- Opowiadanie: MPJ 78 - Apokalipsa 2018.04.01

Apokalipsa 2018.04.01

Taki trochę żart na pierwszego kwietnia. 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

NoWhereMan, Finkla

Oceny

Apokalipsa 2018.04.01

Warszawa, 29 marca 2018

Wokalista jednej z black metalowych kapeli oraz jego menadżerka właśnie kończyli składanie ofiar z kotów przed pentagramem. Rytuał miał im zapewnić wsparcie mrocznego pana podczas spotkania z grupą europarlamentarzystów w Brukseli. Wokalista wbrew swojemu scenicznemu wizerunkowi był wyjątkowo pierdołowaty, toteż rozrywaniem kotów zajmowała się menadżerka.

 

Genewa, 30 marca 2018

Gabinet prezesa de Molay Group znajduje się na samym szczycie wieżowca ze stali, szkła, aluminium i tytanu. Dotarcie do niego normalnie przypomina zdobywanie średniowiecznej fortecy. Trzeba pokonać sześćdziesiąt pięter, przedrzeć przez plątaninę korytarzy, zastępy sekretarek, asystentów i asystentek, kordony ochrony. Amatorom wydaje się, iż jest to jednak prostsze, wszak nikt nie zrzuca im na głowy kamieni, nie leje się gorącej smoły, nie ma gradu bełtów z kusz, deszczu strzał z łuków, nie spadają na szturmujących ostrza halabardy, miecze nie tną kości, wystarczy jednak, iż dostaną na recepcji druczek do wypełnienia, a zmieniają zdanie.

Landolf de Goof pełniący od zawsze funkcję prezesa de Molay Group cenił dyskrecję, więc uznawał ten system za optymalny. Właśnie przeglądał dokumenty kontraktu pozwalającego zarobić nie mniej niż cztery miliardy euro. W zasadzie takim drobiazgiem zajmowali się asystenci, a on dla spokoju sumienia jedynie sprawdzał, czy nie popełnili nigdzie błędu.

– Landolfie, wszystko wskazuje, że pierwszego kwietnia nadejdzie czas sądu bożego nad naszymi wrogami. – Głos Jakuba wyrwał go z lektury.

– Mistrzu, czemu tak sądzisz? – De Goof traktował jako oczywistość, iż będący ifrytem Jakub de Molay pojawia się nagle gabinecie.

– Otrzymałem znaki.

– Jakie? – Loadolf zdawał się szczerze zainteresowany.

– Od rana miałem głód słowa. Spojrzałem na półkę z ulubionymi dziełami literackimi. Hortensja, moja ulubiona kotka zwiesiła ogon nad jednym z nich, sięgnąłem odruchowo i ręka ma trafiła na Apokalipsę świętego Jana.

– Rozumiem mistrzu. – Landolf wiedział, że trzy czwarte pozycji na tej półce stanowiły różne wydania tego dzieła.

– Gdy kładłem ją na stole sama się otworzyła na czwartej stronie i pierwszy akapit na który skierowałem wzrok brzmiał. „Znam twoje czyny, miłość, wiarę, posługę i twoją wytrwałość, i czyny twoje ostatnie liczniejsze od pierwszych…”. Niewątpliwie słowa te skierowano do mnie, co ucieszyło mą duszę.

– Oczywiście mistrzu.

– Radość jednak trwała krótko, albowiem dalej napisano „…ale mam przeciw tobie to, że pozwalasz działać niewieście Jezabel, która nazywa siebie prorokinią, a naucza i zwodzi moje sługi, by uprawiali rozpustę i spożywali ofiary składane bożkom”. Czytałem dalej szukając wskazówek cóż mam czynić. „Dałem jej czas, by się mogła nawrócić, a ona nie chce się odwrócić od swojej rozpusty. Oto rzucam ją na łoże boleści, a tych, co z nią cudzołożą, w wielkie utrapienie, jeśli od czynów jej się nie odwrócą i dzieci jej porażę śmiercią”.

– Rozumiem wezwanie, ale skąd terminy?

– To elementarne Landolfie, czwarta strona to miesiąc, pierwszy akapit to dzień. Tak więc działać muszę pierwszego kwietnia.

– Podziwiam twą dedukcję, mistrzu. Kogo likwidujemy?

– Słowa te pochodzą z listu do kościoła w Tiatyrze, czyli dzisiejszego Akhisar, jego miastem partnerskim jest Bruksela. Jezabel to grzesznica mająca władzę i zwalczająca ludzi oddanych Bogu. Nie wątpię, iż znajdę ją w europarlamencie.

– Natychmiast wyślę informację do Meksyku i w ciągu kilkunastu godzin będziemy mieć tu ekipę najlepszych zabójców z Los Calleros Templarios.

– To zbędne. Zajmę się tym osobiście.

– Podziwiam twą odwagę mistrzu.

 

Ifryt znikł, a de Goof zaczął zastanawiać się nad konsekwencjami tego co się stanie. Landolf nie miał najmniejszych wątpliwości, iż gdyby przyjechali kilerzy z kartelu, sprawa zostałaby załatwiona dyskretnie. Osoba wskazana przez Jakuba po prostu by znikła. Osobiste zaangażowanie ifryta gwarantuje, iż Brukselę czeka mniejszy lub większy armagedon. Skąd taki wniosek? Pierwszy kwietnia wypada w świąteczną niedzielę. Budynki europarlamentu będą świecić pustkami. Mistrz Jakub nie będzie mógł znaleźć nikogo konkretnego, więc wpadnie w szał i ruszy na miasto, a wtedy…

Na kolana Landolfa wskoczyła kotka. Odruchowo zaczął ją głaskać, jednocześnie zastanawiając się, jak de Molay Group, mogłoby na tym dyskretnie zarobić. Pieniądze tak jak de Goof lubią bowiem ciszę.

 

Moskwa, 30 marca 2018

Złote drzwi kremlowskiego gabinetu zamknęły się niemal bezszelestnie. Biały tygrys leżący przed prezydenckim biurkiem uniósł leniwie jedno ucho i leniwie otworzył oko. Kobieta, którą zobaczył, była tu częstym gościem, toteż jedynie zamruczał. Przybyszka zrozumiała sugestię i podrapała go za uchem, po czym rzekła.

– Imperatorze, jestem na wezwanie.

– Witaj Lin Kabo, wyczułaś zakłócenia w mocy?

– Tak mistrzu.

– Pogrążyłem się w medytacjach, by poznać ich istotę i wyczułem, iż coś się szykuje w Brukseli.

– Czyżby trzeba było zlikwidować kolejnego zdrajcę? – Czerwony miecz świetlny zabłysł złowieszczo.

– Nie wykluczam tego, jednak zmienność ścieżek uniemożliwia na razie ustalenie szczegółów.

– Jaki mamy plan?

– Weźmiesz pułk piechoty z Pięćset Pierwszej Uralskiej Gwardyjskiej Dywizji Desantowo-Szturmowej. Udasz się do Brukseli na pokładzie gwiezdnego niszczyciela, zawiśniesz w kamuflażu nad miastem i na miejscu będziesz reagować zgodnie z naszym najlepszym interesem.

– Możesz na mnie liczyć Misiu.

 

Warszawa 31 marca 2018

Basen hotelu sejmowego o pierwszej w nocy świecił pustkami. Tym razem było jednak inaczej, albowiem przebywało na nim dwóch ludzi. Niby nic specjalnie dziwnego, polski sejm ostatnio pracuje w trybie nocnym, nie jest więc specjalnie zaskakujące, iż poseł i jego asystent po zakończeniu obrad postanowili zrelaksować się przed snem i popływać. Uważniejszy obserwator zwróciłby uwagę na dwie kwestie. Przedświąteczna sobota to dzień, w którym nawet parlamentarzyści porzucają parlament na rzecz domowych pieleszy. Ponadto ludzie ci wykorzystywali basen w dość dziwny sposób. Otóż, siadali pod wodą po turecku naprzeciw siebie. Na to, że w ten sposób prowadzą telepatyczną rozmowę nie wpadłby niemal nikt.

– Mistrzu, czy musimy robić to w ten sposób?

– Padawanie Bearsiewicz, tego wymagają od nas względy bezpieczeństwa.

– Dlaczego?

– Podsłuchy, satelity i tajni agenci wroga, nas nie usłyszą, bo rozmawiamy telepatycznie.

– Moglibyśmy komunikować się mentalnie również na powierzchni.

– Owszem, ale to niebezpieczne. Łączność telepatyczna rozchodzi się swobodnie po ośrodku, w którym prowadzi się rozmowę. Na powierzchni ogranicza ją atmosfera ziemska, a tu rozmiary basenu.

– Rozumiem mistrzu. – Na chwilę obydwaj wynurzyli się, by zaczerpnąć powietrza i znów znikli pod wodą.

– Tak więc mój padawanie wykryłem zaburzenia w mocy. W jakiś sposób wiążą się one z Brukselą. Udasz się tam niezwłocznie, dam ci służbowy samochód. Tam na miejscu w europarlamencie poszukasz ich źródła.

– Mistrzu, dziś miałem poświęcić koszyczek, a jutro jest święto. Ponadto czy nie boisz się oskarżeń o to, że wypalimy za dużo paliwa?

– To nie ma znaczenia, liczy się bezpieczeństwo narodowe. Ruszaj natychmiast. – Oczy starego jedi świeciły szaleństwem.

– Dobrze mistrzu.

– Gdy wynurzyli się z wody zauważyli, iż na brzegu basenu jest jakiś kot. Padawan rozpoznał zwierzaka od razu.

– Szefie patrz, kot prezesa moczy ogon w basenie.

– Zaniosę go do właściciela, a ty ruszaj.

– Dobrze.

 

Londyn siedziba MI6, 31 marca 2018

James bał się o pracę. Od jakiegoś czasu wywiad wzorem BBC zaczął wprowadzać parytety: płciowe, rasowe, wyznaniowe oraz te dotyczące preferencji seksualnych. Teraz czekając przed gabinetem „M” zastanawiał się, czy aby nie zostanie zwolniony. W tej samej poczekalni siedziało bowiem prawie dwie dziesiątki innych agentów prezentujących szeroki wachlarz ras, wyznań i płci. Świetnym przykładem takiej mieszanki był osobnik siedzący naprzeciwko Bonda. Szerokie bary, szara cera, bezmyślny wyraz twarzy, żółte nieliczne zęby i wysunięta szczęka sugerowały, iż to ogr. Kok z różową frotką, kilkadziesiąt złotych kolczyków mogły jednak oznaczać, iż jest to samica trolla. Teoretycznie mógłby to też być  stojący na bakier z zasadami higieny osobistej, pozbawiony gustu, i choćby grama urody człowiek. James nie zamierzał jednak tego w żaden sposób sprawdzać. Po chwili wezwano ich wszystkich do środka. Bond uznał to za bardzo zły znak.

– Czekają nas cięcia etatów – „M” od razu przeszła do rzeczy. – Posadę i numer zero zero siedem będzie nosić ten z waszej dwudziestki, kto wykona misję. Wedle naszych danych Rosjanie wysłali nad Brukselę zamaskowany gwiezdny niszczyciel, dowodzi nim kobieta o pseudonimie Lin Kaba.

– Mamy zdobyć jego plany – James starał się być domyślny.

– To za mało – odrzekła „M”. – Z uwagi na ograniczenia wydatków zbrojeniowych, nie stać nas na wybudowanie podobnej jednostki. To z was, które go abordażuje i sprowadzi do Anglii zachowa stanowisko. Pozostali zostaną zwolnieni zgodnie z kluczem poprawności politycznej. – W tym momencie dziewiętnaście osób popatrzyło na Bonda niczym piranie na łatwą przekąskę.

 

Bruksela, dzielnica al Molenbek 31 marca 2018

 

Podziemia meczetu były nadspodziewanie duże. Zawdzięczały to mrówczej pracy tysięcy wiernych, którzy dzięki zasiłkom zwalniającym ich z innych zajęć, mogli się poświecić pracy tutaj. Tak więc kopali, drążyli, spawali zbrojenia, wylewali beton, aż wielopoziomowy kompleks rozrósł się w małe miasto. Miał miejsca noclegowe dla sześciu tysięcy bojowników, kilkanaście zbrojowni, rusznikarnię, magazyn materiałów wybuchowych, kilka laboratoriów chemicznych, szpital, pełnowymiarowe boisko piłkarskie, oraz niewielką komnatę, w której na co dzień przebywał Abdul Qahhar, niewidomy imam i jego koty. Z uwagi na zdolność jasnowidzenia był on tu władcą niemal absolutnym, a jego słowo było prawem. Nikt się nie zdziwił, gdy wezwał do siebie dwie setki swoich najwierniejszych uczniów.

– Z woli Allaha miałem widzenie. Jutro pojawi się w budynku europarlamentu przeklęty wódz krzyżowców.

– Co mamy czynić?

– Wybierzecie parę setek najlepiej wyszkolonych braci dacie im kamizelki kuloodporne, kałasznikowy i granatniki niech uderzą na ten gmach niewiernych.

– Zrobimy to i zabijemy tego krzyżowca! 

– Nie, waszym zadaniem będzie jedynie utorowanie drogi. Wasz cel jest pomiotem szatana i choć ziemska broń może go zranić, to nie jest w stanie go zabić.

– Jak go zniszczymy?

– Wybierzemy dziesięciu konwertytów o wierze czystej jak łza dziecka. Dajcie im pasy szahida. Niech go kolejno atakują. Jeśli nie zwątpią ani przez chwilę, pozbędziemy się go na zawsze. – Qahhar wiedział, że to nieprawda, ale zamierzał pozbyć się kilku grubych Belgów, których szczerość nawrócenia budziła w nim wątpliwości.

– Jak znajdziemy tych męczenników?

– Sam wam ich wskażę.

 

Bruksela 1 kwietnia 2018

Kilkudziesięciu europarlamentarzystów z Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów w celu podkreślenia swego ateizmu w pierwszy dzień świąt Wielkanocnych zorganizowało spotkanie, z polskim black metalowym wokalistą. Mimo stosunkowo wczesnej pory oraz deklarowanych przekonań, część uczestników już zdążyła zacząć świętować, toteż atmosfera spotkania była luźna, radosna i przepojona tyleż wzajemnym zrozumieniem, co winem i szkocką whiskey. Jedyną smutną osobą był rzecznik prasowy, albowiem on jako osoba oddelegowana do odczytania przygotowanych wcześniej wniosków ze spotkania, nie mógł skosztować alkoholu.

 

Jakub de Molay zdążył już uzyskać rozgrzeszenie, przestraszyć spowiadającego go księdza, przyjąć sakramenty, teraz z coraz większą irytacją przemierzał puste korytarze europarlamentu szukając Jezabel. Rozumiał jednak, iż w ten sposób Pan zastępów poddaje go próbie. Obiecywał sobie, że jak już spotka tę przeklętą kobietę, to zniszczy ją w jakiś spektakularny sposób.

 

Misja, jaką miał do zrealizowania Bearsiewicz, sprawiała, że był w wyjątkowo podłym nastroju. Europarlament świecił pustkami. Zagłębiał się w mocy, by znaleźć źródło problemów, ale burczący brzuch uniemożliwiał mu skuteczną medytację. Posiłek nie poprawił mu nastroju. Zamiast świątecznego śniadania, musiał zadowolić się kebabem z frytkami.

 

Niszczyciel w pełnym maskowaniu wisiał od paru godzin nad europarlamentem. Lin Kaba na razie nudziła się jak mops. Nie chciała przyspieszać wydarzeń, moc podpowiadała jej, że wkrótce coś się stanie.

 

Bond przeklinał cały świat i przyległości. Banda kretynów z wywiadu polujących na jego stanowisko i nr 007 ciągle wisiała mu na ogonie. Jedna z zabawek „Q” wskazywała zaburzenia grawitacyjne nad europarlamentem. Nowy jaguar Jamesa przyspieszył, a za nim ruszyła kawalkada kilkunastu identycznych wozów. Tak to bywa, gdy śledzi cię MI6.

 

Ochroniarz europarlamentu zdziwił się widząc tira z logiem serwisu sprzątającego, niemniej podniósł szlaban. Obydwie te czynności były ostatnimi jakie wykonał w życiu. Chwile później zginął zastrzelony. Prawie dwie setki mudżahedinów wlało się z naczepy do wnętrza budynku.

 

Jakub de Molay wreszcie znalazł wewnątrz jakiś ludzi. Dziękował Panu, albowiem bezbłędnie naprowadził go na Jezabel. Był tego pewien. Kobieta przemawiała do innych, a więc nauczała, dokładnie tak jak wskazywało pismo. Pentagram zawieszony na łańcuszku, był dowodem, iż sprowadza tych ludzi na złą drogę, czyli znów była pełna zgodność z tym co zapisał święty Jan. Pozostało jedynie sprowadzić ją i jej dzieci na łoże boleści. Ifryt przybrał swą ulubioną postać rycerza z ognistym mieczem. Miał w niej poczucie, iż jest niczym archanioł Gabriel, karzący grzeszników.

– Kim pan jest i jak pan tu wszedł? – Przewodniczący frakcji „Postępowców” próbował się dowiedzieć kim jest ten dziwnym człowiek.

– Jam jest rózga żelazna, którą Pan smaga grzeszników. – Słowa te sprawiły, iż europarlamentarzysta od razu uznał przybysza za nieprzyjaznego.

– Proszę skończyć z tą kościelną propagandą i zgasić ten gadżet. Tu nie wolno palić! – Stanowcze słowa wsparł pogardliwym gestem.

– Ogień oczyszcza. – Jakub jednym płynnym ruchem ognistego miecza odciął ręce „Postępowca”.

Pomieszczenie wypełnił swąd spalonego mięsa, oraz upiorny krzyk okaleczonego człowieka. Pozostali europarlamentarzyści widząc co się dzieje, rzucili się w panice do drzwi. Ifryt dobił swą ofiarę i uśmiechnął się na myśl, iż czeka go polowanie.

 

Lin Kaba wyczuła w mocy, że wreszcie zaczęło się coś dziać.

– Wykonać desant, dwa bataliony szturmowo-desantowe klonów Czapajewa idą ze mną, jeden zostaje do obrony okrętu.

– Tak jest. – Kapitan zasalutował.

Kilka minut później szpica szturmowców natknęła się na patrol mudżahedinów szukających wodza krzyżowców. Obie strony bez zastanowienia, od razu otworzyły ogień z kałasznikowów.

 

Bond dziękował opatrzności za strzelaninę, w którą trafił. Dzięki temu ogon złożony z pretendentów do jego numeru wreszcie się odczepił. No cóż, przyjmowano ich zgodnie z zasadami politpoprawności. On przed przyjęciem musiał zaliczyć morderczy trening, oni dostawali się dzięki punktom za płeć, wyznanie, preferencje seksualne. Strzelcy zarówno ci brodaci krzyczący co chwila „Allah”, jak i ci w białych pancerzach, krzyczący „wpieriod”, bez wątpienia nie podzielali koncepcji werbunkowych MI6. Grzali z automatów do wszystkiego, co w ich mniemaniu było wrogiem i byli morderczo celni.

 

– Komandirko schwytaliśmy jakichś cywili. – Porucznik klonów meldował przez komunikator.

– Dawać ich do mnie.

– Tak jest.

Chwilkę później Lin Kaba zobaczyła kilkoro europarlamentarzystów płci obojga. Szybko stwierdziła, iż żadne z nich nie jest wrażliwe na moc.

– Co z nimi robimy?

– Ustawić pod ścianą i rozstrzelać. – Krótko zadecydowała Mroczna Lady.

– Nie wiecie kim jestem ! – Krzyczał jeden z zatrzymanych.

– Oczywiście, że wiem. Jesteś człowiekiem, który przyjmował od nas łapówki, ale byłeś coraz droższy i coraz mniej skuteczny. Liczę, że twoi następcy będą się bardziej przykładać do zadań.

Wygłosiwszy to, ruszyła dalej korytarzami pozostawiając wykonanie egzekucji klonom Czapajewa.

 

Padawan Bearsiewicz, parł naprzód torując sobie drogę, oliwkowozielonym mieczem świetlnym. Białe pancerze szturmowców ścieliły się wokół niego niczym kwiecie na łące. Dostrzegł klony szykujące się do rozstrzelania jakichś cywili. Zaatakował bez namysłu, wysiekł szturmowców. Przyjrzał się uważnie ocalonym, poznał kim są i ich również wysiekł.

 

Mudżahedini mimo ewidentnych trudności spowodowanych pojawieniem się szturmowców na korytarzach europarlamentu namierzyli kilkakrotnie Jakuba de Molay. Niestety wysyłani do samobójczych ataków szahidzi osiągali jedynie połowiczne sukcesy. Wszystkim im udało się co prawda zginąć, niektórym przy okazji zdetonować pasy z ładunkami, ale ifryt nie wydawał się nawet ranny. Zarządzili więc odwrót.

 

James Bond nie tyle przebijał się, co przemykał korytarzami europarlamentu. Dostrzegł wreszcie Lin Kabę. Schował pistolet do kabury, poprawił garnitur, strzepnął z niego pyłek i kawałki gruzu, przybrał firmowy uśmiech „uwodziciel numer pięć” i ruszył.

– Hej aniołku nie miałabyś ochoty na martini?

– Ja cię skądś znam. – Lin Kaba wyłączyła miecz świetlny.

– Bond, James Bond. – Agent spoglądał na dziewczynę z takim natężeniem uroku osobistego, iż mógłby nim stopić serce góry lodowej.

– Już wiem. – Dziewczyna wreszcie sobie przypomniała. – Byliśmy razem na szkoleniu w GRU.

– Ciszej – Bond rozejrzał się nerwowo.

– Nazywasz się Stirlitz i jesteś naszym najlepszym agentem – wyszeptała Lin.

– Mam problem, kazano mi ukraść gwiezdny niszczyciel, którym tu przybyłaś.

– Nie ma mowy, nie będę do domu wracać Aerofłotem.

– Wiem, ale muszę mieć jakiś sukces.

– Czemuż to?

– Są tu prawie dwie dziesiątki moich potencjalnych następców.

– Jak ich zabraknie, to cię nie zwolnią – Lin przez komunikator wydała klonom nowe rozkazy.

– A może miałabyś dla mnie jakieś lipne plany tej jednostki?

– Z tym nie ma problemu. – Podała mu kość pamięci.

– Spasiba. – James ucałował ją serdecznie.

– Ręce do góry – mówił to zakrwawiony ogrowaty agent.

– Jak chcesz – Lin Kaba podniosła dłonie uwalniając błyskawice sithów, które upiekły pretendenta do posady Bonda.

– Szkoda, że mnie tego w GRU nie nauczyli – westchnął James.

– Teraz zmykaj, i nie przeszkadzaj mi w wypełnieniu misji.

– Tak jest.

 

Jakub de Molay niemal skończył. Szlak, którym kroczył znaczyły ciała, postępowych europarlamentarzystów, wojowników proroka, oraz żołnierzy w białych pancerzach z czerwoną gwiazdą. Jezabel i jakiś mężczyzna resztką sił uciekli do sali plenarnej. Ifryt wkroczył za nimi. W tej samej chwili pojawili się tam Lin Kaba i Bearsiewicz. Przez chwilę wszyscy zastygli w bezruchu. Padawan zaatakował pierwszy, prawie trafił mieczem wokalistę, ale przeszkodził mu w tym Jakub usiłujący ognistym mieczem dosięgnąć Jezabel. Wpadli na siebie i po prostu przewrócili się. Menadżerka, której ramię zostało oparzone, zawyła straszliwie i wykrzesała z siebie nowe siły do ucieczki.

Lin, chciała wykończyć padawana pchnięciem, ale na jej drodze stanął Ifryt, który źle zinterpretował jej intencje. Miecz ognisty zwarł się ze świetlnym. Padawan zerwał się na nogi i odruchowo zaatakował oboje. Przez chwilę trwała wściekła siekanina, lecz poza ogólnym zmęczeniem nie przyniosła ona nikomu sukcesu.

Bearsewicz analizował sytuację. Był silny mocą, świetny technicznie co zapewniało mu oczywistą przewagę. Niestety przeciwnicy nie podzielali tego poglądu. Zrozumiał, iż nie da się tego starcia zakończyć szybko. Szkoda mu było też tej dziewczyny, ładna, zgrabna, wygimnastykowana, warto by ją przeciągnąć na dobrą stronę mocy i zaprosić do dyskoteki pod Białymstokiem. Drugi przeciwnik też niewart był śmierci, ubrany na biało, z krzyżem templariuszy na klacie, chciał co prawda zabić menadżerkę tego satanisty, ale czy to coś złego? Trzeba się wycofać i przekonsultować to z mistrzem. Zwłaszcza, że czuł w mocy, iż w domu zaraz skończą świąteczny obiad i zaczną szykować kolację.

Jakub de Molay stracił z oczu Jezabel. Pojedynek z tymi ludźmi oddalał go od wykonania misji. Oczywiście, gdyby miał odrobinkę więcej czasu, to by ich pokonał. Nie pomogłyby im nawet te nowomodne świetlne miecze. Z drugiej strony byłoby szkoda, bo nie byli oni wcale tacy źli. Ten młody zabijał dzieci Jezabel, tak samo jak ci biali żołnierze dowodzeni przez dziewczynę. Warto by pozyskać ich jako sojuszników. To zaś wymaga chwilowego odwrotu.

Lin Kaba była silna mocą i gdyby miała więcej czasu mogłaby zniszczyć obydwu przeciwników. Nie uważała jednak, że to konieczne. Czuła w młodym jedi gniew, gdyby go pozyskała dla ciemnej strony mocy i zamieniła w swojego ucznia, mogłaby zgodnie z zasadami sithów zabić imperatora i zająć jego miejsce. Równie przydatny mógłby być ten człowiek władający ogniem.

 

Walczący odskoczyli od siebie.

– Z uwagi na święta daruję wam życie, o ile Pan was oszczędzi. – Ifryt odchodził podpalając w jednej chwili budynek.

– Na mnie już czas, ale jakbyś kiedyś miała ochotę wypić ze mną drinka w dyskotece pod Białymstokiem, to daj znać. – Bearsewicz odskoczył rozwalając mocą wszystkie ściany europarlamentu jakie dzieliły go od beemki na parkingu.

– Chłopcy poszli, a ja muszę tu sprzątać – westchnęła Lin Kaba, wydając rozkaz odwrotu klonom i jednocześnie ściągając z orbity, na kurs kolizyjny z europarlamentem chińską stację kosmiczną Tiangong.

 

 

Niemiecka autostrada 1 kwietnia 2018

– Posłuchaj mnie dobrze. – Menadżerka ciągle jeszcze dochodziła do siebie, po tym co spotkało ją w Brukseli. – Kończysz z czarnymi mszami, składaniem kotów w ofierze mrocznemu panu, black metalem.

– Ale dlaczego?

– Ponieważ ogłaszasz nawrócenie i zaczniesz tworzyć piosenki dla dzieci.

– Czemu?

– Bo ten gostek od ognistego miecza wygląda na zdeterminowanego i następnym razem możemy nie mieć tyle szczęścia co dzisiaj.

 

Ziemia 1 kwietnia 2018

Media całego świata relacjonowały pożar europarlamentu. Wtem na niebie rozbłysł ogniem spadający kształt. Kilka minut później szczątki stacji kosmicznej, z pełną mocą uderzyły w ziemię, zmiatając płonące ruiny, ekipy telewizyjne, oraz kilka pobliskich budynków.

– Szanowni państwo to prawdziwa apokalipsa! – Dziennikarz w studio wydawał się autentycznie przerażony.

– Nie przesadzajmy – odrzekł siedzący obok europoseł – mamy jeszcze budynek europarlamentu we Strasburgu.

 

 

Planeta Mrruszan Centrum Wywiadu Gwiezdnego 1 kwietnia 2018

– Nasłuch potwierdza, iż test z pognębieniem dręczycieli kotów wypadł pomyślnie.

– To dobrze, w przyszłym roku trzeba będzie się zająć tymi fundacjami ekologicznymi, które promują kastrowaniem naszych ziemskich agentów.

– No to będzie się działo.

 

 

Koniec

Komentarze

Oho, czego tu nie ma. Są moi ulubieni templariusze (z ich mistrzem ifrytem), jest Darth Putin i jego ekipa, jest Janek Bond (vel Stirlitz). No nie powiem, urządziłeś tutaj sprawną mieszankę. Wykonanie jest chropowate, ale większość żartów trafiła w cel. Choć tekst ma niestety potencjał, by być potraktowanym jako jeden wielki żart z dosyć średnią puentą.

Mimo wszystko ode mnie klik – za ten pomysł i celne żarty z kategorii, jaką lubię :)

Trzy byki Ci wytknę:

Właśnie przeglądał dokumenty kontaktu pozwalającego zarobić nie mniej niż cztery miliardy euro.

Chyba chodziło Ci o słowo kontrakt :) Albo nie mam pojęcia o jaki kontakt chodzi… Może z Miley Cirus ;)

Pięćset Pierwszej Uralskiej Gwardyjskiej Dywizji Desantowo – Szturmowej

Powinno być “Desantowo–Szturmowej” (bez spacji). Popraw nim Cesa… Reg wpadnie :)

Chwilkę później Lin Kaba zobaczyła kilku europarlamentarzystów płci obojga. Szybko stwierdziła, iż żadne z nich nie jest wrażliwe na moc.

Ta półpauza z przodu raczej niepotrzebna :P

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dziękuję za uwagi ;) Poprawki naniosłem.

 

 

Pomysłu na primaaprilisowy żart odmówić Ci nie można, ale zaprezentowałeś go w tak niechlujny sposób, że ledwo dobrnęłam do końca i nie odczułam żadnej satysfakcji z lektury. :(

 

Wo­ka­li­sta jed­nej z blac me­ta­lo­wych ka­pe­li… –> Wo­ka­li­sta jed­nej z black me­ta­lo­wych ka­pe­li

 

– Mi­strzu, czemu tak są­dzisz? – de Goof trak­to­wał jako oczy­wi­stość… –> – Mi­strzu, czemu tak są­dzisz? – De Goof trak­to­wał jako oczy­wi­stość

 

i czyny twoje ostat­nie licz­niej­sze od pierw­szych,…”. –> Przed wielokropkiem nie stawia się przecinka.

 

i spo­ży­wa­li ofia­ry skła­da­ne boż­kom.” –> Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

…i dzie­ci jej po­ra­żę śmier­cią.” –> Jak wyżej.

 

iż gdyby przy­je­cha­li kille­rzy z kar­te­lu… –> Raczej: …iż gdyby przy­je­cha­li kile­rzy z kar­te­lu

 

Pięć­set Pierw­szej Ural­skiej Gwar­dyj­skiej Dy­wi­zji De­san­to­wo–Sztur­mo­wej. –> Pięć­set Pierw­szej Ural­skiej Gwar­dyj­skiej Dy­wi­zji De­san­to­wo-Sztur­mo­wej.

W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy.

 

Teo­re­tycz­nie mógł­by to też być po­zba­wio­ny gustu, sto­ją­cy na ba­kier z za­sa­da­mi hi­gie­ny oso­bi­stej i choć­by grama urody czło­wiek. –> Raczej: Teo­re­tycz­nie mógł­by to też być sto­ją­cy na ba­kier z za­sa­da­mi hi­gie­ny oso­bi­stej, po­zba­wio­ny gustu i choć­by grama urody, czło­wiek.

 

Obie­cy­wał sobie, że jak już spo­tka prze­klę­tą ko­bie­tę… –> Obie­cy­wał sobie, że jak już spo­tka prze­klę­tą ko­bie­tę

 

to znisz­czy w ją w jakiś spek­ta­ku­lar­ny spo­sób. –> Dwa grzybki w barszczyku.

 

Banda kre­ty­nów z wy­wia­du po­lu­ją­cych na jego sta­no­wi­sko i nr 007 cią­gle wi­sia­ła mu ogo­nie. –> …cią­gle wi­sia­ła mu na ogo­nie.

 

Nowy Ja­gu­ar Ja­me­sa przy­spie­szył… –> Nowy ja­gu­ar Ja­me­sa przy­spie­szył

 

Ko­bie­ta prze­ma­wia­ła do in­nych, a więc na­uczał… –> …a więc na­uczała

 

Ifryt przy­brał ulu­bio­ną po­stać ry­ce­rza z ogni­stym mie­czem. W tej po­sta­ci za­wsze… –> Literówka. Powtórzenie.

 

Kim pan jest i jak pan tu wszedł? – Prze­wod­ni­czą­cy frak­cji „Po­stę­pow­ców” pró­bo­wał się do­wie­dzieć kim jest ten dziw­nym czło­wiek. –> Brak półpauzy na początku wypowiedzi.

 

Jam jest rózga że­la­zna, którą Pan smaga grzesz­ni­ków. – Słowa te spra­wi­ły, iż eu­ro­par­la­men­ta­rzy­sta od razu uznał przy­by­sza za nie­przy­ja­zne­go. –> Jak wyżej.

 

Pro­szę skoń­czyć z tą ko­ściel­ną pro­pa­gan­dą i zga­sić ten ga­dżet. Tu nie wolno palić! – Sta­now­cze słowa wsparł po­gar­dli­wym ge­stem. –> Jak wyżej.

 

Ogień oczysz­cza. – Jakub jed­nym płyn­nym ru­chem ogni­ste­go mie­cza od­ciął ręce „Po­stę­pow­ca” –> Jak wyżej. Brak kropki na końcu zdania.

 

– Wy­ko­nać de­sant, dwa ba­ta­lio­ny sztur­mo­wo – de­san­to­we klo­nów Cza­pa­je­wa… –> – Wy­ko­nać de­sant, dwa ba­ta­lio­ny sztur­mo­wo-de­san­to­we klo­nów Cza­pa­je­wa

 

jeden zo­sta­je od obro­ny okrę­tu. –> Raczej: …jeden zo­sta­je do obro­ny okrę­tu.

 

szpi­ca sztur­mow­ców na­tknę­ła się na patol mu­dża­he­di­nów… –> Literówka.

 

jak i ci w bia­łych pan­cer­zach, krzy­czą­cy „Wpie­riod… –> Krzyczeli wielką literą?

 

– Ko­man­dir­ko schwy­ta­li­śmy jakiś cy­wi­li. –> – Ko­man­dir­ko schwy­ta­li­śmy jakich cy­wi­li.

 

Chwil­kę póź­niej Lin Kaba zo­ba­czy­ła kilku eu­ro­par­la­men­ta­rzy­stów płci oboj­ga. –> Skoro byli płci obojga, to: Chwil­kę póź­niej Lin Kaba zo­ba­czy­ła kilkoro eu­ro­par­la­men­ta­rzy­stów płci oboj­ga.

 

Je­steś czło­wie­kiem, który przyj­mo­wał od nas ła­pów­ki, ale był coraz droż­szy i coraz mniej sku­tecz­ny. –> …ale byłeś coraz droż­szy i coraz mniej sku­tecz­ny.

 

Pa­da­wan Be­ar­sie­wicz, parł na­przód to­ru­jąc sobie drogę, oliw­ko­wo zie­lo­nym mie­czem świetl­nym. –> Pa­da­wan Be­ar­sie­wicz parł na­przód, to­ru­jąc sobie drogę oliw­ko­wozie­lo­nym mie­czem świetl­nym.

 

po­ja­wie­niem się sztur­mow­ców na ko­ry­ta­rzach eu­ro­par­la­men­tów… –> …po­ja­wie­niem się sztur­mow­ców na ko­ry­ta­rzach eu­ro­par­la­men­tu

 

– Ja cię skoś znam. –> – Ja cię skądś znam.

 

Jest tu pra­wie dwie dzie­siąt­ki moich po­ten­cjal­nych na­stęp­ców. –> tu pra­wie dwie dzie­siąt­ki moich po­ten­cjal­nych na­stęp­ców.

 

Lin przez ko­mu­ni­ka­tor wy­da­ła klo­nem nowe roz­ka­zy. –> Literówka.

 

Lin, chciał wy­koń­czyć pa­da­wa­na pchnię­ciem… –> Literówka.

 

ale na jej dro­dze sta­nął ifryt… –> Wcześniej pisałeś wielką literą.

 

Lin Kaba była silna mocą i gdyby miała wię­cej czasu mo­gła­by znisz­czyć oby­dwu prze­ciw­ni­ków. Nie uwa­ża­ła to jed­nak za ko­niecz­ne. –> Nie uwa­ża­ła jed­nak, że to ko­niecz­ne.

 

skła­da­niem kotów w ofie­rze mrocz­ne­mu panu, blac me­ta­lem. –> …skła­da­niem kotów w ofie­rze mrocz­ne­mu panu, black me­ta­lem.

 

– Ale dla czego? –> – Ale dlaczego?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tekst sympatyczny, upchałeś znanych postaci sporo. Bearsiewicz wymiata. To on mnie przekonał do tekstu.

Bo z wykonaniem słabo. Literówka w pierwszym zdaniu (daty nie liczę), potem też się trafiają. Przecinki postanowiły wyciąć Ci numer i trochę poszalały. Ile razy można powtarzać, że wołacze? Jeśli ktoś zwraca się do rozmówcy “mistrzu”, to w pobliżu powinien być co najmniej jeden przecinek.

Babska logika rządzi!

W twoim opowiadaniu może podobać się wprawnie zawarta myśl przewodnia, która opiera się bardziej na rozrywce, niż straszeniu czytającego. Bardzo fajny i udany tekst. Chętnie powrócę, aby przeczytać ponownie. Oczywiście, kilka przecinków dało się wyłapać, jak wspomniano wcześniej, jednakże jest to marginalna sprawa, głównie z powodu dobrego pomysłu na zaciekawienie treścią. Podobnie, jak inne opowiadania, które zawarłeś w tym serwisie, wszystko stoi na najwyższym poziomie.

Koniec życia, ale nie miłość

Z bólem przyznaję, iż dopiero dziś naniosłem wskazane poprawki.

 

To tekst na pierwszego kwietnia, miał bawić nie straszyć ;)

 

Nawet spoko pomysł, fabuła płynie wartko, ale brakło mi w tym wszystkim polotu i komizmu. Wyszło tak… statycznie i trochę drętwo. Momentami się uśmiechnąłem, ale całość jakoś wybitnie nie rozbawiła.

Napisane nie najgorzej, tylko z interpunkcją słabo.

 

Tyle ode mnie.

– Oczywiście[+,] mistrzu.

– Tak[+,] mistrzu.

– Możesz na mnie liczyć[+,] Misiu.

– Rozumiem[+,] mistrzu.

– Tak więc[+,] mój padawanie[+,] wykryłem zaburzenia w mocy.

– Dobrze[+,] mistrzu.

PRZED WOŁACZEM PRZECINEK!!! Nie wiem czy to upór, ignorancja, czy jeszcze co innego, ale ten błąd popełniasz nałogowo. W tekście z “Jestem Legendą” też to popraw – wystarczy pobieżnie przejrzeć dialogi, by rzucił się w oczy ten błąd…

Teraz[+,] czekając przed gabinetem „M”[+,] zastanawiał się, czy aby nie zostanie zwolniony.

Teoretycznie mógłby to też być stojący na bakier z zasadami higieny osobistej, pozbawiony gustu[-,] i choćby grama urody człowiek.

– Wybierzecie parę setek najlepiej wyszkolonych braci[+,] dacie im kamizelki kuloodporne, kałasznikowy i granatniki[+.] niech uderzą na ten gmach niewiernych.

Z “niech uderzą” zrobiłbym kolejne zdanie, albo podzielił to wszystko średnikiem/przecinkiem.

w pierwszy dzień świąt Wielkanocnych zorganizowało spotkanie[-,] z polskim black metalowym wokalistą.

– Hej[+,] aniołku nie miałabyś ochoty na martini?

Zwłaszcza[-,] że czuł w mocy, iż w domu zaraz skończą świąteczny obiad i zaczną szykować kolację.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Gabinet prezesa de Molay Group znajduje się na samym szczycie wieżowca ze stali[+,] szkła, aluminium i tytanu.

Nie masz przecinków przy wołaczach.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Już poprawiam 

 

Ciesze się, że się spodobało :)

 

Nowa Fantastyka