- Opowiadanie: Żywiołak - Detronizacja

Detronizacja

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Detronizacja

Olaf Jorgsen wydał z siebie głośny, przepełniony gniewem pomruk. Zaczął nerwowo chodzić po okolicy, chcąc rozładować w ten sposób nagromadzoną złość. Czekał już siedem godzin. Siedem godzin w otoczeniu drzew i ptasiego śpiewu. I najgorsze w tym wszystkim było to, że nie wiedział ile musiał jeszcze odczekać, by móc w końcu opuścić to przeklęte miejsce.

"To będzie krótki postój, Młode Wilki. Wznawiamy marsza na front za godzinę" – przypomniał sobie słowa dowódcy. Rozkaz o wznowieniu wędrówki jednak nie zapadł. Dla Olafa najgorszym był fakt, że wszelki kontakt z jego wodzem od tamtej chwili się zerwał.

Przyspieszył kroku, jednak z każdą sekundą chodu stres narastał. Zacisnął wściekle pięść prawej ręki. Zdominowany był chęcią, żądzą wyładowania swojej furii.

Nagle w oczach mężczyzny odbił się widok sporych rozmiarów głazu. Wielka, szara skała leżała bezładnie na ziemi. Długo nie myśląc, dobył jeden z dwóch zawieszonych przy pasie toporów. Uniósł siekierę wysoko w górę, a potem z całej siły opuścił prosto na kamień. Ostrze broni przeszło przez przez twardą bryłę równie łatwo, jak gdyby przechodziło przez powietrze.

Mężczyzna spojrzał na dzierżony przez siebie oręż. W przeciągu siedmiuset lat – lwiej części swojego życia dzierżąc te właśnie topory położył trupem niezliczone legiony żywych istot. Zaczął sobie przypominać walki, w których wziął udział. W jego umyśle pojawiły się sceny walk ze szturmów na wrogie cytadele, z wyrzynania szeregów przeciwnika.

Wspomnienia uśmierzyły nieznacznie jego gniew, jednak przeczuwał, że jeśli ponownie nie znajdzie się w centrum batalii to złość wróci i te ze zdwojoną siłą. Tylko walka potrafiła ukoić nerwy wojownika, gdyż żył on tylko nią, tylko dla niej. Bitewna wrzawa, ciepło stygnącej na twarzy posoki, widok rozprutych ciał przeciwników. Odbierał te bodźce niezliczoną już ilość razy i były one jedynymi, które miały dla Olafa jakąkolwiek wartość.

Zza pleców mężczyzny dobiegł niski, gardłowy głos:

– Bracie!

Wojownik obrócił głowę w kierunku, z którego dochodził ten dźwięk. Ujrzał liczącego sobie ponad trzy metry olbrzyma o posturze humanoida. Jego kończyny zamiast przez skórę chronione były przez niewielkie metalowy płytki. Odstęp między każdą z nich wynosił parę milimetrów. Na jego ramionach widniały najeżone kolcami czarne naramienniki o kształcie prostokąta, na jego tułowiu – wielka żelazna blacha, na której namalowany został śnieżnobiały wilk, a na nogach – długie do kolan buty o szarym kolorze. Głowę schronioną miał pod szarym hełmem kształtem zbliżonym do wilczego łba. W oczodołach osłony znajdowały się dwa jasnobrązowe owale. Przez środek każdego z nich przebiegała zielona, pionowa linia emitująca światło o tej samej barwie. Kilka centymetrów nad podobizną drapieżnika dostrzec można było wyryty w pancerzu zbiór liter układających się w napis: "Wilk z Północy". Inskrypcja ta była również jedynym elementem, która pozwalała tą dwóję od siebie odróżnić: na napierśniku Olafa widniał napis: "Szary Topór". Był to Bjorn, wyjątkowo brutalny wojownik i, podobnie jak Olaf, członek legendarnego zakonu Śnieżnogrzywych.

Olaf krzyknął głośno:

– Czy to już?!

– Tak! – Paszcza Bjorna rozbłysnęła granatowym światłem. – Wódz wzywa wszystkich na miejsce!

– Najwyższy czas! Już obrzydło mi się czekanie tutaj!

– Niech Srebrzysty Wilk prowadzi twoją rękę, Szary Toporze. – Skierował swoje kroki na wschód i zniknął parę sekund później za jednym z drzew

Złość gnieżdżąca się w umyśle olbrzyma ustąpiła miejsca nadziei na zadośćuczynienie za stracony czas. Siedem godzin bez walki, bez chaosu, bez odgłosu łamanych kości. Spokój już zbyt długo mąciły jego ducha.

Jego wódz nie kazałby mu czekać na daremno. Olaf czuł, że przełożony miał jakiś cel, że istniał powód, dla którego tak długo trzymał go w okowach ciszy. Schował broń na swoje miejsce i wyruszył na północ.

 

************************************************************************

 

Oczom Olafa ukazała się niewielka, góra wznosząca się ponad korony drzew. Między nią a Olafem było kilkaset metrów różnicy. Na jej szczycie dostrzec można było niewielki biały punkt – drobny strumień światła otoczony przez spowijający wszystko wokół mrok. Ciepły, delikatny wicherek otulał okolicę. Srebrzysty księżyc górował dumnie nad bezchmurnym, nocnym niebem.

Celem wojownika stał się czubek wzniesienia. Po niecałej godzinie wędrówki dotarł na miejsce. Znalazł się przed wejściem do niedużej jaskini, z wnętrza której bił ten ciepły blask. Bez namysłu wkroczył do środka.

Przerwa w skale, przez którą wszedł gigant oddzielona była od centrum jamy niewielką skalną pochylnią. Ostrożnie po niej zszedł. Wkroczył na teren sporych rozmiarów tunelu, w którym rezydowali już jego towarzysze. Pięćdziesiąt okutych w metal olbrzymów skierowało swoje wilcze łby w kierunku Olafa, gdy tylko ten pojawił się w tej części góry.

Rozejrzał się po jaskini. Na ustawionych przy ścianach stojakach stała broń przeróżnego rodzaju – włócznie, topory, miecze, młoty, halabard i szpony bojowe – rękawice do których przytwierdzona została trójka ostrzy emitujących bladą,niebieską poświatę.

Na znajdujące się na środku jaskini niewielkie wzniesienie wszedł jeden z wojowników. Wyglądem znacznie różnił się od swoich kamratów. Jego hełm przystrojony został dwójką zagiętych w tył rogów. Szyję giganta oplatał ceremonialny naszyjnik – gruba lina, na której zawieszone zostały kły wilcze i ludzkie. Naramienniki, które zdobiły jego barki były grubsze od osłon innych barbarzyńców o kilka centymetrów, a ich boki zostały pokryte srebrem. Na dłoniach widniały metalowe rękawice, których części ochraniające palce wyglądały niczym psie pazury – delikatnie wygięte w dół, o ostrych koniuszkach. Na środku jego napierśnika widniał wizerunek płatka śniegu. Nad rysunkiem zaś można było dostrzec napis: "Jarl Lodowych Pustkowi". Był to Yvirg, dowódca zebranych tutaj barbarzyńców.

– Dlaczego kazałeś nam czekać, Yvirgu? – zawołał jeden z gigantów. – Przez te kilka godzin nasi bracia zdążyli już pewnie parę tysięcy elfów zaszlachtować! Dlaczego mu musieliśmy się błąkać po lesie, jak szczeniaki, co ich suka ledwo od piersi odciągnęła? Przylecieliśmy na tą planetę po krew tych szpiczastouchych sukinsynów, a nie po zszargane czekaniem nerwy!

– Wiecie przecież, że bracia-szamani potrzebują czasu i spokoju, by swoje zaklęcia utkać. Wy nie bylibyście w stanie im tego zapewnić – odpowiedział Yvirg.

– Gdyby się trochę pospieszyli z tymi czarami nikt z nas nie byłby wściekły! Czekaliśmy długie godziny z dala od bitewnego pola, z dala od jęków pokonanych! Niektórzy z naszej sfory już z lasu uciekli i na front zmierzają!

– Właśnie dlatego ominie ich najsmaczniejszy kąsek… Jak wiecie przez dwadzieścia dwa lata, odkąd wojna na tym świecie się rozpoczęła ani my ani karzełki nie potrafiliśmy przechylić szali zwycięstwa. Jednak tego dnia Srebrny Wilk spojrzał na nas przychylnym okiem. Czternasta Armia tych zaplutych karłów została wczoraj rozbita w perzynę przez sforę Ulryka Kjalroga. Khainel, miasto, w którym ukrywa się elfia królowa znalazło się w strefie zagrożenia przez tą klęskę. Elfy nie pozwoliłby jednak swoim władcom wystawić się na niebezpieczeństwo, dlatego chcą ją przetransportować daleko za ich linię frontu. A tak się składa, że podczas naszego postoju zwiadowcy donieśli mi, że szwadron, który eskortuje królową leci dokładnie w kierunku tej góry!

Z ust gigantów wydobyły się zabarwione gniewem powarkiwania. Niektórzy z nich zaczęli uderzać wściekle o swoje tarcze.

– Młode Wilki, elfy wymyśliły sobie sprytny plan. Chciały przelecieć niezauważone, skryte pod nocnym płaszczem. Chciały uniknąć naszego gniewu i naszych toporów. Nie przewidziały jednak jednego: Śnieżnogrzywi same niebo potrafią zmusić do służby! Bracia-Szamani utkali już swój czary i czekają tylko na mój sygnał, by sprowadzić tutaj śnieżną nawałnicę. Niebiosa staną się niezdatne, by przez nie przelatywać. Elfy będą musiały obniżyć swój lot… A wtedy my ich zaatakujemy! Bracia moi, za chwilę ten cały trud i bezczynność zostaną wam wynagrodzone po stokroć! Za chwilę włożymy jet packi i rozerwiemy na strzępy ich plugawe maszyny na tysiące strzępów! – krzyknął Yvirg.

Olaf spojrzał na swojego przełożonego. Słowa te wypełniły wodza uradowały, natchnęły go. "Sama królowa!" – pomyślał sobie rozradowany. Wielokrotnie walczył już z elfami, jednak jeszcze nigdy nie udało mu się dopaść kogoś o tak wysokiej pozycji. Nie mógł się już doczekać, by upuścić jej krwi. Myśl o zatopieniu ostrzy swoich toporów w jej ciele napełniała go wręcz szaleńczą ekscytacją. Wydał z siebie długi, głośny skowyt.

Siedmiu wojowników skierowało swoje kroki na kraniec korytarza. Po minucie wrócili, niosąc ze sobą jet packi – narzędzia o kształcie prostopadłościanu, na środku których wyryte zostało niewielkie koło. Każdy zgromadzony otrzymał od nich po jednej sztuce. Giganci założyli je na plecy.

Ciało Olafa przeszyte zostało niemiłosiernym bólem, jakby w jednej chwili ktoś wbił w niego tysiące igieł. Wiedział jednak, że jest to dobrą oznaką. Jego system nerwowy łączył się z urządzeniem. Po kilku sekundach cierpienie ustało, a gigant poczuł, jakby jet pack stał się częścią jego ciała, jakby zyskał nad nim kontrolę podobną do tej, którą sprawował nad swoimi kończynami czy głową. Za sprawą jednej prostej myśli, uruchomił urządzenie. Okrągła figura zaświeciła się ciemnoniebieskim światłem. Wzbił się w powietrze na niewielką odległość, po czym opadł na ziemię.

Udał się w stronę jednego ze stojaków i założył na rękę szpon bojowy, po czym warknął cicho. Był już gotów.

Chwilę później i cała reszta barbarzyńców się przygotowała. Każdy uzbrojony w rękawicę z ostrzami i jet packa.

– To już, Młode Wilki! Przygotować się do bitwy! – rzekł Yvirg.

Wódz olbrzymów przytkał palec prawej ręki do ucha hełmu, po czym krzyknął: "teraz". Chwilę później do jaskini wdarł się chłodny, siarczysty wiatr. Olbrzymy skierowały swoje głowy w stronę wejścia do ich kryjówki.

– Bracia-Szamani rzucili już swoje czary! Za chwilę zacznie się tutaj rzeź!

 

************************************************************************

 

Giganci opuścili swoją kryjówkę. Krajobraz uległ całkowitej zmianie. Przystrojone tysiącami białych świateł niebo przykryte zostało przez przeszywane błyskawicami szare chmury. Porywista wichura trzęsła wściekle koronami drzew. Tysiące wielkich jak ludzkie pięści kawałów śniegu bez ustanku opadało na ziemię. Ledwie paręnaście sekund musiało upłynąć, by miękka, zielona trawa zniknęła całkowicie pod mroźnym płaszczem.

Olaf wziął długi, głęboki oddech. Chciał napełnić płuca, pozwolić wiatrowi pokąsać wnętrze ciała. Rozłożył szeroko ręce, by poczuć zimno jeszcze intensywniej. Kochał tak zdradliwe i nieprzyjazne pogody, gdyż przypominały mu one o Arktice, planecie, z której pochodził.

Nagle na południu rozległ się cichy szum. Giganci skierowali swoje głowy w kierunku, z którego dźwięk ten dochodził. W oddali widać było niemrawe, zielone światła, które z każdą sekundą stawały się coraz silniejsze.

W przeciągu kilku sekund oczom olbrzymów ukazało się obiekty, które te blaski emitowały – osiem ogromnych maszyn o owalnym kształcie, z których wystawała para niewielkich skrzydeł.

Gdy tylko znalazły się one nad głowami olbrzymów Jarl Lodowych Pustkowi wydał z siebie głośny krzyk:

– Teraz!

Barbarzyńcy w przeciągu chwili wzbili się w przestworza. Zaczęli lecieć za ciemnymi maszynami.

Użytkownicy maszyn zdawali się w ogóle nie zauważyć sunących po niebie olbrzymów. Ich tempo lotu pozostawało wciąż takie samo, chociaż dystans między nimi a olbrzymami zmniejszał się z każdą chwilą. Śnieżnogrzywi musieli poświęcić ledwie parę minut, by znaleźć się na wyciągnięcie ręki od samolotów.

Olaf znalazł się dostatecznie blisko, by zaatakować. Wleciał pod lewe skrzydło samolotu i wbił w nie swój szpon bojowy. Ostrza odczepiły się od reszty rękawicy i utknęły w maszynie.

Oddalił się na bezpieczną odległość i spojrzał na zaatakowany pojazd. Kawałki metalu zaświeciły się jasno, po czym eksplodowały. Maszyna zachwiała się w powietrzu zaczęła opadać. Z jej wnętrza dochodziły stłumione krzyki oraz nerwowe, paniczne wręcz uderzenia o blachę, z której była zbudowana. W przeciągu kilku następnych chwil maszyna uderzyła o podłoże. Pojazd zajął się ogromną kulą ognia. Okolicę przeszył straszliwie głośny huk.

W przestworzach unosiło się już tylko siedem samolotów. Gigant spojrzał na swoją rękawicę. Kilka chwil musiał odczekać, by nowa trójka ostrzy wyszła z jej wnętrza. Mając swoją broń w gotowości przypuścił kolejny atak.

Tym razem jednak z ich obecności elfy doskonale zdawały sobie sprawę. Gdy tylko szwadron został uszczuplony, z pozostałych maszyn zaczęli wylatywać elfi Podniebni Łowcy – wojownicy używający do walki jet packów. Olaf przyjrzał im się dobrze. Nosili na sobie w pełni hermetyczne pancerze o czarnej barwie. Hełmy, które nosili na głowie przypominały jastrzębi łeb. Każdy z tych żołnierzy uzbrojony był w pokaźnych rozmiarów karabin.

W przeciągu kilkunastu sekund do walki wystawiło się dwustu łowców. Ustawili się tak, by zagrodzić gigantom trasę i otworzyli ogień. W przeciągu sekundy lufy ich oręża rozbłysnęły białym światłem.

Na ciele Olafa pojawiło się szesnaście niewielkich jasnych punktów. Warknął wściekle. Doskonale wiedział, czym to się skończy.

Spojrzał na swoich kamratów. Każdy z nich miał na sobie kilka podobnych ognisk światła. Mniej doświadczeni spośród jego towarzyszy zaczęli latać w bardzo chaotyczny sposób – skręcali na wszystkie strony, obniżali swój lot. On jednak wiedział, że to na nic.

Światła w przeciągu sekundy zniknęły, a Olaf poczuł straszliwy ból. Większość miejsc, na których znajdowały się świetliste plamki w jednej chwili zajęły się ogniem. Cała reszta została rozerwana, ukazując znajdujące się wewnątrz olbrzyma kable i rury.

Po zaledwie sekundzie na metalowym ciele barbarzyńcy raz jeszcze skupiły się światła. Tym razem jednak nie doznał żadnego cierpienia. Elfy spojrzały zdziwione na swoje karabiny.

Z ust wojownika wydostał się kolejny skowyt. Było dokładnie tak, jak się tego spodziewał. Kąśliwe zimno całkowicie odmroziło elfi oręż, uczyniło go niezdatnym do działania.

Podniebni Łowcy spojrzeli na nacierających olbrzymów. Zdali sobie sprawę, że nie mają najmniejszych szans na zatrzymanie przelotu Śnieżnogrzywych. Większość elfich żołnierzy usunęła się gigantom z drogi.

Ci, którzy zdecydowali się podjąć walkę wyciągnęli krótkie miecze o zakrzywionych ostrzach. Zaatakowali, gdy tylko barbarzyńcy znaleźli się dostatecznie blisko.

Olaf znalazł się naprzeciwko dwójki elfów. Wbili w niego ostrza swoich mieczy, jednak na nim nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. Gdy tylko jego oponenci skończyli swój atak, złapał jednego z nich za głowę i jednym szybkim ruchem skręcił mu kark. Drugi widząc tą scenę postanowił uciec, lecz olbrzym złapał go za szyję i wbił w brzuch swój szpon bojowy. Ranny próbował wyciągnąć ostrza, lecz nie udało mu się tego zrobić w porę. Parę chwil później okrwawione resztki elfiego pancerza zaczęły opadać powoli na ziemię.

Reszta gigantów również nie miała żadnych problemów z przedarciem się przez tą zaporę.

Przez te chwile elfie samoloty zdążyły już się znacznie oddalić. Dystans między nimi ponownie osiągnął kilkaset metrów, jednak maszynom nie udało się skryć przed wzrokiem Śnieżnogrzywych. Bez namysłu wznowili swoją pogoń.

Po kilku minutach wojownicy zbliżyli się do swoich celów. Będąc na odległości kilku metrów, rozdzielili się na małe, liczące po trzech wojowników grupy. Każda z nich przypuściła ofensywę na inną maszynę. Zaledwie kilka sekund po tym bestialskim ataku trzy maszyny zostały strącone prosto na ziemię.

Wzrok Olafa przykuła największa z maszyn. Bez namysłu odłączył się od swojej drużyny i zaczął lecieć w jej kierunku. Parę sekund musiał poświęcić, by znaleźć się przy samolocie. Zobaczył niewielkie drzwi na jego powierzchni. Długo nie myśląc wbił w nie ostrza rękawicy. Drzwi z hukiem oddzielił się od reszty pojazdu. Z wnętrza wyleciało kilka elfich żołnierzy. Ci jednak nie mieli na sobie ani zbroi, ani jet packów. Ekstremalna pogoda szybko wyrwała z ich płuc ostatni oddech.

Wleciał wewnątrz maszyny. Powietrze oddziaływało na niego z wielką siłą, jednak mechanizmu wbudowane w jego pancerz pozwoliły gigantowi stawić wiatrowi opór.

Znalazł się na krańcu niewielkiego korytarza. Po drugiej stronie widniały kolejne drzwi. Powolnym krokiem zaczął maszerować w ich kierunku. Otworzył je i wszedł do kolejnej części pomieszczenie. Tam już na niego czekali wrogowie – odziane w zielone, całkowicie szczelne zbroje elfy. W ich dłoniach widniały karabiny o białej barwie.

Gdy tylko przekroczył próg pomieszczenia, stacjonująca wewnątrz siódemka żołnierzy momentalnie otworzyła do niego ogień. Wojownik dobył swoje topory i ignorując przeszywający ból wbił się w sam środek wrogiej grupy. Gdy znalazł się dostatecznie blisko wykonał błyskawiczne cięcie w poziomie, tym samym skracając o głowę dwójkę ze swoich przeciwników. Następnie uniósł topór lewej ręki wysoko w górę i opuścił topór na głowę kolejnego przeciwnika. W ten cios Olaf nie włożył nawet ułamka swoich sił, jednak ostrze oręża i tak rozłupało elfią czaszkę.

Gigant przypuścił na pozostałą przy życiu wściekłą szarżę. Elfy próbowały uciekać, jednak Olaf był od nich znacznie szybszy. Rozstawił szeroko ręce i pochwycił pozostałą przy życiu czwórkę. Zaczął zaciskać swój uścisk. W końcu do jego uszu dobiegł słodki dźwięk łamanych kości. Gdy tylko spostrzegł, że żaden z nich się nie rusza, rzucił nimi wściekle na ziemię.

Wznowił swoją wędrówkę. Opuścił tamtą część samolotu i znalazł się na niewielkiej klatce schodowej. Skierował swoje kroki na następne piętro samolotu. Tam jednak obecna była sporych rozmiarów brama zbudowana ze żelaznych prętów. Przypiął swoje topory z powrotem do pasa, po czym zaczął wyginać metalową zaporę w taki sposób, by mógł przez nią przejść. W przeciągu dwóch minut bariera stała się możliwa do przejścia.

Przeszedł przez bramę. Znalazł się na krótkim korytarzu, na końcu którego widniały niewielkie, okrągłe drzwi. Podszedł w ich stronę, po czym otworzył je.

Jego oczom ukazało się pomieszczenie na planie koła. Na jego środku stała kobieta licząca sobie niewiele ponad sto pięćdziesiąt centymetrów o długich, rudych włosach i szpiczastych uszach. Odziana była tylko w długą, zieloną suknię. Na jej prawym policzku znajdował się tatuaż przedstawiający kwiat róży. W jej prawej dłoni widniał długi miecz, z ostrza którego bił jasny, złocisty blask.

Kobieta wysłała w stronę Olafa chłodne, nieprzeszyte żadnymi emocjami spojrzenie.

– Więc w końcu jesteś tutaj, psie! – rzekła.

– To ty przewodzisz szpiczastouchym? Ty jesteś królową?

– Jestem All'inis, strażniczka królowej

Wydał z siebie niski pomruk.

– Nie o ciebie mi chodzi. Ja chcę tylko waszą przywódczynię. Odejdź stąd, a przeżyjesz tą noc!

– Nie postawisz w jej kierunku już ani jednego kroku! Osobiście tego dopilnuję!

– Szkoda mi brudzić topora takim ścierwem. Daję ci ostatnią szansę, byś stąd odeszła o własnych siłach!

– Nie zdradzę naszej królowej, choćbym miała przypłacić to życiem

– Więc dziś stracicie je i ty i wasza królowa! – Wyciągnął topory i przypuścił wściekłą szarżę w stronę elfki.

Wojowniczka chwyciła swój oręż oburącz i cofnęła lewą nogę delikatnie do tyłu. Uważnie obserwowała pędzącego w jej stronę śnieżnogrzywego.

Barbarzyńca uniósł swoją broń wysoko w górę po czym opuścił ją z całej siły na ziemię, gdy był już wystarczająco blisko swojej przeciwniczki. Elfka wykonała zgrabny unik w lewo, po czym wyprowadziła szybkie, zwinne pchnięcie w kolano giganta.

Rażony tym ciosem uklęknął. Obrończyni była w doskonałej pozycji do ponownego ataku. Ponownie zdecydowała się pchnąć Olafa. Tym razem jednak celowała w głowę. Olaf w porę zablokował swoimi toporami ten cios.

Następną ofensywą, jaką podjęła był potężny atak z wyskoku. Uniosła się pół metra nad ziemię, po czym z całej siły opuściła swój miecz wprost na głowę swojego rywala. I ten atak gigantowi udało się odeprzeć.

Elfka wykonała błyskawiczne poziome cięcie, zostawiając na napierśniku wielkoluda sporych rozmiarów rysę.

Widząc to, Olaf wpadł we wściekłość. Rzucił trzymany oręż, po czym chwycił elfkę za gardło. Ta jednak szybko uwolniła się z jego chwytu wbijając ostrze swojej broni w metalowe przedramię giganta.

Opadła na ziemię, lądując tuż przy prawym kolanie giganta. Delikatny uśmiech zagościł na jej twarzy. Postanowiła wprowadzić kolejne pchnięcie.

Barbarzyńca jednak w porę złapał swoją lewicą ostrze złocistego miecza i zatrzymał to natarcie. Spojrzał na elfkę, na jej przerażony wyraz twarzy, po czym uniósł miecz wysoko w górę.

Wojowniczka szybko puściła rękojeść swojej broni i upadła na ziemię. Jej oponent wydał z siebie głośny warkot, po czym rzucił klingą o ścianę.

Elfka zaczęła panicznie biec w stronę swojego oręża. Gigant jednak w porę złapał elfkę za kostkę lewej nogi. Upadła na twarz. Olbrzym pociągnął ją w swoją stronę, po czym przystawił swój okuty żelazem but na jej głowę. I zaczął dociskać. Dociskał, aż w sali nie rozbiegły się odgłosy pękającej czaszki.

W końcu zdjął swoją nogę z głowy swojej oponentki. Obrócił ją, by leżała na plecach. Zaczął uważnie się jej przyglądać. Z jej nosa oraz ust poleciały spore stróżki krwi, a oczy niemal wyszły z jej oczodołów. Nie stanowiła już żadnego zagrożenia.

Naprzeciwko wejścia do sali znajdywały się jeszcze jedne drzwi. Otworzył je. Jego oczom ukazała się kolejna sala. Ta jednak była na planie kwadratu.

Warknął głośno. Na samym jej krańcu stała kolejna elfka. Ta jednak znacznie różniła się wyglądem od All'inisy: jej włosy były krótkie i siwe, pomarszczona twarz nie ozdobiona była żadnym tatuażem. Ubrana była w długą, niebieską suknię oraz buty o czarnej barwie.

Przed nią stała dwudziestka żołnierzy, którzy zaczęli ostrzeliwać Olafa, gdy tylko ten pojawił się w tej części samolotu.

Gigant długo nie myśląc podbiegł do ściany i wbił w nią ostrza swojego szponu bojowego. Eksplozja rozerwała mur ten całkowicie. Pod wpływem ogromnej siły, jaka zaczęła oddziaływać na to pomieszczenie, elfy zaczęły być dosłownie wysysane z samolotu.

Wielkolud złapał królową za szyję. W przeciągu kilku chwil straż przyboczna elfki opuściła maszynę.

Wciąż trzymając kobietę za szyję uruchomił swój jet pack i odleciał na zewnątrz. Zaczął rozglądać się wokół. Z samolotu królowej zaczęli wylatywać jego towarzysze.

Śnieżnogrzywi skupili się wokół Olafa. Każdy z nich wydawał z siebie głośne, donośne ryki i krzyki, które echem nosiły się przez okolicę. Wszyscy skupili swój wzrok na wojowniku.

Jednym, szybkim ruchem gigant skręcił kark elfiej królowej. Wypuścił truchło z rąk. Słabe ciało zaczęło być dosłownie rozrywane przez szalejącą wichurę.

Spojrzał na niebo. Chmury zaczęły powoli się rozstępować. Ledwie parę minut musiało upłynąć, by można było dostrzec gwiezdny blask. Wiatr słabł z każdą chwilą, aż w końcu niemal całkowicie zniknął. Pozostał tylko delikatny powiew. Z nieba nie spadł już ani jeden płatek śniegu.

Śnieżnogrzywi niczym jeden mąż wydali z siebie skowyty. Kolejna bitwa zakończyła się ich zwycięstwem. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Hej :)

 

Przygnała mnie tu tag s-f. Muszę z przykrością stwierdzic, że słowo jet pack, nie ważne ile razy uzyte w tekście, nie sprawi, że opowiadanie przestanie być fantasy ;)

Co do treści. Dużo akcji i bitewnych opisów, ale całość zdaje się pozbawiona jakiegokolwiek przekazu, zupełnie jakby chodziło o pokazanie jednego dnia z życia wojownika… “Jestem wojownikiem i robię to co wojownik robi!” ;)

 

Pozdrawiam :)

Witam!

 

To opowiadanie nie jest stricte s-f: zdecydowanie bardziej pasuje do niego kategoria sci fantasy. Pisząc je w ogromnym stopniu wzorowałem się na uniwersum Warhammera 40000. To, jak wiadomo, również czyste sci-fi nie jest :)

I całość nie “zdaje się być pozbawiona jakiegokolwiek przekazu”, ale rzeczywiście żadnego w niej nie ma. To opowiadanie miało być szybką i brutalną historyjką, bez jakiegokolwiek drugiego dna. Coś via hack’n’slashe wśród gier cRPG. Show kradnie nie fabuła, czy świat przedstawiony, ale akcja :)

 Również pozdrawiam :)

Jeśli chciałeś napisać brutalną historyjkę bez najmniejszego przekazu, no to właśnie to napisałeś. ;)

To nie dla mnie. Nie rozumiem, po co ta wojna, bo o tym nie napisałeś, nie potrafię przejąć się losami bohatera, który nie potrafi wytrzymać siedmiu godzin bez łamania kości. Akcja jako taka mnie też nie ujęła, bo nie poczułam się w nią zaangażowana. Nie tylko dlatego, że język opowieści jednak pozostawia sporo do życzenia, ale też z tych powodów, o których wspomniałam wcześniej – nie rozumiem fabuły, nie ma interesujących mnie bohaterów.

No cóż, spodziewałem się, że nie każdemu historia przypadnie do gustu. Mogę jednak wiedzieć, co Ci się nie podoba w języku, jakie błędy popełniłem w pisowni? 

Żywiołaku, muszę na razie przerwać lekturę Detronizacji. Ponieważ ciekawi Cię, jakie błędy popełniłeś, dodaję łapankę. Reszta jutro.

 

Nagle w oczach męż­czy­zny odbił się widok spo­rych roz­mia­rów głazu. –> W jaki sposób widok odbija się w oczach? Czy może chodzi o to, że mężczyzna zobaczył duży głaz?

 

Wiel­ka, szara skała le­ża­ła bez­ład­nie na ziemi. –> Co to znaczy, że jedna skała leżała bezładnie?

 

Uniósł sie­kie­rę wy­so­ko w górę… –> Masło maślane. Czy mógł unieść siekierę wysoko w dół?

 

Ostrze broni prze­szło przez przez twar­dą bryłę… –> Dwa grzybki w barszczyku.

 

Męż­czy­zna spoj­rzał na dzier­żo­ny przez sie­bie oręż. W prze­cią­gu sied­miu­set lat – lwiej czę­ści swo­je­go życia dzier­żąc te wła­śnie to­po­ry… – Powtórzenie.

 

Za­czął sobie przy­po­mi­nać walki, w któ­rych wziął udział. W jego umy­śle po­ja­wi­ły się sceny walk ze sztur­mów… – Powtórzenie.

 

Tylko walka po­tra­fi­ła ukoić nerwy wo­jow­ni­ka, gdyż żył on tylko nią, tylko dla niej. –> Czy to celowe powtórzenia.

 

która po­zwa­la­ła tą dwóję od sie­bie od­róż­nić… –> …który pozwalał tę dwójkę od siebie odróżnić

 

Już obrzy­dło mi się cze­ka­nie tutaj! –> Już obrzy­dło mi cze­ka­nie tutaj!

 

Oczom Olafa uka­za­ła się nie­wiel­ka, góra wzno­szą­ca się ponad ko­ro­ny drzew. Mię­dzy nią a Ola­fem było kil­ka­set me­trów róż­ni­cy. –> Różnicy czego – wzrostu/ wysokości?

 

Sre­brzy­sty księ­życ gó­ro­wał dum­nie nad bez­chmur­nym, noc­nym nie­bem. –> W jaki sposób księżyc znalazł się wyżej niż niebo?

 

Na usta­wio­nych przy ścia­nach sto­ja­kach stała broń… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

włócz­nie, to­po­ry, mie­cze, młoty, ha­la­bard i szpo­ny bo­jo­we… –> Literówka.

 

rę­ka­wi­ce do któ­rych przy­twier­dzo­na zo­sta­ła trój­ka ostrzy… –> …rę­ka­wi­ce, do któ­rych przy­twier­dzo­nych zo­sta­ło troje ostrzy

 

emi­tu­ją­cych bladą,nie­bie­ską po­świa­tę. –> Brak spacji po przecinku.

 

Jego hełm przy­stro­jo­ny zo­stał dwój­ką za­gię­tych w tył rogów.Jego hełm przy­stro­jo­ny zo­stał dwoma zagiętymi w tył rogami.

 

Dla­cze­go mu mu­sie­li­śmy się błą­kać po lesie… –> Literówka.

 

Przy­le­cie­li­śmy na pla­ne­tę… –> Przy­le­cie­li­śmy na pla­ne­tę

Jednakowoż zdaję sobie sprawę, że wojownik nie musi wyrażać się poprawnie.

 

Elfy nie po­zwo­lił­by jed­nak swoim wład­com wy­sta­wić się na nie­bez­pie­czeń­stwo, dla­te­go chcą ją prze­trans­por­to­wać da­le­ko za ich linię fron­tu. –> Będą transportować niebezpieczeństwo?

 

Śnież­no­grzy­wi same niebo po­tra­fią zmu­sić do służ­by! –> Śnież­no­grzy­wi samo niebo po­tra­fią zmu­sić do służ­by!

 

Bra­cia-Sza­ma­ni utka­li już swój czary… –> Bra­cia-Sza­ma­ni utka­li już swoje czary

 

Okrą­gła fi­gu­ra za­świe­ci­ła się ciem­no­nie­bie­skim świa­tłem. –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Wódz ol­brzy­mów przy­tkał palec pra­wej ręki do ucha hełmu… –> Wódz ol­brzy­mów przytknął palec pra­wej ręki do ucha hełmu

Sprawdź, co znaczy przytkać.

 

oczom ol­brzy­mów uka­za­ło się obiek­ty… –> Literówka.

 

Kilka chwil mu­siał od­cze­kać, by nowa trój­ka ostrzy wy­szła z jej wnę­trza. –> Kilka chwil mu­siał od­cze­kać, by nowych troje ostrzy wy­szło z jej wnę­trza.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No, mnie też nie wciągnęło. Tylko i wyłącznie walka. Bez powodu, bez ideologii, bez sensu…

Też mam wrażenie, że bliżej temu do fantasy niż do SF. Elfy, szamani, naparzanie się mieczami, patos…

Z językiem nie jest dobrze. Interpunkcja kuleje na obie nogi. Dość dużo literówek, czasem niezgrabne powtórzenia, dziwne konstrukcje, niekiedy byłoza…

Jego kończyny zamiast przez skórę chronione były przez niewielkie metalowy płytki. Odstęp między każdą z nich wynosił parę milimetrów.

Literówka. Co to znaczy “odstęp między każdą”? Odstęp jest raczej między dwiema rzeczami. Jak to się stało, że wilczy wojownicy używają bardzo ludzkich miar?

która pozwalała tą dwóję od siebie odróżnić:

Tę. To biernik, nie dopełniacz. W innych miejscach masz ten sam błąd. Literówka.

Z jej nosa oraz ust poleciały spore stróżki krwi,

Sprawdź w słowniku, co znaczy “stróżka”. Możesz się zdziwić.

Babska logika rządzi!

No cóż, dołączam do grupy czytelników, którym opowieść zupełnie nie przypadła do gustu. Dodatkowym minusem Detronizacji jest bardzo złe wykonanie.

Zastanawiam się, jak duże były pomieszczenia w samolocie elfów, skoro trzymetrowego wzrostu Olaf poruszał się w nich i walczył jakby był na łące…

Nie znalazłam najmniejszego uzasadnienia dla użycia oznaczenia S-F.

 

No­si­li na sobie w pełni her­me­tycz­ne pan­ce­rze o czar­nej bar­wie. Hełmy, które no­si­li na gło­wie… –> Powtórzenie. Czy istniała możliwość, aby nosili hełmy nie na głowie?

 

do walki wy­sta­wi­ło się dwu­stu łow­ców. Usta­wi­li się tak… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Świa­tła w jed­nak se­kun­dzie znik­nę­ły… –> Pewnie miało być: Świa­tła w jed­nej se­kun­dzie znik­nę­ły

 

z przedar­ciem się przez za­po­rę. –> …z przedar­ciem się przez za­po­rę.

 

Bez na­my­słu wzno­wi­li swoją pogoń. –> Czy mogli wznowić cudza pogoń?

 

Z wnę­trza wy­le­cia­ło kilka el­fich żoł­nie­rzy. –> Z wnę­trza wy­le­cia­ło kilku el­fich żoł­nie­rzy.

 

Wle­ciał we­wnątrz ma­szy­ny. –> Wle­ciał do wnętrza ma­szy­ny.

 

jed­nak me­cha­ni­zmu wbu­do­wa­ne w jego pan­cerz po­zwo­li­ły gi­gan­to­wi sta­wić wia­tro­wi opór. –> Literówka.

 

Na­stęp­nie uniósł topór lewej ręki wy­so­ko w górę i opu­ścił topór… –> Masło maślane. Czy można podnieść coś wysoko w dół? Powtórzenie.

 

Gi­gant przy­pu­ścił na po­zo­sta­łą przy życiu wście­kłą szar­żę. –> Co gigant przypuścił na wściekłą szarżę?

 

Za­czął za­ci­skać swój uścisk. –> Czy można zaciskać ucisk?

 

Gdy tylko spo­strzegł, że żaden z nich się nie rusza, rzu­cił nimi wście­kle na zie­mię. –> Skąd ziemia w samolocie?

Ziemia w samolocie pojawia się kilka razy.

 

zbu­do­wa­na ze że­la­znych prę­tów. –> …zbu­do­wa­na z że­la­znych prę­tów.

 

by mógł przez nią przejść. W prze­cią­gu dwóch minut ba­rie­ra stała się moż­li­wa do przej­ścia.

Prze­szedł przez bramę. Zna­lazł się na krót­kim ko­ry­ta­rzu, na końcu któ­re­go wid­nia­ły nie­wiel­kie, okrą­głe drzwi. Pod­szedł w ich stro­nę… –> Powtórzenia.

 

Odejdź stąd, a prze­ży­jesz noc! –> Odejdź stąd, a prze­ży­jesz noc!

 

i przy­pu­ścił wście­kłą szar­żę w stro­nę elfki. –> Wydaje mi się, że szarżę/ atak przypuszcza się na kogoś, nie w czyjąś stronę.

 

Uważ­nie ob­ser­wo­wa­ła pę­dzą­ce­go w jej stro­nę śnież­no­grzy­we­go. –> Wcześniej Śnieżnogrzywych pisałeś wielką literą.

 

Bar­ba­rzyń­ca uniósł swoją broń wy­so­ko w górę… –> Kolejne masło maślane.

 

Obroń­czy­ni była w do­sko­na­łej po­zy­cji do po­now­ne­go ataku. Po­now­nie zde­cy­do­wa­ła się pchnąć Olafa. –> Powtórzenie.

 

opu­ści­ła swój miecz wprost na głowę swo­je­go ry­wa­la. –> Zbędne zaimki.

 

w me­ta­lo­we przed­ra­mię gi­gan­ta. Opa­dła na zie­mię, lą­du­jąc tuż przy pra­wym ko­la­nie gi­gan­ta. –> Powtórzenie.

 

po czym uniósł miecz wy­so­ko w górę. –> I jeszcze jedna paczka masła maślanego.

 

po czym przy­sta­wił swój okuty że­la­zem but na jej nogę. I za­czął do­ci­skać. Do­ci­skał, aż w sali nie roz­bie­gły się od­gło­sy pę­ka­ją­cej czasz­ki. –> W jaki sposób, przystawiając but na czyjąś nogę, można sprawić, by pękła mu czaszka?

Podejrzewam, że odgłosy się nie rozbiegły, a raczej rozległy.

Przystawia się coś do czegoś. Na coś, można coś postawić.

 

W końcu zdjął swoją nogę z głowy swo­jej opo­nent­ki. –> Zbędne zaimki.

 

Ob­ró­cił , by le­ża­ła na ple­cach. Za­czął uważ­nie się jej przy­glą­dać. Z jej nosa oraz ust po­le­cia­ły spore stróż­ki krwi, a oczy nie­mal wy­szły z jej oczo­do­łów. – Nadmiar zaimków, że o stróżce nie wspomnę!

Bardzo często nadużywasz zamków.

 

Na­prze­ciw­ko wej­ścia do sali znaj­dy­wa­ły się jesz­cze jedne drzwi. –> Na­prze­ciw­ko wej­ścia do sali znaj­dowa­ły się jesz­cze jedne drzwi.

 

Eks­plo­zja ro­ze­rwa­ła mur ten cał­ko­wi­cie.Mur w samolocie?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Na początek suchar: dzwonił Games Workshop i chce swoich Valka Fenryka oraz Eldarów z powrotem ;)

Gdy już to mamy za sobą, to właściwie poza walką nic w opowiadaniu nie zostaje. Ot, takie ćwiczenie, opisanie jednej sceny w settingu science-fantasy, balansującym na krawędzi fanfiku do Warhammera 40k. Gdyby rozbudować to o dodatkową fabułę, wpleść jakieś elementy charakterystyczne dla uniwersum, co odróżniałoby go mocniej od Wojennego Młotka (poza zmienionymi nazwami), to miał on szansę przykuć uwagę na dłużej. A tak przeszedł obok mnie obojętnie.

Podsumowując: ot, scenka akcji z światem mocno inspirowanym innym uniwersum. Do przeczytania i raczej zapomnienia. Brak fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

WH 40 000 Już mi się trochę osłuchał. “Szary topór”prawdziwi wojownicy mają gdzieś odcienie i kolory.  Po za tym każdy metal jest tak jakby szary, nic specjalnego. To tak jak by napisać na trawniku – Zielona trawa.  :D

Lęk przed przegraną gwarantuje porażkę.

Nowa Fantastyka