- Opowiadanie: Ptasznik - Tam, gdzie diabeł mówi dzień dobry

Tam, gdzie diabeł mówi dzień dobry

To moje pierwsze opowiadanko tutaj. Nie zajedźcie go od razu.  

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Tam, gdzie diabeł mówi dzień dobry

Wioska Krzań. Nic szczególnego. Wieś jak wieś. Zewsząd pola ziemniaków. Pełne stonki i wszelkiej maści podłego robactwa, co go nawet gawron, jak na złość, jeść nie chce. No i jak przystało, jak to się w tych stronach godzi, na jednym jej końcu młyn, na drugim zaś karczma stoi. Licha, bo licha, ale wpaść zobaczyć, przycupnąć tam na chwilę, nikomu rzewnie nie zaszkodzi.

Ran wracał właśnie z pola. Dochodziło południe. Słońce stało w zenicie. Nalane, czerwone. Co tu dużo mówić, język darmo strzępić, stało w pełnej krasie. W ręku trzymał Ran motykę. Narzędzie codziennej pracy. Rolnictwo było bowiem jego jedynym tutaj zajęciem. Wyuczonym fachem. Tak zarabiał na chleb. Na życie w tej dziurze. Ciężko. W trudzie. W znoju. Za to, co ważne i w czasach tych niespotykane, co rzadkie, zarabiał uczciwie. Kiedy tak szedł całkiem już zmordowany, bez sił, spostrzegł nagle jakieś dziwne, dawno we wsi nie byłe, poruszenie. Jego sąsiedzi, kumowie i bracia stali razem przy polnej drodze. Blisko pierwszych chat. Tam gdzie stała kapliczka. Miejsce tutejszego kultu. Gdzie wedle starego zwyczaju sprawowano modły i składano bożyszczom ofiary. Niezłe zbiegowisko, pomyślał Ran. Podszedł bliżej. Po cichu. Niepostrzeżenie. Otarł pot z czoła i wszedł w rozgorączkowany tłum swawoli. 

– Zobacz, co tu kurna porobili – zaczepił go Gem. Jego serdeczny druh i przyjaciel. – Zdemolowali kapliczkę!

Stali tu prawie wszyscy. Gapie. Cała wiejska brać. Sołtys z wąsem, z sołtysową. Garbus młynarz. Karczmarz Ben i dwójka jego dzieci. Pierworodny i najmłodsza córa. Potem cała reszta. Kobiety, starszyzna i dzieci. Brakowało tu chyba tylko, co zaskakujące w tej sytuacji, najbardziej zainteresowanego, czyli starego druida. 

– Ale kto? – zapytał Ran, spoglądając na całe to pobojowisko. Figura Vama, boga lasu, opiekuna wioski, leżała przewrócona. Całkiem utytłana w błocie.

– No, ni wiadomo – rzekła stara gaździna.

– W tym sęk – smutno pokiwał głową sołtys.

– Po mojemu czart to zrobił – wyrzęziła ona.

– Gdzie tam. Co wy opowiadacie? – zaśmiał się Ran. – Może to wiatr?

– A kiedyś tu ostatnio wiatr widział? – spostrzegła przygarbiona starowina.

– Wiatru, no fakt, to ci tu dawno nie było – przyznał Gem i podrapał się po głowie tak, jakby to sprawie miało, co pomóc.

– Sami widzicie. Diabeł po wsi lata – splunęła za siebie starucha. 

Na te słowa podniósł się raban. Tłum zaczął wzajemnie się przekrzykiwać. Jedni byli za, drudzy przeciw temu twierdzeniu. Jedni w diabły  wierzyli, drudzy zaś nie. A jeszcze inni, zawsze się paru takich znajdzie, w ogóle zdania nie mieli. Dyskusja była zażarta. Choć prawdę powiedziawszy, żaden poważny argument w niej nie padł. Czcza gadanina.

– Ja diabła widziałam – pisnęła jedna z kobiet. Nie młoda już. Nie stara. Po prostu matka. U niektórych karmienie dziecka piersią łatwo poznać. Daje się im ono we znaki. Marszczy skórę, podkrada gładkość i dziewicze piękno. 

– Jak więc wyglądał? – dopytywali wszyscy. Razem i każdy, kolejno z osobna.

– Cośka tak podobny do mojego starego – klepnęła spasłego męża w brzuch, że aż ten podskoczył, się wyprostował.

– A idź głupia, cholero ty – zaklęła starucha. 

Wtem nadszedł druid. Feygn. Popatrzył chwilę, pogładził się po brodzie i na to rzekł.  

– Diabły, ach tak, bezsprzecznie. One to zrobiły. Bo któż bardziej od nich, bogów nienawidzi? – nadymał się święcie.

Zebrani zgodzili się z nim pewnie. Chętnie. Nie lubili szukać. Woleli łatwe rozwiązania. Proste. Najlepiej nadprzyrodzone.

– Swoją drogą, tak myślę, to wasza wina! – podbił stawkę. – Parzycie się jak chcecie. Nie żyjecie we wstrzemięźliwości! Grzech ma nad wami władzę. Nic więc dziwnego, że pobratymcy piekieł szaleją po wsi! 

– Wolne żarty druidzie – podniósł głowę Ran. – Ciemnotę nam wciskasz! Straszysz niepotrzebnie.

Tłum zastygł w milczeniu. Zapadła cisza. Nikt nigdy nie ośmielił się podważać wyroków i sądów druida. Ran był tym pierwszym. Pierwszym niedowiarkiem. Wiarołomcą.

– Nie wierzysz mi? – syknął druid. – Człek sprawiedliwy z wiary żyje. Ufa…

– Myślę przeciwnie, że raczej z pracy – wtrącił drwiąco Ran.

– Szary karmi się kpiną – ozwał się Feygn. – Bogowie zaś ludzką uległością. To są wielkie tajemnice.

– Ty i te twoje przeklęte tajemnice! – warknął Ran. – Mamisz nas tylko głupstwami!

– Chcesz się przekonać, że nie? – zapytał starzec. – Czarty, które się porwały na figurę Vama, mieszkają w lesie. Pójdź dziś tam ze mną. Obaczysz, dotkniesz, to i uwierzysz. Czy może teraz się boisz? – spojrzał na Rana. Trochę strwożonego. Każdy bał się tu nocy. Nie wychodził z chałupy po zmroku. Powiadają, druid tak mówi, że w lesie zło mieszka. Czai się po skałach. A, że wilki tam są, grasują, to już najpewniejsze. Jak kwaśne mleko pod wieczór. 

– Zgadzam się – rzekł cicho Ran. Potem powtórzył to głośniej.

– Co? – zdziwił się druid. Myślał, że strach weźmie w nim górę. Że Ran się nie zdecyduje.

 – No, zgadzam się. Tylko jak wyjdzie na moje i w lesie nic nie spotkamy, to całą miesięczną żertwę oddasz mi, he?

Druid skrzywił się. Oddanie ofiary, mleka, miodów, suszonego mięsiwa, ziół i chleba, nie było mu po myśli. Nie uśmiechało mu się. Nie było mu w smak. Jednak zanim odpowiedział, ktoś stojący z tyłu krzyknął, że to uczciwe, że zgoda, a rozochocony tłum od razu to podjął. Druid nie miał więc wyjścia. Musiał przystać na propozycję Rana. 

Wyszli po zmierzchu, obaj. Słońce już spało, a las zajął się mgłą. Ran szedł udeptaną ścieżką prosto za druidem. Nie wierzył, że cokolwiek zobaczą. Wątpił. Po godzinie drogi dotarli na polanę. Ciemną i głuchą. Była pusta. Nikogo, żywego ducha. Milczeli. Ran chciał coś powiedzieć. Wykrzyczeć druidowi swoją prawdę. Jednak Feygna nigdzie nie było. Zniknął. Rozpłynął się. Pewno uciekł, przyszło mu na myśl. Nie chciał upokorzenia. Nie chciał przyznać się do porażki. Ran poczuł ulgę i w tym samym momencie, zaraz, zimną dłoń na swym ramieniu. Zamarł. Stał za nim diabeł. Czart. Uścisnął go cień. Objął. I tak to właśnie demon, bękarci pomiot, niedowiarkowi  oczy otworzył, a świętemu rację przyznał.

 

Koniec

Komentarze

Są błędy językowe, ale lepsi ode mnie fachowcy pewnie Ci je wyszczególnią. Co do treści – moim skromnym zdaniem druidzi to byli skromni, ubodzy, pośrednicy między siłami przyrody i ciemnym ludem. Tu widzę rzadki przypadek morderstwa z chciwości. Burzy to moją wiarę w porządek świata :):)

Świat jest szeroki. Różni po nim chodzą. Podli druidzi też. :) 

 

rzewnie

 

tłum swawoli

 

Mógłbyś przybliżyć znaczenie w jakim zostały użyte powyższe słowa? Może być za pomocą synonimów : ).

 

pomyśli

po myśli?

 

Mnie z kolei zdziwiło, że druid krytykował parzenie się. Celtowie jakoś nigdy nie kojarzyli mi się ze wstrzemięźliwością. Natomiast sam pomysł na wycieczkę do lasu nawet spoko.

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Dzięki za komentarz. Co do rzewnie – chodziło tu o zadumę. O smutek. O rodzaj jakiejś melancholii. Chodziło mi o zaznaczenie konieczności. Karczmy i spotkań w niej. Co do tłumu swawoli – chodziło mi tu o wolne chłopstwo. Rozgadane i pełne swobód. Co do parzenia – pełna zgoda. Trochę to naciągane.  Druidów nie ograniczałbym jednak tylko do Celtów. Celtowie to bardzo różnorodna grupa. Druidzi byli różni. Reprezentowali różne wierzenia. Postawy i religie. Jeden uważał tak. Drugi siak. Nie byli monolitem. Mogę zdradzić jedynie tyle, że druid z sąsiedniej wioski parzenie pochwalał. :) 

 

OK, jest jakiś pomysł. Nie przepadam za otwartymi zakończeniami, ale niech będzie. Twoje zbójeckie prawo.

Jeśli całość nie skończyła się śmiercią bohatera, to mamy tu tylko scenkę, epizodzik z życia wsi i Rana.

Wydaje mi się, że najpoważniejszy problem to używanie słów nie całkiem zgodnie z instrukcją obsługi. Jak z tym rzewnie:

Licha, bo licha, ale wpaść zobaczyć, przycupnąć tam na chwilę, nikomu rzewnie nie zaszkodzi.

IMO, to oznacza mniej więcej “w sposób pełen żalu, smutku” i nijak mi do tego zdania nie pasuje.

Poza tym tekst napisany całkiem przyzwoicie.

Babska logika rządzi!

Dzięki za komentarz. No tak – instrukcja! Masz rację. Na przyszłość będę bardziej uważał. Jeszcze raz dzięki. :)  

 

Szkoda, że to tylko scenka. Ot, chłopi deliberujący o powodach przewrócenia figury. Wolałabym móc więcej dowiedzieć się o nocnej wycieczce do lasu.

 

Wieś jak wieś. Ze­wsząd pola ziem­nia­ków. –> Raczej: Wieś jak wieś. Ze­wsząd otaczały ją pola ziem­nia­ków. Lub: Wieś jak wieś. Wszędzie/ Wokół pola ziem­nia­ków.

 

bra­cia stali razem przy po­lnej dro­dze. Bli­sko pierw­szych chat. Tam gdzie stała ka­plicz­ka. –> Powtórzenie.

 

Gdzie wedle sta­re­go zwy­cza­ju spra­wo­wa­no modły… –> Gdzie wedle sta­re­go zwy­cza­ju odmawiano modły

Poznaj znaczenie słowa sprawować.

 

Karcz­marz Ben i dwój­ka jego dzie­ci. Pier­wo­rod­ny i naj­młod­sza córa. –> Zbędne dookreślenie – skoro syn był pierworodny, jasne jest, że córka była młodsza.

 

– No, ni wia­do­mo – rze­kła stara gaź­dzi­na. –> Z tekstu nie wynika, aby rzecz działa się na Podhalu.

 

– W tym sęk – smut­no po­ki­wał głową soł­tys. –> – W tym sęk.Smut­no po­ki­wał głową soł­tys.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Oto poradnik: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

Jed­nak za nim od­po­wie­dział… –> Jed­nak zanim od­po­wie­dział

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki. Parę poprawek na pewno się tu przyda. 

Pomysł na scenkę jakiś jest. Ale nie do końca spodobała mi się narracja, bo czasem w ramach opisu przeskakiwałeś do krótkich, prostych jak budowa cepa zdaniach. Jak w drugim akapicie. Może to celowy zabieg, ale na pewno ryzykowny i mnie na przykład nie kupił. 

Technicznie w miarę porządnie, choć co pewien czas coś wyskakuje – a to źle zapisany dialog, a to słowo niezgodne ze znaczeniem. Chwytaj przydatne linki z forum, niech Ci, Autorze, służą dobrze :)

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Z jednej strony ciekawa i chyba świadoma stylizacja, z drugiej – drażniła mnie maniera urywanych zdań i powtarzania tych samych informacji, np.:

Dochodziło południe. Słońce stało w zenicie. Nalane, czerwone. Co tu dużo mówić, język darmo strzępić, stało w pełnej krasie.

No sam sobie przeczysz. Dużo mówisz, język-pióro darmo strzępisz. Było południe i tyle, nad czym się tu rozwodzić? 

Albo tutaj:

Nie uśmiechało mu się. Nie było mu w smak.

Po co powtarzać tę samą informację? 

Widać jednak, że trochę pióro czujesz. Aczkolwiek bardzo mnie zaskoczyło, że dwudziestolatek pisze w ten sposób. A sam styl przypomina trochę styl pewnego portalowego autora. 

Fabuła jak na mój gust zbyt prosta.

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Przyjemne, ale posklejałabym zdania, są jakieś takie urwane, niepełne.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka