Nie sądzili, że jest to możliwe. A jednak – po zmroku zniknęły wszystkie zaprzęgi konne. Zadzwonili do ratowników, ale TOPR odmówił przysłania furmanki. Podobnie wojsko – oficer dyżurny zasłaniał się brakiem adekwatnego wyposażenia w koszarach. Próbowali wezwać jakiegoś woźnicę przez UberGoorala. Niestety, aplikacja wyświetlała komunikat o przerwie technicznej i zapraszała nazajutrz.
Wszyscy zgodnie uznali, że to żadna konserwacja systemu, a zwykła blaga. Lenistwo baców było wprost nie do pomyślenia. Tyle że teraz powożący spokojnie siedzieli w swoich chatach popijając wódeczkę, a turyści musieli brnąć po skrzypiącym śniegu i lodzie. Skandal.
Gdy tylko dotrą do cywilizacji, zrobią z tego taką aferę, że włodarze Zakopanego spalą się ze wstydu i czym prędzej zwiększą liczbę fasiągów – bo tak miejscowi nazywali wozy, które w tej dziczy zastępowały metro.
****
Nie mogli dłużej czekać w ciemności. Bali się ruszyć na oślep, ale jeden z nich – zapalony fan survivalu, śledzący wszystkie blogi i profile społecznościowe poświęcone bushcraftowi – zawyrokował, że jak pójdą wzdłuż szlaku, to w końcu dotrą do schroniska. Zaprzęgi konne potrafiły tam trafić, to może i na piechotę da radę.
Ruszyli więc. Szli zwartą grupą już kwadrans, blisko siebie, by nie tracić cennego ciepła. Po drodze nie minęli jeszcze ani jednego przystanku. Ani jednego! Nogi drętwiały, połowa grupy dorobiła się odcisków. Dookoła rozciągały się widoki, które zgodnie z ich wiedzą geograficzną (a jako doświadczeni turyści, którzy niejedno miejsce już zwiedzili, mieli ją całkiem sporą), przypominały połączenie afrykańskiej dżungli z syberyjskim śniegiem. Parli naprzód, a kolejne dziesiątki kilometrów – niemożliwe, aby przebyli mniej – wysysały z nich siły.
I wtedy nagle wszystko się zmieniło.
Coś się poruszyło w krzakach, po czym zaczęli wyłaniać się z nich osobnicy z latarkami, świecąc globtroterom prosto w oczy. Ktoś krzyknął radośnie, lecz chwilę później ucichł, gdy część przybyłych wystąpiła do przodu, trzymając w rękach dziwne przedmioty.
Postacie zaczęły zbliżać się do zaskoczonych i nagle skamieniałych turystów, recytując dziwne mantry. Jedna z nich pozostała z tyłu, podniosła leżącą na poboczu ułamaną gałąź i zaczęła rysować w śniegu dziwne symbole. Gdzieś za plecami wyprawy podniosły się śpiewy w jakimś niezrozumiałym języku – to druga grupa nieznajomych odcięła drogę ucieczki. Wszystko zasłoniła mgła.
Nim stracili przytomność, poczuli jeszcze, jak ich kości zaczynają się zmieniać…
****
– Tak baco, te koniki przekazujemy całkiem za darmo – zapewnił referent. – Zakopane postanowiło zwiększyć liczbę fasiągów, a żeby odbyło się to płynnie, zdobyliśmy dla was kilkadziesiąt zwierząt. Jeszcze mają opory przed chodzeniem, ale nauczą się.
Woźnica spojrzał krytycznie na dziwnie zszokowanego i otumanionego konia, na którego nodze, tuż nad kopytem, było znamię przypominające logo marki obuwniczej.
– Co najlepsze – dodał z uśmiechem urzędnik – rozumieją komendy jakby się ludźmi urodziły.