosy oraz sprawiło, że kanapka z serem, pomidorem i sałatą zawisła w bezruchu w drodze do ust. 

Jego rówieśnicy z klasy śmiali się z papieża: 

– Jan Paweł II ukradł mi szlugi. 

– Jan Paweł II na zakup kremówek zaciągnął długi. 

– Jan Paweł to wadowicka bestia, jest to chyba jasna kwestia. 

 Izaak nie mógł siedzieć w miejscu, słuchając, jak chłopcy opowiadają podobne głupoty. 

– Co wy opowiadacie?! – zaprotestował, podbiegając do nich. – No i ja się pytam, ludzie, dumni wy jesteście z siebie? Zdajecie sobie sprawę z tego, co robicie? Macie w ogóle rozum i godność człowieka? 

W odpowiedzi koledzy zaczęli wymyślać kolejne, coraz bardziej absurdalne żarty, szkalujące postać wielkiego Polaka. 

– Przestań się ekscytować, Izaak. To tylko papież, a my jedynie się wygłupiamy – wyjaśnił jeden z nich.

– Wy chyba nie rozumiecie konsekwencji swoich działań. Papież to wszystko słyszy w niebie!

– Co ty, gadasz, Izaak. Spróbuj i zobaczysz, czy coś się stanie. 

– Chyba upadliście na głowę! Nie będę szkalował Jana Pawła, osoby tak ważnej i wielkiej. 

– Dlaczego? Bo twój fanatyczny ojciec się dowie? I co ci zrobi, da karę? 

– Ta, karę! Chyba na czytanie Biblii! – dorzucił jeden z chłopców, a reszta odpowiedziała mu śmiechem.

– Może i twoi rodzice przesadzają z religią, ale to nie znaczy, że ty też musisz być taki sztywny, Izaak. 

Tego było już zbyt wiele. 

– Odczepcie się od moich rodziców! Za kogo wy się uważacie?! I przestańcie obrażać papieża, bo jak nie… 

– Daj spokój, Izaak, nie denerwuj się na nich, to tylko głupie żarty. Zresztą w sumie mają rację, nic się by nie stało. Spowiadasz się co tydzień, chyba nie pójdziesz do piekła za jedną taką głupotę. 

O nie, to był głos Michaliny. 

Izaak odwrócił się, by spojrzeć w oblicze stojącej tuż obok dziewczyny. Tak, to z całą pewnością była Michalina. Izaak nigdy nie skalałby jej osoby poprzez pomylenie z jakimkolwiek innym bytem. Wiedział, że byłaby to hańba dla jej doskonałości, do której nikt nie był w stanie się choćby zbliżyć. 

– O, cz-cześć, Michalina. 

– Cześć, Izaak – odpowiedziała. – No dajesz, obraź papieża. To nic wielkiego – dodała, uśmiechając się. 

Ten uśmiech złamał w Izaaku wszelką wolę oporu. Podkochiwał się w Michalinie od dwóch lat, odkąd tylko poznał ją w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Nie mógł pozwolić, by zmarnować daną mu teraz szansę. Nie po to przez tyle czasu pielęgnował w sobie uczucie, rozmyślając każdego wieczora, co jej powie, gdy nadarzy się okazja, by porozmawiać po raz pierwszy. Teraz jednak słowa, które wyrażały całą jego młodzieńczą miłość, same nasunęły się mu na usta:

– Papież jest głupkiem – powiedział Izaak.

– Wow, mocne słowa Izaak – odpowiedziała mu ironicznie – ale myślę, że stać cię nawet na więcej. Dajesz, obraź go jeszcze raz. Jesteś w stanie to zrobić. 

Izaak zawahał się, zbierając myśli. W końcu coś przyszło mu do głowy, ale nie był pewien, czy zdoła zmusić ciało do wypowiedzenia słów podsuniętych mu przez umysł. 

– Jan papież watykański to w istocie sługa szatański – wydusił z siebie w końcu. 

W chwili, gdy wypowiedział ostatnie słowo, rozbrzmiał dzwonek, obwieszczający koniec przerwy. Każdy rozszedł się w swoją stronę, jakby cała ta sytuacja nigdy nie zaistniała. Również Izaak powlókł się w stronę sali lekcyjnej, wsłuchując się w drażniące uszy brzęczenie dzwonka szkolnego, który przywodził mu teraz skojarzenie z dzwonami sądu ostatecznego. 

Do końca dnia nie był w stanie skupić się podczas żadnej lekcji, na co jednak nikt nie zwrócił uwagi. Do domu wrócił pośpiesznie, pomijając nawet spotkanie swojego ulubionego koła szachowego. 

– O, cześć synku – przywitała go mama. – Wcześnie wróciłeś, nie ma jeszcze obiadu. Idź porozmawiać z tatą, mówił, że ma do ciebie jakąś ważną sprawę. 

Izaak zamarł w przerażeniu. Czy ojciec mógł się o wszystkim dowiedzieć? Jeśli tak, to przecież nigdy mu tego nie wybaczy. 

– Dobrze, mamo – powiedział jednak, próbując nie okazać roztrzęsienia, po czym udał się w stronę pokoju taty. 

Zapukał, tak jak zwykł to zawsze robić. Abraham nie lubił, gdy ktoś przeszkadzał mu w studiowaniu Biblii albo modlitwie. 

– Proszę wejść. – Zza drzwi dobył się głos ojca. 

– Cześć, tato – przywitał się Izaak, wchodząc do pokoju. 

– Usiądź, synu. – Abraham wskazał mu krzesło. – Posłuchaj, wiesz, że zawsze bardzo cię z mamą kochaliśmy. Byłeś dobrym synem, nigdy nas nie zawiodłeś. Niestety, rozmawiałem z Panem Bogiem i on mówi, że musimy cię zabić. 

– Och! – Izaak nie był w stanie wydusić z siebie nic więcej. 

– Nie bierz tego personalnie – ojciec poklepał go po plecach. – No, a teraz idź nacieszyć się ostatnimi chwilami życia, póki jeszcze możesz – dodał entuzjastycznym głosem. – Zabaw się, poczytaj Biblię, cokolwiek daje ci frajdę. Dam znać, jak przygotuję egzekucję. 

Izaak wrócił do pokoju i na wpół świadomy położył się na łóżku. 

– Co ja zrobiłem – wyszeptał do siebie. – Przepraszam papieżu, przepraszam Panie Boże. 

Wiedział, że Bóg widzi wszystko, a jego sprawiedliwość sięga wszystkich, ale nie spodziewał się, że sprawiedliwość ta jest aż tak surowa. Z tą myślą zapadł w niespokojny sen. 

Obudził się nad ranem, wyrwany z koszmarów przez głos stojącego nad nim ojca. 

– Wstawaj, Izaak, jedziemy w góry, żeby cię zabić – powiedział Abraham, ściągając z niego kołdrę. 

Izaak wstał, ubrał się i wraz z ojcem oraz matką zanieśli do samochodu wszystkie potrzebne rzeczy. 

– Wzięłaś jakieś kanapki na drogę? – Abraham zwrócił się do swojej żony, uruchamiając silnik. 

– Wzięłam, wzięłam. 

– A podpałkę, żebyśmy mieli jak stos ofiarny podpalić?

– Tak, to też. Wszystko wzięte. Zresztą w razie czego kupi się w jakimś sklepie po drodze. No a teraz jedźmy już, nie ma co zwlekać – dodała zniecierpliwionym tonem. – Chcemy ominąć godziny szczytu na drogach. 

Droga minęła im w ciszy. 

– No dobra, jesteśmy na miejscu – obwieścił w końcu ojciec. 

Wzięli się do rozpakowywania bagaży. Gdy już wszystko zostało wyjęte, zaczęli wspinać się na szczyt. 

– To jest góra Moria – opowiadał ojciec w drodze. – Zupełnie jak kopalnia krasnoludów we Władcy Pierścieni. 

Gdy już wspięli się na szczyt góry, której nazwa zainspirowana została wielkim dziełem Tolkiena, rozpoczęły się przygotowania. 

– Tutaj przygotuj stos ofiarny, jeśli mogę cię o to prosić synu – powiedział Abraham, wskazując punkt na ziemi. 

– Dobrze, tato. 

Gdy już wszystko było gotowe, głos zabrał Abraham: 

– Dobra, zrobimy tak. Izaak, położysz się na stosie. Utnę ci głowę – mówiąc to, demonstracyjnie wziął zamach piłą ogrodową, której zazwyczaj używali do ścinania gałęzi na działce – a potem spalę twoje ciało. Wszystko w imię Boga i ku Jego chwale. 

Izaak rozebrał się i wszedł na stos. Ojciec polał go jeszcze oliwą, żeby lepiej się palił i wszystko było już gotowe. Abraham stanął przy nim i uniósł piłę. 

Gdy Izaak widział, że jest już gotowy do zadania ciosu, zamknął oczy i otworzył usta, krzycząc: 

– PRZEPRASZAM, PANIE BOŻE. PRZEPRASZAM, ŻE OBRAŻAŁEM PAPIEŻA. MAM NADZIEJĘ, ŻE KIEDYŚ ZOSTANIE MI TO WYBACZONE. Z POKORĄ PRZYJMUJĘ SWOJĄ KARĘ!

– Dryń, dryń. Dryń, dryń. 

– Co jest? Kto teraz dzwoni? – zirytował się Abraham. – Zresztą nieważne, potem oddzwonię. 

– Lepiej odbierz teraz, to Pan Bóg dzwoni – powiedziała Sara, która mimo wszystko spojrzała na telefon męża. 

– A, jak Pan Bóg, to jasne. – Abraham podbiegł do żony i odebrał od niej telefon. – Halo, tutaj Abraham, słucham… O, dzień dobry, Panie Boże… Co? Jak to przerwać ofiarę?… Oszczędzić Izaaka? Przecież już wszystko przygotowane, jesteśmy na górze, stos ofiarny usypany. Izaak sam go przygotował, mówię, zuch chłopak mi się trafił. Na pewno jest bardzo dumny, że to on został wybrany, żeby go… Nie, nie, oczywiście, nie spieram się… No dobrze, oczywiście, to nie przeszkadzam. Miłego wieczoru życzę. 

Abraham odłożył telefon i rozejrzał się zdziwiony. 

– Dzisiaj jednak cię nie spalimy – zwrócił się do syna. – No dobra, znosimy to wszystko z powrotem do auta. 

W drodze na dół Abraham mamrotał coś o pieniądzach zmarnowanych na benzynę oraz o straconym dniu urlopu. Nagle jednak zwrócił się do syna: 

– Izaak, co ty tam w ogóle na stosie zacząłeś nagle coś krzyczeć o papieżu? 

– Ja… eee….

– Daj mu spokój – Sara nie dała synowi okazji do zabrania głosu. – Izaak miał dzisiaj wystarczająco dużo emocji, pewnie majaczył coś w stresie. W końcu nie codziennie spotyka kogoś taka łaska Boża, żeby to jego na ofiarę złożyć, zdecydowanie nie codziennie…

Abraham zmarszczył nieco brwi, ale nie kontynuował tematu. 

W końcu zeszli na dół, zapakowali wszystkie toboły do bagażnika i ruszyli w drogę powrotną. 

Siedząc na tylnym siedzeniu, przez całą drogę powrotną Izaak szeptał do siebie: 

– Wystarczyło przeprosić… Jedynie przeprosić… Bóg naprawdę jest sprawiedliwy, a jego łaska trwa na wieki… a papież jest super… 

 

Koniec

Komentarze

Hehehe… jeju jest w tym coś wybitnego. Jak zaczynałem czytać byłem pewny, że będzie to lektura bardzo niezręczna, a opowiadanie napisane przez człowieka bogobojnego, chcącego nawrócić nas wszystkich swoim drętwym stylem i ten styl było czuć! To był styl opowiadania z szóstej klasy! Jeśli zrobiłeś to celowo to chwała! A sądzę, że celowość w tym było, bo przeszło to potem w coś tak zabawnego, absurdalnego całkiem przyzwoicie zrobionego!

 

A samo przejście. Bardzo dobre przejście, nie wiadomo kiedy śmiejesz się z autora, a kiedy już z bohaterów.

 

Bardzo rozbawiło.

 

A i gdzieś tam ci nauczyciel zmienił płeć w trakcie lekcji, tak co do uwag (chyba, że to też było celowe…). Nie czytam raz jeszcze, bo pewnie zobaczyłbym więcej mankamentów, a bawiłem się dobrze i wrażenia sobie psuć nie chcę.

 

Ukłony

[...] chleb [...] ~ Honoriusz Balzac

Wielkie dzięki za przeczytanie! Miło słyszeć, że tekst się podobał. Zmiana płci niecelowa, więc już edytuję – celna uwaga! 

Travi, bardzo spodobał mi się pomysł na przedstawienie własnej wersji złożenia Izaaka w ofierze. A ponieważ przeniosłeś sprawę do czasów nam współczesnych, rzecz nabrała szczególnie osobliwego wydźwięku, a przy tym tchnęła takim absurdem, że palce lizać. Opowiadaniu dobrze zrobił także humor – nienachalny i w niezłym gatunku.

Chciałbym móc zgłosić Ofiarę z Izaaka do Biblioteki, jednak muszę się powstrzymać, bowiem usterki nie pozwalają mi na to. Daj znać, kiedy poprawisz tekst.

 

Matka nigdy nie wy­rę­cza­ła go z przy­og­to­wy­wa­niem śnia­da­nia… ―> Można wyręczyć kogoś w czymś, nie z czymś. Literówka.

Proponuję: Matka nigdy nie wy­rę­cza­ła go w przygotowywaniu/ przygotowaniu śnia­da­nia

 

sa­mo­dziel­nie mu­siał ście­lić po sobie łóżko i na­uczyć ob­słu­gi pral­ki. ―> Łóżko jest czyjeś, nie po kimś.

Proponuję: …sa­mo­dziel­nie mu­siał ście­lić swoje łóżko i na­uczyć się ob­słu­gi pral­ki.

 

gdy na­dej­dzie czas do­ro­sło­ści, go­to­wy bę­dzie na wszyst­kie wy­zwa­nia co­dzien­no­ści. ―> Czy to celowy rym?

 

– Po­wo­dze­nia w szko­le, synku. Ja­kieś cięż­kie lek­cje? ―> Ja­kieś trudne lek­cje?

 

prze­rwał mu głos na­uczy­ciel­ki, roz­po­czy­na­ją­ce­go lek­cje: ―> Jakiej płci była osoba ucząca biologii?

 

 – Do­brze – za­cznij­my od od­da­nia kar­kó­wek. ―> Kłopoty z zaopatrzeniem w mięso? A może tylko literówka…

 

kanapka z szynką i sałatą zawisła w bezruchu w drodze do ust. ―> Czy Izaak jadłby kanapkę z szynką?

 

pie­lę­gno­wał w sobie uczu­cie, wy­obra­ża­jąc sobie, co… ―> Czy oba zaimki są konieczne?

 

Oh – Izaak nie był w sta­nie… ―> Och! – Izaak nie był w sta­nie

 

Zabaw się, po­czy­taj Bi­blię, co­kol­wiek daje Ci fraj­dę. ―> Zabaw się, po­czy­taj Bi­blię, co­kol­wiek daje ci fraj­dę.

Zaimki piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Izaak wstał, ubrał się i wraz ojcem oraz matką… ―> Chyba miało być: Izaak wstał, ubrał się i wraz z ojcem oraz matką

 

Wzię­li się za roz­pa­ko­wy­wa­nie pa­kun­ków. ―> Nie brzmi to najlepiej.

Może: Wzię­li się do rozpakowywania bagaży.

 

Wszyst­ko w imię Boga i ku jego chwa­le. ―> Wszyst­ko w imię Boga i ku Jego chwa­le.

 

pew­nie coś ma­ja­czył od stre­su. ―> …pew­nie ma­ja­czył coś w stresie.

 

W końcu nie co­dzien­nie spo­ty­ka kogoś taka łaska boża… ―> W końcu nie co­dzien­nie spo­ty­ka kogoś taka łaska Boża

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy,

 

wielkie dzięki za przeczytanie oraz wytknięcie niedociągnięć. Wszystkie wskazane błędy poprawiłem. Mam nadzieję, że tekst nadaje się już do Biblioteki.

Bardzo proszę, Travi. Miło mi, że uznałeś uwagi za przydatne. ;)

Tak, teraz mogę zgłosić opowiadanie do Biblioteki. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć :)

 

Mnie niestety Twój tekst nie porwał. Nie znaczy to, że czytało się go źle, albo, że nie jest w porządku. Po prostu ja chyba nie jestem targetem tego typu opowieści :)

W Twoim opowiadaniu zawarłeś prostą, o wiele bardziej przystającą do współczesności puentę. Taką, która jest zgodna z naukami kościoła i jest przekazana w sposób łatwy i przystępny – wystarczy wyrazić szczerą skruchę, aby Bóg wybaczył przewiny. Bogobojność i karność Abrahama, gotowego do poświęcenia w imię boże swojego syna, przekułeś na bogobojność i żal za grzechy Izaaka, zamieniając przesłankę w postaci ślepego posłuszeństwa w coś bardziej lekkostrawnego i bliższego dzisiejszemu odbiorcy. To jest akurat atut tego tekstu.

Lecz, z drugiej strony, postawiłeś IMHO Boga w gorszej pozycji, bo jak inaczej odczytać rozkaz zaniechania ogromnej ofiary za niewielką przewinę, jeśli nie gniewem bożym ugłaskanym wiernopoddaństwem niedoszłej ofiary? Tym bardziej, że bluźnierstwo nie było szczere, a podyktowane dziecięcą miłostką i chęcią zaimponowania dziewczynie.

Nie wiem czy jasno się wyraziłem, ale właśnie to sprawia, że Twoje opowiadanie mnie nie przypadło do gustu. Ale nie zniechęcaj się, bo, jak widać, na razie jestem odosobniony w odczuciach względem tego tekstu :)

Reg już wypisała Ci usterki do poprawy, ja dorzucę jeszcze kilka, jeśli pozwolisz ;)

 

Lekcje zaczynały się od przyrody, czyli jednego z ulubionego przedmiotów Izaaka.

Przekreślone do usunięcia. Przedmiotu.

 

 – Dobrze – zacznijmy od oddania kartkówek. – Nie najlepiej się sprawiliście, dużo słabych ocen i tylko jedna piątka, oczywiście Izaaka. 

Dla mnie ten zapis wypowiedzi nauczycielki jest dość nieczytelny. Nie lepiej:

– Dobrze, zacznijmy od oddania kartkówek. Nie najlepiej się sprawiliście, dużo słabych ocen i tylko jedna piątka, oczywiście Izaaka. 

 

No i ja się pytam, ludzie, dumni wy jesteście z siebie? Zdajecie sobie sprawę z tego, co robicie. Macie w ogóle rozum i godność człowieka? 

Tutaj chyba zabrakło pytajnika na końcu drugiego zdania.

 

Teraz jednak słowa, które wyrażały całą jego młodzieńczą miłość, same nasunęły się mu na usta:

Tu nie jestem pewien, czy ta konstrukcja “nasunęły się na usta” jest poprawna. Reg, pomożesz?

 

Również Izaak powlókł się w stronę sali lekcyjnej, wsłuchując się drażniące uszy brzęczenie dzwonka szkolnego,

Tutaj zjadło “w” pomiędzy “się” a “drażniące”.

 

Ojciec polał go jeszcze oliwą, żeby lepiej się palił i wszystko było już gotowe. Ojciec stanął przy nim i uniósł piłę ogrodową. 

A tutaj powtórzenie i wystarczyłoby samą “piłą”, bo to, że jest to piła ogrodowa zaznaczyłeś chwilę wcześniej w tekście.

 

PS. Znasz tę piosenkę?

Łona – Rozmowa z Bogiem

 

Powinna Ci się spodobać :)

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Cześć Travi,

a mnie Twoje opowiadanie bardzo przypadło do gustu:-)

Ale też rozumiem Twój odbiór teksu, Outta, faktem jest, że poruszona tematyka może budzić nawet skrajne emocje.

Podoba mi się absurd, który jest najistotniejszy w Twoim opowiadaniu. Składanie kogokolwiek w ofierze Bogu, obojętnie za jakie przewinienie jest absurdalne. W ogóle pojęcie ofiary. Do tego przedstawiłeś bogobojną rodzinę, chłopca, który tak naprawdę nie wierzył w to co mówi, po prostu chciał przypodobać się dziewczynie.

Kolejny absurd to zamiar zabicia własnego dziecka, tylko dlatego, że Bóg sobie tego zażyczył. W dodatku ojciec w ogóle nie czuje żalu, buntu, godzi się na wszystko bez refleksji, nie próbuje go bronić. 

Travi, naprawdę fajny pomysł:-) no i to równie absurdalne zakończenie:-)  

polecam do biblioteki i pozdrawiam:-)

 

 

Outta, 

 

wielkie dzięki za lekturę. Szkoda, że tekst nie przypadł Ci do gustu, niemniej dobrze to rozumiem; opowiadanie jest przecież nieco osobliwe i liczyłem się z tym, że niektórych może zniechęcić. Wszystkie błędy poprawiłem, dziękuję za ich wytknięcie. A co do podesłanego utworu – to nie znałem, a szkoda, bo przy pierwszym odsłuchaniu bardzo mi przypadł do gustu. 

 

Pozdrawiam, 

Travi

Olciatka, 

 

bardzo miło mi słyszeć, że dobrze się bawiłaś w czasie lektury, bo przede wszystkim na walorze humorystycznym zależało mi w trakcie jego tworzenia. Tak jak celnie zauważyłaś, wyjściem do stworzenia tekstu było postrzeganie ofiarowania jako czegoś niezrozumiałego, często nawet dla osób mocno zakorzenionych w wierze. Stwierdziłem, że skoro nie jestem w stanie czegoś pojąć, to czemu by nie uczynić tego nawet bardziej absurdalnym? 

 

Pozdrawiam, 

Travi

Spoko, Travi. Są gusta i guściki :) I raz jeszcze powtórzę – ten tekst nie jest zły, to ja nie jestem odbiorcą docelowym. Z czego to wynika? Pewnie trochę ze światopoglądu, trochę z innego podejścia do humoru i absurdu, trochę z cholera wie czego ;)

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Chciałbym pochwalić przedstawienie sposobu myślenia młodego chłopaka – miało być absurdalnie, ale z mojego punktu widzenia, niektóre aspekty wypadły całkiem przekonująco. Przeczytałem twoje autorskie komentarze i choć podejrzewam, że w ocenie oryginalnej historii o ofiarowaniu Izaaka doszlibyśmy do innych konkluzji, szanuję środek wyrazu, który nie ucieka się do wulgaryzmów i mieści w ramach dobrego smaku.

Wiara, która ucieka od trudnych pytań i nie potrafi świadomie definiować swoich świętości, może być bardzo głęboka, ale z pewnością nie jest to jedyny sposób relacji z Bogiem w religiach abrahamicznych.  

Dodam od siebie ciekawostkę – wiecie, że muzułmanie opowiadają, że ofiarowanym synem nie był Izaak, lecz Izmael?

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Jest humor, jest absurd, ale jednocześnie poruszasz całkiem poważne problemy. Mnie się spodobał sposób, w jaki opisałeś coś tak abstrakcyjnego dla współczesnego człowieka, jak ofiara. Bezrefleksyjni rodzice, którzy uznają, że tak ma być i wybierają się na tę “ceremonię” jak na piknik.

– Wzięłaś jakieś kanapki na drogę? – Abraham zwrócił się do swojej żony, uruchamiając silnik. 

– Wzięłam, wzięłam. 

– A podpałkę, żebyśmy mieli, jak stos ofiarny podpalić?

– Tak, to też. Wszystko wzięte. Zresztą w razie czego kupi się w jakimś sklepie po drodze. No a teraz jedźmy już, nie ma co zwlekać – dodała zniecierpliwionym tonem. – Chcemy ominąć godziny szczytu na drogach.

To było naprawdę niezłe :)

Zakończenie też Ci wyszło, Bóg przebaczył Izaakowi, ale chłopak ni ma odwagi przyznać się ojcu do żartów z papieża. Czyli tatuś bardziej boski niż Bóg? ;)

Fajna lektura, parę razy mi się uśmiechnęło, ale jakoś tak gorzko.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka_Luz, 

 

cieszę się, że tekst przypadł Ci do gustu. Prawdę mówiąc ten fragment jest również moim ulubionym.

Ciekawe opowiadanie. 

Poruszyłeś trudną tematykę i wyszło nieźle. Nutka absurdu jest, ale nie aż tak gruba, by mnie to odrzuciło (nie lubię absurdu, nie, wolę prosto i jasno :P). Bardzo podobał mi się sposób przedstawienia głównego bohatera, dobrze opisałeś dziecięce emocje i zasady panujące w brutalnym świecie, który wszyscy znamy z podstawówki :P No i to zauroczenie Michaliną :D Miodzio :D

Bałam się ciągu dalszego, na szczęście telefon od Boga okazał się zbawienny, a Izaak uzyskał przebaczenie :D Irka napisała “Czyli tatuś bardziej boski niż Bóg? ;)” i tak, u małych dzieci podejrzewam, że tak właśnie może być, dlatego młody wyznał winy dopiero w ostateczności i to Bogu, a nie własnemu ojcu.

Na koniec muszę dodać, że opko zagrało na moich macierzyńskich strunach (ale ja się rozczulam nawet podczas oglądania co poniektórych reklam :P), więc udało Ci się pozostawić mnie wstrząśniętą i niezmieszaną. Ale gdybyś zdecydował się na inne rozwiązanie, to chyba nie byłabym zadowolona :D

 

Warsztatowo nieźle, gdzieś mi mignęły powtórzenia, ale jest ok.

Niezły absurd. Straszno i śmieszno wyglądają motywy żywcem przeniesione ze Starego Testamentu w nasze czasy. Czasami aż trudno uwierzyć, jak chore są te opowieści.

Babska logika rządzi!

Najgorsza ta zmarnowana benzyna. Dobrze, że chociaż w tamtych czasach było nieco taniej…

Ubawiłeś mnie i zaszokowałeś tymi woltami czasowymi.

Lożanka bezprenumeratowa

Chociaż nie jestem targetem takich tekstów, doceniam pomysł. Zręcznie poradziłeś sobie z przeniesieniem opowieści w teraźniejszość i rozwiązaniem, nikogo i niczego nie obrażając, chociaż mogą się tacy znaleźć.

Nowa Fantastyka