- Opowiadanie: Alawkrainieczarow1990 - W Twoich snach

W Twoich snach

Oceny

W Twoich snach

Wiatr radośnie bawił się jej włosami rozwiewając na wszystkie strony świata. Siedziała w kabriolecie obok Antka. Nie był to oczywiście jego samochód, ledwo co było ich stać na jako takie życie i opłacanie małego opla astry. W domu nigdy się nie przelewało.

Wygłupiając się na tylnym siedzeniu bmw m4 wyrzucali ramiona w górę, śmiejąc beztrosko i starając się nie myśleć o tym, co ich czeka na końcu podróży. A to radosne i beztroskie nie było. Antek nie był zwyczajnym facetem… nie, nie miał żadnych nadprzyrodzonych mocy, nie był wilkołakiem czy wampirem. Nic z tych rzeczy. Miał za to kumpli, którzy bez kija baseballowego, noży czy glocków nie wychodzili z domów. Antek też miał glocka. I kilka innych spluw pochowanych w różnych kątach w domu. Matka raz znalazła jedną po pijaku. Najpierw dostała szału, wrzeszczała, że jaki ojciec bandyta taki syn, po czym stwierdziła, że całkiem dobrze się składa, schowała spluwę do torebki i rzuciła, że idzie odstrzelić Sławkowi łeb przy samej dupie. Oczywiście po dosyć sporej ilości środków uspokajających, które przyjmowała jak powietrze, nie byłaby w stanie wycelować w stodołę nawet gdyby naprzeciw takowej stała.

Sławek to ojciec. Jeśli tak można go nazwać. A oprócz tego to łachmaniarz, dziwkarz, kryminalista, alkoholik, damski bokser. Określano go wieloma przymiotnikami. Teściowa powtarzała „Jadzia, pogubił się chłopak, daj mu jeszcze jedną szansę, Antoś i Alicja muszą mieć ojca”. Sławek jednak nie wydawał się wcale taki zagubiony kiedy wracał o trzeciej nad ranem z kolejnej pijackiej posiadówy i okładał swą żonę czym popadło. Dzieciakom zresztą też nierzadko się obrywało. Dziewczyna czasem o tym myślała bezwiednie gładząc blizny po fajkach na przedramionach. Tak jak to robiła teraz gdy dojeżdżali do Gdańska gdzie Antek robił z kimś interesy.

Zabrał ją ze sobą po raz pierwszy. Wiedziała, że tego nie chciał. Jej starszy o sześć lat brat dbał o nią jak o nikogo na świecie i chciał, żeby miała najnormalniejsze życie jak tylko możliwe. Tydzień temu krzyczał do telefonu „Absolutnie nie ma opcji, Ala nigdzie nie jedzie, niech znajdą kogoś innego, ma tylko siedemnaście lat!”. Nie chciał jej wciągać w żadne szemrane interesy. Niestety musiał dostać od osoby z którą rozmawiał jakieś ultimatum. Nagle znieruchomiał, ucichł na kilka minut po czym łamiącym się głosem rzucił „Tak jest szefie, załatwię to” i rozłączył się. Po powrocie z papierosa podszedł do Ali i złapał ją za nadgarstki. W jego oczach widać było strach. Dziki, pierwotny, paniczny strach. Nienaturalnie zwężone źrenice. Usta miał zsiniałe, pot perlił się na czole.

– Usiądź proszę. – Wyszeptał zdrętwiałymi wargami i poprowadził ją w stronę kuchennego taboretu. Matka leżała nieprzytomna na kanapie. Jak zwykle zapiła psychotropy sporą ilością alkoholu.

– Arek poprosił mnie o… pomoc. – Niemal wypluł to słowo. – I niestety potrzebujemy również ciebie, ale… nie spodoba ci się to. I będzie to niebezpieczne.

Wziął głęboki oddech i schował twarz w dłoniach. Jego ciałem wstrząsnął dreszcz.

– Słuchaj Ala. – Uniósł głowę i spojrzał na nią ze łzami w oczach. – Jeśli z nami nie pojedziesz skończę bardzo źle… Oboje skończymy źle. Oni… oni nie mają skrupułów.

Bała się. Boże, jak bardzo się bała. Tak, oni na pewno nie maja skrupułów. Antek wiele razy wracał poobijany do domu, raz nawet dostał nożem w ramię. Nie mógł pójść do szpitala, zbyt wiele pytań, policja. Za duże ryzyko, Alicja sama musiała go opatrzyć. Nie wiedziała czym konkretnie się zajmował… handel ludźmi? Przemyt? Handel bronią? Niekoniecznie chciała wiedzieć. Nie był grubą rybą, raczej chłopcem na posyłki uczącym się fachu. Odpalali mu jakiś tam procent na godne życie dla niego, siostry i zdepresjonowanej matki lekomanki.

Nie do końca świadomie, jakby w transie odpowiedziała:

– Co mam zrobić?

 ***

Nogi miała jak z waty gdy kroczyła w ultrawysokich szpilkach ubrana jak prawdziwa businesswoman w karmelową garsonkę i białą koszulę. Niosła neseser wypełniony torebeczkami z białym proszkiem. To nie była kokaina. Nie do końca rozumiała o co chodziło, podobno był to eksperymentalny narkotyk, nowość na rynku. Bardzo drogi a Arek, szef Antka, miał na jego dystrybucję wyłączność. Potrzebowali młodej, szczupłej i wysokiej kobiety, która dostarczyłaby towar pewnemu rosyjskiemu baronowi narkotykowemu w jednej z jego kamienic w Gdańsku. Taki był warunek. Podstarzały, obleśny mafioso miał obsesję na punkcie pięknych dziewcząt, interesy robił z każdym, ale co do transportu zawsze miał swoje wymagania. Musiała to być brunetka z niebieskimi oczami. Na nieszczęście Ala tak właśnie wyglądała.

Jej zadanie miało być stosunkowo proste. Wchodzi do szarej kamienicy wyglądającej na opuszczoną. Dwóch łysych goryli w garniakach prowadzi ją do pokoju na piętrze, w którym przy biurku będzie siedział starszy facet, wyglądem przypominający rozlazłą ropuchę. Obok niego będzie prawdopodobnie kolejnych dwóch goryli. Może przewinąć się jakaś półnaga prostytutka. Może gdzieś w kącie usłyszeć szlochanie bitego człowieka. Może nawet poczuć smród gnijącego ciała. Ma nie dać po sobie znać, że się boi. Ma sprawiać wrażenie jakby robiła to od zawsze. Była dobrą aktorką, miała ogromną wyobraźnię do której uciekała zawsze, gdy sytuacja stawała się niekomfortowa. Zawsze z głową w chmurach jak mawiał Antek. Od niej zależało, czy transakcja przebiegnie pomyślnie.

Twarz piekła ją pod grubą warstwą makijażu, który miał sprawić, że będzie wyglądać na kilka lat starszą. Ma położyć towar na biurko i pięknie się uśmiechać. Następnie zostanie jej wręczona walizka z gotówką. Ukłoni się i da odprowadzić do drzwi. Antek, Arek i jakiś ich kumpel, uzbrojeni po zęby będą czekać za rogiem. Sytuacja całkowicie pod kontrolą. Jeśli nie wróci w ciągu czterdziestu minut mają cały arsenał w bagażniku i jak sami stwierdzili „rozpierdolą towarzystwo” gdyby Ali spadł włos z głowy.

Wszystko będzie dobrze. Wszystko będzie dobrze, powtarzała pukając do drzwi. Faktycznie otworzyło jej dwóch łysych goryli. Weszła do środka i w tym momencie boleśnie uświadomiła sobie, że jest kompletnie sama. Porzucona przez cały świat. Towarzyszył jej jedynie strach. Miała sucho w ustach, walizka niemal wyślizgiwała się ze spoconej dłoni. Była ciężka. Nie tak siedemnastolatki powinny spędzać wakacje, pomyślała w przypływie wisielczego humoru.

Weszli po skrzypiących, drewnianych schodach. Starała się z całych sił wyglądać jak dama, szła z gracją, wyprostowana. Tak, jak ją poinstruowano. Najchętniej jednak skurczyłaby się do rozmiarów Calineczki. Uwielbiała tę baśń Andersena.

Otworzono drzwi do sporego pokoju. Był raczej pusty nie licząc walających się dookoła śmieci i stosów starych gazet wciąż powiązanych w kostkę. W całym tym dużym pokoju były dwa imponujące okna pozaklejane stronami gazet i żółty piec kaflowy. Pośrodku pokoju, tak jak było umówione, siedział za biurkiem podstarzały mafioso. Palił papierosa a w kryształowej szklaneczce, którą trzymał połyskiwała żółtobrązowa ciecz. Zapewne bardzo droga whisky, pomyślała dziewczyna.

Priyezzhat. – Usłyszała schrypnięty od alkoholu i papierosów głos.

Zrobiła, co kazano. Położyła teczkę na biurku i odruchowo odsunęła się o kilka kroków niczym zwierze spodziewające się ataku. Obok biurka stał tylko jeden goryl. Uśmiechnął się do niej paskudnie więc szybko odwróciła wzrok. Dym papierosowy i wszechobecny zapach potu oraz zgnilizny drażnił jej nozdrza. Gdyby nie była tak przerażona zapewne by zwymiotowała. Mężczyzna za biurkiem niespiesznie otworzył walizkę wpatrując się w elegancką, młodą kobietę przed nim. Oblizał napuchnięte wargi co zwiększyło w Alicji odruch wymiotny. Wydawały się obwisłe, jakby wypełnione wodą. To zapewne od ilości wypitego alkoholu i wypalonych papierosów. Wyszeptał coś na ucho do stojącego obok, uśmiechniętego goryla po czym ten kiwnął głową i wyszedł bez słowa. Ali się to nie podobało. Miała dostać walizkę z pieniędzmi i wyjść. To wszystko. Coś podpowiadało jej, że nic nie pójdzie zgodnie z planem. Dziąsła zaczynały boleć od ciągłego zaciskania zębów. Czuła jak w gardle rośnie jej straszliwa gula, której w żaden sposób nie mogła przełknąć. Mężczyzna za biurkiem dalej wpatrywał się w nią, oceniał. Przekrzywiał głowę to w lewo, to w prawo. Gęsia skórka wystąpiła na jej ciele. Czuła, że zaczęła się trząść.

Ty prekrasna, ne boytes. Ja po polsku mówię bardzo dobrze.

Do pokoju wpadł jakiś mężczyzna. Czy może raczej został wrzucony, wkopnięty przez goryla, który chwilę temu wyszedł. Twarz tego człowieka przypominała krwawą miazgę a na szyi… Alicja nie dowierzała własnym oczom. Na szyi miał obrożę i doczepioną do niej czarną smycz.

– To mój sobaka. – Powiedział spokojnie mafioso, zwinnie podnosząc się z fotela.

Nie podejrzewała go o taką szybkość. Teraz trzęsła się tak mocno, że zaczęła szczękać zębami. Mężczyzna pozostawał na czworakach pośrodku pokoju cichutko łkając. „Co za chory skurwiel” pomyślała. „Co za ostatni, skończony bydlak bez serca”.

– Sobaka bardzo dobrze mi służy od kiedy się poznaliśmy. – Uśmiechnął się do dziewczyny zalanymi wargami. – Lubi jako pierwszy kosztować moje skarby.

Podał mu torebkę z białym proszkiem, a to żałosne coś, co zostało z ciemnowłosego mężczyzny, posłusznie wzięło zawiniątko, otworzyło je i wysypało całkiem sporą ilość na wierzch lewej dłoni by zaraz wciągnąć to nosem. Przez chwilę nic się nie działo, mafioso wstał klepiąc „sobakę” po plecach jak poczciwego kundla. Kilka minut później facet odpłynął. Z głuchym stękiem przewrócił się na bok jak kłoda, całe ciało wygięło się niczym struna a w jego oczach widoczne były jedynie białka. Jego ciałem zaczęły rzucać konwulsje. Po chwili, która dla Alicji wydawała się wiecznością, przyjął pozycję embrionalną choć jego dłonie i palce nadal pozostawały nienaturalnie wykręcone. Wydał z siebie przeraźliwy chichot na dźwięk którego Alicję zlał zimny pot. Dygotała słysząc jak ten śmiech staje się coraz głośniejszy a jego zdeformowana twarz jeszcze bardziej zmienia rysy w niezwykle groteskowym uśmiechu. Zaczęła płakać. 

Rosjanin przywołał ją gestem, wyłożył swoją walizkę na biurko i otworzył ją. Dziewczyna nie wiedziała ile tam było. Kilkadziesiąt plików banknotów stuzłotowych. Wyciągnęła trzęsące się ręce w kierunku przesyłki, ale została ona przed nimi zatrzaśnięta.

– Ależ my się jeszcze moja słodka nie rozstajemy. – Usłyszała.

Mafioso uśmiechał się do niej obleśnie, czuła jak wszystko przewraca się jej w żołądku. Dwóch goryli złapało zaćpanego mężczyznę za nogi i wytargało z pokoju, trzeci zamknął za sobą drzwi na klucz. Alicja niemal mdlała ze strachu, zrobiła kilka chwiejnych kroków w bok i oparła się plecami o ścianę. Wiedziała, że nie ma sensu uciekać. Nie ma sensu krzyczeć. Coś mówiło jej, że to również było w umowie – ona, jako żywy towar. Darmowa dziwka. Nie mogła i nie chciała myśleć o tym, że własny brat mógłby zgotować jej taki los. Nie wiedziała jednak, że Antek w tym samym czasie był bity do nieprzytomności przez swojego szefa i jego przydupasa ponieważ domyślił się, że coś jest nie tak. Minęło 40 minut więc zaczął zadawać niewygodne pytania. Złapał za spluwę, otworzył bagażnik żeby wyciągnąć następną i iść po siostrę, była to jednak ostatnia rzecz jaką tego dnia zrobił. Został ogłuszony celnym uderzeniem kolby pistoletu a potem skopany i wciągnięty na tylnie siedzenie auta.

Ala stała tyłem do Rosjanina opierając się ramieniem o ścianę. Szloch wstrząsał jej ciałem. Nie ma sensu krzyczeć. To nie amerykański film, nie wpadnie tu zaraz żaden bohater i nie uratuje jej z opresji. Jeśli za głośno się wydzierasz dostajesz kulkę w łeb.

– Zdejmij bluzkę. – Zimny rozkaz.

Nogi ugięły się jej w kolanach. Strach sparaliżował ją tak, że nie czuła rąk. Nie czuła rąk i nóg. Nie była pewna nawet, czy oddycha. Stała tam, kompletnie sama, bezbronna. W chwilę później była martwa. Nie wiedziała jak inaczej to nazwać. Jej serce przestało bić, oczy przestały widzieć a uszy słyszeć. Mózg wyłączył się, przestał przyjmować jakiekolwiek bodźce. Oddaliła się w pustkę wiedząc, że tylko w ten sposób jest w stanie przeżyć to, co dzieje się teraz z jej ciałem. Obleśne usta na jej szyi, szorstkie, natrętne dłonie zrywające z niej ubrania. Ból, którego się wyrzekła.

Z letargu wyrwał ją smak krwi wypełniający usta. Zagryzała język tak mocno, że niemal go sobie odgryzła. Przez dłuższą chwilę mrugała starając się pozbyć mgły zasnuwającej oczy. Leżała zgięta w pół na biurku, twarz miała zwróconą w kierunku walizki z pieniędzmi. Ostatkiem sił ześlizgnęła się na kolana i zaczęła zapinać powoli guziki koszuli. Po brodzie spływała świeża krew, jednak dziewczyna była tak zamroczona, że nie czuła jeszcze bólu. Beznamiętnie spojrzała na żywe rany zadane paznokciami żółtymi od wypalonego tytoniu biegnącymi wzdłuż ud. Zdjęła szpilki i bardzo niepewnie wstała. Krew spływała jej po nogach.

– Nie spodziewałem się, że będą tak hojni i przyślą dziewicę. – Zamruczał Rosjanin. – Ale tę śliczną buźkę to ty musisz wytrzeć.

Podał jej lnianą chusteczkę, którą wyciągnął z kieszeni spodni po czym gdzieś zadzwonił. Do środka weszli dwaj goryle i kompletnie niewzruszeni jej wyglądem podnieśli ją z podłogi za ramiona, złapali walizkę, szpilki i wyprowadzili z pokoju. Pod kamienicą stało zaparkowane bmw. Dach był złożony, na dworze lało niczym z cebra. Drzwi zostały otworzone przez jednego z goryli, po czym półprzytomną z bólu młodą kobietę wepchnięto do środka jak szmacianą lalkę. Bo i tak się w tamtej chwili czuła. Zamarła widząc nieprzytomnego brata z rozciętym łukiem brwiowym, spuchniętą wargą i ogromnym limem pod okiem, które już zaczęło się rozprzestrzeniać na pół twarzy. Znów zaczęła płakać… z ulgi. Że stamtąd wyszła. Ze strachu, bólu. Język przestał krwawić, jednakze spuchł całkowicie wypełniając wnętrze ust. Bała się, że może zacząć się dusić. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu i zapomnieć o wszystkim. Wykurować siebie, brata i wrócić do normalnego życia, z dala od gangsterki. Tyle myśli przelatywało jej przez głowę, sądziła, że zaraz rozsadzą jej czaszkę. Złapała rękę Antka i pozwoliła swemu ciału i duszy odpłynąć w nicość.

***

 

Chaos.

Krzyk.

Strzykawka.

Zimna posadzka.

Płynę…

 

Musiała czekać. Czekać na swój czas. Obserwowała okolicę już długo w poszukiwaniu obiektu, który miała za zadanie zlikwidować. Dobrze zbudowany, porusza się czerwoną hondą CBR600, ubiera na czarno i jest zaledwie dwadzieścia centymetrów od niej wyższy. Jest również śmiertelnie niebezpieczny. Być może nie przeżyje tej konfrontacji. Dostała przepustkę od swego Pana, ma bowiem pozostać w mieście tyle czasu, ile to konieczne, by poznać swój cel, rozpracować i zabić. Jedna próba bowiem, przy doświadczonym w walce przeciwniku, może nie wystarczyć.

Stercząc tak na dachu rozsypującej się dwupiętrowej kamieniczki w przejmującym listopadowym chłodzie miała sporo czasu na rozmyślenia choć stanowczo wolała, by niektóre myśli zostawiły ją w spokoju. Co to do cholery było? Co się przed chwilą stało w jej pokoju? Czy to, co dzieje się teraz, to sen? Jak przez mgłę pamiętała dwóch ubranych w szpitalną biel mężczyzn. Niemożliwe. Ma na imię Alicja. Jest wytrenowaną maszyną do zabijania.

 

„– Dobra, zostawiamy ją tutaj na kilka godzin. Odeśpi i może przejdzie jej ten pierdolec”.

 

Czemu tak właściwie nigdy nie zastanawiała się kim były jej ofiary? Byli złymi ludźmi, to pewne. Ten na pewno też jest zły. Pan kazał jej zabijać szumowiny. Ci ludzie nie tyle sięgnęli dna, co pływają już w szambie. To jego słowa. Jednak teraz, czując dziwny niepokój i zdezorientowanie zaczęła się zastanawiać, czym jest dobro a czym zło.

Z zadowoleniem usłyszała warkot silnika hondy jakąś ulicę dalej. Kobiecie nie przyszło do głowy, że nagle ma niesamowicie wyostrzony słuch. Zeszła z dachu z prędkością światła nie marnując czasu na schody. Nienaturalnie długie skoki  powiodły ją w dół ściany a silne dłonie pozwoliły chwytać się parapetów i najmniejszych szczelin w elewacji. Usadowiła się wygodnie na swoim motocyklu chowając pod czarny kask długie do pasa, brązowe włosy. Odpaliła silnik i bum! Osiągnęła oczekiwany efekt. Mężczyzna podjeżdżając niespiesznie zatrzymał się obok niej zachęcając do wyścigu. Alicja ochoczo podjęła wyzwanie i zasłoniwszy szybką oczy, nie czekając na Dominika jak podobno miał na imię, ruszyła z piskiem opon zaczynając po chwili jechać na jednym kole. Lubiła się popisywać i z całego serca kochała brawurową jazdę. Instynkt podpowiadał, że musi wywieźć go na jakieś pustkowie, a najlepsze na specjalne zadania są zawsze jakieś ruiny za miastem. Gdziekolwiek, gdzie jest pusto i gdzie mogłaby wpakować mu kulkę w łeb.

Mknęli ulicami Warszawy łamiąc wszystkie możliwe przepisy i wyprzedzając się na zmianę. Ala nakierowała ich na opuszczone ruiny fabryki której nikt nie pilnował. Zatrzymali się oświetlani jedynie przez blask księżyca w pełni. Niezła aura, pomyślała rozbawiona. W sam raz na morderstwo z zimną krwią.

Zeszła z motocyklu i zdjęła kask opuszczając kaskadę brązowych loków. Mężczyzna gwizdnął głośno.

– Jesteś kobietą! – Wykrzyknął niemal z nabożeństwem, radośnie się śmiejąc.

Ten śmiech dźwięczał w jej uszach wytrącając z równowagi. I wtedy sam zdjął kask. Niedobrze. Nigdy nie widziała tak pięknego mężczyzny. Tak cudownych, czarnych przepastnych oczu, pełnych ust i równych, śnieżnobiałych zębów. Zarejestrowała to wszystko w ułamku sekundy i to jeszcze przy wątpliwym świetle księżyca. Nieźle.

Uśmiechał się przyjaźnie, pełen podziwu dla jej zdolności.

Co jest do cholery? Czemu moje serce bije tak szybko? Pomyślała, teraz już kompletnie wytrącona z równowagi.

– Kiedy patrzyłem na ciebie w kombinezonie, wziąłem cię za wyjątkowo wychudzonego chłopaczka! – Rzekł, puszczając do niej oko.

Skup się! Skup się dziewczyno i bierz się do roboty! Powtarzała sobie.

– Masz na imię Dominik? – Spytała najspokojniejszym tonem, na jaki było ją stać.

Uśmiech zniknął z jego twarzy, pojawiła się za to czujność w oczach, które bacznie obserwowały młodą nieznajomą. Nie oderwał wzroku nawet na chwilę.

– Tak. Dominik. Mogę poznać twoje imię? – Odrzekł robiąc krok w przód.

– Moje imię jest w tej chwili nieistotne. – Warknęła.

– Wiem kim jesteś. – Odpowiedział bez cienia strachu w oczach.

Głupiec.

 

„– Alu… Alu słoneczko, obudź się. – Pani ubrana na biało potrząsała bezwładnym ciałem leżącej na szpitalnym łóżku dziewczyny”.

 

– Naprawdę? Skoro tak, możemy pominąć wszystkie formalności i od razu przejść do konkretów. – odpowiedziała twardo, wyciągając przed siebie colta i unosząc go na wysokość głowy mężczyzny. – Szkoda… – Szepnęła bardziej do siebie niż do niego szczerze zasmucona tym, iż jego cudowne oczy za chwile będą martwe.

Z niedowierzaniem spostrzegła, że Dominik się uśmiecha. Zbił ją z tropu. Zawahała się dosłownie na jedną setną sekundy i to mu wystarczyło. Celnym kopniakiem wytrącił jej cenną broń z ręki i powalił na ziemię uderzeniem w splot słoneczny. Straciła na chwilę oddech jednak przyzwyczajona do zachowywania się niczym cyborg wstała natychmiast nie zwracając uwagi na ból.

Zniknął.

Motocykl jednak stał. Na wszelki wypadek wyciągnęła z wysokiego buta wojskowy nóż i przecięła jego opony.

Usłyszała gruchot walących się cegieł we wnętrzu ruiny. Ah, więc chcesz się bawić w kotka i myszkę? Nagle uświadomiła sobie, że doskonale widzi w ciemności. Ruszyła za nim w pogoń, podnosząc z ziemi spluwę. Poruszała się cicho i lekko niczym wiatr. Skąd wiedział, kim jest? Nie dawało jej to spokoju. Rozpoczęła gorączkowe poszukiwania. Cel był na szczęście na tyle gapowaty, że robił straszny hałas gdziekolwiek się poruszył. Nic dziwnego, ona mimo ciemności i tego, że nigdy wcześniej tutaj nie była, jakimś cudem całkiem nieźle znała ten teren. Przyszły denat nie mógł widocznie pochwalić się tym samym. Odnalazła go w chwilę potem, wyłaniając się zza jego pleców niczym zjawa i uderzając w nogi. Ku rozczarowaniu Alicji, nie chrupnęła żadna kość, choć walnęła z całej siły. Upadł na kolana, a wściekły ryk wydobył się z jego gardła. Nie był w stanie się podnieść. Czyli jednak coś mu tam złamałam, pomyślała zadowolona. Okrążyła go, stając twarzą w twarz, najpierw musiała mu zadać kilka pytań. Trzymała mężczyznę na muszce cały czas. Przysięgła sobie, że tym razem nie da się zaskoczyć.

– Z łaski swojej – rzekła wyniosłym tonem – wytłumacz mi, co znaczyło to „wiem kim jesteś”?

– Wytłumaczyć? Przecież to oczywiste. – Prychnął niczym kot, jednak dalej ciągnął już spokojnym, umęczonym głosem. – Nazywają Cię Dzieckiem Nocy, Alicjo.

Kolana lekko jej się ugięły gdy usłyszała swoje imię. Usłyszała je jednak raz jeszcze, w swojej wyobraźni. Jakby jakiś ukryty kobiecy głos, który echem odbijając się jeszcze kilka razy przyprawił ją o lekki ból głowy. Potrząsnęła burzą brązowych włosów starając się pozbyć natrętnego dźwięku.

– Szukam Cię już od dawna. Porwana 4 lata temu spod opieki twojego brata Antoniego byłaś przetrzymywana bóg wie gdzie i szkolona jako pies na posyłki dla tej chorej, ruskiej szumowiny.

Chlast. Nie wytrzymała. Uderzyła go w twarz a wściekłość dodała jej siły.

– Jak śmiesz nazywać tak mojego Pana?! – Wykrzyknęła, starając się otrząsnąć po tym co usłyszała. On wiedział. Kurwa mać, on naprawdę wiedział kim jestem! Jakim cudem? 

– Więc tak go nazywasz? – Spytał, nie kryjąc obrzydzenia. – Tak bardzo poprzestawiał Ci w głowie, że uważasz go za swego boga? To nikt inny, jak tylko stary, śmierdzący mafioso, który…

Uderzyła jeszcze raz. W drugi policzek. Jego krew została na jej malutkiej pięści. Zaraz potem sama upadła na kolana a jej ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze.

 

„– No dalej dziecko, już prawie jesteś ze mną”.

 

Czuła się, jakby dostała obuchem w głowę. Wszystko wirowało, wiedziała, że za chwilę zwymiotuje.

 

„– Już dobrze kochanie, cała się trzęsiesz. – Ta sama kobieta ubrana na biało otuliła niebieskim kocykiem bezwładne wciąż ciało młodej dziewczyny”.

 

– Skąd wiesz? – Spytała szeptem. Nadal klęcząc podpierała się dłońmi. Głos w jej głowie nie dawał spokoju, przyprawiał o mdłości. – Skąd ty to, kurwa, wszystko wiesz?

Zwymiotowała.

 

„– Och mała – Kobieta zaczęła się krzątać dookoła nieprzytomnej jeszcze dziewczyny sprzątając wymiociny z podłogi. – Co takiego cię dręczy? Gdybym tylko wiedziała jak ci pomóc”.

 

– Śledzimy twojego pana już od wielu lat. Ja stosunkowo późno zacząłem, bo dopiero cztery lata temu. Mieliśmy u was swoją wtyczkę, ale po miesiącu przestaliśmy dostawać od niego informacje. Znalazłem go później w lasku koło strumyka. Koleś był totalnie zmasakrowany, z połamanymi żebrami i kulką we łbie…

– Zamknij się… – Alicja szepnęła zdrętwiałymi wargami a z jej i tak zamglonych oczu popłynęły łzy. Podniosła głowę by spojrzeć na Dominika, ale obraz rozmywał się coraz bardziej. Powoli, ostrożnie zaczęła wstawać. Głosy w jej głowie się nasilały. Niebo nienaturalnie pojaśniało. Jej wrażliwe oczy kłuły, musiała zasłonić je rękoma. Upadła na plecy. Ku jej zaskoczeniu, wylądowała na czymś miękkim. Materac? Dlaczego tak tu jasno?

– Nareszcie! Trochę mnie przestraszyłaś. – Usłyszała znajomy, ciepły głos – Tym razem musieli przypiąć Cię pasami, całkowicie straciłaś kontrolę. 

 

Koniec

Komentarze

Dwa różne wydarzenia, nijak ze sobą niepowiązane, nie licząc dziewczyny o imieniu Alicja, która pojawia się w obu. Trudno powiedzieć cokolwiek po przeczytaniu niewielkiego fragmentu opowiadania, szczególnie że to, co zaprezentowałaś, nie okazało się zbyt zajmujące i chyba nie zachęciło mnie do poznania dalszych losów Ali, nawet jeśli w obu częściach pojawia się ta sama dziewczyna.

W przeczytanym fragmencie nie zauważyłam fantastyki. :(

Lektury nie ułatwia wykonanie, pozostawiające, delikatnie mówiąc, bardzo wiele do życzenia. Najbardziej przeszkadzały mi źle zapisane dialogi, zlekceważona interpunkcja, że o licznych błędach nie wspomnę.

 

rzu­ci­ła, ze idzie od­strze­lić Sław­ko­wi łeb… –> Literówka.

 

kiedy wra­cał o 3 nad ranem… –> …kiedy wra­cał o trzeciej nad ranem

Liczebniki zapisujemy słownie. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu kilkakrotnie.

 

Dzie­cia­kom z resz­tą też nie­rzad­ko się ob­ry­wa­ło. –> Dzie­cia­kom zresz­tą też nie­rzad­ko się ob­ry­wa­ło.

 

– Słu­chaj Ala – Uniósł głowę i spoj­rzał na nią ze łzami w oczach – Jeśli… –> – Słu­chaj Ala. – Uniósł głowę i spoj­rzał na nią ze łzami w oczach. – Jeśli

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Może przyda się ten poradnik: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

kro­czy­ła w ultra wy­so­kich szpil­kach… –> …kro­czy­ła w ultrawy­so­kich szpil­kach

 

Na nie­szczę­ście Ala tak wła­śnie wy­glą­da­ła –> Brak kropki na końcu zdania.

 

ni­czym zwie­rze spo­dzie­wa­ją­ce się ataku. –> Literówka.

 

Ja po Pol­sku mówię bar­dzo do­brze. –> Ja po pol­sku mówię bar­dzo do­brze.

 

– Ale tę ślicz­ną buźkę to Ty mu­sisz wy­trzeć. –> – Ale tę ślicz­ną buźkę to ty mu­sisz wy­trzeć.

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu wielokrotnie.

 

po­ru­sza się czer­wo­ną Hondą CBR600… –> …po­ru­sza się czer­wo­ną hondą CBR600

Nazwy pojazdów zapisujemy małą literą. Ten błąd pojawia się także w dalszym ciągu opowiadania.

 

ode­śpi i może przej­dzie jej ten pier­do­lec.” –> Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu. Ten błąd pojawia się także w dalszym ciągu opowiadania.

 

rzekł, pusz­cza­jąc jej oko. –> …rzekł, pusz­cza­jąc do niej oko.

Oko puszcza się do kogoś, nie komuś.

 

Od­po­wie­dzia­ła twar­do wy­cią­ga­jąc przed sie­bie Colta… –> od­po­wie­dzia­ła twar­do, wy­cią­ga­jąc przed sie­bie colta

Nazwy broni zapisujemy małą literą.

 

wy­cią­gnę­ła z wy­so­kich butów woj­sko­wy nóż i prze­cię­ła jego opony. –> Z dwóch butów wyciągnęła jeden nóż???

 

Ah, więc chcesz się bawić w kotka i mysz­kę? –> Ach, więc chcesz się bawić w kotka i mysz­kę?

 

Nadal klę­cząc pod­trzy­my­wa­ła się dłoń­mi. –> Chyba: Nadal klę­cząc, podpierała się dłoń­mi.

Obawiam się, że osobiste podtrzymywanie się dłońmi nie jest możliwe.

 

Głos w jej gło­wie nie dawał jej spo­ko­ju… –> Czy oba zaimki są konieczne?

 

„– Oh mała – Ko­bie­ta za­czę­ła się krzą­tać… –> „– Och, mała. – Ko­bie­ta za­czę­ła się krzą­tać…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuje za komentarz/konstruktywną krytykę. Bardzo mi miło, że ktokolwiek zdecydował się to przeczytać. Te dwa wątki sciśle się ze sobą wiążą, ale oczywiście ciężko to stwierdzić czytając tylko ten jeden fragment. Poprawię wszelkie literówki.

Cieszę się, że uwagi okazały się przydatne. ;)

Mam nadzieję, Aluwkrainieczarów, że poprawisz nie tylko literówki.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tak, ja również mam nadzieję, że w miarę pisania i czytania oczywiście moja twórczość się poprawi. Dziękuję raz jeszcze.

Z pewnością. Życzę powodzenia. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zajrzałam, zaciekawiona, bo kiedyś napisałam opowiadanie z identycznym tytułem, ale na razie nie widzę związku tytułu z treścią. Dwie sceny, jak rozumiem Alicja ‘przed’ i ‘po’ tym, jak mafiozo wyprał jej mózg. Trudno powiedzieć coś więcej, bo z fragmentów niewiele wynika. Część pierwszą czytało mi się dużo lepiej niż drugą, ale warsztat trzeba jeszcze trochę podszlifować :)

Dziękuję @Bellatrix, postaram sie pisać więcej, czytać i zacząć przywiązywac znacznie większą uwagę do warsztatu :) 

Na początku tekstu wyraźniej bym zaznaczył, że bohaterowie są rodzeństwem, bo pierwsze wrażenie odniosłem taki, że są parą. Poza tym całkiem nieźle jak na debiut. Język jeszcze trochę niewyrobiony, ale w porównaniu do większości debiutantów nie masz się czego wstydzić. Historia wciąga. Mam swój pomysł, w jaki sposób te dwie części opowiadani są połączone, ale nie wiem, czy mam rację. Fabułę – jako że to fragment – na razie trudno oceniać.

Nowa Fantastyka