- Opowiadanie: Agroeling - Księżycowe obłoki

Księżycowe obłoki

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Księżycowe obłoki

 

Over The Nightsky

Sail Ship Of Luna

Taking The Spirits

Into The New Day

THERION

 

 

1. Maknos

Nad martwą, usłaną kamieniami i niewielkimi odłamkami skał powierzchnią Księżyca sterczała smukła wieża. Miała tylko jednego mieszkańca. Maknos, siedząc w ulubionym fotelu przed panoramicznym oknem, zazwyczaj dumał, rozpamiętywał swoje nieudane życie i oddawał się marzeniom. Bo i cóż innego mu pozostawało? Wystarczyło spojrzeć przez okno – widok skalistej pustyni i bezmiaru kosmosu sprawiał, że dusza momentalnie nasiąkała melancholią, a samotność zaczynała doskwierać, wręcz boleć. Nic więc dziwnego, że Maknos, przygnębiony i zatrwożony brakiem jakichkolwiek perspektyw na przyszłość, snuł marzenia o wielkiej miłości.

Wieża stała na pustkowiu.

Maknosowi towarzystwa dotrzymywały jedynie gwiazdy. Były starsze od niego i wiedziały to, czego on ledwie się domyślał. Że każdy umiera w samotności.

Maknos sam chciał decydować o swoim losie. Postanowił żyć z dala od cywilizacji, współbratymców i ich obmierzłych obyczajów, dlatego uciekł na Księżyc. Opuścił ojczystą planetę Nakinda, bo nie zamierzał więcej oddawać się feerycznym zabawom w nano-świecie, uczestniczyć w wyuzdanym cyber-trans karnawale ani śnić zaprogramowanych snów.

Był nieuleczalnym anachronikiem. Mizantropem, zgorzkniałym reakcjonistą, żywą skamieliną. Czuł się dobrze w krainie własnej wyobraźni.

 

2. Elina

Chociaż była ładną dziewczyną, nie znalazła jeszcze swej wielkiej miłości. Wcale jej zresztą nie szukała. Lubiła koncerty, wystawy, rysowanie, a nawet naukę. Ukojenia duszy doznawała, wędrując odludnymi, górskimi szlakami. Studiowała religioznawstwo, ale jej prawdziwą pasją było malarstwo. Koleżanki z uczelni uważały ją za dziwaczkę, bo w ogóle nie interesowała się chłopakami. Była jakaś niedzisiejsza. Na imprezach i dyskotekach czuła się źle, drażnił ją dym papierosowy, nie piła alkoholu ani nie ćpała. Mieszkała z matką.

Po zajęciach szła prosto do domu, nastawiała ulubioną muzykę i zmęczona padała na wersalkę. Czasem coś rysowała. Tworząc była kapryśną boginią, pakującą swych komiksowych bohaterów w nielichą kabałę. Tak się odgrywała za swoje niepowodzenia, wszystkie smutki i całe zło świata.

Sobotni wieczór. Nie dla niej szalone wypady do miasta, by weekend spędzić w pubach czy nocnych klubach. Elina, błogo rozciągnięta na kanapie, słuchała muzyki. Za przymkniętymi powiekami pojawiły się obrazy. Natychmiast pochwyciła szkicownik. Ręka ledwie nadążała za ulotną wizją. Gdy skończyła, wyrwała kartkę z bloku i przyjrzała się jej uważnie.

Umarłe, księżycowe miasto. Ruiny, kamienie, pył. Rysunek przesycony był aurą tajemniczości i nieuchwytnej grozy. Cóż, nie na darmo zawsze fascynowali ją Goya i Kubin. Ale podskórnie wyczuwała, że jest w tym coś więcej, czego do końca nie rozumiała.

 

3. Maknos

Słyszał muzykę sfer. Dobiegała z kosmicznej bezdni, kołysała mgławicami, obracała nieskończoną ilością planet. Jego wieża była anteną, odbierającą najmniejsze drgnienia Wszechświata, on zaś wyławiał z tego co smakowitsze kąski. Obserwował kokony gwiezdnych pyłów, tryskające materią dżety, ekscytował się wybuchającymi supernowymi, z lekkim znudzeniem śledził lot komet.

Nie tęsknił za swoją planetą. Nie chciał mieszkać w jednym z gargantuicznych miast o tysiącu wielokilometrowych iglic ani na co dzień oglądać swoich ziomków. Żywił dla nich litość wymieszaną z pogardą. Mieli każdą rzecz na wyciągnięcie ręki, więc brali to, czego pragnęli, natomiast marzenia i uczucia uznawali za balast, który niepotrzebnie obciążał ich dusze. Podobny los spotkał Boga, kosmos i gwiazdy. Nie interesowali się również obcymi cywilizacjami. Wielkie zagadki bytu straciły moc przyciągania. Maknos nigdy nie potrafił tego zrozumieć, on sam kochał mrok i tajemnice.

Miał do swojej dyspozycji stateczek o niewielkim zasięgu. Nadał mu nazwę "Księżycowy Obłok". Aby rozproszyć ustawicznie trapiący go smutek, wsiadał do niego i, dając się ponieść brawurze, szaleńczo lawirował między księżycowymi, oreidowymi obłokami. Bardzo jednak uważał, by nie przelatywać ich na wskroś, gdyż wiązało się to z poważnym niebezpieczeństwem.

W obłokach gnieździły się gwale.

 

4. Elina

Wróciła z zajęć zmęczona i poirytowana. Wczoraj odpuściła sobie kolejną studencką imprezę, przez co nie tylko nie nawiązała żadnych nowych znajomości, ale i nie podtrzymywała dawnych. Powoli odsuwała się od ludzi, a oni to zauważali. Jeszcze trochę, a zaczną ją otwarcie obgadywać i wytykać palcami, czego nie znosiła. Cóż jednak miała począć, kiedy wśród roześmianych koleżanek i kolegów czuła się nieswojo, a na zakrapianych alkoholem nasiadówkach chowała się w kącie niby osaczone zwierzątko.

Dopiero zamykając się w swoim pokoiku, dobywała z siebie westchnienie ulgi. Tu był jej azyl. Ułożywszy się na kanapie, przymknęła oczy, chcąc powściągnąć rozbrykane myśli. Ale żeby się zupełnie odprężyć, potrzebowała czegoś, co by wymiotło z niej wszystkie nagromadzone w ciągu dnia toksyny. Potrzebowała czadowej muzyki. Przypomniała sobie o ostatnio kupionej płycie, której jeszcze nie zdążyła przesłuchać. Odszukała ją teraz i wrzuciła do odtwarzacza. Głośniki rozbrzmiały potężną partią chóru, po chwili dołączyły wiolonczela i obój, a na końcu gitara rytmiczna. Uwielbiała ten zespół. Kiedy wysłuchała utworu "Ship Of Luna", poczuła coś dziwnego, jak gdyby przeniosła się w inne miejsce.

Noc. Elina sama na pustyni. Wszędzie piasek i zwietrzałe skały. Odruchowo zadarła głowę. Na czarnym niebie ujrzała bezlik jasno świecących gwiazd, wśród których nie mogła rozpoznać ani jednej konstelacji.

Zamrugała. Leżała na kanapie i wpatrywała się w obity skórą zegar, wiszący na ścianie. Nie chodził, choć niedawno wsadziła do niego nową bateryjkę. Pospiesznie sięgnęła po szkicownik, nie chcąc stracić ulotnego czaru halucynacji. Pierwszy rysunek powstał szybko. Był to martwy, księżycowy pejzaż. W następnych rysunkach Elina zmieniała perspektywę, niekiedy tylko dodając jakiś element: krater, majaczący w oddali masyw górski, gardziel wąwozu czy zwalony, na wpół zagrzebany w piasku obelisk.

Rysowała jak natchniona, powoli jednak ogarniało ją znużenie. Ale zanim zamknęły jej się powieki, a szkicownik wypadł z rąk, zdołała ukończyć ostatni rysunek.

 

5. Maknos

Nigdy nie nudziło go spoglądanie na żeglujące po księżycowym niebie obłoki. Płynęły w niezmierzoną dal i … znikały, by znów pojawić się w innym miejscu. Nikt nie miał pewności, czy były to te same obłoki, podobnie jak nikt nie wiedział, co robiły tkwiące w ich środku gwale. Kiedyś często przylatywali z Nakindy żądni sławy badacze, zamierzający raz na zawsze rozwiązać zagadkę obłoków i ich lokatorów. Jednakże prędzej czy później ci odważni pionierzy, których serca były jeszcze przepełnione duchem przygody, również znikali.

Któż to wie, co spotykało tych śmiałków. Maknos wierzył, że zdołali dotrzeć do nieznanego, pełnego cudów świata i że nie poświęcili się na darmo.

Albowiem każdego czekały samotność, śmierć i mrok zapomnienia. Iluzje i nicość. I tylko niektórym pozostawały przywracające nadzieję sny i marzenia. Więc Maknos śnił.

 

6. Elina

Rysunek Eliny.

Nocne niebo rozjarzone gwiazdami. Skalista równina, przecięta czarnym zygzakiem otchłannej rozpadliny, nad którą sterczał gigantyczny badyl, zwieńczony okazałą makówką. Była to stara posępna wieża, targana księżycowymi burzami. W rozświetlonej makówce ktoś czuwał. Kto? Może gwiezdny latarnik, usiłujący wyłowić z odmętów kosmosu zabłąkane, miotane rozpaczą dusze?

 

7. Maknos

Sen Maknosa.

Olbrzymi, warowny zamek przyszpilony do urwistego, skalnego cypla. Maknos wygląda przez ostrołukowe okno. Pod nim otwiera się bezdenna, czarna jak żałobny kir przepaść. Odchodzi od okna i, trzymając w ręku pochodnię, zaczyna krążyć po labiryncie ciemnych korytarzy. W końcu dociera do przestronnej komnaty, wyłożonej marmurową posadzką. Jest jasno oświetlona niezliczonymi świeczkami. Na środku komnaty stoi sarkofag. Maknos słyszy cichy chrobot i ogarnia go przerażenie, bo wie, że to odgłos odsuwanego wieka. Ale po chwili strach przeradza się w zachwyt, gdyż z otwartego sarkofagu, niby zjawa wyłania się piękna dziewczyna.

Nagle świece zaczynają gasnąć, jedna po drugiej, pożerane przez nienasyconą ciemność. Wtedy dziewczyna chwyta ostatnią zapaloną świeczkę i wychodzi z komnaty. Znika w mroku, szukając swego przeznaczenia.

 

8. Elina

Miała koleżankę chorą na raka. Raz w tygodniu jeździła do niej pociągiem. Sporo wtenczas rozmyślała. O tym, co jest po drugiej stronie albo dlaczego najmocniej cierpią słabi i niewinni. Dlaczego sprawiedliwość przypomina rozchybotaną wagę, której opatrznościowe szale ferują wyroki, wołające o pomstę do nieba?

Alicja wymagała nieustannej opieki, trzeba jej było podawać tabletki, szykować posiłki, ocierać łzy. A odwrócili się do niej plecami niemal wszyscy znajomi, jakby rak był rodzajem zaraźliwego trądu. Elina nie wiedziała już, jak może pocieszyć przyjaciółkę, z której powoli wyciekało życie. Modliła się o cud.

 

9. Maknos

Sen powracał. Napominał i próbował nakłonić do czegoś. Maknos, błądząc mrocznymi korytarzami zamku, trafiał zawsze do tej samej komnaty. Za każdym razem czekała tam na niego dziewczyna, trzymająca w złączonych dłoniach zapaloną świeczkę. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w okoloną czarnymi włosami twarz, którą oświetlał wątły płomyk. Dziewczyna niepewnym krokiem zbliżała się do niego. Byli sami. Sami w wielkim zamku o tysiącu pustych komnat i ostrołukowych oknach, przez które zaglądała wieczna noc. Było jeszcze przeznaczenie, którego oboje szukali. A Maknos wiedział, że jeśli płomień świeczki zgaśnie, dziewczyna zniknie, a zamek runie w czeluść.

 

10. Elina

Chciała rzucić studia i całkowicie poświęcić się malowaniu. Mogłaby wtedy częściej odwiedzać Alicję. Zaniedbywała umierającą przyjaciółkę i miała z tego powodu wyrzuty sumienia. A gdy Elina była w rozterce, sięgała po jedyny sposób, jaki znała, by dusząca ją szara codzienność nabrała kolorów. Malowała pastelami.

Zmierzch. Pękaty czub wieży otulony cynobrowym światłem. Ktoś stoi przed panoramicznym oknem i spogląda na nefrytowe niebo. Właśnie rozbłysły pierwsze gwiazdy. A pod nimi suną w dal, ku nieznanemu przeznaczeniu złociste obłoki. Samotny mieszkaniec wieży, z oczami pełnymi tęsknoty czekał na śmierć, która nie chciała nadejść.

 

11. Maknos

Nieraz myślał, że sny są kluczem do innej rzeczywistości. A szczególnie te, które odzwierciedlają stan duszy przepełnionej codzienną męką, rozpaczającej nad swoim nieszczęśliwym losem. Takie sny potrafią ukoić cierpienie, dając iluzję podróży do sekretnego raju.

Czasem Maknosowi zdawało się, że musi śnić, aby samemu nie zniknąć.

 

12. Elina

Intrygował ją mieszkaniec wieży. Kim był? Jaką tajemnicę chował w sercu? Ale przecież sama go namalowała. A skoro tak, to i może namalować coś jeszcze.

Wieża, samotna, opuszczona…

Jej jedyny lokator wsiadł do małego stateczku i, nie zamierzając już nigdy wracać do swego miejsca odosobnienia, odlatuje w siną dal. Skupiony na zadaniu, jakie miał do spełnienia, usilnie wypatrywał czegoś w przestworzach.

 

13. Maknos

W końcu zdobył się na śmiały, szalony wręcz czyn. Uznał, że nie ma nic do stracenia. Bo i cóż mógł utracić? Swoje sny i marzenia? Przytłaczający smutek podczas każdej nocy, kiedy widział przez okno maleńką niby okruch lodu Nakindę?

Zjechał windą na centralną kondygnację wieży i przez metalowe drzwiczki wszedł na rampę, do której przycumowany był jego stateczek. Wsiadł do kabiny i poderwał "Księżycowy Obłok" w górę, obrzucając pożegnalnym spojrzeniem wieżę. Pomknął przed siebie, delikatnie trącając palcami drążek sterowy. Wkrótce je ujrzał. Złociste obłoki, majestatycznie sunące księżycowym niebem. Maknos, nie wahając się ani przez chwilę, skierował nos stateczku w ich stronę.

 

14. Elina

Musiała coś jeszcze narysować.

Bezkresna dal. Nad smukłą wieżą dostojnie żeglujące oreidowe obłoki. Jest ich wiele. Wyglądają, jakby były ze szkliwa, niedostępne, skąpane w gwiezdnym blasku. Kpią sobie z wszelkich prób wydarcia ich tajników. Aczkolwiek jednemu desperatowi udała się ta sztuka. Choć czy aby na pewno? Dokąd teraz zmierza, połknięty przez obłok, niby Jonasz w brzuchu wieloryba? Spalił za sobą wszystkie mosty, by rozpocząć poszukiwania uwięzionej w bezgwiezdnej pustce miłości jego życia.

 

15. Maknos

Gdzie był? Nigdzie. W próżni. Będąc wewnątrz obłoku, poczuł, że zanika.

Płonął zimnym ogniem, wypalającym jego tęsknotę i ból. Wówczas zrozumiał, czym są gwale. Płomiennymi istotami, żywiącymi się samym jestestwem, pokładami zleżałych emocji, uczuć, wspomnień i żądz, trawiącymi je warstwa po warstwie.

Gwale pomagały odnaleźć NIC.

Były termicznymi pasożytami, wyjadającymi mentalny farsz, w zamian zostawiając delikwentowi najczystsze źródło bytu. I nie baczyły, czy wyzwolony ze wszystkich starych pokus uzna to za dar, czy przekleństwo.

Maknos został zjedzony przez gwala.

 

16. Elina

Świat wokół niej umierał. Nie miała już nic. Zrezygnowała ze studiów, pozrywała więzi z nielicznymi przyjaciółmi, nie rozmawiała nawet z matką. Czasem tylko, niby pokutnica wlokła się pociągiem do niewielkiego miasta powiatowego, gdzie znajdował się szpital. Stan Alicji pogarszał się z dnia na dzień, właściwie już dogorywała. Kiedy Elina patrzyła na wymizerowaną twarz przyjaciółki, która niegdyś miała mnóstwo planów na przyszłość, pytała siebie, dlaczego jej to nie spotkało. Dlaczego sama nie umierała na raka, skoro jej życie było tak beznadziejnie puste?

Podczas ostatniej wizyty, powodowana impulsem wyjęła z torby swoje rysunki z księżycowego cyklu i pokazała je Alicji. Nie wiedziała, dlaczego to zrobiła, ale… dlaczego nie? Chwilę później usłyszała z trudem wyszeptane słowa.

 – Tobie powinno się udać. Będziesz szczęśliwa… tam. – I Alicja nieznacznym ruchem ręki wskazała jeden z rysunków.

 

17. Maknos

Zobaczył szalejące morze ognia.

Przecież pustka nie może płonąć.

A mimo to płonęło wszystko wokół. Z pożogi wyłoniła się dziewczyna, którą widział poprzednio w swoich snach. Stanęła tuż przed nim, w tym nie-śnie i nie-rzeczywistości, smutna, niezdecydowana, a jednak dostojna jak królowa, w aureoli piekielnego żywiołu. Była tak blisko, że Maknos mógł dotknąć jej alabastrowej skóry. Gdy to uczynił, lekko się oparzył, lecz ogień nieoczekiwanie zgasł. Ze zdumieniem patrzył, jak na głowy jego i dziewczyny zaczyna opadać żarzący się popiół, niby wspomnienie dawno umarłego świata.

 

18. Elina

Kiedy wróciła do domu, długo nie mogła uwolnić się od słów wypowiedzianych przez Alicję. Później naszły ją filozoficzne myśli. Czy sztuka miała moc urzeczywistniania? Naprawiania niedoskonałego świata? Sklejania rozległej siatki jego pęknięć? Elina nigdy w to tak naprawdę nie wierzyła. Bała się uwierzyć. Nie miała żadnej kreacyjnej ani uzdrawiającej mocy.

Wyjęła z aktówki wszystkie swoje rysunki i, trzymając je w jednej ręce, drugą sięgnęła po zapalniczkę. Pstryknęła i przyłożyła płomyk do pliku luźnych kartek.

 

2009 rok

 

Koniec

Komentarze

No, raczej dość średnie wrażenie, bo też Księżycowe obłoki opowiadają o sprawach odwiecznych – o niemożności zaakceptowania środowiska, w którym przyszło żyć bohaterom, czego konsekwencją jest samotność z wyboru.

Smutne to opowiadanie, ale ładnie napisane, więc czytało się całkiem nieźle.

 

Stu­dio­wa­ła re­li­gio­zna­stwo, ale jej praw­dzi­wą pasją było ma­lar­stwo. –> Stu­dio­wa­ła re­li­gio­znaw­stwo, ale jej praw­dzi­wą pasją było ma­lar­stwo.

 

a na za­kra­pia­nych al­ko­ho­lem na­sia­dów­kach cho­wa­ła się w kącie… –> Mam wrażenie, że rozbawiona młodzież raczej nie uczestniczyła w żadnej ze znanych mi nasiadówek.

Za SJP PWN: nasiadówka 1. «kąpiel lecznicza obejmująca podbrzusze i uda» 2. «specjalna wanna do leczniczych kąpieli podbrzusza» 3. pot. «długie, nudne zebranie»

Proponuję: …a na za­kra­pia­nych al­ko­ho­lem spotkaniach cho­wa­ła się w kącie

 

Elina nie wie­dzia­ła już, jak mogla po­cie­szyć przy­ja­ciół­kę… –> Literówka.

 

Ale prze­cież sama go na­ma­lo­wa­ła. A skoro tak, to i może na­ma­lo­wać coś jesz­cze. –> Literówka.

 

wlo­kła się po­cią­giem do nie­wiel­ki­go mia­sta po­wia­to­we­go… –> Literówka.

 

Pod­czas ostat­niej wi­zy­ty, po­wo­do­wa­na im­pul­sem wy­ję­ła z torby swoje ry­sun­ki z księ­ży­co­we­go cyklu i po­ka­za­ła je Ali­cji. –> Czy aby na pewno powodowana impulsem? Skoro jadą do przyjaciółki zabrała rysunki – a nie przypuszczam, żeby zawsze i wszędzie nosiła je ze sobą – to chyba miała zamiar pokazać je Alicji, więc cóż to za impuls?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ładne, trochę melancholijne, trochę smutne. Traktuje o kwestiach już wielokrotnie poruszanych w sztuce, ale i tak przeczytałam z przyjemnością. Łatwiej było mi się wczuwać w Elinę niż w Maknosa… ale w sumie mieli podobne problemy.

Forma też na plus. Poza tym podoba mi się Twój styl pisania. Kliczek :)

Ciekawe i dobrze napisane opowiadanie. Konsekwentna kompozycja i wyrazista oś fabuły. Ciekawy klimat.

Przydałaby się klimatyczna ilustracja, oj, przydałaby… 

Może nieznaczne cięcia nadałyby tekstowi więcej dynamiki, ale, z drugiej strony, ta nieśpieszna narracja ma swój urok i z pewnością jest zamierzona.

Tekst jak najbardziej biblioteczny.

Pozdrówka.

Młode, nawet bardzo – ale całkiem ładne. Dobrze trzymasz nastrój. Waham się co do opatrywania poszczególnych akapitów numerami i imionami protagonistów – jestem pewna, że dałbyś radę się obejść bez tego (choćby wstawiając imię bohatera do pierwszego zdania, albo – lepiej, różnicując styl). Przy okazji – to nie jest science fiction, ale fantasy, jak "Kroniki" Bradbury'ego, "Podróż na Arktura", czy "Mały książę". To, że coś się rozgrywa na innej planecie jeszcze nie czyni science fiction (zwróć uwagę na pierwszy człon nazwy). Podoba mi się kishotenketsu, chociaż splatasz dwa wątki wcześniej, niż zwykle się to robi (zwykle połączenie stawia się dopiero na końcu).

 Nad (…) powierzchnią Księżyca sterczała smukła wieża

Troszkę to nie gra – czemu wieża nie mogła się np. wznosić? Byłoby bardziej, hmm. Wzniośle.

 kosmicznego bezmiaru

Bezmiaru czego? Może lepiej: bezmiaru kosmosu?

 zatrwożony brakiem jakichkolwiek perspektyw na przyszłość

Zatrwożony = przestraszony. Na pewno o to chodzi?

 feerycznym zabawom

Nie wiem, czy to dobre słowo: https://sjp.pwn.pl/szukaj/feeryczny.html

 anachronikiem

Ciekawe słowo. Nie jestem pewna, czy mi się podoba, ale jest ciekawe.

 Lubiła (…) nawet naukę

Mnóstwo ludzi lubi naukę. A Elina lubiła się uczyć (to nie całkiem to samo), co też lubi spora część populacji. Jednym słowem – "nawet" jest tu niepotrzebne.

 religioznastwo

Religioznawstwo.

 Tworząc była kapryśną boginią, pakującą swych komiksowych bohaterów w nielichą kabałę. Tak się odgrywała za swoje niepowodzenia, wszystkie smutki i całe zło świata.

Tworząc, była. Wszystkich – w jedną kabałę? I odgrywanie się na postaciach fikcyjnych nie nastraja mnie do bohaterki przychylnie (może jestem dziwna).

pochwyciła

Pretensjonalne słowo. "Chwyciła" jest lepsze dziewięć razy na dziesięć.

 coś więcej, czego

Coś więcej, coś, czego.

 kosmicznej bezdni

Bezdni? To nie brzmi za dobrze (tę uwagę potraktuj jako subiektywną). Nawiasem – muzyka sfer jest wynikiem, nie przyczyną ruchu wszechświata.

albowiem on kochał

Znów zbyt wysokie słowo – ja dałabym: nie potrafił tego zrozumieć. On sam kochał mrok i tajemnice.

 odpuściła sobie kolejną studencką imprezę, przez co nie tylko nie nawiązała żadnych nowych znajomości, ale i nie podtrzymywała dawnych

Bo studenci nie rozmawiają na korytarzach i nie podtrzymują znajomości w ten sposób.

 zamykając się w swoim pokoiku, dobywała z siebie westchnienie ulgi

Zbyt wysokie. Ja dałabym tak: dopiero za drzwiami swojego pokoiku mogła odetchnąć z ulgą.

 Potrzebowała czadowej muzyki.

Czy ona użyłaby takiego słowa?

 wysłuchała utworu "Ship Of Luna"

Może lepiej opisz, o czym jest ta piosenka – nie wszyscy ją słyszeliśmy.

 obity skórą zegar

W życiu takiego nie widziałam – i czy taki zegar pasuje do bohaterki?

 ulotnego czaru halucynacji

Zaraz halucynacji. Fantazji.

i … znikały. Aby znów pojawić się gdzie indziej.

Myślę, że naturalniej byłoby to połączyć: i znikały, by pojawić się znowu w innym miejscu.

 nie wiedział, co robiły (…) gwale

W polszczyźnie nie ma consecutio temporum: nie wiedział, co robią (…) gwale.

 przecięta otchłanną rozpadliną

Może lepiej opisz, jak to wygląda: przecięta czarnym zygzakiem rozpadliny?

 przyszpilony do (…) cyplu

Do cypla.

 Sen Maknosa.

Jeśli chcesz, żeby sen był opowiedziany w czasie teraźniejszym (niezły pomysł), musi być cały w czasie teraźniejszym. Nie zmieniaj czasu w środku akapitu.

 Dlaczego sprawiedliwość przypomina rozchybotaną wagę, której opatrznościowe szale ferują wyroki, wołające o pomstę do nieba?

Zaznaczam, że podejście Eliny do problemu zła jest bardzo młode i naiwne – co jest OK, jeśli chcesz ją pokazać jako młodą i naiwną właśnie.

 trzeba jej było podawać tabletki, szykować posiłki, ocierać łzy

Opieka nad obłożnie chorym wymaga nieco więcej zabiegów (nie musisz tego opisywać, ważne, żeby nie robić wrażenia zbyt dużej naiwności – w razie czego less is more).

 nie wiedziała już, jak mogla pocieszyć

Consecutio temporum: jak może pocieszyć. A lepiej: jak pocieszyć.

 Upominał i próbował nakłonić do czegoś.

W jakim sensie upominał? Co złego Maknos robi? Albo czego dobrego nie robi?

 Maknos błądząc mrocznymi korytarzami zamku, trafiał

Wtrącenia oddzielamy: Maknos, błądząc mrocznymi korytarzami zamku, trafiał. Ja dałabym to na początek: błądząc mrocznymi korytarzami zamku Maknos trafiał.

 wpatrywał się w jej okoloną czarnymi włosami twarz

Zaimek przyczepia się do podmiotu poprzedniego zdania – w tym przypadku do świeczki.

 Było jeszcze przeznaczenie, którego oboje szukali.

Trochę z sufitu.

 jeśli płomień świeczki zgaśnie, to wtedy dziewczyna zniknie

Wystarczy: jeśli płomień świeczki zgaśnie, dziewczyna zniknie.

 sięgała po jedyny sposób, jaki znała, by dusząca ją szara codzienność nabrała kolorów

Trochę tu kuleje gramatyka. Ja napisałabym: sięgała po jedyny znany jej sposób ubarwienia szarej codzienności.

 Owalny, pękaty czub wieży otulony cynobrowym światłem. Ktoś stoi przed panoramicznym oknem i spogląda na nefrytowe niebo.

Nefryt jest zielony – nie mogłeś tego pokazać wcześniej? Owal to figura płaska, a czub wieży jest przestrzenny – "pękaty" wystarczy w zupełności.

 Samotny mieszkaniec wieży, z oczami pełnymi tęsknoty czekał na śmierć, która nie chciała nadejść.

Ja napisałabym: Mieszkaniec wieży, samotny mężczyzna o oczach pełnych tęsknoty czekał na śmierć, która nie chciała nadejść.

 Czasem też Maknos sądził, iż musi śnić

Czasem Maknosowi zdawało się, że musi śnić.

 skoro tak, to i może namalować

Skoro tak, to może namalować. Dalej – nie zmieniaj czasu w środku akapitu.

 Bo i cóż mógł utracić?

Ja dałabym: Bo co takiego mu zostało?

 delikatnie trącając palcami drążek sterowy

Tak się nie steruje.

 Wyglądają, jakby były ze szkliwa

To jak wyglądają?

 Kpią sobie z wszelkich prób wydarcia ich tajników.

Nie wiem, czy "sekrety" nie byłyby lepsze.

 Aczkolwiek jednemu desperatowi udała się ta sztuka. Choć czy aby na pewno?

Ja dałabym tak: A jednak znalazł się desperat, który zdołał to zrobić. Chociaż… czy na pewno?

 Gdzie był? Nigdzie. W próżni. Będąc wewnątrz obłoku

Albo był w próżni, albo w obłoku.

 zrozumiał, czym były gwale

Czym są (consecutio temporum).

 wyjadającymi mentalny farsz, w zamian zostawiając delikwentowi najczystsze źródło bytu

Ja transcendentalne. OK. Ale nie w zamian – ono już tam było, pod tym wszystkim.

 niby pokutnica

No, nie wiem, czy nie można tego wyrzucić.

 Podczas ostatniej wizyty, powodowana impulsem wyjęła

Wtrącenie: podczas ostatniej wizyty, powodowana impulsem, wyjęła.

 Jednakże pustka nie mogła się palić.

"Jednakże" to niewłaściwe słowo. Ja napisałabym: Przecież pustka nie płonie.

 acz pełna dostojeństwa

Trochę za wysoko. Ja dałabym: a jednak dostojna jak królowa.

 Gdy to uczynił, lekko się oparzył

A może tak: Oparzyła go, jak żywy ogień.

 jak na głowę jego i dziewczyny

Na głowy. Nie mieli przecież wspólnej.

 Czy sztuka miała moc urzeczywistniania?

Urzeczywistniania czego? Nie chodzi Ci o stawanie się rzeczywistością?

 Mam wrażenie, że rozbawiona młodzież raczej nie uczestniczyła w żadnej ze znanych mi nasiadówek.

Regulatorko, ale bohaterka może tak o nich subiektywnie myśleć, jeśli prywatki ją śmiertelnie nudzą i sprawiają przykrość – a wiemy, że sprawiają.

nie przypuszczam, żeby zawsze i wszędzie nosiła je ze sobą

Jeśli były dla niej bardzo ważne, to może?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hmm. A do mnie jakoś nie przemówiło. Historia długo się rozkręca, bohaterowie sami nie wiedzą, do czego dążą. To jakieś tajemnicze siły splatają ich wątki, oni niewiele robią. Samotność niby im trochę doskwiera, ale nie aż tak, żeby coś w życiu zmienić.

Napisane przyzwoicie.

Babska logika rządzi!

Ładne. Przypadł mi do gustu język oraz kompozycja. Sceny robią się coraz krótsze w miarę, jak historia zmierza do zakończenia. Dzięki temu odczułem wrażenie rosnącego tempa, gdy tekst zbliżał się do kulminacji.

Podobała mi się byronowska sylwetka Maknosa i obrazowe, nieprzegadane opisy.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Regulatorzy – fajnie, że chociaż się przyjemnie czytało.

“na zakrapianych alkocholem nasiadówkach “ – co prawda nigdy nie byłem studentem, ale wiem, że to typowo studenckie określenie na spotkania. A że nudne? Cóż, to już ich problem… No chyba że pomyliłem z parapetówkami, jak wspomniałem, nie jestem biegły w tej dziedzinie.

“powodowana impulsem” – ale tak miało być, Elina z początku nie zamierzała nikomu pokazywać swoich rysunkó

 

Katio, bardzo mi miło, że Ci się spodobało. Dzięki za klika.

 

Roger – również. Co do ilustracji, to nawet mam w głowie takie. Niestety, za grosz nie mam talentu do rysowania czy malowania, a wolałbym to, niż pisanie…

 

Finklo, dzięki za wizytę. Mam nadzieję, że kiedyś Ci się spodoba coś, co napiszę.

 

Wisielec – super, że się podobało.

 

Tarnino, ogromne dzięki za analizę. ale o Tobie w osobnym wątku. Nie wiem, czy znów mi internet nie padnie, bo mam kłopoty z łączem

I ja mam taką nadzieję. :-)

Babska logika rządzi!

Zgrabne opowiadanie, na swój sposób ujmujące. Jednak na koniec wzruszyłem ramionami – po prostu nie jestem “targetem” takich tekstów. Ale forma na pewno niezła, bo doczekałem do końca tego koncertu fajerwerków. Za to klik :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Do Tarniny – oczywiście wiem, że to nie jest prawdziwa sf, na innym portalu określiłem to jaka bajka science fiction, ale oficjalnie takiego terminu nie ma.

…sterczała smukła wieża”. Sterczała, bo do napisania tego opowiadania zainspirował mnie rysunek Tolkiena, kapitalny zresztą, przedstawiający wieżę Człowieka z Księżyca, taką epizodyczną postać z jego mitologi. Jest on w książce “Łazikanty”, może ją masz, to sama byś zobaczyła, iż na tym rysunku wieża bardziej sterczy, niż się wznosi.

Bezmiaru kosmosu – faktycznie lepiej.

“zatrwożony”, no tak, ktoś, kto jest sam jak palec na pustym księżycu, może być zatrwożony, choć to trochę inny odcień, niż przestraszony.

“Lubiła naukę” – to w obydwu sensach, jest prawdopodobne, że kujonka lubi naukę jaką taką.

 Albowiem on kochał – on sam kochał – fakt, Twój wariant lepszy.

“potrzebowała czadowej muzyki” no, na inny portalu też mi na to zwrócono uwagę. Niby racja, ale z drugiej strony takie dziewczyny bywają na koncetach metalowych. Sam byłem na kilku, w tym na Therionie i widziałem tam pełno młodych, ładnych dziewczyn.

Dalej idą Twoje inne warianty, przyznaję, czasem lepsze, bardziej klarowne, może skorzystam.

A z tym conseculto temporum nie wiedziałem, aż mi głupio.

Jeszcze – “wysłuchała utworu Ship of Luna” – to z motta, teraz nawet nie pamiętam polskiego tłumaczenia, nie znam angielskiego, ale w każdym razie to wspaniały utwór, polecam.

“obity skórą zegar” – taki wisiał nade mną, gdy pisałem to opowiadanie. Zrobiła go moja siostra, która ma artystyczne uzdolnienia. Płachta nierówno przyciętej, brązowej skóry nałożona na tarczę, a na niej wskazówki. Już go nie ma, nawet nie wiem, co się z nim stało.

 

NoWhereMan – dzięki.

na innym portalu określiłem to jaka bajka science fiction, ale oficjalnie takiego terminu nie ma.

No, właśnie – bardziej bajka, niż science fiction. Może powinniśmy taki termin ukuć?

rysunek Tolkiena, kapitalny zresztą, przedstawiający wieżę Człowieka z Księżyca

Nie mam książki, ale rysunek chyba kiedyś widziałam. Faktycznie, fajny. Moje zastrzeżenie odnosiło się raczej do brzmienia słów.

“zatrwożony”, no tak, ktoś, kto jest sam jak palec na pustym księżycu, może być zatrwożony, choć to trochę inny odcień, niż przestraszony.

Prawda, ale napisałeś “brakiem perspektyw na przyszłość” – to nie tyle lęk egzystencjalny, co zwykłe, codzienne strachy.

takie dziewczyny bywają na koncetach metalowych (…) widziałem tam pełno młodych, ładnych dziewczyn

A co ma uroda do gustu muzycznego? Odmalowałeś bohaterkę raczej jako poetycznie, romantycznie rozeźloną na świat, co może się wiązać z upodobaniem do metalu, ale nie jestem w stanie Ci powiedzieć, jak mocno. Po prostu od szkoły nie widziałam metalowca.

“wysłuchała utworu Ship of Luna” – to z motta

Domyśliłam się. Prześlij tekst, to Ci przetłumaczę (z zastrzeżeniem, że poetka ze mnie jak z koziego ogona rym, więc nie oczekuj, że utrzymam metrum).

Płachta nierówno przyciętej, brązowej skóry nałożona na tarczę, a na niej wskazówki.

Nie powiedziałam, że taki zegar jest niemożliwy (choć bardziej byłby chyba oklejony, niż obity) – spytałam, czy on pasuje do postaci, którą tworzysz. Czy chodziło Ci właśnie o tę skórę, czy raczej o kształt, o to, że zegar jest produktem rękodzieła artystycznego (więc jedyny w swoim rodzaju), o kolor? Rozumiesz? Gdybym, powiedzmy, opisywała ten statek (tak, wiem, że to model) i chciała zaznaczyć, że to przyjemna łajba z sympatyczną załogą, wspomniałabym zapach rozgrzanego pokładu i konopnych lin, majtków śpiewających szanty, światło przenikające ten daszek nad sterem i błyszczące na okienkach. A gdyby to miał być statek krwiożerczych piratów, skupiłabym się na tym maszkaronie na rufie, może do tego skrzypienie want (takie złowieszcze) i coś o działach pokładowych. A to ten sam statek.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Właśnie, bajka science fiction, może wykuciem nowego terminu przejdę do historii? Chociaż takie Gwiezdne Wojny to przecież też bajka.

 

Therionu, tej płyty już nie mam, bo miałem na kasecie tylko. Wszystko to poszło do lamusa, choć co prawda radiomagnetofon jeszcze mi rzęzi… Płyta z tym utworem miała tytuł , o ole pamiętam, “Deggial’, była na niej też fantastyczna wersja “Carmina Burana” Dziś ten zespół już się nieco wypalił, choć w tym roku wydał wielkie trzypłytowe dzieło. Ale to już nie jest to.

 

Jeszcze zmodyfikowałem dwie Twoje poprawki:

…przecięta otchłanną rozpadliną… – przecięta czarnym zygzakiem rozpadliny – na-

Przecięta czarnym zygzakiem otchłannej roapadliny > jakoś nie mogę zrezygnować ze słowa”otchłanny”

 

…sięgała po jedyny sposób, jaki znała… – po modyfikacji na:

sięgała po jedyny jej znany sposób ubarwienia szarej, zgrzebnej codzienności

 

 – poproś Katię, wykonuje bardzo dobre ilustracje, może się zgodzi. Przesłanie obrazu na adres e-mail, pobranie i wklejenie do tekstu nie stanowi problemu. 

Pozdrówka.

Statek Luny

 

Przez nocne niebo

żegluj, statku Luny!

Przewieź dusze

ku nowemu dniu.

Tańcz, promieniu Księżyca,

prowadź mnie przez nocną ciszę.

Pani Księżycu, tak zimna i jasna,

żegluj swym statkiem.

Dzieweczko Luno, steruj ku snom.

Wody umysłu

płyną przez czas

(i) tam żegluj, Księżycu

Hero i Hekate

Luno i Aradio.

Żegluj, fantazjo,

w ciszę i mrok!

Steruj statkiem Księżyca

ku krainie moich snów.

 

Źródło: http://www.tekstowo.pl/piosenka,therion,ship_of_luna.html Przekład nieuwzględniający metrum (he, he). Faktycznie, brzmi to tolkienowsko.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

O, dzięki, Tarnino.

Ładne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet.

Dobrze napisane, a sposób narracji zaciekawił mnie, zachęcając do poznania dalszych losów bohaterów. Ładne porównania i plastyczne opisy. Odmalowałeś obraz na tyle ciekawy, że idę kliknąć :).

Dzięki, Monique.M !

Nowa Fantastyka