- Opowiadanie: Darcon - Wspólne ścieżki życia i śmierci

Wspólne ścieżki życia i śmierci

Inspiracją do napisania utworu były ostatnie pojedynki i dominujący w nich motyw starości i śmierci.

Zapraszam uprzejmie do lektury.

 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Wspólne ścieżki życia i śmierci

Przed domem pogrzebowym „Kalia” zatrzymał się firmowy dostawczak. Wysiadł z niego rosły, starszy mężczyzna. Postawił kołnierz od kurtki, wyciągnął skrzynkę z zakupami i ruszył w stronę budynku. W wejściu czekał już na niego pracownik, który kończył właśnie papierosa.

– Na przednim siedzeniu leżą rzeczy klienta, zabierzesz? – zapytał przybyły.

– Pewnie. – Mężczyzna zgasił niedopałek i ruszył w kierunku auta.

Przybysz postawił skrzynkę w korytarzu i zaczekał na rozmówcę. Gdy tamten wrócił, sięgnął do kieszeni kurtki i wyciągnął z niej fotografię.

– Tu masz jeszcze zdjęcie. – Pokazał portret około pięćdziesięcioletniego mężczyzny.

– Cholera, gość mocno się zmienił, dłużej zejdzie.

– Wiem. Dlatego przyjechałem najpierw tutaj. – Obaj ruszyli w głąb budynku. – Słuchaj, Waldek, jadę zaraz po kolejnego. Wyrobicie się do trzeciej?

– Myślę, że tak. Chłopak już jest.

– To dobrze. Jak mu idzie?

– W porządku, ma smykałkę. – Waldek przytrzymał drzwi prosektorium, żeby przepuścić kolegę.

– Cześć, Mariusz! – zawołał przybysz do dwudziestoparolatka, pochylonego nad zwłokami.

– Dzień dobry, szefie. – Chłopak wyprostował się i nieśmiało uśmiechnął.

– Waldek, sprawdzisz, czy jest wszystko? – dodał, odstawiając skrzynkę na stół.

Mężczyzna otarł pot z czoła i podszedł do chłopaka.

– Pamiętaj, żeby obciąć paznokcie.

– Oczywiście, szefie – potwierdził chłopak. – Staram się robić wszystko według wytycznych pana Waldka. Dobrze mi się z nim pracuje.

– No, tak…

– Piotr, te kremy są bez formaliny. – Waldek podał mężczyźnie jedno z opakowań.

– Pokaż… Choroba, a mówiłem dokładnie, jakich potrzebuję. – Spojrzał na kolegę. – Ale masz zapas?

– Tak, to nie takie pilne.

– Dobrze, to wymienię je później. – Piotr zapiął kurtkę. – Muszę uciekać, czas goni. Cześć. Cześć, Mariusz!

– Do widzenia, szefie.

Obaj mężczyźni wrócili do zajęć. Pracowali w milczeniu. Mariusz, przygotowywał dół. Na nogi nikt specjalnie nie zwracał uwagi i ewentualne błędy łatwo było ukryć pod ubraniem. Od góry był Waldek, nowy guru chłopaka.

– Co pan zrobi z uchylonymi ustami? – zapytał, przerywając ciszę.

Starszy z mężczyzn podszedł do półki, wziął małą tubkę i wrócił do stołu.

– Podejdź, zobaczysz. – Otworzył delikatnie opakowanie. – Bierzesz „Kropelkę” i wyciskasz odrobinę na wewnętrzną stronę wargi. Musisz uważać, żeby nie pobrudzić ust na zewnątrz. Klej ciężko schodzi. Zamykasz powoli usta… i gotowe.

– Pan to ma rękę. – Młody spojrzał z uznaniem. – Długo pan się tym zajmuje?

– Niech pomyślę. – Waldek potarł brodę. – Będzie już z piętnaście lat…

– Długo. – Podsumował chłopak. – Nigdy nie miał pan dość? Wie pan, tego wszystkiego, zapachu… Minęły dwa tygodnie i nadal mnie mdli.

– Przejdzie ci. – Mężczyzna machnął lekceważąco ręką. – Każdemu w końcu przechodzi. Nie, nie miałem. Choć to nie było moje powołanie, trafiłem tu zupełnie przypadkiem.

– Tak? A jak to było?

– Cóż, straciłem pracę. Nie mogłem pozbierać się po śmierci żony, tłumiłem wszystko alkoholem. Nie mieliśmy dzieci…

Chłopak rezolutnie nie odezwał się. Czekał, aż starszy mężczyzna zechce mówić dalej.

– Rodzice zmarli dawno temu. – Waldek usiadł na krześle. – Narobiłem długów, kiepsko to wyglądało. Wtedy Piotr wyciągnął do mnie rękę. Znamy się z podstawówki. Zaproponował pracę dorywczą przy zmarłych. Miało być na kilka tygodni, a siedzę tu do dzisiaj.

– Rozumiem…

Wrócili do pracy. Każdy skupił się na swoich czynnościach. Waldek zajął się makijażem. Musiał położyć kilka warstw kremu, żeby uzyskać zadowalający efekt. Mariusz założył skarpetki i spodnie na ciało. Mocował się jeszcze z butami.

– Choroba, nie wchodzą! – zirytował się. – I co teraz?

– Pokaż. – Waldek pomacał stopę i but. – Weź nożyczki i rozetnij je na piętach.

– Jak to? – Zdziwił się chłopak. – To przecież nowe buty.

– No, właśnie. I rodzina chce, by zmarłego w nich pochować, nie na boso. Tnij.

Po rozcięciu weszły już łatwo. Wtedy razem skończyli ubieranie. Mariusz przytrzymał ciało, a Waldek wciągnął podkoszulek i koszulę. Później zawiązał krawat. Na końcu włożyli marynarkę, którą wcześniej musieli dopasować. Była zbyt obszerna.

– Będzie pan malował paznokcie jeszcze raz? – Młody pochylił się na dłonią zmarłego. – Ciemne trochę przebija.

– Nie. Facet ma spracowane dłonie, ciężko tyrał. Powinien mieć małe niedoskonałości. Nie chcę, żeby wyglądał inaczej, niż za życia. Można trochę poprawić wygląd, ale nie można przesadzić.

Postali chwilę w milczeniu.

– Panie Waldku, mogę mieć niedyskretne pytanie?

– Pytaj, najwyżej nie odpowiem.

– Ile pan ma lat?

– Ha! Sześćdziesiąt pięć – zaśmiał się mężczyzna. – A dlaczego pytasz? Wyglądam, jak miałbym już sobie nie poradzić?

– Nie, nie. – Chłopak szybko zaprzeczył. – Chodziło mi… Czy myśli pan czasem o śmierci?

– W tej pracy nie da się o niej nie myśleć. – Waldek poprawił zmarłemu krawat. – Ale o swojej na razie nie myślę, jeśli o to pytasz.

– Nie? Nie boi się pan? – Młody drążył temat.

– Nie, śmierci się nie boję, każdy musi kiedyś odejść… – Mężczyzna spojrzał poważnie na Mariusza. – Boję się czegoś innego.

– Czego?

– Długotrwałej choroby, bycia przykutym do łóżka, czy to w domu, czy w ZOL-u… – Waldkowi nieznacznie opadły ramiona. – Boję się, że nie będę już nikomu potrzebny. Boję się samotności… Teraz mam pracę, robię coś ważnego. Często rozmawiam z rodzinami. Zwierzają mi się, a ja ich wysłuchuję. Jedną z pierwszych rzeczy, której się tu nauczyłem, to słuchać.

Mężczyźni odłożyli ciało do chłodni i zajęli się kobietą, którą w międzyczasie przywiózł Piotr. Skończyli dopiero wieczorem. Z kobietami często schodziło dłużej. Niełatwo z martwego ciała wyciągnąć piękno towarzyszące za życia.

– Możesz już iść, Mariusz. – W drzwiach prosektorium stał Piotr. – Późno się robi.

– Dobrze, proszę pana. – Chłopak poukładał narzędzia na półce, umył się, założył kurtkę i ruszył do wyjścia. – Do widzenia.

– Do widzenia – odpowiedzieli mu obaj mężczyźni prawie równocześnie.

– Sumienny – skomentował Piotr, gdy za młodym zamknęły się drzwi.

– To prawda, szybko się uczy.

Przeszli do pomieszczenia socjalnego.

– Kiedy mu powiesz? – Piotr wstawił wodę na herbatę.

– O czym, że jest martwy? – zapytał Waldek. – Nie wiem, niedługo. Chłopak naprawdę się stara.

– Waldek…

– Wiem, wiem – westchnął mężczyzna. – Każdy musi kiedyś odejść… Powiem mu jutro.

Koniec

Komentarze

Chyba od wyjścia “Szóstego Zmysłu” nikogo taki twist nie zaskoczy, ale tekst jest dobrze napisany, przyjemnie się go czyta, dialog jest płynny i praktycznie nie ma błędów. Uwaga tylko jedna:

 

“– A dlaczego pytasz? Wyglądam, jak miałbym już sobie nie poradzić?” -“Wyglądam, jakbym miał już sobie nie poradzić?”

ironiczny podpis

Puenta jakoś mocno nie dotknęła. Tekst poprawny, czytało mi się go dobrze (choć teksty obyczajowe to nie moja do końca broszka), czekałem na końcowy twist. I kiedy wylądował, to w sumie po mnie spłynął. Przy czym czuję, że to raczej przez nagromadzenie tej całej duchowo-halloweenowej ilości opowiadań na stronie :) Tak więc wina leży raczej po mojej stronie.

Podsumowując: fajny tekścik, ale jakoś mocno nie dotknął. Ot, przyjemny koncercik.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

zapytał przybyły.

– Pewnie. – Mężczyzna zgasił niedopałek i ruszył w kierunku auta.

Przybysz

Powtórzenie.

 

 

dodał, odstawiając skrzynkę na stole.

”na stół”

 

przytaknął chłopak. – Staram się robić wszystko według wytycznych pana Waldka. Dobrze mi się z nim pracuje.

– No, tak

Powtórzenie.

 

wrócili do zajęć. Pracowali w milczeniu. Młodszy, Mariusz, zajmował się dołem.

Powtórzenie.

 

Zamykasz powoli usta… I gotowe.

Małą literą, to kontynuacja poprzedniego zdania.

 

Można trochę poprawić wygląd, ale nie można przesadzić.

Powtórzenie, chociaż ze względu na specyfikę wypowiedzi aż tak bardzo nie gryzie w oczy.

 

– Nie, nie[+.]chłopak

Dużą literą, dodaj kropkę.

 

Czytało się dosyć sprawnie, dialog wyszedł bardzo naturalnie. Twist w końcówce też OK, chociaż raczej o niskim “shock factor”.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

To, że na końcu będzie jakiś twist było w sumie jasne. No i też, że będzie jednocześnie elementem fantastycznym. Także jakiegoś szoku nie było, ale czytało się całkiem przyjemnie. No i dialog mi się trochę dłużył.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Dziękuję za komentarze i za uwagi, WickedG, większość poprawek naniesiona. Pozdrawiam.

Twist nie zaskakiwał, ale czytało się dobrze.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Szału nie ma, ale jakiś pomysł jest.

W kontekście starości, powiadasz? Ona wydaje się tu odgrywać marginalną rolę. Ale mniejsza o związek między inspiracją a produktem końcowym.

Nie oglądałam “Szóstego zmysłu”, więc zakończenie nie było oczywiste.

czy to w domu, czy w ZOLu…

ZOL-u. Takie dużoliterowe skróty odmieniamy z dywizem.

Babska logika rządzi!

Dobre czytanie zawsze cieszy, ale to pomysł miał być ciekawszy. Nie zaskakuję nimi ostatnio. NoWhereMan, tekst nie ma żadnego związku z Halloween :)

To prawda, starość nie kapie z każdego akapitu, ale mówisz Finklo, że jest marginalna? Hm…

 

No, starość jednego pracownika jest tylko pretekstem do rozmowy o śmierci (ważnej rozmowy). Gdyby facet było o piętnaście lat młodszy, trzeba by było poszukać innego, ale pretekstu i wiele by się nie zmieniło. W końcu ten drugi jest młody…

Babska logika rządzi!

Nie do końca się zgodzę, Finklo. Czym Waldek byłby młodszy, tym mniejsze prawdopodobieństwo w ogóle takiej rozmowy. To w dużej mierze wiek i doświadczenie życiowe stanowią o autorytecie Waldka i chęci zadawania mu pytań. Nie bez kozery Piotr jest w podobnym wieku. To starsi nie są tak skupieni na sobie, jak młodzi, mają więcej empatii i zrozumienia dla innych, bo sami w życiu dużo przeszli (generalnie). Przede wszystkim panowie widzą go, to taki "wyrzutek", którego oni nie odrzucają. Możliwe, że czterdziestolatek wcale by Mariusza nie zauważył…

Częściowo się zgodzę, ale tylko częściowo. Tak, z wiekiem przybywa doświadczeń i empatii. Ale podejrzewam, że empatia wynika raczej z doświadczeń niż lat. I sądzę, że ze względu na swoją historię Waldek dostrzegłby młodego i w wieku trzydziestu pięciu.

Ale to Twój tekst, Ty decydujesz. Ja tylko dzielę się wrażeniami. :-)

Babska logika rządzi!

Zgadzam się, w końcu Waldek to Waldek. ;)

Jakiś pomysł jest, ale twist mnie nie zaskoczył. Chyba zbyt wiele już na podobne tematy napisano żeby wymyślić coś “świeżego”.

Porządnie napisane. Wiadomo, że na końcu musiało być jakieś zaskoczenie i mnie zaskoczyło, jednak raczej na zasadzie: ale o co chodzi? Mam wrażenie, Anonimie, że po prostu dodałeś ten… No, nawet nie twist, tylko element fantastyczny, tak na doczepkę, no bo coś trzeba było zrobić. Czy w tekście były jakieś ślady, które pozwalałyby uważnemu czytelnikowi na wytropienie tego, co się okazało w końcówce? Jeśli tak, to nie zauważyłam.

Kolejne dobre porządne czytanie to zawsze coś. Ocho, bez fantastyki nie mogło się obejść. Najlepiej wyjaśnia to moja dyskusja z Finklą. :)

Była malutka wskazówka, tyci, tyci.

każdy musi kiedyś odejść… – Mężczyzna spojrzał poważnie na Mariusza.

na końcu nawiązanie, powtórzenie powyższego

Każdy musi kiedyś odejść… Powiem mu jutro.

Pozdrawiam.

A, to rzeczywiście tyci, tyci. :)

Podobało mi się :)

Mnie się wydaje, że pretekstem do rozmowy o śmierci nie jest sama starość, ale raczej miejsce, w którym dzieje się akcja. Nie ma większego znaczenia, kto ma ile lat.

Rzeczywiście naturalnie bardzo wyszła ta rozmowa i mnie zakończenie zaskoczyło.

Dobrze mi się czytało :)

Przynoszę radość :)

Podoba mi się i pomysł, i wykonanie. Cieszę się, Anonimie, że zostałeś zainspirowany, bo powstał całkiem niezły szort, którego finał okazał się zaskakujący na tyle, że skłonił mnie do kliknięcia. ;)

 

Wal­dek zajął się ma­ki­ja­żem na twa­rzy. –> Wystarczy: Wal­dek zajął się ma­ki­ja­żem.

Makijaż to upiększanie właśnie twarzy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No i lipa. :(

Anonim na stronie głównej nie jest już anonimem, człowiek uczy się całe życie…

Następnym razem będę bardziej uważny.

 

Dziękuję, dziewczyny, za pozytywne komentarze. :)

Dziwnie mi się to czytało. Na raty.

Jak przyjęcie tekstu zależy od odbiorcy…

Od lipca byłem na trzech pogrzebach bliskich i w miarę bliskich osób, a w sobotę (jutro) idę na czwarty. Następny, w przeciągu trzech tygodni. Straszny rok.

Jak dla mnie, dobrze napisany, bardzo sugestywny tekst. Kliknąłbym, ale się spóźniłem.

 

 

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Niezłe opisy, niezłe dialogi, aż tu nagle takie zakończenie i klapa. Wyszła powiastka o niczym.

Gładko napisane. Czytało się bardzo dobrze. Podobały mi się technikalia, o których nie mam pojęcia, więc dodaje +1 do szacunu. Faktycznie twist okazał się mało istotny. Albo wprowadziłbym dodatkowy element w środku, żeby koniec miał jakieś znaczenie, albo delikatnie zmieniłbym końcówkę. Równie dobrze wyobrażam sobie rozmowę dwóch ekspedientek w spożywczaku po godzinach. Fakt, że jest to dom pogrzebowy nie wiele mi zmienia. 

Cieszę się, Zalthcie, o taki efekt chodziło.

To nie jest powiastka o niczym, Tfurco, ale każdy może mieć własne zdanie.

Nemeriss, dom pogrzebowy wszystko zmienia. To tam instynktownie kręci się martwy człowiek, czy nie wydaje Ci się to “logiczne” w mojej fantastyce? Czego miałby szukać w spożywczaku?

Możesz się ujawnić, Darconie. Strona główna Cię zdradziła.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

dom pogrzebowy wszystko zmienia. To tam instynktownie kręci się martwy człowiek – fiu, fiu, autor zna instynkty martwych ludzi! laugh

Wyrwałeś fragment z kontekstu, Tfurco. Dalej jest “logiczne” w mojej fantastyce (tym utworze). Twoje pogwizdywanie i zgrywanie “cwaniaka – ważniaka” ma na celu jakiś późniejszy, głębszy wywód? Powiedz, co mam napisać, abyś się odczepił, a to zrobię, bo zaczynasz odbiegać od krytyki utworu w personalne wycieczki ku autorowi.

Wstawiłem emotikona, żeby było jasne, że to żart. Widać, nie dość jasne.

Autorze, nie ma powodu się tak spinać. Publikując dzieło, musisz być przygotowany również na krytykę. Zauważ, że w moim komentarzu jest też pochwała tego, co uznałem za warte pochwalenia. Z krytyką nie musisz się zgadzać, ale nerwowe reakcje są niepotrzebne.

Fiu, fiu, poważnie napisane :]

Rezolutnie milczeć? Niezły lapsus ;)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Podobno lepiej nic nie mówić i sprawiać wrażenie półgłówka niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości. ;-)

Babska logika rządzi!

Dj Jajko w komentarzu pod opowiadaniem, czuję się wyróżniony. ;)

Ale już dawno powinieneś przeczytaj moich Fantastów2017, masz w nich zacną rolę! :)

 

Finkla, która nic nie mówi – łyżka na to, niemożliwe. :)

 

Nauczyłam się pisać, to już nie muszę nadużywać gęby. ;-)

Babska logika rządzi!

Przeczytane!

Dzięki za uwiecznienie mojego skromnego mła :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Też sobie pomyślałam o tym “rezolutnie”, ale na wszelki wypadek sprawdziłam sobie dokładne znaczenie. I, kurczę, pasuje! :)

“Milczenie jest złotem”, cóż, ja bogaty nie będę. :)

Rzeczywiście. Dobrze się czyta. Sprawnie napisane. Twist jest. Nie mega twist ale jest. Mnie zaskoczył dlatego, że ów martwy Mariusz pomagał przy zwłokach. Czyli nie był duchem? No bo duchy z pomaganiem przy materialnych pracach to nie bardzo… A skoro pomagał, a nie był duchem to kim był? Zombi?

Wiem, wiem, na pewno nie był zombi. Czyli to zaskoczenie u mnie wynikało z pewnego przekonania mojego, że duchy nie bardzo mogą np. pomagać przy zakładaniu butów i mocować się ze skarpetkami. W “​Szóstym zmyśle”​ fabuła jest tak prowadzona, że tak naprawdę wydaje nam się, że bohater coś robił, rozmawiał z żoną itd. Na koniec oświeca nas, że jednak tego nie robił tak naprawdę. 

Jeszcze ten dostawczak na początku mnie zastanowił. W ustach narratora lepiej by brzmiał moim zdaniem jednak samochód dostawczy.

 

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Niestety, mnie ten tekst nie kupił. Chociaż plusy są: ładnie wykonane, czytało się szybko, a oczekiwanie na puentę było przyjemne. Jednak ta puenta mnie zawiodła. Ktoś wyżej zauważył, że tekst o niczym. Zgadzam się z tym, ale nie do końca. Bo przecież trochę tam pogawędzili o życiu i śmierci… A więc moja opinia taka, że to porządnie napisany, dobrze czytający się tekst, ale o słabym zakończeniu i niezbyt zaskakującej puencie.

Większość młodych wzrusza ramionami po przeczytaniu, to ciekawe doświadczenie. Jeszcze nie wiem, czy będę potrafił wyciągnąć z tego wnioski.

Spokojnie, za pięćdziesiąt lat tu wrócę i przeczytam jeszcze raz ;D

:)

A jak z moim zapytaniem? Jak jest z tym duchem Darconie? Bo mnie nurtuje kim lub czym był Mariusz. Jakie jest wyjaśnienie? Od tego w sumie zależy moja ocena opowiadania. Albo nie zrozumiałem, albo pomysł leży u samych podstaw. Chyba że Mariuszowi tylko wydawało się, że pomaga, a w rzeczywistości wszystko robił sam Waldek. Ale wtedy narrator chyba jakoś by to zasygnalizował czytelnikowi?

Po przeczytaniu spalić monitor.

Tekst miał chyba zaskoczyć, czy coś, ale zupełnie nie wyszło, niestety. Po pierwsze, kiedy tak sobie człowiek czyta, czyta i czyta, i coraz wyraźniej widzi, że tekst jakby o niczym, scenkowo-obyczajowy, tym bardziej nabiera przekonania, że jego clou znajdzie w finale, czyli na pewno twist. A jak twist, dom pogrzebowy, zmarli i tego typu klimaty, to finał (w różnych wersjach) staje się co najmniej oczywisty.

Tak więc z zaskoczeniem jakby lipa. Nie podobało mi się również, że w żaden sposób nie doprowadziłeś czytelnika do takiego właśnie finału, tylko wyskoczył on, jak – za przeproszeniem – placek spod końskiego ogona, kiedy akurat Rycerz George (grany przez Purefoya) zamiaruje pocałować księżniczkę Lunnę w końcowej scenie filmu “Geroge and the dragon” (scena wycięta); żadnych sensownych poszlak, nic, co po zakończonej lekturze pozwoliłoby czytelnikowi na pożądane w takim wypadku: “Cholera, no przecież!”.

Ergo – czuję niedosyt.

 

Za to wykonanie porządne, dialogi fajne, trochę życiowej mądrości, która – choć może i nie jest wydumaną filozofią z papierami (Alleluja!) – zawsze jednak pozostaje w cenie, a klimat jak należy. Mówiąc krótko – ładna drobnostka.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dzięki za wizytę, Cieniu. Jestem ciekawy, co takiego się stało, że pierwszy raz dobrowolnie (poza konkursowo) zajrzałeś do mojego tekstu. Czy to koślawy tytuł, czy ostatnie moje wpisy w Hyde Parku Cię przyciągnęły? Bo w przypadek nie wierzę.

Odpowiem od razu Tobie, Cieniu, Mr. Marasowi i innym, którzy mówią, że tekst jest o niczym. Twist nie ma tutaj znaczenia, nie po to jest ten utwór, żeby zaskoczyć. Choć mała wskazówka co do finału jest (pisałem o niej Osze). Tak, Mariusz jest martwym człowiekiem, który pomaga Waldkowi. Nie jest duchem, zombie, ani tym podobnym. Dobrze w tym miejscu pomagają mi ostatnie wypowiedzi Naz o łamaniu konwencji.

Kluczowe w tekście jest miejsce i kluczowe są rozmowy. Mariusz „instynktownie” kręci się w pobliżu domu pogrzebowego, nie zdając sobie sprawy z tego, że nie potrafi odejść. Ważna jest sytuacja życiowa Waldka, w której się znalazł i która pomogła mu stać się tym, kim jest. Tekst jest bowiem o pomaganiu drugiemu człowiekowi. Nie chodzi jednak o to, by pomóc staruszce wstać, która przewróci się przy nas na ulicy, to oczywiste. Ale sztuką jest zauważyć u tej staruszki, że zimą idzie do kościoła w pantoflach, bo na kozaki jej nie stać i wtedy jej pomóc. Nie sztuką jest wrzucić 10 zł do puszki Owsiaka, ale znaleźć samemu drogę do hospicjum i pomóc tam, na miejscu.

Mariusz jest tu przenośnią, pokazuje nam, jak wrażliwy i empatyczny jest Waldek (a także Piotr), który „dostrzega” martwego człowieka i nie krzyczy z marszu „Ratunku!”, czy „Jesteś trupem!”. Waldek poświęca mu swój czas, pomaga mu, w tym przypadku przygotować się na odejście. Zapewne Mariusz po tygodniach wspólnej pracy inaczej spojrzy na to, co Waldek ma mu do powiedzenia, w czym będzie chciał mu pomóc. Także ze swobodnej rozmowy Piotra i Waldka o martwym Mariuszu wynika, że to nie pierwszy i nie ostatni raz, gdy pomagają „innym”. Waldek, jak sam powiedział, nauczył się w życiu słuchać ludzi (pomagać im). I o tym właśnie jest ten utwór.

Mam nadzieję, że pomogłem Ci, Cieniu, w zrozumieniu, co chciałem przekazać.

Ja nie napisałem, że tekst jest o niczym. I wydaje mi się, że rozumiem jego przesłanie. Pytałem tylko jaka formą bytu jest Mariusz. Odpowiedziałeś, że nie jest duchem. Jest po prostu martwym, który pomimo zgonu nadal funkcjonuje w obrębie zakładu pogrzebowego nie mogąc się pogodzić, lub nie zdając sobie sprawy ze swojej śmierci. I ok. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Fajnie się czytało, ale dla mnie dialogi brzmiały trochę nienaturalnie. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby Waldek tak od razu zwierzał się młodemu ze swojego życia i przy okazji dokonywał autoanalizy psychologicznej :), np. Cóż, straciłem pracę. Nie mogłem pozbierać się po śmierci żony, tłumiłem wszystko alkoholem. Nie mieliśmy dzieci…

Na plus scena ze sklejaniem nieboszczykowi ust. Podobało mi się, że brzmiało to jakoś tak “zwyczajnie”, ot, normalna część roboty, trzeba załatwić i już.

Puenta mocna, ale jak dla mnie wyrwana z kontekstu, brakowało mi związku z całością.

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

A co to za sztuczki z anonimowaniem się, Darconie? ;)

Na początku trochę myliły mi się postaci; wolałbym, żebyś od razu nazywał je imionami, a nie “mężczyzna”, “przybysz”. Cały “rytuał” opisany fajnie, spodobała mi się dbałość o szczegóły. Wymyśliłeś to rozcinanie butów czy to prawdziwe? 

Puenta trochę rozczarowała. Oczekiwałem czegoś… głębszego. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Anonimowość mi się spodobała, więc może być tak częściej. Tak, buty prawdziwe, w zasadzie rozcina się wszystko, co nie do końca pasuje, choć nie wszędzie.

Początek świadomie nie był spersonifikowany, aby czytelnik skupił się na miejscu i danym momencie (przygotowania zwłok), a dopiero później poznał bohaterów. Dzięki za wizyty.

Czujesz się niesprawiedliwie oceniany? 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Na pewno nie jest to opowiadanie o niczym. Klikałbym, gdyby było jeszcze gdzie.

Ale zgadzam się, że finał taki trochę niedopieczony. Jak pisał Cień, brakuje poszlak, tego co po pierwszym zaskoczeniu daje efekt wskoczenia wszystkich klocków na nowe, lepsze miejsce. Nie chodzi o wzmocnienie twistu, tylko sprawienie, że historia trzyma się kupy. Nie wiemy czemu akurat Mariusz tak różni się od pozostałych umarłych, a tych “zachowujących się” konwencjonalnie przecież w tekście nie brakuje. Z drugiej strony jego obecność nie dziwi ani szefa, ani Waldka – czyli sprawa nie jest taka rzadka. Brakuje też pokazania jakiejś “chemii” między Mariuszem a innymi zmarłymi – to mógłby być ciekawy moment.

Duże natomiast, Darconie, brawa za wykonanie, zwłaszcza środkowej części. Scenka w prosektorium świetnie napisana, dialog naturalny i bardzo zręcznie przeplatany obrazkami z prosektoryjnej “kuchni”. W tym fragmencie to, moim zdaniem, najlepszy Twój tekst, jaki czytałem.

Jeśli chodzi o “rezolutne milczenie” to jednak uważam, że tak się nie da. Podobnie jak nie da się np. “dynamicznie siedzieć”.

 

 

Nie, Funie. Czuję się pomijany. Uważam za prawdopodobne posiadanie łatki portalowego awanturnika, który dużo gada, ale niewiele umie. Z naciskiem na to drugie. I z tego powodu część osób po prostu mnie omija, druga część komentuje przez ten pryzmat, a trzecia, to “moje” TWA :), która czasem chwali mnie na wyrost. Publikowanie anonimowe pozwala mi pozbyć się tych wątpliwości i nie przeszkadza mi, że Anonim ma tu trudniej.

Ten tekst, Coboldzie, powstał w półtorej godziny weekendowego wieczoru. Poprawiałem go raz, ale kosmetycznie. Widać prościej jest przekazać mi coś, co dobrze w duszy gra, choć mam świadomość, że łatwiej się gra krótki utwór, niż 50-60k znaków. Po trzeciej może nie, ale po czwartej albo piątej wzmiance, że “to mój najlepszy tekst”, będę oczekiwał nominacji do piórka. ;)

Bardzo mi przykro, Darco, że masz o mnie tak fatalne zdanie. Albo, co w sumie jeszcze gorsze, że mnie posądzasz o tak fatalne zdanie o moim o Tobie i Twojej pisaninie zdaniu.

Prawdę mówiąc nie kojarzę – i nie widzę – żadnego Twojego już opublikowanego opowiadania, do którego musiałbym zaglądać, więc źródło części wysnutych przez Ciebie wniosków pozostaje dla mnie tajemnicą. Co do całej reszty natomiast – mówię tu oczywiście o kwestii moich odwiedzin – to nie wziąłeś pod uwagę innych możliwych czynników: nudy, chwili wolnego czasu na przeczytanie, dwóch chwil wolnego czasu: na przeczytanie jedną, na komentarz drugą, poszukiwania okazji do odsapnięcia od pracy prywatnej własnej, swojego nicku, albo, dajmy na to, wewnętrznej potrzeby o nieokreślonej strukturze i barwie. Część z wyżej wymienionych, pewnie większość, miała tu zaszłość. Zaszłość miała też pewnie część z innych, niewymienionych czynników. Ale które tak, które nie, co, jak i dlaczego – to już niech pozostanie zagadką bez rozwiązania. Jedno, do czego się przyznam, to to, że nie jest niniejsze opowiadanie pierwszym z Twoich, jakie sobie przysposobiłem. Być może też nie jest ostatnie.

 

Jeśli chodzi natomiast o treść i Twoją polemikę z moją z ową treścią poloemiką, to śpieszę donieść, że nie uważam, jakobym oskarżał Twoje opowiadanie o nicość przekazu i treści – a przynajmniej nie miałem tego w planach. Inna rzecz, że to, jak Ty przedstawiasz tekst, a to, jak ten tekst sam mi się przedstawia, to dwie mocno różne jednak kwestie. Gdyby ktoś mnie zapytał, o czym jest to opowiadanie, a ja akurat miałbym jakiś powód, by odpowiedzieć na nie odpowiedzieć, to “pomoc dobrej duszy w potrzebie” z pewnością znalazłaby się na liście z wymienionymi motywami. Nie byłaby to jednak pierwsza na tej liście pozycja, bynajmniej. Ja tam, szczerze mówiąc, nie widzę tego przekazu, który podajesz mi na tacy. Nie widzę tej głębi, tego kupowania babci butów, a pacjentom hospicjum odrobiny jakiejś radości w mroku życia. Prawdę mówiąc, nawet nie do końca widzę altruizm Waldka i Pietrka. Widzę natomiast dwóch gości, z których co najmniej jeden ma jakiś powód, by trzymać chłopaka przy sobie. Może przydaje mu się pomoc, może fajnie jest, kiedy w prosektorium jest ktoś, do kogo można otworzyć usta, i komu nie trzeba zaklejać ust kropelką, kiedy już zdecyduje się je otworzyć, może widzi w Mariuszu syna, którego nigdy nie miał, może, może, może. Dla mnie te powody są zasadniczo równie dobre i prawdopodobne jak to, o czym mówiłeś Ty. I, mimo Twojego tłumaczenia, nadal takie pozostają. Bo w moich oczach tekst zwyczajnie nie jest w stanie uargumentować tych tez. I tu dużą, wręcz ogromną, winę ponosi właśnie ten nieszczęsny twist-nie twist, bo to na niego przerzuciłeś cały ciężar opowieści, a to z automatu najbardziej skupia uwagę czytelnika, każe mu koncentrować się na właśnie na tym punkcie – co widać przecież po komentarzach – skutecznie odciągając od pozostałych walorów opowiadania. Nie dziw się więc, że tam, gdzie Ty upatrujesz się sedna opowieści, ja widzę tylko “fajne, dobrze napisane, klimatyczne, niezłe dialogi”.

Twoim, jako autora, zadaniem powinno być zrozumienie, co poszło nie tak, że przekaz na linii tekst-czytelnik wyszedł zniekształcony jakby przeszedł przez wyjątkowo głuchy telefon, i podjęcie odpowiednich kroków, by w przyszłości temu zapobiec (gorzej, jeśli dojdziesz do wniosku – wcale nie twierdzę, że błędnego – iż jedynym sensownym sposobem na rozwiązanie problemu jest zrobienie Cieniowi lobotomii przy użyciu średniej wielkości cegłówki).

Podobnie z funowymi zarzutami odnośnie bezosobowości postaci i Twoją linią obrony tego zjawiska. Ja co prawda nie gubiłem się w rozeznaniu, kto kim jest, a kto kim nie jest, ale mi też brak spersonifikowania bohaterów, w dodatku zastąpiony “przybyszem”, którego to określenia jakoś nie jestem entuzjastą, też trochę przeszkadzał. I nic więcej – nie wydaje mi się, żeby ten rozgardiasz, na ogarnianie którego przyszło jednak zużywać sporą ilość pamięci obliczeniowej, komukolwiek mógł pomóc w skupianiu się na miejscu akcji, klimacie, wydarzeniach i tak dalej. Mi nie pomógł.

Ergo– tak, pomogłeś mi w zrozumieniu tego, co chciałeś przekazać. Nie pomogłeś mi jednak tego przekazu w tekście dostrzec.

Dobra, przysypiam na siedząco i trochę już nie ogarniam, co właściwie piszę, a co chcę napisać, więc pisać kończę. Na koniec niech będą jasne dwie rzeczy: mój stosunek do tekstu się nie zmienił, a wszystko, co tu napisałem, napisałem tylko i wyłącznie po to, byś, jako autor, o tym wiedział i mógł tę wiedzę spożytkować ku chwale własnej, tekstów Twych wyzajebiszczaniu i ludziom na pożytek.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Po trzeciej może nie, ale po czwartej albo piątej wzmiance, że “to mój najlepszy tekst”, będę oczekiwał nominacji do piórka. ;)

Muszę zatem bardziej uważać na słowa ;)

Czuję się pomijany. Uważam za prawdopodobne posiadanie łatki portalowego awanturnika, który dużo gada, ale niewiele umie. Z naciskiem na to drugie. I z tego powodu część osób po prostu mnie omija,

A nie pomyślałeś, Darconie, że to może z tego powodu, że Twoja reakcja na krytyczne uwagi sprawia wrażenie fochów? Obrona tekstu jest ok, ale obrażanie się na czytelników (a przynajmniej sprawianie wrażenia obrażonego) jest trochę dla komentujących frustrujące. Do tego tekstu skomentowałam chyba tylko jedno Twoje opowiadanie i – szczerze – po lekturze komentarzy pod nim, gdybym wiedziała, że ten anonimowy tekst jest Twój – to bym do niego nie zajrzała. A na pewno bym go nie skomentowała. 

A że masz łatkę portalowego awanturnika to nawet nie zauważyłam.

Zacznę od końca.

Nie, Ocho, nie uważam tak. Wręcz przeciwnie, napisano mi kiedyś pod usuniętym już opowiadaniem, żebym tak się nie kajał pod każdą krytyką, bo nie każda jest słuszna. Nie zawsze i nie przed każdym trzeba posypywać głowę popiołem, ale tak, Odcienie miłości broniłem w niektórych aspektach. Miałem tu kilkanaście opowiadań, byłaś pod tym i pod Odcieniami, cóż, ja też będę z Tobą szczery, uważam za błędne Twoje postępowanie. Gdybym sam tak postępował, nie skomentowałbym żadnego opowiadania Funa, a powiem więcej, uważam go za kolegę. Zawsze komentuję teksty a nie ludzi i zdarzyło się nieraz, że Autor się ze mną nie zgadzał, czasem dobitnie. Zapominam o tym i komentuję dalej, nie pielęgnuję tego w sobie, być może jak Ty. Musiałem zajrzeć pod Odcienie, żeby przypomnieć sobie naszą dyskusję, że w ogóle była.

Spokojnie, Coboldzie, nie upomnę się. :)

Cieniu, kiedyś usunąłem wszystkie opowiadania, także to, w którym byłeś jurorem. Wiem, że jesteś z Tych, którym zależy, ale niepotrzebnie tak się rozpisywałeś, zwłaszcza pod tak krótkim opowiadaniem. Moja odpowiedź była ciut długa, gdyż pisałem do kilku osób. Doceniam, ale zrozumiałbym i po kilku zdaniach. Co do “innych czynników”, przyjmuję, że jest tak jak mówisz.

 

Darconie, nie pisałam o NASZEJ dyskusji, tylko o dyskusji pod tym tekstem w ogóle. Tekstów na portalu jest tyle, że zawsze znajdę sobie coś do komentowania, wszystkich i tak nie dałabym rady. Więc tak, zdarza mi się nie zaglądać do tekstów konkretnych autorów bo znam ich reakcję na krytykę, a mnie nie chce się kopać z koniem. Jeśli dyskusja pod “Odcieniami…” oraz tym tekstem jest dla Ciebie czymś wyjątkowym, to zapewne nie mam racji.

Jeśli uważasz, że nie przyjmuję pod swoimi tekstami krytyki, to rzeczywiście dalsza dyskusja nie ma sensu.

Nie przejmuj sie mna – ja tak po prostu mam, ze na trzezwo lubie sobie troche chlapnac, a ze chlapnac sobie nie lubie… Tak sobie pomyslalem wlasnie, ze kojarze, iz cos Twojego czytalem, ale – no zastrzel mnie – nie pamietam, co to bylo. Coto bylo? I dlaczego usunales? Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Spoko, Cieniu, i tak będę na Ciebie głosował. ;)

Już nieważne co, fakt, słabsze było. Widzę po komentarzach, że tak nieskromnie powiem, iż robię niewielkie postępy. Usunąłem po nagromadzeniu się frustracji i rozczarowania autora.

Darconie, portalowicz z czterema tekstami w bibliotece chyba nie musi zastanawiać się czy robi jakieś postępy. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Te biblioteki to dają mi głównie ludzie z mojego TWA. ;) No, może oprócz tego, w sumie ten wszedł anonimowo.

Spoko, Cieniu, i tak będę na Ciebie głosował. ;)

Dzięki, ale no – auć!

 

Peace!

 

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nie przebrnęłam przez wszystkie komentarze, bo ich dużo, ale przez tekst przeleciałam z dużą przyjemnością. Nie przeszkadza mi jego “obyczajowość”. Jest kameralny, osadzony w rzeczywistości, o której nie każdy z nas chce myśleć. Zakończenie mi się podobało, choć podobnie jak inni komentujący, spodziewałam się takiego, czy innego twistu, choć po tytule oczekiwałam czegoś zupełnie innego. Podoba mi się Twoje, Darconie, wyjaśnienie tematu opowiadania, ale mam tylko taki z nim problem, że dla mnie nie do końca wyniknęło to z tekstu. Nie zrozumiałam, że oni pomagają Mariuszowi przejść na drugą stronę. Przez to, po lekturze, też miałam takie wrażenie, że czegoś braknie, że nie do końca łapię sens. Ale ogólnie na plus, bo ładnie napisane i nietypowe. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Cześć, Rosebelle. Dawno Cię nie “widziałem”. ;)

Tak, mam problemy z przekazaniem tego, co mam w głowie. O dziwo w opowiadaniach obyczajowych, które uważałem za łatwiejsze. Jak widać łatwiejsze pisanie z trudniejszym tematem nie zawsze równo idzie u mnie w parze. Wnioski będę wyciągał. Pozdrawiam.

 

Ano, bo dawno mnie nie było D: Pierwszy taki weekend, że nie mam szkoły ani nic innego ważnego do roboty T.T Październik spadł na mnie nawałem pracy, ale cieszę się, że znów tu jestem ;) Trzymam kciuki za kolejne odsłony Twojej twórczości :D

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Ba, studia. :) Mogą być anonimowe. :) Z tym też próbowałem, ale nie do końca się udało. :(

Się czytało. Może i nie porywający tekst, ale okej. Mocną cielesną formę ma ten umarlak. ;)

A teraz widzimisię, takietam zastanawianie: a gdyby od początku było wiadomo, kim jest młody, to szort wyszedłby słabiej czy lepiej, czy nic by to nie zmieniło? Hmm… Mam warzenie, że sporo straciłem, nie wiedząc od początku, kim on jest. Ale, Darconie, to takietam rzokimnianie moje tylko. 

Ogólnie lektura niezła, dialogi naturalne, dobrze się czytało. 

Tak, umarlak, jak żywy. To mała próba łamania schematów. Gdyby od początku wiadomo było, kim jest Mariusz, zapewne inaczej poprowadziłbym dialogi. Mam przeczucie, że gorzej. Pozdrawiam.

Wysiadł z niego rosły, starszy mężczyzna. Postawił kołnierz od kurtki, by uchronić się od zimnego wiatru, wyciągnął skrzynkę z zakupami i ruszył w stronę budynku.

Zbędne powtarzanie informacji. Przecież nie stawiał kołnierza, bo był tak piękny, że wyglądał w nim jak milion dolarów. :p

 

– Dobrze, to wymienię je później. – Piotr zapiął kurtkę. – Muszę uciekać, czas goni. Cześć. (do Waldka) Cześć, Mariusz! (do tego drugiego)

– Do widzenia, szefie.

Obaj mężczyźni wrócili do zajęć. Pracowali w milczeniu. Młodszy, Mariusz, (zgodnie z powyższym wystarczy jedno z tych określeń, bo wiadomo o kogo chodzi) przygotowywał dół.

Hm. Motyw fantastyczny wydał mi się upchnięty na siłę. Naprawdę spodziewałem się, że go tu nie uświadczę, a tekst skończy się jakąś refleksją na temat śmierci. Rozwiązanie, które zaserwowałeś, trochę wymyka się mojemu prostemu pojmowaniu, no bo Mariusz jest martwy – i co z tego? Waldkowi żona zmarła, więc wziął się za oprawianie zmarłych (świetna terapia, nie ma co :p), ale czy to oznacza, że oboje zmarli, a ona czeka na niego co wieczór z obiadkiem? Czemu w zaświatach zmarli zajmują się zmarłymi? Czy to zmarli którzy drugi raz zmarli? Czy to jakaś śmiertelna incepcja, od której nie ma ucieczki?

Z bólem głowy zostawił mnie ten tekst. Ale bardzo podobały mi się dialogi – naturalne, niewymuszone. Pierwsza klasa. Choć może faktycznie ciut za długo dziadek wyjawia swoje prawdy objawione młodzikowi.

Dobre poprawki, Jasna Strono. Ostatnio ktoś zwrócił mi uwagę, jaką teraz ja mogę napisać. Za mocno kombinowałeś. ;) Tekst to taka metafora niesienia pomocy zagubionemu człowiekowi. Tylko Mariusz jest martwy, gdzieś, po śmierci "zgubił się/zagubił" i nie zdaje sobie z tego nawet sprawy. Waldek mu pomaga… Waldkowi zaś podał kiedyś pomocną dłoń Piotr, gdy dużo chlał. Pijakowi trudno o pracę, a zarazem trudno o ludzi do pracy w domu pogrzebowym. Miał być trzy tygodnie i tak pracuje już piętnaście lat. To tyle całej historii, życie.

O dialogach/tekście pisałem już Coboldowi, miałem dokładnie całą scenę w głowie i pisanie szybko poszło. Dzięki, że wpadłeś.

Jakoś mocno mnie tekst nie powalił, jednak tragedii też nie było. Całość czytało się dość przyjemnie, a dialogi wypadły przekonująco.

„Ph'nglui mglw'nafh Cthulhu R'lyeh wgah'nagl fhtagn”. H.P. Lovecraft

Dzięki za wizytę, Jakubie. Dobre dialogi to zawsze coś.

Do tych rozważań o puentach i twistach dodam jedną refleksję.

Zastanawiam się nad tym, czy mocna i zaskakująca puenta, pachnąca świeżością, to rzecz absolutnie konieczna, żeby uczynić tekst dobrym i wartościowym. Mam wrażenie, że w tym utworze puenta spełnia najważniejszą swoją funkcję – zamyka utwór. Jednocześnie zostawia miejsce na zupełnie inny wymiar puenty, rodzi niejako kolejną jej odsłonę, warstwę, nie przeszkadza i nie odciąga uwagi od tej nowej warstwy swoją zajebistością. Mam na myśli ciąg rozważań, jaki inicjuje cały utwór, tworząc tym samym właściwą, otwartą i najlepszą puentę, jednocześnie zależną trochę od czytelnika, któremu Autor zostawił tym samym dużo przestrzeni. Stworzył ją dla niego. Ja osobiście uwielbiam taki sposób pisania, co nie zmienia faktu, że inne rozwiązania także mnie rajcują i cieszą, jak najbardziej. Dlatego nie brakuje mi w tym tekście niczego i nic nie budzi wątpliwości.

Zwłaszcza, że bardzo podoba mi się sposób, w jaki ten utwór napisałeś, Darconie, język, obrazy w konkretnej przestrzeni, które wyszły wyśmienicie, podparte świetnymi dialogami. Refleksyjność przy tym poziomie autentyzmu jaki stworzyłeś – palce lizać.

Dzięki za lekturę!

Pozdrawiam! ;)

 

Dzięki za wizytę i solidny komentarz, tym bardziej, że jesteś zadowolony z lektury. :)

Nowa Fantastyka