- Opowiadanie: Ikumi - Ze śmiercią mu do twarzy (1/2)

Ze śmiercią mu do twarzy (1/2)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Ze śmiercią mu do twarzy (1/2)

1.

 

Gorąca woda spływała stróżkami po jej plecach. Kucała w brodziku, mając przez powstającą parę problem z łapaniem oddechu. Niewielka była to niedogodność, nie musiała się obawiać, że straci przytomność.

Tak po prawdzie to można by rzec, że nie była przytomna już od dawna.

Nie otwierając oczu sięgnęła do kranu. Pociągnęła rączkę w prawą stronę, zamieniając wodę we wrzątek.

Włożyła jedną dłoń w drugą i zaczęła je ocierać o siebie, chcąc rozgrzać.

– Ciągle zimne, ciągle zimne… – syczała, spojrzawszy na swoje trupio blade ręce. Zdesperowana znów rzuciła się do natrysku.

To była już maksymalna temperatura. Dziewczyna poczuła, że czerwona obroża z magicznymi monetami kurczy się od gorąca. Włożyła pod nią palec, próbując poluzować.

Żałowała, że nie mogła jej zdjąć.

– Boże…

Upadła, robiąc łomot na całą łazienkę. Ukryła twarz w zimnych dłoniach, łkając.

– Chce tylko poczuć ciepło… – szeptała rwanym od płaczu głosem. – Chce rozgrzać ciało.

Ręce lepiły się do siebie. Przypomniała sobie, że od tamtego dnia zawsze płakała krwią. Myśl ta przy każdej dogodnej okazji o sobie przypominała.

Jedyne, co ją pocieszało to przekonanie, że zrobiła dobrze.

Wciąż pamiętała dzień, w którym zaciągnęła dług u Śmierci.

 

***

 

– Yuki, ale z ciebie idiotka… – mruknęła zniesmaczona licealistka. – Powinnaś zrozumieć już dawno, że nie masz u niego szans…

Niewysoka, czarnowłosa dziewczyna, w typowym japońskim mundurku pokiwała głową i poprawiła okulary. W ostatniej chwili odskoczyła od krawędzi drogi, uchroniwszy się w ten sposób od ochlapania wodą przez kierowce jadącego zawrotną prędkością.

– Jak jeździsz baranie!

– Ami-chan, spokojnie… – szepnęła Yuki, poprawiając spódniczkę. – Ludzie się patrzą…

– A niech się patrzą. – Uśmiechnęła się, układając swoje tlenione na brąz włosy i puszczając oczko do przyjaciółki. – Jest w końcu na co, no nie? Powinnaś przestać być taką skromnisią, bo żaden cię nie zechce, nie tylko Kenjo-kun. I trochę makijażu też by ci nie zaszkodziło.

Pewna siebie nastolatka stanęła nagle naprzeciw okularnicy, rozpinając jej kilka guzików przy koszuli.

– Co ty robisz? – krzyknęła rozbierana.

– Uwidaczniam twoje atuty dziewczyno! Masz cycki jak ta lala, a ukrywasz się z tym jak jakaś cnotka! Masz siedemnaście lat i nie masz faceta, chcesz zostać starą panną? Czy może już rodzina dla ciebie kogoś znalazła?

– O czym ty mówisz?… – zająknęła się Yuki.

– Oj, wszyscy przecież wiedzą, że twój ojciec to dyrektor firmy komputerowej. Nie próbowali ci wcisnąć aranżowanego ślubu?

Okularnica spuściła głowę, zawstydzona.

– Widzisz, tym bardziej musisz sobie znaleźć faceta! – Ami poklepała koleżankę po plecach. – Aby pewnego dnia porwał swoją ukochaną zamkniętą w wieży przez okrutnego ojca!

Filigranowa uśmiechnęła się nieznacznie. Na chwile między wracającymi do domów dziewczętami zapadła cisza, przerywana jedynie warkotem silników samochodowych jadących po mieście.

– Naprawdę myślisz Ami-chan, że nie mam u niego szans?… – spytała ponownie łamiącym się głosem okularnica.

– Naprawdę. Yuki, daj se z nim spokój, szkoda na niego twojego czasu.

Znów na chwilę zapadła cisza.

– Przyznaj – odezwała się w końcu mała. – Mówisz tak, ponieważ od kiedy dowiedziałaś się, że zależy mi na Kenjo-kun zalecasz się do niego… Ile już jesteście razem?

Ami zatrzymała się jak porażona. Jej choleryczna natura dała o sobie znać.

– Ach tak? – odezwała się słodkim głosem, jakby nigdy nic. – Skąd takie podejrzenia, Yukiko? Przecież wiesz, że nie zrobiłabym czegoś takiego przyjaciółce…

– Też tak myślałam. – mruknęła przyszła dziedziczka firmy komputerowej. – Ale Miya-chan mi powiedziała o tym, jak widziała was w centrum handlowym…

Ami uśmiechnęła się. O ile uśmiechem nazwać można było złośliwy grymas na jej twarzy. W końcu to jej sprawa z kim się umawia, tej całej Yuki nic do tego. Przyjaźniła się z nią jedynie po to, żeby zdać. Jeżeli rozniesie się ta cała historia, przestanie być najpopularniejszą dziewczyną w szkole. Musiała do tej małej cnotki przemówić tak, aby tamta faktycznie dała sobie spokój.

– Ależ kochana… – zaczęła spokojnie, dobierając ostrożnie słowa. – Ja i Kenjo-kun tylko się przyjaźnimy. To chyba nie jest problem, czyż nie?

– Oczywiście, że nie. – Licealistka uśmiechnęła się. – Skoro jest tak jak mówisz, to pewnie się ucieszysz, jak ci powiem, że powiedziałam Kenjo-kun o tym co do niego czuje. Umówiliśmy się dzisiaj do kina nawet, wiesz?

Oczy Ami, przerobione na europejską modłę były jeszcze większe niż zazwyczaj. Krew się w niej zagotowała, uderzyła do mózgu.

– Ty suko… – wymamrotała tak, że tylko czarnowłosa ją usłyszała. – Ty zdradliwa suko… Zabiję cię, wiesz?

Przerażona Yuki zrobiła krok w tył, nie do końca rozumiejąc, co się działo. Nim jednak zdążyła uciec, jej była przyjaciółka rzuciła się na nią z pięściami. Lecz ta nie oddała ani jednego ciosu, jedynie zepchnęła nastolatkę na ulicę.

Rozległ się niski dźwięk klaksonu nadjeżdżającej ciężarówki. I głuche łupnięcie ciała o karoserię. Wszystko wydarzyło się na tyle blisko chodnika, że Ami poczuła w ustach smak krwi. Dopiero wtedy do niej dotarło, co się stało.

Nikt nie zwrócił uwagi na stojącą niedaleko miejsca wypadku zszokowaną licealistkę, z rozmazanym przez krew makijażem. Kierowca furgonu zatrzymał się kilkanaście metrów dalej, ciągnąć za sobą zwłoki. Wszyscy biegli zobaczyć, co się stało i czy ofiara przeżyła.

Ami wiedziała, że ofiara była martwa.

– Boże, co ja zrobiłam… – szeptała beznamiętnie. – Co ja zrobiłam… Zabiłam ją… Ja ją…

Uniosła głowę i roześmiała się histerycznie. Nikt nie zwrócił na to uwagi.

– Zabiłam… – kontynuowała walkę z własnymi myślami. – Zabiłam tą małą sukę… Ja…

Poczuła, jakby ktoś uderzył ją w klatkę piersiową. Straciła na chwilę oddech, upadła.

– Jestem mordercą…

Myśli tłukły się wewnątrz jej czaszki, pragnąc uciec w pustkę, gdzie nikt ich nie znajdzie. Gdzie nikt nie znajdzie JEJ.

– Jestem mordercą… To ja powinnam umrzeć… – podłapawszy tą myśl niemal zapomniała o otaczającej ją rzeczywistości. – Zrobiłabym wszystko, żeby żyła…

– Wszystko? – Głęboki, męski głos przywołał ją do porządku. Lekko przestraszona podniosła głowę.

Przed nią stał wysoki, chudy mężczyzna. Odziany był w czerwoną pelerynę, tej samej barwy zwiewne spodnie i skórzane, ciężkie buty. Jego długie, złote włosy leżały w nieładzie, przypominając lwią grzywę. Jednak co innego zwróciło najsilniej uwagę nastolatki.

Twarz zasłaniała mu biała, lisia maska.

– Kim ty jesteś?…

– Kimś, kto może spełnić twoje życzenie, o ile gotowa jesteś zaciągnąć u mnie dług. Dług, który ciężko spłacić.

Zamilkł na chwilę.

– Ale dzięki niemu, ona będzie żyć. I ty w pewnym sensie też, chociaż dla tego świata przestaniesz istnieć. Będziesz istnieć tylko w moim świecie.

– Kim jesteś?…

Spod maski dobiegł chichot.

– Jestem Śmierć – rzekł, dobywając z pokrowca na plecach kosę z podwójnym ostrzem. Złapał dłoń Ami, żeby ją pocałować na przywitanie.

 

***

 

– Żyjesz ty tam? – W łazience huknęło echo znajomego głosu, na co dziewczyna poślizgnęła się, upadając plecami na dno brodzika. – No tak, głupie pytanie.

– Zamknij się Shi! – wrzasnęła w odpowiedzi, masując stłuczony tyłek.

– Wiesz, że nie lubię, jak mnie tak nazywasz. – syknął. – Pospiesz się mała, mamy robotę.

– Co tym razem?

– Samobójca.

– Pieprzone dzieciaki…

 

***

 

– Stary a głupi, kto by pomyślał – mruknęła do Śmierci, stojąc z nim w salonie i czekając, aż mężczyzna w średnim wieku, pijący kolejny kieliszek wina popełni samobójstwo. – Ja mam wrażenie, że skądś go znam… Oświecisz mnie?

Westchnął z rezygnacją, poprawiając pokrowiec na plecach.

– To pewien znany naukowiec. Udowodnił, że odpowiednia muzyka może uleczyć człowieka. Otworzył nawet własną klinikę…

– Ach tak, pamiętam! – krzyknęła Ami. Śmierć ucieszył się tylko ponuro, że nikt ich nie może teraz zobaczyć ani usłyszeć. – Pisali o nim w gazetach! Ale to dawno… Co się stało, że ktoś taki chce popełnić samobójstwo?

– Jego córka.

– Eee, nie rozumiem.

Miał szczerą ochotę ją palnąć. Albo chociaż zdjąć jej magiczną obrożę. Nie wchodziło to niestety w rachubę, musiał być nadzwyczaj cierpliwy.

– Ostatnio jego córka zapadła w niespodziewaną śpiączkę. Próbował początkowo sam ją leczyć… Jednak niestety dla niego, nie powiodło się a ona została zabrana do szpitala. On popadł w depresje i paranoje. Klinikę pozostawił samą sobie, uznając, iż skoro nie może pomóc własnej córce, to przegrał. Przed chwilą dostał informację, że córka umarła.

Kiwnęła głową, że rozumie. Spojrzał na nią zaskoczony. O nic nie spytała, ani o to, skąd to wszystko wie, ani czy mógłby temu zapobiec. Teraz to on nie rozumiał.

– Zadziwiasz mnie. – Podszedł do przyszłego samobójcy, sprawdzić z ciekawości, jaki rocznik pije. – W ogóle cię nie obchodzi, co on chce zrobić?

– A czemu miałoby mnie to obchodzić? – Dołączyła do niego i pociągnęła z butelki, kiedy lekarz-muzyk akurat spoglądał w drugą stronę. – Dobre… Nie, nie obchodzi mnie to. Mam własne problemy, jak spłacenie długu. Żeby spłacić dług muszę ci pomagać. Więc im więcej ludzi odwali kitę, tym lepiej, nie? To nie moja sprawa, kto chce się zabić, a kto wpadnie pod samochód.

– Dobrze gadasz… – mruknął Śmierć, spoglądając na zegar. Musiał przyznać, że zgadza się z młodą. Jednak coś mu nie bardzo pasowało.

Chyba chciał sprawić jej zawód. Albo popisać się, jaką ma moc.

– Zaraz wracam. – Zadecydował, poprawiając ciuchy. – Gdyby stary zmierzał powoli ku końcowi to krzycz, dobra? Zdążę przyjść.

– Ale gdzie ty leziesz? – Ami nie poznała jednak odpowiedzi, ponieważ tamten zniknął w ścianie. – No tak, świetnie! Zostaw mnie samą w towarzystwie umarlaka!

– Jeszcze żyje. – Usłyszała w głowię cichą myśl.

Nastolatka prychnęła i usiadła na podłodze, obok fotela naukowca. Podskakiwała nerwowo za każdym razem, kiedy westchnął, obawiając się, że gościu padnie jednak z przepicia i to w momencie, którego nie zauważy, co wściekłoby Śmierć.

Dusza istniała poza ciałem tylko przez kilka chwil, zależnie od siły i wytrzymałości właściciela. Ze stanu w jakim był mężczyzna wynikało, że będzie istnieć najwyżej kilka sekund.

Przez następne kilka minut Ami panikowała jeszcze wiele razy. Lecz największego szoku doznała, gdy rozległ się dzwonek telefonu, stojącego obok jej ucha. Przeszedł po niej dreszcz, gdyż miała pecha i nie zdążyła uciec: przyszły samobójca sięgnął po telefon przez jej głowę. Zaskoczony przyjrzał się miejscu, gdzie była głowa młodej, jednak nie miał prawa nic dostrzec.

– Słucham?… – z jego ust wydobył się pijacki bełkot. Ktoś w słuchawce mówił podnieconym głosem, jakby wygrał milion w loterii.

Tylko to niedoszły samobójca był zwycięzcą.

– Moja córka… – głos miał pełen niewiary. – Moja córka się obudziła? Żyje?!…

– Niech no diabli… – jęknęła licealistka. Pijaczek wstał z fotela i w podskokach poleciał do pianina, rzępolić coś w równie pijackim, co jego bieg, amoku. Zrezygnowana Ami podniosła się i wytknęła język do niedoszłej zwierzyny.

Zaraz potem w całej swojej okazałości pokazał się Śmierć.

– Sorry stary, nie tym razem. – Na twarz dziewczyny wystąpił złośliwy grymas. – Córeczka tatusia zmartwychwstała.

Usłyszawszy samą siebie zrobiła zdziwioną minę. Było oczywiste, że nie zmartwychwstała od tak, godzinę po tym, jak uznano ją za zmarłą.

– Podmieniłeś ją.

– Powiedzmy. – Spojrzał zniesmaczony określeniem na pomocnicę. – Byłem u niej wcześniej, więc jej dusza była na wierzchu, jeszcze niewymieszana. Niestety, pracownicy szpitala raczej nie będą szczęśliwi, jak za kilka dni pod podłogą w sali znajdą gnijące zwłoki pielęgniarki, która akurat się napatoczyła.

– Będą mieli o czym pisać w brukowcach. – zachichotała młoda. – Ale po co to zrobiłeś? Przecież tobie nic do tego.

– Nie, ale dzięki temu dłużej będziesz spłacać swój dług i dłużej będziesz mi towarzyszyć.

 

***

 

Śmierć siedział przy wiktoriańskim biurku. Jak co wieczór sprawdzał listę nadchodzących zgonów. Tym razem jednak licealistka przeczuwała, że stanie się coś ważnego. Zazwyczaj kartkę tylko przeglądał, o wszystkim zawsze pamiętał. Tego dnia coś przepisywał na czerwony pergamin, taki sam, na jakim był jego spis.

– Chodź tu młoda… – mruknął, skończywszy przepisywać i szukając czegoś po szufladach. Ami spojrzała na niego podejrzliwie, lecz podeszła.

– Mam dla ciebie prezencik, mała Shi. – powiedział to głosem wręcz podejrzanie ciepłym i miłym. Pociągnął pomocnicę za dłoń i podał jej coś ciężkiego.

Był to potężny, srebrny wisior w kształcie okrągłej, długiej tubki. Po dokładniejszym przyjrzeniu się mu, licealistka odkryła, że tuleja dała się u górnej podstawy odkręcić i służyła za pudełeczko. Masywny przedmiot był założony na równie topornym łańcuchu.

– Ja mam to nosić? To straszne bezguście.

– Nie marudź. To bardzo ważny przedmiot. – Podał jej czerwony pergamin, na który coś przepisywał. – To też ci się przyda.

– Nic tu nie widać. – stwierdziła nastolatka, po przyjrzeniu się kartce. – Papier toaletowy znajdę w łazience.

– Nie żartuj sobie, dobrze? Nie widać, bo Lista Śmierci uaktywni się dopiero podczas najbliższej pełni.

– Lista Śmierci?… Chyba nie chcesz powiedzieć…

Blady jak szkielet mężczyzna przysunął japonkę ku sobie.

– Do tej pory zawsze razem chodziliśmy na patrole. Pomyślałem sobie, że chyba pora, abyś się przydała na coś więcej, niż zwykły „przynieś, podaj, pozamiataj". Czyż nie tego pragniesz od jakiegoś czasu?

Oczy Ami aż zaiskrzyły z radości.

– No widzisz. Tak więc teraz, raz na jakiś czas będziemy się rozdzielać, dzięki czemu zbierzemy więcej dusz, hm? Będziesz mogła udowodnić, że się nadajesz na moją towarzyszkę.

Śmierć podszedł do jednej z szaf i wyciągnął z niej swoją kosę. Dziewczyna nie widywała jej za często, używana była tylko podczas walk z demonami.

– Widziałaś już wiele razy, jak łapałem dusze. Nie jest to trudne. Kiedy więc znajdziesz jakąś duszę, po prostu włóż ją do medalionu. Nawet najmniej trwała przetrwa w nim, póki nie wrócimy z patroli. A ja je wtedy po prostu przełożę do swojej kosy. Rozumiesz?

– Oczywista! – zakrzyknęła entuzjastycznie Ami.

– Tylko nie zgrywaj bohaterki. Jeżeli coś pójdzie nie tak, albo pokaże się jakiś demon, to krzycz. Staraj się też raczej ludziom nie pokazywać, mogliby dziwnie zareagować, jakbyś nie zwracając uwagi na trupa skakała nad nim, aby złapać duszę.

– Wiesz, nie jestem taka głupia, jak ci się wydaje.

– Wcale nie uważam cię za głupią! Martwię się…

– O mnie? – Nie ukrywała zaskoczenia.

– Oczywiście.

Uchylił maskę uśmiechając się uwodzicielsko i pocałował ją w policzek.

 

***

 

– Skacz! Skacz! Skacz! – skandował pijany tłum. Było to jedenaste piętro i komuś z towarzystwa zachciało się skakać na bungee z balkonu. Lina zrobiona została z prześcieradła i zakwalifikowana przez imprezowiczów za niezawodną.

– Myślisz, że długo będzie jeszcze się zastanawiał? – Ami zadzierała głowę, chłopak z przywiązaną szmatą do nóg wyglądał jak mrówka z takiej odległości.

– Prędzej zjedzie z barierki. – odpowiedział Śmierć. – Daje mu najwyżej trzy minuty. – Rozejrzał się wkoło. Nikogo teraz na ulicy nie było, miejscowość była niewielka i do tego późna godzina, mało kto teraz wychodził na spacer. – Polecałbym jednak stać się niewidzialnymi. Nie chciałbym pobrudzić ubrania jego mózgiem.

Jak zaproponował, tak zrobili. I faktycznie, nie minęły trzy minuty, a powietrze przeciął świst i głuche walnięcie o chodnik. Trup na miejscu, plama krwi szybko się poszerzała, prześcieradło przykryło łaskawie zwłoki. Śmierć podskoczyła do szybko znikającej duszy w ostatniej chwili.

– No to lecimy, nic tu po nas. – mruknął, sprawdzając kolejny przystanek.

– O kurwa! Pieter się nie rusza! – Rozległ się na całą okolicę krzyk. – Trzeba mu pomóc, biegniemy!

– Czekajcie, zjedziemy po piorunochronie, będzie szybciej! – odpowiedział inny pijacki bełkot.

– Albo wiesz co? – zawołał radośnie blondyn. – Poczekajmy jeszcze chwilę, hm?

– Spoko, zapowiada się niezła zabawa. – Ami wzruszyła ramionami. – Szkoda, że nie mam popcornu.

Podeszła do martwego ciała, podnosząc z ciekawości przykrywające je materiał. Cmoknęła i otrzęsła się teatralnie.

– Nawet ładny nie był. Dobrze zrobił.

 

***

 

Panna spoglądała na siedzącego w fotelu mężczyznę maślanym wzrokiem. Śmierć udawał, że tego nie dostrzega, przeglądając listę zgonów na tą noc. Zazwyczaj na nocne eskapady nie brał Ami, ona w przeciwieństwie do niego musiała jeszcze sypiać.

– Ile lat długu jeszcze zostało? – mruknęła nagle nastolatka, powstrzymując ziewnięcie.

– Znasz zasady.

– No i? – jęknęła niezadowolona. – Stary, ile można? Już sześć lat spłacam dług. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że się w ogóle nie starzeje, nadal jestem niepełnoletnia! Wrócę do świata ludzi i co? Piwa nawet nie wypiję legalnie!

– Dług będzie spłacony, kiedy na twoje miejsce znajdzie się ktoś inny, nie wcześniej. Przykro mi.

– Też mi coś. To czemu jak ja stawałam się twoją dłużniczką, to nikogo nie miałeś? Nie mów, że byłam pierwsza.

– Poprzedni mnie nie słuchał. Źle kończy się nie słuchanie mnie, lepiej zapamiętaj to. Źle kończy się również podważanie tego co mówię. Ale to ostatnie to już z moich rąk.

– Ojej, ale się boję Pana Poważnego. – roześmiała się, pokazując język. – To może za to zdejmiesz maskę?

Śmierć spojrzał na nią, podnosząc brew. Uśmiechnął się kącikiem ust. Zapomniał, że ona i tak tego nie widzi.

– Nie licz na to.

– Oj nie bądź taki… Nie możesz być przecież aż tak strasznie brzydki. Czy jesteś?

Tym razem nie mógł się powstrzymać i wybuchł szatańskim śmiechem, który dziewczynę zawsze przyprawiał o dreszcze. Lista zgonów mogła poczekać.

– Wiesz, nie o urodę tu chodzi, bo tej mi raczej nie brakuje. – Udał, że nie zauważył ironicznego uśmiechu Ami. – Tylko raczej o to, że mogłoby się to źle skończyć.

– Ach, jesteś aż tak porażająco piękny?

– Na pewno piękniejszy od ciebie. – Znów się zaśmiał, kiedy dostrzegł, jak licealistka się napusza. – Lecz gdybym zdjął maskę popadłabyś w obłęd…

Młoda przez chwilę wyraźnie walczyła sama z sobą. Nic to nie dało i tak zaczęła dziko chichotać.

– Dosyć! – Wrzasnął nagle Śmierć, przerażając młodą. Spojrzała na niego zaskoczona. Rzadko bywał tak poważny.

– To nie jest powód do śmiechu. – syczał wściekle. – Mówię całkiem serio! Dziwi się to, że spojrzenie Śmierci w oczy doprowadza człowieka do obłędu? A jak myślisz, skąd mam to mieszkanie?

– Nie wiem i chyba wolę nie wiedzieć – mruknęła podejrzliwie, wciskając się w fotel. – Ale przecież widzę twoje oczy, masz dziurki w masce…

– Trudno, żebym nie miał, wyobrażasz sobie Śmierć z psem przewodnikiem? Tu raczej nie chodzi o same oczy. Tylko o całokształt, całą twarz, rysy, mimikę. Przekleństwo zapisane na czole.

– Brzmi poważnie… – nastolatka przesunęła się do mężczyzny.

– Dziwi cię to? Dziwne dla ciebie jest to, że ktoś, kto zbiera ludzkie dusze, jest przeklęty? Muszę nosić maskę, bo nawet kiedy jestem niewidzialny, gdybym ją zdjął, ludzie zamienili by się w demony, czując moją obecność. Bo to właśnie sprawia moja twarz. Doprowadza ludzi do obłędu a dusze, takie jak ty zamienia w potwory. Wiesz dobrze jak one kończą… W sposób bolesny, z mojej własnej ręki. A raczej kosy.

– Wielu ludzi widziało cię bez maski?

– Wielu, nie tylko ludzi. Niewielu to przetrwało…

– Przetrwało?! – Ciekawość Ami sięgnęła szczytu.

– Cholera… Nie powinienem ci tego mówić… – mruknął z rezygnacją. – Tak, byli tacy, którzy przetrwali… A raczej: były. Ponieważ jedynie ktoś, kto mnie pokocha szczerze, może ujrzeć moją twarz i na tym nie ucierpieć. Wręcz zyskać, stając się nową Śmiercią.

– Nową Śmiercią?! – Oczy młodej rozjaśniały. Nie trudno było zgadnąć o czym myślała. Uśmiechnęła się od ucha do ucha. – To może jednak zdejmiesz maskę?

– Próbujesz udowodnić coś mi, czy sobie?

– A muszę cokolwiek udowadniać?

Na chwilę w salonie zapadła cisza. Złotowłosy podniósł głowę znad listy zgonów, którą zaraz miał wykonać.

– Strasznie chaotyczne to nasze życie, nie sądzisz? Warto byłoby się ustatkować.

 

***

 

Ami i Śmierć szli spokojnym krokiem przez opustoszały korytarz akademika. Z tego co mówił mężczyzna, mieli jeszcze trochę czasu. Doszedł jednak do wniosku, że przypadek jeżeli nie pouczający, to może być ciekawy. O każdym zbliżającym się zgonie wiedział już tydzień przed i miał całkowity wgląd w to, co się stanie. Dzięki temu mógł wybierać najbardziej dogodne sytuacje i ofiary.

Nie musieli długo szukać pokoju, w którym miało dojść do wypadku. Dość łatwo było odgadnąć, że grupa studentów stojąca przed jednymi z drzwi nie czekała tam po próżnicy. Licealistka przyjrzała się im dokładnie, zanim jeszcze do nich podeszli.

– Niezłe ciacha. – szepnęła, zapominając, że teraz i tak nikt poza szefem nie może jej usłyszeć.

– Uważaj, bo zrobię się zazdrosny – mruknął, wyraźnie również o tym nie pamiętając.

– Daj spokój, nie mają u mnie szans. Oni są ŻYWI. – Wykrzywiła twarz w udawanym obrzydzeniu.

– Nie wierzę, czasem udaje ci się powiedzieć coś mądrego!

Ami prychnęła obrażona, lecz zamilkła. Do jej uszu zaczęły dochodzić dźwięki z pokoju.

– Czy mi się zdaje, czy ja naprawdę to słyszę?

Złotowłosy wzruszył tylko ramionami i omijając młodziaków przy wejściu, przeniknął przez ścianę do następnego pomieszczenia. Nastolatka ruszyła za nim.

– Ale ciemnica… – syknęła z rezygnacją. – Zaraz w coś walnę, nie widzę niczego…

Zamilkła, kiedy zrozumiała, że to co słyszała było faktycznie tym, o czym pomyślała.

Jakiś mężczyzna ciężko dyszał. Bardziej zainteresowały ją jednak dziewczęce, nieprzerwane jęki, pełne entuzjazmu.

– Hahaha, przecież ona udaje i to tak nieudolnie… – zachichotała.

Śmierć palnął się otwartą ręką w okrytą maską twarz. Miał ochotę odszczekać to, co stwierdził o mądrych wypowiedziach towarzyszki.

Przez następne pięć minut czekali w ciemnościach, jakby czekali na cud. Ami przestała wierzyć w to, że faktycznie do czegoś tu dojdzie. Nagle jęki przerwał pisk kochanki i spazmatyczne stęknięcie studenta. Licealistka ziewnęła ze znudzenia.

– O kurwa! – krzyknęła, wyciągając to również z ust swego wierzyciela. Ktoś wszedł do pokoju i zapalił światło, oślepiając wszystkich w pomieszczeniu. Pannica, która niedawno piszczała z przyjemności, teraz robiła to ze strachu.

W lokum pojawili się ci, którzy do tej pory czekali na zewnątrz. Jeden z nich zrobił zdjęcie aparatem. Pomocniczka żniwiarza przetarła oczy, żeby móc się rozejrzeć.

Na łóżku leżała lekko przestraszona małolata. Wyglądała na młodszą od Ami, miała może z szesnaście lat. Jej twarz była okrągła i mało ciekawie. Pofarbowane na blond włosy wyglądały tandetnie. Wywnioskowawszy, że część ubrań leżąca na podłodze musi należeć do blondyny, japonka doszła do wniosku, iż pannica wyraźnie próbowała ubierać się w sposób powszechnie uznawany za modny – przynajmniej na wsi, bo wyszło to szesnastolatce nadzwyczaj licho i prostacko wyzywająco.

Brązowo włosy studenciak, leżący nad nią wyglądał na takiego, co raczej nie przejął się nagłymi odwiedzinami. Wyglądał na takiego, co sam je zorganizował. Wstał z łóżka i nie przysłaniając się niczym, usiadł ze złośliwym uśmiechem na pobliskim krześle.

– Tak to jest z kurwami, które idą do łóżka z kimś, kogo znają trzy dni, wiesz? – zarechotał triumfalnie.

Przyjaciele tamtego przyłączyli się do śmiechu. Przerażona i zaskoczona dziewczyna próbowała się schować w pościeli, lecz bezskutecznie, bo zaraz jej ją zabrano, aby porobić jeszcze kilka zdjęć.

– Co się taka wstydliwa zrobiłaś, co? Przecież ci na tym zależało, no nie? Lubisz przygody, co?

– Hahaha, niezła sukę zaliczyłeś stary. – krzyknął któryś radośnie.

– Zaraz, zaraz! – Blondyna się wyraźnie zbulwersowała. – Nikt mnie tu nie zaliczył!

– Nie no, oczywiście! A facetowi powiesz, że jesteś dziewicą. – Nawet Śmierć lekko zachichotał.

– Spierdalaj tak? Czujesz się dupku fajny? – Szesnastolatka broniła się w sposób co najmniej żałosny. Nie zwracając uwagi na złośliwe żarty pozbierała ubrania i podeszła do swojej torby, leżącej obok krzesła jej niedawnego kochanka. Przez dłuższą chwilę kucała, szukając czegoś, aby niespodziewanie zerwać się na nogi z nożem w ręku.

– Zdychaj dupku! – zasyczała, wbijając nóż po rękojeść w pierś nagiego.

Chłopak zacharczał, wypluwając krew z przebitego płuca. Nierozważnie wyjął ostrze z klatki piersiowej, zwiększając krwawienie. Zaraz zalał się cały szkarłatem.

– Sama się tego suko doprosiłaś… – wściekł się jeden z przyjaciół rannego.

– Wychodzimy. – rzekł w tym samym momencie Śmierć. – Tego nie powinnaś raczej widzieć.

Ami nie buntując się pozwoliła, żeby wyprowadzono ją z budynku. Dzisiejsza noc była niesamowicie malownicza.

– Musimy tu jeszcze poczekać, żebym mógł zebrać ich dusze.

– Jak to „ich"? – spytała zaskoczona. – Tego skurwysyna i kogo niby jeszcze? Laska dobrze zrobiła, swoją drogą.

– Właśnie jej duszę dziś zabiorę.

– Dlaczego? – zawołała zaskoczona japonka. – Co jej się niby stanie?

– Nic się jej nie stanie. To moja prywatna interwencja. Tylko dlatego umrze.

– Jak możesz! – krzyknęła zirytowana brunetka. – Niby co złego zrobiła, co? No może trochę przesadziła z nożem, ale gościu zasłużył sobie!

– Jesteś strasznie głupia. – Śmierć wyraźnie tracił cierpliwość. – Niewiele się od niej różnisz. Przyda ci się lekcja.

– Nienawidzę cię Shi!

– Ale ja ciebie kocham mała, wiesz?

 

***

 

– Proszę, pokaż swą twarz…

– Naciskasz młoda.

– Rzecz w tym, że już nie młoda… Starzeję się, chociaż tego po mnie nie widać. Starzeje się mój umysł. Zdejmij maskę.

– Po co?

– Dobrze wiesz po co.

– Aby stać się Śmiercią, co?

– Aby ujrzeć twarz tego, kogo pokochałam przez te lata.

– Też cię kocham, ale wiesz, że nie mogę ryzykować.

– Czego ryzykować?

– Utraty ciebie.

 

***

 

– Późno już… Nie chcesz spać? – Śmierć spojrzał na towarzyszkę. Stali na balkonie jednego z jego mieszkań. Był środek zimy, jednak nie czuli zimna. Tak jak i ciepła.

– Wiesz dobrze, że od dawna już nie muszę sypiać…

– To prawda. Szybko się przyzwyczaiłaś. To może być dla ciebie bardzo szkodliwe, kiedy już wrócisz do swojego świata…

Ami spojrzała na odzianego w czerwień z przerażeniem. Wyglądała, jakby miała się rozpłakać. Nie trzeba było na to długo czekać. Zaraz ubrudziła swój różowy żakiet wycierając rękawem rozmazany na twarzy tusz.

– O czym ty mówisz? Ja nie chce wracać! Nie chce wracać do tamtego świata! Tam już nie ma dla mnie miejsca. Jestem mordercą i…

– I twoje miejsce jest wśród innych morderców?

– Nie! Nie to chciałam powiedzieć… Ja…

Nie zdążyła dokończyć. Poczuła jak zanurza się w miękkie złoto włosów mężczyzny

Po raz pierwszy od dnia zaciągnięcia długu poczuła ciepło. Ciepło Śmierci. Miała wrażenie, że tonie.

– Jest tylko jedna metoda, abyś była ze mną. – Odsunął ją od siebie i spojrzał jej w oczy. Ami pierwszy raz w życiu je ujrzała. Były białe niczym śnieg, widać było jedynie malutkie, czarne źrenice. Coś ją ciągnęło do tych kropek, coś chciało, żeby w nich utonęła.

Nie poczuła nawet, kiedy wziął ją na ramiona i przeniósł do sypialni. Usiadł na łóżku, kładąc sobie dziewczynę na kolanach. Lisia maska bieliła się w ciemności niczym kość.

– Kocham Cię… – szepnęła. Nie była w stanie już niczego powiedzieć.

– Wiem. I zamierzam z tego skorzystać. – Ściszył głos tak, aby tego nie usłyszała.

– Co mówisz?…

Nie powiedział jednak już nic, sięgnął tylko prawą ręką na tył głowy, rozwiązać wstążkę trzymającą maskę. Gdy już poluzował węzeł powolnym ruchem ściągnął lisią twarz ze swojej twarzy.

W oczach dziewczyny w pierwszej chwili zabłysnął zachwyt. W następnej zachłysnęła się, zaczęła się dusić. Oczy wychodziły jej z orbit, nie mogła oderwać spojrzenia od swego ukochanego. Szarpała się i dłonią spiętą niczym ptasi szpon machała do mężczyzny, żeby jej pomógł.

Lecz był obojętny. Przyglądał się śmierci duszy nawet z lekkim zadowoleniem.

Ami zacharczała. Jej dłoń zaczęła się rozpływać, wyglądała jak unosząca się w powietrzu gęsta lawa. Nie było to przyjemne uczucie, jakby jej ciało się rozgotowało we wrzątku.

W tym samym momencie oczy Śmierci zrobiły się czerwone, świeciły w ciemności niczym latarnie. Uśmiech miał rządny krwi.

– Mam cię zdziro. – Potężny głos przetoczył się przez pomieszczenie.

Dziewczyna przestała się szarpać, jedynie łkała i płakała. Coraz mniej przypominała człowieka, powoli znikała, nie wiadomo gdzie.

Śmierć wyciągnął nad ciekłą masę dłoń. Rozbłysła własnym czerwonym blaskiem. Coś, co było kiedyś astralną częścią Ami znikało na wieki, przepadało, nie trafiając do żadnego innego świata i nie dając nastolatce szansy na przyszłe odrodzenie.

Ręka złotowłosego drżała, przejmując moc duszy młodej. Czuł, że z każdą kroplą staje się silniejszy.

– Oto siły kolejnej idiotki przysłużą się wzrostowi mojej potęgi. Nikt nie będzie mi już zagrożeniem, jak tak dalej pójdzie.

– Trzeba być głupcem, żeby się zakochać.

 

Koniec

Komentarze

"przyszły samobójca sięgnął po telefon przez jej głowę. Zaskoczony przyjrzał się miejscu, gdzie była głowa młodej, jednak nie miał prawa nic dostrzec."- wypadałoby sprecyzować. Przeszedł ręką przez jej głowę, lecz coś poczuł i zerknął zaskoczony, czy się odbił?
W zasadzie nie lubię takich japońskich klimatów- skośne oczy, śmierć jako młody mężczyzna ubrany na czerwono i mający kosę z podwójnym ostrzem na plecach. Po wspomnieniu o walce z demonami to w ogóle zdecydowałem, że na dzisiaj kończę. Ale nie zmienia to faktów- tekst jest napisany bardzo dobrze. Tak trzymać.
PS: Jutro doczytam i może jeszcze coś skrobnę.

Sprawę niewidzialności w pewnym sensie sprecyzowałam, ale w drugiej części. ^^ Jest tam napisane, że lekarz "przeszedł przez niego[Śmierć], jak przez hologram".
Japonka jest tylko w tej części i jest tu tylko dlatego, że tak to sobie obmyśliłam daaawno temu i tak jakoś zostało.:) A wiadomo: śmierć dotyczy całego świata. Stąd bohaterka 2. części: Gwen, pochodzi już skądinąd. ;) (Gwen to imię walijskie, ale myślałam o niej raczej jako o Angielce)
A Śmierć jest piękny i młody nie bez powodu-która zakochałaby się w starcu?;) A czerwień? „W czerwieni jestem bardziej seksy". ;)

Fajne opowiadanie, podobało mi się, zwłaszcza końcówka - bohaterki nie lubiłam i zastanawiałam się, czemu taka wredna dziewucha ma się ustatkować z takim fajnym Śmiercią, ale na szczęście zakończenie miło mnie zaskoczyło. Tylko przegadane, to 'zdziro' jest do niczego nie potrzebne, podobnie jak ostatnia wypowiedź. Z mniej miłych rzeczy - wypatrzyłam błędy ortograficzne: "stróżkami", "rządny". Nieładnie, nieładnie :P

Fajny pomysł, ciekawa fabuła, ale wykonanie… Zapis dialogów do remontu, interpunkcja, literówki…

Gorąca woda spływała stróżkami po jej plecach. Kucała

A woda nadal nie dosyć, że pilnuje, to jeszcze kuca.

Dziewczyna poczuła, że czerwona obroża z magicznymi monetami kurczy się od gorąca.

Hmmm. Wydawało mi się, że od gorąca to większość substancji się rozszerza.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka