- Opowiadanie: Emelkali - Prorok czasami ma rację

Prorok czasami ma rację

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Prorok czasami ma rację

Skrzydła szły jak burza. Cholera, przed rokiem nikt by nie kupił takiego gówna, a teraz ledwie mogliśmy nadążyć z zamówieniami. Każdy je chciał. A skoro popyt robi podaż, mogliśmy wyśrubować cenę pod niebiosa.

Kurwa, pod niebiosa, zajebista gra słów.

Konto przyjemnie puchło. Na tyle przyjemnie, że Addie przestał mieć wyrzuty sumienia. Poza tym robiliśmy przecież dobry uczynek, nie? Nasze błogosławione skrzydła z anielskim piórkiem pchały ludziska do kościoła, że aż miło. Ktokolwiek tam jest, jeśli jest, na górze, nie powinien mieć do nas chyba pretensji, nie? Robiliśmy za pierwszorzędnych naganiaczy.

Nie, no, Prorok i jego przepowiednia też się trochę przyczyniły. Jak nie jak tak? Długo mnie ciekawiło, skąd skurwiel wiedział, że powodzie, kryzys bałkański i Wezuwiusz. Był taki moment, że nawet ja byłem posrany. Przynajmniej zanim ruszyła sprzedaż. Potem poszło już z górki.

Prorok grzmiał z telewizora. Ale, kurwa, straszył cudnie! Się nie dawało oczysk oderwać. I piekłem, i końcem świata, i hordą demonów. Najpierw nikt go nie słuchał. Miał tę swoją audycyjkę około północy, na jakimś małooglądalnym kanale. A potem, bum, pierdul i wyprorokował powodzie w Sudanie. Kurwa, w Sudanie!!! Kto widział powódź w Sudanie? A była! I to jaka! Pół kraju pod wodą, a za nią reszta Afryki.

Ludzie zaczęli oglądać Proroka. Nie powiem, Addie też oglądał. Nawrót taki zaliczył, że przydupasa swojego pognał, bo niby Sodoma i Gomora, i do osiedlowej kaplicy ganiał jak nawiedzony. Dzień za dniem. Zaczął już nawet przygadywać, że może sutannę, że do zakonu… Się w sumie mu nie dziwię. Całkiem ładne chłopaczki do zakonu pędziły, więc dla takiego starego pedała byłby raj, nie? Coś tak, jakby mnie na przełożonego do jakiegoś żeńskiego nowicjatu wysłali.

Kto wie, może by i poszedł, jakbyśmy właśnie wtedy nie trafili na nasze źródełko.

Czwarty rok już handlowaliśmy w necie. Różnymi rzeczami. Na co akurat popyt był. Trochę rękodzieła, jak nastała moda, trochę chińskiej tandety, jakieś ściągane z Państwa Środka gadżety… Addie był dobry w badaniu rynku, no i miał zwyczajnego farta. Zawsze jakoś wiedział, w co wejść, żeby się nie narobić, a zarobić. Trzymałem się go… a będzie dziesiąty rok. Lubiłem gnojka. Pierwszego dnia, jak się przystawiał, wytłumaczyłem… ekhm… własnoręcznie, że co innego mnie kręci, a Addiemu jakoś dziwnie spasowała taka granica. Cóż, zawsze rajcowali go silni chłopcy, to i do mnie przylgnął jak plasterek do rozjebanego kolana. Że akurat miałem trochę kłopotów, kasy zero i marne widoki na dach nad głową, to dałem się przygarnąć. Jeszcze ze dwa razy sprawiłem Addiemu lanie, nim granice się utrwaliły, a i potem trochę żeśmy się docierali, raz na jakiś czas.

Zanim rozkręciliśmy interes, mieszkaliśmy razem w stolicy, w pierdolnym apartamencie Addiego. Jemu nie przeszkadzały moje dziewczynki. Wydaje mi się, że nawet lubił popatrzeć i kamerkę mi do pokoju podrzucił. Płacił za chatę i żarcie, to co mu będę bronił, nie? Kiedy on chciał się zabawić na całego, uprzedzał grzecznie i dawał mi kasę na hotel.

Ja tam, kurwa, homofobem nie jestem, ale niesmak mam, jak się chłopy głośno gzić zaczynają. Mógłbym wpierodlić, a nie każdy, jak Addie, znajduje w tym przyjemność, nie?

Z czasem Addie jednego takiego poznał… Ładny był chłopaczek, nie powiem. No i głowę miał na karku, informatykę studiował. Przydatny, znaczy. I układny taki. Grzecznie zawsze do mnie podchodził, gotować umiał, sprzątał… Jak baba, tylko z fajfusem. I ten właśnie chłopaczek, co to imienia jego już nie pamiętam, założył nam stronkę i pomógł interes rozkręcić. Zanim się z Addiem rozstali, nasz biznes całkiem nieźle działał.

Bo, jak już wspomniałem, Addie miał czuja. Kurwa, zawsze miał czuja. Wiedział co, gdzie i kiedy, żeby kasa płynęła. Na nic nie brakowało. Jeździliśmy po świecie, dupy takie zaliczyłem, że mózg się lasuje. Nawet takie całkiem egzotyczne. Jedna, na ten przykład, Brazylijka…

Nie o tym miałem, nie? Ano nie. Tylko o naszym źródełku.

Prorok był już całkiem na topie, bo po Sudanie, wyprorokował wojnę na Bałkanach. Wszyscy dawno zapomnieli o konfliktach w Europie, a ten takie kity… Tak myśleliśmy. A tu co? No, znów pierdul! Naparzali się, jak w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku. Krew się lała, że miło. Potem Amerykanie z Ruskimi weszli i było po konflikcie. Prorokowi jednak to nie zaszkodziło. Miał już swoją publikę, miał wiernych wyznawców. Tłumy go wielbiły. Stare baby stawiały mu ołtarzyki tuż obok figurki Matki Boskiej, a te co młodsze, a też nawiedzone, wgapiały w nalaną mordę z zachwytem na granicy orgazmu. No, szał pał, nie pogadasz. Właśnie wtedy Addiemu też odpierdoliło i do zakonu zaczął się brać. Jak pomyślę o tym starym pedale, zawsze wypieszczonym jak droga kurewka, co to miałby habit przywdziać, to szczać mi się ze śmiechu chce. Próbowałem mu do łba przemówić, na darmo. Nic, kurwa nie pomagało. Nawet, kiedy ostro mu przylałem, że aż doszedł pod moim butem… Nie, z tego dumny nie jestem, nie powinienem wspominać. Grunt, że koleś do spowiedzi poleciał, zamiast jakiegoś przydupasa przygruchać na noc. Taka, kurwa, zmiana zaszła.

Już mnie rozpacz zaczynała brać, bo kasy trochę było, ale ze mnie żadna Pierdolona Kurwa Oszczędność, to i zaskórniaków ni hu hu. Bez Adddiego zaś szybko by się pieniążki skończyły. Zacząłem nawet, w tej desperacji, rozmyślać o najzwyczajniejszym mordzie na pieprzonym Proroku, bo przecież ten dupek winny był ciemnym chmurom wzbierającym nad moją przyszłością. Dotychczas zdarzało się komuś mordę przestawić, żebra porachować, czy też jakąś kość połamać, ale zabijanie… No, ale desperacja była wielka, więc i pomysły niecodzienne. Tak daleko zaszedłem w tym rozmyślaniu, że kiedy Prorok przyjechał na występy do stolicy, dałem się Addiemu na kazania wyciągnąć.

Byliśmy ze dwie przecznice od stadionu, gdzie Prorok miał wystąpić. Mijały nas pielgrzymki, stare baby wykrzykiwały pochwalne hymny, a od pieśni wielbiących Proroka drżały okiennice. Nadchodziła noc, ale latarnie prorokowych zwolenników rozjaśniały okolicę. Im bliżej byliśmy stadionu, tym jakoś gorzej mi było. Niechęć mnie jakaś taka ogarnęła.

Ja tam zbyt czuły nie jestem, ale od fanatyzmu rzyganie mnie bierze, no.

Złapałem Addiego za rękę. Normalnie nigdy go nie tykam, bo nie chcę, żeby se chłop coś głupiego pomyślał. Wtedy jednak złapałem go za rękę i poprosiłem, żeby się wstrzymał. Już miał odmówić i strzelić mi małe kazanko przygotowujące, takie o niebie, o piekle, o nieuchronnym końcu świata… No, prawie słyszałem to ględzenie, od którego wszystkie kanały ostatnio aż pękały. Naraz Addie zmarszczył brwi, zmrużył oczy i nie wypuszczając mojej dłoni, pociągnął mnie w ciemną uliczkę.

Ech, prawie doszło do nieporozumienia, bo już gotów byłem poświęcić się i granicę nieco naciągnąć, dla dobra nas obu, kiedy zobaczyłem w bramie jednej z kamienic siedzącego mężczyznę. To do niego gnał mój przyjaciel.

Jak go dojrzał w tej ciemnej ulicy? I skąd wiedział, że ten oberwaniec wciśnięty w drzwi, jakby chciał się zlać z nimi w jedno, odmieni nasze życie? Cóż, Addie zawsze miał, kurwa, czuja, nie?

 

***

Przez małe okno na poddaszu widział skrawek nieba. Dużo więcej, niż w piwnicy Proroka. Tam było ciemno, ciasno i mokro. Tam cierpiał nieustanne męki, torturowany dzień za dniem, zmuszany do zaspakajania strasznych marzeń oprawcy. Zagłodzony i zamęczony ledwie zdołał uciec z mrocznej skrzyni, w której woził go Prorok. Ostatkiem sił dotarł do ciemnej ulicy i schował się w bramie.

Znaleźli go, przygarnęli, nakarmili i dali dach nad głową, więc się im odwdzięczył. Cóż znaczy kilka piór, ma ich dziesiątki tysięcy.

Mijały jednak dni, piór ubywało, a drzwi na poddasze pozostały zamknięte. I smutny Anioł pojął, że zmienił się tylko rodzaj więzienia. Zadumał się więc nad niewdzięcznością i głupotą ludzi, zapłakał…

A potem sprowadził koniec świata.

Koniec

Komentarze

Nie widzę dna innego niż to najpowierzchowniejsze, ale parka bohaterów wyszła Ci urocza. :D

Tytuł i początek nasunął mi na myśl Dedala i Ikara, ale to chyba nie to…

Nie, nie to :)

Ale, w zamyśle, jedno niższe dno było. No, żal, że nie widać. Radość, że przynajmniej parka Ci się podoba ;)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Późno jest. Może jutro więcej dostrzegę. Albo ktoś mnie do tego czasu oświeci. ;)

Hmmm, mam podobne skojarzenia, co MrB.

No, złapali sobie aniołka i wykorzystują. I? Nie widzę tu jakiejś puenty, łupnięcia na zakończenie… Można się wdawać w refleksje, że właściwie robią to samo, co świątobliwy prorok, ale nadal nie wynika z nich nic nadzwyczaj ciekawego.

że powodzie, kryzys Bałkański i Wezuwiusz.

Kryzys też dużą. Jak Morze Bałtyckie.

Babska logika rządzi!

Ale doczytałaś do końca?

Do tego momentu, w którym on odleci? Wierzysz, że świątobliwy by go wypuścił?

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

No, pewnie, że doczytałam. Że gej i zabijaka są lepsi niż fanatyczny prorok? A to dla mnie nic nowego. Człowiek, który jest święcie przekonany, że wszystko mu wolno, że jest ponad prawem, bo tak mu mówią głosy, a otoczenie radośnie potwierdza, to straszliwa sprawa.

Ale ja do pewnych spraw podchodzę zdecydowanie inaczej niż Ty. :-)

Babska logika rządzi!

Ależ, kochana, powinnaś pamiętać, że mnie nigdy nie chodziło o to, by odkryć Amerykę, ale o sposób jej odkrywania ;)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Byle nie robić krzywdy autochtonom… ;-)

Babska logika rządzi!

Z jednej strony nie lubię komentować przyzwoitych tekstów, bo mam wrażenie, że się czepiam, ale z drugiej strony to chyba najlepiej się czepiać właśnie takich opowiadań, bo przynajmniej jest o czym rozmawiać, a nie tylko przecinki i przecinki. I w tym duchu chciałem powiedzieć, że uważam, że pisanie tak, żeby brzmiało jak powiedziane, a nie napisane, to dużo trudniejsza sztuka, niż się wielu ludziom wydaje, bo taki język musi być w 100% wiarygodny i autentyczny. I niestety tej wiarygodności i autentyczności nie udało Ci się moim zdaniem utrzymać na całym dystansie tekstu, przecież niedługiego. A skoro się nie udało na całym dystansie to tak, jakby się nie udało w ogóle. Inaczej mówiąc – ja w ten język nie wierzę, mam wrażenie, że jest wymyślony, a nie prawdziwy, a główna przyczyna jest taka: na początku styl był rzeczywiście knajacko-chuligański, ale potem zrobił się chłopsko-prostacki (te wszystkie “se”, “tykam”, “ojczulek”, do tego zmiana składni i czasowniki na końcu bez żadnego sensu poza składniowym, pierwszy raz chyba “kamerkę w moim pokoju zainstalował”, a potem np. “dałem się Addiemu na kazania wyciągnąć”). Pisanie “autentycznych” monologów zawsze oznacza balansowanie na granicy niewarygodności i wystarczy raz tę granicę przekroczyć, a cała konstrukcja się rozsypuje imho. Tutaj w mniej więcej 2/3 tekstu tak się właśnie stało w moim czytelniczym umyśle – jakbyś dała się porwać prądowi potoczystości, zamiast tę potoczystość do samego końca kontrolować.

Bo do tych 2/3 było pod tym względem OK, ale tak jak pisałem – tu się raz wystarczy potknąć i dupa zbita. A mam wrażenie, że tych potknięć na ostatniej prostej było więcej niż jedno.

Poza tym mi się podobało, zwłaszcza sposób, w jaki skonsturowałaś postać Proroka, jest to konstrukcja solida, acz nienachalna, czyli w sumie moja ulubiona. Może inaczej bym podprowadził w całym tekście jeszcze ostatnie zdanie, a dokładniej fragment o “rozrabiace ze skłonnością do agresji” (btw: czy są rozrabiacy bez takiej skłonności?), bo gej jest poprowadzony dobrze, a tego rozrabiactwa i tej skłonności w tekście nie widać tak dobrze.

Nie mogę jeszcze bibliotekować, ale bibliotekowałbym.

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

Dziękuję za tak głęboką analizę i czas poświęcony tekstowi. :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Kliknę Cerlegu i w Twoim imieniu, bo sam jestem przekonany tak na 2/3.

To prawda z tą niekonsekwentną stylizacją, mi zazgrzytało pojawiające się w którymś momencie “ino”. Ale bardziej przeszkadzał mi sam “Ojciec”. Pierwsze skojarzenie, po tytule to rzeczywiście Dedal, ale to już mój osobisty problem, że wszystko mi się z mitologią kojarzy (chociaż może nie wszystko, bo Addiego podejrzewałem o bycie Adonai). Kiedy już ustaliłem, że to zwykli goście, to pozostało mi przekonanie, że narrator opowiada o swoim rzeczywistym ojcu (a może ojcu Addiego, a może oni są braćmi) z którym wspólnie nabierają ludzi i tak się błąkałem prawie do połowy tekstu. Dlatego myślę, że byłoby łatwiej dla czytelnika gdybyś nazwała tę postać po prostu Prorokiem. Sama końcówka, kiedy postaci wskoczyły wreszcie w swoje role już całkiem dobra, choć może odrobinę zbyt skrótowa.

No i nie wiem ile on im w końcu dał tych piór: kilka czy więcej – początek sugeruje masową produkcję dewocjonaliów.

Ale poza powyższymi pułapkami to bardzo ciekawy tekst, zwłaszcza w sposobie przedstawienia pełzającej apokalipsy. Niech leci do biblioteki!

Dziękuję w imieniu służby.

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

Dobra, Panowie, niech Wam będzie. Tytuł zmieniony, ojca już nie ma. Co do INO, tak się składa, że przez Sodiego używam na co dzień i pewnie dlatego nawet nie zauważyłam, że wlazło w tekst. Już też nie ma. Lepiej?

Co do se i tykam: ja używam czasami, większość moich znajomych, a nie są to głąby, także. Znam i gości mało rozgarniętych, a życiowe problemy rozwiązujących pięściami, którym owe sformułowania obce nie są. Proszę, tylko mi nie mówcie, że żaden z Was nigdy nie skalał się “seowaniem” czy “tykaniem”. Jak według Was, panowie, taki bohater wypowiadać się powinien? Pięknie i po polsku?

Bo co “instalowania kamerki” w ogóle nie rozumiem problemu. Chyba że uważacie, że średniobystry kark, który kasy ma jak lodu, nie zna słowa “instalować”?

I, żeby nie było, żem niewdzięczna: Dzięki za bibliotekę.smiley

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Lepiej.

Spodobali mi się bohaterowie. Może i wulgarni, może i nie do końca dobrze stylizowani, ale przypadli mi do gustu. Całą fabuła nawet ciekawa. Ale wniosek końcowy oklepany – wręcz do bólu – przez innych. Puenta więc jakoś szczególnie nie kopnęła.

Czytało się bez problemu, płynnie.

Podsumowując: jest okej, ale też bez większych fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Masz rację, NoWhereMan. A skoro masz rację, to jak mówi Ryba: Polać temu Panu!

Znaczy zmieniłam zakończenie :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Kiedy mnie się bardziej podobało poprzednie, otwarte. Inna sprawa, że jako urodzony pesymista interpretowałem je tak samo. W końcu znaki na niebie i ziemi były jednoznaczne.

Zostawiłbym fragment o ubywaniu piór, ale trzy ostatnie zdania jak dla mnie zbyt łopatologiczne.

Faceci! Już, kuźwa, Ewcia wiedziała, że Wam nie dogodzi :P

Tym razem się zastanowię.

A tamto zakończenie nie było, kotek, ani pesymistyczne, ani otwarte :) Bo zaczynam się czuć, jak Rene Chateaubriand po napisaniu “Rene”. Nikt nie rozumie zakończenia, tak jakbym chciała.

Normalnie rozpacz, no…  :D :D :D

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Bo jak się chce dogodzić zbyt wielu facetom, to tak się kończy ;)

I że tu, kurde, Ryby nie ma, no…

Wyszczekany z Was młodzieniec, Cobold. Nie pogadasz :D

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Młodzieniec! Młodzieniec!

Jest tu gdzieś Naz?

Co do se i tykam: ja używam czasami, większość moich znajomych, a nie są to głąby, także. Znam i gości mało rozgarniętych, a życiowe problemy rozwiązujących pięściami, którym owe sformułowania obce nie są. Proszę, tylko mi nie mówcie, że żaden z Was nigdy nie skalał się “seowaniem” czy “tykaniem”. Jak według Was, panowie, taki bohater wypowiadać się powinien? Pięknie i po polsku?

Obawiam się,  że się nie zrozumieliśmy. To nie o to chodzi, że “se” i “tykam” są złe, tylko o to, że w trakcie tekstu styl się zmienia (łącznie ze składnią) – napisałem, że z knajacko-chuligańskiego na chłopsko-prostacki. Żaden z nich nie jest zły (choć ten pierwszy mi się w Twoim wykonaniu bardziej podobał), ale jeśli w takim krótkim tekście są oba, to ja po prostu przestaję w takiego bohatera wierzyć. Można pewnie te style inaczej zdefiniować, ja pewnie upraszczam, ale ta zmiana, nie tak bardzo subtelna, mi po prostu przeszkadzała w lekturze – tak jak również pisałem, miałem wrażenie, że traciłaś kontrolę nad stylem.

 

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

Dobre. W sumie materiał na nieco dłuższy tekst, bo opowiadanie kompozycyjnie jest niezrównoważone. Chyba jest nadmiar opisu stosunków bohater – Addie, a zbyt mało rozwinięcia fabuły w końcowej partii tekstu. Brakuje szerszego opisania drugiej historii, historii Anioła. No i trochę więcej przydałoby się narracji o Proroku.

Ale w ciekawym tekście łatwo łapie ię pewne niedoróbki.

Wykasowałbym ten tekst, przepracował i gdzieś wysłał.

Ciekawa i dobrze napisana opowieść – biblioteczna.

Pozdrówka.

Dziękuję, RogerRedeye smiley

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Z komentarzy wnioskuję, że zmieniałaś, zmieniałaś i w końcu nie wiem, która wersja mi przypadła. ;) No nic. I tak mam wrażenia podobne do większości. Bohaterowie wyszli ci… No, uroczy to bym nie powiedziała, ale wyszli Ci bardzo dobrze. Jakichś tam zawirowań ze stylizacją nie zauważyłam, może ponieważ poprawiłaś, a może nie zauważyłabym ich i tak. Czytało się samo. Końcówka jednak mnie nieco rozczarowała. Niekoniecznie koniec świata, ale jakaś taka nagłość finału, łatwość przejścia anioła z rąk do rąk. Ale biblioteka – jak najbardziej.

Och, Ocho ( ładnie, nie?) bo to taki króciak dla wprawy. Brakuje mi tej portalowej pracy nad tekstem. Oj, brakuje.

Zmieniłam tylko zakończenie, tytuł i Ojca w Proroka, bo się co poniektórym z Dedalem kojarzył laugh… Kurde, to niegłupi pomysł. Ikar zamiast Anioła, a potem Dedal wparuje ze znajomymi herosami i dadzą wycisk chłopakom. Addiemu się by pewnie podobało… No, się rozochociłamwink

Dzięki za klika.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Przeczytałam chwilę ładną temu, ale nie miałam czasu od ręki skomentować. 

Parka bohaterów ma swój urok, a Prorok też niezły. Żeby tak koniec świata przewidzieć. Jeśli dobrze rozumiem, to Anioł jednak sam z siebie tak po prostu nie uciekł…

Trochę dużo wulgaryzmów, ale uprzedzona tagiem, jakoś je przełknęłam. Poza tym całość czytała się praktycznie sama, wchodząc gładko i wywołując w wielu momentach szczery uśmiech. Poza samą końcówką, ale trudno, żeby się cieszyć z takiego zakończenia. 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dzięki Śniąca.

Na taki właśnie odbiór liczyłam, no! laugh

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Wyrabiam się czytelniczo ;) 

Dobrze Cię widziałam w zapowiedziach wrześniowej Histerii? 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dobrze. I w Szortalowskim Wydaniu Specjalnym też :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

To super :) Poczytam. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Przeczytałam bez większej przykrości, ale żadnych szczególnych wrażeń nie doznałam. Pewnie dlatego, że nie przepadam za historiami, nawet najlepszymi, opowiadanymi przez ten szczególny rodzaj facecików-cwaniaczków, z którymi jako żywo kojarzył mi się narrator. Sama opowieść również średnio przypadła mi do gustu, a zakończenie wręcz zaskoczyło swoistą skromnością, by nie powiedzieć, banalnością.

 

tro­chę chiń­skiej tan­de­ty, ja­kieś ścią­ga­ne z Pań­stwa Środ­ka ga­dże­ty… –> Skoro gadżety z Państwa Środka, to przecież też chińskie.

 

Bez Add­die­go zaś… –> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przychylam się zasadniczo do tego, co napisała Regulatorzy z istotnym zastrzeżeniem. Końcówka mi się podobała. Wg mnie ratuje ona opowiadanie i nadaje mu sens. Do tego końce świata tak lapidarnie opowiedziane, że aż banalnie i głupkowato to brzmi, są po prostu śmieszne. Chyba tak miało być. Było?

Też czepię się tytułu. Przecież ten prorok w opowiadaniu, pouczany przez anioła, miał rację zawsze (Sudan, Bałkany itd), nie czasami.

Dalsze drobiazgi.

Na samym początku. Skrzydła szły jak burza (domyślam się, że znakomicie się sprzedawały). Wydawało mi się, że jak burza, to coś się może poruszać, robić postępy itp Jeśli coś się świetnie sprzedaje, to sprzedaje się, jak świeże bułeczki.

Też na początku. Popyt nie robi podaży Może, podkreślam może, mieć na podaż wpływ. Gdyby tak się działo automatycznie, to ceny wcale by nie wzrosły, Ale rozumiem, że narrator, mówiąc delikatnie, nie jest ekonomistąsmiley

Gdzieś w środku jest zdanie “jak nie jak tak “. Powinno być chyba “ jak nie, jak tak“, ale mogę się mylić. Nie jestem polonistą.

Też gdzieś w środku dla mnie niejasność. Narrator mówi, że kasy trochę było, a w tym samym zdaniu, że zaskórniaków ni hu hu. To była kasa, czy nie? Domyślam się, że nie, tylko ze sprzedaży skrzydeł był spory dochód. Wydaje mi się, że nawet tak nieokrzesany narrator, jak w opowiadaniu, powiedziałby w tej sytuacji raczej, że “było z tego trochę kasy “, a nie “było trochę kasy“.

Chyba w drugiej części opowiadania prorok okazuje się winny ciemnych chmurom (które zbierają się nad narratorem). Co i ile jest tym chmurom winny? Powinno chyba być winny ciemnych chmur. Podobnie jak mówimy raczej np winny zabójstwa, a nie winny zabójstwu.

Pozdrawiam @Emelkali!

Moment. Czy ja dobrze rozumiem, że jakiś tam prorok, znaczy Prorok, uwięził i torturował anioła, który miał moc sprowadzenia zagłady na świat, a wcześniej wielu innych ciekawych rzeczy? A potem jakichś dwóch facetów zamknęło go na klucz na strychu i aniołek wyjść nie potrafił, za to potrafił zniszczyć planetę? :> Jeśli tak, to bardzo mi się nie podobało.

Zresztą, narrator mnie irytował – wydaje mi się, że dość trudno tworzy się podobną, znośną narrację. Tutaj w moim odczuciu to nie wyszło. Trochę za dużo też dupeczek i odniesień do tego, że ten drugi jest gejem. Zresztą, kto o takim nastawieniu zamieszkałby z gejem pod jednym dachem? W każdym razie ja bym tego nie zrobił, a również nie jestem wybitnie “tolerancyjny” w najnowszym znaczeniu tego słowa :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka