- Opowiadanie: slew - Przesyłka

Przesyłka

Wrzucam poprawki wykonane niecały rok później. Wrzucony fragment to tylko 4 strony z 54 napisanych przeze mnie. Reszta nie nadaje się do publikacji przez zbyt dużą ilość błędów, chaotyczność wątków oraz myśl o szerszej publikacji w przyszłości. Pierwszy raz coś publikuję w sieci, chciałbym zobaczyć jaki będzie odzew. Szczerze to mam tremę. Z zawodu jestem automatykiem. Tekst roboczo nazwany “Przesyłka” zrodził się z pomysłu typu “blow mind”. Czegoś nowego z już znanych elementów. Mam nadzieję, że takowym się okazał. Nie wiem czy publikowany fragment będzie zrozumiały, myślę, że to ma być początek. Myślę, że inspiracją do tego opowiadania są filmy takie jak “Star Trek”, “Battlestar Galactica”, “Transformers”, “Iron Man”. Zamieszczam w sumie fragment tego nad czym pracuję. Napisałem już ponad 80 tysięcy znaków ze spacjami i nie wiem co dalej zrobić. Czy mam w to dalej brnąć? Czy jest sens? Na chwilę obecną jest to tekst roboczy, w wielu fragmentach całkowicie dziewiczy (bez jakiejkolwiek poprawki, pisany nocami). Nie chcę publikować całego tekstu, jest w nim kilka dobrych autorskich pomysłów i ogrom błędów językowych. Czekam na jakąś opinię, może poradę. Czy to się nadaje na jakąś książkę? Czy w ogóle człowiek jako debiutant ma szanse wydać coś w naszym kraju?

Oceny

Przesyłka

Pomimo tego, że jego piwo było za gorące, źle doprawione to i tak rozkoszował się jego każdym łykiem. Tęsknił za smakiem alkoholu. Barman spoglądał na niego posępnie. Przybysz zdecydowanie nie wzbudzał zaufania wśród tutejszych. Wyglądał i zachowywał się zbyt obco. Przybył tutaj w celach handlowych. Czekał na znanego sobie handlarza o imieniu Venter. Posiadał dla niego mały niepozorny pakunek, w zamian liczył na spory zysk. Ten jego mały pakunek był niewyobrażalnie cenny. Rozejrzał się po obecnych. Ich życie zmieniłoby się bezpowrotnie gdyby weszli w jego posiadanie. Na przykład sąsiad stolik obok. Facet siedział w łachmanach i sączył piwo. Kim mógłby się stać gdyby wszedł w posiadanie tego towaru?! Oczami wyobraźni widział na nim ekstrawagancki strój uszyty przez najlepszego krawca żyjącego na tym świecie. Jednak to dopiero byłby początek jego metamorfozy. Najbardziej możliwe, że stałby się ojcem rewolucji industrialnej. Zarobiłby fortunę, ożenił się z jakąś ślicznotką, od chociażby z tą rudowłosą dziewczyną, która właśnie dolała mu piwa. Zapewne żyłby szczęśliwie do końca swoich dni. Przybysz pociągnął kolejny łyk piwa. A na barmana jak wpłynąłby jego towar?! Może lepiej nie dawać temu barmanowi takiego „daru losu”. On chyba już zawsze będzie taki posępny i nic go nie uszczęśliwi. Zagłębił się w swoich myślach rozkoszując się zawartością swojego kufla.

Handlarz się nie pojawił. Postanowił poczekać. Pobrał klucze do pokoju, zamówił kolejne piwo. Nadal siedział we wspólnej sali. Schodziło się coraz więcej malowniczych osób. Oczami wyobraźni widział ich zakazaną przyszłość. Zaintrygowała go rudowłosa dziewczyna, ta która obsługiwała klientów. Zdawała się być do kogoś podobna. Do kogoś bliskiego z jego dawnego życia. Przyłapał się na tym, że cały czas ją obserwuje i nie może oderwać od niej wzroku.

 

Byli ubrani lepiej od zwykłych mieszkańców tych stron. Przy pasie mieli sztylety, a przez ramię przewieszone muszkiety. Broń była wyeksponowana. Miała straszyć.

– Kaal! On chyba gapi się na Słodką Erts. – powiedział najmniejszy.

– Ty tuthaj! Wynocha! To nashe dziewuchy – wybełkotał środkowy, najpaskudniejszy.

Trzeci nie mówiąc nic złapał przybysza za ramię i szarpnął w kierunku drzwi.

*

Krew kapała mu z wargi. W głowie huczało. Miał rozerwany rękaw. Dwóch leżało w błocie, powoli się podnosili. Herszt bandy wyciągnął nóż. Zaczęli mierzyć się wzrokiem. Jeszcze sekunda. Głęboki oddech i…

– Przestańcie! – pomiędzy nimi stanęła tamta rudowłosa dziewczyna z tawerny. – Kaal! Znowu musisz kogoś zlać ze swoimi oprychami?! Idź lepiej się nachlej!

Herszt bandy splunął w błoto, jego kompani warknęli mierząc wzrokiem dziewczynę i przybysza. Chwilę później zniknęli za rogiem. Dziewczyna podała przybyszowi swoją chusteczkę. "Charyzmatyczna, dobrze wychowana. Ten facet z knajpy dobrze by trafił." – pomyślał. Wytarł krew i zaczął rozcierać siniaka na ramieniu. Nie było sensu wracać do tawerny, przynajmniej dopóty dopóki moczymordy się nie urżną. Dziewczyna zaprowadziła go kawałek dalej do fontanny przy której można było usiąść.

– Przepraszam za Kaala. Ciągle udowadnia jaki to jest męski wszczynając bójki z obcymi. Tłumaczy, że musi bronić dziewczęta. Ale ja lubię obcych.

– Nic się nie stało. Dziękuję za pomoc – odpowiedział spoglądając na jej bujne rude włosy. Mogąc podziwiać je z bliska sprawiały na nim jeszcze lepsze wrażenie.

– Skąd dokładnie pochodzisz? Z gór Noord? – przyglądała mu się wnikliwie badając jego odmienność.

– Trudno to wytłumaczyć. Jeszcze dalej niż Noord – odparł przybysz patrząc w odległy punkt na horyzoncie.

– Z krain Uiteinde?! – jej wzrok przenikał go badawczo.

– Mniej więcej. Chociaż.. – nie wiedział jaki stan wiedzy miała ta dziewczyna. Kodeks był nieubłagany, nie mógł przekazać jej za dużo informacji – z daleka. Bardzo daleka.

– Mogę ci coś wyznać? – zapytała szeptem lekko się do niego przybliżając.

– Tak – spojrzał w jej oczy widząc w nich bliską osobę.

– Chciałabym zobaczyć resztę świata. Jest tyle miejsc jeszcze nie zbadanych. Chciałabym odkryć chociaż jedno z nich – jej oczy były pełne tęsknoty. Dziewczyna musiała być jedną z tych osób, które są gotowe porzucić ciepłe i wygodne życie, zaryzykować wszystko aby móc dotknąć nieznanego.

– W rzeczy samej, jest ogrom miejsc jeszcze nie zbadanych – przytaknął poruszony jej wzrokiem. – "Dlatego mamy Kodeks" – dokończył w myślach. Zaintrygowała go ta dziewczyna. Jakby podświadomie znała całą prawdę na temat ograniczającego ich prawa.

– A może – dziewczyna przybliżyła się do niego – byś mógł.. – nagle urwała.

Na plac wkroczył tłum ludzi. Na czele z Kaalem i jego kumplami. Przed sobą popychali czarnoskórego handlarza. Przechodnie przystanęli patrząc co się dzieje.

– Ludzie! Zobaczcie jakie dziwadhło wlazło do tawerny – krzyknął Kaal powalając kopnięciem czarnoskórego handlarza.

"Cholera Venter! Czemuś się spóźnił?! Teraz zlinczują Ciebie, bo nie znają czarnoskórych ludzi?!" – przybysz mocno się zatrwożył wstając zaskoczony.

Musiał natychmiastowo działać. Zostawił zaskoczoną dziewczynę przy fontannie. Podbiegł do strażnika obserwującego tłum z ubocza. Zwinnym ruchem zerwał muszkiet z jego ramienia i wypalił w Kaala. Wszystko wydarzyło się natychmiast. Buchnęła krew. Odstrzelił łysemu ramię, które odrzuciło w powietrze. Strażnik pomimo zaskoczenia odpowiedział natychmiastowym ciosem w plecy przybysza. Trzech kompanów łysego wypaliło z muszkietów wprost w pierś przybysza. Kule rozdzierały powietrze. Odstrzelone ramię ciągnęło za sobą rozerwane ścięgna i żyły. Kropelki krwi migotały w powietrzu. Venter wywinął się spod stóp upadającego Kaala. Odstrzelona kończyna zaczęła puchnąć i matowieć. Ścięgna i żyły przechodziły swoistą metamorfozę, zaczynały przypominać kable i rury. Pociski na piersi przybysza rozbłysły niebieskim światłem i uległy anihilacji. Rapier strażnika oparł się na jego plecach i zaczął kruszeć. Kaal upadł w błoto. Przybysz z nadludzką zręcznością ogłuszył strażnika muszkietem, który w tym samym czasie przeładowywał. Venter zamaszystym kopem uderzył trzech napastników. Przybysz wypalił z muszkietu w łeb ostatniego z przeciwników Ventera. Odstrzelone ramię, wciąż lecące w powietrzu, miało już gigantyczną wielkość, kształtem przypominało wielki owal, zrobiony z metalu, na boku dało się rozpoznać wymalowany symbol i numer seryjny. Pociski dosięgnęły twarzy napastnika, ta rozbłysła niebieską poświatą, nastąpił proces anihilacji. Ramię, w sumie to czym się stało czyli gigantyczny fragment jakiejś maszyny, spadło z ogromnym impetem miażdżąc pobliską chałupę. W powietrze wzbiły się tumany kurzu, łamane deski, pokruszone kamienie. Zapadła cisza. Ciała kilku napastników, w tym leżącego Kaala, pokryły się iskrami i zniknęły. Reszta osób stała nieruchomo wpatrzona w zmiażdżony budynek, ogromny metalowy obiekt i napis na nim "Vyand – krążownik 3406".

– Uciekli tchórze! – rzucił zawadiacko ucieszony Venter.

– Spokojnie wojaku bo jeszcze wrócą – przybysz podszedł do niego.

– Myślałem, że będzie już naprawdę kiepsko ze mną, a tutaj się okazało, że ich spraliśmy na kwaśne jabłko.

– Jakoś udało się tobie wywinąć. Chociaż z tym może być problem – przybysz wskazał brodą zniszczoną chałupę.

Ludzie zaczęli zbliżać się do olbrzymiego metalowego owalu, który wystawał ponad zgliszczami chałupy. Co odważniejsi wspinali się na rumowisko, dźgali tajemniczą maszynę, zaglądali do jej środka. Dokoła zebrał się już spory tłum. Ludzie wołali kolejnych aby przyszli zobaczyć co się stało. Nie wierzyli własnym oczom. Właściciel domu przybiegł z miejsca pracy i zaczął lamentować nad zgliszczami.

– Przecież to nie nasza wina. Na co tobie to wygląda? Dysza napędu? – zapytał handlarz.

– Nie, chyba fragment maszynowni – ocenił przybysz wprawnym okiem.

– Dobrze że go nie trafiłeś w reaktor, albo skład amunicji. Tak w ogóle, jakim cudem tutejszą bronią tak mocno go uszkodziłeś?

– Nie miał aktywnego pola siłowego, do tego musiała to być jakaś maluteńka jednostka bez opancerzenia.

– Ci najsłabsi są najbardziej agresywni. Mocno zgarnął, potem ucieczka na orbitę na oczach wszystkich zebranych. Bez dwóch zdań złamali Kodeks. Będą mieli poważne problemy. Może nałożą na tych Vyand’ów sankcje. Przydałoby się im w końcu przytrzeć nosa.

– Nie ma co fantazjować. Przejdźmy do konkretów – przybysz poklepał się po kieszeni.

– Rozumiem że cena bez zmian? – zapytał handlarz.

– Patrz tam! – raptownie przybysz wskazał ręką w kierunku nieba za handlarzem.

– O jasna cholera! – krzyknął Venter patrząc przez ramię.

Ciało czarnoskórego handlarza zaczęło elektryzować. Niebo rozdzierał czerwony ognisty promień. Po chwili Venter zniknął. Czasu było mało. Przybysz odszukał Słodką Erts. Stała nadal zszokowana przy fontannie, nie docierało do niej co się dzieje. Gapie patrzyli to na zgliszcza domu i tkwiące w nim resztki maszyny, to na niebo i dziwne zjawisko. Pokazywali sobie ognisty promień. Wyglądał cudownie. Nikt nie uciekał.

– W końcu masz szansę Erts! Zabiorę ciebie ze sobą! Tylko się zgódź! – Kodeks zakładał możliwość zabrania ze sobą osoby lokalnej tylko i wyłącznie z własnej nie przymuszonej woli.

– Co się dzieje? – mamrotała wpatrując się jak zahipnotyzowana w ognisty promień rozdzierający niebo. – Gdzie chcesz mnie zabrać?

– Vyand'owie wystrzelili promień ze swojego okrętu. Zaraz wszystko tutaj przestanie istnieć! Zgódź się!

– Kim są Vyand'owie? – pytała zdezorientowana. Jej wzrok błądził po jego twarzy.

Ognisty promień zbliżał się nieubłaganie. Śmiercionośna energia przyćmiła blask słońca. Wsysał chmury. Cała atmosfera parowała od jego temperatury. Ludzi ogarnął strach. Jeszcze chwila i miał dosięgnąć miejsca gdzie przebywali. Złapał ją za rękę.

– CHODŹ! – krzyczał na całe gardło.

W jej oczach widział strach. Ich ciała pokryła elektryzująca energia. W tym momencie powierzchnię planety dosiągł ognisty promień. Fala uderzeniowa zmiotła zabudowania i roślinność. Wszystko wyparowało. Ogień strawił wszelką materię. W miejscu po ataku pozostało jezioro płynnej lawy.

Koniec

Komentarze

Początkowy motyw jest nieco bez sensu. Skoro gość ma przy sobie coś tak cennego, to chyba lepiej byłoby raz, żeby nie rzucał się w oczy i nie wyróżniał, a dwa, umówił się z klientem w jakimś bardziej ustronnym miejscu.

Ze spraw technicznych, to zbyt wiele zaimków i powtórzeń. 

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Rozumiem. Ten fragment to sam początek. Muszę to przemyśleć w o wiele szerszym kącie.

Piszesz całkiem zgrabnie, ale niestety tekst pod względem technicznym leży. Powtórzenia, interpunkcja, zaimki, w niektórych miejscach nie wiedziałem czy zdanie jest wypowiedzią bohatera, czy narracją. Jeśli miałbym się już czepiać, to kompozycja tekstu też jest trochę dziwna – najpierw dostajemy wieli blok tekstu, a potem porozrywane gwiazdkami dialogi/opisy. Nadaje to trochę dynamiki, ale źle po prostu wygląda, jakby Ci się tych miejsc po prostu nie chciało pisać.

Jeśli zaś chodzi o fabułę, no to nic niesamowitego, ale jeżeli się weźmie pod uwagę, że jest to wstęp do czegoś większego, to nie jest źle :) Najważniejsze, żebyś się nie zniechęcał :)

 

Wymiana małego pakunku w zamian za pieniądze.

W języku polskim jest nawet na to rzeczownik – sprzedaż ;D

 

 

Verman

Wiem, wiem pod względem technicznym (językowym) to leżę. Z zawodu nie zajmuje się pisaniem prozy. To opowiadanie to taka próba sił. Fajnie, że “piszę zgrabnie” chociaż nie do końca rozumiem co się pod tym pojęciem kryje. Czy jest ciekawa akcja, opisy, czy co?

Zdziwiłem się, że fabuła to nic niesamowitego. Największy nacisk miał być na końcówkę tzn. moment z ręką. Możliwe, że zgubiłem to coś po czasie, dodałem sporo z przodu i z tyłu. Może warto abym całość tego wstępu napisał od nowa?!

Fajnie, że “piszę zgrabnie” chociaż nie do końca rozumiem co się pod tym pojęciem kryje.

Chodziło mi o to, że styl jest generalnie niezły, ale wymaga wyszlifowania i pozbycia się błędów, które przeszkadzają w generalnym odbiorze.

 

Zdziwiłem się, że fabuła to nic niesamowitego.

Fabuła jest kwestią gustu – niektórym podobają się super zwroty akcji, innym prosta jak drut historia miłosna z elementami BDSM ;D

Ja myślę, że zamiast pisania wszystkiego od nowa, skupiłbym się na poprawianiu błędów. Odłóż tekst na dłuższy czas i potem czytaj – poprawiaj – czytaj – poprawiaj, tak długo aż nic nie będzie Ci w nim zgrzytać. Może się i zdarzyć, że w międzyczasie faktycznie przepiszesz wszystko na nowo :D

Verman

Drogi autorze, przeczytałem Twój wstęp do opowiadania i mam bardzo mieszane uczucia. Zgodzę się z tym co napisał @Vermanitus – masz smykałkę do pisania, zwłaszcza jeśli to Twoje pierwsze opowiadanie. Twój styl jest na razie bardzo nieoszlifowany, nie ma jednak niczego co by skreślało Ciebie jako pisarza. Idąc od góry: 

 

Rzeczywiście wybór zatłoczonej karczmy jako miejsce przekazania bardzo cennego przedmiotu wydaje się być głupim pomysłem. Nie lepiej to zrobić w charakterystycznej uliczce o trzeciej w nocy? 

 

Bardzo dziwne mieszanie dwóch wątków, miało wyjść dramatycznie, a wyszło bardzo dezorientująco. Jako czytelnik niemający wcześniej styczności z Twoim uniwersum nie miałem zielonego pojęcia co się dzieje. Czy to sen, marzenie, co jest teraźniejszością, co jest przyszłością, o co właściwie chodzi. W tym typie opowiadania (adventure/sf/fantasy) takie niejasności negatywnie wpływają na odbiór całości. 

 

Herszt bandy wyciągnął nóż. Zaczęli mierzyć się wzrokiem.

A co robił wcześniej jak główny bohater klepał jego kolegów, stał i patrzył? 

 

Na plac wkroczyło pełno ludzi. Na czele z Kaalem i jego kumplami w większej liczbie. Przed sobą popychali czarnoskórego handlarza. Przechodnie przystanęli patrząc co się dzieje. (…) 

Zerwał muszkiet z ramienia jednego z napastników. Wypalił w Kaala.

No ale jak to? Najpierw stoi z kobietą, a potem podbiega do jednego z napastników by wyrwać mu broń? A co oni robili, grzecznie czekali aż zostaną rozbrojeni? Jeśli coś się działo wcześniej, to wypadałoby o tym wspomnieć bo tak powstają dziury w narracji. 

 

"Cholera Venter! Czemuś się spóźnił?! Teraz zlinczują Ciebie, bo nie znają czarnoskórych ludzi?!" – przybysz mocno się zatrwożył.

Tym bardziej pomysł z karczmą nie był zbyt udany. 

 

Walki z Kaalem i jego ekipą szczerze powiedziawszy nie zrozumiałem. Strasznie chaotyczna. Nienaturalnie też brzmi rozmowa dwóch bohaterów po całej walce, serio nie byli bardziej podekscytowani walką na śmierć i życie? Brakuje także opisów, akcja pod koniec szła zdecydowanie za szybko. 

 

Słodką Erts

Ech :D. 

 

Podsumowując – nie zniechęcaj się autorze bo historia brzmi oryginalnie. Styl też masz “wrodzony”, mimo kilku mankamentów. Im więcej będziesz pisał i publikował tym lepiej  będziesz pisał, tak to już jest na tym świecie. Jeśli będziesz kontynuował historię to ją chętnie przeczytam :). 

@Arkkev to prawda, nie wiadomo o co chodzi do końca w tym fragmencie, jednak ma być to celowe. W późniejszym momencie wyjaśniam tą dziwną “właściwość” mojego jak to nazywacie Universum. Tak samo ta walka na śmierć i życie, jest zbyt przesadzona. Z drugiej strony niepotrzebnie dezorientować czytelnika. Opublikowany fragment początkowy powinienem jednak trochę podreperować aby był logiczny i spójny z dalszą częścią. Będę musiał to przemyśleć i znowu sugeruję sam sobie, że chyba powinienem ten początek ugryźć od kompletnie innej strony.

Jak dla mnie najważniejszym fragmentem miała być ta bójka i tajemnicza ręka Kaala. Cała reszta miała trochę wprowadzić w ten świat, a jednak przyćmiła to co najważniejsze. Hmm…

Było mętne z za małą pianą  - może lepiej brzmiałoby “za mało spienione”? W tej formie jakoś to zgrzyta.

Barman spoglądał na niego posępnie. Był tutaj obcy i nie ukrywał tego. – moim zdaniem, nie dopowiedziany podmiot w drugim zdaniu, brzmi to tak, jakby to barman był obcy, ale może to tylko moje wrażenie. 

Był tutaj obcy i nie ukrywał tego. Obwieszczał to jego ubiór, zbyt pstrokaty, zbyt zadbany, zbyt obcy​ – powtórzenie

Bardzo dużo w tym początku krótkich zdań, które można z łatwością połączyć w zdania złożone i nadać tekstowi większej rytmiczności i melodyczności. Na razie brzmi to trochę jak telegram. “Chciał aby tak było STOP Miał wyróżniać się w tłumie STOP Jego misja była prosta STOP Handlowe spotkanie w tawernie STOP” A czy nie mogłoby być: Chciał aby tak było, bo miał wyróżniać się w tłumie. Jego misją było proste spotkanie handlowe w tawernie ( albo coś podobnego).

Spojrzał na sąsiada stolik obok – moim zdaniem lepiej brzmiałoby “przy stoliku obok”

Kim mógłby stać się ten człowiek gdyby wszedł w posiadanie tego towaru?! – moim zdaniem zbędny wykrzyknik, który sprawia, że całość brzmi jak hasło z kampanii reklamowej. 

niemieliby szans –  nie mieliby 

pociski anihilowały – co? kogo?

 Odszukał Słodką Erts –  czy ona ma na imię “Słodka”?

 

Nie do końca rozumiem co tu właściwie zaszło. Pomieszanie komunikatów bez właściwego objaśnienia kto z kim i dlaczego się komunikuje. Z tego fragmentu niewiele wynika, a pozostaje sporo pytań. Najpierw nazywasz protagonistę “Przybyszem”, a potem ni z tego ni z owego, ma on imię… Chyba, że umknął mi moment, gdzie zostaje nam przedstawiony. Zgadzam się, że niejasnym jest dla mnie dlaczego umówili się w zatłoczonym miejscu do dokonania handlu, w dodatku w okolicy, gdzie nie znano ludzi czarnoskórych, choć wiadomo było, że handlarz jest czarnoskóry… Brak tu logiki. Niejasne było też dla mnie, że Przybysz został wypchnięty z lokalu, kiedy kelnerka ruszyła z nią w stronę fontanny, wyobraziłam sobie karczmę z fontanną w środku XD

 Niemniej koncept wydał mi się ciekawy. Czy dobrze rozumiem, że to były statki kosmiczne pod postacią ludzi? Tylko dlaczego, po co i w jaki sposób? To wszystko jest bardzo niejasne. Nie wyłapałam oczywiście wszystkich błędów, tylko te, które rzuciły mi się w oczy. Myślę, że masz potencjał i ciekawy pomysł, ale potrzebujesz pracy nad warsztatem. Z mojego krótkiego doświadczenia, NF jest dobrym miejscem, żeby się kształcić. Czytaj dużo różnych opowiadań. Łatwiej obiektywnie oceniać prace cudze niż własne, więc szybko zaczniesz łapać, co Ci się podoba a co nie i zaczniesz to nanosić na własne teksty. Do tego, spore grono doświadczonych użytkowników da Ci pomocne uwagi, które zaowocują rozwinięciem zdolności, jeśli będziesz je stosować. Wydajesz się otwarty na komentarze, a to bardzo dobrze. Trzymam kciuki. Na razie nie jestem w stanie odpowiedzieć na Twoje pytania odnośnie przyszłości Twojego tekstu, jest zbyt surowy, musisz jeszcze nad nim popracować. 

 

 

 

 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Ciekawy pomysł, naprawdę mi się spodobał. I nawet fabularnie to nieźle wygląda, tylko te wykonanie… Pierwsze co przychodzi mi od razu na myśl, to wrzucenie następnego opowiadania na betę. Od tego zacznij, bo smykałkę do pisania masz, ale toporne jeszcze jest to wszystko.

Jednak rozkoszował się jego każdym łykiem, było to jego pierwsze piwo od dawna.(…)

Jego ciemne włosy i jasna karnacja też tu nie pasowały tutaj. (…)

Jego misja była prosta, handlowe spotkanie w tawernie i wymiana małego pakunku w zamian za pieniądze.

Masz tendencję skracania zdań tam, gdzie nie trzeba. Krótkie zdania są dobre do przyśpieszenia akcji, a nie tam, gdzie jest ona monotonna albo wolno się toczy.

Miał niewiele czasu w tym miejscu, pośpiech był wymagany, dlatego rozkoszował się każdym łykiem, oddechem, spojrzeniem.

A dlaczego miałby się rozkoszować tym łykiem? Umierał? To miała być ostatnia akcja? Nie widzę uzasadnienia. Uważaj, bo rozpędzasz się w kwiecistych opisach wprowadzając mało sensowne stwierdzenia/przemyślenia.

Odruchowo złapał się ręką za ukrytą kieszeń na klatce piersiowej.

Domysł wystarczy, można założyć, że ręką a nie nogą i siebie, a nie barmana ;)

Rozejrzał się po obecnych tutaj.(…)

Spojrzał na sąsiada przy stoliku obok.(…)

Kim mógłby stać się ten człowiek gdyby wszedł w posiadanie tego towaru?! Na pewno mógłby ubrać się w najlepsze ubrania w mieście. Nie to za mało. Mógłby wybudować najnowocześniejsze przedsiębiorstwo odzieżowe (…) Gdyby ten jeden człowiek wszedł w posiadanie tego towaru, odmieniłoby się życie całego kraju.(…) Nie, ten chyba już zawsze będzie taki posępny. Kto wie, jak by wykorzystał "dar losu" ten barman.

Powtórzenia.

Nadal siedział we wspólnej sali. Schodziło się coraz więcej osób. Zaintrygowała go rudowłosa dziewczyna. Była do kogoś podobna. Przyłapał się na tym, że cały czas ją obserwuje.

I znowu zbyt krótkie zdania nie tam, gdzie trzeba.

Słabo wypadają obie rozmowy ze słodką Erts, poza tym masz tu błędy logiczne. W pierwszej rozmowie dziewczyna od razu się narzuca, chce zwiedzać świat i lubi obcych (Kto lubi obcych?, niefortunne to zdanie). W drugiej rozmowie opiera się bohaterowi, gdy chce ją zabrać. To jak to w końcu z nią jest?

Podsumowując, w opowiadaniu widzę spory potencjał, ale brakuje Ci warsztatu. Napisałeś, że masz 80k znaków i nie wiesz co dalej. Niech zgadnę. Pewnie usiadłeś i pisałeś od początku do “teraz”. Sam nie siadam do opowiadania, gdy nie mam w głowie początku i końca, a najlepiej jeszcze kilku scenek ze środka. I Tobie też to radzę. Przemyśl gruntowanie pomysł, zaplanuj główne elementy i wtedy zabieraj się do pisania. Pozdrawiam.

 

 

 

Sugerowałabym potrenowanie warsztatu na krótkich formach. Bo potem okaże się, że masz sto stron do przepisania od nowa…

Pomysł pożenienia statków z ludźmi fajny. Spotkanie w knajpie – sztampa rodem z fantasy. Dialogi z dziewczyną wydawały mi się drętwe. Słyszałeś, żeby jakaś dziewczyna w lokalu tak się wypowiadała?

Zapis dialogów do remontu. Powtórzenia, wielu rzeczy jeszcze nie wiesz o pisaniu. Interpunkcja też szału nie robi.

Było mętne z za małą pianą, za gorące i źle doprawione. Jednak rozkoszował się jego każdym łykiem, było to jego pierwsze piwo od dawna. Barman spoglądał na niego posępnie. Był tutaj obcy i nie ukrywał tego.

Byłoza. Kto jest podmiotem w ostatnim zdaniu i dlaczego barman?

– Ty tuthaj! Wynoha!

Można bełkotać na różne sposoby, ale nie widzę powodu, żeby robić przy tym błędy ortograficzne.

Czas 2 sekundy.

W beletrystyce liczby raczej zapisujemy słownie, a już w dialogach – obowiązkowo.

– Mogę Tobie coś wyznać? – zapytała szeptem.

Ty, twój, pan itp. w dialogach małą literą. Tylko w listach dużą. Dlaczego “tobie”? “Ci” jest w takim zdaniu o wiele naturalniejsze.

Babska logika rządzi!

@Darcon

Dziękuję bardzo, za konkretne wskazanie co leży w warsztacie. Myślę, że moje możliwości warsztatowe są trochę lepsze niż w zaprezentowanym kawałku, niestety piszę albo totalnie na kolanie (smartfonie), albo nocami po całym ciężkim dniu pracy i życia rodzinnego. Trochę martwi mnie, że dialogi wypadają słabo. Jeżeli chodzi o ilość znaków to obecnie jest ich ponad 120tys. Ilość pomysłów jest całkiem spora i chyba wszystkich jeszcze nawet nie liznąłem. Wiele z nich musiałbym jeszcze mocno rozbudować. W sumie to można by o tych wątkach pisać osobne książki. Jeżeli chodzi o początek i koniec. Sam nie wiem. Mam różne wizje końca tego co piszę. Nie wiem czy w ogóle koniec jako taki nastąpi. Jak na razie przyjąłem strategię spisania kilku luźno powiązanych ze sobą pomysłów w formie jednego dłuższego opowiadania. Nie zacząłem od konkretnego początku i nie mam jeszcze konkretnego końca.

 

@Finkla

Zgadza się co do treningu. Jednak nie mam na niego czasu. Tutaj powinienem zostać być przekreślony. Znajduje się w takiej sytuacji, że z jednej strony nie mam czasu na wielkie pisanie, polepszanie warsztatu. Z drugiej mam w głowie pełnie “niezagospodarowanych” pomysłów. Stąd myśl o pisaniu. Niestety wiem, że mój warsztat to tragedia, chociaż moja polonistka z podstawówki i tak mogłaby być ze mnie zadowolona, bo w tamtym czasie to było dno ortograficzne. Zaskoczeniem dla mnie jest mała litera w dialogach. W sumie może powinienem postudiować jak to piszą inni. Pozostaje tylko pytanie: kiedy?!

 

Zakładając, że poprawię opublikowany fragment. W jaki sposób mogę opublikować go ponownie na forum? Po prostu mam wyedytować tekst, czy jakoś inaczej się to tutaj robi?

Po prostu edytuj, nie publikuj drugi raz tego samego. Licz się z tym, że to skończonych opowiadań zajrzy więcej osób niż do fragmentów.

Babska logika rządzi!

Wrzucam poprawki wykonane niecały rok później. Tekst znacząco odchudziłem. Dodałem kilka wyjaśnień i ogólnie starałem się bardziej go dopracować. Nie zrobiłem żadnej poważniejszej zmiany fabuły.

Nowa Fantastyka