- Opowiadanie: archange - Księga Igora

Księga Igora

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Księga Igora

Jarosław Krzysztof Pieniek

 

Księga Igora

 

Siedziałem na koi. Ponoć pod wodą nie huśta jak na powierzchni, ale nie czułem się zbyt dobrze. Podróż miała trwać tydzień. Połowę czasu zajmował podwodny rejs ku wiecznej zmarzlinie: 6 dni. Później trzeba było przesiąść się do metra. Nie wiem skąd wzięła się nazwa tych pędzących w lodowych tunelach wagonów. Ponoć do połowy XXI w. pływano po powierzchni oceanu. Można było nawet dostać się w ten sposób do Nowego Jorku. Później stało się to zbyt niebezpieczne ze względu na często szalejące na powierzchni huragany.

Myślę, że świat kiedyś był prostszy. Morza i lądy. Na morzach statki. Na lądach pociągi i samochody. A jak komuś się spieszyło mógł poruszać się w powietrzu samolotem. Tyle z lekcji historii. Dzisiaj Wschód to upał i tajfuny. Zachód to mróz i huragany. Na powierzchni można mieszkać bezpiecznie tylko w szczelnych, klimatyzowanych bunkrach. Pod wodą i pod lodem da się żyć spokojniej, ważne żeby konserwować tunele wentylacyjne, dostarczające z powierzchni powietrze.

Podobno dawni ludzie od czasu, kiedy nauczyli się kontrolować ogień, wprowadzili z tego powodu do atmosfery zbyt dużo dwutlenku węgla, który zniszczył klimat. Temperatura na ziemi w niektórych miejscach wzrosła, w innych mocno spadła. W Arktyce stopniały lodowce. Zimna woda lodowców zatrzymała ciepły atlantycki Prąd Zatokowy zwany Golfstromem. Ameryka Północna i Zachodnia Europa wówczas zamarzły. Do Europy Wschodniej i Azji dotarły natomiast fale tropikalnego powietrza znad Afryki. Na Bałtyk zatrzymanie Golfstromu przez roztopione wody lodowców wpływ miało niewielki. Wzrost poziomu wód doprowadził jedynie do zalania nisko położonych części północnej Polski. Na szczęście rolę Gdańska skutecznie przejęły porty w Toruniu i Bydgoszczy. Obecnie tereny Trójmorza charakteryzowały się umiarkowanym klimatem ze średnią temperaturą nieprzekraczającą 40°C oraz liczbą około 20 orkanów w ciągu roku.

Wiedzę na ten temat mam dosyć powierzchowną. Nie byłem w szkole dobry z nauk przyrodniczych. Wymarłe gatunki drzew, kwiatów, motyli… Mnie bardziej interesowała humanistyka. Nie znam się dobrze na dziejach Ziemi. Zostałem religioznawcą. Specjalizuję się w badaniach tekstów, sporządzonych w wymarłym języku angielskim. Po kilku głośnych publikacjach naukowych na temat Księgi Igora, Biblii Innuitów, zaczęto mnie w tej dziedzinie traktować jako światowej klasy eksperta.

Obecny wyjazd do Ameryki wynikał z zaproszenia wystosowanego przez Wydział Teologii Uniwersytetu w Winnipeg. Amerykańscy Innuici znaleźli w rozpadlinie lodowej dobrze zachowany skrawek gazety „Toronto Star”. Takie fragmenty starożytnych tekstów znajdowano już wcześniej. Ten jednak był szczególny. Zawierał bowiem wersy z Księgi Igora. Poproszono mnie by go zbadać. Odnaleziony fragment był ponoć nieco krótszy w stosunku do analogicznej perykopy obowiązującego tekstu i zapisano go po angielsku, podczas gdy do naszych czasów Księga Igora zachowała się wyłącznie w języku innuickim. Zainteresowało mnie to, bowiem stara zasada egzegezy świętych ksiąg kazała teksty starsze i krótsze przyjmować jako bliższe oryginałowi niż ich późniejsze wydania.

Zaproszenie stanowiło jednak dla mnie pewne zaskoczenie. Nie sam fakt, gdyż w kręgach badaczy kultury i wymarłego języka angielskiego miałem swoją renomę. Zdziwiła mnie raczej forma. Zamiast otrzymać list bezpośrednio z Uniwersytetu w Winnipeg przekazano mi go drogą dyplomatyczną za pośrednictwem MSZ Trójmorza w Krakowie. Poinstruowano mnie tam, iż powinienem się zgodzić, gdyż dla rządu w Winnipeg to sprawa priorytetowa.

Doszedłem do wniosku, że w sumie nie powinno mnie to dziwić. Igoryzm w Szamanacie Ameryki Północnej pełnił rolę religii państwowej i chociaż jego obywatele formalnie mogli praktykować dowolną religię, a nawet być ateistami, konstytucja zwana tam Aktem Harmonii Stworzenia żądała przestrzegania od nich igoriańskich „Zasad współżycia”. Określały one jak powinny kształtować się stosunki społeczne oraz relacje między ludźmi i przyrodą. Pełniły rolę społecznego spoiwa, stanowiąc fundament ich kulturowej tożsamości, analogicznie jak konfucjanizm w starożytnych Chinach.

Igor, autor Biblii Innuitów, miał według podań żyć gdzieś na terenie Ameryki Północnej w czasie przed Wielką Zmianą Klimatu. Społeczności kilku miast twierdzą, iż żył właśnie u nich, jednak dwa główne sanktuaria znajdują się w Waszyngtonie oraz Carthage niedaleko Nashville. Badacze są podzieleni, czy faktycznie był postacią historyczną. Język dawnych Innuitów uległ po Wielkiej Zmianie Klimatu, wskutek napływu ludów azjatyckich, slawizacji. Biblijne imię Igor zdaniem większości uczonych pochodzi od słowiańskiego ja gorę, czyli płonę. Pierwotne ja, wciąż pobrzmiewające w niektórych dialektach, zlało się prawdopodobnie z angielskim Aj = ja, zapisywanym niegdyś po angielsku jako I. Nazwa ta następnie przybrała postać rosyjskiego imienia Igor. Wyrażenie Ja gorę wskazuje na to, iż mamy tu do czynienia z bóstwem solarnym, personifikacją Słońca – źródła światła, ciepła i energii dającej życie. Igor był więc Panem Światła, wzywającym ludzi do zaprzestania czynów, które nazywał alegorycznie emisją gazów cieplarnianych. Jeżeli to nie nastąpi, świat zmieni się diametralnie i nastanie kres tego, co ludzie znali. Nastąpią apokaliptyczne zjawiska: tajfuny, huragany, burze i tornada. Tam, gdzie dziś jest zimno będzie gorąco. Tam, gdzie dziś jest gorąco nastanie mróz. Wymrą rośliny, zwierzęta i miliony ludzi. Oceany i morza zaleją lądy. Wieczny lód skuje połowę siedzib ludzkich na Ziemi, drugą połowę zaleje żar tak wielki, że ludzie zaczną umierać z pragnienia lub z powodu chorób, które zniszczą ich skórę.

Zdaniem innuickich teologów Igor jednak nie był prorokiem katastrofy, lecz nadziei. W starożytnych religiach chrześcijan i żydów funkcjonował mit o Noem i potopie. Kiedy potop się skończył Noe wypuścił ze swej arki gołębia, który najpewniej odnalazł ląd, gdyż nie wrócił do arki, a na niebie pojawiła się tęcza. Bóg rzekł, że to znak przymierza Boga z ludźmi i ze zwierzętami, stanowiącego, iż kara za grzechy była wystarczająca i nie będzie już więcej potopu. Dla Innuitów Igor też wskazał arkę. Emisja gazów cieplarnianych była zdaniem innuickich teologów parabolą ludzkiego grzechu. Zła, które jednostka wyrządza innym bytom: ludziom, zwierzętom, roślinom. Jedynie traktowanie ich jako podobnych sobie może ten świat zachować szczęśliwym i pięknym. Kto to zrozumie, zrozumie też, że śmierć nie istnieje, gdyż jego geny będą nadal żyć w innych szczęśliwych stworzeniach. Zdaniem Igora świętość to miłość do innych stworzeń. On ją osiągnął i przebywa w miejscu wiecznego szczęścia, zwanego jednią lub nirwaną.

***

Dotarłem do Winnipeg. W hotelu wyrytym wewnątrz zmarzliny światło było deficytem. Nie mówię o chybotliwym żółtym świetle żarówek zasilanych stojącymi na powierzchni wiatrakami ani o przedzierających się przez sufitowe luksfery odrobinach światła słonecznego. Brakowało mi ostrego słońca Trójmorza, pojawiającego się w dniach, w których nie szalały orkany. Czułem się tu klaustrofobicznie.

Następnego dnia około 9.00 zapukał do mnie dziekan Wydziału Teologii Uniwersytetu w Winnipeg. Zaprosił na śniadanie.

– Próbował pan już naszej kuchni? Jak dostarczy się odpowiednią ilość wody i światła, to w zmarzlinie można uprawiać wiele jadalnych roślin. Hodujemy też ryby głębinowe. One nie potrzebują światła – zaśmiał się. Po czym dodał, konfidencjonalnie zniżając głos,

– Ale wie pan, niektórzy się burzą, że jedzenie ryb jest sprzeczne z "Zasadami współżycia". Musimy uważać – mrugnął porozumiewawczo.

– Niech mi pan coś opowie o waszym znalezisku – sprowadziłem temat do meritum.

– No tak. Znaleźliśmy anglojęzyczne fragmenty Księgi Igora.

– Wiem. Kawałki gazety „Toronto Star” sprzed Wielkiej Zmiany Klimatu.

– Zgadza się. Jednak nie kawałki gazety, lecz płytę z zapisem cyfrowym. Zniszczoną, ale naszym informatykom udało się ją częściowo odzyskać. Teksty Księgi Igora sprzed Wielkiej Zmiany Klimatu są dla nas bardzo ważne, gdyż zawierają treść najbliższą pierwotnej. Jak pan wie, igorianizm to część naszej tożsamości.

– Sęk w tym – kontynuował – że odzyskane fragmenty zostały wplecione w tekst, który jest nam dotąd nieznany. Mowa w nim o postaci zwanej Szlachetnym Alfredem i jakichś eksplozjach. Dlatego chcielibyśmy, żeby rzucił pan na to okiem – uśmiechnął się.

Po chwili wahania jednak dodał:

– Ale wiem pan…, ponieważ wyniki pana badań mogą mieć wpływ na naszą religię państwową, to – sam pan rozumie – zanim udostępnię panu odnalezioną płytę, poproszę pana o podpisanie zobowiązania do zachowania tajemnicy – znowu się uśmiechnął. Tym razem niezbyt szczerze.

Spojrzałem zdziwiony jak wyciąga z teczki stosowny dokument i daje go do podpisu. Zawahałem się. Ciekawość była jednak silniejsza. Podpisałem.

***

Materiał, który otrzymałem nie był oryginalnie znalezioną płytą, lecz dokładną kopią tego, co informatykom udało się odzyskać. Po kilku godzinach pracy porównawczej z wydaniami krytycznymi Księgi Igora wyodrębniłem pięć jej fragmentów. Brzmiały one tak:

Walka. Zwycięstwa, które są klęską, klęski, które są zwycięstwami.

Nagle zacząłem inaczej pojmować sens własnego istnienia. Co mam zrobić z czasem, który został mi dany na tej ziemi? Zacząłem się zastanawiać. Chciałem to wszystko zgłębić.

W obliczu utraty tego, co dla mnie najcenniejsze nabyłem umiejętności, która przedtem nie zdążyła się w pełni rozwinąć. Zrozumiałem, że Ziemi grozi zagłada. Że to co jest naszą codziennością nie przypadnie już w udziale naszym dzieciom.

Jakby otwarło się przede mną okno, przez które spojrzałem w przyszłość. Widzisz to? To jest przyszłość, w której będziesz żyć.

Przyszłe pokolenia zadadzą sobie pytanie, gdzie nasi rodzice mieli rozum. Czemu nie przebudzili się nim było za późno?

Fragmenty te przeplatane były wersami, których mimo wielu godzin pracy nie potrafiłem dopasować do niczego w Biblii Innuitów. Były tam słowa jakiegoś proroctwa, że nastąpi to 10 grudnia i ktoś zdobędzie miliony koron. Wszystko to owa postać zawdzięczać ma swojemu dziełu i dziełu ojca narzędzia zniszczenia, Szlachetnemu Alfredowi. Zastanawiałem się jak może być szlachetny ktoś, kogo nazywa się ojcem narzędzia zniszczenia

Wieczorem zadzwonił dziekan.

– Jak panu idzie?

– Wyodrębnienie fragmentów Księgi Igora nie stanowi problemu. Nie wiem jednak wciąż z czym skojarzyć tego Szlachetnego Alfreda Niszczyciela. Wysłałem te fragmenty kilku kolegom z prośbą o ich tłumaczenie. Może w innym przekładzie coś się nasunie.

– Jak pan mógł! Przecież podpisał pan zobowiązanie do zachowania milczenia! –zakrzyknął dziekan oburzony.

– Wysłałem tylko te niejasne fragmenty i nie napisałem z czego to pochodzi. Nie domyślą się, że ma to coś wspólnego z waszą Biblią – próbowałem się bronić.

– Oby miał pan rację, bo jeżeli nie, to obydwaj będziemy mieli kłopoty!

Rozłączył się.

***

Obudziłem się około 8.00 i od razu zasiadłem do komputera. Pytanie wysłałem do kolegów, żyjących w różnych strefach czasowych. Istnienie stref czasowych nie miało obecnie sensu, bo mieszkańcy wielu krajów i tak spędzali większość życia pod ziemią lub lodem, więc kwestie dnia i nocy były sprawą umowną. O strefach czasowych decydowała tradycja. Jak przewidziałem nie wszyscy spali, nawet jeżeli w teorii był u nich teraz na środek nocy.

Nadeszło kilkanaście odpowiedzi. Większość z nich, poza innym doborem słów, nie wnosiła nic nowego. Najzabawniejszy był przekład mojej 10-letniej córki Gieni, którą sam uczyłem angielskiego. W szkole go nie nauczali, bo Ministerstwo twierdziło, że to język martwy i ważniejsza jest nauka języków słowiańskich. Gienia nie znała wielu słów, dlatego uśmiałem się, czytając jej przekład. Wyrazu "szlachetny" też nie znała więc potraktowała go jako nazwisko, tłumacząc Alfred Szlachetny, jako Alfred Nobel. Zaśmiałem się na głos i… zamarłem. Chyba pamiętałem takie nazwisko z lekcji historii w szkole o czasach sprzed Wielkiej Zmiany Klimatu. Wrzuciłem słowa Alfred Nobel do encyklopedii. Pojawiła się informacja: Alfred Nobel – ur. 21 października 1833Sztokholmie, zm. 10 grudnia 1896Sanremo; przemysłowiec i naukowiec szwedzki, wynalazca dynamitu, fundator Nagrody Nobla.

Zwróciłem uwagę na słowo dynamit. Czyli wyrażenie ojciec narzędzia zniszczenia mogłoby do Alfreda Nobla pasować, pomyślałem. Tylko niby jaki to ma związek z Igorem, prorokiem Innuitów? Postanowiłem poczytać więcej o Alfredzie Noblu. Nie znalazłem jednak nic, co przybliżyłoby mnie do rozwiązania zagadki. Po prostu życiorys szwedzkiego przemysłowca sprzed Wielkiej Zmiany Klimatu. Zacząłem czytać o nagrodzie jego imienia. Wyróżnienie przyznawane przed Wielka Zmianą Klimatu za wybitne osiągnięcia naukowe, literackie lub zasługi dla społeczeństw i ludzkości, ustanowione ostatnią wolą fundatora, szwedzkiego przemysłowca i wynalazcy dynamitu. Każdy z laureatów otrzymywał złoty medal, dyplom honorowy i nagrodę pieniężną w kwocie 10 milionów koron szwedzkich. Rzuciłem okiem na odnaleziony przez Innuitów tekst. Zdobędzie miliony koron…. Boże, to nie proroctwo – przyszło mi do głowy. To tekst o nagrodzie Nobla! Czyżby w trakcie wręczania nagród Nobla wykorzystywano cytaty z Księgi Igora? Było to zdumiewiające odkrycie, postanowiłem jednak nie dzielić się tym jeszcze z dziekanem. Może uda się więcej z tego tekstu wyciągnąć później. Położyłem się spać.

W nocy wyrwał mnie ze snu dźwięk telefonu.

– Halo? – wymamrotałem.

– Krzysiek? W tym pliku, który mi wysłałeś, widziałeś metadane? – podniecony głos krzyknął mi wprost do ucha.

– Andrzej? Na miłość boską, która jest godzina? – poznałem po głosie, że to kolega, profesor z Lwowa.

– Zapomniałem o różnicy czasu… – przepraszam.

– Nie szkodzi. Jakie metadane?

– Wiesz, nie sam tekst, ale ukryty opis pliku. Tam, gdzie znajdziesz daty modyfikacji, dane o autorze pliku itp. Nie wiem co mi za teksty przysłałeś, ale wygląda to na fragment jakichś innuickich apokryfów Księgi Igora.

– Nie mów o tym nikomu, dobrze? – chrząknąłem zakłopotany.

– Sądzisz, że zabiorę Ci twoje odkrycia!? Przesadzasz… – odparł urażony i odłożył słuchawkę.

Metadane. Siadłem mimo godzin nocnych do komputera. Faktycznie, nie pomyślałem o nich, koncentrowałem się na tekście. Otwarłem plik i wybrałem odpowiednie polecenie z menu. Wielkość pliku. Nieważne. Autor. Nic mi to nazwisko nie powiedziało. Data utworzenia: 10 grudnia 2007. Data ostatniej modyfikacji: 11 grudnia 2007. Czyli to jeden z najstarszych fragmentów Księgi Igora, pomyślałem uradowany. Tagi: nagroda Nobla, Gore. Tytuł: Nobel za obronę klimatu wręczony. Komentarz: Były wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Al Gore wygłasza wykład w Oslo z okazji wręczenia mu pokojowej nagrody Nobla za walkę z ociepleniem klimatu.

Serce zaczęło mi bić mocniej. Aj Gore, to przecież, Ja Gorę, czyli Igor. Igor jako postać historyczna, istniał więc naprawdę. Co więcej był wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych i na dodatek dostał pokojową nagrodę Nobla! Tylko dlaczego oni i Ai pisali z dużej litery jak AI? Czy to może być małe L i wówczas brzmiałoby Al, czyli byłoby zdrobnieniem imienia Alex? A może to anglojęzyczny skrót AI=Artificial Intellingence, sztuczna inteligencja?

***

Następnego dnia wstałem dopiero około 10.00. W nocy długo nie mogłem zasnąć. Od razu zabrałem się do sporządzania raportu. Skończyłem go po obiedzie i zadzwoniłem do dziekana. Umówiliśmy się na kolację. Dziekan wysłuchał moich rewelacji w milczeniu. Podziękował za wykonaną pracę i stwierdził, że zanim sprawę ogłoszą opinii publicznej muszą ją najpierw przedyskutować we własnym gronie.  Po czym przypomniał mi treść podpisanego zobowiązania, iż bez jego zgody nie mam prawa dzielić się odkryciem z kimkolwiek. Potaknąłem nieco zirytowany. Oczywiście wiedziałem co podpisałem i pomyślałem z niepokojem o Andrzeju z Lwowa…

Po powrocie do Trójmorza zacząłem przeczesywać innuickie serwisy webowe w nadziei, że zobaczę krzykliwy artykuł pt. Uczony z Polski (Trójmorze) odkrył tajemnicę Igora. Nic takiego nie ogłoszono. Po dwóch tygodniach zadzwonił dziekan. Westchnął głęboko na powitanie. Czułem, że będzie coś nie tak.

– Opublikowaliśmy komunikat dla prasy, że znalezionego dysku nie dało się odczytać.

– Co!? – niemal zakrzyknąłem.

– Widzi Pan, Igor to dla naszego narodu ktoś w rodzaju Boga. Nie możemy ludziom tak po prostu ogłosić, że był zwykłym człowiekiem, który walczył z ociepleniem klimatu. Oni w niego wierzą.

– Ale przecież to w niczym nie przeszkadza! Nadal mogą wierzyć w jego idee! – zaprotestowałem.

– Rząd ocenił, że tego nie ogłosimy. I proszę niczego nie ujawniać, gdyż zniszczy pan nadzieję wielu ludzi. Zresztą Panu też nie wyszłoby to na dobre.

– Straszy mnie Pan?

– Nie, tylko przekazuję opinię mojego rządu. Rząd Trójmorza podobno ją podziela…

Rozłączył się.

***

Rok później wysłano mnie na konferencję naukową do Lwowa, pt. Lwów semper fidelis – miasto zawsze wierne idei Trójmorza. Nie lubiłem zjazdów z politycznym podtekstem, ale tu udało mi się w końcu spotkać z Andrzejem. Zamówiliśmy do stolika piwo Lvivskie 1715.

– Myślałem Andrzej, że po tym telefonie do Winnipeg puścisz parę w sprawie Igora – powiedziałem po trzecim kuflu, siląc się na przyjacielski uśmiech.

Zamyślił się.

– Wiesz co, doszedłem do wniosku, że mnie wtedy podszedłeś, żebym się wygłupił.

– No co ty, ja przecież nigdy…

– Krzysiek, zadzwonili do mnie z Winnipeg i powiedzieli, że ich też wkręciłeś, twierdząc, że znalazłeś jakąś płytkę. A potem, zapytali co u mojej żony, bo pogoda taka straszna, więc lepiej niech nie wychodzi na zewnątrz…

Chciałem znowu zaprotestować… Lecz po chwili wahania odezwałem się.

– Wybacz Andrzej, ten żart był faktycznie głupi.

– Arystoteles pisał, że humor to cecha wyróżniająca człowieka spośród innych zwierząt dwunożnych – uśmiechnął się do mnie nieco gorzko.

– A Helmuth Plessner w swojej rozprawce o uśmiechu stwierdza, że uśmiech po prostu wyraża człowieczeństwo człowieka? – zapytałem.

– Właśnie tak – odparł już pogodnie i zawołał kelnera.

– Jeszcze jedno Lvivskie. Dwa razy.

 

 

 

 

 

 

Cytaty z przemówień Ala Gore’a pochodzą z filmu Niewygodna Prawda. Lawrence Bender Productions 2007. Przekład: Elżbieta Gałązka-Salomon.

Koniec

Komentarze

Podróż miała trwać tydzień. Połowę czasu zajmował podwodny rejs ku wiecznej zmarzlinie: 6 dni

Ciekawe wyliczenie  połowy… 

 

Ponoć do połowy XXI w. pływano po powierzchni oceanu. Można było nawet dostać się w ten sposób do Nowego Jorku. Później stało się to zbyt niebezpieczne ze względu na często szalejące na powierzchni huragany.

W Arktyce

… No fakt, że w Europie,  Ameryce itd…  Ale raczej nie tak ;) 

 

W Arktyce stopniały lodowce. Zimna woda lodowców zatrzymała… 

Genralnie starajmy się unikać, przynajmniej bez uzasadnienia, powtórzeń. 

 

Dalej nie poprawiam,  ale jest ciekawie :) 

 

 

Trochę usterek technicznych. Liczebniki (czas, daty itp.) w beletrystyce piszemy słownie. Nie stosujemy skrótów (jak np. XXI w.). Pan/pana małą literą – dużą wyłącznie w liście/piśmie, zwracając się bezpośrednio do adresata. Gdzieś też mignęły mi łącznie postawione wielokropek i przecinek – albo albo, ale nie oba na raz. Zapis dialogów też miejscami do poprawy (polecam poradnik http://www.fantastyka.pl/loza/14 ). To tak na szybko, co mi się rzuciło w oczy.

 

Pierwsza część do pierwszych gwiazdek mnie zanudziła – straszny infodump moim zdaniem. Wolałabym może nieco bardziej rozbudowane opowiadanie, ale z tymi wszystkimi informacjami podanymi strawniej w toku fabuły. 

Mam też wątpliwości co do metadanych. Skoro bohater dostał plik “stworzony/odtworzony” przez współczesnych mu informatyków, to jakie są szanse na odczytanie danych pliku oryginalnego? Ja na odzyskanych z wykasowanej karty pamięci zdjęciach takich danych nie miałam. Chętnie jednak zobaczę opinię jakiegoś speca – może ktoś taki się tu pod tekstem pojawi. 

Fajny zabieg z Alfredem i Gienią. W sumie to jedyny fragment, który mnie rzeczywiście jakoś poruszył (a dokładniej rozbawił). Pomysł na inuicką wiarę w igoryzm ogólnie wygląda ciekawie, ale jak dla mnie o wiele mniej ciekawie jest napisany. Nie wciąga, nie ma poczucia tajemnicy, jakiegoś napięcia. 

Jednak poza wymienionymi na początku usterkami warsztatowo nie jest źle, więc jeszcze trochę wprawy i jestem pewna, że kolejne teksty będą lepsze :)

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Wszelka prawda która nam umyka, albo jest niewygodna, niech będzie zamknięta w religii, wtedy nikt nie odważy się tego podważyć – takie odniosłem wrażenie po przeczytaniu. Oczywiście jeszcze na pierwszy plan przebija się idea wielkich słowian z polakami na czele, trójmorze i takie tam sprawy. Jeśli chodzi o poprawną polszczyznę, to błędy jakie wyłapałem już wypisano. Osobiście nie zaciekawił mnie jakoś wielce sam obraz nowego świata, ale kwestionowanie naszej religii było ciekawe. Może nasza biblia to nic innego jak podręcznik historii zrozumiały dla wszystkich? Albo próba przekucia zagłady poprzedniej cywilizacji w religię dodając wątki mniej bądź bardziej nam znane? To mnie najbardziej zaciekawiło, nie wiem czy autor specjalnie to zrobił, ale wyszło interesująco :) 

Paint it black

Zgadzam się ze Śniącą – początek odstręczający, na szczęście potem pomysł rozwija się znacznie lepiej, miejscami zabawnie.

Trochę to dla mnie niepojęte, że w przyszłości ludzie nadal będą potrzebować religii…

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

Po­dróż miała trwać ty­dzień. Po­ło­wę czasu zaj­mo­wał pod­wod­ny rejs ku wiecz­nej zmar­z­li­nie: dni. –> A próbowałeś policzyć to na palcach?

sześć dni. – Liczebniki zapisujemy słownie. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu wielokrotnie.

 

W sta­ro­żyt­nych re­li­giach chrze­ści­jan i żydów… –> W sta­ro­żyt­nych re­li­giach chrze­ści­jan i Żydów

 

W ho­te­lu wy­ry­tym we­wnątrz zmar­z­li­ny świa­tło było de­fi­cy­tem. –> Deficyt to niedostateczna ilość czegoś. Czy to znaczy, że w tym hotelu światło było niedostateczną ilością?

 

Po czym dodał, kon­fi­den­cjo­nal­nie zni­ża­jąc głos,

– Ale wie pan… –> Zamiast przecinka powinien być dwukropek.

 

– Ale wie pan, nie­któ­rzy się burzą, że je­dze­nie ryb jest sprzecz­ne z "Za­sa­da­mi współ­ży­cia". Mu­si­my uwa­żać – mru­gnął po­ro­zu­mie­waw­czo. –> Mu­si­my uwa­żać.Mru­gnął po­ro­zu­mie­waw­czo.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi.

 

– Ale wiem pan…, po­nie­waż wy­ni­ki pana badań… –> Po wielokropku nie stawiamy przecinka.

 

Ma­te­riał, który otrzy­ma­łem nie był ory­gi­nal­nie zna­le­zio­ną płytą… –> Co to znaczy, że płyta nie była znaleziona oryginalnie i na czym polega oryginalne znalezienie czegoś?

 

do za­cho­wa­nia mil­cze­nia! –za­krzyk­nął dzie­kan obu­rzo­ny. –> Brak spacji po półpauzie.

 

Naj­za­baw­niej­szy był prze­kład mojej 10-let­niej córki… –> Naj­za­baw­niej­szy był prze­kład mojej dziesięcioletniej córki

 

zm. 10 grud­nia 1896 w San­re­mo… –> …zm. 10 grud­nia 1896 w San­ Re­mo

 

Zdo­bę­dzie mi­lio­ny koron…. –> Po wielokropku nie stawiamy kropki.

 

– Są­dzisz, że za­bio­rę Ci twoje od­kry­cia!? –> – Są­dzisz, że za­bio­rę ci twoje od­kry­cia!?

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

– Widzi Pan, Igor to dla na­sze­go na­ro­du… –> – Widzi pan, Igor to dla na­sze­go na­ro­du

Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu kilkakrotnie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zgodzę się przedpiścami: zaczynanie opowiadania od nieciekawego infodumpu to strzał w stopę. OK, to wszystko prawda, ale jaki ma cel ekologiczna agitka? Tak podana nikogo nie przekona…

Spodobało mi się nietypowe podejście do tematu “Ja gorę”. W życiu bym nie pomyślała, że można w to wplątać wiceprezydenta. I zabawa z Noblem też ładna.

Mnie też zaskoczyła obecność metadanych. Jeśli narrator wysyłał tylko niejasne fragmenty, to przecież nie ciął oryginalnego pliku, tylko skopiował do nowego.

Co do wykonania – jest trochę usterek, które warto wyeliminować w przyszłości. Czasem interpunkcja niedomoga, liczby raczej powinny być podane słownie…

Połowę czasu zajmował podwodny rejs ku wiecznej zmarzlinie: 6 dni.

Słownie.

Zamiast otrzymać list bezpośrednio z Uniwersytetu w Winnipeg przekazano mi go drogą dyplomatyczną za pośrednictwem MSZ Trójmorza w Krakowie.

Dziwna konstrukcja. Zamiast otrzymać list, przekazano go?

Babska logika rządzi!

Regulatorko, dlaczego istnienie religii w przyszłości, jest dla Ciebie niepojęte? Mielibyśmy wyzbyć się elementarnego pierwiastka człowieczeństwa, jakim jest wiara w prawdę ponad nami?

Paint it black

Hmmm. Nie ryzykowałabym twierdzenia, że wiara to elementarny kawałek człowieczeństwa. Ateiści nie są ludźmi?

Babska logika rządzi!

Niepojęte jest dla mnie już dzisiaj, a jej istnienie w przyszłości jeszcze to zdumienie pogłębia.

W moim rozumieniu rzeczywistości nie istnieje coś, co nazywasz prawdą ponad nami.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Każdy w coś wierzy, coś czego nie pojmie, co wychodzi poza ludzkie rozumowanie. Nawet ateiści muszą w coś wierzyć, choćby w potęgę umysłu albo siłę więzi międzyludzkich. Ci co jednak mimo wszystko upierają się, że  w nic nie wierzą, to tylko oszukują sami siebie. Wiara nie musi oznaczać Boga, ale jest pewnego rodzaju świadectwem wobec nas samych, że istnieje prawda ponad nami jakkolwiek ją nazwiemy. Dlatego uważam, że wiara to jeden z elementarnych pierwiastków człowieka. I tak jak człowiek, i ona może ewoluować. Dzisiaj wierzymy w Boga (nie wszyscy, ale ogólnie w jakieś bóstwo), a za tysiąc lat? Kto wie co wtedy będzie elementem wiary, może jakiś normalny człowiek, który został bohaterem, później legendą, a na końcu mitem czy nawet obiektem kultu religijnego?

Paint it black

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję za komentarze. Błędy językowe będę starał się eliminować (nikt nie jest nieomylny), choć wygrałem z nimi już 4 ogólnopolskie konkursy literackie – skupiałem się głównie na fabule. Wiem, że to nie może być usprawiedliwieniem ignorancji i dziękuję za ich wyartykułowanie. Uwagę o nudnym początku przyjmuję z pokorą. Nie zgadzam się co do uwagi o “żydach” – “Żydach”: “Żydzi” naród – duża litera, “żydzi” religia – mała litera. Wesołych świąt dla Was wszystkich. :)

Zgadzam się z poprzednikami. Początek strasznie nudzi. Takie informacje lepiej wtrącić w tekst albo, jak już trzeba rzucić co bardziej soczystym “infodumpem”, to nigdy na początku, bo nie zarzucisz haczyka na czytelnika – zamiast czytać dalej po prostu odstawi tekst i pójdzie tam, gdzie ciekawiej ;)

Potem jest znacznie lepiej w kwestii fabuły. Motyw z “ja gore” naprawdę fajny. Nie mam obiekcji do uczynienia z postaci historycznej wręcz boga przez potomnych. Sama historia XX wieku (zwłaszcza krajów na wschód od nas) dostarcza nam multum przykładów. Także od tej strony czytałem z zaciekawieniem.

Jednak warstwa techniczna kuleje – i to mocno. Poprzednicy wypomnieli co większe błędy, ja dostarczę przydatne linki z forum NF:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Powodzenia w dalszym pisaniu! :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Ale wiem pan

 

jeżeli w teorii był u nich teraz na środek nocy.

 

z Lwowa

 

Artificial Intellingence

 

Garść fragmentów do poprawy.

 

Poprawiłeś mi nastrój o tyle, że w połowie opowiadania odgadłem tożsamość Igora. Spodobała mi się ta zagadka i w ogóle zabawa z historią, choć opowiadanie nie jest pozbawione nieścisłości, na które zwrócili uwagę poprzednicy.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Nowa Fantastyka