- Opowiadanie: Rokitnik - Alsahra

Alsahra

Cześć!

Oprócz opowiadań, tworzę też szeroko pojętą poezję. Zawsze chciałem spróbować zabrać się za klasyczny poemat, ze ścisłą konstrukcją i rymami ABAB. A że jestem po lekturze “Grzybów z Yuggoth” Lovecrafta, to o natchnienie nie było trudno ;)

 

Taki mały słowniczek, bo po co macie szukać w Google. Nie chcę obrażać niczyjej inteligencji, ale tych słów każdy ma prawo nie znać. Dlaczego takie wstawki? Licencia poetica ;)

Alsahra – (arab.) pustynia

Sharun – (arab.) zło

Salopa – zwiewna peleryna połączona z kapturem

Epidot – zielony minerał

 

Miłej lektury!

 

Post Scriptum

Chciałbym podziękować serdecznie moim wspaniałym betującym – Jerohowi i Naz. Szczególnie za bezcenną pomoc merytoryczną – sporo się dzięki nim dowiedziałem. Pozdrawiam i raz jeszcze dziękuję! :)

Dyżurni:

brak

Oceny

Alsahra

I – Oaza

 

Dzień w niemożebnym pogrążony upale

Miraże tworzyły powabne obrazy

Gdy raz karawana sunąc ociężale

Przystanęła nad brzegiem cichej oazy

 

Jezioro powitało ich orzeźwieniem

Gdy wyjechał na zenit rydwan Heliosa

Rozbito naraz obóz pod palmy cieniem

Nań tamaryszki spoglądały z ukosa

 

W nocy, gdy zimno ucinało ich oddechy

Hadar gwiezdną iskrą powitał Oriona

 

II – Noc

 

Sypkie połacie pozłocistej drobiny

Spływały rozlewnie po łagodnych zboczach

Karmazyn opuścił wydmowe krainy

I pustynia zasnęła w nocnych omroczach

 

Wtem inne drganie zimny piach poruszyło 

Głuche dudnienie przyczajone w głębinach

Kilka czujnych wielbłądów się pobudziło

Kupcy trwali jednak pogrążeni w śnieniach

 

I pierzchły dromadery od swych dżygitów

 Oszalałe przez dźwięki świata obcego

 

III – Ruiny

 

Mróz walkę postradał morderczą ze skwarem

Zwierzęta po walkach lizały swe rany

Pośród piachu bezmiaru wrzącego żarem

Ciemność spowijała członków karawany

 

Wstali przed świtaniem, lecz tkwili w milczeniu

Zdumieni ogromem antycznej świątyni

W miejscu, gdzie płynęła woda w niezmąceniu

Wyrósł stożek grobowca królów pustyni

 

Omamieni śpiewem, wołaniem aniołów

Wyruszyli prosto w pułapkę iblisa

 

IV – Ciemności

 

Korytarz w mrokach pradawnych zanurzony

Stóp bosych stąpnięcia ostrożne drżą w ciszy

Rachityczny spokój złowróżbnie uśpiony

Począł budzić się właśnie w grobowca niszy

 

Szli stale przed siebie karawaniarze

Błądząc po bezdni zakazanych przestrzeniach

Być może Bóg w swoim pożegnalnym darze

Ukrył w mrocznościach malunki na sklepieniach

 

Bowiem przed Anubisem i Ozyrysem

Klękały od ludzkich odmienne postacie

 

V – Stopnie

 

Po omacku brnęli od ściany do ściany

 Rękami badając sakralne rzeźbienia

 Wznosili przy tym kurzu istne tumany

Aż zbiegły się freski u progu wgłębienia

 

Przewodnik ostrożnie postawił swą stopę

Na gładkich i śliskich stopniach z kamienia

Momentalnie ciaśniej przewiązał salopę

Poczuł chłód bijący z trzewi podziemia

 

Na ich kroki niepewne śmiała się cisza

Na oddechy trwożne szeptały eony

 

VI – Komnata

 

Droga przez szyb była niczym nieskończoność

Wiła się wężowo, nie zwiastując końca

Ni nadziei, ni blasku, tylko złożoność

Prowadząc w dół z wytrwałością straceńca

 

I gdy już wędrowcy poddać się zechcieli

Pozostać wieczność na stopniach z kamienia

Wyprowadzeni z tunelu gardzieli

Zstąpili do sali utkanej z cienia

 

Gdy tam weszli, echo otchłanne westchnęło

Jakby po raz pierwszy słyszało człowieka

 

VII – Sharun

 

Na znak tajemny, lekkie zjawy skinienie

Pochodnie utajone się ujawniły

Rozbłysły zielenią mocarne płomienie

Kolumny niezmierzone wnet oświetliły

 

Po horyzont, do wzroku wszelkiego kresu

Sięgały szeregi tytanicznych bloków

Uszły z wędrowców resztówki moresu

Zaczęli przywoływać znanych im Bogów

 

Lecz rozszarpywane strachem modlitwy

Nie poruszały Przedwiecznego Imienia

 

VIII – Posąg i Śpiew

 

Na środku pieczary, poza ich widzeniem

Wznosił się posąg z niewiadomej skały

Błyszczał, choć okryty zupełnie był mrokiem

Matowiał, choć pochodnie go oświetlały

 

We flety zaś zadęto, bluźniercze piszczały

Wybrzmiały śpiewy jednorakie zwierzętom

Napięte skóry bębnów równo zadrżały

Błysło światło zielone bliźnie epidotom

 

Kupcy biegiem szybkim wypadli na schody

Bo pochód piekielny szedł im na spotkanie

 

IX – Procesja

 

Stuk kopyt runął na stopnie z kamienienia

Pościgiem ruszyło złowieszcze człapanie

Ryki, jęki, wrzaski – bydlęce charczenia

Dalej w górze uciekinierów sapanie

 

Wtem jeden się osunął, poleciał w czeluść

Od chichotu strasznego zadrżały ściany

Nie zdążył nawet krzyku żadnego wypuść

Gdy zdławił go na zawsze śpiew opętany

 

Dwóch kolejnych brak siły dopadł i zguba

I jeden tylko został z karawany

 

X – Ucieczka

 

Na piaski pustyni szczęśliwiec powrócił

W bezpieczne objęcia arkadyjskiej nocy

Makabryczny pochód już dawno zawrócił

A magia złowieszcza straciła na mocy

 

Gdy tylko ciemność zalała korytarze

Zagrały bębny i dudnienie w głębinach

Przed monumentem rozpalono ołtarze

Zaraz modły zgrzytnęły w pradawnych tonach

 

Cisza w końcu, gwiazd mącona przemykaniem

Wystrzelił snop światła do pasa Oriona

Piramida zniknie przed Słońca świtaniem

Zakończył się rytuał starszy niż Ziemia

Koniec

Komentarze

Przypuszczam, Rokitniku, że sporo pracy włożyłeś, aby zmieścić opowieść w rymowanych strofach, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że chyba zabrakło rytmu dodającego potoczystości i ułatwiającego lekturę.

Nie ukrywam, że wolałabym przeczytać tę historię napisaną prozą.

 

Szli stale przed siebie karawaniarze… – SJP PWN podaje, że karawaniarz to osoba przewożąca zwłoki.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No nic, dzięki za wizytę! :)

Wiem, że w prozie idzie mi lepiej, jednak nie potrafię się odczarować z poezji. Być może mam jak Lovecraft, który do końca największe nadzieje pokładał w swoich wierszach.

Zdaję sobie sprawę z tego znaczenia “karawaniarza”, jednak nie wiem, jak inaczej można nazwać członka kupieckiej karawany (chyba nie istnieje w naszym języku takie określenie). Możemy się zatem umówić, że to neologizm znaczeniowy ;)

Jai guru de va!

Fajnie, że ci się chciało.

Rymy dobre, ale są np. pary:  końca : straceńca czy Oriona : Ziemia, moim zdaniem średnie.

Poza tym, sama historia, tak naprawdę trochę rozwleczona mi sie zdała, bo zamyka się w tym:

 

SPOILER !

Zatrzymali się na noc w oazie, a gdy spali z ziemi wysunął się grobowiec. Zwabieni mrocznymi siłami zapuścili się do środka, w głąb, by odkryć zło przedwieczne. Uciec z powrotem. Na powierzchnię zdołał tylko jeden, reszta posłużyła za ofiarę, w rytuale starszym od Ziemi.

 

No dupy nie urywa :D

 

Ale dla koneserów forma zacna.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Bardzo mi miło, że (w sumie ) Ci się podobało :)

Chłopie – gdybyś Ty widział, jak tu zajeżdżało Częstochową przed betą! ;D

Fabuła… No przyznam się, że mogłem to ująć nieco krócej. Chciałem jednak poćwiczyć nieco opisów, nieco rymów (choć tu mi wyszło średnio) i na końcu pomyślałem sobie, że dziesięć to w sumie okrągła liczba…

Poza tym, uparłem się na zwartą konstrukcję. Po kilku próbach wyszedł mi układ 4-4-2 i musiałem się go trzymać. Niektóre “rozdziały” naprawdę nie były też konieczne, ale po drodze wpadałem na mnóstwo dobrych (moim zdaniem) rymów, które zwyczajnie chciałem zostawić. No i zostawiłem :)

Pozdrawiam serdecznie!

Jai guru de va!

Istotnie, Rokitniku, trudno jednym słowem określić uczestnika karawany. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zatem umowa stoi? ;)

Jai guru de va!

Ja tam na wierszach się nie znam. Nie czytam (no, w szkole czytałem, bo musiałem), a w życiu napisałem tylko jeden i to pod wpływem impulsu i lenistwa ;D Także tylko melduję, że przeczytane. I że spodobała mi się lovecraftowska fabuła – schematyczna, ale dobra :)

Dzięki bardzo za wizytę.

Sam specjalnie w poezji nie gustuję (wolę prozę), ale już tworzyć wiersze to jak najbardziej! Jest w tym dla mnie coś pociągającego, jakby wkraczało się w zupełnie nowy, nieznany wymiar twórczości. I jakkolwiek ten farmazon by nie brzmiał, pisząc wiersze zmienia się zupełnie moje nastawienie. A dobrze jest sobie urozmaicać życie ;)

Jai guru de va!

To fajnie, że tak to postrzegasz. Ja nie lubię pisać wierszy, bo sylaby trzeba liczyć :PP

No właśnie nie trzeba! :D

To był mój pierwszy raz z takim modelem. Zwykle tworzę wiersz biały, a w nim nie trzeba liczyć w zasadzie niczego – tylko iść na żywioł. No ale to już w większości “teksty szufladowe”, powstające w zasadzie dla mojej satysfakcji/rozrywki/spełnienia (niepotrzebne skreślić) :P

Jai guru de va!

A mi się bardzo podobało. Czasami jedynie te rymy odrobinę mi szwankowały, ale poza tym, wiersz bardzo przypadł mi do gustu. Nie wiem… chyba po prostu mam słabość do pustyni opisywanej w nocy :)

Kiedyś dostanę Nobla.

Dziękuję za dobre słowo i polecam się na przyszłość! :)

Pustynia w nocy ma swój urok. Ulotny i zwodniczy, niczym śpiew aniołów…

Jai guru de va!

No, jakoś mnie ten utwór zmęczył. Nie wiem, czy to kwestia monotonii, czy z rytmem coś nie tak, ale nie czytało się fajnie. No i te rymy gramatyczne…

Babska logika rządzi!

Rozumiem. Mimo wszystko, dzięki za wizytę ;)

Jai guru de va!

Styl trochę zbyt monotonny, przez to się nie płynie, to nie porywa i to nie wzbudza emocji. Ładnie napisane i widać, że włożyłeś w to trochę pracy, ale brakuje tu czegoś. Sama historia nie jest nazbyt oryginalna czy robiąca wrażenie.

Pozdrawiam!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Przeczytane. “Uszły z wędrowców resztówki moresu” – Co za urokliwy wers… Pozdrawiam.

Dziękuję za wizytę.

Hmm… Niestety brak kontekstu emocjonalnego do powyższego trzykropka uniemożliwia mi jego interpretację. Podejrzewam jednak, że chodzi o “urokliwość” ironiczną…

Pozdrawiam również.

Jai guru de va!

Nowa Fantastyka