- Opowiadanie: Szymon Teżewski - In vivo

In vivo

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

In vivo

Rebeka i Cyprian mieszkali w Centralnej Metropolii. Byli świetnymi konsumentami, a w swoich korporacjach zajmowali wysokie i odpowiedzialne stanowiska. Partnerstwo zawarli pięć lat temu i właśnie w tym roku Rebeka wkroczyła w wiek reprodukcyjny.

Udali się więc razem do natologa. W jasnym gabinecie siedział uśmiechnięty mężczyzna z wąsem. Ściany zdobiły zdjęcia zabawnie poubieranych noworodków. Jedno z nich było podpisane: „Benedykt Kreuz, finalista olimpiady fizycznej", inne natomiast „Wiktoria Kuczynski, rekordzistka świata w pływaniu stylem klasycznym".

– Witam państwa! – lekarz podniósł się energicznie z fotela. Zwrócił się do Rebeki: – To jest doskonały moment dla ciebie, Rebeko, widziałem już wyniki! Zdecydowaliście już, ile chcecie mieć dzieci? Według cenzusu możecie mieć nawet trójkę, a to się wyśmienicie składa!

– Wyśmienicie składa? – spytał niepewnie Cyprian. – Trójka to sporo…

– I sporo, i nie sporo – powiedział doktor. – Żebyście później nie żałowali, bo to przecież decyzja na całe życie. Mamy teraz taką promocję, że trzecie dziecko jest o połowę taniej. W razie czego to do trzeciego miesiąca można się rozmyślić i usunąć dowolną liczbę płodów.

Cyprian dziwnie się w tym momencie poczuł. To była przecież zupełnie standardowa rozmowa z natologiem, przez która przechodziła większość par, ale pewna myśl nie dawała mu spokoju. Nigdy o to nie spytał, więc postanowił zrobić to teraz.

– Doktorze – zaczął ostrożnie – mam takie pytanie. Jak się rozmnażano, powiedzmy, w średniowieczu? Czytałem ostatnio, że natologia powstała dopiero w XXI wieku.

Lekarz zdziwił się, ale najwidoczniej starał się tego po sobie nie okazywać. Złapał się za brodę i chwilę nad czymś rozmyślał. W końcu spojrzał Cyprianowi w oczy i odpowiedział:

– Widzisz… To kiedyś następowało podczas stosunku. Miało to tę wadę, że każdy pojedynczy stosunek mógł się skończyć poczęciem. Nie było też żadnej kontroli nad przyszłym potomstwem. Przez długie lata nawet płeć nie była znana aż do porodu.

Nastała niezręczna cisza, w której dało się słyszeć dźwięk klimatyzatora.

– To czemu już nie następuje? – spytał Cyprian po chwili.

– Musimy kontrolować narodziny. Rozumiesz. Często się kochacie?

– W poniedziałki, środy i soboty – odpowiedziała Rebeka bez cienia zażenowania. W końcu to zwykła ludzka sprawa.

– No właśnie. Z powodzeniem już mogłabyś mieć trójkę dzieci, i to w różnym wieku. A to dopiero początek!

– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – syknął Cyprian, któremu zaczynały puszczać nerwy.

– To dzięki codziennemu zestawowi lekarstw, które przyjmuje każdy obywatel. – powiedział lekarz, po czym zaczął przyglądać się Cyprianowi uważnie, jakby z niedowierzaniem. – Skąd w ogóle takie pytania? Wolałbym porozmawiać o waszych dzieciach. Co wy na dwóch chłopców i jedną dziewczynkę?

– Nie! – wykrzyknął Cyprian i wstał. – Nie będziemy wybierać, kim mają być w przyszłości! Pan się szczyci swoimi osiągnięciami? Olimpijka, członek misji kosmicznej?

– Uspokój się – powiedziała Rebeka, łapiąc go za dłoń. – Chyba chcesz, żeby nasze dziecko miało jakieś osiągnięcia…

– W dupie mam takie osiągnięcia! Wolałbym sam wybrać, a nie być przeznaczonym od urodzenia… Co tam od urodzenia! Przed poczęciem… na prawnika w korporacji. Też mi osiągnięcie!

Natolog uniósł ze wzburzenia brwi. Na skroni zaczęła mu pulsować żyłka.

– Proszę bardzo! Wyznajesz jakieś przestarzałe behawiorystyczne teorie! – krzyczał zdenerwowany doktor.

– A nie uważasz, że może one są słuszne? – wtrącił się Cyprian. Długo ostatnio rozmyślał nad tymi kwestiami. – Że może ta cała mistrzyni pływania nie różniła się niczym od innych dzieci, ale od małego była do tego trenowana? Że może to takie samospełniające się proroctwo?

– Bzdury. Natologia jest nauką! Jeżeli chcesz mieć dzieci, których nikt nigdy nie przyjmie do pracy, które nic w życiu nie osiągną… To jest wolny wybór. Proszę tylko potem pamiętać, czyja to była wina. Nie ich! O nie! Tylko i wyłącznie twoja.

 

***

 

Cyprian i Rebeka przestali przyjmować leki. Musieli też zmienić tryb życia. Zrezygnowali z pracy w swoich macierzystych korporacjach i przenieśli się w spokojniejszą okolicę – na wieś, gdzie życie toczyło się odrobinę wolniej niż w Metropoliach. Pracowali tam dużo poniżej swoich kwalifikacji. Cyprian był prawnikiem w firmie produkującej mleko dla Centralnej Metropolii, a Rebeka pracowała jako kierownik w firmie drobiarskiej.

Inaczej sobie wyobrażali wieś. Na obrazkach, które oglądali w szkole, zwierzęta biegały po trawie, a nie stały w ciasnych boksach. Na szczęście znaleźli kilka urokliwych miejsc, gdzie przechadzali się wieczorami. Były to głównie bagna i tereny, których nie opłacało się użytkować.

 

W końcu po roku od odłożenia leków Rebeka zaszła w ciążę. Zupełnie naturalnie, nawet bez farmakologicznej preselekcji płci, stosowanej w najbiedniejszych regionach świata. Przez moment chciała nawet urodzić dziecko bez cięcia, ale Cyprian, mimo poszukiwań, nie odnalazł lekarza, który by się tego podjął.

Przyjechała nawet ekipa telewizyjna, a Cypriana i Rebekę pokazywali we wszystkich światowych serwisach. Jakiś sieciowy tabloid okrasił zdjęcie ciężarnej Rebeki komentarzem: „Jej dziecko może być nawet seryjnym zabójcą".

 

***

 

W końcu mały Kamil przyszedł na świat w niewielkiej wiejskiej klinice. Wielka była radość rodziców. Cieszyli się z tego jakie miał oczy, włosy, nos. Wszystko było dla nich niespodzianką, niczego nie wybrali wcześniej.

Kamil był bardzo żywym dzieckiem, wszędzie było go pełno, wszystko go interesowało. Był całkiem dobrym uczniem i nieźle grał w piłkę. Niczego jednak nie robił wybitnie.

 

– Może pora, żeby się zdecydował na coś? – spytała pewnego wieczora Rebeka. – Ma już osiem lat.

– Ma dopiero osiem lat – odparł chłodno Cyprian. – W wieku ośmiu lat każdy chłopak chce być ratownikiem, albo kosmonautą. Nawet ten wybrany w klinice do zostania prawnikiem…

– Może masz rację – odpowiedziała Rebeka i wtuliła się mocniej w ramiona Cypriana. – Słabo pamiętam, ale coś mi świta, że chciałam być baletnicą.

– Baletnicą? – Uśmiechnął się mężczyzna.. – Przecież ty nie umiesz zupełnie tańczyć…

– Bo od małego ćwiczyłam „kontakty międzyludzkie", a nie baletowe figury! – żachnęła się. – Przecież mam idealną figurę!

– O tak! – zaśmiał się Cyprian. – Dla mnie wszystko masz idealne!

 

Kamil dorastał spokojnie na wsi. Jego wyjątkowość zaczynała dawać mu się we znaki. Chwytał się różnych zajęć, zapisywał do różnych kółek zainteresowań, ale po paru miesiącach zazwyczaj tracił zainteresowanie. Rodzice nie nalegali na nic, tak sobie postanowili, zanim przyszedł na świat. On sam miał wybrać.

Pewnego dnia Kamil zapytał ojca:

– Tato, kim ja będę?

– Możesz być kim tylko zechcesz!

– Tylko ja nie wiem kim chcę być…

– A kto ma wiedzieć? Wolałbyś, jak twoi koledzy, całe życie robić jedno?

– Chyba nie – zastanowił się chłopiec – ale wolałbym wiedzieć kim chcę być.

– Ty chciej kimś być, a nie wiedz… – odpowiedział ojciec cicho, jakby bardziej do siebie niż do syna. – Masz wybór, którego inni nie mają.

 

***

 

Kiedy już Kamil dorósł, dalej nie mógł się odnaleźć. Nie odkrył w sobie talentów, nie wiedział kim tak naprawdę jest.

Po uzyskaniu samodzielności skierował się prosto do Instytutu Genetycznego. Zrobiłby to wcześniej, ale wolał żeby rodzice się o niczym nie dowiedzieli. I tak był, w porównaniu z resztą, do niczego. Umiał wprawdzie robić wiele rzeczy, dużo więcej niż rówieśnicy, ale w niczym nie był doskonały.

– Słucham, czego chcesz? – spytała uprzejmie kobieta w informacji.

– Ja na badania genetyczne – odparł obojętnie Kamil. – Chciałbym dowiedzieć się kim jestem.

 

– Tato, zdecydowałem – powiedział Kamil od razu po przekroczeniu progu domu. – Będę osadnikiem na Marsie.

– Osadnikiem na Marsie? – zdziwił się Cyprian.

– Tak, byłem w Instytucie Genetycznym – powiedział nieśmiało. Od razu jednak, widząc minę ojca, dodał: – Nie badali mnie nawet. Powiedzieli, że brakuje do misji ludzi wszechstronnych, takich jak ja!

– Cieszę się – odpowiedział Cyprian ze łzami w oczach. – Nawet sobie nie wyobrażasz jak!

 

***

 

W ukrytym pod powierzchnią ziemi schronie siedziało wokół stołu czterech mężczyzn. Jeden z nich wyróżniał się, bo nosił biały lekarski kitel. On właśnie nerwowo przebierał nogami.

– Doktorze Tyler – powiedział nagle jeden z pozostałych mężczyzn. – Jak ma się program In vivo?

– Mamy już piętnastu – odpowiedział lekarz tonem, jakby wyuczył się tego wcześniej. – Są wszechstronni i doskonali do tej misji kolonizacyjnej.

– Właściwie to skąd się oni wzięli? – spytał inny.

 

– Odkryliśmy, że przy pewnym układzie genów, po podaniu specjalnego leku – powiedział dumnie doktor, najwyraźniej musiał mieć z tym coś wspólnego – kilka procent ludzi nie chce, żeby ich dzieci były predestynowane do czegokolwiek. Ich dzieci są wręcz stworzone do tej misji!

 

 

 

Częściowo w hołdzie opowiadaniom fantastycznym z Młodego Technika – pierwszej fantastyce, z która się zetknąłem.

 

Koniec

Komentarze

Sterowana spontaniczność, że tak to nazwę. Prawdopodobne, jak sądzę... Kiedyś może stać się prawdopodobne.

Nie wiadomo, kto postawił czwórkę. Mam nadzieję, że nie Autor, bo zadziałałby na własną szkodę.
Ja daję pięć punktów, głównie za pomysł. Gdyby wykonanie było "żywsze", nie przypominało na pół obojętnej relacji z jakichś wydarzeń, dorzuciłbym do szóstki.

Ładne, styl gładki, choć nie porywajacy. I przykre. Samospełniające się przeznaczenie.

Ja dałem czwórkę. Czwórkę, bo na piątkę za krótkie i zasadniczo oparte na schemacie zaskoczenia w ostatniej scenie, które ma zmienić spojrzenie na dotychczasową fabułę. Dobrze, że opowiadanie oparte jest na jakiejś myśli/idei/wizji - drobnej, ale jednak - bo tego tu ostatnio w ogóle nie widuję (wszędzie same "patrzcie, jaki zajebisty świat wymyśliłem!"...).  

Drobna myśl / idea / wizja? Mortycjanie, ja Cię lubię (chociaż nie wiem za co i zaocznie), ale przestanę, jeśli to jest drobiazg. Socjomanipulacja globalna drobiazgiem? Łoj...
Fakt, że wpisuje się w nurt krytyki podporządkowania globalnym korporacjom, ale to niczego nie umniejsza. W skali opowiadania --- na pewno nie.

@Adam

W skali opowiadania może nie, ale ja oceniam w skali świata... Temat wałkowany wiele razy, a powiewu oryginalności nie czuć - ale grunt, że jest coś z sensem, a nie głupie "siecz'i'rąb". No i technicznie styl Szymona się - przynajmniej w moim odczuciu - bardziej wyklarował.

Trochę gwoli wyjaśnienia. Pierwotnie opowiadanie kończyło się na:

- Ja na badania genetyczne - odparł obojętnie Kamil. - Chciałbym dowiedzieć się kim jestem.

Jednak, pod wpływem tego co mi się ostatnio zdarzyło, postanowiłem dodać taką właśnie, przestarzałą jak Młode Techniki po ojcu, puentę. Nie chodzi nawet właściwie o korporacje, psychomanipulacje, a prostą (też wielokrotnie wałkowaną i nie do końca oryginalną) myśl, że często "wyjście ze schematu" jest tylko przejściem do innego.

Co do "wyklarowania" stylu, to co miałeś na myśli Mortycjanie? Bo chyba nie do końca rozumiem ;)

Na pewno oceniasz w skali świata? Jeśli tak, to nie doceniasz skutków takiej manipulacji, która technicznie będzie możliwa. I której trzeba się bać.

Co do "wyklarowania" stylu, to co miałeś na myśli Mortycjanie? Bo chyba nie do końca rozumiem ;)

Twoje wcześniejsze opowiadania były takie jakby... chropowate. Niektóre zdania nie pasowały, były jakoś dziwnie połączone itp. (nie niepoprawnie, skąd! Tylko po prostu... dziwnie.) Jakby na obrazie psa dalmatyńczyka ktoś nagle poprawił mu parę plamek korektorem - niby kolor się zgadza, ale jakoś nie pasuje. To opowiadanie jest bardzo płynne, gładkie i w ogóle "stylowo w sam raz". 

 

@Adam

Nie doceniam? Ja mam po prostu ambicję tych czasów nie dożyć ;]

Biedna ta kobieta. On albo jest zirytowany, albo się wydziera. Chłopak wyrósł na niedorajdę, bo miał toksycznego ojca.

Podobało mi się, tylko bardzo wielka szkoda, że jest takie krótkie, że nie rozwinąłeś bardziej realiów tego świata. Że nie opisałeś go dokładniej, wplatając w to jakąś dłuższą historię...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

A więc w dzisiejszych czasach humaniści są niedorajdami :D Czego to się człowiek nie dowie...
Dobry pomysł i dobre wykonanie. Z przyjemnością stawiam czwórkę.

Bardzo dobre. Temat wprawdzie wielokrotnie omawiany, ale wykonanie podobało mi się.

Dobra. Daję 5. Dobry pomysł, dobre wykonanie, początek naprawdę porywający, końcówka... hm nie, nie słaba, nie rozczarowująca - ale czegoś w niej brakuje, jakoś rysu, czegoś emocjonalnego, mocnego jak cios pięścią w twarz.

byłem, czytałem (fantastykę w Młodych Technikach też :)).
pozdrawiam

Nie wyczerpuje tematu i choć jest napisane zgrabnie, zostawia niedosyt i kończy się ze zbyt dużym tempem. Ale podoba mi się konsekwencja oraz dobra obserwacja współczesnej tendencji do nadmiernej specjalizacji.

Dobre, bardzo dobre!

O, podobało się. Tekst nasunął skojarzenia z “Genomem” Łukianienki, tylko posuwasz się jeszcze dalej. Świat straszny i bardzo zakłamany.

Babska logika rządzi!

Bardzo zacny pomysł, ale mam wrażenie, że został podany w zbyt skondensowanej formie. Niby z opowiadania dowiedziałam się wszystkiego, ale to wszystko zostało jakby tylko zasygnalizowane, wręcz potraktowane po łebkach. A szkoda.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pomysł i jego przedstawienie bardzo mi się spodobało. Puenta naprawdę zaskakuje. Koniec końców wszystko potoczyło się tak, jak zaplanowano :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Przybyłem zwabiony i przeczytałem ;)

Rzeczywiście fajny tekścik i chociaż odkrywczości może w nim niewiele, napisany na tyle obrazowo, że do wyobraźni przemówił. Count lubi to.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Kto wie , może do tego dojdzie. Krótkie. Nie zabierze dużo czasu , a może pobudzi do myślenia

Początek tekstu był bardzo toporny, ale taki suchy styl nawet pasował do tematyki opowiadania. Od razu nasunęło się pytanie, skąd u Cypriana taka niezgoda wobec systemu, którego nawet nie rozumie, ale zakończenie to wyjaśniło. Przyzwoity szort.

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Witam.

Dobry szort, szkoda że nie opowiadanie. Genetyka jest młodą nauką, ale rozwija się prężnie. W świecie przedstawionym w tekście następuje postęp dzięki niej, ale też pewien regres. W dawnych czasach rodzice decydowali o życiu dzieci, kogo mają poślubić, kim zostaną. Dzisiaj młody człowiek ma więcej wolności. Taka przyszłość spowoduje to, że rodzice już przed urodzeniem dziecka decydują, jaki ma mieć zawód, nie jest napisane nic o wyborze partnera, chociaż, jeżeli dobrze pamiętam, bohaterowie opowiadania są oboje prawnikami. Nie chciałbym żyć w takim świecie.

Pozdrawiam, Feniks 103.

 

audaces fortuna iuvat

Nowa Fantastyka