- Opowiadanie: Programista po godzinach - Warszawskie Legendy - Architekci Część 2

Warszawskie Legendy - Architekci Część 2

Fragment ze zbioru opowiadań przedstawiający Warszawskie legendy w nowoczesnym wydaniu.

Oceny

Warszawskie Legendy - Architekci Część 2

Dochodziło południe, gdy nagle spokojny dzień zamienił się w koszmar. Czekałam na wiadomość od mojego męża, z rana miał ważne spotkanie, lecz po jego zakończeniu nadal milczał. Było to dziwne, zawsze dzwonił po takich spotkaniach, a dzisiaj całkowita cisza. Miałam ciągle złe przeczucia i przez to nie mogłam skupić się na pracy. Nagle telefon leżący na biurku zaczął wibrować, spojrzałam na wyświetlacz. Numer zastrzeżony – pewnie jakieś call Center– pomyślałam i zignorowałam go. Wyciszyłam, lecz on nadal uporczywie dzwonił aż do skutku. Po dwunastym razie odebrałam, wyszłam na korytarz aby nie przeszkadzać mojej “przełożonej”. To słowo zawsze mnie śmieszyło, widząc co ona robi,a raczej czego nie.

 

– Tak słucham.

 

– Dzień dobry tutaj komendant Marek Rokitnik, dzwonię z komendy rejonowej Praga-Północ. Musze niestety przekazać bardzo nieprzyjemna sprawę . Nie wiem jak to powiedzieć, zidentyfikowaliśmy ciało Pani męża.

 

– Co!????

 

– Nie słyszała Pani, że dzisiejszego poranka wybuchł pożar na moście Grota? Policjant mówił to bardzo spokojnie, a do mnie docierało to bardzo powoli. Nie potrafiłam zebrać myśli. Przez moment słowa mężczyzny zaczęły, zlewać się w jeden głuchy bełkot.

 

-

– … Czy będzie mogła Pani przyjechać na identyfikację zwłok dzisiaj do godziny 16?

 

-

– Tak będę na pewno. Dziękuję za informację.

 

Rozłączyłam się, a do oczu od razu napłynęło morze łez. Mimo ostatnich kłótni kochalam swojego męża nad życie. Był wyjątkowym facetem. Nie chciałam by się realizował zawodowo, ale wiecej spędzał czasu z nami, opiekował i zajmował się domem. Zawsze pomagał mi w trudnych sytuacja, dlatego poczułam jak cały świat, zawalił mi się na głowę. Straciłam wszystko co kochałam w jednej chwili.

 

W myślach kłębiły się pytania. – Czemu ja!? – Opadłam na kolana bezsilnie i przykucnęłam w korytarzu. Przechodzący obok ludzie, nawet mnie nie zauważyli. Wyglądałam jak duch, twarz blada ze strachu, makijaż swobodnie spływał po policzkach. Dopiero po kilku chwilach podeszła do mnie moja szefowa. Nie żeby się jakoś przejmowała moim szlochem, tylko dłuższą nieobecnością przy biurku.

 

Jola stała nade mna przez moment i wpatrywała sie az w koncu, również przykucnęła. Spojrzałam w jej stronę, odsłaniając zapłakaną twarz.

 

– Co się stało?

 

– Jaaaa

 

Byłam cała roztrzęsiona, nie potrafiłam sklecić nawet jednego słowa. Cały świat zniknął za mgła, która spowiła moje oczy. Dopiero po dłuższej chwili udało mi się opanować szlochanie i opowiedzieć o telefonie z policji. Widziałam na twarzy mojej szefowej ogromne zdziwienie i z każdym wypowiadanym słowem, wydawała się coraz bardziej nie rozumieć. Pod koniec mojej opowieści pobiegła do swojego biurka i od razu weszła na tvnwarszawa. Nie wierzyła mi widać. Podniosłam się powoli i podeszłam do niej. Spojrzałam przez ramię na monitor. Po środku widniał nagłówek: “Most Grota nie żyje”. Dosadny, a w połączeniu ze zdjęciem zwęglonego buta małego dziecka i palącego się obok znicza, przerażający.

 

…Na moście Grota około godziny 7:15 wybuchł potężny pożar. Zginęło według szacunkowych danych od 200 do nawet 500 osób. Pracujące na miejscu służby nadal walczą z ogniem i kolejnymi wybuchami aut pozostawionymi na moście. Jeden ze świadków twierdzi, że widział dziwnego potwora, wyłaniającego się z wody. Według relacji miał osiem metrów wysokości. Podobno to on jest odpowiedzialny za tę tragedię……

 

… Byłem w aucie, gdy to się stało. Nad głową nagle wyrosła ogromna na kilka metrów pokryta metalicznymi łuskami szyja. Cała pulsowała, myslalem ze snie, ale nie. Facet w sąsiednim aucie i kilka osób również to widziało. Bez namysłu zaczęliśmy uciekać w stronę wisłostrady. Gdybyśmy wtedy nie zaczęli biec, to bym teraz z Panem nie rozmawiał…..

….

 

Mamy do czynienia z nowym gatunkiem, nieznanym jeszcze nauce. Czy jest to wąż morski, czy coś bardziej tajemniczego? Naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego późnym popołudniem będą badać dno rzeki w miejscu wypadku…..

 

….

 

 

Prezydent Hanna Gronkiewicz zapowiedziała że wszystkie mosty, aż do wyjaśnienia sprawy zostaną zamknięte dla ruchu samochodowego. Linie autobusowe zostaną skrócone do stacji II linii metra….

 

 

Przecierałam oczy ze zdumienia po przeczytaniu tego artykułu i wysłuchaniu relacji świadków. Nie mogłam w to uwierzyć co się dzieje. Całe miasto ogarnęła panika. Widać, że nawet Prezydent umywa ręce od tego co się stało. Wcale jej się nie dziwiłam. Ludzie byli wściekli. Po kilku minutach pojawiły się pierwsze reakcje mieszkańców. Wszyscy ta decyzja byli oburzeni, a najbardziej mieszkańcy Pragi-Południe, którzy nie wyobrażali sobie aby jeździć na Mokotów przez stację Stadion Narodowy. Jeszcze bardziej komiczna sytuacja była na Tarchominie, wszystkie połączenia również autobusowe kończyły swój bieg przy Dworcu Wileńskim. Jak na złość ciągle coś nowego pojawiało się w portalach informacyjnych, nawet na chwilę nie mogłam przestać myśleć o tym co się wydarzyło. Różne myśli napływały do mojej głowy, również te samobójcze. Wiedziałam jednak, że nie mogę tego zrobić, nie mogłam zostawić synka samego. Wyszłam z pokoju i zadzwoniłam do siostry, która od razu zgodziła się pojechać ze mną na komendę i zająć się synkiem, kiedy będę identyfikowała zwłoki.

 

Umówiliśmy się od razu pod jej firmą, tylko musialam jeszcze porozmawiac z szefowa. Wróciłam do pomieszczenia, a ona nagle wstała od biurka i pierwsze kroki skierowała w moim kierunku. Położyła mi rękę na ramieniu i objęła za ramię.

 

– Idź do domu i tak nic nie zrobisz już dzisiaj, nie ma sensu byś tutaj siedziała. Porozmawiam z Adrianem abyś ten tydzień mogła posiedzieć w domu. Przykro mi z powodu tego co się stało, czy mogę Ci w czymś jeszcze pomóc?

 

– Nie, dziękuję. Poradzę sobie.

 

– Pamiętaj jednak że możesz na mnie liczyć. Ja wracam do pracy.

 

Jola wróciła na swoje miejsce i dalej przeglądała artykuły na portalach informacyjnych. Miałam wrażenie, że to wszystko co mówiła było strasznie sztuczne i wymuszone, dlatego nie chciałam od niej żadnej pomocy. Szybko wyszłam z pomieszczenia i zjechałam na dół windą . Słońce przygrzewało, czułam na karku gorący rumieniec, otulający zmęczone ramiona. Ocknęłam się, gdy nagle ulica przejechał powoli samochód. Czerwone auto dojechało do skrzyżowania na którym czekałam aby przejść na drugą stronę ulicy. Nagle całe ciało przeszedł dziwny dreszcz, spojrzałam na kierowcę. Mimo upału miał założony kaptur na głowę, nie mogłam, rozpoznać jego twarzy. Czułam się dziwnie, nie mogąc złapać kontaktu wzrokowego. Nagle poczułam na ramieniu lodowaty dotyk, szybko odwróciłam głowę do tyłu, lecz nikt za mnie nie stał. Dotknęłam skóry w tym miejscu, była nadal lodowata, a małe kropelki wody niczym rosa, spływała swobodnie po plecach. Na moment zapomniałam o wszystkim i skupiłam się na tym dziwnym zjawisku. Cały świat wokół przestał się poruszać, a wewnątrz słyszałam tylko żal, który wylewał się z każdej strony.

 

O tej porze najbardziej ruchliwa ulica w okolicy, była prawie pusta. Większość pracowników z biurowców wokół, poszła na lunch. Dopiero przy samym budynku firmy, w którym pracowała siostra, zrobił się straszny tłok. Większość ludzi wpatrywało się w niebo. Nagle powietrze rozdarł potężny huk, a towarzyszącą temu fala uderzeniowa zwalila mnie z nóg. Poleciałam do tyłu uderzając głową o chodnik. Na chwile stracilam kontakt z rzeczywistoscia. Cały świat wokół pociemniał. Gluchy,dudniacy bol uderzal co chwila w moja głowę. Do oczu napłynęły łzy, gdy ktoś znów włączył światło, wszystko bylo jak za mgła. Nie bylam wstanie niczego rozpoznać. Każdy kształt zbił się w jedno wielkie zbiorowisko niewyraźnych pikseli. Leżałam kilka chwil, gdy nagle usłyszałam znajomy głos.

 

– Nic Ci nie jest?

 

– Monika!? Jak dobrze Cie slyszec. Głowa mnie boli nadal, ale samo uderzenie nie było takie mocne.

 

– Wybralas słaby moment na żarty. Ty na prawdę nie wiesz co się stało. Daj rękę.

 

Monika wyciągnęła do mnie dłoń, a ja lekko podpierając się na drugiej, wstałam. Świat nadal wirował wokół mnie. Budynki jaśniały dziwnym blaskiem. Żółto– czerwone kolory przeplatały się wokół. Zawroty głowy powoli ustępowały, wzrok wracał do normy.

 

– Boże!- krzyknęłam przerażona.

 

Budynki płonęły żywym ogniem, a wszędzie leżało porozbijane szkło.

 

– Co się stało?

 

– Nie uwierzysz….

 

W jej oczach zobaczyłam przerażenie.Pierwszy raz moja siostra była blada jak ściana.

 

– Uwierzę jak mi powiesz. – Monika zagryzła wargi i zaczela opowiadac.

 

Wyszłam z pracy i spojrzałam na ulice. Po środku stała jakaś niewyraźna postać. Ubrana była w czarną bluzę. Nagle usłyszałam huk. Wszystkie budynki wokół mnie zaczęły płonąć, a potężna fala uderzeniowa zwalila mnie z nóg. Na szczęście skryłam się w bocznej uliczce. Potem słyszałam tylko dźwięk rozbitego szkła. Dopiero po chwili wyjrzałam zza rogu, czekałam aż wszystko ucichnie. Resztę znasz.

 

Poczułam dreszcze na całym ciele. W głowie kłębiło się coraz więcej pytań, ale wiedziałam, ze nie ma na to czasu. Pozbierałam się szybko, otrzepałam ubranie i włosy ze szkła. Nie chciałam czekać na pogotowie i ruszyłyśmy na przystanek tramwajowy.

 

 

….

 

Na wyświetlaczu metra co chwila pojawiały się informacje na temat aktualnej sytuacji w mieście. Zamykano coraz więcej ulic, właściwie prawie cała saska kępa została ewakuowana w głąb dzielnicy. W Rembertowie wojsko zorganizowało pole namiotowe dla ponad 10 tysięcy osób, to samo działo się w morach i Bemowie. Warszawa przestała istnieć jako organizm. Jedynym bezpiecznym połączeniem stała się II linia metra.

 

….

 

Poczułam uderzenie gorąca, gdy stanęliśmy na przeciwko żółtego budynku komisariatu przy Jagiellońskiej. Elewacja odstraszała i nie zachęcała do wejścia. Czułam ucisk na żołądku, pierwszy raz miałam spocone dłonie. Nie mogłam opanować łez, które same napływały do oczu. Czułam jak grunt osuwa mi się pod nogami. Oddech z każdą minutą stawał się coraz cięższy, a nogi były jak z waty. Stanęłam za progiem, czyste i sterylne korytarze przypominały mi szpital na Banacha. Brakowało tylko łóżek, którymi przewożono chorych z karetek. Siedzący na dyżurce policjant bawił się telefonem, gdy podeszliśmy do okienka. Odbijające się od łysej głowy, światło zaczęło migotać.

 

– Dzień dobry, szukam Marka Rokitnika…

 

– Dzień dobry Pani Agnieszka?

 

– Skąd Pan wie…?

 

– Intuicja – uśmiechając się pod nosem – Przepraszam, ale gdy zobaczy Pani zwłoki męża, nie będzie wstanie wypowiedzieć ani słowa. Proszę się nie martwic zaprowadzę Was do niego.

 

Wysoki mężczyzna wyszedł z dyżurki i spojrzał na nas. Chyba był zdziwiony, gdy zobaczył wózek i śpiące w nim dziecko. Nie chciałam zostawiać synka w przedszkolu, jakby okazało się, że identyfikacja zwłok, znacznie się przedłuży, dlatego najpierw wróciliśmy na Białołękę. Na szczęście synek zasnął od razu, gdy tylko weszłyśmy do autobusu.

 

Korytarz główny prowadził do schodów, wokół którego znajdowało się kilka gabinetów, lecz żaden nie należał do komendanta. Policjant z dyżurki zatrzymal sie na koncu i zapukał w zielone drzwi.

 

– Proszę – odezwał się głos ze środka pokoju.

 

Pomieszczenie było bardzo małe, nigdy nie byłam na polskim komisariacie, ale wyobrażałam sobie go inaczej. Na czerwonym, obrotowym fotelu siedział mężczyzna. Rozmawial przez telefon, gdy weszliśmy do pomieszczenia. Był poddenerwowany, co chwila poprawiał krzaczaste brwi i gładził łysą potylicę. Jego wzrok obserwował co chwila kogoś innego, gdy skończył rozmowę, wyprosił dyżurnego i poprosił abyśmy usiadły na krzesłach, stojących naprzeciwko jego biurka.

 

– Dziękuję, że udało się Paniom przybyć trochę wcześniej. Za nim przejdziemy do sedna sprawy, muszę o czymś poinformować.

 

-Nagle mężczyzna wstał i podszedł do sejfu, stojącego po prawej stronie od biurka, i go otworzył. Wyciągnął zalakowana kopertę A4 i położył przed nami.

 

– Co to jest!?

 

– Akta sprawy, które przesłał nam francuski komisariat w Paryżu.

 

– Jaki związek ma ona ze śmiercią mojego meza?

 

– Na pierwszy rzut żadna, ale gdy pokaże coś Pani…

 

Usiadł znów na fotelu i po kilku kliknieciach myszka, odnalazl folder ze zdjęciami. Odwrócił monitor w naszą stronę i uruchomił pokaz slajdów. To co zobaczyłam na fotografiach przeraziło mnie, zwęglone ciała, płonące samochody, ludzie skaczący z mostu. Wśród nich był również krótki filmik, po którego obejrzeniu nie byłam w pierwszym momencie nic powiedzieć, sparaliżował mnie strach. Po moście chodziła dziwna postać ubrana w czarny płaszcz. Nad nią unosił czarny płomień.

 

– Ten filmik odzyskaliśmy z telefonu, który znalazł na plaży jeden z mieszkańców, na wysokości Tarchomina, 2 godziny po tragedii.

 

– Co to jest?

 

– Nie jesteśmy pewni, zbadaliśmy autentyczność filmu i nie znaleźliśmy aby w jakikolwiek sposób, mógł zostać poddany obróbce… W kopercie znajdzie Pani więcej tych anomalii. – rzekł wskazując wzrokiem na leżąca przed nią kopertę.

 

Pierwsza strona była spisana w języku francuskim i zawierała nazwę sprawy: “Fantôme de la seine”, godło francuskie i nazwę komisariatu wraz z adresem. Na następnych kartkach wszystko było opisane już po angielsku, więc bez problemu udało nam się zrozumieć każde słowo.

 

Po kilku chwilach zrozumiałam, że na świecie dzieje się coś dziwnego. Duch z Sekwany to nie jedyny przypadek, tajemnica postać pojawiała się w wielu miejscach we Francji i na świecie. Przy samym końcu były również materiały FBI, Interpolu i wielu innych wywiadów państw z całego świata. Zdjęcia przerażały, jedno z nich pochodziło z 11 września 2011 roku, dokładnie w tym samym dniu, w którym doszło do zamachu na World Trade Center. Fotografia przedstawiała ludzi uciekających w popłochu, nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby w tle nie pojawiła się tajemnicza postać. Stała tyłem do płonących już wież World Trade Center. Wokół niej roztaczały się dziwne, ciemne i niewyraźnie macki. Na innym zdjęciu ktoś zrobił zbliżenie twarzy, lecz nie było jej widać, wręcz przeciwnie, pod kapturem unosiła się czarna mgła.

 

Relacje świadków opisywały przedziwne zjawiska. Podczas ataku na World Trade Center wiele osób widziało płonące kule nad Central Park i czerwony księżyc. Po badaniu nie stwierdzono zadnych zaburzen ani chorób. Wygladało to na zbiorowa halucynację, ale nią nie było.

 

Na ostatnich stronach raportu, znajdował się raport podsumowujący wszystkie spraw. Nie było w nim żadnych konkretów. Opisywał jedynie zjawisko ducha, które pojawiało się całkowicie losowo, a jedynym jego wspólnym mianownikiem były tragedie, do których dochodziło. Śledczy różnych krajów próbowali ustalić jakiś wzór, który łączyłby wszystkie sprawy, lecz nie potrafili znaleźć jakichkolwiek zależności. Nagle drzwi gabinetu otworzyły się gwałtownie, a do środka wtargnął blond włosy policjant.

 

– Panie komendancie dzwonil Oficer… zbierają siły ze komisariatów. Pod stacją rondo Daszyńskiego doszło trzęsienia ziemi, tysiące osób znalazły się pod gruzami.

 

– Czy miał na to wpływ Duch? – zapytałam.

 

– Gdybym odpowiedział na to pytanie, musiałbym Panią zabić. Miałem jedynie przekazać raport, a o reszcie spraw nie będę rozmawiał.

 

Komendant odwrócił się na chwilę plecami do mnie, zadzwonił z telefonu leżącego na biurku i po chwili wydał rozkaz wyjazdu wszystkich radiowozów.

 

– Drogie Panie, musicie opuścić mój gabinet. Zaprowadzę Was teraz do kostnicy.

 

Mężczyzna zatrzasnął drzwi za sobą i zamknął je na klucz. Ruszył szybkim krokiem, przecinając kilka korytarzy, na końcu jednego z nich znajdowały się ciężkie, metalowe wrota. Zabezpieczone przed wyważeniem i podwójnym zamkiem. Kostnica mogła spokojnie, służyć za sejf. Pęk kluczy zadzwonił, przerywając głuchą ciszę. Zamek zazgrzytał. Mężczyzna powoli pociągnął za klamkę. We wnętrzu panowała niebywała czystość i porządek. Od razu poczułam uderzenie gorąca, mimo że w pomieszczeniu było, ustawione zaledwie kilka stopni. Po środku sali stał duży, metalowy stół, na którym prawdopobnie przeprowadzano sekcję zwłok. Nagle zrobiło mi się niedobrze, powietrze falowało i z każdą chwilą było coraz gęstsze. Nie mogłam oddychać, momentalnie zaczęłam się dusić i kaszleć. Rozejrzałam się wokół. Nie było ze mną komendanta ani siostry, drzwi były zamknięte. Chwyciłam za klamkę, drzwi ani drgnęły. Szarpałam się z nimi przez chwilę, lecz nie przyniosło to żadnego skutku.

 

Nagle powietrze rozdarł metaliczny pogłos. Poczułam ucisk w gardle. Spojrzałam w stronę źródła dźwięku i zobaczyłam przerażający widok. Jedna z szuflad od szafy stojącej przy ścianie, powoli zaczęła się wysuwać. Serce waliło jak oszalałe, ledwo mogłam złapać oddech. Przed dłuższą chwilę spoglądałam w tamtą stronę, lecz nie mogłam zrobić nawet kroku. Strach mnie sparaliżował. Poczułam zimny dreszcz na plecach. Nagle usłyszałam odgłos człapania. Momentalnie zamarłam, nie byłam wstanie spojrzeć za siebie, ani zrobić kroku do przodu. Ogarnął mnie paraliż, a odgłosy stawały się coraz głośniejsze, aż nastała głucha cisza. Poczułam przez moment ulgę, lecz gdy na szyi pojawił się ciepły oddech, wszystkie wnętrzności podeszły mi do gardła, a serce zaczął dudnić jak bęben.

 

Odwróciłam się powoli. Podłoga śmierdziała moimi wymiocinami. Na moment strach zniknął i znów powrócił. Poczułam, że mam nogi z waty. Przede mną stał mój mąż. Całego jego ciało pokryły dziwne bąble, a jego skóra przybrała odcień zgniłej zieleni. Spojrzałam na jego twarz, w oczach widać było pustkę. To nie może być prawdziwe – zaczęłam krzyczeć w myślach. Cały świat zaczął wirować i ani na moment nie chciał przestać.

 

-Nie bój się to tylko projekcja – rzekł zachrypniętym, dziwnym głosem.

 

Świat poczerniał, zniknął strach i wszystko co odczuwałam w tamtej chwili. Przez dłuższy moment, znajdowałam się niebycie. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Cząstkowa świadomość w próżni to najgorsza rzecz jaką przeżyłam.

 

Nagle usłyszałam znajomy głos, to była moja siostra. Otworzyłam powoli oczy, jej twarz była spokojna, leżałam przed wejściem do kostnicy. Podtrzymywala moja glowe na dłoniach.

 

– Co się stało?

 

– Zemdlałaś. Odpoczywaj nie będziesz dzisiaj juz do niczego potrzebna. Ciało Konrada zniknęło z kostnicy…

Koniec

Komentarze

Uwaga jak do części pierwszej.

Architekcie, dlaczego podzieliłeś opowiadanie?

Tak zaprezentowane Warszawskie Legendy nie łapią się uwagę dyżurnych, nie mają szans na dostanie się do Biblioteki, że o nominacji do piórek nie wspomnę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Co do warsztatu i samego pomysłu, mam takie same uwagi jak przy pierwszej części. Dlatego najlepiej byłoby, Programisto, gdybyś wrzucał po jednym utworze dziennie. Tutaj w każdy dzień dyżurują inne osoby i wtedy poznasz zdanie szerszego grona odbiorców, a moje podwójnie. :)

Wracając jednak do opowiadania, zgrzytało mi te pięćset zabitych osób, ale poszedłeś dalej w “małą apokalipsę” i to jest ok. Ale pilnuj się, żeby trzymać się faktów i logiki – zbiory strach, panika, nieracjonalne zachowania ludzi itd. Trzeba mieć to porządnie przemyślane, żeby wypaść wiarygodnie.

I właśnie, jeśli chodzi o wiarygodność… Która policja dzieli się ze świadkami wynikami/poszlakami śledztwa? Jaki policjant udostępnia takie dane podczas przesłuchania? I największy zarzut, przez telefon nie informuje się o zmarłych! Jaka jest pewność, że to na pewno on? Przyjeżdża policja, ewentualnie wzywa osobę do okazania zwłok i ewentualnych podejrzeń, tyle.

Komendant odwrócił się na chwilę plecami do mnie, zadzwonił z telefonu leżącego na biurku i po chwili wydał rozkaz wyjazdu wszystkich radiowozów.

 

– Drogie Panie, musicie opuścić mój gabinet. Zaprowadzę Was teraz do kostnicy.

Ale jak? Kostnica na komisariacie? To już nie jest słaby research, ale spora niewiedza. :)

Podsumowując, ćwiczyć należy. A efekty przyjdą same.

Hmmm. Właściwie nie wiem, czy to już koniec opowiadania, czy ciągle nie. Nic się nie wyjaśniło.

Mnie też zaskoczyło, że policja pokazuje takie dokumenty przypadkowym cywilom. Równie dobrze mogliby na FB napisać… Wybuchy, pożar dookoła, a baby idą na przystanek tramwajowy? Nie znam Warszawy, więc podawane nazwy niewiele mi mówią. Może jakieś delikatne wyjaśnienia dla ludzi spoza stolicy?

Błędy podobne jak w części pierwszej, plus kilka nowych.

Widać, że nawet Prezydent umywa ręce od tego co się stało.

Nie pisałabym “prezydent” dużą literą. W końcu to rzeczownik pospolity.

Umówiliśmy się od razu pod jej firmą,

Dwie kobity raczej się umówiły niż umówili.

 pierwsze kroki skierowała w moim kierunku.

Słabo to wygląda.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka