- Opowiadanie: Ikumi - Wezwanie Emilii – Rozdział 1.

Wezwanie Emilii – Rozdział 1.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Wezwanie Emilii – Rozdział 1.

Księga Pierwsza

 

Nim ujrzymy las

 

Rozdział 1.

 

Badania pani psycholog.

 

– Na nasz uniwersytet dostaje się niewiele kobiet. To normalne w dzisiejszych czasach. Jeszcze mniej dochodzi w swej edukacji tak daleko. Chyba żadna. Tym bardziej mnie dziwi, że zamiast pójść na łatwiznę, jak większość studentów pani wybrała osobę, która na uczelni ma opinię największego złośliwca i upierdliwego starca. Mając oczywiście świadomość, że praca naukowa, którą zadam będzie tak trudna jak to tylko możliwe. Jeszcze można się wycofać, panno…

– Emilia Liddell – powtórzyła po raz kolejny w ciągu ostatnich piętnastu minut młoda studentka, poprawiając czarny kosmyk, który wypadł z ciasno upiętego koka na okrągłe okulary. Jej mała, owalna twarz i szare, jakby wyblakłe oczy promieniowały chęcią do działania, co nie uciekło uwadze sędziwego Mattersona.

– Tak, tak, panna Emilia… Mówiłem już pani, że to ładne imię? – Spytał również po raz kolejny w ciągu tej rozmowy promotor, pamięć wyraźnie miał krótką nie tylko do imion. Poprawił marynarkę opinającą się na brzuchu wielkości i kształcie globusa, dyskretnie spojrzawszy na zegarek. W domu czekała już na niego żona z ciepłym posiłkiem. Nie wiedział jednak jeszcze, że żona już go nie zobaczy. – Wracając do pani pracy dyplomowej… Będzie to zadanie ciężkie, nie tylko w kwestii materiałów, ale także psychicznie. Mam na myśli pani psychikę. No ale tak to już bywa w fachu psychologa, trzeba być gotowym na wszystko.

Zapadła między rozmówcami chwila ciszy, nie przerywana nawet najmniejszym hałasem. Wykładowca w tym czasie wiercił czarnowłosą spojrzeniem swoich małych oczek, jakby szukając jakieś skazy na diamencie, podejrzewanym o bycie zwykłym kawałkiem szkła.

– Chyba już coś dla pani mam… – odezwał się w końcu, lecz niepewnie.

Poruszył się niespokojnie w fotelu, rozejrzał wkoło, jakby szukając szpiegów. Nie ujrzawszy żadnych uszu wystających ze ścian, sięgnął za pazuchę po pęk kluczy. Wybrał najmniejszy z nich i cichym krokiem, niepasującym do grubego cielska, podszedł do szafki na akta, stojącej pod ścianą. Szafka miała wściekle czerwony kolor. Emilia uśmiechnęła się kącikiem ust. Dobrze wiedziała, co to oznacza. Przypadki specjalne, o których w teorii studenci nic nie wiedzieli. W teorii. Bo trudno nie zorientować się, do kogo należą wrzaski dobiegające spod podłogi, kiedy przez pięć lat człowiek poznaje symptomy każdej możliwej choroby psychicznej. Jednak była to jedyna wiedza, jaką posiadali uczniowie na temat przypadków specjalnych. Tym bardziej Emilia była uradowana, nie dość, że była jedynym upoważnionym do wiedzy zaklętej studentem, to była kobietą. Wyrobienie sobie marki było tylko kwestią czasu.

Matterson zaczął ostrożnie przegrzebywać akta w żółtych teczkach. Połączenie barw żółci i czerwieni okazało się być dla Liddell bolesne, musiała odwrócić wzrok. Kiedy chusteczką ocierała załzawione oczy coś wylądowało na jej nogach. Założyła okulary i spojrzała na okładkę.

– Natasha Hargreaves – rzekł dostojnym tonem mężczyzna, siadając za biurko. – Ta dokumentacja zapewne się przyda.

Emilia rozwiązała wstążkę i zaczęła przeglądać białe strony, kiwając głową.

– Autyzm schizofreniczny, nerwica natręctw, paranoje, myśli samobójcze, ataki histerycznego śmiechu… Zalecane, pozbawienie marzeń sennych, dalsze badania… To wszystko w jednym – przerwała na chwilę, szukając daty urodzenia na pustej okładce – piętnastoletnim dziecku? Niech profesor mnie źle nie zrozumie, ale to aż śmieszne, takie przypadki się nie zdarzają. Za przeproszeniem, ale tacy szybko umierają.

– Cóż, Hageravesówna to przypadek specjalny. – Mruknął. – Powiem pani ciekawsze rzeczy.

Studentka natychmiastowo zamieniła się w słuch, co uradowało stare serce staruszka.

– Natasha to moje oczko w głowie od kilku lat… Tak, tak, kilku, przebywa u nas już osiem lat. Otrzymaliśmy ją po tym, jak znaleziona została wśród sterty trupów… Co się pani tak patrzy, mówiłem, że będzie łatwo? Nie wiadomo, czy jej psychika zniszczyła się po tym, jak znalazła się wśród zwłok, czy przypadkiem nie było tak, że… Podejrzewamy, że ona już wcześniej była wariatką, sama zabiła tamtych ludzi. Siedmiolatka mordująca ludzi, to ci ciekawostka, hm? Jak pani również zwróciła uwagę, pomimo wykrycia u niej wielu schorzeń, coś trzyma ją przy życiu. Nie wiemy co.

– Chcę, aby pani dogłębnie przebadała i przeszukała jej umysł. Co do centymetra! Każda jej myśl ma być pani znana na pamięć, każde jej uczucie, każde jej wspomnienie, wszystko co tylko się da! Ma stać się dla nas otwartą księgą, którą można będzie czytać dzieciom w ramach przestrogi.

– Ale jak ja mam ją badać? – Czarnowłosa przerwała niepewnie wywód doktora. – Z tego co tu widzę, jest śmiertelnym zagrożeniem, pod ciągłą obserwacją. Panie profesorze, nie wejdę jej przecież do mózgu…

– Czyżby?

Kobieta poprawiła w zaskoczeniu okulary, szukając w pamięci, o co mogłoby chodzić staruszkowi.

– Czy my… Czy na uniwersytecie znajduje się… TO?

– Tomograf Obrazowy? Jak najbardziej. I otrzyma pani ode mnie przepustkę i zezwolenia, na korzystanie z całego, dostępnego nam sprzętu. Co pani na to?

– Jestem w szoku… – wyznała szczerze, wiercąc się niespokojnie w podnieceniu. – Na całym świecie podobno są tylko dwa takie urządzenia… To niesamowite, że będę miała możliwość z niego… No właśnie – zamyśliła się na chwilę, szukając odpowiednich słów. – Czy aby to dobry pomysł? Działanie tego urządzenia jest mi znane tylko z teorii. Co prawda, udało mi się zdobyć literaturę poświęconej TO, ciężko było, ale teoria to nie to samo, co praktyka…

– Chce pani odwiedzić teraz Natashe?

Emilia otworzyła i zamknęła kilka razy usta w zdziwieniu, niczym ryba. „Cóż za zaskakujący dzień, pełen niespodzianek i wartkiej akcji, pozbawionej jednak nagłych zwrotów. Coś się dzisiaj złego stanie, nim jeszcze słońce zajdzie." – Myślała gorączkowo. Lecz zanim podzieliła się swoimi przemyśleniami, Matterson wstał ciężko z fotela i kaczkowatym chodem podszedł do drzwi, otwierając je i elegancko przytrzymując.

Ruszyli spokojnie korytarzami z czerwonej cegły. Godzina była już stosunkowo późna, wszyscy studenci wrócili do domów, tak więc nikogo nie spotkali po drodze. Cisza zalegała przestrzeń, niczym całun. Przewodnik niespodziewanie skręcił w boczny korytarz, prowadzący do wspólnego gabinetu profesorów, w którym odbywały się narady. Nie wpuścił Emilii do środka, zaś sam sięgnął jedynie po słuchawkę telefonu wiszącą zaraz przy drzwiach. Wykręcił na tarczy jakiś numer wewnętrzny i czekał z zniecierpliwioną miną.

– Profesor Matterson, chce przedstawić jednej ze studentek jej nowy obiekt badań – mruknął, kiedy ktoś w końcu odebrał. – Proszę przygotować obiekt… 5121181. Tak, proszę uruchomić TO. Nie przesadzić z środkami uspokajającymi, chciałbym, aby panna Liddell ją dokładnie poznała.

Ktoś po drugiej stronie najwyraźniej odpowiedział twierdząco, gdyż doktor odłożył słuchawkę i ponownie poprowadził przez budynek. Ponownie zaskakując dziewczynę, odezwał się miłym głosem.

– Podobno i pani miała problemy z psychiką.

Emilia zatrzymała się jak wryta. „To tylko i wyłącznie moje wspomnienie, o którym nikomu nigdy nie mówię. Każdemu rodzice mogą umrzeć, więc nikogo nie ciekawi, co się wydarzyło" pomyślała zaskoczona.

– Tak… Były spowodowane szokiem. – Dobierała ostrożnie słowa. – Byłam jedyną… Jedyną osobą, która przeżyła wielki pożar w mojej miejscowości. Nikt nie wie, jak do tego doszło, nawet ja. Przez dwa lata byłam leczona z szoku spowodowanego tymi wydarzeniami. Nic nie pamiętam. Ale to już przeszłość, z którą świetnie sobie poradziłam.

– To dobrze. – Skwitował przyjaźnie staruszek. – Ponoć co człowieka nie zabije, to wzmocni.

Czarnowłosa niepewnie się uśmiechnęła, poszli dalej.

Cisza zalegająca korytarze prysła niczym mydlana bańka, kiedy dotarli na parter. Teraz, kiedy nikogo nie było w budynku aż nadto było słychać opętańcze wrzaski. Skrzywiła się odruchowo, gdy rozległ się krzyk, jakby kogoś mordowano. Próbowała nie myśleć o tym, co dzieje się na dole.

„Chyba nie chciałabym być jednym z tych, którzy lezą tam na kozetkach, przymocowana łańcuchami i poddawana elektrowstrząsom."

Została poprowadzona dalej, aż do schodów, prowadzących do podziemi. Drogę zagradzała stalowa krata.

„Niczym w zoo, za kratą trzymają niebezpieczne bestie." – Przeszło jej przez głowę, kiedy wrota same się otworzyły i poszli w głąb ciemności.

Podziemie wyglądało całkiem inaczej, niż reszta uniwersytetu. Wszystko było tu idealnie, jak od linijki, nie było żadnych zdobień, ani łukowatych sklepień. Ściany były sterylnie białe. Za białe. Nie było widać, gdzie się kończą, a zaczyna się sufit, czy podłoga. Nie było żadnych mebli, jedynie pancerne wrota. Nim weszli do środka dostała ochraniacze na uszy, wzięte nie wiadomo skąd. Lecz zaraz było jej dane zrozumieć, po co one były.

Gdy brama się rozwarła, jej uszy pomimo ochraniaczy zaatakował jeden, ogromny wrzask. Kobieta przycisnęła słuchawki dłońmi, jednak niewiele to dało. Hałas był nie do wytrzymania.

Korytarz znów był nieskazitelnie biały, tym razem jednak po obu stronach ciągnęły się rzędy drzwi, z zakratowanymi okienkami. W przeciwieństwie do ścian, niektóre z wejść pokryte były zeschłymi plamami krwi. Setki zestresowanych pracą ludzi krzątało się między klatkami dla dzikiej, ludzkiej zwierzyny. Kitle niektórych z pracowników niewiele lepiej wyglądały od zakrwawionych kratek w oknach. Wyraźnie starsi rangą w hierarchii wyglądali o wiele lepiej i o wiele spokojniej. Robili notatki, od czasu do czasu przygotowując zastrzyki z wściekle różowym, czy czerwonym płynem. Liddell i Matterson wyglądali w tym towarzystwie jak intruzi. Co było dla dziewczyny ciekawe, nikt nie zwrócił na nich uwagi. W tym szaleństwie nic już ich nie dziwiło.

„Uśpili sumienia i rozum. Nieświadomie zamieniają się w demony gorsze od tych w klatkach." – Ze strachem odkryła studentka.

Promotor prowadził dalej, nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na wrzaski. On również był wyraźnie przyzwyczajony.

Skręcili w kolejny hol, zakończony następnym pancernym wejściem. Tym razem, zabezpieczonym panelem do wpisania kodu.

– Kod to 336699 – przekrzykiwał rumor staruszek w garniturze. – Radzę się pani przyzwyczaić do tego hałasu, innego przejścia nie ma.

Kobieta kiwnęła głową i utkwiła wzrok w rozsuwających się płatach stali.

Gdy drzwi się już za nimi zatrzasnęły z ulgą zdjęła ochraniacze. Znów ściany były śnieżno białe. Drzwi również, było też ich mniej, niż w poprzednim korytarzu. I nie miały żadnych okienek, nawet zakratowanych, były tylko ekrany obok każdego wejścia, pokazujące widok z kamer, umieszczonej w każdej izolatce. Emilia wolała nie patrzeć, co monitory pokazywały. Tym bardziej, kiedy dostrzegła przy każdych drzwiach coś na rodzaj pionowych leżanek z pokrwawionymi, skórzanymi pasami, umieszczonymi co kilkanaście centymetrów, uniemożliwiając jakikolwiek ruch uwięzionemu.

Jednego takiego pojazdu brakowało.

– Proszę za mną – ponaglił promotor, wskazując następne przejście.

„Niczym w piekle Dantego, kolejne drzwi, do kolejnego poziomu… To będzie czwarty. Chyba nie chce wiedzieć, jak wygląda on i pozostałe pięć." – Poczuła, jak po plecach przechodzi jej zimny dreszcz.

Lecz czwarty poziom nie okazał się być taki zły. A i piąty miała okazję ujrzeć przez szkło. Przez szkło, za którym nie chciałaby się nigdy znaleźć.

Sala była ciemna, wszędzie mieniły się kolorowe diody. Powietrze przesycone było skupieniem naukowców, ustawiających wszelkiego rodzaju wskaźniki. Cały gabinet wyglądał jak wnętrze monitora.

Kineskop skierowany był na pokój obity materacami i samotną czarnowłosą dziewczynkę w białej sukience.

Dziecko było przymocowane do pojazdu, którego brakowało w holu. Wyraźnie nie był przystosowany dla kogoś tak małego, kilka niezapiętych pasów wisiało po bokach. Piętnastolatka patrzyła na ludzi za szkłem.

„Za, czy przed szkłem?" – Myślała z lekką złośliwością Emilia. – „Czy to my się chronimy przed nią, czy może to ona jest jednak chroniona przed nami?"

Smutne spojrzenie nastolatki zdradzało to drugie.

W tej samej chwili ktoś w kilcie wszedł do niej z jakimś ustrojstwem w dłoniach. Wyglądało jak gruba opaska na włosy z dwiema przyssawkami na końcach. Mężczyzna podszedł ostrożnie do pacjentki i jakby bojąc się, że może ugryźć założył jej ostrożnie kaganiec.

Nie buntowała się nawet w najmniejszym stopniu. Schyliła głowę, aby było łatwiej założyć jej stalową maskę na szczęki. Następnie pozwoliła, aby nałożono jej na oczy opaskę z neuroprzekaźnikami. Założona na skronie przesłona wystrzeliła płytowymi okryciami w górę i w dół twarzy małej. Natasha pokręciła bezradnie głową na boki. Najwyraźniej nie był to pierwszy raz, kiedy miała to na twarzy.

– Proszę za mną – usłyszała znienacka za sobą głos Emilia. Odwróciła się do naukowca. Niczym się nie wyróżniał, wyglądał niczym klon pozostałych. Wywołało to w niej nie lada panikę. – Zaprowadzę panią do komory Tomografu. Zapewne pani jeszcze nie miała możliwości korzystania z tej technologii. A może posiada pani jakąś wiedzę na temat tego urządzenia.

– Trochę czytałam. – Przyznała nieśmiało. – Znam ogólne działanie urządzenia. Wiem, że to co założyliście obiektowi 51…

– Wystarczy Natasha.

– Wiem, że to co założyliście Natashy na głowę to przekaźnik neuronowy, działający na identycznej zasadzie co rezonans magnetyczny, tylko znacząco zminiaturyzowany. Przekazuje obraz mózgu do komputera. Jednak dzięki specjalnym udogodnieniom pozwala odbierać i przekazywać dalej, do pojedynczego odbiorcy, sygnały wysyłane przez mózg. Myśli człowieka. Pokazuje je odbiorcy w postaci obrazów, który jednakowoż nie może w żaden sposób na te myśli wpłynąć. Tak jakby po prostu oglądał film.

– Bardzo dobrze, bardzo dobrze. – Odrzekł wyraźnie zadowolony naukowiec. Widać było, że nie miał ochoty przeprowadzać szkolenia dla niedoświadczonej studentki. – Tak jak pani mówiła, można odbierać sygnały mózgu i je oglądać. Może to robić tylko jedna osoba, umieszczona w komorze TO. Zaraz panią do niej zaprowadzę ale wcześniej muszę panią ostrzec, że większość pani wiedzy może okazać się w przypadku obiektu 5121181 trochę… Nieaktualna.

– Na pewno miała pani okazję czytać, jak wygląda wnętrze umysłu ludzi, podczas takiej projekcji. Często trudno określić jednoznacznie, z czym mamy do czynienia. Myśli zazwyczaj przypominają płynną, chaotyczną masę. Trudno z tego czegokolwiek się dowiedzieć. Głównie dlatego nikt nie pisze się na produkcję więcej urządzeń typu TO. Ponieważ są mało przydatne na krótką metę.

– Lecz wszystko, czego pani nauczyła się z książek w głowie Natashy będzie bezużyteczne. Jej myśli są aż do przesady uporządkowane, nie przypominają w żadnym stopniu tego, co do tej pory ludzkość poznała. Dlatego proszę uważać, nie chcielibyśmy, aby coś panią złego tam spotkało. A można się spodziewać naprawdę wszystkiego…

– No to mnie pan nastraszył… – Szepnęła Emilia, poprawiając niesforne włosy.

– Lepiej, żeby pani bała się tu, niż tam. Dla pani będzie to o wiele bardziej bezpieczne, szczególnie po tym, co pani miała już okazję przeżyć…

Kobieta nie ukrywała zaskoczenia. Zanim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć wskazano jej, gdzie ma usiąść do badań.

Studentka nie zdołała powstrzymać westchnienia podziwu. Przed nią otwierała się komora wizyjna Tomografu Obrazowego. Białe wnętrze było wyprofilowane tak, ażeby można było wygodnie położyć się w bezpiecznej pozycji. Na obu ścianach komory znajdowało się po kilkanaście okrągłych otworów, z których jak wyczytała Emilia, miały wydostać się przyssawki neuronowe na wysięgnikach, kiedy zostanie już zamknięta w środku. Podniecenie kobiety sięgnęło zenitu i nie czekając na zachęty weszła po schodkach do urządzenia w kształcie wydłużonego jajka.

– Proszę tylko sobie nie rozbić głowy – Usłyszała czyjś głos, kiedy stalowy kokon na podwyższeniu zaczął się obracać w kierunku szyby. – Niech pani wygodnie się położy i niczym nie przejmuje, nad wszystkim panujemy, urządzenie zostanie przez nas uruchomione tak, aby pani nic nie groziło. Za chwile zamknie się nad panią pokrywa, proszę nie panikować. Jak już się zatrzaśnie nie będzie pani słyszała żadnego dźwięku z zewnątrz, proszę się tym nie przejmować. Gdyby stało się coś niepokojącego, komora otworzy się samoczynnie.

– Rozpoczynamy sekwencje uruchomienia Tomografu Obrazowego. Obiekt 5121181, badanie numer 3. Prosimy o odłączenie prądu na pozostałych ośmiu poziomach.

Liddell dostrzegła, jak zamyka się nad nią płyta TO. Czuła się niczym w tytanowej trumnie.

„Mam złe przeczucia" – myślała w mijającym szybko podnieceniu. – „Nie chciałabym tu zostać zatrzaśnięta."

Wokół niej była już tylko cisza i ciemność. Myślała, że umarła, że już nigdy się to nie skończy, kiedy usłyszała delikatny szum, a następnie coś przykleiło się do jej głowy, po obu stronach czaszki. Poczuła delikatne ukłucie na wysokości łokcia. Coś pulsowało w jej żyłach, oczy same się jej zamykały, jakby od dawna nie spała.

Kolejna.

Mrok umysłu rozjaśniały nieprzyjemne, niebieskie błyski, jakby ktoś mocno jej naciskał na powieki. Próbowała spojrzeć, co jest wokół niej, nie mogła się jednak nawet ruszyć. Czekała, niczym zamrożona. Zmrożona strachem.

Czemu nas tak wiele, czemu pyta się Kruk, a przytakują mu drzewa…

– Czy ktoś coś mówił? – Myśli Emilii przeobrażały się w pustce w głośne krzyki. – Czy ktoś tu jest? Natasha?

Słucham?

Kobietę znów przebiegł

zimny dreszcz po plecach. Czemu mnie się boisz?

– Kurwa – wymknęło się studentce, zapominając, że słychać jej myśli. Miała tylko nadzieję, że nikt z zewnątrz nie ma podglądu. – Ciemno tu trochę.

Niebieskie błyski zaczęły zmieniać kolor. Fioletowe, różowe, czerwone, żółte, aż stały się białe i robiło się coraz jaśniej.

Była w jakimś pokoju. Sześcianie. Zaraz się zorientowała, że było to wnętrze kostki Rubika. Nie było ścian, tylko kolorowe, kwadratowe szkła.

Czarnowłosa dziewczynka w białej sukience wyglądała tu, jak wyrwana z filmu. Jedynie oczy miała błękitne, wystraszone.

Emilia sprawdzała energicznie otoczenie. Mogła kręcić tylko głową, reszta jej ciała najwyraźniej nadal była unieruchomiona środkami podanymi w zastrzyku. To co widziała faktycznie było inne od tego, co czytała. Spodziewała się wylądować w bagnie myśli, w masie niezrozumiałych słów i obrazów. Nie oczekiwała również, że spotka Hargreavesówne. Do tego w takim porządku, dosyć zadziwiającym, jak na wariatkę.

– Może to ją dobiło. Cholera. Powinnam się kontrolować. Zaraz… – Liddell poczuła, że serce podchodzi jej do gardła. – Przecież sygnał jest jednostronny. Ja tylko mogę oglądać twoje myśli… Ty nie powinnaś mnie dostrzegać! – Nie była już w stanie panować nad paniką, machała głową, mając nadzieje, że uderzy w pokrywę komory i ktoś to usłyszy. Lecz nie czuła bólu uderzenia. – Halo, przecież ktoś musi mieć podgląd! Coś jest nie tak, wypuście mnie!

Nie wypuszczą, póki nie uznają tego za stosowne. Nie potrzebnie zgodziłaś się na te badania… Pozwoliłaś mi tu wejść… Więc jeśli ktoś powinien tu powiedzieć „cholera" to ja, bo teraz ktoś musi cię ratować.

– Za przeproszeniem, ale co ty pierdolisz?! – Wrzeszczała przerażona kobieta. – Ty to możesz co najwyżej mnie doprowadzić do szaleństwa!

Jesteś pewna, że mogę? Oni już i tak uważają nas za wariatki. Posyłają do mnie takich jak ty w ramach badania „wariatów". Nigdy nie myślicie, że oni już was szukają w waszych umysłach.

– O czym ty do jasnej cholery mówisz?! Niech mnie ktoś stąd zabierze!

Oto się nie martw… Ktoś zabierze. Tylko czy tego chcesz? Nie zawsze droga, która wydaje się być najbardziej bezpieczną w prawidłowym kierunku prowadzi…

– O czym ty…

W królestwie ślepców jednooki jest królem. Lecz ten, kto ma dwoje oczu uznawany jest za demona. Szukają cię i chcą ci zrobić krzywdę. Musisz uciekać.

– Nie rozumiem o czym ty mówisz. Nie podoba mi się to.

Dziewczynka przez cała rozmowę stała tyłem do Emilii, odwróciwszy do niej tylko głowę. Wierciła kobietę spojrzeniem niebieskich, przekrwionych oczu. Uśmiechnęła się podejrzanie. W tym samym Liddell poczuła swąd palonych włosów. Lecz mogła dać głowę, że to nie były jej włosy.

Szukają cię. Musisz uciekać. Nie chcę być winna twego stracenia. Zaczynają się dziać dziwne rzeczy, nie zaprzeczysz. Uciekaj.

– Jestem tu po to, żeby cię badać, a nie… – lecz nim zdążyła coś dodać do jej uszu doszedł dźwięk rozwieranej pokrywy komory TO. W następnej chwili wszystko znikło jej z oczu, zastąpione chwilową ciemnością braku przytomności, będącą normalną reakcją, na nagłe odłączenie. Mrok przed oczami rozjaśniły złociste płomienie niespodziewanego pożaru.

Emilia zakrztusiła się dymem i ostatkiem sił, jeszcze sparaliżowana przez środki rozluźniające, pchnęła odemkniętą płytę kabiny. Spojrzała bezradnie, co się dzieje. Ludzie krzyczeli z bólu, biegali w strachu w kółko, jak przestraszone zwierzęta. W pobliżu leżało dopalające się ciało Mattersona. Przetarła oczy z popiołu i zwróciła twarz w kierunku okna na pomieszczenie, w którym była Natasha.

Dziewczynka spokojnie stała, wciąż przypięta do wózka i z odbiornikiem nałożonym na twarz, chociaż płomienie szalały obok niej. Za nią ktoś stał, cały w czerwieni, wysoki na dwa metry.

Kobieta straciła przytomność i osunęła do wnętrza komory TO.

Otworzyła oczy. Leżała na łóżku, pod kołdrą, w swoim domu.

 

Koniec

Komentarze

Kilka słów objaśnienia:
To dopiero początek, stosunkowo skomplikowanej i wielopoziomowej opowieści, co więc jest teraz niezrozumiałe wyjaśnić się może później. ;) Czas jest bliżej nieokreślony, ale w następnym rozdziale pojawi się podpowiedź, w jakich realiach to teoretycznie się dzieje (chociaż już teraz to jest dosyć czytelne, skoro kobiety miały problem ze studiowaniem).;)
Jeżeli zauważycie w tekście coś dziwnego, niepasującego (i nie jest to błąd stylistyczny xD) to się proszę nie dziwić, tu wszystko ma swój cel. ;)

Stosunkowo często pojawiają się dygresje w postaci myśli bohaterki, nawet nie wiem, czy nie za często, bo mnie osobiście to niezbyt odpowiada, zdania w cudzysłowie lepiej moim zdaniem byłoby zastąpić ogólnikowymi przemyśleniami Emilii. Sytuacja rozgrywająca się w TO buduje napięcie, ponad to cytat Erazma z Rotterdamu wzbudza ciekawość i określa tajemnicę tekstu, ale ten pożar i ostatnie zdanie opowiadania są dla mnie mało zrozumiałe, ale napisałaś, że tak ma być i wszystko się wyjaśni później - trzymam za słowo. Czekam, co będzie dalej, gdyż początek zapowiada się obiecująco.

Czyta się dobrze. Końcówka rzeczywiście mało zrozumiała. Zobaczymy dokąd to zmierza.

Nowa Fantastyka