- Opowiadanie: BrygidaŻ - Alaia

Alaia

Moja śmiała-nieśmiała próba numer jeden, jeżeli chodzi o opowiadania konkursowe. Miałam mało czasu, ale udało. Dawno temu publikowałam, ale nie było to nic wyjątkowego. Mam nadzieję, że ta praca zakończy mój okres pisarskiego przepoczwarzania.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Alaia

 

Stało się. To już, pomyślała Mirabel, wypuszczając z dłoni zmięty kawałek pergaminu. Myślała, że potrwa to dłużej, że będą miały więcej czasu. Tym bardziej, w co aż trudno jej było w to uwierzyć, naprawdę ją polubiła.

– Panienko, czy możemy ruszać?

Głos posłańca wyrwał ją z zamyślenia. Co on tu jeszcze robił? No tak. Przecież miał ją eskortować. W liście czcigodny Morolth zaznaczył, że ma przybyć niezwłocznie.

– Tak, oczywiście – odpowiedziała, sięgając po wiszący na haku płaszcz. Zanim narzuciła go na szarą suknię, przypomniała sobie o szkicowniku. Leżał na łóżku, tam gdzie zostawiła go po przybyciu nieoczekiwanego gościa. Sięgnęła po niewielkich rozmiarów notes i stanęła naprzeciw czekającego na nią wysłannika. – Nie traćmy czasu. W tej sytuacji jest aż nazbyt cenny.

Wyraźnie było widać, że młodzieniec chciał zapytać o sens jej słów, ale zamiast tego wyprostował się, przybrał urzędowy, pozbawiony emocji wyraz twarzy i ruszył korytarzem. Uśmiechnęła się, może i był od niej wyższy, a jego obojętna mina wręcz wyćwiczona do perfekcji, ale wygląd zdradzał, że nie tak dawno wytarł mleko spod nosa. Nawet jeśli mógł już swobodnie poruszać się po dolinie, przechodzący z błękitu w kobaltowy odcień spływającego wzdłuż szerokich ramion warkocza oznaczał jedno. Dopiero kończył okres dojrzewania. Dawała mu góra osiemdziesiąt lat. Ona sama w tym roku kończyła ledwie pięćdziesiąt, ale w przeciwieństwie do pięknego granatu ku któremu zmierzał kolor włosów posłańca, jej nie chciały wyjść ze złocistego odcienia narodzin.

Jeszcze dwie pełnie temu uważała to za dyshonor, za jakąś nieuzasadnioną karę Pani Nieba, czy zwykły żart losu. Teraz rozumiała, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Przynajmniej tak mówiła jej Alaia.

W miarę zbliżania się do drzwi frontowych, na korytarzu zbierało się coraz więcej zaciekawionych dziewcząt. Wizyta osobnika płci przeciwnej w domu córek Pani Nieba była czymś co najmniej wyjątkowym. Oczekującym wyświęcenia pannom nie wypadało oddawać się uciechom życia codziennego, dlatego też z każdym krokiem czuła na sobie coraz więcej zazdrosnych spojrzeń. Zapewne myślały, że mimo nie osiągnięcia pełnej dojrzałości, była już pewna swojej Ścieżki i otrzymała błogosławieństwo przejścia. Miały rację, niestety tylko połowicznie. Minie jeszcze wiele lat zanim opuści ten przybytek raz na zawsze. Obranie właściwej Ścieżki to nie lada wyzwanie i szczerze modliła się w duchu, by Pani Nieba pozwoliła jej zachować w sercu kierunek, który obrała. Nawet jeśli nie miał być niczym wyjątkowym i jeszcze bardziej podkreślić jej wyobcowanie, to pragnęła tego jak nigdy dotąd. Wcześniejsze marzenia przestały się liczyć.

Wszystko przez Alaię. Nie. Wszystko, dzięki Alaii.  

Kiedy opuścili dom kobiet znów poczuła to osobliwe uczucie wolności. Złudnej, bo wiedziała, że będzie musiała tu jeszcze wrócić. Odchyliła głowę, ostry sierp księżyca wchodzącego w nowy cykl otaczały tysiące migoczących gwiazd. Piękna noc. Już dawno niebo nie było tak czyste, pozbawione chmur. Gdyby nie wionący chłodem jesienny wiatr, mogłaby uznać, że to najlepsze warunki na rozmowę z duchami. Jeszcze niedawno była gotowa poświęcić wszystko byleby opanować tę Ścieżkę mocy. Dla niej, której złapanie choćby najcieńszej nici magii było nie lada wyzwaniem, przywołanie ducha natury już było czymś wyjątkowym. Sprawiało, że nie czuła się pospolita. Rozumiała, że w społeczności prócz kapłanów potrzeba też zwykłych rzemieślników, ale do niedawna uważała ich za gorszych, prawie równych śmiertelnym. W końcu ich egzystencja ograniczała się tylko do rzemiosła. Niewielu Ludzi Ziemi dostąpiło zaszczytu dotknięcia nici magii.  

To Alaia sprawiła, że przestała gardzić mniej uzdolnionymi i zaakceptowała swoją własną niemoc.  

Na dziedzińcu oczekiwał powóz. Ten sam, którym od dwóch pełni jeździła do posiadłości lorda Morolthu. Stojące przy nim uskrzydlone wierzchowce poparskiwały cicho. Na widok znajomej twarzy zaczęły drobić w miejscu.

– Panienko – prowadzący ją młodzieniec otworzył drzwiczki pojazdu i podał jej dłoń. Poczuła bijące od niego ciepło i lekkie drżenie palców. No tak, może i opuścił już dom mężczyzn ale pewnie nadal był na naukach. Nie zdziwiłaby się, gdyby to było jedno z jego pierwszych zadań. Chociaż nie dawał tego po sobie znać, musiał być równie podekscytowany co zestresowany. Uśmiechnęła się i pokonując schodki, skinęła mu głową w geście podziękowania. Policzki posłańca przybrały odcień słabego różu, a on sam speszył się i gdy tylko wsiadła, zamknął za nią drzwiczki.

– Nie zwlekałaś, droga Mirabel – siedząca w środku kobieta podała jej dłoń. Cieniutkie obrączki okalające jej niemalże białe palce połyskiwały w mroku powozu.

– Jakżebym mogła, Pani? – ujęła jej palce i ucałowała. – Zignorowanie takiej prośby byłoby brakiem taktu.

– Rozumiem – usta kobiety wykrzywiły się na kształt uśmiechu, który chyba miał jej dodać otuchy.

Nie udało się. Czcigodna Elizefrata nie umiała okazywać zbyt wielu emocji, zwłaszcza współczucia. Chociaż, dlaczego miałoby ją to dziwić? Starszyzna właśnie taka miała być. Odcięta od wszelkich emocji by nic nie mogło zachwiać ich decyzjami. W końcu to od nich zależały losy ich ludu. Po rozmowach z Alaią, zastanawiała się, czy gdyby przywódcy śmiertelnych zachowywali się podobnie, ich rasy nie spotkałby tak okrutny los.

Szarpnęło, kiedy konie poderwały powóz w górę. Mirabel wciągnęła ze świstem powietrze. Powinna się tego spodziewać. Nie mogli tracić czasu na standardowy przejazd do punktu wzlotu, więc od razu wzbili się w niebo. Mimo że wielokrotnie leciała do podniebnej posiadłości czcigodnego Moroltha, nadal nie mogła się do tego przyzwyczaić. Niestety miała lęk wysokości, co po raz kolejny udowadniało, że nie jest jej pisana Ścieżka kapłańska. Wszystkie świątynie lewitowały ponad koronami drzew.

– Mirabel – czcigodna Elizefrata zwróciła się do niej po dłuższej chwili milczenia. – Poproszę Cię teraz o skupienie. Wiemy, że Wasze dzisiejsze spotkanie było krótsze niż zazwyczaj. Niedługo po Twoim wyjściu, jej stan gwałtownie się pogorszył. W czasie badania zaczęła majaczyć. Wyrzucała z siebie mnóstwo nie mających znaczenia zdań. Prócz jednego.

Mirabel wyprostowała się. Już wiedziała, o co ją zapyta.

– W co miałaś jej uwierzyć? Co takiego powiedziała Alaia?

– Pani, kiedy spotykasz kogoś takiego jak ona, burzy się porządek świata, w którym żyjesz. Stara historia przekazywana przez bajarzy i mistrzów pamięci nagle staje się prawdziwa, namacalna. To oczywiste, że próbowałam szukać logicznego wyjaśnienia – mówiła bez zająknięcia. Pewność siebie. Tylko to może jej teraz pomóc. – Ileż dni spędziłam na szukaniu odpowiedzi innej niż ta jedyna, prawdziwa. To tak jakby spotkać perłowego smoka na spacerze między szepczącymi drzewami.

Czcigodna Elizefrata zmierzyła ją badawczym spojrzeniem. Przejrzyste niczym błękitne niebo tęczówki przewiercały ją na wylot. W końcu skinęła i odwróciła się do okienka powozu. Mirabela odetchnęła z ulgą. Widać jej słowa przekonały ją. Dzięki Ci Pani Nieba, pomyślała w duchu.

Kolejne szarpnięcie oznajmiło doatrcie na miejsce. Po chwili w otwartych drzwiach powozu ukazała się sylwetka eskortującego ją posłańca.

– Pani – skłonił się, podając rękę Starszej. Elizefrata bez słowa opuściła pojazd i ruszyła przodem. – Panienko – potem zwrócił się do Mirabel, również pomagając jej wysiąść.

Podziękowała grzecznie i pospieszyła za kobietą. Przez moment poczuła ukłucie współczucia. Biedny chłopak, resztę życia miał spędzić między tymi wyniosłymi, pozbawionymi uczuć osobistościami. Z jednej strony to zaszczyt służyć przy Starszyźnie. Z drugiej… Jeśli sam nie pozbędziesz się własnych uczuć, czeka cię tam samotność.

Teraz już była tego pewna. Alaia była doskonałym przykładem.

Pierwszy raz gościła tu nocą. Za dnia zapierająca dech w piersiach posiadłość Starszego jawiła się niczym cud dotknięty palcem samej Pani Nieba. Marmury, wijące się wzdłuż ścian bluszcze i te ogromne, wpuszczające do środka promienie słońca okna, które teraz ziały pustką, jakby blask księżyca im nie wystarczał.

Mirabel poczuła dreszcze. Domostwo przypominało jej bardziej grobowce śmiertelnych władców, które podziwiała na starych rycinach w księgach Alaii, niż miejsce dla żyjących.  Potrząsnęła głową, odganiając nieprzyjemne myśli. To chyba przez powód wizyty zaczęły ją nękać takie skojarzenia.

Czcigodny Morolth oczekiwał jej w głównym hallu. Ten, jakżeby inaczej, wyniosły mężczyzna o zimnym spojrzeniu błękitnych tęczówek, jawił jej się niczym duch zwiastujący śmierć. Zjawisko tak obce w ich świecie nagle było jej dużo bliższe niż cokolwiek innego. Starszy odgarnął poły długiej tuniki i poprawił czarny płaszcz. Czyżby to był ukłon w stronę Alaii? Czerń oznaczała żałobę, jeśli dobrze pamiętała.

– Jest w swojej sypialni – od razu przeszedł do rzeczy. – Od twojego wyjścia nie opuszcza już łóżka.

Mirabel dygnęła i bez słowa ruszyła dobrze znaną drogą. Pokonując długi, oświetlony blaskiem unoszących się nad sufitem świetlnych kul korytarz zastanawiała się co ma jej powiedzieć. Nie była jeszcze na to gotowa. Wiedziała, że kiedyś nastąpi ta chwila, ale nie spodziewała się, że będzie to tak szybko. Widać Alaia przeczuwała zbliżający się koniec i zapragnęła wykorzystać go w pełni. Czy właśnie dlatego od samego początku była taka prostolinijna i bezceremonialna? Mogła ją o to za chwilę spytać, ale czy to było takie ważne? Teraz, kiedy wszystko zostało już powiedziane, to spotkanie będzie wypełnione ciszą.

Ciszą i krótkim pożegnaniem.

Drzwi na końcu korytarza czekały już otwarte. Ze środka komnaty dobywał się znajomy zapach jaśminu i cedru. Przed wejściem tak jak zawsze zdjęła buty. Nieważne, że wchodziła tu po raz ostatni. Zasady to zasady. Ruszyła po starym, miękkim dywanie, mijając sterty porozrzucanych wszędzie ksiąg. Długie, stojące wzdłuż ścian regały nie były w stanie ich już pomieścić, podobnie dębowe kuferki. Słabe światło wypalających się świec przypomniało jej ich pierwsze spotkanie. To było coś. Zaczęło się właśnie od żyrandola, na którym dopalały się świece. Alaia kazała jej wtedy zająć się ogarkami. Tak po prostu. Bez żadnego przywitania, czy przedstawienia się wskazała na komódkę i powiedziała Z tych już nic nie będzie. Bądź tak dobra i sięgnij nowe. Są w drugiej szufladzie. Jakież było jej zdziwienie kiedy zobaczyła do kogo należał ten zachrypnięty, drżący głos. Wtedy właśnie spotkała swojego osobistego perłowego smoka, jak to lubiła mówić o Alaii.

Alaii, która teraz leżała bez sił na swoim posłaniu. Małej, lekko przygarbionej staruszce o białych rozrzuconych na poduszce włosach. Nie, nie białych. Siwych. Tak, tak nazywali kolor, który na starość, u kresu ich dni okalał głowę ludzi Ziemi.

– Jestem – odezwała się cicho.

Kobieta poruszyła się i otworzyła oczy. Widząc dziewczynę, jej opleciona pajęczyną zmarszczek twarz rozjaśniła się, a usta rozciągnęły w uśmiechu.

– Przyszłaś, dziecino – wyszeptała. Mirabel musiała się przysunąć do samego łoża żeby lepiej ją słyszeć. – Dostałaś mój list.

– Oczywiście, jak mogłabym go zignorować – Mirabel ujęła jej wątłą dłoń. Była nieprzyjemnie chłodna. – Dobrze wiesz, że od dawna nie przychodzę tu z przymusu.

– Wiem, dziecino, wiem…

Staruszka zamknęła oczy. Przez chwilę Mirabel bała się, że to już, że minęła ich ostatnia chwila, ale babina wciąż oddychała. Płytko, bardziej przypominało to charczenie, jednak życiodajne powietrze wciąż krążyło w jej ciele. Tak jak przewidziała, milczały. Nie było już o czym im rozmawiać. Wszystko co miały do powiedzenia, przedstawiły sobie podczas ostatniego spotkania. Mimo to, w końcu Alaia przerwała pożegnalną ciszę.

– To wszystko – omiotła spojrzeniem komnatę – to wszystko jest twoje. Księgi, ryciny, pergaminy, traktaty, moje pamiątki. Morolth już wie, kazałam mu przysiąc na miłość do mojej matki. Zrobił to, więc jeszcze dziś wszystko znajdzie się w domu kobiet. Zrobisz z tym co chcesz.

– Dobrze wiesz, co z tym robię – Mirabel uśmiechnęła się z przekąsem. – Gdyby tak nie było, nie oddawałabyś swojego spadku pod moją opiekę.

– Gdybym tego nie zrobiła, wszystko skończyłoby w ogniu razem z moim ciałem, a tak może coś jeszcze po sobie pozostawię – w oczach Alaii zalśniły łzy. – Nie mogłam kochać, nie mogłam mieć dzieci, całe moje życie spędziłam jako pamiątka po własnej matce, zamknięta w złotej klatce przeszłości. Morolth ochronił nas przed zarazą, stworzył dla nas azyl, który szybko zamienił się w więzienie – zacisnęła dłoń na palcach Mirabel. – Sprowadzenie Cię tutaj było najlepszym co mogłam zrobić dla swojej umęczonej duszy. Kiedy usłyszałam jak sunące korytarzami akolitki rozmawiały o dziewczynie, która bardziej przypomina Ludzi Ziemi niż dzieci Pani Nieba, wiedziałam, po prostu wiedziałam, że muszę Cię poznać. Morolth od zawsze spełniał moje zachcianki i tym razem mnie nie zawiódł. W końcu jestem dzieckiem śmiertelnej, którą pokochał wbrew wszelkim zakazom. Skoro nie umiał poradzić sobie ze starzeniem się mojej matki, to co dopiero z moim. W jego długowiecznych oczach nadal uchodzę za podlotka Przecież mam tylko  sto lat…

– To prawie jakbyśmy były rówieśniczkami, pięćdziesiąt lat to żadna różni… – Mirabel ugryzła się w język. Znowu to zrobiła. Dla niej to był ledwie początek, dla Alaii już koniec.

– Pół wieku… – Staruszka zamknęła oczy. Wiszące nad łożem tęczowe kamyczki dekorowały jej bladą twarz kolorowym blaskiem. – Wy, długowieczni, traktujecie to jak mrugnięcie, chwilę. Masz rację, co to jest pięćdziesiąt lat w obliczu wieczności. O ironio, tylko tyle wystarczyło, by cała moja rasa odeszła w zapomnienie. Opustoszałe zamki popadły w ruinę, wioski obrosły zielenią, a ich dotychczasowych mieszkańców zastąpiły lisy i króliki. Patrzyłam na to wszystko z okien unoszącego się nad ziemią dworu. Potem na moich oczach matka z pięknej kobiety zmieniła się w pomarszczoną staruszkę i nie rozumiałam, dlaczego kiedy ona odeszła, istoty wśród których żyłam wciąż były młode i pełne energii. Później, kiedy sama zaczęłam się zmieniać, Morolth wyjaśnił, że nie jestem jak Wy, a Elizefrata nazwała mnie reliktem przeszłości… Ty, Mirabel, jako pierwsza użyłaś tak pięknego porównania. Sprawiłaś, że stara, dogorywająca śmiertelna zmieniła się w baśniowego smoka.

– To była moja ulubiona historia z dzieciństwa, nic nie poradzę, że…

– Dziecino, pogodziłam się z tym, że tak jak cała moja rasa wkrótce stanę się zwykłą baśnią.

– Nie jesteś i nie będziesz nią – Mirabel pokręciła głową. Widziała, że Alaia oddycha coraz słabiej, że jej oczy zachodzą mgłą. – Baśnie są wymysłem naszej wyobraźni, historiami, które nigdy nie istniały i nie zaistnieją w naszym świecie. Ty jesteś i będziesz, choćby w moim sercu. Jesteś legendą i już moja w tym głowa żeby…

Nagle staruszka poderwała się z poduszek. Było to tak nieoczekiwane, że Mirabel ledwo zdążyła uniknąć zderzenia się ich głów. Złapała Alaię pod ręce, powstrzymując ją przed wypadnięciem z łoża.

– Pamiętaj, dziecino, słodka Mirabel – zacharczała jej do ucha. – Pamiętaj o tym, co stało się naprawdę. Pamiętaj o tym, co nas zabiło, o Waszych cudownych, nietkniętych zarazą ciałach i o ludzkiej chciwości, która to wszystko zaczęła. Jeśli mam stać się legendą, niech ziarno prawdy zapuści korzenie, których nie wyrwie nawet Elizefrata… Może nie teraz, może za sto, dwieście lat, ale w końcu prawda wyjdzie na jaw, a wtedy ja i duchy moich przodków zaznamy spokoju. Nie zapomnij o nas.

Powiedziawszy to, Alaia zwiotczała w jej ramionach. Mirabel starając się zapanować nad drżeniem własnego ciała, ułożyła ją z powrotem w poduchach.

– Nie zapomnę i nie dam zapomnieć innym. Nie martw się – zapewniła ją.

– Dobrze – staruszka wyszeptała. – Niech tak będzie…

Pierś kobiety uniosła się, wydając z siebie ostatnie tchnienie. Mirabel nachyliła się nad nią i zamknęła jej oczy. Alaia opowiadała, że tak właśnie robiono, kiedy zmarły umierał z uniesionymi powiekami.

Postanowiła, że zaczeka na czcigodnego Moroltha. Chciała pomówić z nim osobiście i tylko tutaj miała szanse to zrobić. Zanim Starszy pojawił się w komnacie, zaczęło świtać. Przez cały ten czas nie zmrużyła oka. Postanowiła oddać hołd ciału, które wkrótce miało spocząć na stosie, poprzez stworzenie jego ryciny w swoim szkicowniku.

– Czy odeszła w spokoju? – Morolth zapytał, stając przed łożem.

– Tak – odpowiedziała bez wahania.

– Przypatrz się jej – polecił. – Przypatrz uważnie, bo nigdy więcej nie ujrzysz kogoś takiego na własne oczy. 

– Czy ona naprawdę była ostatnia?

– Tak – Starszy skinął głową. – Ona i jej matka jako jedyne nie zostały tknięte chorobą. Dołożyłem wszelkich starań by mogły odejść w naturalny sposób, sięgając kresu swoich dni.

– Zamknąłeś je w złotej klatce… Panie – dodała, przypominając sobie z kim rozmawia. 

– Uchroniłem je przed śmiercią w męczarniach. Osłoniłem przed powolnym, przytłaczającym bólem konania! Nawet jeśli wiązało się to z odcięciem ich od świata, nie żałuję swoich czynów. Poza tym nie jesteś kimś, komu miałbym się tłumaczyć. – zmierzył ją groźnie, po czym pochylił się nad ciałem Alaii i ucałował jej zimne czoło. – Tylko ona mogła tego ode mnie oczekiwać. 

– Wybacz, czcigodny – spuściła wzrok. – Powinnam znać swoje miejsce. 

– Zgodnie z prośbą, przekażę Ci jej księgi. Zrobisz z nimi co uznasz za stosowne – jego głos złagodniał. – Nie wiem czy znajdziesz w nich coś ciekawego, to głównie traktaty i dokumenty państwowe. Zbierałem je na jej życzenie. Chciała mieć jakąś pamiątkę.

– Wiem, Panie. Opowiadała mi o tym.

– Cieszę się, że dotrzymałaś jej towarzystwa w tych ostatnich chwilach – powiedział nieoczekiwanie. Odwrócił się do niej ze słabym uśmiechem na ustach.

– Wiem, że wiele to dla niej znaczyło.

– To przez te włosy – Mirabel zawinęła jasny kosmyk na palcu. – Mówiła, że wśród śmiertelnych był to często spotykany kolor. Przypominało jej to życie z czasów przed zarazą.– odpowiedziała, spuszczając wzrok.

– Moja pospolitość i brak szerszych uzdolnień była jej pociechą.

– Nie wszyscy są stworzeni do władania nićmi magii – Morolth położył dłoń na jej ramieniu. Tego się nie spodziewała, to rzeczywiście była wyjątkowa noc. – Nawet my, długowieczne dzieci Pani Nieba mamy swoje role. Nasze życie to wieczna służba Pani Nieba, choć nie wszystkim dane jest być jej kapłanami. Mimo to, raduj się, Mirabel, bo postanowiłem spełnić twoje marzenie. 

– Nie rozumiem, Panie – Mirabel zamrugała zaskoczona.

– Nie godzi się, by dziecię, które zaznało skrawka życia ponad ziemią, miało zostać od niego na zawsze odcięte. Nawet jeśli twoje moce są nikłe, z uwagi na to, jak bardzo mi się przysłużyłaś otoczę Cię moją protekcją. Nie zagwarantuję Ci miejsca pośrodku świątyni, o tym decyduje moc i sama Pani, ale zadbam o to, byś otrzymała należne święcenia. Zostaniesz kapłanką, moje dziecko. 

Serce zabiło jej mocniej. Oto stał się upragniony cud, na który czekała od chwili, od której dowiedziała, że pisane jej nic nie warte życie wśród ludu. Czy to właśnie miała być nagroda za tyle lat życia niczym tło dla innych?

Spojrzała na spokojną twarz Alaii, przypominając sobie ich długie rozmowy. Przygryzła wargę, na języku poczuła metaliczny posmak krwi. O Pani, dlaczego wystawiasz mnie na tak trudną próbę!?, wyła w duchu.

– Czcigodny… – odezwała się w końcu. – Jestem zaszczycona, a moja wdzięczność nie zna granic… Jednak muszę odmówić.

Morolth nie wydawał się zaskoczony. Wręcz przeciwnie, chyba się tego spodziewał. W tym momencie pomyślała, że może ta propozycja była tylko po to, żeby miała ją odrzucić?

– Do tej pory uważałam, że związanie Ścieżki z rzemiosłem jest ukoronowaniem mojego niedoskonałego dojrzewania. Alaia pokazała mi, że moja Ścieżka nie prowadzi przez chmury, tylko zaprasza między drzewa. Dzięki niej zrozumiałam, że to my nadajemy sens naszym czynom. To ja i tylko ja sprawię, że nawet stąpając po ziemi, mogę być kim tylko zechcę – spróbowała się uśmiechnąć. – Tym bardziej, że potrzeba nam więcej mistrzów pamięci. Nasze dziedzictwo jest zbyt wspaniałe by o nim zapomnieć.

Po raz pierwszy w swoim życiu zauważyła by długowieczny liczący sobie ponad pięćset lat okazał wyższe emocje. Morolth pokiwał głową, szczerze zadowolony z jej słów. Czyżby i on…

– Niech tak będzie – odwrócił się w stronę wyjścia. – Mirabel, będę oczekiwać na twoje błogosławieństwo przejścia. Mam nadzieję, że do tego czasu przygotujesz wiele ciekawych historii. Nie tylko o dzieciach Pani Nieba.

Tak, odpowiedziała mu w myślach. Do czasu osiągnięcia pełnej dojrzałość jej głowa będzie pełna baśni i legend.

A zacznie od legendy o Alaii, ostatniej śmiertelnej, która przeżyła morową zarazę. Jeśli Pani Nieba pozwoli, ziarno prawdy, które staruszka zasiała w sercu Mirabel sprawi, że nikt nie zapomni o Ludziach Ziemi. Może kiedyś, za sto, dwieście lat, oni, długowieczni uświadomią sobie, że choroba, która zniszczyła niedoskonałą w ich oczach rasę, była nieudanym eksperymentem.

Eksperymentem, który miast dać śmiertelnym długowieczność, doprowadził do ich zagłady. 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Dość standardowa fantasy, sprawiająca na dodatek wrażenie kawałka większej całości, bo na sam koniec dowiadujemy się, że chodzi tu o coś więcej niż to, że młoda dziewczyna podziwia starszą kobietę, oraz przedstawianie drobnych fragmencików świata, który ma nawet jakiś potencjał na jeśli nawet nie wielką oryginalność, to sugestywność. Zakończenie jest twistem, ale absolutnie nie współgra z niczym, co jest wcześniej. Tzn. niby dostajemy podpowiedź, że Alaia jest kimś innym niż pozostałe występujące tu osoby, ale potem narracja skupia się na Mirabel i rozterkach dotyczących jej życia, przy okazji trochę na zaprezentowaniu jej nacji, a potem deusexmachinowo pojawia się ostatnie zdanie. Pozostawiło mnie to z uczuciem niedosytu, bo czytało się to nawet dość przyjemnie (fantasy, w której rycerze i/lub orkowie nie okładają się mieczami/toporami, jest sama w sobie dość odświeżająca), choć styl pozostawia trochę do życzenia.

 

 

A teraz parę drobiazgów:

 

miast tego → zamiast tego. Nie masz konsekwentnej archaizacji (i dobrze), więc takie pojedyncze wtręty zaburzają narrację

 

“Wizyta osobnika płci przeciwnej w domu córek Pani Nieba była czymś co najmniej wyjątkowym, żeby nie powiedzieć spektakularnym”

Spektakularny nie jest “stopniem wyższym” od wyjątkowy. Spektakularna wizyta musiałaby się łączyć z jakimiś przysłowiowymi fajerwerkami. Lepiej: czymś co najmniej niezwykłym, by nie powiedzieć wyjątkowym.

 

“Szarpnęło, kiedy konie poderwały powóz w górę.”

Warto przemyśleć światotwórstwo. W tradycji np. mitologicznej latające są zazwyczaj rydwany, a nie powozy. Skądinąd zawsze mnie zastanawiają te latające pojazdy z kołami. Ale to na osobną dyskusję ;)

 

Alaii – nie rozumiem tej predylekcji, głównie w fantasy, do imion z “i” między samogłoskami, co się fatalnie odmienia po polsku. Na dodatek akurat ona mogłaby mieć zwyczajne ludzkie imię (Mirabel jest zwyczajniejsze…), skoro jest ostatnią przedstawicielką gatunku…

 

“Już dawno niebo nie było tak przejrzyste” – coś mi zgrzyta z tą przejrzystością. Przejrzyste może być powietrze, ale raczej nie niebo.

 

“Sprawiało, że nie czuła się aż tak miałka” – osoba raczej nie może być miałka; osobowość, umysł, tak

 

W takiej sytuacji jej plany pozostania na ziemi zyskiwały kolejne „za”. – przeformułowałabym. Cudzysłowy są złe. nabierały/zyskiwały na atrakcyjności? (nieidealne, na pewno znajdzie się coś lepszego)

 

czeka Cię tam samotność → cię. Zaimki osobowe z wielkiej litery wyłącznie w listach

 

Pół wieku… – staruszka zamknęła oczy → Staruszka (z wielkiej litery)

 

wioski obrosły zielenią i zapełniły się dziką zwierzyną – zwierzyna kojarzy się z dużymi zwierzętami, a przez pięćdziesiąt lat nie wyrósł tam wielki las, więc zadomowiły się jakieś króliki, lisy, ptaki i inna drobnica

http://altronapoleone.home.blog

Całkiem sugestywne, ale Autorka więcej sugeruje, niż daje odpowiedzi. Rzeczywiście wygląda jak część większej całości, ale się broni. Twist na koniec aż takim zaskoczeniem nie jest, o zarazie mówi się już wcześniej. Tym niemniej – to tylko migawka, urywek z większej całości.

I byłoby już całkiem dobrze, gdyby nie przecinki, których Autorka konsekwentnie stara się używać jak najmniej, ze szkodą dla zrozumiałości. Bogini je pewnie celnie wypunktuje, ale mam taki przykład:

– “Ten jakżeby inaczej wyniosły mężczyzna” – Ten, jakżeby inaczej, wyniosły mężczyzna.

Gdzieś jeszcze było wtrącenie, w którym zabrakło przecinków, ale mi umknęło.

I jeszcze:

– “Tym bardziej, że aż trudno jej było w to uwierzyć,” – w co aż trudno jej było;

– “złocistego odcieniu narodzin” – odcienia;

– “Jeszcze nie dawno “ – niedawno;

– “Doatrcie” – dotarcie;

– “taka prostolinijna i bezprecedensowa” – na pewno “bezprecedensowa” tu miało być? a nie “bezceremonialna”?;

– “Nie ważne” – nieważne;

– “to wszystko jest Twoje” – w dialogach nie używamy wielkich liter;

– “pod ręcę” – pod ręce;

– “a po ich dotychczasowych mieszkańców zastąpiły”;

– “przytłaczającym bólem konaniem” – bólem konania;

– “Jedni służą samej Pani, a inni każdemu naokoło” – tego kompletnie nie rozumiem;

– “w której wiedziała” – raczej “od której dowiedziała się”;

– “To ja i tylko sprawię” – tu zabrakło drugiego “ja”.

 

Moje podsumowanie – jest styl, jest sprawność pisarska, jest początek opowieści. Teraz – należy ją odpowiednio rozwinąć.

 

Aha, a to lekkie “zrusyfikowanie” historii – monastyr, Elizefrata – ma czemuś służyć?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

O właśnie, miałam wypisany ten monastyr i jakoś potem nie wpisałam w komentarz – też mnie to zastanowiło, dorzucam się więc do tego pytania :)

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję za konstruktywną krytykę i dobre słowo. Do tej pory trochę obawiałam się publikacji własnych tekstów, ale to może być dobry powrót do pisania. :)

Co do monastyru i imion. Imiona staram się robić oryginalne (nie zawsze wyjdzie, ale cóż), a monastyr po dokładnym zagłębieniu się w pochodzenie słowa itp został już zmieniony. :) 

Przeczytałam opowiadanie. Doceniam historię, ale tekst powinien być w tej chwili pozbawiony większych błędów. U ciebie razi przede wszystkim zapis dialogów. Nie mogę zakwalifikować go do konkursu. 

Mimo to mam nadzieję, że dalej będziesz u nas publikować teksty. Powyższej historii przydałoby się rozwinięcie, jest to właściwie tylko scenka, interesująca, zgodna z tematem, lecz skromna.

 

Przykłady potknięć:

 

do pięknego granatu(+,) ku któremu zmierzał

Odcięta od wszelkich emocji(+,) by nic nie mogło

Dzięki Ci(+,) Pani Nieba, pomyślała w duchu.

Zły zapis dialogów:

– Pani(+.) – sSkłonił się, podając rękę Starszej.

– Dobrze wiesz, co z tym robię(+.) – Mirabel uśmiechnęła się

jeszcze po sobie pozostawię(+.) – wW oczach Alaii zalśniły łzy.

– Tak(+.) – Starszy skinął głową.

Kontrowersyjne zapisy:

Bez żadnego przywitania, czy przedstawienia się wskazała na komódkę i powiedziała Z tych już nic nie będzie. Bądź tak dobra i sięgnij nowe. Są w drugiej szufladzie.

O Pani, dlaczego wystawiasz mnie na tak trudną próbę!?, wyła w duchu.

Wiemy, że Wwasze dzisiejsze spotkanie ← Staruch pisał o dialogach i zwrotach z dużych liter

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

To już, pomyślała Mirabel, wypuszczając z dłoni zmięty kawałek pergaminu. Myślała, że potrwa to dłużej, że będą miały więcej czasu.

Ona sama w tym roku kończyła ledwie pięćdziesiąt, ale w przeciwieństwie do pięknego granatu[+,] ku któremu zmierzał kolor włosów posłańca, jej nie chciały wyjść ze złocistego odcienia narodzin.

Dziwne zdanie.

Wszystko[-,] dzięki Alaii.

W ogóle jest problem z przecinkami.

Pomysł fajny, ale mam wrażenie, że nie do końca wykorzystany ;)

Przynoszę radość :)

Dołączam do głosów Drakainy i Starucha – pomysł tu jest, ale ciężko go ocenić, bo i ja widziałem tutaj raczej fragment czegoś większego, do tego zakończenie wygenerowało więcej pytań niż odpowiedzi. Przydałoby się rozbudować tekst o solidniejszą i bardziej zamkniętą treść.

Technicznie nie jest najlepiej. Chwytaj poniższe linki, przydadzą się:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

I mnie wydaje się, że to część większej całości. Pokazujesz baśniowy, niespieszny świat i epizod z życia dorastającej bohaterki.

Historia raczej nie wciągnęła. Toczyła się tak powoli, jakbym czytała piąty rozdział książki, już była przyzwyczajona do bohaterów i nie chciała ich porzucać.

Postacie nakreślone w miarę poprawnie, acz bez fajerwerków. Ale podobał mi się pomysł z włosami z grubsza pokazującymi wiek.

Legenda jakaś jest, właściwie dopiero się rodzi. Trochę więc brakuje elementu “jestem”.

Z wykonaniem nie jest dobrze. Jak pisała Naz – zapis dialogów, przecinki…

– Mirabel – czcigodna Elizefrata zwróciła się do niej po dłuższej chwili milczenia. – Poproszę Cię teraz o skupienie.

W dialogach ty, twój, pan itp. piszemy małą literą. Tylko w listach dużą.

Babska logika rządzi!

Ciekawy pomysł i nawet przyjemna historia. Według mnie możnaby ją częściowo okroić, wtedy tekst by zyskał. Bo przedstawiasz dość dużo elementów świata, które, jak się okazuje później, mają znikome znaczenie dla fabuły.

Bardzo podobała mi się końcówka, choć akurat tutaj nieco poskąpiłaś informacji ;) Chętnie dowiedziałabym się więcej o tym eksperymencie – kto, gdzie, kiedy, ile osób i tak dalej ;)

 

Warsztatowo – nie jest źle, ale przecinki nie są Twoją najmocniejszą stroną. Może następnym razem wrzuć najpierw tekst na betalistę?

Podobało mi się. Klimatyczne opowiadanie, napisane całkiem sprawnie, bez większych usterek (przynajmniej tak mnie się zdaje). Coś mi tam gdzieś mignęło przy zapisie dialogów, ale głowy sobie nie dam uciąć. Na przecinkach się nie znam.

Sama historia podobała mi się, ale rzeczywiście sprawia wrażenie części czegoś większego. Może kiedyś pokusisz się na rozwinięcie tego pomysłu? Podoba mi się ten motyw godzenia się na “przeciętne życie” wydaje mi się, że w naszym świecie każdy gna i dąży do doskonałości, na przeciętność patrzy się z pogardą (choć może to tylko moja perspektywa), fajnie, że ukazałaś, iż nie musi tak być.

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Obszerny fragment z życie dziewczyny, a w tle zarys czegoś większego, co, niestety, nie zostało opowiedziane.

Szkoda, że usterki i błędy, palcem wskazane przez wcześniej czytających, nadal nie są poprawione i utrudniają lekturę. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka