- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Szablon

Szablon

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Szablon

Duszno. Powietrze praktycznie ulotniło się z niewielkiego pomieszczenia. Na podłodze książki ze smętnie powyginanymi grzbietami, porozrzucane kartki – teraz suche, ale nadal zmarszczone od cieczy, która jeszcze chwilę temu rozmazała tusz. Ostry zapach alkoholu, odurzający ostatnie komórki mózgu, wwiercający się w samą przysadkę, wszechobecny. Jakaś muzyka. Zapalona lampka stojąca na biurku tuż obok niedbale rzuconego laptopa. Dym, zapewne papierosa? A może przypalonego obiadu?

Tak powinna wyglądać idealna sceneria poświadczająca znaczenie legendy. Mitu. Z tym go kiedyś utożsamiali.

Pusto. Kanapa stojąca na środku pokoju, odcinająca się brązem od niebieskich ścian. Na ścianie duży ekran, a na nim litery układające się w kształt wiersza. Wersy, zwrotki, układy– nie miało znaczenia co jest napisane. Już nie, od dawna nie. Teraz liczyło się, że ma właściwą formę. Wygląda jak wiersz, więc jest wierszem. To poezja.

Duże okna, jasno, widać najmniejszą drobinkę kurzu.

Ascetycznie, ale miło. Spokojnie.

Nie była to dobra sceneria. Nie tak wygląda legenda, w którą miał się wpisać. W którą musiał się wpisać. To, co chciał zrobić, miało posmak ostateczności, a do tego zawsze potrzeba właściwej oprawy.

Nalał sobie wódki do kubka, upił łyk, skrzywił się, ale resztę dopił duszkiem. Potem zamachnął się, rzucił naczyniem. Resztki płynu wsiąkły w brązowy, puchaty dywan.

 

***

Siedzieli w barze, on i jego znajomi. Jak zawsze rozmowy, ale tym razem prowadzone przyciszonymi głosami.  

– Wyrzuciłem książki.– stwierdził jeden z nich, beznamiętnie, nie widząc w tym żadnej szczególnej rewelacji. Był młody, jeszcze miał szanse. Jeszcze mógł się przekwalifikować.

On milczał, nie wiedział co powiedzieć. Wszyscy jakoś woleli to zmilczeć.

– Jak sądzicie, jak to teraz będzie?

– Zwyczajnie.

Unieśli kieliszki, toast, nie wiadomo właściwie za co albo za kogo. Nie byli zrozpaczeni, tylko zużyci.

– Widziałam wiersz, który napisał jeden z nich. Ma sens. Wydaje mi się, że mówił o śmierci. Szczerze mówiąc był naprawdę dobry.

– Głosy też mają niczego sobie, byłem na jednym spotkaniu autorskim, z prototypem H05, wcale nie brzmi elektronicznie. Czytał przez trzy godziny, rozumiecie?! Trzy godziny bez ustanku. Ja bym tak nie potrafił.

– Nie będziesz musiał. Od dawna nie zapraszali cię do kawiarni.

 Zmilczał.

– Niektórzy mówią, że oni zniszczą poezję, ale ja tam sądzę, że ją uratują. Teraz to przynajmniej coś nowego, kogoś może zaintryguje. Wiecie, młodzież, te sprawy.

– Kto był na spotkaniu z H05?

– Jakim?

– Autorskim.

– Ci sami ludzie co zawsze.

– Czyli kto?

– Poeci. 

 

***

Łyk z butelki. Wcale nie miał ochoty, ale tak kazała mu powinność. Musiał do końca odegrać swoją rolę. Nawet jeśli była przestarzała i każdy, prócz niego, zapomniał, że kiedykolwiek ją dostał. Może inni nigdy nie wiedzieli?

Zawsze fascynowało go w jaki sposób poeta dostaje swój mit. Podobno łatwiej jest, kiedy można utożsamić autora z postaciami z jego książek albo z podmiotem lirycznym. Należy też się buntować przeciwko wszystkiemu, jednocześnie nie opowiadając się po żadnej ze stron. Pewna forma niezgody jest konieczna, można powiedzieć, że to wręcz podstawa. On starał się spełnić te wszystkie kryteria, był przecież legendą. Jeśli nie dla innych, to przynajmniej dla samego siebie. A to oznaczało powinności.

Z stojących pod ścianą kartonów wyciągał książki. Kupił je za grosze, tanie kryminały i harlekiny. Nie chodziło o to, co postawi na półkach, tylko o to, żeby coś tam stało. Forma musi być zachowana.

Zaczął rozkładać książki, stawiać je w stertach na podłodze, wrzucać niedbale do kredensu, parę położył nawet na stole w kuchni. Przyjrzał się krytycznie wykreowanej scenerii. Wyglądała dobrze.

Jeszcze tylko kartka, a niej wiersz, słowa rzucone bezładnie na papier. Pożegnanie. Położył ją na stole, tuż obok pustego kubka po kawie. Na wszelki wypadek zapalił jeszcze papierosa i pozwolił, żeby popiół spadł na podłogę.

Wiedział, że poezja nie umrze wraz z nim. To by był egoizm, uważać, że jako niewielka jednostka ma aż takie znaczenie. Nawet on miał pewne zahamowania. Zresztą androidy pisały dobrze, bardzo dobrze, niektóre nauczyły się nawet popełniać błędy, opanowały potknięcia do perfekcji. Nic nich nie wiązało, nic ich nie wstrzymywało. Nie miały schematów, w które musiały się wpisywać, mitów którym miały odpowiadać. Android nie mógł być poetą wyklętym, nie musiał być więc uwiązany w postać wolnego ducha. Może to nie koniec, a nowy początek?

Ale on miał swoje zobowiązania. Rolę, którą miał zagrać do końca. Kto wie, może nawet ludzie się nim zainteresują. Ktoś wspomni o nim w telewizji, kto inny napisze biografię, ktoś może wyda dzienniki. Może.

Na stoliku stała szklanka i pudełko tabletek. Wiedział, że powinien popić je alkoholem, ale chyba wypił go już dostatecznie dużo. Zresztą nie potrafił odmówić sobie tej ostatniej szklanki mleka, jakoś wolał je od wódki.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

wwiercający się w samą przesadkę

chyba przysadkę

 

Napisane nie najgorzej, ale chyba nie do końca potrafię powiedzieć, jakie jest przesłanie tekstu. Sztuczna inteligencja zastąpi artystów? Ludzie zawsze muszą wpisać swoje działanie w jakiś schemat? 

 

Przykro mi, Anonimie, ale nie bardzo mogę się zorientować, co miałeś nadzieję opowiedzieć, a Szablon, niezależnie od tego, jakie były Twoje intencje, w zasadzie nie zrobił na mnie żadnego wrażenia.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

Wydaje mi się, że rozumiem przesłanie. Natomiast forma nie do końca przypadła mi do gustu – odczuwam, że nic się nie dzieje, postaci które rozmawiają, raczej nie mają twarzy. Z drugiej strony, tekst nie został rozwleczony ponad miarę i nie nuży. Ot, porusza jakąś melancholijną strunę, ale raczej nie przykuwa uwagi.

Zgadzam się z przedpiścami, a najbardziej z Nevazem. Tylko że jednak nie rozumiem przesłania. O piszących SI już trochę tekstów było. Za poezję się chyba jeszcze androidy nie brały, ale wszystko przed nimi.

Treściowo ciekawie. Z jednej strony imperatyw tworzenia mitu/ legendy przez poetę warunkiem koniecznym do bycia poetą, z drugiej zlanie się w jedno postrzegania poezji i poezji. Z trzeciej pytanie co jest istotą poezji i czy maszyna może poezję tworzyć. Wszystko to zanurzone w megalomanii i egocentryzmie twórcy i ubrane w pustą formę :-) Nie do końca zgadzam się z przedstawioną wizją, ale całkowicie jej odrzucić też nie jestem w stanie.

 

Warsztatowo – niestety szort jest napisany tak-sobie i nie mogę powiedzieć, że lektura satysfakcjonuje. Fragmenty o tworzeniu mitu/legendy dość mętne. Opisy nieciekawe i nie zachęcające do dalszego czytania. Niektóre sformułowania nieco kanciaste. Ogólnie bardzo letnio.

Finklo, z tego co pamiętam, kiedyś androidy próbowały napisać sztukę ;).

 

Ja w kontekście tytułu zinterpretowałem szablonowe powielanie wzorców bez głębszej refleksji jako coś mechanicznego – potem jest fragment, który mówi, że maszyny nie miały schematów. Dla mnie to jest główny kontrast Szablonu.

Pamiętam, wisi na moim profilu (w betowanych), ze złotym piórkiem. :-)

Ja skłaniam się w stronę interpretacji dogsdumpling, choć nie jestem przekonana, czy udałoby mi się ją tak trafnie ubrać w słowa. Interpretacja Nevaza też jest ciekawa, więc zastanawia mnie, co powie autor. 

Ogólnie mogę się podpisać pod komentarzem madame dumpling. Jakkolwiek podobała mi się treść tego opowiadania, to już bezimienność bohaterów i rozmyte opisy przypadły mi do gustu trochę mniej. Jeszcze anonimowość postaci jestem w stanie o tyle zrozumieć, że dopełnia znaczenie słowa “szablon”, który można wypełnić jakimi się chce szczegółami, ale w tym celu musi pozostać pusty. Literówkę jedną już ktoś wskazał, a ja jeszcze znalazłam takie coś do poprawy: “Jeszcze tylko kartka, a niej wiersz” → coś tutaj zostało zjedzone… 

Ta “przesadka” mnie rozwaliła. Szukałem nawet, czy jest takie słowo i jest:

https://mm.pwn.pl/doro/396/077/07720/077204-00.png

A nawet jeśli chodziło Ci o “przysadkę”, to i tak bez sensu, bo nie ma ona nic wspólnego z alkoholem i zapachem. 

Poza tym szort dość niechlujnie napisant. Mógłbym wskazać błędy, ale wygląda na to, że Anonim ma je gdzieś. 

Jeśli chodzi o treść – chaos. A mogło być ciekawie. Szkoda. 

madame dumpling

Rosebelle, przez chwilę poczułam się jak w powieści A.Libery ;-)

Ach, te nieszablonowe maszyny. Dzisiaj kojarzymy je raczej z wykonywaniem ciasnych algorytmów, ale w przyszłości mogą stać się bardziej swobodne i twórcze od ludzi oraz świetnie nas udawać – ku rozpaczy poetów. Ciekawie to ująłeś/-aś. Prawda, że nieco chaotycznie i bez szczegółów. Twój załamany poeta jest jednak całkiem niezły.

dogsdumpling– lepiej bym nie ujęła tego o co chodziło. Z jednej strony chciałam poruszyć temat mitu poety wyklętego– alkoholika, skonfliktowanego ze światem. Mit staje się niewygodną formą, w którą artysta jest wpychany i z której nie może później się wydostać. Oczekiwania społeczeństwa stawiają go w takiej roli i on potem musi dopełnić ją do końca.

Chciałam żeby żadna postać tutaj nie miała twarzy– ani bohater, ani przyjaciele. Specjalnie chciałam żeby w tej rozmowie w barze nie było wiadomo który z nich mówi, bo to nie miało znaczenia. To był głos tych wszystkich poetów, myśleli tak samo, podział na jednostki się rozmywał. Jeszcze chciałam pokazać to, że nie ważne czy androidy piszą, czy poeci, ludzie i tak raczej poezją się nie zainteresują– dlatego na spotkaniu z H05 byli tylko poeci. Ci sami ludzie, co zawsze. Można więc uważać, że nie ma znaczenia kto pisze– sama idea poezji jest już nie do uratowania, bo chodzi już tylko o formę. Albo androdidy, które są w jakieś sposób tych schematów pozbawione, mogą stworzyć ja trochę na nowo. To już pozostawiam odbiorcy.

I właśnie najbardziej chciałam pokazać idee schematów, z których nie potrafimy się wyrwać i odgrywamy rolę do końca, nawet gdy już wcale w nią nie wierzymy. 

Wiem, że styl jest chaotyczny, ale na swoje usprawiedliwienie powiem tylko, że chciałam właśnie zrobić to opowiadanie jak najbardziej ascetyczne, proste. Żeby to był bardziej szkielet niż historia. Dlatego bohaterowie nie mają twarzy ani imion– mogą być każdym. 

 

Mnie tam się podobało. Ujął mnie ten "ostatni prawdziwy poeta" i jego obsesyjne dbanie o, hmm, może nie tyle formę, co oprawę poezji, a raczej – poetyckości. Rozpaczliwa próba osiągnięcia tego, czego – w jego mniemaniu – maszyny nie potrafiły. Trochę groteskowe, trochę wzruszające, a trochę i nawet prawdziwe – chodzi mi o fakt, że do stworzenia legendy, tudzież wpasowaniu się w mit poety nie wystarczy być cholernie dobrym. 

Forma też mi nie przeszkadzała, opisy rowniważnikami zdań są całkiem fajne. Tekst przypominał ascetyczną krotkometrażówkę, składającą się z kilku statycznych ujęć ze zblizeniami przedmiotów – kluczy: wilgotnej książki, kubka z wódką, popiołu napisał dywanie, sofy… Bardzo ładnie osiągnięty, specyficzny klimat. Generalnie, udany szort.

Pozdrawiam! 

thargone– Bardzo się cieszę, że komuś przypasował specyficzny styl tego opowiadania :D Właśnie tym miało to być– ascetyczną krótkometrażówką. 

Pomysł jest, ale fanem kontrolowanego chaosu nie jestem. Gdyby nie komentarze, to pewnie bym tekstu za bardzo nie skumał. Bywa, pewnie znajdą się koneserzy takiej literatury ;)

Nowa Fantastyka