- Opowiadanie: Nerd - Lądowanie na czerwonej planecie

Lądowanie na czerwonej planecie

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Lądowanie na czerwonej planecie

“Misja na Marsa”… Wyobraźcie sobie romantyczny wieczór w ciasnej klitce trwający przez półtora roku w jedną stronę. Aż rzygać się chce. Mimo to trzeba było udawać, że wszystko jest w tak zwanym "porządku". No cóż, czekaliśmy na to tak długo. Mój ojciec powiedziałby: uważaj, o czym marzysz, bo nie daj Boże się spełni. I tak się stało.

Kiedy już zbliżaliśmy się do Marsa, wszyscy z przylepionymi do okien twarzami, obserwowali, jak czerwona (mówiąc szczerze bardziej rdzawa) planeta rośnie nam w oczach. Nie powiem, jak dla mnie, amatora astronomii, wyglądała naprawdę przepięknie.

– Drodzy uczestnicy ekskluzywnej i pierwszej w historii misji na Marsa – odezwał się damski głos z głośników – prosimy o założenie kombinezonów reprezentacyjnych i udanie się na swoje miejsca przed lądowaniem.

Wyciągnąłem więc swój kombinezon, założyłem go i nagle okazało się, że nie mogłem zapiąć rozporka. Mogłem się spodziewać najróżniejszych awarii na statku kosmicznym, włącznie z rozszczelnieniem którejś z kabin. Bez przesady jednak. Awaria kombinezonu kosmicznego. I to rozporka! Niech kurwa mi ktoś wytłumaczy, do czego miał służyć rozporek w kombinezonie kosmicznym?! Co, miałem oddawać mocz na Czerwonej Planecie, jednocześnie dusząc się z powodu toksyczności tamtejszej atmosfery? Kompletnie nie potrafiłem pojąć, co za imbecyl tworzył projekt kombinezonu, ale rozporek był, a ja zapiąć go nie mogłem!

Kiedy już brała mnie kompletna desperacja, wszedł do kabiny Mirek. Starszy dowódca misji. Widząc, jak się męczę z cholernym rozporkiem, podszedł do mnie.

– Daj, pomogę ci – powiedział.

 Ukląkł.

– Widzisz, coś się zaklinowało między zęby a uszczelniacz kombinezonu.

W momencie, w którym on zajmował się moim rozporkiem, weszła ona. Ta, na której widok wszystkim mężczyznom stawał, na samo brzmienie jej imienia. Elokwentna, bystra, przepiękna… A mnie o czterdzieści lat starszy ode mnie facet zapinał rozporek! Nawet nie wiedziałem jak zareagować.

– Panowie, na przyjemności przyjdzie jeszcze czas. Proszę teraz usiąść na swoich fotelach.

– Ale…

– Bez żadnego "ale". Niedługo lądujemy.

– W porządku, zapięty – odezwał się Mirek jakby nieświadomy całej sytuacji. Ja zaś… miałem chęć wylecieć przez okno i zamienić się w bryłę lodu tuż za pancerną szybą.

 

* * * * * * * * * *

 

 Po tym, jak usiadłem na fotelu kosmicznym, musiałem zapiąć pasy bezpieczeństwa. Stewardessa sprawdziła, czy każdy z uczestników wyprawy jest właściwie zabezpieczony. Kiedy się pochylała, mężczyźni popychali się nawzajem, komentując jej powabne kształty.

Ilu z nich miało u niej realne szanse? Żaden. Życie nauczyło mnie z czasem, że ludzie, by nie było, iż tylko kobiety, nie lubią jajogłowych, przy których czują się jak idioci. Może olbrzymi intelekt robi na nich wrażenie, ale nie masz co nawet marzyć o tym, by taka laska jak ona umówiła się z tobą, ponieważ zanudziłbyś ją na śmierć.

Jakie ja miałem szanse? Jeszcze mniejsze. Byłem po prostu rozpieszczonym bachorem miliardera, który postanowił wysłać szesnastoletniego synka na wyprawę marzeń. Taką, o jakej później opowiada się swoim wnukom, a ci z wywalonymi jęzorami słuchają cię, jakbyś robił nie wiadomo co.

Gdy tylko sprawdziła wszystkich klientów pana Muska, usiadła plecami do tej zgrai rozochoconych geniuszy, którym mózgi uciekły gdzieś w okolicę krocza i tyle ją widzieli.

W pewnym momencie zobaczyliśmy, jak boczne okna zostają zasłonięte. W trakcie przechodzenia przez atmosferę tarcie powoduje rozgrzanie się kadłuba do tak dużej temperatury, iż ten zaczyna świecić olbrzymim blaskiem. Przy takim natężeniu światła, ośleplibyśmy. Zamiast tego, włączyło się oświetlenie wewnętrzne statku, piloci zaś starali się wytracić prędkość, szybując. W momencie, w którym osiągnęliśmy szybkość jednego macha, okna zostały odsłonięte, a my zobaczyliśmy to, za czym tutaj przylecieliśmy. Olbrzymią, rdzawą pustynię.

 

* * * * * * * * * *

 

 W końcu stanęliśmy. Przez chwilę słyszeliśmy, jak ktoś krząta się wokoło wahadłowca, choć trudno było cokolwiek dostrzec. Siedzieliśmy tak z pięć minut, gdy z głośnika rozległ się głos:

– Uprzejmie dziękujemy za wybranie linii międzyplanetarnych pana Muska. Prosimy o opuszczenie wahadłowca i życzymy miłego pobytu.

Ludzie zgromadzeni w pomieszczeniu zaczęli się odpinać i powoli opuszczać pokład. Dopiero wtedy zrozumiałem, że nie przeżyję tu takiej przygody, jakie widziałem w filmach. Byłem zwyczajnym turystą.

Kiedy przekroczyłem próg wahadłowca, nie potrzebowałem hełmu, nie potrzebowałem niczego. Ubrany w kiczowaty garniturek szedłem, jak jedna z wielu małpek zachwycających się próżnością ludzi, niemających na co wydawać pieniędzy. Wielki "rękaw" szklany, prowadzący od statku aż do stacji, umieszczono w taki sposób, by nic nie zasłaniało nam marsjańskiego krajobrazu. Widok, przyznam sam, niesamowity.

 W pewnym momencie stanąłem, przyglądając się olbrzymiemu kanionowi, będącemu niedaleko naszej bazy. Podszedł do mnie Mirek.

– Niesamowite prawda. Niedługo to tacy ludzie jak ty odziedziczycie to po nas.

 Wymusiłem uśmiech na twarzy.

"Tak, odziedziczę olbrzymią kuwetę, do której dostałem się za pomocą pieniędzy ojca. Czy w życiu wszystko musi się kręcić wokoło nich?" – pomyślałem.

Większość ludzi myśli, że skoro człowiek ma miliardy, to musi być szczęśliwy. Ja nie prosiłem się o nie. Zamiast nich wolałem być w tamtej chwili przy tacie, który wysłał mnie na odległą o siedemdziesiąt osiem milionów kilometrów planetę. Ojcu, którego przy mnie nie było… nigdy.

Koniec

Komentarze

“Misja na marsa” – Marsa wielką literą

 

“wszyscy z wlepionymi w okna twarzami[-,] obserwowali, jak czerwona” – raczej przylepionymi do okien twarzami

 

“Nie powiem, jak na amatora astronomii wyglądała naprawdę przepięknie.” – Czy Mars jest amatorem astronomii? Bo tak wynika z tego zdania…

 

“misji na marsa” – j.w., Marsa wielką literą

 

“prosimy o ubranie kombinezonów” – założenie, nie ubranie; ubrać można coś, a nie się w coś

 

“coś się zaklinowało między zęby, a uszczelniacz kombinezonu.” – zaklinowało między zębami a uszczelniaczem (bez przecinka)

 

“A mi, o czterdzieści lat starszy ode mnie facet, zapinał rozporek!” – bez przecinków

 

“Nie długo lądujemy.” – Niedługo łącznie

 

“Po tym, jak usiadłem na fotel kosmiczny” – Usiadłem na czym? Na fotelu

 

“ale nie masz co nawet marzyć o tym” – nie masz nawet co marzyć, inny szyk

 

“Taką, jaką później opowiada się swoim wnukom” – Taką, o jakiej opowiada się

 

“my zobaczyliśmy to, za czym tutaj przylecieliśmy.” – Raczej: to, po co tutaj przylecieliśmy

 

“będącemu nie daleko naszej bazy.” – niedaleko łącznie

 

“– Niesamowite prawda. Niedługo to tacy ludzie, jak ty, odziedziczcie to po nas.” → Niesamowite, prawda? (z przecinkiem i znakiem zapytania). I odziedziczycie, a nie odziedziczcie. I pozbyłabym się obu przecinków w tym zdaniu.

 

Trudno powiedzieć coś o tym króciaku, bo to raczej wycinek, scenka, niż zamknięta całość. Trochę mało treści, by dało się ocenić wykreowany świat i bohatera, który wydaje się dość nijaki. Rozumiem cel – smutną konstatację, że pieniądze szczęścia nie dają, ale np. scenka z rozporkiem (serio? rozporek w kombinezonie?) i stewardesą wydają mi się nic nie wnosić, to puste akapity w krótkim tekście, który jeśli ma zrobić wrażenie na czytelniku, to powinien być bardziej treściwy. Wbrew pozorom trudniej napisać jest dobrego szorta niż dobre opowiadanie ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki. Jak znajdę czas to poprawie błędy.

Szort wygląda tak, jakby rzeczywiście napisał go szesnastoletni chłopak. Nic o wyprawie, zero wrażeń, żadnych spostrzeżeń, jeno wzmianka o atrakcyjnej kobiecie, a pod koniec podróży, mająca zapewne uchodzić za zabawną, scenka z rozporkiem. Ostatni akapit gorzki, ale też niezbyt odkrywczy.

Wykonanie, delikatnie mówiąc, pozostawia wiele do życzenia. Mam jednakowoż nadzieję, że znajdziesz czas i poprawisz usterki.

 

Nie po­wiem, jak na ama­to­ra astro­no­mii wy­glą­da­ła na­praw­dę prze­pięk­nie. –> Ze zdania wynika, że to planeta była amatorem astronomii. ;-)

Pewnie miało być: Nie po­wiem, jak dla mnie, ama­to­ra astro­no­mii, wy­glą­da­ła na­praw­dę prze­pięk­nie.

 

ode­zwał się dam­ski głos z gło­śni­ków… – Nie brzmi to najlepiej.

Czy ważne jest, że to mówiła kobieta? Jeśli nie, proponuję: …usłyszeliśmy z gło­śni­ków

 

pro­si­my o ubra­nie kom­bi­ne­zo­nów re­pre­zen­ta­cyj­nych… –> W co mieli ubrać kombinezony?

Kombinezonów, ani żadnej odzieży, nie ubiera się! Kombinezon można włożyć, założyć, przywdziać, odziać się weń, ubrać się weń, a nawet wystroić, ale nie można go ubrać!

Za ubieranie kombinezonu grozi sroga kara – trzy godziny klęczenia na grochu, w kącie, z twarzą zwróconą ku ścianie i z rękami w górze. ;-)

Zdanie winno brzmieć: …pro­si­my o włożenie kom­bi­ne­zo­nów re­pre­zen­ta­cyj­nych

 

Co, mia­łem od­da­wać mocz na czer­wo­nej pla­ne­cie… –> Co, mia­łem od­da­wać mocz na Czer­wo­nej Pla­ne­cie

 

A mi, o czter­dzie­ści lat star­szy ode mnie facet… –> A mnie o czter­dzie­ści lat star­szy facet

 

za­piąć pasy bez­pie­czeń­stwa. Ste­war­des­sa spraw­dzi­ła, czy każdy z uczest­ni­ków wy­pra­wy jest wła­ści­wie za­bez­pie­czo­ny. –> Nie brzmi to najlepiej.

 

iż ten za­czy­na świe­cić ol­brzy­mim bla­skiem. Przy takim na­tę­że­niu świa­tła, ośle­pli­by­śmy. Za­miast tego, włą­czy­ło się oświe­tle­nie we­wnętrz­ne stat­ku… –> Powtórzenia.

 

Sie­dzie­li­śmy tak z pięć minut, gdy z gło­śni­ka roz­legł się głos: – Nie brzmi to najlepiej.

 

Nie­dłu­go to tacy lu­dzie, jak ty, odzie­dzicz­cie to po nas. –> Nie­dłu­go tacy lu­dzie jak ty odziedziczą to po nas.

 

"Tak, odzie­dzi­czę ol­brzy­mią ku­we­tę, do któ­rej do­sta­łem się za po­mo­cą pie­nię­dzy swo­je­go ojca. –> …za po­mo­cą pie­nię­dzy mojego ojca. Lub: …za po­mo­cą pie­nię­dzy ojca.

Bo raczej zrozumiałe jest, że cudzy ojciec nie płaciłby za tę podróż.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki :)

Powodzenia. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Szorciak też skojarzył mi się z fragmentem. Ostatnia myśl, całkiem niezła, nie za bardzo uzasadnia scenki poprzedzające.

Tekst ma wiele grud, ale nie czytało się najgorzej.

Podsumowując: ot, czytadło do zapoznania. Raczej na długo nie zagości w pamięci.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dziękuję :)

Autorze, a gdzie są obiecane dalsze rozdziały o księżycowych przygodach? Pozdrawiam zdziwiona.

Hej :)

 

S-f jest tutaj nieco przypięty, to raczej sposób na podkreślenie problemu bohatera – jego smutku. Urzeczywistnienie dystansu jaki zdarza się między ludźmi dla których być powinna jedynie bliskość…

 

Wykonanie zdradza pośpiech i niedostateczne przygotowanie tekstu do publikacji – słaba autokorekta ;) Ale to że próbowałeś zestawić humor i poważny w gruncie rzeczy temat to pomysł zdecydowanie na plus. Kontrast to świetne narzędzie w literaturze:)

 

Pozdro

Czwartkowy Dyżurny

Dziękuję za komentarze :)

Star Wars to fantazy :D Powaga. Taka tam bajeczka…

Co do s-f to faktycznie jest u tutaj element naukowy, ale chodziło mi raczej o powiązanie s-f z tym o czym jest to opowiadanie :)

 

Edit: Komentarz do nieistniejącego już komentarza… Wow ;)

 

Black hehe pośpieszyłem się trochę :) Jak ktoś ze mną nie zadrze to trochę nieśmiały jestem :) Zresztą nie ważne :)

Nie bardzo mi się kleją poszczególne wątki. No, jeszcze piękna babka z rozporkiem da się łatwo skojarzyć (chociaż też nie rozumiem, bo kiego grzyba w skafandrze rozporek – nie wydaje się potrzebny, a tylko zwiększa ryzyko rozszczelnienia i masę), ale końcowe przemyślenia wyglądają jak od czapy. No i jakoś powstaje w człowieku chęć odpyskowania gówniarzowi, że ludzi mają poważniejsze problemy.

Kiedy już zbliżaliśmy się do Marsa, wszyscy z przylepionymi do okien twarzami, obserwowali,

Coś jest nie halo z tym wtrąceniem.

Babska logika rządzi!

Problemy życiowe, spojrzenie na świat są zależne od wieku. To, co dla człowieka dorosłego jest błahostką, dla dziecka może być ogromną przeciwnością losu. Paradoksalnie regulatorzy dali mi tu najlepszy komplement pisząc, że opowiadanie jest napisane, tak jakby napisał je szesnastolatek. Bo jak ma patrzeć szesnastoletnie dziecko na świat jak nie w zgodzie z własnym wiekiem? To tylko znaczy, że moja postać jest bardzo realna. Dzięki Finkla.

Właściwie już wszystko napisano, więc pozostaje mi tylko zgodzić się z poprzednikami, a zwłaszcza w Regulatorami. Problemu bohatera nie bagatelizowałabym, bo jednak obojętni rodzice potrafią spierniczyć życie, jednak sposób, w jaki zdecydowałeś się to , rzeczywiście sprawia wrażenie lekko “od czapy”. Anegdotki z lotu, a potem nagle, w ostatniej linijce, smutne wynurzenie. Trudno się przejąć. ;)

ocha, dzięki za komentarz.

Ahh, być po prostu, bachorem miliardera.  

Lęk przed przegraną gwarantuje porażkę.

dzięki za komentarz :)

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka