- Opowiadanie: master-of-orion - Przepaść

Przepaść

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

CountPrimagen

Oceny

Przepaść

Staliście kiedyś nad przepaścią – może na dachu wieżowca, może na wąskiej grani gdzieś w Tatrach – i zastanawialiście się, co by było, gdybyście skoczyli? Na dnie czeka stuprocentowe unicestwienie, nie ma „może” ani „prawdopodobnie”, jest tylko krótki lot zakończony mokrym plaśnięciem o beton albo skałę. Pusta przestrzeń wzywa was, przyciąga, kusi. Wiecie, że nie skoczycie – no przecież! – ale to nieskakanie z każdą chwilą wymaga coraz więcej wysiłku. Pocicie się, drżycie, odwracacie wzrok. Nie skoczycie. Ale gdyby jednak…?

Mówią na to zew otchłani, l'appel du vide albo high place phenomenon.

Mieliście tak?

 

*

 

Dygoczę. Pokój przesłuchań jest zimny i nierówno oświetlony. Lampka wprawdzie nie świeci mi prosto w twarz, tylko na zawalone papierzyskami biurko, ale i tak razi mnie w oczy. Jaskrawe światło nie przeszkadza najwyraźniej dwóm policjantom, którzy siedzą po przeciwnej stronie blatu. Ten trzeci, ubrany w garnitur i usadowiony na uboczu, do którego tamci czują coś między obawą a niechęcią – ten akurat mruży oczy, ale nie wiem, czy to od światła, czy po prostu intensywnością swojego spojrzenia chce wypalić mi dziurę w skroni.

Na razie milczy. Pytania zadają policjanci. Odpowiadam drżącym głosem i dygoczę dalej, aż podzwaniają kajdanki. One też są zimne. Każde kolejne pytanie to tchnienie lodowatego powietrza, które chłodzi pokój przesłuchań jak nastawiona na maksimum klima.

Odpowiadam na pytania.

 

*

 

Ukryta w bagnie dark webu strona musiała powstać ponad dwa lata temu, bo wtedy po raz pierwszy o niej usłyszałem. Przeczytałem o niej na którymś z deep webowych forów. W tamtym okresie spędzałem tam więcej czasu, niż byłbym skłonny przyznać.

Z początku myślałem, że jest tylko legendą miejską, jakich pełno w Internecie. Podobno pojawia się i znika jak rzeka na pustyni, a omenów jej nadejścia należy doszukiwać się na niszowych imageboardach. Jej prorokiem obwołał się użytkownik JeegSaaw66, który z dwudziestoczterogodzinnym wyprzedzeniem miał rzekomo informować o kolejnej reaktywacji. Oczywiście, strona szybko obrosła mitami, ludzie wymieniali się zrzutami ekranu i dyskutowali, czy ona w ogóle istnieje, a trolle podszywali się pod jej autora i osładzali sobie swoje smutne, trollowe żywoty, zamieszczając linki do shock site’ów ze zdjęciami wyprutych wnętrzności.

Istnieją powody, dla których Googlebot nie zapuszcza się w te rejony sieci.

 

*

 

Gdy wspominam o zrzutach ekranu, pan w garniturze, dotąd nieruchomy jak posąg, nagle prostuje plecy i unosi głowę. Padają pytania o fora i ich bywalców, o zabezpieczenia i software. Czy kogokolwiek spotkałem na żywo? Czy zamieszczali jakiekolwiek zdjęcia? Jak często odwiedzałem imageboardy? Dlaczego korzystałem z anonimowej sieci Tor?

Jakoś mnie nie ochroniła.

Jarzeniówka brzęczy. Kajdanki podzwaniają.

Dygoczę.

 

*

 

Obraz z kamery na podczerwień. To właśnie chcieliśmy zobaczyć – migawkę z obcego, pustynnego świata, który równie dobrze mógłby nazywać się Tatooine, mieć na niebie dwa słońca i znajdować się pierdyliard lat świetlnych od nas.

Ciągnęło mnie do tego. Strona stała się moją obsesją. W tym okresie moje życie było tak potwornie nudne, że zacząłem nawet o niej śnić. Chciałem to poczuć. Dostać swoje trzydzieści sekund.

Tak się złożyło, że pewnego razu pojawiłem się na forum mniej niż minutę po kolejnym obwieszczeniu użytkownika JeegSaaw66. Błyskawicznie wszedłem na witrynę – widać było tylko czarny ekran z zegarem odliczającym od dwudziestu czterech godzin w dół.

Nie wyłączałem komputera przez dobę.

Wreszcie się zaczęło. Zniknęła czerń, ukazał się szary, ziarnisty obraz, widok z lotu ptaka na wysokości około jedenastu tysięcy stóp. W dole przesuwała się pustynia, zimna i ciemna. Monotonię burzyła tylko jakaś buda, minimalnie jaśniejsza/cieplejsza niż otoczenie. Napis w rogu ekranu obwieszczał, że była 2:54 czasu lokalnego.

Nasz punkt widzenia zatoczył leniwy krąg, a wtedy zza baraku wyłoniła się przykucnięta ludzka sylwetka. Kamera zrobiła zbliżenie. Postać świeciła jaskrawą bielą, rozżarzona jak węgielek, nieruchomo tkwiąca w kuckach. Facet wyszedł się wysrać.

I wtedy nagle pokazał się interfejs strony. Byłem pierwszy w kolejce!

U dołu ekranu napis po angielsku głosił: „Kontrola uzbrojenia odblokowana. Naciśnij spację, aby autoryzować eliminację celu. Masz pół minuty na decyzję”.

Dron zatoczył kolejny krąg nad pustynią. Gdzieś bardzo daleko maleńki, niczego nieświadomy świetlisty ludzik kucał i wyciskał z siebie stolec, podczas gdy ja trzymałem palec nad klawiszem. To była najwznioślejsza chwila mojego żałosnego życia. Byłem Bogiem, jego prywatnym Allachem. Każda upływająca sekunda stanowiła hojny dar ode mnie.

A potem zegar zszedł poniżej dziesięciu sekund. Czas mojego panowania dobiegał końca. Otchłań wzywała. Wystarczyłby jeden ruch, a zautomatyzowane systemy drona zajęłyby się resztą. Jeśli nie ja, zrobi to ktoś inny.

 

*

 

Chłodne pomieszczenie, zimne kajdanki, lodowaty ton. I pytanie.

 

*

 

Stałem na krawędzi urwiska. Przepaść zdawała się mnie wciągać. Wiedziałem, że nie skoczę – no przecież!

Ale skoczyłem.

 

Koniec

Komentarze

Miałem wstrzymać się jeszcze kilka dni z wrzuceniem tekstu, żeby nie spamować, ale coś dzisiaj pustawo w poczekalni, więc zaryzykowałem. Reg, nie bij (mocno) ;)

(witam po urlopie)

Przeczytałem ten tekst i nie wiem czy cokolwiek ponadto mogę o nim napisać. Nie będę odnosił się do przecinkologii bo chyba zrobi to ktoś za mnie. Co do samego tekstu to nie potrafię się odnieść, ani mnie nie poruszył, ani nie oburzył. Nie jest ani słaby ani dobry. 

Może powiniennem go czytać w warstwie pedagogicznej lub socjologicznej, jako powiedzmy “zagrożenie naszych czasów” lub jako paralele miedzy życiem naszym a innych. I chyba tak to najbardziej czuje, tj. pedagogicznie: “a teraz powiedzcie dzieci jak powinien postąpić bohater”.

Bez obaw, Masterze-of-Orionie, nic Ci nie grozi. ;)

Gorzej, że nie bardzo umiem skomentować Przepaść, opowiadającą o czymś, co okazało się dla mnie nie bardzo czytelne, ba, wręcz niezrozumiałe.

 

Masz pół mi­nu­ty na de­cy­zję.” –> Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmm, ale co jest “nie bardzo czytelne, ba, wręcz niezrozumiałe”? W sensie, (mini-)fabuła opka czy pokusa bohatera, czy co? To dla mnie bardzo istotny feedback, bo jeśli ludzie w ogóle nie wiedzą, o czym ja piszę, to mam problem :/

master-of-orion, dobrze mi się czytało Twój tekst i zostanie mi w głowie na jakiś czas. ;] Jest absolutnie zrozumiały. Ciekawy pomysł – w kilku słowach opowiedziałeś kompletną historyjkę. Mistycyzm sporej części opowiadania, troszkę mi nie współgra z późniejszymi słowami o defekacji, ale jeśli chodziło Ci o kontrast, to jest mocny.

Fajne opowiadanko. 

Mnie się wydaje, że ja zrozumiałam… Czy chodzi o to, że co jakiś czas ktoś hakuje wojskowe drony i pojawia się możliwość, by szary człowieczek decydował o życiu lub śmierci jednostek oddalonych od niego o tysiące kilometrów? Prawdopodobnie cywilów? Ciekawe. Mnie pomysł się podoba. Zdalnie prowadzona wojna niesie ze sobą swoje ryzyko i właśnie możliwość hakowania maszyn śmierci, a Ty w interesujący sposób podszedłeś do tematu. Twoimi hakerami nie byli Rosyjscy szpiedzy, tylko ktoś, kto robił to, bo mógł i dawał możliwość zabijania przeciętnym jednostkom… No i właśnie, dylemat bohatera. Tu jedyny zarzut jaki mam, to że właściwie dylemat jest, ale go nie ma, bo tak prowadzisz narrację, że od początku wiadomo jaką podejmie decyzję, przez co na końcu nie ma zakończenia. Szorty działają najlepiej, gdy w końcówce pojawia się jakiś przewrotny twist, a tutaj tego zabrakło. Byłabym w większym szoku, gdyby bohater nie “skoczył”.

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Wydaj mi się, że zmieniły się w tym opowiadaniu płaszczyzny.

 

Antygona to postać tragiczna – stoi pomiędzy wyborem, pomiędzy prawem boskim i ludzkim. 

Podobnie Twój bohater, też dokonuje fundamentalnego wyboru.

U Antygony, tragizm jest wpisany w jej osobę, w Twojej powieści tragizm jest wpisany w wątek fabularny. Wydaj mi się, że to powoduje niezrozumienie.

Albo tak:

Sam fakt dokonani wyboru nie jest w ogóle ciekawy, pisano i nagrywano to wiele razy. Czytelnik szuka czegoś więcej. A tego czegoś więcej nie ma. Jest tylko akt wplątania i akt wyboru. Może mógłbyś to spłentować to jakimś dłuższym moralnym osądem (niż tylko kajdany) by otworzyć dyskusję.

Metafora skoku i zabicia choć do obronienia jest mało czytelna. Mało intuicyjna. Trzeba ruszyć głowę a czytamy sercem.

Wiadomo o czym piszesz, tylko czy to jest ciekawe?

Dodam jeszcze, że mnie pasuje taki koniec jaki jest. Niektórzy mają tendencję do upraszczania, ale ten tekst straci na wyrazie, jak zaczniesz tłumaczyć. 

Masterze (czy mogę się tak do Ciebie zwracać?) rozumiem, że ktoś został doprowadzony na przesłuchanie, ale nie wiem, co sprawiło, że tak się stało. Domyślam się tylko, że może opisałeś jakąś grę, albo coś, co jak gra wygląda. Tyle że ja się na grach kompletnie nie znam, dlatego opowiadanie jest dla mnie niezrozumiałe.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Makaron3d –  dzięki, już się bałem, że zupełnie nikt nie wie, o co chodzi :)

 

rosebelle – tak, o to chodzi. Co do braku twistu… mi z tą pauzą i suspensem przed “skokiem” bardziej chodziło o to, żeby czytelnik wyobraził sobie tę sytuację, zastanowił się i odpowiedział sobie na pytanie: “Czy szczerze, ale tak z ręką na sercu, nie kusiłoby mnie, żeby nacisnąć spację? A nawet jeśli nie, to czy nie czułbym przyjemnego dreszczyku emocji, bo miałbym władzę nad ludzkim życiem?” Bo jasne, łatwo domyślić się, jaką podejmie decyzję (choć, ściśle rzecz biorąc, na przesłuchaniu byłby tak czy siak, bo jednak wchodził w jakieś tam kontakty z groźnym hakerem), ale imho nie to jest tutaj najważniejsze.

 

Dalekopatrzacy – “Wiadomo o czym piszesz, tylko czy to jest ciekawe?” Nie wiem, to ja Was pytam :D

 

regulatorzy – może być Masterze (tak a propos gier, Master of Orion to stara i kultowa seria gier komputerowych :P). Za to w opowiadaniu nie ma żadnej gry, tylko bardzo prosty interfejs sterowania bojowym dronem gdzieś nad Afganistanem albo Irakiem.

 

 

Ciekawy tekst. Sam pomysł na hakowanie dronów stwarza interesujące perspektywy, zaś alegoryczne powiązane z przepaścią stanowi niezłą klamrę. Immersja na dobrym poziomie – wskazałeś na rozterki bohatera, zakreśliłeś szaleństwo, jakie opanowało ludzi, którzy nagle mogli stać się bogami… Przynajmniej na chwilę.

Jeśli czegoś mi zabrakło, to może lepszego nakreślenia bohatera, co scenom przesłuchania dałoby więcej dramaturgii i może jakiś twist w zakończeniu. Choć to oczywiście dyskusyjne elementy – mam świadomość, że napisałeś tego szorta właśnie w taki sposób, w jaki chciałeś.

Warsztatowo – solidnie. Tytuł – trafnie podsumowuje treść, choć jego prostota niezbyt przypadła mi gustu (tak już Count ma).

Należy się stempel jakości.

 

Tyle ode mnie.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Hmmm. Tekst mnie odrzuca (albo ja jego) na poziomie etycznym. To jest chore. I strona, i bohater, i haker. No, kurczę, już prędzej zrozumiem kogoś, kto skoczył. Ale nie, że zabił, bo mógł.

Za to napisany bardzo przyzwoicie.

Babska logika rządzi!

Rozczarowało mnie zakończenie, bo sam tekst mocno wciąga. Nie jestem pewny technologii, z wysokości jedenastu tysięcy stóp to chyba niewiele szczegółów widać, dron to nie satelita. Trzeci pan nie wyjaśniony. Urwany ten utwór. Wolałbym jaśniejszą i solidniejszą puentę, ale czytałem z przyjemnością.

Finkla – cóż, wiadomo, że to chore. Ale wystarczy odwiedzić dział /b/ (czyli random) na 4chanie, żeby przekonać się, jak chorych ludzi można spotkać w sieci (dlatego już od dawna tam nie bywam). A przecież to nawet nie deep web. Co się musi dziać w najpaskudniejszych zakamarkach deep webowego 8chana albo w jeszcze gorszych miejscach?

 

Darcon – dzięki za opinię. Aż sprawdziłem z tymi stopami i wydaje mi się, że to nie jest aż takie nieprawdopodobne, żeby z 11 tys. było widać kucającego człowieka (jeśli to nie jest możliwe dzisiaj, będzie możliwe za parę lat). Dla porównania, tak wygląda pickup i jakiś szałas z wysokości ok. 7,5 tys. stóp (”7474 HAT”, czyli height above terrain), widziany z amerykańskiego wojskowego drona.

Od razu nasunęło mi się skojarzenie z pewnym filmem (niestety nie pamiętam tytułu), w którym także morderca odliczał na stronie czas do emisji, a potem mordowal na żywo jakąś osobę w wymyślny sposób. Może przez to skojarzenie właśnie zakończenie (dron i pustynia) były dla mnie pewnym zaskoczeniem, ale jednak nie wystarczającym. Fabuła jest bardzo przewidywalna, ale to czego zabrakło mi najbardziej, to nacisk na dylemat związany z zabiciem innego człowieka. Tu w zasadzie scena trwa tylko kilka sekund, ale i tak można było jakoś opisać te burze emocji, nerwy, pot… Tego mi zabrakło, a tak mamy poprostu gościa, który wcisnął klawisz. 

Mam jak Dracon. Utwór wciągnął mnie, zwłaszcza że fajnie ukazujesz motyw zhakowania drona i zrobienia z niego narzędzia wątpliwej moralnie “rozrywki”. 

Trochę natomiast chrzęści odwoływanie się do tej alegorycznej przepaści i skoku. Widzę w tym sens, ale mnie to nie przekonało. Wręcz raczej zmniejszyło to dla mnie wymowę szorta i zostawiło z niepotrzebnym mętlikiem.

Podsumowując: fajny pomysł, porządne wykonanie, ale niezbyt przypadły mi do gustu alegoryczne odwołania. 

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Mi też chrzęści alegoria, ale nie dlatego, że nie powinno jej być, tylko, że jest zbyt słabo przypominana – jest zbyt odległa od tematu głównego, żeby je powiązać (tj. alegorię i tekst) bez obecności interpretacji alegorii w tekście głównym – coś mi się zdaję, że powiedziałem to bardzo niejasno, ale zostawię jak jest.

 

Pomysł mi się podoba.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka