- Opowiadanie: Mirabell - Adoracja

Adoracja

Postanowiłam przypomnieć opowiadanie, które ukazało się w antologii “Ostatni Dzień Pary II”. Nieco zakurzone (w końcu pisane dwa lata temu) i trochę poszkodowane przez drakoński limit znaków, ale moim zdaniem warte tego, by dać mu drugie życie :) A właściwie trzecie, bo pisząc “Adorację” przerobiłam dawno już chyba zapomniany tekst na konkurs “50 twarzy fantastyki” (którego to opowiadania tu nie znajdziecie, gdyby ktoś próbował szukać). 

 

Ilustracja, stworzona przez A.A. Turkiewicz “Triopse”, została umieszczona za zgodą autora.

 

Polecam wszystkim całą antologię, którą można pobrać za darmo stąd. Jest trochę znanych nazwisk, w tym z forum :)

 

Bemik, raz jeszcze dziękuję za betę!

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Adoracja

 

Zdjęcie użytkownika Ostatni Dzień Pary.

 

Stanął przed nią drżący, nagle świadomy własnej, gąbczastej organiczności − tej nieco lepkiej, tłustawej plątaniny rozwodnionych tkanek i porowatych konstrukcji kostnych. Poczuł się mały, szkaradny i obmierzły, niegodzien sycić oczu rozciągającym się przed nimi majestatem.

Była piękna. Pociągająca w przerażający, pierwotny sposób, jak figurka paleolitycznej Wenus.

Obiekt nienawiści, obsesja, grzech.

Ada.

 

*

 

Wszystko zaczęło się tak, jak rozpoczyna się każda czarna, miejska baśń: od pijackiej rozmowy w Adoracji, jednej z tysiąca cuchnących bimbrem spelun. Była noc. Ada szumiała cicho, paląc gazowe latarnie i zaglądając w ciemne zaułki wyszlifowanymi oczyma żandarmatów. Miarowy krok maszyn i nieustające skrzypienie zębatek składało się na nocną muzykę miasta, kołyszącą do snu mieszkańców w oplecionych bluszczem mechanizmów kamienicach.

W podziemiach zaś wódka płynęła w rytm uderzeń kart o stół, a krzyki, śmiech i muzyka zagłuszały zgrzytanie poruszających aglomeracją automatów – tę nieustającą, upartą symfonię.

− Niech mnie Ada przeleci, jeśli tego nie wygramy! − krzyknął Rudy, spojrzawszy triumfalnie w swoje karty. Pozostali gracze ryknęli śmiechem – ci bardziej trzeźwi nerwowym, połączonym z rzucaniem ukradkowych spojrzeń na obrosłe girlandami pajęczyn i grzybni ściany. Ada wszędzie mogła mieć uszy, ale w oparach alkoholu i wśród rozochoconych towarzyszy nie wypadało okazywać lęku.­­­

− Po tobie to by mogła co najwyżej przejechać wałem korbowym, albo potraktować cię gorącą parą. Może przestałbyś tak śmierdzieć – rzucił spod ściany mężczyzna w średnim wieku, ubrany w wyjątkowo dobrej jakości, choć brudny i znoszony płaszcz. − Gdyby była kobietą – dodał po nosem, zagłuszony salwą śmiechu po wcześniejszej wypowiedzi.

− A nie jest? − Karol siedział na tyle blisko, że usłyszał te słowa.

− A co to, szkółka, psiamać? − Tamten splunął i otarł usta rękawem.

− Grajże! − ponaglił jeden z towarzyszy i Karol musiał skoncentrować się na swoich kartach. Jak tylko siostra Rudego, szczerbata i cuchnąca bimbrem starucha, wzięła z triumfalnym uśmiechem ostatnią lewę, Karol odłożył karty i rzucił zaciekawione spojrzenie pod ścianę. Elegant zniknął.

− Kto to był? − zapytał chłopak, pochyliwszy się w stronę staruchy. − Ten od przejechania wałem korbowym?

− Rebours? − sapnęła. Karol poczuł odór bimbru i zepsutych zębów. Zmusił się, by spojrzeć na swoją rozmówczynię. Siostra Rudego była taka sama, jak wszystkie kobiety w mieście: chuda, żylasta, o zdecydowanych ruchach i męskich rysach twarzy. – To nie wiesz? Były inżynier z maszynowładni. Persona.

− Były?

− Ta. Wywaliła go na zbity pysk. Pewnie i tak się cieszy, że uniknął wytransformowania. Póki co.

− A co on takiego zrobił? − dopytywał się chłopak.

− Skąd mam wiedzieć? Pewnie sam ją chciał przelecieć! − roześmiała się obleśnie, sięgając po świeżo rozdane karty. Reszta nocy utonęła dla Karola w alkoholu. Zapomniał i o byłym inżynierze, i o przegranym w końcu robrze, i o Adzie, która zawsze słucha.

 

*

 

Śnił o kobiecie, rozłożystej jak korona drzewa. Jej oddech pachniał mchem i zbutwiałymi liśćmi, skóra była wilgotna i porowata niby powierzchnia kory. Patrzył na nią i nie zastanawiał się, skąd zna tę miękką, roślinną cielesność, on, który wychował się wśród maszyn, w miarowym zgiełku miasta. Nie myślał o zapisanych w DNA swoich komórek wspomnieniach dzikiej przyrody. Był i chłonął.

Oddychając nieregularnie, objęła go szerokimi ramionami. Poczuł miękkość piersi i bioder, zalany przez fale białego ciała. Usłyszał krew chlupoczącą w żyłach i zapragnął wtopić się w kobietę, dać się pożreć, pochłonąć. Umrzeć w rytm bicia jej serca.

 

*

 

Inżyniera spotkał znowu dwa dni później.

Obudził się wiele godzin po tym, jak Ada zapaliła dzienne światła. Miedziane sklepienie lśniło łagodnie, uliczne dmuchawy rozpylały pachnące ciepło. Sztuczne słońce padało na pnące się po siatkach kultywatorów rośliny, zasilane wodą przez system ssących rurek. Miastomat zamykał w sobie obieg wilgoci i wytwarzał światło, w razie potrzeby wydobywając konieczne surowce ze sztolni.

Na ulice wyroiły się parowe kolaski i automobile Bożka. Widoczne w prześwitach między kamienicami i w kratkowanych otworach chodników zębatki przyspieszyły ruch. Nieustanny szum miasta zmienił się w hałas, wypełniający uszy mieszkańców każdego dnia. Ada budziła pracujących i uczących się, zwiększając natężenie światła i dźwięku.

W żyłach Karola płynęło tej nocy tyle alkoholu, że nie zareagował ani na subtelne sugestie maszyny, ani na dźwięk wmontowanego w ścianę budzika. Zresztą i tak nie miał tego dnia nic do roboty. Powinien był zacząć pracować, jak przed komisją. Początkowo czas wypełniały mu podziemne spotkania rewoludzkości − choć wiedział, że jeśli ma być dobrym rebeliantem, powinien dla niepoznaki udawać porządnego obywatela – później już tylko pijatyki. Coś w nim buntowało się przeciwko pracy tak bardzo, że nie potrafił zmusić się do poddania Adzie, z koszmarną precyzją zarządzającej życiem wszystkich mieszkańców.

Karola zawsze brzydziła ta dokładność, maszynowa regularność, w rytm której mieszkańcy miasta szli z góry zaplanowanym szlakiem aż do śmierci. Dlatego przystąpił do rewoludzkości, grupy młodych zapaleńców, debatujących nad ograniczeniem wszechwładzy maszyny. Jednak uznali oni, że chłopak właściwie niewiele robi, jego poglądy – jeśli już wypowiadał je głośno – odstają od ogólnie przyjętych w kręgu konspiratorów, a brak konkretnego miejsca w społeczeństwie ściąga na rebeliantów niepotrzebną uwagę. W końcu więc usunęli go ze swojej grupy. Zostały mu już tylko karty, bimber i czekanie, kiedy przyjdą po niego żandarmaty i zabiorą do transformowni, jako jednostkę niezdolną do przystosowania się.

Zazwyczaj ludzie nie myśleli o Adzie zbyt wiele – jeśli już, to jak o matce. Przytuliła ich do swego łona, kiedy miał skończyć się świat, zamknęła w sobie i żywiła, sterując życiem miasta z mechanicznym uporem. Nie wiedzieli, czy cokolwiek przetrwało na zewnątrz ani gdzie na mapie starego świata znajdował się Miastomat – zazwyczaj nie zastanawiali się nawet nad tym, czy jakiekolwiek „zewnątrz” istnieje; żyli w ciasnej przestrzeni, pod czujnym okiem automatu zarządzającego wszystkim z wielkich hangarów maszynowładni. Inżynierowie, miejska elita, opiekowali się nim, naprawiali i ulepszali, mając jako jedyni wgląd w kontrolujące wszystko mechanizmy. Tylko oni wiedzieli, w jaki sposób działa wszechmaszyna.

Tak się mówiło. Tego uczono w szkołach. Ale Karol dzielił z innymi podejrzenia, że Ada tak naprawdę rozbudowywała się sama. Według jego teorii żyli w totalnej Adokracji: nie używali maszyny do ułatwiania sobie życia, to automat nimi zawładnął, by organizować ludzką egzystencję według własnych, bezdusznych algorytmów.

Rebelianci mówili, że pożarła mieszkańców miasta. Że trawi ich w swoim wielkim, mechanicznym brzuchu, odżywiając się ludzkimi sokami. Że urzędnicy, sędziowie i inżynierowie to tylko jej usłużni agenci, a tak naprawdę maszyna zarządza miastem z taką samą automatyczną precyzją, z jaką steruje rytmem dobowym, temperaturą i składem powietrza. Że automaty wydobywające surowce z ukrytych pod miastem sztolni poradziłyby sobie z napędzaniem wszechmaszyny bez udziału człowieka. Że ludzie to tylko kukły Ady.

Jej zabawki.

Podczas zebrań aktywu rewoludzkościowego Karol przekonywał, że wszechmaszyny nie da się – jak postulowali inni − ograniczyć; że można ją tylko zniszczyć. Otworzyć miasto. Zobaczyć, co jest na zewnątrz.

Takie poglądy nie podobały się nawet najtwardszym radykałom. Mało kto potrafił wyobrazić sobie koniec Miastomatu. Ograniczyć Adę, przejąć nad nią kontrolę, podporządkować – owszem. Ale żyć bez niej?

Karol zjadł resztkę przydziałowej konserwy i wypił trochę bimbru trzymanego na czarną godzinę. Jeśli mechanizm kamienicy przestanie dostarczać jedzenie i wodę, będzie wiedział, że to koniec. Że Ada zdecydowała, iż przyszedł jego czas.

Wyszedł z domu, kiedy powoli zapadała ciemność. Wytransformowani robotnicy sprzątali ulice, ich ruchy były posuwiste i powtarzalne. Mechaniczne. Jakby byli napędzani przez tłoki parowe. Milcząc, doglądali chodnikowych pasów transmisyjnych, dokręcali poluzowane śrubki i oliwili klapy otworów prowadzących do wnętrza Miastomatu. Opustoszali, przemienieni w parowe półroboty, z przeparowanymi mózgami. Karol bał się zaglądać im w oczy. Myśl, że kiedyś może stać się jednym z nich, skazanym wyrokiem sądu na operację wytransformowania, napawała go obrzydzeniem, a jednak nie potrafił zrobić nic, by tego uniknąć. Wiedział, że i tak nie miał szans na ucieczkę i po prostu korzystał z tego, co mu pozostało z życia.

Po drugiej stronie ulicy zobaczył znajomą sylwetkę inżyniera. Rebours szedł wolno, trzymając ręce w kieszeniach palta. Dopiero teraz widać było, że mocno kulał. Chłopak zrównał się z nim.

− Cześć – rzucił.

− Czego chcesz? − warknął tamten, nie patrząc na Karola.

− Pamiętam cię z Adoracji. Byłeś inżynierem.

− No i? − Rebours nie zwolnił kroku. Jeden z mijających ich żandarmatów przystanął, jakby chciał zatrzymać któregoś z mężczyzn, ale szybko podjął wędrówkę. Karol, choć nie przyznawał się do tego sam przed sobą, poczuł ulgę.

− Wyrzucili cię z maszynowładni – stwierdził. − Za co?

− Daj mi spokój – powiedział tamten ostrzegawczo.

− Boisz się? − zapytał Karol zaczepnie.

− Owszem, chłopcze. Boję się o ciebie.

Karol roześmiał się, nieco zbyt głośno.

− Nie wiesz, kim jestem – powiedział hardo. Rebours przewrócił oczami.

− Jesteś jednym z tej bandy młokosów, która zbiera się w podziemiach, żeby sobie pokrzyczeć, kolportuje przepisane ręcznie ulotki i czuje się wielkimi rewolucjonistami, wszystko przy aprobacie, a momentami i przy delikatnym udziale Ady.

Uśmiechnął się z pobłażaniem, widząc, jak twarz Karola traci butny wyraz.

− Zdziwiony? − zapytał szeptem. − Ona potrzebuje takich jak wy, społecznych zaworów bezpieczeństwa, które rozładują zawczasu powstające napięcia. Nigdy nic jej nie zrobicie. Nie dacie rady się uwolnić.

− A można się uwolnić? – zapytał Karol, patrząc badawczo na inżyniera. Ten rzucił szybkie spojrzenie w stronę wywietrznika w najbliższej kamienicy, gdzie wolno obracały się maszynowe trybiki i przyłożył palec do ust. Ada mogła słuchać.

− Dobranoc, młodzieńcze. Nie idź za mną – rzucił, po czym, odwróciwszy się, ruszył w dół ulicy.

Karol poszedł za nim.

 

*

 

Śnił, że leży zanurzony w wodzie. Trwał w poczuciu nieskończonego spokoju, w katatonicznej ekstazie. W raju. Wtedy nastąpił gwałtowny wstrząs i nagle wszechświat zaczął się rozpadać na drobne kawałki. Ciało Karola przeszył rwący ból i chłopak zaczął krzyczeć w wodnistą pustkę. Wokół niego rozpętało się piekło. Uciekał, czując, że płomienie dosięgają jego skóry, że coś wgryza się w nią i rozszarpuje mięśnie na drobne kawałki. Jeszcze jeden krok. Jeszcze ostatni.

Podniósł się u stóp gigantycznej Wenus, lepki od krwi i wód płodowych. Chciał coś powiedzieć, ale z jego ust wydobył się tylko przeraźliwy krzyk.

 

*

Dopiero podczas czwartego spotkania porozmawiali otwarcie. Inżynier zaprowadził Karola na podwórze jednej z częściowo opuszczonych kamienic, do ciemnego zaułka, gdzie zaniedbane mechanizmy zgrzytały od rdzy. Zeszli po metalowych stopniach, by znaleźć się w wilgotnym, murowanym tunelu. Karol zdumiał się: tu nie tylko nie było zębatych macek Ady – w kryjówce inżyniera nie było także słychać wszechmaszyny. W korytarzu panowała nienaturalna, całkowita cisza. Karol, od urodzenia przyzwyczajony do jednostajnego szumu, przyłożył dłonie do uszu.

− Zdziwiony? − Rebours uśmiechnął się triumfalnie. − To najstarsza część dawnej Warszawy, sprzed katastrofy i wmiastowstąpienia. Kanały. Nawet ona tu nie sięga, póki co. Ale nie martw się, na pewno wie, że tu jesteśmy – że jesteśmy gdzieś, gdzie nas nie widzi. A jak nie wie, to się wkrótce dowie. Mamy niewiele czasu.

Całkowite wyrwanie się spod wpływu Ady, cisza i brak wszechobecnego metalu jak zwykle lekko oszołomiły Karola, ale chłopak starał się nie pokazać tego po sobie. Zdążył już zrozumieć, że inżynier jest jeszcze bardziej radykalnym rebeliantem niż młodzież z rewoludzkości, bardziej nawet niż on sam; że być może jest on jedynym prawdziwym rebeliantem w całym Miastomacie. Rebours nie tylko chciał zniszczyć Adę: on również wiedział, jak można tego dokonać. A przynajmniej podejrzewał.

− Ona reguluje nie tylko życie pojedynczych ludzi: steruje biegiem historii. Nie powstają żadne wynalazki oprócz tych, które sama zaprojektuje, technologia nie rozwija się w inną stronę niż w tę, która pasuje do schematów wszechmaszyny i pozwala ją rozbudowywać. To nie matka, to gigantyczny pasożyt. Musimy ją zniszczyć. Ty musisz.

Karol przełknął ślinę. Rebours wytłumaczył mu, że do maszynowładni wejdą razem, ale to chłopak przekradnie się do ścisłego centrum zarządzania. Tam, za pomocą ciężkiego narzędzia, którym chromy i stary inżynier nie mógłby się posłużyć, zniszczy najważniejsze komponenty maszyny. „Jej serce” − jak wyraził się Rebours.  

− Nikt naprawdę nie wie, co ją napędza. Na początku wmiastowstąpienia pracowała na turbinach parowych, ale to było dawno temu. Od tamtej pory rozbudowała się wielokrotnie. Podejrzewam, że na podstawie swoich obliczeń stworzyła napęd wodorowy, o wiele bardziej wydajny od parowego. Udało mi się zaobserwować, że w maszynowładni są pomieszczenia, w których w dość pomysłowy i tani sposób uzyskuje się wodór, ale to nic pewnego. To Ada decyduje o zmianach swojej struktury, ludzie pracujący w maszynowni są potrzebni albo do bardzo precyzyjnych prac, albo do współpracy w zespołach projektowych, którymi sama zarządza.

− Kotłownie? − podsunął Karol.

− Pracują w nich automaty. Ludzie, poza więźniami, nie mają tam wstępu. Podobno ze względów bezpieczeństwa. Skazańcy nigdy stamtąd nie wychodzą. A w sztolniach są tylko golemy. Jedyne informacje, jakie mam, pochodzą od niewytransformowanych uciekinierów. Ty też je znasz, prawda?

Karol pokiwał głową. Opowieści o tych, którzy za najcięższe zbrodnie byli zsyłani do kotłowni bez uprzedniego umechaniczniania, należały do kanonu miejskich legend. Krążyło ich mnóstwo, jedna bardziej fantastyczna od drugiej.

− Plotki. Nic pewnego – skwitował.

− Nie potrzebujemy wiedzieć, co ją napędza. Rzecz w tym, jak ją zatrzymać. Oczywiście, nikt nie zna pierwotnego planu jej budowy, ale zawsze zakładałem, że najbardziej wrażliwe części znajdują się w samym centrum, w najgłębszej hali maszynowładni. Kiedyś… udało mi się tam wejść. To właśnie po tym wyrzucili mnie z roboty i zostawili, żebym w niepewności czekał na żandarmaty, które zabiorą mnie pod sąd. Nie masz pojęcia, chłopcze, jakie to robi wrażenie… Potężna hala wypełniona przekładniami, tłokami, kołami zębatymi, równy rytm powiązanych mechanizmów i ta ściana. Wysoka jak portyk świątyni – nie tego starego kościoła w centrum miastomatu, ale takiego, jaki widuje się tylko w snach. Wypełniona taśmami i kartami perforowanymi, pełna mechanicznego życia. Piękna. Patrzysz na nią i chcesz ją adorować jak kobietę, nie, jak boginię. To emocje trudne do opisania. Niebezpieczne. Musisz być na nie przygotowany.

Karol pokiwał głową. Słowa inżyniera budziły w nim coś nieokreślonego, jakieś poczucie dawno zapomnianej mocy. Był zdeterminowany i czuł, że jest w stanie to zrobić. Zniszczyć wszechmaszynę.

− Czy ona naprawdę jest Adą? − zapytał ni z tego, ni z owego. − To znaczy…

− Czy zaprojektowała ją Ada Lovelace?

− No… tak. Albo…

− Czy córka lorda Byrona magicznie przetransformowała się w maszynę? − Inżynier uniósł brwi. − Nie. Na pierwszą wersję pytania odpowiedź także brzmi: nie. Ada tylko udoskonaliła projekt maszyny analitycznej Babbage'a, a Lipkowski wcielił ją w życie, tworząc prototyp w mieście zwanym niegdyś Warszawą. Budowa ruszyła w 1872 roku, a kiedy już wiadomo było, że epidemia dotrze do Królestwa Kongresowego, przyspieszono prace. Automat uruchomiono tuż przed wybuchem zarazy, a ten natychmiast zamknął i odciął miasto. Nie wiadomo, jak zaawansowane były prace przed rozruchem. Kiedy powstał Miastomat, Ada przejęła kontrolę.

− Czy ona… naprawdę jest kobietą? − zaczął Karol, pewien, że inżynier żachnie się na takie pytanie. Ale on tylko pokręcił głową.

− Nie, oczywiście, że nie. Maszyna nie ma płci. Ale sądzę, że to nasza skłonność do personifikowania bogów, do nadawania im ludzkich cech, uczyniła z niej… z tego Adę. Trzeba przyznać, że ma w sobie coś kobiecego. Kiedy się wejdzie do głównej sali maszynowładni, tam, gdzie znajdował się pierwotny automat… A właściwie to skąd to pytanie? Nie myśl o niej jak o istocie ludzkiej, nie rób tego błędu.

− Nie zrobię – zapewnił Karol.

Inżynier dał mu plan maszynowładni i poinstruował, jak bezpiecznie dotrzeć do głównej komory.

− Centrum zarządzania to najbardziej chronione miejsce i dlatego właśnie Ada jest tam najbardziej wrażliwa. Zbiera dane z miasta, opiekę nad swoimi najważniejszymi częściami pozostawiając wysłannikom. Automaty są silniejsze niż ludzie, ale łatwiej dają się oszukać.

− Co to znaczy?

 

*

 

Była ciepła i miękka, jej pulchne ciało oplatało go ze wszystkich stron. Głos kobiety przypominał cichy szum strumienia, kiedy szeptała do niego w nieznanym, choć budzącym jakieś wypływające na granicę świadomości wspomnienia języku. Była czystą płodnością, wielką boginią narodzin, była śmiercią. Karol słuchał, nie pamiętając, dlaczego trzyma w dłoni nóż.

Umilkła. Kierując dłonią chłopaka, wycelowała narzędzie prosto we własną pierś. Ostrze przebiło skórę, tkanki rozeszły się nienaturalnie. Pod postrzępioną skórą Karol dojrzał obracające się miarowo koła zębate.

 

*

Karol szedł przez oświetloną latarniami noc. Czuł w sobie narastającą determinację, napięcie, któremu mogło ulżyć tylko uderzenie młota w stalowy mózg Ady. Miał tylko nadzieję, że Rebours wykona swoją część.

Naciągnął kaptur na głowę, ignorując zaczepki prostytutek. Nienawidził ich za to, jak niewiele się od siebie różniły: te ludzkie i zautomatyzowane, wszystkie tak samo chude, pachnące stalową sterylnością.

Inżynier nauczył go, jak w prosty sposób podważyć nożem automatyczny zamek i dostać się do kanału wentylacyjnego. Karol wczołgał się w kratowany tunel, chłodne powietrze wyziębiało mokrą od potu skórę. Najpierw musiał znaleźć narzędzie. Rebours nakreślił mu plan maszynowni i wskazał miejsce, gdzie powinien znajdować się ciężki sprzęt. Korytarz ciągnął się przeważnie w bocznych ścianach i Karol był w stanie za pomocą noża otworzyć kratę przy jednej z hal produkcji prototypów, zsunąć się na podłogę i, chowając za jedną z wielkich szaf, niepostrzeżenie zabrać jeden z opartych o nią młotów. Później z trudem wczołgał się z powrotem w ciemny tunel.

Rebours miał użyć podrobionej karty perforowanej, żeby wejść na halę razem z robotnikami, a następnie wymknąć się do składu przeznaczonych do przerobu odpadów. Tam zamierzał odnaleźć taśmę z zapisem z dnia poprzedniego: Ada miała oczy wszędzie, ale nie mogła porozumiewać się ze swoimi automatami w sposób ciągły. Jej zmechanizowani agenci musieli podłączać się regularnie do którejś z wielu stacji, by odczytać płynącą przez stalowe cielsko wszechmaszyny, wyciśniętą na taśmie informację o aktualnej sytuacji i dalszych poleceniach. W maszynowładni wszystko działo się względnie szybko, ale na obrzeżach miasta taki sposób kontaktu był bardzo utrudniony. Największy problem Ady: była całym miastem, ale jej oczy i uszy nie łączyły się z mózgiem tak, by mogła natychmiast odpowiadać na zagrożenia.

Inżynier wiedział, że taśmy są czyszczone co dwa dni. Miał zamiar wyłączyć mechanizm tłoczący i podmienić informację na tę z poprzedniego dnia: w ten sposób automaty nie zorientują się, że w budynku są intruzi. Przynajmniej dopóki sama Ada nie zdoła naprawić usterki.

Młot był ciężki i Karol posuwał się stosunkowo wolno. Nie zdawał sobie sprawy z upływu czasu: czołgał się nad pomieszczeniami projektowymi, słysząc wciąż spokojne, metaliczne uderzenia serca Ady. Czuł się coraz bardziej zmęczony, ale wraz z wyczerpaniem narastała w nim determinacja.

Planu maszynowładni nauczył się na pamięć, ale miał obawy, że może zabładzić. Nie był pewien, czy znajduje się w odpowiednim punkcie, by móc zejść na dół. Wydawało mu się, że jest już w samym centrum Ady, ale mógł równie dobrze błądzić po bocznych korytarzach. Jeśli natknąłby się na patrolujący je automat…

Zaryzykował otwarcie kraty i wyjrzenie na zewnątrz tunelu. Zobaczył poruszające się wolno zwoje taśm, wielkie jak nigdzie indziej tłoki i przekładnie, pokrytą kroplami wody plątaninę rur i gigantyczne stoły, gdzie stalowe ramiona tłoczyły informację na długich pasach i kartach perforowanych. Hala była wysoka i niemal całkowicie pozbawiona światła – jego nieliczne źródła skierowano na znajdującą się na samym końcu pomieszczenia wysoką ścianę, złożoną z obracających się wolno słupów, na które nawinięte były szerokie taśmy. Wyglądały jak kolumnada w gotyckim kościele, jak żebra prehistorycznego zwierzęcia. Karol wysunął się z tunelu i wszedł do hali.

Po lewej stronie ściany znajdowała się pozbawiona taśm, wydzielona część, zbudowana jakby ze starszych materiałów i poruszająca się w innym tempie niż reszta. To było miejsce, o którym mówił mu Rebours: najbardziej pierwotna, podstawowa jednostka wszechmaszyny. Automat, od którego wszystko się zaczęło.

Serce Ady.

Zatrzymał się i patrzył na nią urzeczony. Była rozłożysta jak miejska kamienica, jej oddech pachniał smarem i ciepłem pracujących tłoków. Gładka powierzchnia metalu była jak skóra, nity jak dziesiątki sutków, zębatki jak hipnotyzujace źrenice. Wielka Ada, ściana-bogini, ikonostas kart perforowanych i wałów korbowych.

„To nie jest kobieta − upominał się. – To maszyna”. Spojrzał na swoje dłonie, tak żałośnie wątłe w obliczu nieubłaganej twardości rozciągającej się przed nim potnia theron. Wyciągnął rękę przed siebie i odważył się dotknąć jednej z ruchomych części. Poczuł zimno metalowej powierzchni i zadrżał. To spotkanie człowieka z maszyną, zetknięcie ciała i metalu miało w sobie coś nieznośnie romantycznego.

Och, Ado. Czy mógłbym cię zniszczyć?

Przecież była kobietą, o której marzył całe życie. Zrozumiał to dopiero, kiedy stanął w centralnej hali maszynowładni, doznając epifanii przed domagającą się milczącej adoracji maszyną. Ona nie tylko była miastem, była każdym z jego mieszkańców. Zaraziła ich sobą, przeniknęła, zmieniła. Wrosła w nich. W ekstazie, w nagłym przebłysku zrozumienia Karol nabrał pewności, że w nim także, zamiast bijącego serca, porusza się mechanizm zębatek.

− Czy my także wrośliśmy w ciebie? − zapytał cicho. Jak w transie wyciągnął przed siebie trzymany w lewej ręce nóż i przeciął lśniący płat blachy. Z otworu polała się ciepła krew. Karol zanurzył w niej palce, po czym zlizał słonawy płyn.

Dopiero wtedy je usłyszał. Automaty wyłoniły się z półmroku hali niemal bezgłośnie, a może to Karol, zbyt urzeczony krwawiącą Adą, zamknął się na wszelkie dochodzące z zewnątrz dźwięki. Zauważył strażników wszechmaszyny, ale zamiast podjąć próbę ucieczki lub walki – stał w miejscu. Jakby zanikł w nim odruch ratowania życia, jakby maszyna przywiązała go do siebie niewidzialną nicią.

Zainfekowała sobą.

Miał wrażenie, że znajduje się w jednym ze swoich snów, tak opanowała go dojmująca chęć rozpłynięcia się w Adzie, bycia przez nią pochłoniętym, unicestwionym w majestatycznej wielkości. Zerknął na automaty – dwa z nich były z przodu brudne od ciemnej mazi, jakby nosiły plamy zakrzepłej krwi. To mogło oznaczać, że Rebours już połączył się z Adą.

Chłopak wyciągnął rękę i wszedł bokiem pomiędzy obracające się wały. Koła zębate w głębi maszyny natychmiast wciągnęły i zaczęły miażdżyć palce i Karola przeszył nieznośny ból. Piękny ból. Poczuł, że Ada obejmuje go mocnymi, stalowymi ramionami, zamyka w swoim boskim ciele i karmi tym bólem jak mlekiem. Przyjmuje.

Karol zdążył jeszcze wydobyć z siebie pełne zachwytu westchnienie, zanim on i Ada stali się nieodróżnialni.

Koniec

Komentarze

Choć Adoracja zaciekawiła i czytałam ją ze sporym zainteresowaniem, zdała mi się opowiadaniem bardzo skondensowanym, z ledwo zaznaczonym głównym wątkiem i takimiż postaciami. Niby wiem, o co chodzi, ale, moim zdaniem, rzecz została  opowiedziana nazbyt oszczędnie. Trochę szkoda, że teraz, kiedy już nie obowiązywał Cię żaden limit, nie pokusiłaś się o pełniejszą wersję tej historii.

Trochę nie rozumiem dwoistości pragnień Karola – rewolucjonista, napędzany chęcią zniszczenia Ady, kiedy ma sukces na wyciągniecie młota, nagle całkiem głupieje i poddaje się woli wszechmaszyny. Dlaczego? Chyba nie z powodu snów, a może jednak za ich sprawą właśnie.  

 

− A co to, szkół­ka, psia mać? –> − A co to, szkół­ka, psiamać?

 

Sztucz­ne słoń­ce pa­da­ło na pnące się po siat­kach kul­ty­wa­to­rów ro­śli­ny, za­si­la­ne wodą przez sys­tem ssą­cych rurek. –> O ile mi wiadomo, kultywator jest urządzeniem, służącym do spulchniania gleby. W jaki sposób może być podporą dla roślin?

 

w razie po­trze­by wy­do­by­wa­jąc ko­niecz­ne su­row­ce z pod­ziem­nych sztol­ni. –> Czy sztolnia nie jest podziemna z definicji?

 

jed­nak nigdy nie wy­peł­nił po­da­nia o przy­dział, nie sta­wił się na ko­mi­sji. –> Raczej: …nie sta­wił się przed ko­mi­sją.

 

i po pro­stu ko­rzy­stał z tego, co mu po­zo­sta­ło z życia.. –> Jedna kropka wystarczy.

 

Ze­szli me­ta­lo­wy­mi stop­nia­mi… –> Raczej: Ze­szli po me­ta­lo­wy­ch stop­nia­ch

 

A sztol­niach są tylko go­le­my. –> Pewnie miało być: A w sztol­niach są tylko go­le­my.

 

tak, by mogła na­tych­mia­sto­wo od­po­wia­dać na za­gro­że­nia. –> Raczej: …tak, by mogła na­tych­mia­st od­po­wia­dać na za­gro­że­nia.

 

Planu ma­szy­no­wład­ni na­uczył się na pa­mięć, ale i bał się, że może się zgu­bić. –> Siękoza.

Może: Planu ma­szy­no­wład­ni na­uczył się na pa­mięć, ale miał obawy, że może zabłądzić.

 

po­kry­tą skro­plo­ną wodą plą­ta­ni­nę rur… –> Jak skrapla się wodę?

 

jakby ma­szy­na przy­ku­ła go do sie­bie nie­wi­dzial­ną nicią. –> Nić chyba nie nadaje się do przykuwania.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, Regulatorzy. Widzę, że jednak sporo błędów zostało. Wprowadziłam poprawki, zostawiając tylko kultywatory – wydaje mi się, że na potrzeby wykreowanego świata mogę użyć tego słowa w nieco innym niż przyjęte znaczeniu. Siatki do hodowli roślin nie istnieją w naszych miastach, a w tamtym – owszem. I tak je po prostu nazwałam.

 

Myślałam o rozbudowaniu opowiadania, ale porzuciłam ten pomysł. Planuję napisać kolejny tekst rozgrywający się w tym świecie i zostawiłam tak jak jest to, co już zostało opublikowane. Fabuła rzeczywiście jest szczątkowa i pewnie mogłam ją rozbudować, choć tematem miały być jednak opętanie pewną fantazją i rodzaj epifanii. Z Twojego komentarza wnioskuję, że po części się udało :)

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Udało się, udało! Wszak nie bez powodu opowiadanie spotkało się z uznaniem i trafiło do antologii. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ciekawy tekst, faktycznie gęsty. Spodobały mi się neologizmy.

Ale zniesmaczył protagonista. Popierdółka, a nie rewolucjonista. Sam nie wie, czego właściwie chce. Tyle wysiłków, o krok od sukcesu i…

Babska logika rządzi!

To fakt, nie był ideowcem, ta cała rewolucyjność była raczej dawaniem upustu własnej frustracji ;) Nic dziwnego, że mu nie wyszło. 

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Kiedy nawet ta frustracja okazuje się jakaś niedorobiona, a przez to niepełna. Niby facet wie, co trzeba zrobić, ale nie ma jaj. Jako mężczyzna – meh.

Babska logika rządzi!

Muszę przyznać, że mnie to ci bohaterowie zawsze jacyś tacy mało męscy wychodzą. Widocznie literacko mnie przyciąga taka dekonstrukcja męskości. Freudyści mieliby używanie :P

 

A bardziej męski zasłużyłby na bibliotekę? ;)

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Jeśli tak to ujmujesz – faktycznie, zdiagnozowaliby Cię, aż śmiesznie. Jak to szło, zazdrość o penisa? ;-)

A co do biblioteki – nie ma znaczenia. Już dość dawno temu ogłosiłam, że jeśli ktoś ma piórko, ale nie klika innym, to i ja go nie będę siłą do biblioteki ciągnąć.

Babska logika rządzi!

Fair enough, jak to mówią. Z braku czasu klikać póki co nie będę, więc w sumie nie zasłużyłam.

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Podobają mi się tropy, jakie zostawiasz co do historii świata. A to informacja o zarazie, a to o pochodzeniu Ady. Fajnie wypadają też neologizmy, od razu mówią co znaczy dany element.

Sama opowieść mocno skondensowana, ale ma swój urok. Tylko finał mi lekko zachrzęścił przez bohatera, który wyszedł na takie trochę popychadło. Chce rewolucji, ale ciągle się cofa. Coś mi to jego początkowe zdecydowanie za łatwo uszło w finale.

Podsumowując: fajny koncert fajerwerków z ciekawie zarysowanym światem. Dam klika, bo szczególnie tło mnie zainteresowało i zachwyciła :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Podobał mi się klimat i świat. Steam punk (może z nutką  diesel punku), wszechobecność maszyn, mnóstwo soczystych neologizmów – to wszystko zachęca do czytania. Na plus zaliczyłbym też niejasną (przynajmniej dla mnie) fascynację głównego bohatera Adą. Czy ona w jakiś sposób wpłynęła na ludzi, zmodyfikowała ich tak, żeby nie potrafili jej skrzywdzić, żeby ją kochali? Czy po prostu śmiertelnicy potrzebują bóstw, a z braku morza, gromu, nieba i innych rzeczy, które można by „ubóstwić” jak ludzie pierwotni, mieszkańcy podświadomie skojarzyli Adę z boginią? Ale czemu aż tak mocno? Czy kryje się tu jakiś aspekt mistyczny?

 

Na minus (pomijając drobiazgi w stylu imienia inżyniera, które raz brzmi Reborus, raz Rabours, a zwykle Rebours) zaliczyłbym za to nadmierną (w moim odczuciu) prostotę fabuły, nijakość bohaterów i naiwność głównego bohatera. (Ale pamiętam, że w opisie wspomniałaś o drakońskim limicie znaków, więc rozumiem i współczuję :) Z tego samego powodu wybaczam historyczny infodump pod koniec.) Brakuje mi choćby jednej krótkiej sceny, w której inżynier zaczyna ufać bohaterowi. Poza tym, nie wywiązują się między nimi żadne ciekawe utarczki słowne ani w ogóle ciekawe dialogi, nie zachodzi jakaś fajna dynamika, nie iskrzy, nie zgrzyta, choć mogłoby – dwóch całkiem odmiennych ludzi, których ciągnie do siebie z powodu wspólnego poczucia misji. Nawet bez zwiększenia liczby znaków dałoby się nadać im wyrazistości, a ich relacji „pazura”. Dziwi też ich zachowanie. Inżynier to niby taki ekspert-spiskowiec i ma opracowany plan zniszczenia Ady, ale biernie czeka, zamiast na serio szukać wspólnika (jeśli jego plan polega na chodzeniu po spelunach, rzucaniu raz na wieczór paru intrygujących zdań i wychodzeniu w nadziei, że jakiś narwany anarchista zacznie za nim łazić, to może nie zdążyć przed śmiercią ze starości). Z kolei Karol (w sumie inżynier chyba też) ani razu nie zastanawia się – ale tak na poważnie – czy ludzie w ogóle są w stanie przeżyć poza mechanicznym miastem i czy nie dopuszczą się przypadkowego ludobójstwa. Z jakiegoś powodu inżynier bardziej zaprząta sobie głowę ewentualnością, że Karol okaże się technoseksualistą i uzna Adę za zbyt atrakcyjną, aby ją zabić ;)

 

Aha, te oniryczne wstawki adorujące Adę są w sumie nawet fajne – oprócz pierwszych linijek tekstu, bo te są super. W pewnym sensie stanowią emocjonalne „mięsko” opowiadania, chociaż chyba osobiście bym je trochę skrócił albo pozbył się jednej czy dwóch na rzecz innych rzeczy, skoro limit znaków Ci doskwierał… Albo chociaż przemycałbym w nich jakieś istotne informacje, żeby potem nie trzeba było się spieszyć i dawać infodumpa ;)

 

Ogólnie – ciekawa rzecz, przyjemnie było przeczytać :)

NWM: Dziękuję. Cieszy mnie, że spodobał Ci się świat, bo planuję jeszcze o nim napisać :)

 

Master-of-orion: Dziękuję za obszerny komentarz. Zdaję sobie sprawę z niedociągnięć, więc nie będę się bronić – komentarze na NF zawsze były dla mnie inspirujące więc kto wie, może napiszę to jednak kiedyś od początku ;) Na pewno przydałoby się więcej scen, żeby uwiarygodnić postacie. 

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Opowiadanie jest za krótkie. Ta świetna historia i jeszcze lepszy świat mają potencjał na coś dłuższego. Niemniej jednak, opowiadanie strasznie mi się podobało. Historia jest dość oryginalna i ciekawa. Cierpi na oszczędności, przez co udział Karola i inżyniera są dość naciągane. Za serce najbardziej chwycił mnie opis Miastomatu i Ady, robi to wrażenie. Nie jest to kolejne sztampowe sf, dałaś tu coś nowego. 

Tekst jest bardzo dobrze napisany.

Pozdrawiam!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Bardzo podoba mi się wykreowany przez Ciebie świat. Te wszechobecne maszyny… taka mroczna, trochę przerażająca wizja. Atmosfera snu, neologizmy, ładnie napisane zdania – ​to wszystko zdecydowanie na plus :)

A bohaterowie… Może troszkę zabrakło dla nich miejsca…

Ale jak dla mnie klimat tak bardzo mi odpowiada, że idę zagłosować na bibliotekę :)

Pozdrawiam serdecznie.

Pietrek Lecter: Dziękuję za komentarz. To był chyba mój błąd, trzeba było po dostaniu się do antologii przerobić to opowiadanie na etapie redakcji i udawać, że przecież wszystko ok ;) Antologia jest bardzo obszerna, więc te 20K znaków nie zrobiłoby dużej różnicy w jej objętości, a w tym tekście – na pewno.

 

Katia72: Dziękuję pięknie! Cieszę się, że sam świat się wszystkim podoba, na pewno jeszcze o nim przeczytacie :)

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Bardzo ciekawy stempunkowy świat, na plus też nawiązania do prehistorii komputerów. Mniej przypadła mi do gustu fabuła, podobnych historii o buncie czytałem już całkiem sporo. Ale ogólnie tekst uważam za solidny, toteż kliknę. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Najbardziej w tekście podobało mi się z pewnością piękno i obrazowość tworzonych przez Ciebie zdań. Używasz urozmaiconego słownictwa, ale z takim wdziękiem i pewną, hmm… celowością, że nie odbieram tego jako popis, tylko sposób na bogatsze i pełniejsze ukazanie świata.

Ten wyszedł bardzo dobrze – jest duszny, ciemny, dojmujący… Od razu przypomniał mi się film Mroczne miasto z 1998 roku. Jeśli nie znasz, a miałabyś kiedyś ochotę na coś w tym klimacie, Count gorąco poleca.

Początek łapie za jaja (czyli dobrze ;P), jednak później tekst budzi we mnie pewne wątpliwości. Przede wszystkim – jest zbyt skrótowo. Idziesz jak po sznurku punktami fabularnymi, zabrakło mi w tym jakiegoś wzmagającego dramaturgię przestoju, czegoś tragicznego, lepszego zżycia się z bohaterem, który, swoją drogą, jest dla mnie chyba najsłabszym elementem tekstu. Taki miałki, na dodatek jak chorągiewka – mam być buntownikiem, ok. Mam marzyć o Adzie, w porządalu. Mam rozbić jej serce młotem, spoko. Mam się z nią połączyć, no problem ;)

Zakończenie ponure, ukazujące potęgę Ady i niedolę rasy ludzkiej – podobało się.

Tytuł – nudziarstwo. Tym bardziej szkoda, że niewiele jest osób, potrafiących nadawać piękniejsze tytuły niż Mirabell :>

Całość na plus (raczej większy niż mniejszy), ale mam przemożne wrażenie, że mogłaś zrobić to znacznie lepiej. Nawet pomimo tego, że setting niezbyt oryginalny (a nawet nieoryginalny XD).

Tak czy inaczej, należy się hrabiowski stempel jakości.

 

Trzymaj się, Mirabello!

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Tak jak nie cierpię pisać, że zgadzam się z przedpiścami, tak w tym wypadku po prostu nie mogę inaczej :-) Zwłaszcza, że wszyscy byli w zasadzie zgodni. Zatem, zamiast powtarzać opinie innych, napiszę po prostu – podobało mi się, mimo wcześniej wytkniętych minusów. Z lektury jestem zadowolony :-) 

Aha, bohatera czepiać się nie będę, bo jest jaki jest – tak go sobie wymyśliłaś. Jeśli jest rozmemłany i bezjajeczny, to mniemam, że właśnie taki miał być. Nikt nie mówił, że głównego bohatera koniecznie trzeba lubić. Poza tym z pewnością padł ofiarą skrótowości, czyli tego, od czego ucierpiał w zasadzie każdy element Twojego tekstu.

No i jeszcze jedno – tekst przywołał wspomnienie świetnego opowiadania "Madonna maszyny" Tanith Lee. To w zasadzie działa na plus ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

SzyszkowyDziadek: Dziękuję! :)

 

Hrabio: Miło mi, że przeczytałeś i zostawiłeś obszerny komentarz. Nie wiem, skąd ta plotka, że wymyślam dobre tytuły, ale przez nią wszyscy narzekają na te słabsze :D Tu miała być gra słów ale rozumiem, że spodziewałeś się czegoś więcej :) Cieszę się bardzo, że do gustu przypadł Ci zarówno początek, jak i zakończenie, a z pozostałymi zarzutami cóż, nie mogę się nie zgodzić. Rzeczywiście, sporo zabrakło do dobrej fabuły.

 

Thargone: Dziękuję. Cieszę się, że jesteś zadowolony z lektury. To w sumie dobrze, że świat się komentującym podoba, kolejny tekst w nim osadzony będzie, mam nadzieję, lepszy :)

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Ja jestem aż takim czereśniakiem, że nie zauważyłem, że w tytule jest gra słów. Sprytne. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Mnie się tytuł spodobał. Dobre gierki słowne nie są złe.

Babska logika rządzi!

Ja jestem aż takim czereśniakiem, że nie zauważyłem, że w tytule jest gra słów. Sprytne. :)

To ja jestem w takim razie wi(e)śniakiem XD

Adoracja… No dobra, teraz spoglądam trochę przychylniej na tytuł, niemniej i tak wolę dłuższe ;)

 

Nie wiem, skąd ta plotka, że wymyślam dobre tytuły

To nie plotka, tylko moja obserwacja, Mirro! Ja zachwycam się nimi tak bardzo, że aż nie starcza mi czasu, by zajrzeć do treści… :D

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Bardzo dobry i oryginalny główny koncept opowiadania – widać Twoje fascynacje (Potnia theron i te sprawy). Nić fabularna już bardziej standardowa (spotkanie w karczmie, mistrz wprowadzający ucznia w tajniki, samobójcza misja). O ile nie brakuje mi znaków w opowiadaniu, to jednak chciałbym jakiegoś lepszego podparcia tej historii, przede wszystkim: dlaczego Rebours wybrał akurat Karola, co spowodowało, że obdarzył go zaufaniem? Na tym etapie wydaje mi się, że brakuje jakiejś sceny, jakiegoś zwrotu, pokazania motywacji obu bohaterów – zbyt łatwo i zbyt stereotypowo się to dzieje. Końcówka bardzo ładna, podobnie jak przerywniki z wizjami Karola. Nie podobał mi się fragment o Babbage’u i Adzie Lovelace – taki grubymi nićmi doszyty. Zwróciłem uwagę na pojedyncze zdania-komunały poniżej Twojego poziomu np. “Wokół niego rozpętało się piekło”.

Klikam do biblioteki.

Jupi, dziękuję :) W sumie to się cieszę z krytyki – to stary tekst, więc cieszę się, że od tamtego czasu nieco się rozwinęłam ;)

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Podobało mi się. Język jak zwykle u ciebie zachwyca (jesteś chyba wśród moich ulubionych forumowych autorów), a sama fabuła – no, tym razem mnie nie wciągnęła, ale nadal była miła i przyjemna. I tylko szkoda, że z Karola wyszła taka mameja. Może zabrakło trochę lepszego zarysowania motywacji, bym mogła uwierzyć w jego uczucia/działania.

Gratuluję pojawienia się w antologii :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

Kam_mod: Dziękuję :)

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Mam mieszane uczucia. Z jednej strony nie mogło być źle, skoro tekst wyszedł spod Twojego pióra, z drugiej – od tak dobrej Autorki oczekiwałem czegoś więcej. Wiem, że niektórzy twierdzą, że powinno się oceniać tylko dane opowiadanie, ale dla mnie to rzeczy nierozdzielne. 

Językowo ładnie, wciąż najwyższa półka na portalu. Ale historia nie daje rady. Opowiadanie jest moim zdaniem albo za długie, albo za krótkie. Za długie na sam koncept zakochania się w maszynie – to pomysł ciekawy, ale niewiele tutaj poza nim dostrzegam. Za krótkie zaś, ponieważ ledwie naszkicowałaś świat i choć specjalistą od steampunku zdecydowanie nie jestem, odniosłem wrażenie, że przedstawiona sceneria trąci sztampą. 

I jeszcze jeden zarzut: opowiadanie nie wciągnęło. Dosyć szybko stało się jasne, do czego to zmierza. Poszło zbyt gładko, bez emocji, prosto do celu i koniec.

Na pewno nie żałuję lektury, ale nie sądzę, że zostanie ze mną na dłużej. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Fun, dziękuję za odwiedziny i krytykę. Wysokie oczekiwania uznaję za komplement ;)

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Master of Orion dwa tygodnie temu zwrócił uwagę na trzy nazwiska inżyniera i do tej pory żaden wytransformowany robotnik nie naprawił tej usterki ;P.

 

Na poziomie opisów wprowadzających w steampunkowy klimat bardzo mi się spodobało, natomiast całość przez pryzmat zakończenia odebrałem tak jak część przedpiśców – jako zbyt uproszczoną, by nie rzec – powierzchowną. Sam pomysł na finał jest zresztą ok, ale w moich oczach uwypukliło się wtedy to, co napisał Count Primagen – taka skrótowość, bezproblemowość… Kiedy się skończyło, to już wiedziałem, że Karol mnie nie kupił. Sądzę, że gdyby Adoracja była dłuższa, moje odczucia byłyby inne.

Chciałem za to pochwalić zdanie z opisem reakcji bohatera na prostytutki. Jednocześnie buduje klimat miastomatu i przybliża naturę buntu protagonisty.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Ech ci robotnicy, pewnie znowu strajkują ;) Już poprawiłam. Dziękuję za komentarz :)

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

To jest za krótkie. :) Rzeczywiście "widać" cięcia, ale stworzyłaś za to ciekawy świat, obrazowy. Lubię steampunk i wszystko zgrzyta u Ciebie jak należy. Podobała mi się sama historia, także bohaterowie i nawet Karol, gdyby tylko nie jego motyw. To znaczy brak motywu. Nie przekonują mnie jego powody, zbyt słabo uzasadniłaś jego chęć zniszczenia wszechmaszyny. Myślę sobie, że ludzie przy znacznie mniejszych problemach czy zadaniach mają większe dylematy, targają nimi, nami, większe sprzeczności. To kładzie mały cień na opowiadanie. Sny ciekawe i niepokojące, ze świetna wręcz wizją, jednak nie czułem ich przełożenia na postępowanie Karola.

Dobry finał, muszę przyznać, że spodziewałem się czegoś innego, chyba zniszczenia maszyny, więc zaskoczyłaś mnie, to na plus. Wolałbym ADA z dużych liter, ale to już czysto subiektywnie.

Zauważyłem małą niezręczność, pewnie przez to, że sam mam z tym problemy.

− A co to, szkółka, psiamać? − Tamten splunął i otarł usta rękawem.

− Grajże! − ponaglił jeden z towarzyszy

“Ten, tamten, jeden” brzmią nienaturalnie. Nie doradzę Ci jednak, sam walczę z takimi zwrotami. :)

Na pewno warto napisać coś jeszcze w tym świecie i dobrze, że masz taki zamiar. Świat bardzo ciekawy, więc czekam na kolejne, umiejscowione w nim, opowiadanie. :)

Pozdrawiam.

 

Dziękuję za odwiedziny, Darconie. Nie myślałam o Adzie pisanej samymi dużymi literami, ale może… tylko wtedy to powinien być jednak akronim i musiałabym pomyśleć, od jakich słów ;)

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Świetnie wykreowany świat bardzo przykuwa do opowiadania, zwłaszcza podrzucane tu i tam fragmenty, które budują jego spójny i ciekawy obraz. Historia o buncie również zaciekawia. Zgadzam się z pozostałymi, że trochę limit znaków skrzywdził ten tekst, za duży pomysł jak na taką długość. Zwłaszcza uwiera to w trochę za szybkiej końcówce.

Dziękuję za odwiedziny, Zygfrydzie. Cieszy mnie, że kreacja świata Ci się podobała :)

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Nowa Fantastyka