- Opowiadanie: Mytrix - Kutas nie frędzel; [PEGI: 16] [przemoc] [sex] [złorzeczenie] [używki]

Kutas nie frędzel; [PEGI: 16] [przemoc] [sex] [złorzeczenie] [używki]

Z wypiekami

na twarzy pisząc

popuściłem

wodze fantazji.

□<(●*,*●)>i

 

BARDZO TAJNE, BARDZO PILNE: Smokomici i Smokonistki.

Jeżeli któryś z panów chce się zapisać do klubu Smokomitów, to niech da znać w komentarzu, jeszcze przed przeczytaniem tekstu! A dla pań jest klub Smokonistek, więc też niech piszą, szybko! Bo liczba miejsc okaleczona!

Smokomici: CountPrimagen, Skull, Thargone...

Smokonistki: Finkla, ...

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

CountPrimagen

Oceny

Kutas nie frędzel; [PEGI: 16] [przemoc] [sex] [złorzeczenie] [używki]

Gładzenie psa prze­po­wied­nia

 

Grymas usta księż­nej Ka­ro­li­ny wy­dy­mał.

Wierz­chem dłoni otar­ła ro­ze­dr­ga­ne, wil­got­ne wargi. Jej lico, de­li­kat­ne i gład­kie, po­ły­ski­wa­ło kro­pla­mi potu w bla­sku świec.

– Gry­ma­sie, cze­goż wię­cej ci potrzeba, ksią­żę, mężu mój? – wy­szep­ta­ła za­lot­ne py­ta­nie.

– Uśmie­chu twego, tego pio­no­we­go!

Za­trze­po­ta­ła po­wie­ka­mi, jak ćma trze­po­cze się, przy­pa­la­na od lampy naf­to­wej go­rą­cej, uda­jąc za­wsty­dze­nie:

– Zacz wiesz, że ja trwo­gą przed ciążą zdję­ta.

– Wiesz prze­cież, zacz i ty, że na mój sprzęt kon­do­ma roz­mia­ru nie za­znasz! – wy­krzy­czał, eg­zal­tu­jąc ksią­żę.

Ka­ro­li­na po­da­ła lu­be­mu ręcz­nik, w te słowa ude­rza­jąc:

– Masz, obe­trzyj frędz­la, bo kapie na dywan i słu­chaj co mam do po­wie­dze­nia.

Gry­mas splu­nął w dło­nie i za­tarł ręce, przy­jął ręcz­nik i ryt­micz­ny­mi ru­cha­mi ob­tarł, co było do ob­tar­cia. Zwi­jał przy tym ręcz­nik trzy razy w rulon i wy­ży­nał do wia­der­ka.

– Byłam u wiesz­cza, tego co ma psa ogrom­ne­go i ten, jak żem go za jajca ści­snę­ła, to mi całą praw­dę wy­szcze­kał.

Ksią­żę sta­nął w roz­kro­ku, ręcz­nik na wciąż ster­czą­cym frędz­lu roz­wie­siw­szy, by prze­sechł nieco i po­słał Ka­ro­li­nie py­ta­ją­ce spoj­rze­nie:

– I cóż on wy­szcze­kał?

– Pro­ble­mu na­sze­go, pisz­cząc jak ta lala, podał roz­wią­za­nie. Mu­sisz jeno udać się na wy­pra­wę trzy­dnio­wą, smo­czy­cę ma­gicz­ną po­gła­dzić i z je­li­ta jej kon­dom ma­gicz­ny spre­pa­ro­wać, co spro­sta two­je­mu frędz­lo­wi. – Księż­na po­gła­dzi­ła księ­cia piesz­czo­tli­wie ogo­ło­co­ną stopą, po krza­cza­stym wąsie.

Od­wza­jem­nił piesz­czo­tę. Wten­czas nie wie­dział jesz­cze, że nie było to takie łatwe.

Gry­mas zrzu­cił ręcz­nik na pod­ło­gę.

– Janie! – po­krzyk­nął – sio­dłaj konia mego!

– Ja nie!

– Ty tak!

– Tak panie?

– Uszy­kuj też pas!

– Któ­ren?

– Ob­szy­ty ku­ta­sa­mi!

 

Uśmie­chli się

 

Uśmiech spra­wił, że kur­ty­za­na ob­la­ła się ru­mień­cem, na­dy­ma­ła usta i za­tka­ła sobie buzię ręką, wy­pusz­cza­jąc z niej gra­nat. I wy­bu­chła

A ksią­żę Uśmiech spa­lił się. Ze wsty­du.

śmie­chem dzi­kim i nie­okieł­zna­nym.

Śmia­ła się do roz­pu­ku, przez co do pu­ka­nia nie do­szło, na które Uśmiech li­czył, i które miało być jego pierw­szym uda­nym.

Śmia­ła się i śmia­ła, aż tchu jej bra­kło, a to za przy­czyn­kiem przy­ro­dze­nia ksią­żę­ce­go – po­kur­czo­ne­go, ma­łe­go i śmiesz­ne­go.

Nie wy­trzy­mał, teraz on, ze wsty­dem i gnie­wem spa­lo­ny. Kop­nął owo­cem gra­na­tu, roz­ju­szo­ny i nagi wy­biegł z kom­na­ty na­pa­lo­ny. Choć chuć w nim było czuć i goły był on, to jego ma­łe­go widać, wśród ło­no­we­go wło­sia, nie było.

Tak prze­biegł po­to­mek króla (trze­ci z trzech; naj­młod­szy) przez pałac cały. Wzbu­dzał ka­no­na­dy roz­ba­wie­nia wszę­dzie tam, gdzie się ob­na­żył. Wy­strza­ły śmie­chu zna­czy­ły jego drogę, salwa za salwą, sala za salą, kom­na­ta za ko­ry­ta­rzem i ko­ry­tarz za kom­na­tą.

Wpadł do sali tro­no­wej i za ojcowskim tronem się scho­wał.

Król, naraz usły­szaw­szy jak mu syna po­hań­bio­no, kazał stra­że ro­ze­słać, tak ka­rząc:

– Ściąć wszyst­kich, co sza­cun­ku nie oka­za­li sy­no­wi mo­je­mu, a księ­ciu swo­je­mu, Uśmie­cho­wi! I na pal każ­de­go nik­czem­ni­ka głowę, na pa­li­sa­dę, dla przy­kła­du, żeby innym nie było śmie­chu!

– Dzię­ki tato!

Król zwró­cił się do księ­cia z wagą w gło­sie:

– Wyjdź, pokaż z czym mamy do od­czy­nie­nia.

Syn ob­na­żył się przed ojcem.

– No nie­cie­ka­wie in­te­res wy­glą­da, zda się odzie­dzi­czy­łeś po św. pa­mię­ci kró­lo­wej. – Król zro­bił pauzę na wes­tchnie­nie. – Stra­że! Wołać kur­ty­za­nę Mi­riam P. Cią­ga­ją­cą, naj­pięk­niej­szą z pięk­nych, byle nagą i z za­wią­za­ny­mi gał­ka­mi oczny­mi!

– TATO! ALE PO CO – za­kap­slo­czył, ob­ru­szo­ny syn.

Tedy oj­ciec mu wy­tłu­ma­czy­li, jak dur­ne­mu na dru­tach, tak skon­klu­do­waw­szy:

– Są dwa ro­dza­je frędz­li. Jeden jest frę­dzel po­ka­zo­wy, co cały czas swą oka­za­łość pre­zen­tu­je, czy leży – czy stoi – czy szcza. Ale, teraz uwa­żaj – spoj­rzał groź­nie marsz­cząc oko – ty, jak po­dej­rze­wam, masz ten drugi, frę­dzel-nie­spo­dzian­kę. Po­ka­żę ci naj­pięk­niej­szą z mych la­dacz­nic. Pło­mień ona w tobie wznie­ci i frę­dzel ci wy­sko­czy, z two­je­go buszu na kur­ty­zan­kę, jak-wilk-z-krza­ków-na-czer­wo­ne­go-kap­tur­ka kur­wa-je­go-mać.

Uśmiech Wy­słu­chał.

Uśmiech Prze­two­rzył.

Uśmiech Zro­zu­miał.

Wtem, z nagła, przy­wie­dli za­śle­pio­ną pa­nien­kę, a pikna ci ona była, że kru­ca-fuck, o tak:

 

Pier­si pod układ… …dłoni pro­fi­lo­wa­ne.

Dzor­dzr­mopr krft­mu, y;idxvxrm [pfh­txre­smr/

Sie­dze­nie jędr­nym tłusz­czem pod­grze­wa­ne.

Po­licz­ki ogni­ście przy­pu­dro­wa­ne.

Brwi i wąsy wy­re­gu­lo­wa­ne.

Włosy na gło­wie,

i pod pa­cha­mi

w kitki

upię-

-te,

a

 

mię­dzy no­ga­mi w war­kocz sple­cio­ne.

No cudo, cudo urze­czo­ne!

 

Cze­ka­li chwil kilka.

I prze­dłu­ża­ły się te chwi­le nie­po­mier­nie. Kró­lo­wi sta­nął frędzel, choć już le­ci­wy był i stary i pomarszczony cały, ni­czym maszt okrę­tu. A u Uśmie­cha nic.

Z nagła, coś nagle drgnę­ło, tak jakby, choć król nie był pe­wien, bo wzrok już miał nie­ostry.

– To już, masz elek­cję?

– No już…

– BU­EHEHE­HU­HEU­HEUE!!!!!1!! – król pier­dol­nął ze śmie­chu na po­sadz­kę z tronu. Nie wy­trzy­mał.

– No weź się! Tato!

– ihi­hih-Uhu­hu-ho­ho!

*Chlip!* *Chlip!* – król pła­czem się ze śmie­chu za­niósł. I przez łzy w oczach wy­ce­dził:

– Każ­cie mnie naraz, teraz, zaraz, bo żem sam sobie, swego, swo­je­go syna po­hań­bił, hłe-hłe! I szyb­ko daj­cie mi tu uuu-fiu-fiu pier­wo­rod­ne­go, pierw­sze­go, star­sze­go, bę­dzie ko­ro­na­cja!

 

Umarł król, niech żyje król

 

Uradowany Min­e­tus (pierw­szy z trzech; pier­wo­rod­ny, o żabim języku), przy­był pręd­ko do sali tro­no­wej w to­wa­rzy­stwie skry­by i skarb­ni­ka.

Skarb­nik jako, że dbał o in­te­res, a aku­rat rękę bawił mo­ne­tą, ową mo­ne­tą za­krył in­te­res księ­cia Uśmie­cha.

I tak się po­dzia­ło wedle jed­nej z wer­sji:

Skry­ba za­pi­sał:

 

Dnia pań­skie­go (nie­czy­tel­na data) od­by­ła się pra­wo­wi­ta ko­ro­na­cja księ­cia Mi­ne­tu­sa (nie­czyt.) syna króla (nie­czyt.) pana i wład­cy na całą Fa­lo­nię.

Na świad­ków na­ocz­nych po­wzię­to:

kur­ty­za­nę za­śle­pio­ną – Mi­riam P. Cią­ga­ją­cą

księ­cia Mi­ne­tu­sa (nie­czyt.) – bo mu­siał być obec­ny przy swo­jej ko­ro­na­cji

króla (nie­czyt.) – też jw. swo­jej → syna (ale mu­siał też umrzeć, żeby ko­ro­nę prze­ka­zać bo się ją otrzy­my­wa­ło do­zgon­nie, ale i tak mu­siał zgi­nąć bo syna trze­cie­go z trzech po­hań­bił)

księ­cia Uśmie­cha (nie­czyt.)

księ­cia Gry­ma­sa (nie­czyt.) – tylko po­ło­wicz­nie, gdyż przy­był na koniu w po­ło­wie ce­re­mo­nii

skarb­ni­ka (nie­czyt.)

skry­bę (nie­czyt.) – który to ja ów ma­nu­skrypt spi­sa­łem

straż­ni­ków – (nie­istot­ni)

kata – co by kacią zro­bił ro­bo­tę

 

A, gdy kat stał już nad kró­lem, król prze­ka­zał księ­cio­wi Mi­ne­tu­so­wi ko­ro­nę, wy­po­wia­da­jąc takie słowa:

– Słu­chaj co mam ci do wy­po­wie­dze­nia, al­bo­wiem mam sporo, bo urząd króla zo­bo­wią­zu­je. Za­cznę od tego, że mia­nu­ję cię kró­lem, syn…

*łebek* – wyrwało się Minetusowi.

Kat, dźwięk jako znak od Minetusa poczytał i głowę króla ściął, i dobrze, bo już wszy­scy za­czę­li zie­wać. Bo nikt nie lubił dłu­gich urzę­do­wych prze­mó­wień, ani tym bar­dziej dłu­gich po­że­gnań, bo były do­łu­ją­ce.

 

Kam­bra­cia

 

Król nowo­mia­no­wa­ny, chciał ucztę na cześć nagle przy­by­łe­go brata wy­pra­wiać. Lecz ten mu prze­rwał:

– Bra­cie, królu mój, Mi­ne­tu­sie! Żyj sto lat! – skan­do­wał Gry­mas. – Acz z proś­bą do cie­bie przy­by­wam. Wi­dzisz pro­blem mam i na wy­pra­wę wy­ru­szam, ze swoim frędz­lem za dużym, lecz po­trze­bu­ję mę­żów-to­wa­rzy­szy, co mi po­nio­są, pomoc! Ubić trze­ba smo­czą kró­lo­wą!

– Ach tak! Zatem w koń uderz­my, w drogę! – Od­parł król, po czym dodał – wy­rusz i ty z nami, bra­cie Uśmie­chu, może od mę­skich przy­gód zmęż­nie­jesz.

Uśmiech na pro­po­zy­cję przy­stał ocho­czo, chcąc swą hańbę zma­zać. Wie­dział, że jeśli tego nie zrobi, to życia w zamku nie zazna, po ką­tach wy­śmie­wa­ny.

Tak trzech kam­bra­ci na epic­ką wy­ru­szy­ło przy­go­dę.

Mi­ne­tus, Gry­mas i Uśmiech – od naj­star­sze­go do naj­młod­sze­go.

Gry­mas, Mi­ne­tus i Uśmiech – od przy­ro­dze­nia naj­więk­sze­go.

Mi­ne­tus, Gry­mas i Uśmiech – od naj­istot­niej­sze­go do naj­nie­istot­niej­sze­go.

 

***

 

Wy­ru­szy­ło dwóch mężów i ksią­żę Uśmiech na go­ści­niec sze­ro­ki, jesz­cze tego sa­me­go po­po­łu­dnia.

 

go­ści­niec

 

W koń przemierzali gościniec, w kierunku Smogowej góry. Podziwiali krajobrazy stepów akermańskich. I tak ich niczym niezmąconą podróż, wypełnioną podziwianiem krajobrazów, nagle zmącił atak barczystych bandytów.

Kiedy tylko podróżnicy, ze stepu akermańskiego wjechali do lasu, dębem stojącego, naraz napadli ich, zasadzeni na skraju tegoż, lasu zbóje.

Pięciu ich było, a jeden szerszy od drugiego. Ogromne mieli miecze i ciężkie, dwóipółręczne.

Lecz nie wiedzieli, parszywce, że się wpakowali na dwóch wojów dziel;nych i jednego niedzielnego, więc siły były wyrównane.

Minetus szabli dobył krzywej i do boju się z konia zrzucił, a Grymas Uśmiecha dupę potężną tarczą osłaniał. I wtedy, nagle, naraz, jedno z ostrzy biorące udział w walce spadło na…

A widok ze skraju lasu roztaczał się piękny, na Smogową Górę, obecnie w cieniu burzowej chmury skrytą. I na niebieskiego przestwór oceanu wpłynęło ptactwo dzikie. Dzikie kaczki, dzikie gęsi, dzikie wróble, dzikie wrony, dzikie surykatki i dzikie bociany. I na skraju lasu dzikie dziki buszowały, warchlaki, dzikich szukając trufli pośród ściółki. Przy trakcie zaś trawa rosła bujna, gęsto zroszona krwią zbójców, co ich kambracia jeden z drugim, a trzeci mniej usiekli.

I ruszyli w dalszą drogę, wciąż we trzech, do pobliskiej osady, co tuż za lasem, po drodze na górę, się osadziła. Tam, w osadzie, zamiarowali bowiem przewodnika górę znającego w karczmie poszukać i na targu ekwipunek stosowny nabyć, drogą kupna.

 

Karcz­ma I – szpak

 

Konie zostawili w stajni.

Jeden z mężów doszedł pierwszy.

Dwaj pozostali zaś zaszli, tuż po nim.

Weszli do karczmy, co się pisała "Gworna karczma K'Onana", by zjeść do syta i zaciągnąć języka. Sam karczmarz wąsaty, we własnej osobie ich powitał, a jeszcze przed nim, powitała ich specyficzna klimatyzacja lokalu, gdyż wewnątrz było gworno i porno, a po nozdrzach udeżył mężów intensywny zapach zupy cebulowej i lubrykantu.

Takem kucharz i karczmarz w jednym, rąk im podał, bo miał zajęte miskami z zupą gorącą, parującymi.

– Trzy razy zupę prosimy!

Uśmiechnął się K'Onan, właściciel przybytku i spojrzał dziwnie:

– Zaraz poleję, a z wkładką ma być?

– O tak, byle gęsta była!

Natenczas siedzący dotąd w kącie sali, tajemniczy jegomość w płaszczu z nosem szpakowatym, długim i czarnym, poruszył się niespokojnie na widok nowoprzybyłych.

Minetus wzrokiem swym zaostrzonym, oczy mając wyłupiaste, obserwatorem będąc wprawnym, owe poruszenie w mig dostrzegł. W żabiego oka mgnienie, naraz, się przy tajemniczym jegomościu znalazł, pomiędzy jego plecami a ścianą i nóż długi mu do szyi przywarł.

W ślad za Minetusem, do stolika nieznajomego przypląsali Uśmiech i Grymas. Bracia Minetusa spojrzeniami splądrowali całą tę scenę dramatyczną, w szczególności nóż do szyi przywarły i nos szpakowaty.

– Kimże ten waść wraży? – spytał Uśmiech.

– Kimże jest!? – warknął gniewnie Grymas, krzywiąc groźnie twarz.

Nieznajomy zląkł się grymasu Grymasa bardziej, niźli noża do szyi przywarł…

– Mówżę! – Minetus mocniej na nóż do szyi przywarły naparł.

– Szpiegiem jestem! Zwą mnie Szpakiem. Wiem-czego-szukacie-i-gdzie-to-znaleźć! – wyśpiewał jednym tchem, przez Minetusowe ostrze napierany.

– Jak to tak? – Uśmiech podrapał łepetynę.

– Wieści szybko się po szlaku niosą, ludzie gdakają – wyznał Szpak.

– Niech to szlak! – zaklął Minetus. – Żeby się tak kury niosły…

– Kapuj co wiesz! – Grymas złowrogo wąsami poruszył.

– Wyznam wam i owszem, nakapuję, bo taki mój zawód, że szpieguję, lecz zapłaty oczekujem – rymnął Szpak koślawo.

– Choćby i w złocie! Tylko gadaj! – grymasem, Grymas…

– Drag Queen w grocie, na Smogowej Górze, co ją miejscowi zwą po krótce Rectum, znajdziecie. Poprowadzę.

Kambracia naradzili się pokrótce i propozycję przyjęli.

– Czegóż chcesz w zamain?!

– Pas twój panie, bo piękny niesłychanie.

I tak targu dobili, Szpak przywdział pas obszyty kutasami, Minetusowi zaś doradził w te słowa:

 

Karczma II – heilwąsik

 

Królowi młodemu trzeba przebrania, coby zbójcy na szlaku nie napadli. Sugeruję incognito ergo sum, znaczy się z wąsami.

– Czyńwaść przebranie.

Szpak doczepił do żabiej Minetusa twarzy wąsik, jednak nie tak sumiasty, jak zapowiadał, a ledwie małą kępkę pod nosem:

– I sugeruję przybrać kryptonim. – Ocenił szpiegowskim okiem. – Adolfo, wypisz wymaluj. – Szpieg przylizał królewską grzywkę na bok.

Z nagła naszedł ich K'Onan z trzema miskami zupy, po jednej w każdej ręce.

– A gdzie się podział ten taki, co jak ropucha wyglądał? – spytał skonsternowany.

Miski wylądowały na stole. Zupa rzeczywiście była gęsta i z wkładką, nie jakaś tam polewka. Po wierzchu nawet pływała śmietana.

Szpak nachylil się Minetusowi-Adolfo do ucha:

– Zabraniam jeść tej zupy – wyszeptał. – K'Onan skrótowiec od Kompulsywny Onan. On jedną ręką gotuje a drugą po pantalonach buszuje, się onanuje…

Szpieg ułożył dłoń w pięść, a pięść w charakterystyczny gest i tym gestem uderzał w drugą, otwartą dłoń, obrazując dźwięk.

*fap* *fap* *fap*

Adolfo i Szpako spojrzeli z niesmakiem na Uśmiecha, akuratnie nabierającego śmietanę na palec a następnie wkładającego palec ów do ust. Uiech mlaszcząc wymemłał:

– AleDoblaSmotana… – *mełm* *mełm*

– Jaki mamy dziś dzień!? – wypalił jak z lugera pseudo Adolfo.

– Piątek ?. – ni to spytał, ni odpowiedział Grymas, zdziwiony na twarzy i brwiach.

– Post! Dzisiaj o chlebie i wodzie żyjemy mężowie mili! Porzućcie sztućce i zupę czym prędzej! Gazu chłopaki, po drodze widziałem piekarnie to pewnie i piec dobry mają, a jak piec to i komin, a dym z komina leciał więc chleb ciepły! Gazu, gazu, gazu dajcie, dalej, DO PIECA! – ryczał Adolfo-Minetus.

– Ale zapłacone… – protestował Uśmiech oblizując się zamaszyście.

Złapał go Minetus-Adolfo-król za habity i popędził do wyjścia:

– Reszty nie trzeba! – krzyknął w tył.

Karczmarz bardzo ucieszył się z napiwku a ręka jego powędrowała do kieszeni w spodniach, w której miał dziurę.

Kambracia wraz ze szpiegiem opuścili przybytek, odprowadzani przytłumionym przez materiał dźwiękiem *fab* *fab* *fab*.

 

Zło­rze­cze­nie

 

Z pełnymi brzuchami, chleba pojadłszy z pieca gorącego, udali się na targ.

Szemrało towarzystwo kupców obdartusów za ich plecami, gdy ich mijali kambracia, zapewne wyczuwając sakiewki złota pełne.

– Szemrane to towarzystwo – zauważył bystro Grymas.

– A gdzie tam, najlepsi, najznakomitsi kupcy w tej części Falonii – zapewniał Szpak. Tanio solidni, godni zafajdania! O, tu u tego maga kupcie zwój magiczny z zaklęciem zapisanym – i tak zrobili; Oo, tam zakupcie słomiane kaftany bo ciepłe – i zakupili i przywdziali; Ooo, a tam dalej to szaman wam pobłogosławi w złorzeczu! – wskazał leżącego dupą w żółtej kałuży obdartusa.

I czynili zakupy mężowie i Uśmiech tak, jak im szpieg doradzał, przecież, w końcu Szpak na ludziach znał się jak nikt szpiegiem będąc i widac było, że nos ma do interesów i oko, bo się na nich gapił jak kupowali, jak sroka w gnat!

Na koniec Grymas kopniakiem, kopniakiem i jeszcze trzecim kopniakiem z buta szamana obdartusa obudził.

'Whatthehell?' homeless man asked.

– On wam w złorzeczu pozłorzeczy ]:-> – uśmiechnął się szpieg diabelsko.

– To ja przetłumaczę, jako że na językiem robocie się znam – zadeklarował Adolfo-król.

– Pozłorzecz panom! – nakazał Szpak, monety w oko brązowe kloszardowi rzucając.

Tako kloszard złorzeczył a Adolfo-Minetus-król tłumaczył:

‘Your cruel death will come soon, your place in HELL awaAaits and your soul will cry and be damend foreveah!!’ yelled the dirty slob.

– Ty królem zostałeś niedawno, twój pałac na Helu czeka i będziesz rządzić na zawsze!!; zawył obdarty szaman – przetłumaczył Minetus – to o mnie.

– A co z nami? – spytał Uśmiech.

‘You fools, be tricked by the queen and fail in your jurney, yes, YES!’ dirty slob sat on the ground and sniffed his own feet ‘I smell disaster and disgreace.’

– Będziecie fajni i trikami pokonacie królową i fajna będzie podróż; Obdarty szaman pobłogosławi ziemię swoją stopą; On wyczuwa chwałę i dzielność.

‘Leave me now, go away! Mothafokas!’

– Ja zostanę, wy ruszajcie! Młodefoki!

– Młode foki? – zdziwił się książę Grymas, wyczuwając coś podejrzanego, czując zbliżające się niebezpieczeństwo. Miał przeczucie. Czuł to na licu, swędział go grymas na twarzy, a to zwiastowało tylko jedno – nadchodzące, podejrzane niebezpieczeństwo.

 

Pod górkę

 

Panowie, na Smogową Górę, dotarli bez przygód, wynudzeni jak mopsy. To znaczy, Minetus jako jedyny rozrywkę sobie znalazł i lapał much językiem, za co mu byly konie wdzięczne, bo im mniej dokuczały.

Tak ich szpieg poprowadził, że na około po trzykroć górę obeszli, ale gdy się już bracia umęczyli, to w trzymiga znaleźli grotę smoczycy rzyć moszczącą.

I doń wleźli.

A, że się nader ciasna okazała i zdradziecka, i odchodami woniejąca, to tak Uśmiech urągał, w łeb się palnąwszy:

– Psu na budę taka grota, a nie na smoczą rzyć! I daje tu jak z rzyci! Defekacją! NAPRAWDĘ!!! – wykrzyczał.

– Kiełbasą raczej – ni to stwierdził, ni do siebie sapnął Grymas.

– Arrr! Cichaj głupiś, jak smoczyca magiczna to i postać może ludzką przybrać – naraz zganił Minetus brata i nakazał cichszą mówić mową. I dalej opowiedział jak to razu pewnego, za panowania jego ojca, na dworze gościł białogłowy gromiciel nieludzi, na krótko przed tym jak zmarł…

 

Drag queen

 

Drogę w głąb, w dupę ciemnej jaskini, aż do leża smoczycy, w ciszy się skradając przemierzyli. Szczęście, że wcześniej kupili pochodnie, bo byliby się pogubili w tej krętej jak jelita grocie. Tylko szpieg jakoś tak coraz pewniej stąpał i idąc zaczął kołysać biodrami:

– Co się tak na boki rzycią telepiesz?

– Tak się skradają Asasyni.

– … .

A gdy do leża dotarli, dziwy tam zastali.

Wszędzie do koła leżały szczątki magicznych kolorowych kucyków, a leże mieściło się przy magicznie zamarzniętym jeziorze, z którego ktoś wykroił sporo lodowych brył.

– Ocho! Kuce robiły smoczycy lody! – zabłysnął Uśmiech.

– Głupiś! – zrugał go brat i król i Adolfo w jednym.

– Wcale nie taki głupi… – wyrzekł szpieg i to wyrzekłszy, przemienił się w swoją postać prawdziwą.

– Zwabiła nas tu gadzina! Pod postacią szpiega nas zwodziła! Zginiemyyyy – zawył Uśmiech bo był niedzielny.

Grymas zlustrował smoczą królową, co jeszcze przed chwilą udawała szpiega Szpaka.

Włosy czarne, oczy czarne, broda czarna, rzęsy czarne, wąsy czarne, brwi czarne – niby wszystko było na swoim miejscu i figura niczego sobie.

Tylko piersi jakoś słabo się odznaczały.

Coś było nie w porządku, lampił się Grymas i gały trzeszczył.

Minetus nóż długi z pochwy wyjął i zaszarżował i ciął zamaszyście. I nic, nóż ześlizgnął się po gadzie, rozdzierając jedynie koszulkę.

Tedy Grymas przyjrzał sie spodniom dragonicy i już wiedział. Tam w kroczu, odznaczał się…

– Ha, jam jest Legendarna Konczita Kiełbasiana! – zdarła z siebie łachy drag queen i ujrzeli jej ciało nagie pokryte drobną smoczą łuską. I poczuli mężowie zapach kiełbasy.

– Ha, a ja nie jestem Adolfo, tylko król Minetus! – krzyknął, włosy zmierzwił i wąsik zerwał.

– Ha, wiedziałam! HaHaHaHaHA! – zarżała smoczyca.

Minetus jednak się nie poddawał, szablą naparzał i pałaszem pałaszował i wszystko na nic. Na łusce smoczej, po stokroć od rybiej mocniejszej, uderzenia nie robiły wrażenia.

Wtem, z nagła, Konczita opluła króla kiełbasianym kwasem, ze swej kiełbasy. Szczęściem w Minetusie płynęła domieszka królewskiej żabiej krwi, toteż częściowo był kwasoodporny i kwas go nie zabił, ale sparaliżował.

Pochyliła się gadzina nad królem by dzieła okrutnego dokończyć i go ukatrupić na śmierć, ale wtedy…

Wtedy Uśmiech, jak to on, bezużyteczny w kącie siedział i się kiwał, ale…

Wtedy Grymas spojrzał w górę a tam na skalnej półce rosły róże. Spojrzał w dół a tam na ziemi rosły fiołki. Spojrzał przed siebie i ujrzał obnarzoną, wypiętą rzyć smoczycy, jedyną część ciała łuską nieosłoniętą. Spodnie z dupy swej Grymas zerwał, i frędzla swego potężnego oburącz pochwycił i zaszarżował i smoczycę frędzlem wydrylował.

– AJJ! – zawyła Konczita! – Od dupy strony atakują, od tylca! Czy to się aby godzi!?

Lecz Grymas był bezlitosny. Piętę Anusową smoczycy odnalazł i wykorzystał z gracją. Frędzlem po korzeń zanurzonym, począł młynki wywijać. A na frędzel nadziana kręciła się Konczita.

 

Na górze róże,

Na dole fiołki,

A ty dupą kręcisz,

Na mym frędzlu fikołki.

 

Jakby tego było mało, Grymas sięgnął ręka do pleców i wyjął zwój magiczny na targu zakupiony. Pochodnią sobie przyświecił i zaklęcie odczytał:

– Spermatogeneza!

Najpierw spuchły mu jajcoki do rozmiaru dorodnego arbuza – każde.

Potem napuchł mu frędzel, że ledwo ból wytrzymał.

A potem to już wystrzelił.

I zalał Konczitę od środka, i piło smoczycy ciało i piło i puchło.

I puchła i piła smoczyca, nawet piersi Konczity napuchły i sikła z nich ciecz biała.

I piło smoczycy ciało, i piło i puchło, aż wybuchło.

I wszystko na biało się przemalowało, zabryzgało, zeżygało.

Szczęściem zalkęcie wątłej było jakości i biały płyn jądrowy znikł nagle.

Na placu boju ostał się Grymas, a do frędzla jego, jelito magicznie, magicznie nietknięte się przyczepiło i frędzla okondomiło.

Pozbierali, co cenniejsze szczątki smoczycy i włosy magicznych kucyków do wora.

– Tośmy się obłowili. Choć ja jako król, to w sumie mi to zwisa.

– He! Mi Raźno będzie wrócić i księżnę zbałamucić. Tylko Uśmiech nie zmężniał…

– Może się jeszcze kiedyś nadaży okazja.

Ruszyli do wyjścia. I będąc prawie u wyziewu z jaskini zasłyszeli.

*fap* *fap* *fap*

Dźwięk ten znajomy dochodził zza skały, więc gdy wyskoczył na nich K'Onan, do walki byli gotowi.

Niepotrzebnie.

Biedak nie zauważył, że się kompulsywnie onanował i w pantalonach co miały rękę się zaplątał.

*Bęc*

Bęcnął przed nimi płasko na podłoże kamienne, niby pokłonem im cześć oddając.

– Dobij go, a może zmężniejesz – rzucił Minetus do Uśmiecha nóż długi.

Już chciał go Uśmiech dobić, by zmężnieć, nawet strach przełamał i podszedł, a K'Onan sam już dogorywał, bo się na własny miecz nadział.

I usłyszeli ostatni podryg jego mięśni.

*fap*

I skonał.

Myśleli go pochować, ale na myśleniu się skończyło, bo się brzydzili go dotykać.

 

Okon­do­mio­ny

 

Owiani wódką i zionący sławą powrócili dnia trzeciego z rana o dwunastej.

Chwiejny był ich wzrok i nieostry krok. Mordy mieli bełkotliwe i mowę zapijaczoną. Frędzle czerwone a nosy oklapłe.

Staneli na wzniesieniu, u podnóża którego stała parterowa chata Grymasa.

A jak szczali ze szczytu, to trzymali się za ręce, coby nie spaść w dół.

Karolina wypatrywała z najwyższego okna, jakie mieli w izbie przyjęć, tej co się gości przyjmuje, powrotu męża. Oślepił ja refluks słońca, od okondomionego frędzla Grymasa odbity. I już wiedziała, że wyprawa się udała. Coby znak dać mężowi, że gotowa, cyckonosz rozodziała i piersiami do okna przywarła.

Ujrzał to Grymas, wyciągnął flaszkę z pachy i pociągnął łyk solidny na odwagę.

*GULP*

Zerknął na zegarek: 12:04

– BIJ, BAŁAMUĆ!!! – ryknął i zaszarżował na chatę. A bracia poturlali się w ślad za nim.

O dwunastej minut siedem, podjął Grymas próbę współżycia z pionowym uśmiechem Karoliny.

 

♡♡♡

 

12:08

– Ała! – Księżna krzyczała. – Za wielka jest twoja pała! – Usiadła w kącie, obok Uśmiecha i chlipała.

*chlip* *chlip*

– Doradźcie bracia, cóż czynić? – Grymas klapnął na fotel zrezygnowany.

– Po radę udać zda się. – Minetus łypał żabim okiem na nagą Karolinę i długim jęzorem dłubał sobie w nosie ze smakiem.

– Do kogo? Wieszcza przepowiednia spełniona, a księżna dalej nie zbałamucona!

– Do mędrca prawdziwego, każdy wie, że jak po radę to do pustelnika.

 

Od­wrot­ny

 

Od razu jak po­wzię­li, tak po­częli. Trzech mężów na pu­sty­nię, do oazy pu­stel­ni­ka przy­by­ło, gdzie na wstę­pie po­wi­tał ich wi­tacz.

Konno mur prze­by­li bramą ozdo­bio­ny. Wiel­błą­dzi ode­brał od nich lejce, dzi­wiąc się nieco, że pu­sty­nię konno prze­mie­rza­li.

Dalej wrota kam­bra­ciom otwo­rzył od­wrot­ny. Od­wrot­ny, gdy go we wro­tach mi­ja­li, tak im wy­szep­tał:

– Raz wkro­czy­cie, a nie bę­dzie od­wro­tu.

– A jakem byśmy wierz­chem wje­cha­li? –Jeden z księ­ży ob­rzu­cił od­wrot­ne­go sro­gim gry­ma­sem.

– To by nie było od­jaz­do­wo! – szep­nął. – A tak może bę­dzie, bo w tym roku ziele ob­ro­dzi­ło!

– My nie po zioła a po radę – spro­sto­wał król Mi­ne­tus, jedną osan­da­lo­ną stopą już w pu­stel­ni, wciąż z pseu­do Adol­fim wąsem na twa­rzy, a drugą, osma­lo­ną od słoń­ca stopą, jesz­cze na ze­wnątrz. Czuł, że jak tak dalej pój­dzie i kon­wer­sa­cja się roz­wi­nie to mu się stopy, i w ogóle pół ciała, nie­rów­no­mier­nie opali.

– Jak po radę to od­ra­dzam…

– A chrza­nię, co mi od­wrot­ny od­ra­dza – wciął się Uśmiech, sto­ją­cy jesz­cze cał­kiem na słoń­cu i spra­gnio­ny nie­la­da. – Wcho­dzę! – Po­pchnął braci i we­szli.

Od­san­da­li, ode­brał od nich san­da­ły tuż za pro­giem, twier­dząc, że w tym domu boso się cha­dza. Odo­dzie­nio­wy-wierzch­ni ich roz­dział. Tylko, od­pa­ra­sol­ko­wy, jakiś taki za­schnię­ty sie­dział na krze­śle i się nie ru­szał, zu­peł­nie jak ba­obab, zda­wał się bez życia, w środ­ku jakby pusty.

Resz­tę nie­wol­ni­ków od­pę­dzi­li sza­bla­mi młyn­ki krę­cąc.

Tylko ka­rzeł się ostał, bo za wy­so­ko ma­cha­li i ich przy­wi­tał:

– Radym gości witać, przed­staw­cie się ino i już was w te za­pę­dy do au­dien­cyj­nej sali pro­wa­dzę i was pu­stel­ni­ko­wi za­po­wiem. – Ukło­nił się nisko, nosem za­ha­cza­jąc o osma­lo­ną stopę króla.

– Jam jest mężny Mi­ne­tus, król na Fa­lo­nię – po­wie­dział za­ha­czo­ny i ze­rwał wąs ka­mu­fla­żo­wy, uka­zu­jąc usta swoje ża­bio­po­dob­ne i oczy wy­płu­pia­ste, co je do tej pory wąs za­kry­wał.

– Jam jest mężny ksią­żę Gry­mas, co drag queen Kon­czi­tę ubił. – Gry­ma­so­wi, na lico wy­pły­nął try­um­fal­ny gry­mas.

– Jam jest ksią­żę Uśmiech, ra­czej mało znany. – Przed­sta­wił się i trze­ci, przez wielu po­mi­ja­ny.

– No pod­nieś się z ukło­nu i przed­staw i ty – za­rzą­dził Mi­ne­tus.

Ka­rzeł wpierw nie­pew­nie, na­stęp­nie nie­uf­nie, dalej nieco śmie­lej się wy­pro­sto­wał. I zri­po­sto­wał:

– A jam jest Zwia­stun i was pu­stel­ni­ko­wi za­po­wiem, pa­no­wie.

Krót­kie miał rącz­ki i krót­kie miał nóżki, a tak nimi prze­bie­rał, że do sali Au­dien­cyj­nej do­tar­li kam­bra­cia cali zma­cha­ni. Ka­rzeł wśli­zgnął się do środ­ka przez małe przej­ście wy­cię­te u dołu drzwi.

Do­pa­dli bra­cia do drzwi tychże i pod­słu­chi­wa­li:

– Sir pu­stel­ni­ku, go­ście z ko­nia­mi na­gi­mi przy­by­li. Dwóch mężów i trze­ci.

– A ten trze­ci co? Nie mąż?

– Eu­nuch chyba jaki, bo głos ma pi­skli­wy, ja bym od­ra­dzał tego przyj­mo­wać.

– Ka­strat mi nie groź­ny, proś panów.

Pod na­po­rem pod­słu­chi­wa­czy, drzwi źle za­mknię­te się otwo­rzy­ły. Wpa­dli kam­bra­cia do sali, jeden z dru­gim (i trze­cim), się po­przew­ra­ca­li.

Pu­stel­nik skon­ster­no­wa­ny za­pro­sił ich aby usie­dli na ka­na­pie na zy­dlach, sam zaś zajął miej­sce pod biur­kiem.

Zasadzili się, oto­cze­ni dziw­ny­mi urzą­dze­nia­mi, któ­rym nie mogli się na­dzi­wić.

– To nowy wynalazek coboldzich inżynierów, znać trzeba, że lepsze są gnomów i goblinów, bo wymyśliły te oto – omiótł pomieszczenie szerokim gestem – kamkordery, ale nimi nie przejmujcie się wcale, opowiedzcie, w czym rzeczy leży?

 

Rad pustelnik; Smokomici i Smokonistki

 

Raźno opowiedzieli o problemie Grymasa i całą historię ze szczegółami, fragmentami nawet na sobie demonstrując. Szczególnie po dwukroć musieli powtarzać inscenizację pogładzenia smoczej królowej. Na sam koniec Pustelnik nakazał, pokazać sobie kondoma magicznego z bliska.

– Poradzę wam, mości mężowie i Uśmiechu, ale po pierwsze prima, papier podpiszecie, że się praw autorskich do tej historii zrzekacie, iżbym mógł ją spisać i opublikować.

– Zgoda

– Zgoda

– Zgoda

Odrzekli chórem.

Po drugie, prima, zachowam sobie movies z kamkorderów, i prawa do tych movies też mi o tu – wskazał palcem – tutaj dokładnie podpiszecie.

– Okay

– Okay

– Okay

Zgodzili się.

– Panowie, nawet sobie sprawy nie zdajcie, jakiż precedens tworzycie, to będzie pierwszy, udokumentowany przypadek współrzycia, typu frędzel-rzyć. Współżycie Anusowe! I to ze smoczycą! – podniecił się Pustelnik nieco.

Jak już widać, historię pustelnik spisał. A nagrania nie wiadomo do jakich wrzucił sieci, szpiegowskich czy rybackich siatek, ale wiadomo, że składanie podpisów to historyczna była chwila.

Zainspirowany historią, pustelnik odkrył nowy fetysz i w późniejszym czasie utworzył dwa kluby, coby zyski czerpać ze składek klubowych. Dla panów, klub Smokomitów – smokolubnych sodomitów, dla pań zaś Smokonistek – smokolubnych hedonistek.

Wracając do historii:

Takoż, podpisy otrzymawszy, pustelnik im poradził:

– Takoż wam radzę, że do ko­bie­ty po­dejść trze­ba na­le­ży­cie, nim się po­dej­mie współ­ży­cie. Już ty­dzień wcze­śniej kom­ple­men­ty pra­wić na­le­ży. Że do­brze ubra­na, że jej suk­nia na dupie pięk­nie leży. Kwia­ty jej dawać co­dzien­nie, ale nie kupne, gdy­ście bo­ga­ci, tylko wła­sno­ręcz­nie na łące zde­ka­pi­to­wa­ne. Spro­wa­dzić jej trze­ba por­ce­la­ny, przez Fun­chiń­czy­ków ta­jem­nym sys­te­mem wy­twa­rza­nej. I cze­ko­la­dy jej dać dla osło­dy, naj­le­piej z Nig­g­dzie­lą­du. A żeby była skor­niej­sza, to wina, ale, aby z siar­ką wprost od Po­lań­skich ple­mion. A, a! a tegoż wie­czo­ra, co by do aktu miało dojść po­jed­na­nia… – tu pu­stel­nik po­czy­nił pierw­szą pauzę od­de­cho­wą i skie­ro­wał się wprost do Gry­ma­sa – …zapal świe­ce, cie­płe podaj wino i naj­samw­pierw puść Mi­ne­tu­sa co by grunt urzyź­nił. Gdy gleba od­po­wied­nio zwil­got­nie­je, tedy ty, Gry­ma­sie, dżdżow­ni­cę swą okon­do­mio­ną wkła­daj, niech glebę prze­żre, acz łap­czy­wie niech nie kąsa. Jeśli księż­nej na lico, gry­mas bólu i stra­chu wy­pły­nie przy de­flu­ory­za­cji, z od­sie­czą niech ksią­żę Uśmiech po­śpie­szy. Jak się ob­na­ży, księż­ną śmiech znie­czu­li, a może się i Ka­ro­li­na nad Uśmie­chem po­li­tu­je i ręką co­nie­co wy­pu­cu­je. Dalej, to już Gry­ma­sie, jak to jedna ka­pe­la w zło­rze­czu śpie­wa "One more time" i "har­der, bet­ter, fa­ster, stron­ger". Od ma­gicz­ne­go kon­do­mu mocy, frę­dzel twój do końca wsko­czy, cały się po­mie­ści i va­gi­na­lis wy­pie­ści.

 

(za)Koniec(zenie)

 

Kiepska rada pustelnika nie była.

Oneg­daj­ne­go wie­czo­ru tam­te­go, Ka­ro­li­na krzy­cza­ła całą sobą długo i to już po sto­sun­ku, a spra­wił to frę­dzel, w ku­ta­sy fi­ran­ki ob­tar­ty.

Do­brze ci radzę ko­le­go, nie rób przy żonie, cze­goś ta­kie­go. Chyba, że na złość chcesz zro­bić ja­kiejś… ko­bia­cie, lecz uwa­żaj, bo się może po­skar­żyć tacie.

Karolina żyła odtąd ciesząc się długim Grymasa szczęściem.

Minetus rządził i panował, a że się na tym nie znał, to z pustelnika doradcę sobie uczynił. I orgiogarchię w Falonii wprowadzili.

Uśmiech, jako że stał się tak nieistotny, że dla innych wręcz niezauważalny, został królewskim szpiegiem, zmężniał też nieco, lecz bez przesady.

Na koniec psikus od wujka pustelnika, co ową historię ku przestrodze spisał, któ­ren z panów, ostat­nie­go zda­nia na głos nie od­czy­ta, ten pro­fan i tro­glo­dy­ta:

 

Ja, we wła­snej oso­bie, grą wstęp­ną, zo­bo­wią­zu­ję się za­wsze i wszę­dzie, kon­sump­cję po­prze­dzać.

Koniec

Komentarze

Wrażliwości na słowo i wszystkiego, co jest dobre w moim pisaniu, nauczyła mnie Reg. Dziękuję:)*

Hahaha!

Hehe.

ha…

ee? Ale, że co hardkor :D?

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

No cóż, Mytrixie. Że ten… no, że…

Ech, w porównaniu z hrabią Aleksandrem Fredrą to tu mamy naprawdę do czynienia z grafomanią.

(Ciekawe, czy Twoja Mama to widziała).

Wrażliwości na słowo i wszystkiego, co jest dobre w moim pisaniu, nauczyła mnie Reg. Dziękuję:)*

Smokomitów? Eee, to może JA?! :D

Oczywiście, w zgodzie z przedmową, tekstu jeszcze nie przeczytałem, ale że to heroic fantasy, a nazwa jakże dumna… Zgłoszenie będzie z pewnością dobrym pomysłem, o! ;D

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Eee… a czemu mamusię mi tu mieszasz :D

tata ma konto na NF ale nie komentuje, a czyta chyba tylko drabble :D

Ale tzn. że tekst przeczytałeś (lub przezeń przebrnąłeś) i stwierdzasz, że hardkor?

Że naprawdę doczynienia z grafomanią to poczytuję za komplement najwyższej wagi!!!1

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Hrabio, nie pożałujesz! Zaraz wtem, dopiszę cię do listy!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dzięki!

Rymuje się z “sodomitów”, więc jak dla mnie brzmi dostatecznie apetycznie :3

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Proszę cię bardzo!

Na komentarz liczę obszerny (jeśli waść, do końca tekstu dotrwasz :D)

;>

 

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dotrwam! Ale czytanie, jak i komentarz, już jutro, do śniadanka!

Trochę znaków żeś waćpan naprodukował, ale Count śniada obficie, więc to akurat nie powinno stanowić problemu :)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Ja się mogę popisać do kolby samkonistek. Nawet jakieś oka o smakach popełniłam.

A teraz przy stepuję do lek tury.

Babska logika rządzi!

No, żeś spłodził test długi jako grymaśne przy rodzenie. Za cna gaf mania, niema co. Cale szczę ście, że ciem bryl z de klasyfikuje za ten z pędny znak. Ha!

Ostro jadziesz, cen sexu je szczę więc ej nisz u minie. ;-)

Babska logika rządzi!

Do pisał em Ciem.

No zte mi zna czkami tak em mi nie po niosło, a lej ak się bawi ć to się bawi ć.

Dzięki za wizę, a terra lecem do pracy!

 

edit: Hrabio, nie śmiałem nigdy wątpić w twoje śniadanie :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Ch..owe :P

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Och, kolejny komplement? Tylko jakiś taki lakoniczny. ;(

 

edit: Albo streściłeś jednym słowem opowiadanie na 30k znakow Bail :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Ja! Ja! Ja chce do klubu……… Chociaż czuję, że połażuję ;-\

A teraz do lektury!

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Jakby Vega kręcił fantasy, to tak by to wyglądało.

yes

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

A ja to normalnie jestem zgorszony tymże powyższym dziełem.

W ślad za Minetusem, do stolika nieznajomego przypląsali Uśmiech i Grymas. Bracia Minetusa spojrzeniami splądrowali całą tę scenę dramatyczną, w szczególności nóż do szyi przywarły i nos szpakowaty.

Miszczu pląsania i plądrowania! Ócz mnie!111!!!

A tak na poważnie – wciągnęło mnie. Jak na grafomianię i długość, czytałem z przyjemnością. Tylko porno za mało!!! (To się teraz Finkla onegdaj pozłorzeczy, bo ja u niej krytykancki byłem i jej zarzuty poczyniałem)

A zapisu do klubu żałuję. Więc się nie zawiodłem!

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Wyszło nader sodomicznie i organoleptycznie. Zarazem Uśmiech, jak i Grymas, lica hrabiowskiego podczas lektury nie spuszczały, a Mientusy miętosiłem zapamiętale i bez opamiętania, takie ciśnienie w tej opowieści było :) Chyba spółkowałeś z Olkiem Fredro podczas nowotworzenia tej legendy! ;)

Włosy między nogami w warkocz splecione – XD

Młode foki – XD

Okondomiony – XD

Odsandali – XD

Wiele innych – XD

Ogólnie, gry słowne – genialne.

I czynili zakupy mężowie i Uśmiech tak, jak im szpieg doradzał, przecież, w końcu Szpak na ludziach znał się jak nikt szpiegiem będąc i widac było, że nos ma do interesów i oko, bo się na nich gapił jak kupowali, jak sroka w gnat!

A tutaj literówka. Powinno być “jak szpak w gnat”, tak to się spowiada.

 

Cóż – grafomania zacna, taka jak być powinna. Grafomańska, a nie zmasakrowana ortograficznie i składniowo. Tylko czasem przeszkadzały wrzucone na siłę, bez wazelinki bądź choćby Mientusowej wydaliny błędy, jak na ten przykład – “udeżył”. Szczególnie, że znacznie trudniejsze słowa waść nieraz, niejednokrotnie i nielicho w zapomnieniu jakimś nienaturalistycznym dobrze zapisywał!

Ale poza tym klasa. Lepsze od wielu bibliotekowych opowiadań, więc od Counta “fap” jakości w anal się należy. A po zarobione primapunkty zgłoś się waść do odprimapunktowego :)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Skull – zapisałem Cię :D

Miszczu pląsania i plądrowania! Ócz mnie!111!!!

Nauki w ramach klubowych składek w gratisie :-)

A tak na poważnie – wciągnęło mnie. Jak na grafomianię i długość, czytałem z przyjemnością.

Taki był zamiar tej "dojrzałej" grafomanii :D

Cieszę się, żeś się waść nie zawiódł :D

 

Zalth – nie wiem kto to "Vega" ale jezdem zaszczydzony!

 

homar – otagowałem – ostrzegałem, więc dobrze ci tak :D

 

CountPrimagen – Hrabiowski znak jakości pieści moje włości!

Chyba spółkowałeś z Olkiem Fredro podczas nowotworzenia tej legendy! ;)

Nie potwierdzam, nie zaprzeczam, wiele skorzystałem z innych dzieł na fantastyka.pl, a także wzorowałem się na najlepszych z portalu :D np:

– w pewnym momencie król mowi jak pewne cyferki z opka Finkli

– "osandalona stopa" – to od Unfalla

– porcelana – funthesystem

– coboldy – cobold

– bitwa przerwana opisem przyrody – nie pamiętam już kto

itd.

 

Ogólnie, gry słowne – genialne.

Dzięki! Trochę czasu to zajęło :D

 

A tutaj literówka. Powinno być “jak szpak w gnat”, tak to się spowiada.

A rozważałem taką opcję!

 

Grafomańska, a nie zmasakrowana ortograficznie i składniowo.

Taki był zamiar, napisac coś "dojrzalego" :D I przy długości 30k strawnego w odbiorze, płynnego.

 

Tylko czasem przeszkadzały wrzucone na siłę, bez wazelinki bądź choćby Mientusowej wydaliny błędy, jak na ten przykład – “udeżył”.

Ja się obawiam, że te błędy autentyczne bo 75% tekstu powstało na moim telefonie :D

 

Dzięki za fapa i za komentarz zacny! Jestem ukontentowany takim feedback!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Skill, nieb ędę zło rzekać albo wiem jezdę doprze odchowana.

Babska logika rządzi!

Skill :D

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Ojtam litrówki się czep jasz. ;-p

Babska logika rządzi!

Nje czepjam tyko początkowo wziąłem to za angielskie słowo :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Poznać prawdziwego Grafomana – turetyka ;). Prawie jak Fredro! :D

Dzięki rybaku, choć do miszcza Fredry, to mi jeszcze chyba trochę brakuje :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Ja pinkolę, mózg mnie boli. A teraz udaję się na terapię. Zajebiste to było <3

Jak bym miała wypisać najzajebistrze fragmenty, to musiałabym skopiować całość i tu wkleić. xD

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

AQQ, chyba przesadzasz z tymi pochwałami :D te słowa to miód na moje uszy, a jak uszy pelne miodu to człek głuchy :D Nie wiem, czy chciałem wywołać ból mózgu, ale terapia zaiste może być po lekturze wskazana :-)

Dzięki za wizytę i komentarz <3 ♡

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Zawrotnym bogactwem konceptu i rozciągłością rozległą w każdą stronę, dzieło to mię zaskoczyło i oszołomiło. Śmiało nad wyraz sobie począłeś z pomysłem i ubrałeś go we słowa, a tak po prawdzie to raczej rozebrałeś i obnażyłeś, nie skąpiąc jednak wspomnianych słów, aby czytelnik miał chyba dosyt wszystkich scen, zabiegów i wyczynów się dziejących.

Podoba się mnie też, i żeś nie ograniczył się jeno do soczystych opisów sowitych atrybutów braci, (z pominięciem może brata najmłodszego) a tylko pokazał całą drogę przygód ich spotkanych w dążeniu do zadanej im smoczycy, z czego się wywiązali.

Dobrze w całości komponuje się też część instruktażowa odbyta u pustelnika, bo potem się okazało, że wszystkie wytyczne były celowe i bardzo przydatne tudzież użyteczne.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj, reg, zawsze w mych skromnych progach, mile widziana.

Radym uzyskania tak zacnego komentarza, cożem go po trzykroć przeczytał, aby treść dobrze sobie przyswoić. Serce roście, że nie piszesz o zgorszeniu i zgrozie, a o bogactwie, śmiałości i rozległości.

Toteż, po słowach Twych, zda mi się, że cożem sobie wykoncypował, to mi się udało osiągnąć, wcale nieźle.

Szczęściem, przy grafomanii wszysykie wpadki płazem mi uszły, jednocześnie jednak, liczę na bezlitośne karanie błędów, w przypadku tekstów niegrafomańskich, jako to król karał swoich podwładnych.

A z części instruktażowej, z lekkim może przymrużeniem oka, mam nadzieję skorzystają ci co są nieobyci w kwestiach wrażliwych i ważnych!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Twoje opowiadanie, Autorze Mytryksie, jest może śmiałe i dość swobodnie obnaża ważne dla mężczyzn istotne sprawy, ale jednakowoż nie wykracza poza granice chyba dobrego smaku. Z drugiej strony biorąc na wzgląd spacyfistyczny charakter konkursu, jestem zdaniem, że można nieco pofolgować wyobraźnią i podzielić się z czytelnikami swoimi skrywanymi być może dotychczas chęciami wypisania się na tematy nie zawsze i nie we wszystkich zakątkach towarzyskich uchodzącymi za skromne i grzeczne, a tym samym dobrze widziane – no, chyba że ktoś ma wadę wzrokową, to nigdy niczego dobrze nie zobaczy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No dobra, tekstu nie czytałem, komentarzy (o dziwo) też nie. Więc z pełną premedytacją, choć zapewne popełniam błąd, rzekę - chcę należeć do sodo… tfu, smokomitów! 

Mam nadzieję na mnogość bonusów i rozległość benefitów, z racji przynależności.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Reg. - no, chyba że ktoś ma wadę wzrokową, to nigdy niczego dobrze nie zobaczy.

Siem uśmiałem :-) Twoją opinię o specyfice konkursu podzielam :)

 

thargone – dopisałem Cię, a na mnogość i obfitość ×wszelaką× możesz liczyć, oczywiście, że tak :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Przeczytałem byłem i zgłoszenia do klubu nie żałuję. Smokomitości, czy smokojebności wszelakich się nie obawiam, ba, wielce ciekawym rzecz mi się widzi nawet, ze względu na metamorficzne gadzin zdolności… 

Bardzo chciałem się nie śmiać, jednak już przy incognito ergo sum, znaczy się z wąsami nie zdzierżyłem i parskłem. Bo choć humor zaiste chujowy, wcale nie do dupy, a rzekłbym – w pytę nawet. Z kunsztem, swadą i podkręconym wąsem.

Dlatego zapytuję się: gdzież tu grafomania, o, gdzież?! Takie te wszystkie konstrukcje parodystycznie w punkt przemyślane… Aleksander co tam. Pewnie rację ma Reg, że chodzi o to, by dać upust. No i najważniejsze, że boki zrywałem.

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dlatego zapytuję się: gdzież tu grafomania, o, gdzież?!

Jak dla mnie, Thargone, grafomania najsilniej przebija się w zdaniach typu:

Wierzchem dłoni otarła rozedrgane, wilgotne wargi. Jej lico, delikatne i gładkie, połyskiwało kroplami potu w blasku świec.

A to sam początek ;)

Widać tu przesadne zadęcie, mnożenie określeń, epatowanie formą, które pokazuje, że autor chce wykreować chwytającą za serce scenę romantyczną, ale niekoniecznie potrafi. Dodatkowe zestawienie tejże sceny z imieniem “Grymas” wprawia czytelnika w konsternację, a tego przecież autor WCALE nie chciał osiągnąć ;)

Gierki słowne, czy raczej komiczne omyłki autora, które tylko zadziałały na szkodę tekstowi, to kolejny element :D

 

Tak to widzi Count!

A że Mytrix napisał komedię, to już inna, choć oczywiście powiązana, sprawa…

 

To, że coboldy (przez “c”, sic!) wzięły się od Cobolda, akurat wykoncypowałem :D

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Mój przyjacielu po piórze, thargone, zmiksowałeś moje uczucia jak koktajl mołotowa.

Nie wiem czy się cieszyć mogę w pełni, gdy pytasz gdzież jest grafomania w mojej grafomanii! Czyżby zatem, o zgrozo, wyszła spod ogona mego parodia? A może mieszanka jednego z drugim? Sam już nie wiem.

Nie wygram, gdyż Beryl purystą będąc, szuka grafomanii czystej jak najlepsza metaamfetamina (bo ta jest najczystsza, prawda? Tak mi diler powiedział, że jak już to tylko metę).

Ale ja nie dbam o błahostki jak wygrana! Ha! Nawet w wyrazie buntu przeciw zasadom, i by dac upust rewolucjonizmowi co w trzewiach siedzi, o znak jeden (według licznika strony [poczytującego wielokropek jako siedem czy iles tam znaków]) przekroczyłem limit. Niczym predator z premedytacją to uczyniłem!

Tak więc, tak, wypisałem się z głupot na czas jakiś (zapewne krótki), ale może teraz zdążę napisać coś poważniejszego, zanim mi się znów głupot mrowie do glowy napcha.

ReaSUMują, rad jestem żeś parsknął czytając. Cieszy mnie to!

Pozdrawiam też! ☆

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

O! I sojusznik z Primagrodu, w obronie mojej grafomańskiej komedii stanąl!

Teraz już wiem! To nie parodia, to grafomańska komedia :)

Parodia by była jakbym celowo wszystko na opak czynił wprost, a nie przez pomyłki :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Minie martwi iże sodom smokomici się mnożą, a jam w żeśkim klubie tyko 1. ;-(

Babska logika rządzi!

Panowie zachodzą, do klubu i się mnożą (co dziwne)! Chociaż trzech, to jeszcze nie jakaś przesadna mnogość :)

Finklo, jeszcze jest nadzieja, a póki co musisz klubować solo, lub wpadnij na spotkanie do panów :D

Ewentualnie mogę Ci podrzucić jakąś SI, UHR czy coś :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Pop roszę UHR. Muszę posprzątać w chał upie…

Babska logika rządzi!

Słusznie Doktor Hrabia prawi, grafomańska komedia to jest. I choć mytrixowy diler również rację ma, że czysta forma najlepsza, zajedno, czy meta to, wódka, czy też rzyć, gdyż kiedy owa niezbrukana, to od razu człowiekowi raźniej.

W sferze literackich gatunków jednakowoż, zaiste, mieszaniny, choćby i nieczyste, ciekawsze są, niźli wszelakie proste i czyste formy. Zatem, drogi Mytrixsie, zajebiście żeś napisał! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

UHRa? Nie ma sprawy, ja tam mam w domu Zdzisława, Zdzisław jest iLifem z Chin, umie odkurzać i mopowac podłogi xD

 

thargone, toś mię zaspokoił, nie będę się więcej zanadto niepokoił.

Jak to mówią:

Bunkrów nie ma,

ale też jest zajebiście.

(Nie ma bo Adolfo jeszcze nie zbudował)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Po uniwersalnym oczekiwałam trochę więcej – jeszcze zmywanie, odkładanie rzeczy na miejsce… Ale jeśli półki z książkami też odkurza, to biorę. ;-)

Zdzisław? To chyba nie jest chińskie imię? ;-)

Babska logika rządzi!

Takeśmy go z żoną ochrzcili, Chińczyki dały mu tylko numer.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Zrobiłam fejspam już przy pierwszej kwestii o kondomie… No nic, czytam dalej XD

 

Edit.

 

intensywny zapach zupy cebulowej i lubrykantu.

Tu muszę zrobić przerwę… Ale żem wrócem!

It's ok not to.

Haha :) Powodzenia :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

– Zabraniam jeść tej zupy – wyszeptał. – K'Onan skrótowiec od Kompulsywny Onan. On jedną ręką gotuje a drugą po pantalonach buszuje, się onanuje…

Szpieg ułożył dłoń w pięść, a pięść w charakterystyczny gest i tym gestem uderzał w drugą, otwartą dłoń, obrazując dźwięk.

*fap* *fap* *fap*

Adolfo i Szpako spojrzeli z niesmakiem na Uśmiecha, akuratnie nabierającego śmietanę na palec a następnie wkładającego palec ów do ust. Uiech mlaszcząc wymemłał:

– AleDoblaSmotana… – *mełm* *mełm*

To jest tekst zdecydowanie nie dla mnie… Aż mię skrencilo i mósialam odłorzyc kóbek z cherbatą…

 

– Co się tak na boki rzycią telepiesz?

– Tak się skradają Asasyni.

XD

 

A teraz historyjka:

 

Jak byłam dzieckiem to mi rodzice Kubusia Puchatka czytali. I tam była scena, kiedy to biedny miś utknął w króliczej norze z pupą i tylnymi łapkami w środku. Zanim go wyciągnęli, musieli poczekać aż miś schudnie, więc trochę to trwało. Królik postanowił wykorzystać misiowe łapki jako wieszaki na ręczniki…

 

Książę stanął w rozkroku, ręcznik na wciąż sterczącym frędzlu rozwiesiwszy, by przesechł nieco i posłał Karolinie pytające spojrzenie:

Mytryksie, jak moooooooooooogłeś tak zdeprawować moje dzięciece wspomnienia cryingcryingcrying

 

It's ok not to.

Wybacz dogs :(

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Bendzie Cie Kubuś Puchatek po nocach nawiedzał >:P

It's ok not to.

Lektura wypiekła mię policzki różem, teraz idem śnić, może przyśni mię się co miłego…

O kolejny zaniedowolony użytkownik! Coż mówić, gratuluję wytrwałości i mam nadzieję, że sny przyjemne były!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Mytrix, 

 

Oj, były to przyjemne sny na bazie Twojej prozy zresztą oparte. Możem niefortunnie się wypowiedziała, jak już wspominałam wypieczona rumieńcem po wszystkim, stąd Twój nieczytelny odczyt moich pochwał.

Katarzyno,

 

ależ ja czytelnie to odczytałem jako pochwały, tylko takem zażartował z tym zaniedowoleniem :) Cieszę się, że sny do przyjemnych należały, a nie do horroru :)

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Mytrix, 

 

Dobrze, że się dobrze zrozumieliśmy, bo od tego od razu mię się polepszyło samopoczucie nadwątpione wątpliwością.

Pozdwrawiam w vice versie!

No ładne cacko! ;) Stawiam piątaka! A nawet szóstaka! 

Dzięki macieku! Czuję się uhonorowany za życia!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Coś na wrost, bo obiecał, anie po stawił… ;-p

Babska logika rządzi!

Dobrze że nie stawiał pały. Bo by tylko ochoty narobił :D

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Ja słysz aua, że najlepiej to pałę stawia nauczycielka…

Babska logika rządzi!

No pięknie, aż się zapomina języka…. w gębie po lekturze. Sponiewierało mnie :D

Che mi sento di morir

No pięknie BasementK, to żeś sobie grafomanię wybrał, żeby sobie o mnie zdanie wyrobić :D?

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

No a gdzie tu fantastyka?

Przynoszę radość :)

No a smok, postać zmieniający, łuską pokryty niby pancerzem?

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

No znam, widzieliśmy się przedwczoraj.

Przynoszę radość :)

Pozdrowienia dla smoka!

Che mi sento di morir

Nowa Fantastyka