- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Altdorf w ogniu

Altdorf w ogniu

Cóż, po przeczytaniu komentarzy, jeszcze raz sprawdziłem  tekst i postarałem poprawić się w nim błędy. Mam nadzieję że ułatwi to wam lekturę.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Altdorf w ogniu

„Nasza próżność nie zna granic sądzimy, bowiem że jesteśmy najwspanialsi. Wszyscy twierdzą że to właśnie homo sapiens jest na szczycie ponad wszystkimi innymi stworzeniami. To jednak nie zawsze prawda, bo zawsze znajdą się istoty doskonalsze od gatunku który wszystko by niszczył i podporządkowywał sobie. Nie potrafimy nawet żyć ze sobą w pokoju. Nasz „rozum” doprowadza do bratobójczych wojen które tylko osłabiają tę jakże ogromną , dumną populację. Lecz przyjdzie czas, gdy pożałujemy tych wszystkich bezsensownych wojen między sobą. Wtedy jednak będzie dla nas za późno na zmianę swojego postępowania, dlatego musimy przebaczyć bliźniemu i połączyć z nim siły.” – takimi przemówieniami raczyli kapłani Sigmara wszystkich przechodniów na głównym rynku w Altdorfie. Niewielu mieszkańców chciało słuchać tego, ja to oni nazywali „pustego gadania klech”, dlatego obojętnie przechodzili obok duchownych.

Nikt nie brał tego na poważnie, ponieważ Imperium prowadziło ekspansywną politykę, nie próbowali nawet zastanawiać się nad prawdą tych słów. W starym Świecie było wiele ras jednak, żadna z nich nie walczyła między sobą tak zajadle jak ludzie za to byli zjednoczeni w walce przeciw innym.

 

Ten dzień był wyjątkowy dla wszystkich mieszkańców Imperium, bowiem to dziś miał powrócić Wielki Imperator Karl Franz z wyprawy na Księstwo Kislev. Jak zwykle tak i teraz powrócił jako zdobywca. Władca leciał na swoim archegryfie, za nim ciągnęły się tysiące jego żołnierzy. Trębacze oznajmili przybycie armii, wielkie stalowe bramy z głową lwa otworzyły się przed zwycięzcami. Na czele wszedł Karl Franz na swojej bestii tuż za nim szła gwardia przybocznych, dalej jechał na rumaku osobisty doradca Malzahar który stał na czele wozów wypełnionych łupami. Resztę kolumny stanowiło wojsko poborowe uzbrojone w miecze, włócznie, muszkiety oraz kusze. Na końcu ciągnięto moździerze i armaty.

Orszak zatrzymał się na głównym placu, to tam zbierali się mieszkańcy gdy władca wygłaszał przemówienia, tak też stało się i teraz. Imperator wszedł na podwyższenia w centralnej części placu i zaczął mówić:

– Dwa miesiące temu wyruszyliśmy na Księstwo Kislev. Pokonaliśmy tam Caryce Katarzynę która skapitulowała i złożyła mi hołd lenny ponadto przywieźliśmy łupy wojenne których część zostanie rozdana wśród ludu. – Wskazał na wozy wypełnione po brzegi.

Podekscytowany tłum wykrzykiwał imię władcy jeszcze przez jakiś czas po zejściu z mównicy.

Tej nocy wszyscy świętowali zwycięstwo, trunki lały się strumieniami. Po ulicach chodzili podchmieleni ludzie wyśpiewując wesoło pieśni sławiące wielkość oraz potęgę Imperium. Na wszystkich dużych placach Altdorfu stały stoły z jedzeniem i alkoholem przy których siedzieli mieszkańcy i ucztowali na koszt władcy. Wszyscy słuchali z zaciekawieniem opowieści weteranów poprzednich wojen. Nawet szlachta nie zadająca się na co dzień z pospólstwem siedziała przy jednych stole i razem opróżniali kolejne kufle i talerze. Uczty trwały całą noc i następny dzień, gdy wydawało się że biesiadnicy powoli opadali z sił to znajdywali się tacy którzy wnet budzili resztę i wszyscy bawili się dalej.

****

 

Tymczasem zjednoczone siły skavenów i zielonoskórych zbliżały się do Księstw Granicznych które miały zamiar szybko złupić i ruszyć dalej na stolicę Imperium.

Niszczyli i grabili wszystkie wioski napotkane po drodze, nie oszczędzając nikogo. W końcu po kilku dniach drogi przy przejściu przez rzekę spostrzegli czekające na nich zjednoczone siły państw-miast. Główną siłę wojsk ludzi stanowili najemnicy natomiast reszta to pospolite ruszenie. Wieśniacy i mieszczanie wyposażeni w narzędzia codziennego użytku. Herszt zielonoskórych Grombkin nie czekał na pierwszy ruch wroga, donośnym rykiem wydał rozkaz do ataku po czym rzucił się do szarży swoim rydwanem, tuż za nim ruszyła reszta hordy na swych dzikach bojowych.

Najemnicy uformowali czworobok nastroszony pikami, w środku stali łucznicy wraz z ubogo uzbrojonym pospólstwem. Strzelcy salwa po salwie zasypywali wrogów strzałami niestety bezskutecznie. Gdy orkowie byli w połowie drogi do ludzi nagle spod ziemi w centralnej części formacji obrońców wyskoczyli skaveni. W pierwszej kolejności ruszyli na łuczników których pozabijali z łatwością, większą trudność sprawili im to pospolite ruszenie czekające w środku czworoboku. Ludność bez przeszkolenia miała problem z wybijaniem szczurów wielkości dziecka, jednak szala zwycięstwa przechylała się na ich stronę, w samą porę szturmująca rzesza orków wbiła się ścianę szyku bojowego masakrując napotkanych ludzi i wspomagając sojuszników. Po udanej szarży Grombkin wydał rozkaz do odwrotu co ponownie oznajmił donośnym rykiem. Zaraz po wycofaniu się orków i skavenów w rozbitą i przestraszoną zgraję ludzi wbiły się opancerzone trolle bojowe i olbrzymy, atak sprawił załamanie się walczących ludzi, dzielni wojownicy którzy postanowili walczyć do końca skończyli rozerwani na strzępy lub zjedzeni żywcem przez potwory.

Ta krótka potyczka tylko rozbudziła żądzę krwi wśród hordy najeźdźców, dlatego też postanowili najechać pobliskie miasto-państwo. Niesieni chęcią mordu dotarli pod bramy Somjek, zielonoskórzy ruszyli w stronę bramy z taranem wyważenie jej nie sprawiło problemu. Wrota w końcu uległy przed Grombkinem i jego wojownikami, Ci jednak nie ujrzeli żadnych obrońców, dlatego bez namysłu postanowili rozpocząć grabież miasta. Gdy wojsko uległo rozproszeniu po mieście z małych uliczek wybiegli obrońcy wykorzystując okazję do pozabijania napastników. Puste mury wypełniły się kusznikami którzy zaczęli strzelać do orków. Obrona jednak nie potrwała zbyt długo gdy do miasta wbiegły gobliny, małe, zwinne i śmiertelnie niebezpieczne bez trudu weszły na mury i dokonały rzezi kuszników, ofiarami byli mieszkańcy nie umiejący walczyć z tak małymi i zręcznymi istotami. Mury zostały szybko oczyszczone, a na ulicach jeszcze przez jakiś czas trwały walki do czasu aż sam Grombikn wkroczył do walki. Wystarczył widok dowódcy aby przerazić ludzi, a gdy zaczął wymachiwać swoim mieczem przecinając jednego z dzielnych obrońców, z którego wylały się wszystkie wnętrzności, reszta padła na kolana i zaczęła błagać o litość. Orkowie jednak nigdy nie okazywali litości, tak też stało się i teraz, jeńcy zostali rzuceni trollom na pożarcie. Natomiast miasto spalili i ograbili.

Po drodze ofiarami najeźdźców padło jeszcze kilka wiosek którymi nikt się nie interesował. I tak dotarli do Gór Czarnych, czekały tam na nich posiłki ze sprzymierzonego plemienia goblinów. Po kilku dniach odpoczynku na ziemiach sojuszników horda zielonoskórych była już gotowa do najazdu na Imperium.

****

 

 

Wieści o spustoszeniu Księstw Granicznych dotarły do stolicy imperium. Karl Franz musiał przygotować się do obrony granic Imperium.

– Powiadomcie Malzahara że ma do mnie bezzwłocznie przyjść i przynieście mi atrament wraz z pergaminem. – Rozkazał stanowczym głosem służbie.

Ci pochylili się lekko i odeszła wykonać polecenia.

Władca był pogrążony w pisaniu listu, gdy usłyszał otwierane drzwi podniósł wzrok znad papieru.

– Wzywałeś mnie panie – powiedział nadworny mag. Po czym ukłonił się.

– Tak, zapewne wiesz że plemiona zielonoskórych zmierzają na nas? – Zapytał pisząc dalej.

– Oczywiście – potwierdził – nie dało się nie słyszeć o zniszczeniu miasta z którym handlowaliśmy.

– Skoro o wszystkim wiesz, nie będę ci opowiadał wszystkiego od początku – powiedział spokojnym głosem – twoim zadaniem jest zebranie wojsk od wszystkich naszych lenników i sprowadzenie ich na granicę z górami czarnymi, skontaktuj się również z krasnoludami i poproś je o wsparcie. – Wręczył mu list z rozkazami.

– Oczywiście Wasza Wysokość. – Malzahar ukłonił się i wyszedł z komnaty.

 

****

 

– Panie, przed nami odkryliśmy dużą armię zielonoskórych – zameldował zdyszany krasnoludzki zwiadowca.

– Wiesz może ilu ich jest? – spytał Hengist.

– Dziesiątki tysięcy – odpowiedział.

– Niedobrze… spróbujemy przejść podziemnymi ścieżkami, powinniśmy szybciej dotrzeć do imperium. – Podzielił się pomysłem.

– To może być zły pomysł panie – powiedział jeden z dowódców – w Księstwach Granicznych wraz z zielonoskórymi byli skaveni, a teraz nigdzie ich nie widać, sądzę więc że idą podziemnymi traktami żeby zaskoczyć wroga. – Uzasadnił swoje ostrzeżenie.

– Czyli co? Jesteśmy pomiędzy młotem a kowadłem. – Podsumował obecną sytuację – NIE! Nie dam się zastraszyć szczurom! Idziemy ukrytymi traktami i zmierzymy się ze skavenami, a Imperialni pokonają orków. To będzie koniec ich zuchwałej kampanii. – Zdecydował stanowczym głosem generał.

Marsz krasnoludów był powolny, wszyscy wypatrywali wroga. Byli w pełnej gotowości do ataku. Nagle zasypał ich grad pocisków, wszystko wyglądało tak jakby skaveni czekali na przyjście konusów. Ostrzał nie ustawał, Hengist wydał rozkazy do rozstawienia artylerii, a odziały piechoty miały się schować w pobliskich rowach strzelcy natomiast mieli zająć pozycje na wzniesieniu i czekać aż wróg wejdzie w ich zasięg. Machiny Dawi były niezrównane, żadna rasa nie znała się na ostrzale jak krasnoludy. Pierwsza salwa wydała potężny grzmot, wkrótce pociski wystrzeliwane przez potężne haubice i armaty zmusiły skavenów do ataku na okopanych długobrodych.

Pierwszy szturm był niewystarczający, bowiem szarżujące szczury nie zdążyła nawet zbliżyć się do oddziałów piechoty, a już były zdziesiątkowane przez strzelców i zmuszone do odwrotu. Długobrodzi kontynuowali ostrzał ze swojej artylerii, a gryzonie wysłały kolejny atak, tym razem była to mocna żelazna pięść. Duże i opancerzone szturmo-szczury szły pierwsze w drugiej linii były jednostki z bombami koniec natomiast był wypełniony przez ogromne maszkary zmutowane przez styczność z dużą ilością spaczenia.

Hengist rozkazał ustawić się tarczownikom w pierwszym szeregu za nimi mieli stać wojownicy z toporami i młotami bojowymi, trzeci szereg to byli kusznicy którzy ostrzeliwali wroga.

Szczurze ładunki wybuchowe nie spowodowały wielkich strat w szeregach Dawi. Dalej ruszyły do szarży potężne szturmo-szczury, a zaraz za nimi ogromne potwory skavenów. Walka pomiędzy masywnymi krasnalami a szczurami była nie równa. Zaatakowani skutecznie odpierali atak dzikusów naskakujących na nich ze swoimi niezbyt ostrymi kozikami, niezdolnymi przebić ich pancerza. Obrońcy byli święcie przekonani że zwycięstwo jest bliskie, to byłaby prawda, gdyby nie to że z tyłu wyłoniły się oddziały goblinów na paszczakach wraz z dużymi pajęczymi królowymi. Armia goblińska pędziła z ogromną prędkością, aby wbić się tył krasnoludów które nie zdążyły się odwrócić i przyjąć postawy defensywnej. Gdyby nie stwory w armiach zielonoskórych ta bitwa została by wygrana, jednak siały one kolosalne spustoszenie wśród wojsk Hengista który nawet nie myślał o odwrocie wolał on, bowiem zginąć teraz, niż potem żyć w przekonaniu że wszyscy uważaliby go za tchórza.

Najdłużej walczył generał wraz ze swoimi najdzielniejszymi dowódcami odwaga niestety nie wystarczyła, cała kompania najdzielniejszych skończyła w żołądkach stworów.

 

****

 

 

Na granicy imperium i gór zjednoczone wojska Imperium oraz Middenheim wzniosły obwarowanie, mające powstrzymać zieloną falę. Dowódcą obrony był Boris Todbringer generał wojsk Middenheim, Karl Franz wyznaczył go na dowódce obrony pierwszego muru, jeśli nie uda mu się obronić fortyfikacji ostatnią linią obrony będzie Altdorf. Fortyfikacje ciągnęły się na szerokość przełęczy, wykonano je drewna, a co pięćdziesiąt metrów stała wieża, na której stacjonowali kusznicy. Palisada miała specjalne otwory z zamykanym włazem w których stały armaty. Część piechurów stała na murach, reszta natomiast była za drewnianą ścianą generał, bowiem nie oczekiwał że drewniana zapora wytrzyma długo. Daleko za linią frontu ustawione były moździerze, miały ostrzeliwać najeźdźców.

Ludzie czekali w napięciu na rozpoczęcie się piekła. Wieczorem pojawiły się hordy zielonoskórych. Ich przeraźliwe ryki było słychać długo przed tym gdy można było je dostrzec. Dowódcy dzikusów nie wydali żadnego rozkazu do ataku, wszyscy stali tak jeszcze przez około godzinę. W końcu obrońcy usłyszeli pierwszy ryk, jednak żadna jednostka się nie poruszyła, natomiast w kierunku drewnianych murów spadły głazy żaden z nich nie trafił i nie wyrządził strat. Boris w rewanżu wydał rozkaz do ostrzału z dział, doświadczeni kanonierzy z ogromną precyzją trafiali w szeregi orków. Kolejne salwy nie wyrządzały szczególnych stat w oddziałach wręcz przeciwnie orkowie wpadali w szał przez zapach krwi. Nareszcie Grombkin wydał rozkaz do szturmu goblinom i orkom, ruszyli żołnierze nazywani mięsem armatnim, mieli odwrócić uwagę od orków inżynierów, którzy mieli zakraść pod palisadę i podłożyć ładunki wybuchowe przygotowane dzięki schematom wykradzionym krasnoludom. Całą operację miał osłaniać ostrzał potężnych armat skavenów rażąc przeciwników ogromnymi błyskawicami spacz-ognia. Atak został zakończony porażką, większość mięsa armatniego poległa nim zdążyła zbliżyć się do rowów z zaostrzonymi palami, sabotażyści też zostali zastrzeleni z kusz wartowników. Jedna stracona szczurza armata, natomiast u ludzi 4 zniszczone działa oraz osłabione umocnienia.

Następnego dnia na umocnienia ruszyła horda ciężkich orków wspieranych przez goblińskie katapulty, machiny skavenów oraz rydwany bojowe. Ten dzień również skończył się źle dla zielonoskórych. Do walk dołączył się ostrzał moździerzy które zdziesiątkowały nacierającego wroga, na nieszczęście ludzi ciężka piechota dzikusów dotarła do muru i swoimi prowizorycznymi toporami zrobili wyłom w murze, niezwykle pomocne w tym zadaniu okazały się machiny miotające które zrobiły kolejne wyłomy w kilku innych miejscach. Szturmowcy wycofali się na dźwięk rogu. Minęło parę godzin ludzie próbowali naprawić wyłomy, jednak bezskutecznie. Kolejny szturm przeprowadzono w nocy do walki włączyli się wszyscy uczestnicy wyprawy. Cała operacja była wspierana wszystkimi bateriami artylerii zielonoskórych, ponadto za szeregami dzikusów stał szczurzy szaman miotający wielkimi błyskawicami we wrogich kuszników. Ludzie widząc atak wykorzystali wszystkie działa które mieli, nawet moździerze prowadziły ostrzał z niezwykłą prędkością. Nie ważne jak bardzo obrońcy się starali straty zadawane w oddziałach bandytów były minimalne. Walka wręcz była masakarą, na jednego żołnierza ludzi przypadało kilkunastu zielonoskórych. Boris zachował elitę za linią walk, jednak na widok nie równej walki rozkazał inżynierom zaminować pas ziemi dzielący ich oraz pole bitwy. Przerzedzone szeregi walczących próbowały uciekać, niestety wilki bojowe ich dopadały w biegu. W końcu zgiełk walki ucichł. Wojska Todbringera jak i on sam już wycofały się w kierunku Altdorfu. Jednak dało się słyszeć potężne wybuchy min zostawionych w ziemi. Wielu orków na pewno pożegnało się z życiem.

 

 

****

 

 

-Królu! Królu! – Do sali wpadł w biegu krasnoludzki zwiadowca. – nasza ekspedycja wsparcia Karla Franza została pokonana w walce.

– Jak to?! Jak do tego mogło dojść!!!? – Rozwścieczony władca ryczał niczym lew. – Jak zielona zaraza mogła pokonać jednego z moich najbardziej zaufanych i najlepszych generałów!?

– Nie możemy tego stwierdzić , ale być może wpadł w zasadzkę.– Relacjonuje. –bitwa odbyła się na podziemnych traktach, bardzo łatwo tam wpaść w zasadzkę. – Dokończył.

– A więc to tak!!! – krzyknął – zielone mordy chcą wojny to jej dostaną, skrybo wpisuj kolejny dług do spłaty „wymordować zielonsokórych odpowiedzialnych za rzeź naszej armii”. – Rozkazał.

– Ale Panie znaleziono tak zwłoki również skavenów. – Dodał zwiadowca.

-HA! Dobrze szczury też poczują nasz topór na swoim parszywym gardle. – Dodał ze wściekłością. – Skrybo kolejny punkt! „zemścić się na skavenach za rzeź naszych braci”.

– Co teraz zrobimy Panie? – dopytywał się jeden z doradców władcy.

– Jak to co !!? – Ryknął oburzony. – zbierzemy armię krasnoludów jakiej świat jeszcze nie widział i wyrżniemy zielonoskórych oraz parszywe szczury. – Podsumował plany.

Król Thorgrim przeszedł szybko przez komnatę i spojrzał na generała Gotreka:

– Gotreku to na tobie spocznie zadanie zebrania ekspedycji karnej na naszych wrogów – powiedział poważnym głosem – ja stanę na czele tej armii , a ty będziesz moja prawą ręką.

– Tak się stanie mój Panie. – Powiedziawszy ukłonił się i wyszedł.

 

****

 

 

Boris Todbringer znalazł się już za murami Altdorfu, Karl Franz już przygotował obronę miasta.

– Imperatorze -krzyczał Boris do oddalonego władcy.Po czym podbiegł do niego – jest ich zbyt wielu nie damy rady ich pokonać!

– Spokojnie, poradzimy sobie ten mury nie jedno już wytrzymały a prymitywne machiny zielonoskórych nie zniszczą ich tak łatwo. – Uspokajał generała. – ponadto za plecami mamy dziesiątki moździerzy o ogromnej sile. – Dokończył z uśmieszkiem na twarzy.

– Ale ich są dziesiątki tysięcy ponadto wraz z nimi idą skaveni już raz prawie nas unicestwili – mówił – wycofajmy się póki możemy, zbierzemy większą armię i wtedy ich pokonamy.

– Nie ! Nie mam zamiaru się wycofywać, krasnoludy zapewne niedługo nadejdą, wtedy damy radę – mówił z pewnością w głosie.

– Tak… . – Skończył. – to co zrobimy Panie? – Dokończył.

– Teraz, czekamy na nich – pewnie odpowiedział na pytanie.

 

 

****

 

 

Wieczorem Stolica Imperium została otoczona przez masę przeciwników raczących obrońców koncertem swoich dzikich ryków. Artyleria otoczyła miasto i prowadziła nieustanny ostrzał. Dopiero nad ranem grad pocisków ustał, a w stronę miasta ruszyły wieże oblężnicze, napędzane siłą mięśni trolli, machiny wypełnione były orkami i goblinami. Bez osłon natomiast ruszyły olbrzymy ku bramom miasta, wsparcie zapewniali im łucznicy zielonoskórych. Karl wydał rozkaz moździerzom, zasypały gradem pocisków nacierających wrogów, niektóre wieże wraz z napastnikami runęły zniszczone na ziemię. Reszta szła dalej ku murom i bramom. Pierwsze dotarły olbrzymy, gdy rzuciły się ku bramom z zamiarem zniszczenia ich maczugami z góry wylano na nich wrzący olej który potem podpalił jeden z kuszników płonącym bełtem. Wielkoludy wpadły w panikę, zaczęły biec w stronę armii macierzystej, w przypływie histerii nie patrzyli gdzie stąpają i zmiażdżyli wielu swoich towarzyszy broni, na koniec padły martwe podczas biegu. Przez całą sytuację najeźdźcy stracili kilka baterii artylerii.

Wieże już dotarły do murów na których czekali na nich pikinierzy z nastroszonymi włóczniami, orkowie którzy wypadli z machin pierwsi nadziali się na ostrza. Gobliny miały łatwiej, były mniejsze więc mogły przejść pomiędzy murem pik i zaczęły ranić obrońców po nogach swoimi małymi sztyletami z zatrutymi ostrzami. Gdy wejście na mury stało otworem artyleria zielonoskórych znów zaczęła ostrzał, a wielkie hordy orków wraz z goblinami ruszyły na umocnienia wroga. Karl Franz znów wydał rozkaz do ostrzału pola przed murami. Gęsty deszcz pocisków spadł na napastników i wybił kilkuset samym ostrzałem, lecz to była zaledwie kropla w zielonym morzu. Ludzie dzielnie stawiali opór najeźdźcom na murach, za jednego martwego człowieka padało dziesięciu orków lub goblinów. Po godzinie zaciętej walki zielonoskórzy dostali rozkaz do odwrotu.

Altdorf nie miał chwili wytchnienia pomiędzy atakami był, bowiem ostrzeliwany przez artylerię. Trwało to do wieczora wtedy właśnie ruszyła kolejna fala, poprzednie machiny zostały zniszczone, więc teraz byli wyposażeni w drabiny oraz taran popychany przez trolle. Tym razem do murów dotarli o wiele szybciej, oparli drabiny o mury i zaczęli się wspinać, natomiast taran stał pod bramą. Trolle wprawiały w ruch wielki konar z metalowym, ostrym czubem w ruch i uderzali w potężne wrota stolicy. Karl Franz znów rozkazał wylać olej i go podpalić, teraz jednak to nie zdziałało ogień objął jedynie górną osłonę machiny. Napastnicy nie przejęli się tym i kontynuowali wywarzanie bramy. Tymczasem na murach trwała zacięta walka, ludzie stawiali o wiele większy opór niż poprzednio. Orkowie padali pod uderzeniami obrońców, jednak przewaga liczebna napastników zaczynała obierać górę. Gdy wkroczyły jednostki opancerzonych orków z ogromnymi toporami, ludzie zaczęli padać jak muchy od silnych ciosów elity.

Bramy ugięły się po długiej walce, aż otworzyły się przed orkami, pierwsze ruszyły trolle i olbrzymy które wpadły w szeregi pikinierów i zaczęły siać zamęt i zniszczenie. Kolejna ruszyła jazda szturmowa na dzikach bojowych którzy dokonali rzezi na pospolitym ruszeniu, natomiast wojsko regularne stawiło większy opór. Żołnierze zabili kilku–dziesięciu atakujących, jednak sytuacja się powtórzyła jak na murach, przewaga znowu wzięła górę.

Do walki postanowił włączyć się Boris Todbringer wraz ze swoją Gwardią Reiklandu, potężni rycerze wyposażenie w długie kopie wbili się w walczących wrogów którzy którzy umierali od przebić lancami konnicy. Sam Boris położył trupem kilkunastu zielnoskórych zwinnymi atakami swojego rapieru. Walka trwała kilkanaście minut i zaczęła przybierać korzystny obrót dla ludzi. W końcu atakujący rzucili się do odwrotu.

Sytuacja na murach wyglądała zupełnie inaczej niż na dziedzińcu, blanki coraz bardziej zapełniały się zielonymi gębami, ale i oni dostali rozkaz odwrotu poprzez dźwięk rogu. Kolejny szturm zakończony, nie do końca wiadomo kto zwyciężył, bowiem obie strony poniosły ogromne straty.

Przez resztę nocy dominującym dźwiękiem były jedynie uderzenia głazów o ziemię oraz huk armat skavenów. Jednak pomimo ostrzału przypuszczono szturm, tym razem do boju ruszyły same elitarne jednostki. Szczuroludzie przez kilka ostatnich dni wykopali pod ziemią tunele którymi przedostały się do kanałów miasta. To właśnie tam miał zacząć się kolejny i ostatni szturm.

Wszystko stało się godzinę przed świtem, uzbrojone szczury wypełzły na ulice Altdorfu i zaczęły atakować rannych i śpiących żołnierzy. Alarm wszczęli wartownicy na wieżach, całe miasto wiedziało że kolejny szturm już się rozpoczął. Elita zielonoskórych wraz z resztą wojowników ruszyli ku bramom które pomimo naprawy uległy pod jednym ciosem olbrzyma. Grabieżcy wtargnęli do miasta i wtedy zaczęła się nierówna walka, podczas gdy na ulicach toczyły się walki z najeźdźcą, Boris Todbringer wraz ze swoimi żołnierzami budowali barykady na placu przemówień, towarzyszył mu Karl Franz.

– Panie, proszę uciekaj – Boris prosił Imperatora – dosiądź archegryfa i uchodź wraz z gwardią do Middenheimu, nie ocalimy miasta.

– Nie, nie mogę. – Wahał się. – gdzie są krasnoludy?! Miały tu być dawno temu!

– One już nie przybędą na pewno. – Todbringer chłodno podsumował. – Być może polegli w walce bo wpadli na wędrującą hordę, ale ty panie możesz jeszcze się wycofać i wrócić tu z ogromną armią. – Dalej nalegał.

– Ehh… dobrze… – powiedział zasmucony – szykować mojego archegryfa!! Moja gwardia również przygotujcie się , zaraz wylatujemy. – Wydał rozkazy i oddalił się.

Walki na uliczkach ucichły, słuchać było jedynie głośne ryki potworów. Olbrzymy i trolle z ogromną siłą wbiły się w prowizoryczne barykady i rozniosły je w pył. Za nimi ruszyła horda orków z Grumbkinem na czele, zielone istoty rzuciły się na obrońców. Boris zabijał kolejnych przeciwników walcząc rapierem, natomiast Grumbkin w swoich wrogów rzucał zaklęciami i uderzał ich mieczem rozcinając na pół. Dowódcy w końcu wyrąbali sobie przejście do siebie i starli się ze sobą. Pierwszy uderzył Grumbkin zadając ciosy z ogromną wściekłością i siłą, Boris zręcznie odskakiwał od ciosów przeciwnika. Broń Todbringera zdawała się nic nie robić Hersztowi orków. Walka mogłaby trwać w nieskończoność, bo gdy ork wyprowadzał uderzenie Boris zręcznie unikał natomiast, gdy to dowódca ludzi atakował orkowi nic to nie robiło. Walkę jednak zakończyło coś czego żaden z generałów obu stron by się nie spodziewał, bowiem Boris Todbringer zginął od ciosu przypadkowego orka którego miał za plecami. Uderzył go pod pachą w miejscu łączenia pancerza, człowiek padł na ziemie. Walka wokoło miała się ku końcowi, jego dzielni wojownicy ginęli albo pożarci albo od ciosów broni zielonoskórych. Gdy Grumbkin zobaczył co zrobił jego podwładny, rzucił miecz na ziemię, podszedł do niego po czym złapał go za głowę i zmiażdżył ją. I powiedział:

– Ty już nigdy nie zepsuć mi pojedynek!

Sam Todbringer nie skończył lepiej, jego głowę odcięto i nadziano na czubek piki na której widniał sztandar orków.

Altdorf został złupiony i spalony, całą ludność wymordowano. Zielonoskórzy natomiast powrócili na swoje ziemie żeby dalej knuć kolejne najazdy.

 

****

 

– Panie, co tu robisz? – zapytał burmistrz Middenheimu.

– Musiałem wycofać się ze stolicy – rzekł ze smutkiem – została najechana przez orków i zniszczona, natomiast Boris Tobringer poległ śmiercią chwalebną w próbie jej obronienia, przyleciałem tu aby uformować nową armię która pozwoli zemścić się na nich – dokończył.

– Jak sobie życzysz Imperatorze, na pewno pomożemy ci z z armią. – Zapewnił. – A co do generała Tobringera musimy urządzić mu pogrzeb godny bohatera.

Obaj zasiedli przy stole aby zacząć spożywać posiłek, gdy nagle wpadł przerażony posłaniec.

– Panie, panie!! – krzyczał przerażony – Wojownicy Chaosu nadciągają, a wraz z nimi plemiona Norski. Pierwszy atak już nastąpił na przygraniczne miasto Księstwa Kislev.

Koniec

Komentarze

Anonimie, historia złupienia Altdorfu epicka! Jako zagorzały fan uniwersum Warhammera Jestem na duże TAK! Jednakże pojawia się masa literówek, np: Boris Tobringer  powinno być Boris Todbringer

Jest też wiele innych, ale po przeczytaniu całości jakoś mi umknęły, wybacz :/ 

Moja rada przeczytaj to na spokojnie ewentualnie sprawdź w jakimś programie czy to na internetach czy w wordzie chociażby. 

Moje pytanie do ciebie Anonimie ( :/ ) : Powiedz mi pisałeś inspirując się grą Warhammer Total war? czy może książkami, bo jakoś nie przypominam sobie zniszczenia Altfdorfu.

 

Jeszcze raz ogromny plus! Bardzo mi się podobało! Dałbym 6 ale za błędy w nazwach własnych i literówki spada do 5.

homo-sapiens = homo sapiens

 

jakże ogromną , dumną populację  populację

 

Tymczasem zjednoczone siły skavenów i zielonoskórych zbliżały się do Księstw Granicznych(+,) które mieli zamiar szybko złupić i ruszyć dalej na stolicę Imperium. – siły miały, nie mieli

 

tych tzw. ziem niczyich – w beletrystyce nie stosujemy skrótów

 

Służba pochyliła się lekko i odeszła wykonać polecenia. – służba to grupa ludzi służących u kogoś; Tobie chyba raczej chodziło o jednego służącego, bo inaczej to nie ma sensu.

 

Wzywałeś mnie(+,) Panie – panie małą literą

 

a co 50m była wieża – liczebniki słownie, o skrótach już wspomniałam

 

wycofajmy się puki możemy, zbierzmy większą armię wtedy ich pokonamy. – póki

 

Powyżej tylko kilka przykładów usterek, bo w tekście jest ich bardzo dużo i nie sposób wypisać wszystko.

Interpunkcja w zasadzie nie istnieje, a jeśli już trafi się jakiś zaginiony przecinek, to najczęściej stoi w miejscu, w którym być go nie powinno. Przez to czyta się tragicznie – im dłuższe zdanie i bardziej złożone, tym gorzej. Masa literówek. Zaimkoza – używasz zdecydowanie za dużo zaimków dzierżawczych, których znakomita większość jest zbędna. 

Źle zapisujesz dialogi – przydadzą Ci się te poradniki.

 

Początkowa przemowa nie za bardzo zachęca do czytania, jest zbyt nudna i moralizatorska przy jednoczesnym fatalnym wykonaniu. Czworobok z ciężkozbrojnymi najemnikami w środku i z mieszczanami z narzędziami codziennego użytku zamiast bronią? Przykro mi, ale nawet taka militarna noga jak ja tego nie kupuję. Tak samo, jak opisów bitew.

Niestety, ale końcówkę ledwo przeskanowałam wzrokiem. 

Masz niewyrobione pióro, Autorze, co widać w konstrukcji zdań, w opisach i nawet wypowiedziach i zachowaniu postaci. Czytając, miałam wrażenie, że nie czytam opowiadania, ale jakieś streszczenie. 

 

Czuję, że właśnie przeczytałem fabularyzowane streszczenie ostatniej partyjki w Warhammer: Total War.

Już pomijając fakt, że próg wejścia do tekstu jest duży (nie każdy jest za pan brat ze światem Wojennego Młota, by od razu wiedzieć, co to Altdorf, Kislev, skaveny itp), to przedstawiane wydarzenia mocno naciągają moją niewiarę. Po co bowiem Karl Franz miałby wojować z Katarzyną, skoro Kislev jest jedyną barierą między Imperium a Chaosem? Do tego taktyka militarna wygląda właśnie jak żywcem wyjęta z Total Wara.

Sam opis jest także pełen błędów technicznych. Raz piszesz Imperium z dużej, a raz z małej litery. Do tego kwiatki typu:

Ładunki wybuchowe miotane przez skavenów spadły na obrońców niczym deszcz ognia wyrządziły niewielkie straty.

Takie zdania są niestety nierzadkie.

Także przeczytaj poniższe linki, na pewno się przydadzą:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Powodzenia!

@Eryvan , moją inspiracją była gra.

No cóż, przeczytałam z dużym trudem, jako że opowiadanie jest napisane bardzo źle, w dodatku nie bardzo rozumiejąc, dlaczego cały tekst jest poświęcony opisom kolejnych bitew. Nie kibicowałam nikomu, bo tak po prawdzie to nawet nie zorientowałam się kto z kim walczył i dlaczego.

@NoWhereMan, owszem masz rację napisałem to pod wpływem ostatniej rozgrywki w Total War. Pisząc zapomniałem że są osoby które nie znają dobrze uniwersum Warhammera, dlatego nie rozpisywałem się co czym jest. Oczywiście następnym razem pomyślę również o “niewtajemniczonych” i postaram się wszystko wyjaśnić :D. Dziękuję za linki z poradnikami na pewno zapoznam się z nimi.

@śniąca przepraszam że Cię rozczarowałem. Następnym razem zwrócę o wiele większą uwagę na błędy. Dopiero zaczynam więc dzięki za wytknięcie moich błędów. Dzięki twojej pomocy będę mógł poprawiać moje niedoróbki. Dziękuję :D

Nie wciągnęło – naparzanka w obcym dla mnie świecie.

Wykonanie słabe. Interpunkcja leży i kwiczy, literówki, zapis dialogów do remontu, powtórzenia i różne inne błędy.

Ta krótka potyczka tylko rozbudziła rządzę krwi wśród hordy najeźdźców,

Sprawdź w słowniku, co znaczy “rządzę”. Możesz się zdziwić.

Fortyfikacje ciągnęły się na szerokość przełęczy, wykonano je drewna, a co 50 metrów stała wieża na której stacjonowali kusznicy.

W beletrystyce liczby raczej zapisujemy słownie. Jesteś pewien, że w Twoim świecie używa się układu SI? BTW, przecinek po “wieża”.

– Ale Panie znaleziono tak zwłoki również skavenów. – Dodał zwiadowca.

W dialogach ty, twój, pan itp. piszemy małą literą. W listach dużą. BTW, przecinki przy wołaczu. Literówka. “Dodał” małą literą i bez kropki przed nim – to jest jedno zdanie.

Finkla, dzięki za pomoc. Dzięki tobie dowiedziałem się jaka jest różnica pomiędzy “rządzę”, a “żądze”:D, postaram się poprawić błędy.

Czyta się bardzo źle i w zasadzie tylko o walkach (nie wiem, kto z kim walczy i o co).

Nowa Fantastyka