- Opowiadanie: Fiore - Dwór Wampira

Dwór Wampira

Opowiadanie inspirowane powieścią Suzy McKee Charnas “Gobelin z Wampirem”. Zaznaczam, że Wampir Edward się nie błyszczy w słońcu ;)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Dwór Wampira

W ogarniętym mrokiem pokoju wampir zbliżał się do dziewczyny. Długie kły odbijały blask dziwacznych elektrycznych świec. Krew na jego podbródku wydawała się tylko ciemną strużką. Parę kropel zabrudziło biały kołnierzyk. Choć chciało jej się śmiać, nie mogła oderwać wzroku od tych ciemnych plam. Jego szept był zniewalający, ale równocześnie irytujący. Hrabia znalazł się tuż przy niej, a ona instynktownie odgarnęła włosy i nachyliła głowę, odsłaniając śnieżnobiałą szyję. Pod delikatną skórą pulsowała błękitna tętnica.

Inni turyści zamarli w bezruchu. Słyszeli wyraźnie słowa skierowane do Sandry, ale półmrok, słodki zapach kadzideł i delikatne brzmienie skrzypiec wprawiały ich w oszołomienie. Wampir szeptał, słowa brzmiały dziwnie, zniekształcone przez jego nienaturalnie wielką szczękę. Miał właśnie zagłębić kły w szyi Sandry i ssać jej krew aż do śmierci, gdy nagle obrócił się z odrazą wypluł sztuczną szczękę.

Odsunął się, nie dotykając dziewczyny. Nie chciał narażać się na niepotrzebne pozwy sądowe.

– Panie i panowie, – powiedział ochrypłym głosem. – To nie tak, że białogłowa mi się nie podoba. Jej szyja przemawia do mnie niczym soczysta karkóweczka na grillu, – gestykulował przy tym niczym podekscytowany Włoch – ale jednak, niestety, jestem wegetarianinem.

Turyści roześmiali się.

– Proszę, proszę, do wyjścia tędy. – Edward wskazał im drogę ręką. Kąciki ust uniosły się minimalnie, gdy mijała go Sandra. – Zapraszam ponownie.

 

***

 

Światła powoli gasły w wesołym miasteczku HorrorFun. Purpurowe latarnie nad wejściem w końcu okryły kasy mrokiem. Błyskały tylko reflektory na diabelskim młynie. Te światła były prawdziwą zmorą mieszkańców pobliskiej wsi. Prawie wszyscy w Błoniach podpisali się pod petycją o ich wyłączenie. Ostatnio grozili pozwem sądowym. Póki jednak HorrorFun zapewniało miejscowej młodzieży pracę, a okolicznym sklepom i hostelom stały dopływ turystów, to rolnicy, inaczej zwani wsiarzami, nie mieli na co liczyć.

Edward palił spokojnie papierosa, oparty o drzwi zaplecza swojego Dworu Wampira. Obok stało parę kontenerów. Irytowało go, że to jego atrakcja musi robić za śmietnik, ale przynajmniej rzadko ktoś mu tu przeszkadzał. Prywatność we współczesnym świecie jest warta każdej ceny.

Sprawdził godzinę na swoim smartfonie. Posiadanie komputera w kieszeni również jest warte każdej ceny. Była 01:52; 22 sierpnia; niedziela. Koniec długiej zmiany, a on był głodny.

Niedaleko, pięćdziesiąt metrów od niego, spała dziewczyna, która z chęcią oddałaby mu znowu swoją szyję. Chyba nazywają to teraz ”goth”. Była wygodna, ale pożywiał się na niej zeszłej nocy, więc dziś pewnie zabiłby ją z głodu.

– Edward, edziu, pedziu – zza rogu wychynął łysiejący i grubiutki menedżer.

Edward naprawdę musiał się pożywić.

– Jak tam dziś na "dworcu"? – kurtuazyjnie zapytał przełożony.

Edward spojrzał na niego z góry. Jego oczy nie wyrażały żadnych emocji.

– OK.

– Tak, tak, wiem, nie lubisz, jak tak się mówi o twoim dworze, uuuuuu, wampira.

– Było dobrze – rozwinął swoją wypowiedź. – Wrócą.

– Mam tylko nadzieję, że nie z pozwem sądowym. Pamiętasz, jak przez ciebie tamten koleś się poszczał?

Menadżer zachichotał.

– Wydaje mi się, Andrzeju, że rzeczony klient i tak wykupił karnet na następny rok.

– O kurwa! On mówi! I do tego pyskuje – Menadżer uniósł pół górnej wargi, próbując zrobić groźną minę.

Przez następną chwilę stali w ciszy. Powoli, bardzo powoli, Edward chwycił grubaska za przód hawajskiej koszuli.

– Co do kur… – zająknął się Andrzej, ale kołnierzyk go przydławił .

Andrzej nigdy o tym nie wspomni, ale ostatnim, co zobaczył, zanim zemdlał, była długa igła wysuwająca się spod języka Edwarda.

 

***

 

Miasteczko HorroFun opuścili ostatni goście. Sylwia sprawdziła, czy kasa jest porządnie zamknięta. Przełączyła światła na nocne i wyszła.

– Hej, Syśka! Jak tam? – zapytał z zawadiackim uśmiechem Jędrek.

– Oż kurwa. Ty wciąż tu!

– Tylko dla ciebie – uśmiech mężczyzny świadczył o jego intencjach.

– Odwal sie, kurwa, to było tylko raz i nie byłeś zbyt dobry…

– Chyba ty. Ja byłem dobry, ty tylko całkiem niezła

– Słuchaj, Jędrek, zacytuję, kurwa, klasyka: idź i wychędoż się sam.

– Oooo – Jędrek chwycił się za pierś. – Prosto w dzieciństwo.

Sylwia spróbowała przemknąć wzdłuż ceglanego muru, ale Jędrek zagrodził jej drogę ręką i kolanem.

– Wymykasz się, żeby znowu podglądać tego starego pierda? Ja dam ci…

Powstrzymała go, chwytając jego język. Szybko jednak wyślizgnął się z jej palców.

– Ooorgazm – dokończył, ale zaraz zwinął się w orgiastycznym bólu, gdy kolano Sylwii zetknęło się z jego przyrodzeniem. Poprawiła mu łokciem i rzuciła na odchodnym:

– Udawałam, kutasiarzu.

 

***

 

HorrorFun prosperowało dobrze, oferując odwiedzającym typowe rozrywki podszyte hollywoodzkim wyobrażeniem o wampirach, wilkołakach i podobnie rozpoznawalnych potworach. Diabelski młyn wyglądał jak wielka pajęczyna. Przy wejściu witał gości zombie o zielonej twarzy, a główną atrakcją była wodna zjeżdżalnia do Potwora z Laguny. Inaczej mówiąc, najbardziej przerażającą rzeczą był rachunek. Nie licząc oczywiście Edwarda.

Niewiele osób o tym mówiło, ale każdy wiedział, że jeśli komuś zależy na prawdziwym strachu, to idzie na spotkanie z Hrabią Vard w Dworze Wampira. Nie chodziło o to, co robił. Nie było to tak proste, jak wyskakiwanie znienacka z mroku. Chodziło o to, jaki był. Coś w jego głosie, w jego ruchach, a nawet w jego zapachu sprawiało, że ludzie wierzyli w legendę wampira. Oczywiście, gdy tylko wychodzili z półmroku z Sali Tronowej Hrabiego, śmiali się z siebie – tyle że trochę niepewnie. Wielu jednak wracało, żeby spotkać go ponownie. Podobnie było z Sylwią.

Przechadzała się po uliczkach parku rozrywki. Nie przeszkadzała jej ciemność. Znała tu prawie każdy zakątek. Swoimi kluczami otworzyła budkę z piwem i nalała sobie jedno. Chciała zabrać je do pokoju i wypić, oglądając nowy odcinek Westworld.

Mimo to minęła barak pracowniczy i znalazła się nagle przy Dworze Wampira. Edward jak zwykle zapomniał zgasić ledy nad drzwiami. Zagapiła się na nie, podziwiając wykonane z plastiku płaskorzeźby. Przedstawiały typowe scenki z wampirami: zamiana w nietoperza, uwodzenie białogłowy, walka z wilkołakiem.

– Prawie trzecia w nocy, a ty nie śpisz – Edward zaszeptał jej prawie do ucha. Jak zwykle nie usłyszała nawet szelestu, gdy podchodził.

– Jezu, człowieku. Musimy ci naprawdę założyć jakiś dzwoneczek.

– Następne piwo? – W lewej ręce trzymał dwie butelki. – Coś lepszego, niż te miejscowe siki, które podkradasz.

– Pewnie. Skąd wiedziałeś, że przyjdę?

– Przychodzisz zawsze, gdy mamy razem nocną zmianę. Ile to już zleciało? Rok?

– Chyba – odpowiedziała, dobrze wiedząc, że minęło piętnaście  miesięcy od kiedy się tu zatrudniła. – Nie chcę dziś rozmawiać o moich przyszłych studiach – wyprzedziła kolejne pytanie.

– Powinnaś – odpowiedział, otwierając piwa. – Trochę się tu marnujesz, a psychologia to dobry kierunek.

Naprawdę nie chciała o tym rozmawiać.

– Wiem. Zdecyduję do końca miesiąca – odpowiedziała, mimo że, chciała rozmawiać o ich wspólnej przyszłości.

Pociągnęła długi łyk. Piwo było mocno chmielowe i gorzkie.

– Masz okropny gust do piwa.

Odpowiedział jej tylko uśmiechem.

– Hej, to krew? – zapytała, wskazując jego brodę. Zbliżyła się, żeby zobaczyć. Ich twarze dzieliły teraz tylko centymetry. Edward nawet nie drgnął.

– Cholerna charakteryzacja.

– Cholerna? Kto tak jeszcze mówi? – Złapała za jego podbródek i zaczęła delikatnie pocierać, próbując zetrzeć plamę. Była dziwnie wilgotna i ciepła.

– Starsi od ciebie – chwycił ją za rękę.

Jego uścisk był jak z żelaza, ale nie przeszkadzało jej to. Zamknęła oczy i zbliżyła się bardziej.

Pulsowała pożądaniem, wyczuwał to. Podejrzewał, że byłaby smaczniejsza od Andrzeja i bardziej chętna niż gothka. Lubił ją jednak i to przerażało go jak nic innego.

– Dokończ piwo i idź do łóżka. – Odsunął ją łagodnie. – Nie wiadomo, co za potwory na ciebie czyhają.

 

***

 

Leonard pociągnął długi łyk z termicznego kubka. Miesiąc wcześniej miałby tam burbon z nutką kawy, ale teraz była tylko latte z czterema łyżeczkami cukru. Nienawidził smaku kawy; od kiedy diagnoza zmusiła go do trzeźwości, przestał maskować go alkoholem, a zaczął cukrem.

– Cyrkowa sprawa, inspektorze – zwrócił się do niego patolog. – Mogę to zmieść pod przysłowiowy dywan. Nie widać śladów walki. Podejrzane jest tylko to ukłucie na szyi.

Inspektor rozejrzał się po wesołym miasteczku. Reflektory na diabelskim młynie ustąpiły szarości świtu. Klapa stojącej obok budki z Krwawą Strzelnicą była zatrzaśnięta, ale o jej bok opierały się dwie stare wiatrówki. Otaczająca ich biało-niebieska taśma policyjna łopotała delikatnie na wietrze.

– Taa… – zaczął.

Był 22 sierpnia, 5:52. Do premii zadaniowej brakowało mu jednej otwartej sprawy. Mógł wziąć tę albo liczyć, że w ciągu następnych ośmiu dni coś mu wpadnie. Ta sprawa, "cyrkowa sprawa", nie miała szans na zakończenie. Cyrkowcy, parkowcy i tirowcy rozwiązywali sprawy po swojemu.

Chciał właśnie dokończyć: "taa, przedawkowanie", gdy jego wzrok przykuł żylasty mężczyzna. Stał przy taśmie i wpatrywał się w ciało dziewczyny. Oprócz ekipy policyjnej był tutaj jedyny tylko on.

– Jak się nazywasz? – spytał inspektor.

– Edward.

– Jakieś nazwisko?

– Edward Dróg.

– Dziwne, ale nieważne. Znasz ją?

Ciało dziewczyny leżało z rękami rozrzuconymi na bok. Jej głowę otaczała aureola blond loków. Tylko kilka było przybrudzonych błotem.

– Nie.

Inspektor i wampir przez chwilę wpatrywali się w siebie.

– Obudź kierownika – rzucił w końcu Leonard. – Doszło do morderstwa.

 

***

 

Leonard zaczął żałować swojej decyzji. Najbliższa komenda znajdowała się nie w oddalonych o dwadzieścia dwa kilometry Błoniach, ale w mieście odległym od HorrorFun o ponad pięćdziesiąt kilometrów. Miał do wyboru częste i długie podróże lub załatwienie wszystkiego na miejscu. Wybrał to drugie. Wbrew żywiołowym protestom kierownika nakazał zamknięcie miasteczka. Kryminolodzy uznali, że ciało prawdopodobnie zostało tylko porzucone pod Krwawą Strzelnicą, a do zbrodni doszło gdzie indziej. Inspektor zapisał w zeszycie pierwsze hipotezy.

 

1. Morderca chciał wynieść (brak śladów ciągnięcia; silny) ciało z terenu miasteczka. Przyłapany rzuca je na miejscu. Ktoś anonimowo dzwoni. Nie czeka (inne przestępstwa na karku). Sprawdzić, czy wszyscy pracownicy są.

2. Sprawdzić: seryjni mordercy; ekspozycja ciała.

 

Zostawił resztę strony pustą i przewrócił na następną. Opatrzył ją tytułem: Andrzej Gajda, kierownik i dodał jedną gwiazdkę – jego własny system oceny podejrzanych.

Poprosił o wskazanie miejsca, gdzie mógłby zając jakieś biurko. Jeden z "zombie" zaprowadził go do pracowniczej stołówki. Nie było to piękne ani szczególnie czyste miejsce, ale Leonard nie spodziewał się niczego więcej. Rozłożył laptop, po prawej położył notes i długopis, a na środku stołu dyktafon.

Niedługo później zjawił się kierownik HorrorFun. Zaczęli od zwyczajowych spraw: wykaz pracowników, co o nich sądzi, typowi odwiedzający, typowy dzień i noc pracy w miasteczku. Andrzej Gajda współpracował i nie zarobił drugiej gwiazdki.

– Co się panu stało w szyję? – zapytał w końcu inspektor, wskazując na sporych rozmiarów plaster.

– Zaciąłem się przy goleniu.

Nie trzeba było wykrywacza kłamstw. Wystarczył kilkudniowy zarost i nerwowe dotknięcie rany.

– Doktor Gdawa chyba jeszcze nie odjechał. To patolog, ale może rzucić na to okiem.

– Nie trzeba. Mamy ratowniczkę medyczną na etacie.

– Tak, wiedźma-dziewucha, jak to ująłeś. Oprócz tego na etacie jest też Jędrzej Kowalski i Sylwia Nowak? Spędzają tu cały rok, nawet poza sezonem?

– Tak.

– A wasza "gwiazda", wampir Vard? Pracuje tu od sześciu lat? Co robi poza sezonem?

– Nie mam pojęcia. Zawsze można go wezwać, jeśli ktoś chce zorganizować imprezę tematyczną.

– Dlaczego nie wspomniałeś o nim, gdy pytałem o stałych pracowników?

Kierownik głośno przełknął ślinę.

– Jest raczej skryty… Łatwo o nim zapomnieć.

Inspektor już wiedział, że to nieprawda. Po chwili milczenia powiedział jednak:

– Ok. Myślę, że to tyle na teraz. Jeśli będę miał dalsze pytania, to wiem, gdzie pana znaleźć.

 

 

Przejrzał notatki. Postawił kolejną gwiazdkę przy nazwisku kierownika i rozpoczął nową stronę.

Do południa udało mu się porozmawiać ze wszystkimi pracownikami HorrorFun, którzy mieli dziś dyżury. To niestety znaczyło, że nikt nie uciekł. Leonard był trochę zawiedziony. Może jutro. Wtedy będzie mógł zamknąć sprawę listem gończym. Chyba że ktoś pęknie. Niestety, nie zapowiadało się na to. Nawet jego główny podejrzany, Jędrzej Kowalski, który zarobił cztery gwiazdki, nie dał mu tej satysfakcji, mimo że po kilku wstępnych pytaniach inspektor postanowił go przycisnąć.

– Pozwól, że teraz opowiem ci historię. Będzie o miłym facecie, który lubi wypić, lubi też lekkie narkotyki i młode dziewczyny. – Jędrek zająknął się, ale nie przeszkodził. – Odsiedział parę miesięcy, bo był młody i głupi. Wyszedł i zmądrzał. Pomyślał i znalazł pracę, która ułatwiła mu dyskretne spełnianie zachcianek.

Leonard wyciągnął z kiszeni gumy nikotynowe i wziął jedną. Od czasu diagnozy palenie też było na czarnej liście.

– Jeśli chcesz, to możesz w każdej chwili się włączyć, żeby uzupełnić detale.

Jędrek zgrzytną zębami.

– Jak to zwykle robisz? Znajdujesz odpowiedni cel. Nastolatkę, która przyjechała z rodzicami i młodszym rodzeństwem. Jest znudzona i wcale nie chce tu być. Aż pojawia się tu jedyna rzecz, która może ocalić ten wyjazd: przystojniak, czyli ty. Rzucasz parę żartów, zwierzasz się, że też się nudzisz, i zapraszasz ją na prywatne zwiedzanie. Pokazujesz jej kilka dyskretnych miejsc, częstujesz alkoholem i trawką. Wygłupiacie się.

– Hej! – przerwał w końcu Jędrek. – Może i tak. Zaliczyłem tu kilka dziewczyn, ale nikogo nie zabiłem. Jak chcesz coś zrobić, to zajmij się tym starym zbolem, wampirem Edwardem. Tak się składa, że widziałem go wczoraj w nocy, jak się kręcił po miasteczku.

– Cóż, właśnie się przyznałeś, że ty też. Słuchaj, nie pogarszaj swojej sytuacji. Siedziałeś za narkotyki, straciłeś prawo jazdy za punkty, a siedemnastolatka oskarżyła cię o molestowanie.

– Wycofała zarzuty!

– Nie oszukuj się. Obaj wiemy, że jesteś wymarzonym podejrzanym. Prokurator Radek wpierdoli cię do kicia, zanim zdążysz powiedzieć "jestem niewinny". Powiedz, jak było. Dziewczyna się opierała, więc użyłeś cięższych narkotyków? Chciała tego przecież. Sama się prosiła. Dałeś jej tylko trochę za dużo. To przecież był wypadek. Powiedz teraz: "tak", a dostaniesz nieumyślne spowodowanie śmieci. Wyjdziesz po trzech latach za dobre sprawowanie. Trzymaj teraz gębę na kłódkę: posiedzisz kilkanaście lat. A jak w pierdlu pójdzie fama, że zgwałciłeś dziewczynkę, to wyjdziesz z odbytem jak wazon.

Jędrek zacisnął usta i spuścił głowę. Leonard wyłączył dyktafon. Nie chciał, żeby nagrało się, jak doradza podejrzanemu, żeby się przyznał, nawet jeśli nie ma do czego. Nie kłamał z tym prokuratorem, sam też nie chciał przeciągać sprawy. W tym momencie zadzwonił telefon. Połączenie z biura patologa.

– Pomyśl chwilę, a ja zaraz wracam.

 

***

 

Jędrek został sam w stołówce. Przez głowę przebiegały mu myśli o tym, w jak głębokim szambie się znalazł. Instynktownie rwał się do ucieczki. Wiedział jednak, że to tylko pogorszyłoby sprawę. Ostatecznie zdecydował, że nic na niego nie mają. Oprócz bardzo przekonującej historyjki.

– Co ty, kurwa, jeszcze tu robisz? – rzucił inspektor, podchodząc do biurka. Wciąż rozmawiał przez telefon, trzymając go między głową i barkiem. Podniósł notes i zaczął zapisywać. Wieści na pewno nie były dobre. Po chwili machnął na Jędrka: – Wypierdalaj, tylko nie za daleko.

Jędrkowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Prawie wybiegł ze stołówki. Rzucił się do wyjścia z budynku, jednak przystanął i zawrócił. Przemknął z powrotem i zakradł się do kuchni. Od jadalni oddzielała go teraz tylko roleta w oknie wystawki. Wyraźnie słyszał głos inspektora.

 

– Jesteś pewien, ze żadnych narkotyków?

– Jaki łagodny anestetyk?

– Zwierzęcy? Jak jad?

– Co? Powtórz.

– OK. Nieważne. Prześlij mi nazwę mailem.

– OK.

– Ile litrów? Jak to możliwe?

– Jak duża pompa?

– Ta, jasne, wampir. Nie powinno być dwóch śladów na szyi? Wiesz, kły i te sprawy.

– Serio? Słowiański Wąmpierz? Każę wszystkich sprawdzić, czy nie mają igły pod językiem.

– Ssawki, tak, ssawki. Technicy będą zachwyceni. A napaść seksualna?

– Nie? Serio, daj mi coś, z czym mogę realnie pracować.

– Sprawa sprzed trzydziestu lat? Bardzo stary seryjny morderca czy naśladowca?

– Wampir skąd?

– OK. Dołącz to do maila.

 

Serce Jędrka zaczęło bić szybciej. Cokolwiek się działo, musiało mieć związek z tym dziwolągiem, Edwardem. Zawsze wiedział, że coś z nim jest nie tak. Teraz Syśka będzie musiała mu uwierzyć.

Znalazł ją na parkingu przed główną bramą, gdzie tłumaczyła przyjezdnym, że HorrorFun jest dziś zamknięte z powodów, których nie może ujawnić. Mówiła to z czarującym uśmiechem, eksponując dekolt i rozdając kupony na trzydzieści procent zniżek na wszystkie atrakcje przy następnej wizycie, więc szło jej w miarę gładko.

Gości było tylu, że prawie każdy pracownik musiał się nimi zajmować. Nawet Andrzej i odziana na czarno sanitariuszka. Oczywiście bez Edwarda. Nie był entuzjastą światła słonecznego, jak zauważył Jędrek.

– On jest jebanym wampirem.

– Co? – spytała zdezorientowana Syśka.

– Edward – ściszył głos, mimo że odciągnął ją za główną bramę, gdzie nikogo nie było. – Zabił tę dziewczynę, co ją rano znaleźli.

– Piłeś znowu na śniadanie…

– Posłuchaj mnie choć raz. To jest poważna sprawa.

– Dobra. Tylko się uspokój.

– Podsłuchałem inspektora. Dziewczyna. Straciła mnóstwo krwi i jest tylko jedna rana. – Jędrek nie był w stanie się uspokoić. – Jak seryjny morderca. Nazywają go Wampirem.

– Kurwa – odetchnęła z ulgą Syśka. – Przez chwilę myślałem, że ci naprawdę odbiło i uważasz, że Ed to prawdziwy wampir. Jak z legendy.

– Hej, mówię serio. Nie zbliżaj się do niego. Widziałem go wczoraj w nocy. Mówię ci, że on jest mordercą.

– A co na to policja?

– Nie wierzą mi. Mam za uszami, jak wiesz.

– Ok. Uspokój się. Znam Edwarda dobrze. Jest ekscentryczny, ale zapewniam cię, to nie on ją zabił.

Zanim Jędrek zdążył odpowiedzieć, krzyknął na nich menedżer.

– Przestańcie się migdalić i do roboty. Zaraz godziny szczytu. Ktoś musi tych klientów odgonić!

 

***

 

Godziny szczytu były równocześnie najgorętszymi godzinami dnia. Wszyscy pracownicy zdążyli już się spocić w swoich kostiumach. Nawet asfalt parking powoli rozpuszczał się pod ich butami. Pojawił się nawet wampir Edward. Oczywiście w ciemnej pelerynie z wysoką stójką. Twarz chronił czarną parasolką. Nie rozdawał kuponów zniżkowych, ale lodowato zimną wodę, która cieszyła nawet bardziej.

– Pewnie wolałabyś być teraz na zajęciach z psychologii? – zagadnął Sylwię.

– Chyba tak. Choć z drugiej strony tam nikt by nie wierzył, że jesteś Wampirem.

Edward nie skomentował, patrzył tylko beznamiętnie. Kątem oka dostrzegł Jędrka, który obserwował ich intensywnie z zaciętą miną.

– Żartowałam. Nawet w HorrorFun by w to nie uwierzyli.

– Wiem.

Po chwili spytała:

– Rozmawiałeś z policją?

– Nie. Widać nie uznali mnie za podejrzanego. Ani nawet interesującego.

– Ja uważam cię za interesującego – stwierdziła sugestywnie Sylwia. Naprawdę chciała zaproponować mu kilka rzeczy, ale najpierw musiała się upewnić.

– Powinienem z nimi porozmawiać – odpowiedział.

 

***

 

Pod wieczór sprawa wyglądała beznadziejnie. Nie było podejrzanych ani nawet miejsca zbrodni. Ofiara zmarła w dziwnych okolicznościach, przypominających te związane z działalnością seryjnego mordercy sprzed trzydziestu lat. Do tego Leonard cały dzień nie jadł, więc był nie tylko zirytowany, ale też głodny. Większość czasy spędził przeglądając monitoring, z którego nic nie wynikało. Wydawało się, że połowa kamer nie działa, a druga to atrapy.

Puste HorrorFun było trochę przerażające. Nawet w blasku zachodzącego słońca opustoszałe uliczki między krwawymi atrakcjami, mrocznymi rozrywkami i czarnymi chodnikami robiły podłe wrażenie. Leonard włóczył się po alejkach, przeglądając na smartfonie informacje o sprawie Wampira. Wrócił do stołówki próbując otworzyć załaczone zdjęcia. Okazło się, że ich brakuje, więc wysłał Gdawa zapytanie o to. Z pewnością mogłyby być przydatne.

– Dobry wieczór, panie detektywie – przywitał się Edward, odrywając go od telefonu. – Czekałem na pana. Zapomniał mnie pan wezwać na przesłuchanie.

– Nie zapomniałem. Nie potrzebowałem pana. Ma pan żelazne alibi od kierownika i Sylwii Nowak. Jeśli pan chce, może je pan potwierdzić.

– Tak, mogę. Po zamknięciu Dworu, koło drugiej, rozmawiałem z kierownikiem o podwyżce. Potem piłem piwo z Sylwią. Rozmawialiśmy o jej przyszłych studiach na psychologii. Nie zauważyliśmy nic podejrzanego.

– Wydaje się, że nikt nie widział nic podejrzanego.

– Dobry drapieżnik.

– Proszę?

– Zabijanie dla zysku czyni cię drapieżnikiem. Zabijanie dla przyjemności mordercą, a dla ochrony swojego interesu… Nie wiem, pewnie człowiekiem.

Leonard zamyślił się.

– Pana rozumowanie jest ciekawe, ale czy nie sprowadza ludzkiej istoty do zwierzęcia?

– A czy ludzie są czymś innym?

– Chce pan rozmawiać o ludzkiej naturze?

– Moja praca tego dotyczy.

Inspektor usiadł i gestem wyraził zainteresowanie.

– W moim dworze jestem wampirem – legendą, ludzkim koszmarem. Jednym z najskuteczniejszych drapieżników, jakie możecie sobie wyobrazić. Wzbudzam taki strach, że aby go opanować, ludzie obdarzyli mnie absurdalnymi słabościami, jakie nie mogłyby się pojawić w naturze. Srebro, słońce, czosnek, przymus liczenia drobnych przedmiotów? Absurd. I ten dziwaczny strój – wskazał na swoje przebranie i sztuczne zęby, które odłożył na stół. – W słowiańskiej mitologii wampiry nie mają kłów, ale igłę ukrytą pod językiem.

– Słyszałem to gdzieś.

– Dużo praktyczniejsze, prawda? Absurdalna jest też koncepcja powstawania wampirów. Żadne zwierze w naturze, nie przekazuje swojej egzystencji innym, ale parzy się, aby przedłużyć gatunek. A teraz wyobraż sobie, że jesteś jedyną istotą ze swojego gatunku. Do tego wampiry to nie wilki w owczej skórze, ale wilki o wyglądzie owcy. Praktycznie nieodróżnialne, tyle że nie żywią się tym samym. A jeśli wampir jest jedyną krwiożerczą owcą w całym stadzie? Stąd biorą się wszystkie romantyczne historie: samotna istota zakochuje się w kimś sobie podobnym. Myślę, że to dlatego wampiry muszą spać dekadami, -aby odzwyczaić się od ludzi..

Nagle drzwi stołówki otworzyły się, przerywając monolog.

– Panie inspektorze… O, cześć Ed – przywitała się Syśka. – Mamy dla pana pokój. Zaniosłam tam też kolację.

– Dziękuję pani.

– Ed, widzimy się potem na piwie? Chciałabym powtórzyć wczorajszy wieczór – uśmiechnęła się czarująco. – I porozmawiać na poważnie.

Wampir skinął głową.

– Oczywiście. Daj mi tylko czas zrzucić te głupie ciuchy.

 

***

 

Sylwia i Leonard mieli prawie pół miasteczka do przejścia. Wszędzie było ciemno, więc dziewczyna świeciła latarką.

– Nie boi się pan, że pana zamorduję?

– Nie jesteś wysoko na liście podejrzanych, a właściwie to nawet nie jesteś na liście.

– Dobrze wiedzieć.

– Wydajesz się dobrze znać wszystkich.

– Lubię ludzi. Uważam, że w każdym jest coś dobrego.

– Mam nadzieję, że nie chodzi ci o krew – Leonard był wciąż pod wrażeniem wampira Varda. – To nie było bardzo taktowne, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz. Jestem zmęczony i głodny.

– Nie ma sprawy. Ja też – odpowiedziała z uśmiechem. – Jutro wszystko się wyjaśni.

 

***

 

Syśka wracała sama do pokoju, żeby przygotować się na spotkanie z Edwardem.

Jędrek czekał ukryty za Krwawą Strzelnicą. – Gdzie idziesz? – Złapał ją za ramię. Słyszałem, że umówiłaś się z Vardem.

– Nic ci do tego, zboczeńcu – z łatwością wyrwała rękę z jego uścisku.

– Jeśli ja jestem zboczeńcem, to on pedofilem. I mordercą.

– Przede wszystkim jesteś idiotą.

– Po prostu nie chcę, żeby coś ci się stało. Trzymaj się z daleka od niego. Proszę – dodał niemal błagalnie.

– Wiesz co? – warknęła w odpowiedzi. – Pieprz się. Odwal się ode mnie na zawsze. Wbij sobie w ten zakuty łeb, że wkrótce mnie tu nie będzie i nigdy więcej się nie spotkamy. Nie wiem po co miałabym wracać! Do takiego pieprzonego idioty? A jeśli chodzi o Eda, to będziemy się bzykać ile wlezie i będziemy mieć gromadkę dzieci.

Jędrek poczerwieniał ze złości.

– Dobra, kurwa! Mam nadzieję, że dziś cię zabije. Mam już dość tego miejsca – warknął odchodząc.

 

***

 

Leonard nadgryzł pierwszą kanapkę z szynką i papryką. Próbował odblokować telefon, ale ten się rozładował. Nie zdziwiło go to po całym dniu. Wyciągnął ładowarkę i po krótkich poszukiwaniach znalazł kontakt. Zaczął przeglądać notatki w notesie. Na okładce zaznaczył kreskę. Kolejny dzień od diagnozy. Wyglądało na to, że ma dwa miesiące na załapanie się na transplantację. Później prognozy przestaną dotyczyć miesięcy, a zaczną dni lub godzin. Problem tkwił w tym, że palacz i alkoholik ze stresującą pracą zawsze był na dole listy. W tym miesiącu rzucił papierosy i alkohol, ale zaczynał zastanawiać się, czy było warto. Na długą chwilę ogarnęła go melancholia.

Wyrwało go z niej piknięcie naładowanej komórki. Uruchomił ją i natychmiast. Był mail z biura patologa z brakującymi zdjęciami. Przejrzał kilka zdjeć, aż dotarł do łównegopodejrzanego, doktora antropologii.

Wstał. Miał szansę jeszcze tej nocy zamknąć sprawę.

Albo zyskać życie wieczne.

 

***

 

Reflektory diabelskiego młyna podświetlały ciemne chmury na bezgwiezdnym niebie. Wszystkie inne atrakcje w miasteczku HorrorFun były wygaszone. Z wyjątkiem Dworu Wampira. Leonard odbezpieczył pistolet i pchnął drzwi do środka. Zaskrzypiały złowieszczo. W środku migotały elektryczne świece. Przebył korytarz wypełniony dziwacznymi eksponatami. Ominął labirynt luster. Znalazł się przy bocznym wejściu do głównej sali. W panującej ciszy słyszał bicie własnego serca. Gdzieś w głębi siebie wiedział, że przyjdzie mu się zmierzyć nie z podstarzałym pracownikiem wesołego miasteczka, ale z prawdziwym wampirem. Legendą z ludzkich koszmarów. Ostrożnie pchnął drzwi.

W centrum pomieszczenia stał rzeźbiony tron z imitacji drewna. Za nim znajdował się podświetlony na czerwono wielki gobelin, przedstawiający scenę polowania na jednorożca. Wampir stał tyłem do niego, obejmując inną postać.

– Edwardzie Dróg! Jesteś aresztowany za morderstwo! – oznajmił Leonard, celując do wampira z pistoletu.

Ciało Jędrzeja upadło na podłogę z głuchym stukotem. Wampir obrócił się powoli. Zmierzył inspektora niewzruszonym spojrzeniem.

– Nie zabiłem jej.

– Daj spokój. Wiem, czym jesteś – wyciągnął smartfon i pokazał zdjęcie. – To ty?

Oprócz stroju pracownik wesołego miasteczka i doktor antropologii niczym się nie różnili. Wampir przez chwilę patrzył na swoją podobiznę. Potem pokiwał głową.

– Więc czemu kłamiesz?

– Nie jesteś tu, aby mnie aresztować. Chcesz tego, co mam.

– Co, jeśli tak jest?

– Umierasz, prawda?

– Możesz to wyczuć?

Obaj mężczyźni bardzo powoli zbliżali się do siebie.

– Mogę. Ale to zawsze tak jest. Tylko ci, którym naprawdę kończy się czas, skłonni są wierzyć w wampiry. Chcą tego, co ja mam. Życia.

Leonard przełknął ślinę.

– Tak, chcę. Możesz mi to dać?

– To samotna egzystencja. Żyjesz samotnie, bo musisz polować samotnie. I z każdym pokoleniem staje się to trudniejsze.

– Nie obchodzi mnie to. Moje życie już jest samotne i nie chcę, żeby się skończyło. Jakiekolwiek jest. Przyznaj tylko, że zabiłeś dziewczynę, a sprawię, że nigdy za to nie odpowiesz.

– Dlaczego uważasz, że ją zabiłem?

Inspektor zmieszał się na moment.

– Właśnie na moich oczach wyssałeś krew z człowieka, a ja ci to odpuszczę. Co za różnica, czy przyznasz się do jeszcze jednego morderstwa?

– Dla mnie to byłby bardziej ubój. Nie zrobiłem tego.

Obaj wyglądali na zdziwionych. Leonard zaczął opuszczać pistolet. Jego myśli pędziły. Nie było żadnego powodu, dla którego Edward miałby kłamać, a to oznaczało tylko jedno. Nie był tak samotny, jak uważał. W HorrorFun jest więcej niż jeden wampir. Opuścił pistolet.

– Nie mogę ci dać tego, co chcesz. Nie jest jak w fantazjach. Urodziłem się taki i nigdy nie spotkałem nikogo innego, jak ja.

Leonard zrezygnował nagle. Nie tylko z perspektywy wiecznego życia, ale praktycznie z jakiegokolwiek. Teraz jednak wiedział, że Edward nie był winny. Więc, kto zabił Sandrę?

Inspektor był pewny, że w czasie morderstwa w miasteczku były tylko cztery osoby. Wampir. Jędrek i Andrzej, którzy wyraźnie byli jego ofiarami. I Sylwia Nowak.

Tylne drzwi sali uchyliły się. Gobelin za jednorożcem uniósł się i wyłoniła się Syśka.

– Hej Ed, przyniosłam piwo dla siebie…

Leonard obrócił się. Uniósł pistolet. Jeśłi Sylwia byłą wampirem, nie miał na co czekać. Wystrzelił. Edward skoczył przed Syśkę. Kula zagłębiła sięw jego ciele zatrzymując sięgłeboko w płucu. Zanim inspektor wystrzelił jeszcze raz, to Edwar był przy nim. Przez chwilę szamotali się stojąc, potem upadli. Inspektor strzelił jeszcze trzy razy. Mimo to wampir okazał się silniejszy. Głowa człowieka z trzaskiem obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni.

 

***

 

Sylwia padła na kolana. Z trzech ran na piersi Edwarda obficie płynęła krew. Nie próbowała jej zatamować, tylko podniosła jego głowę.

– Dlaczego się na niego rzuciłeś? Chciałeś go zabić, czy ochronić mnie?

– Dlaczego? – wydusił z siebie razem z krwawymi bąbelkami.

– Ponieważ muszę wiedzieć. Czy jesteś zdolny czuć coś do kogoś? Muszę wiedzieć, czy ja będę mogła.

– Dlaczego?

– Bo jaką matką bym była, gdybym nie mogła kochać swojego dziecka. Myślałam, że ty mi je dasz, ale musiałam najpierw wiedzieć.

Edward kaszlnął. Jego wzrok stał się mglisty.

– Chciałem go zabić – to kłamstwo było ostatnim, które wyszło z jego ust po odwiecznej egzystencji.

Wampirzyca puściła jego głowę. Podniosła się. Zajęło jej lata znalezienie innego wampira. Teraz musiała podjąć decyzję, czy chce szukać następnego, czy zostanie matką było jej pisane. Najwyraźniej nie. Odeszła z HorrorFun nie oglądając się za siebie.

 

***

 

Jędrek stracił wiele krwi i nażarł się strachu. Chciał zmierzyć się z wampirem, aby ocalić Syśkę, ale przegrał. Nigdy nie zapomni tej nocy, gdy obudził się przy dwóch martwych ciałach. On przeżył.

Koniec

Komentarze

To zupełnie fajny tekst! 

Lekki, luźny styl bardzo uprzyjemnia czytanie, choć sama wymowa opowiadania wcale żartobliwa nie jest. Bohaterowie wyraziści, choć nie przegadani – w ogóle nie ma tu często pojawiającego się w opowieściach o wampirach egzystencjalno – emocjonalnego bełkotu. Choć przeróżnych wersji Wampirów było bazyliony, dokładasz do nich całkiem interesującą cegiełkę.

Pojawia się trochę pomniejszych błędów i literówek, zwłaszcza pod koniec, jakbyś nagle zaczął się spieszyć. Ale akcja wciągnęła na tyle, że nie chciało mi się zatrzymywać i wypisywać :-) 

Przyjemna lektura. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Kryminał + Zmierzch. Może być :).

Nie jest to jakaś specjalnie odkrywcza opowieść (tylko Belli zabrakło ;)), ale czyta się bez bólu. Jednak trochę tych klisz się nazbierało. Tożsamość ofiary kompletnie nieistotna, sprawców wśród rodziny też się nie szuka. Wiem, że to taka konwencja, ale mógłbyś chociaż zdanie wrzucić, bo to śledztwo jest mało wiarygodne. Zakończenie – niby zaskakujące, ale trochę na siłę. Taki diabeł z pudełka. Jak to się stało, że drugi drapieżnik działał kompletnie nie pozostawiając śladów? 

Sporo literówek i innych wampirków niestety:

– raz piszesz menedżer, a raz menadżer – mógłbyś ujednolicić; 

– “Powstrzymała go, chwytając jego język” – próbowałem to sobie wyobrazić, ale poległem ;); da się tak zrobić podczas rozmowy?;

– “wykonane z plastiku płaskorzeźby” – wg definicji płaskorzeźby mogą być wykonane z kamienia czy drewna, ale nie z plastiku;

– “był tutaj jedyny tylko on” – to brzmi niezgrabnie;

– “zając jakieś biurko” – zająć;

– “straciłeś prawo jazdy za punkty” – no tak, ci którzy źle parkują to już potencjalni mordercy;

– “nieumyślne spowodowanie śmieci” – śmierci;

– “Słowiański Wąmpierz” – a nie pisze się: wąpierz?;

– “Nawet asfalt parking” – parkingu;

– “Większość czasy spędził” – czasu;

– “załaczone zdjęcia” – załączone;

– “więc wysłał Gdawa zapytanie o to” – nazwiska ci się nie chciało odmienić?;

– “zwierze” – zwierzę;

– “nie przekazuje swojej egzystencji innym” – to brzmi dziwnie;

– “wyobraż sobie” – wyobraź;

– “Nie zdziwiło go to po całym dniu” – a po pół by go zdziwiło? czegoś tu zabrakło;

– “Uruchomił ją natychmiast”;

– “Był mail z biura patologa” – był? przyszedł czy oczekiwał raczej;

– “dotarł do łównegopodejrzanego” – tu chyba sam widzisz;

– “sięgłeboko w płucu” – się głęboko;

– “to Edwar był przy nim” – Edward. 

 

Podsumowując – opowiadanie letnie, a i wykonanie mogło być lepsze.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Przeczytałam opowiadanie. Szkoda, że bardzo przyzwoity styl nie uratuje tekstu w obliczu masy wpadek. Można było poprawiać tekst do pierwszego maja. Wcześniejsza publikacja lub oddanie do betowania pomogłoby na czas wyszlifować tekst. Niestety nie mogę go zakwalifikować.

 

Przykłady błędów:

 

gdy nagle obrócił się z odrazą wypluł sztuczną szczękę. ← czegoś tu zabrakło

– Panie i panowie, – powiedział

soczysta karkóweczka na grillu, – gestykulował

– Edward, edziu, pedziu(+.)zZza rogu wychynął łysiejący i grubiutki menedżer.

I do tego pyskuje(+.) – Menadżer uniósł

ale kołnierzyk go przydławił . ← zbędna spacja

– Tylko dla ciebie(+.)uUśmiech mężczyzny świadczył o jego intencjach.

ty tylko całkiem niezła(+.)

– Jesteś pewien, ze żadnych narkotyków? ← że?

– Kurwa – odetchnęła z ulgą Syśka. ← Kurwa. – Syśka odetchnęła z ulgą.

Nawet asfalt parking powoli rozpuszczał się pod ich butami.

więc wysłał Gdawa zapytanie o to. ← ?

I ten dziwaczny strój(+.)wWskazał na swoje przebranie i sztuczne zęby, które odłożył na stół. – W słowiańskiej

Żadne zwierzęe w naturze, nie przekazuje

spać dekadami, -aby odzwyczaić się od ludzi.. ← posypały się znaki

– Ed, widzimy się potem na piwie? Chciałabym powtórzyć wczorajszy wieczór(+.)uUśmiechnęła się czarująco. – I porozmawiać na poważnie.

– Mam nadzieję, że nie chodzi ci o krew(+.) – Leonard był wciąż pod wrażeniem wampira Varda.

Jędrek czekał ukryty za Krwawą Strzelnicą. – Gdzie idziesz? ← wypowiedź od nowej linijki

– Nic ci do tego, zboczeńcu(+.)zZ łatwością wyrwała rękę z jego uścisku.

Uruchomił ją i natychmiast.

łównegopodejrzanego

– Daj spokój. Wiem, czym jesteś(+.)wWyciągnął smartfon i pokazał zdjęcie. – To ty?

nie spotkałem nikogo innego, jak ja. ← takiego jak ja?

– Hej Ed, przyniosłam piwo dla siebie… ← a nie dla ciebie? ;>

Kula zagłębiła sięw jego ciele zatrzymując sięgłeboko w płucu.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Interesujący tekst, skrzywdzony wykonaniem. Niby temat wampirów wyświechtany, ale znalazło się miejsce na kilka w miarę nowych pomysłów.

Fabuła wciągnęła, śledziłam z zainteresowaniem. Do tego nieoczekiwane zwroty akcji.

Bohaterowie całkiem nieźli, ładnie zbudowałeś głównych.

Legenda obecna.

I jeszcze ciekawe wstawki o słowiańskich wampirach.

I tylko z wykonaniem słabo; zapis dialogów do remontu, literówki (pod koniec dużo, nawet więcej niż jedna w jednym zdaniu) i sporadycznie inne usterki.

Okazło się, że ich brakuje, więc wysłał Gdawa zapytanie o to.

Coś się posypawszy, nie tylko szyk i literówka.

Babska logika rządzi!

Miał właśnie zagłębić kły w szyi Sandry i ssać jej krew aż do śmierci, gdy nagle obrócił się z odrazą wypluł sztuczną szczękę.

Chyba czegoś zabrakło.

– Odwal sie, kurwa, to było tylko raz i nie byłeś zbyt dobry…

– Chyba ty. Ja byłem dobry, ty tylko całkiem niezła

I brak kropki na końcu.

– Wiem. Zdecyduję do końca miesiąca – odpowiedziała, mimo że[-,] chciała rozmawiać o ich wspólnej przyszłości.

Cyrkowcy, parkowcy i tirowcy rozwiązywali sprawy po swojemu.

Kim są parkowcy?

Poprosił o wskazanie miejsca, gdzie mógłby zając jakieś biurko.

Literówka.

– Jesteś pewien, ze żadnych narkotyków?

– Serio? Słowiański Wąmpierz?

Większość czasy spędził przeglądając monitoring, z którego nic nie wynikało.

Wrócił do stołówki próbując otworzyć załaczone zdjęcia. Okazło się, że ich brakuje, więc wysłał Gdawa zapytanie o to.

Żadne zwierze w naturze, nie przekazuje swojej egzystencji innym, ale parzy się, aby przedłużyć gatunek. A teraz wyobraż sobie, że jesteś jedyną istotą ze swojego gatunku.

Myślę, że to dlatego wampiry muszą spać dekadami, -aby odzwyczaić się od ludzi..

Przejrzał kilka zdjeć, aż dotarł do łównegopodejrzanego, doktora antropologii.

– Nie mogę ci dać tego, co chcesz. Nie jest jak w fantazjach. Urodziłem się taki i nigdy nie spotkałem nikogo innego, jak ja.

Więc, kto zabił Sandrę?

Jeśłi Sylwia byłą wampirem, nie miał na co czekać. Wystrzelił. Edward skoczył przed Syśkę. Kula zagłębiła sięw jego ciele zatrzymując sięgłeboko w płucu.

 

Przy kopiowaniu widzę wyraźnie czerwone wężyki. Szkoda, że nie chciało ci się poprawić nawet tak widocznych błędów i usterek.

Przynoszę radość :)

Pomysł jest, nawet na kompozycję. Ale logicznie mi się to nieco nie klei.

Czemu wampir nie potrafił odgadnąć, że jego koleżanka jest pobratymcem krwi – a ona potrafiła? Czemu koniec końców los ofiar nie był ważny?

Generalnie tekst idzie w kilka stron, ale im dalej w las, tym więcej z nich porzucasz, jakby gonił limit. A miałeś do niego dosyć daleko.

Wykonanie nienajlepsze.

Tak więc tutaj bez fajerwerków, choć pomysł był.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Kryminał i horror w jednym, pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji. Podobało mi się.

Kotlet legendarny i serwowany wielokrotnie, ale odgrzany i podany z nowym sosem i z nowymi dodatkami, smakuje całkiem nieźle.

Szkoda, że wykonanie pozostawia tak wiele do życzenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka