- Opowiadanie: Vespazian! - O władzy słów kilka

O władzy słów kilka

Witam serdecznie! Pierwsze “opowiadanie” jakie opublikowałem, kiedykolwiek, gdziekolwiek. Powód do radości? Może. Serdecznie proszę... o krytykę. Nie mam żadnego doświadczenia w pisaniu, a chciałbym wiedzieć nad czym popracować. Chociaż tak krótki tekst niewiele mówi o stylu, umieściłem go jednak dlatego, że jestem wielkim leniem i jeśli nie zrobię tego teraz, to zapewne nie zrobię tego nigdy.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

O władzy słów kilka

Władza jest płynna, chwiejna. Niczym żywe stworzenie stale się zmienia, to maleje, to rośnie. Korumpuje i niszczy. Marco dobrze o tym wiedział. Może nawet zbyt dobrze. Oddał wszystko, wszystko! I za co? Za tę odrobinę kontroli? Za tę możliwość sterowania pionkami na planszy zwanej życiem? Wystarczyło jego jedno słowo, chociażby rzucone szeptem, by posłać kogoś na śmierć. Nie, nawet nie kogoś. Zwykłego pionka, marionetkę w rękach mistrza. Kiedyś, dawno, dawno temu, było to jedno życie, jedno by ocalić wiele. Mała cena, wielki zysk. Z czasem skrupuły zaczęły zanikać. Nie myślał o poświęceniu swych ludzi. Nie dbał o ich myśli, odczucia, opinie. Pionki na szachownicy. Zwykłe pionki. Tylko tyle i aż tyle. Marco chciał w to wierzyć. Naprawdę się starał. Czasem nawet udawało mu siebie oszukać i uwierzyć w słuszność swych czynów. Sny jednak wyjawiały wszystko. Wyrzuty sumienia były zbyt mocne. Wino pomagało. Nie śnić, nie myśleć, nie odczuwać. Prawie wszystko co ludzkie zdawało się w nim zanikać, lud odmówił nawet używania jego imienia. Nie był dla niego czyimś synem, czy zwykłym generałem. Nie był zwyczajnym człowiekiem, już nie. Był cesarzem. A właściwie Cesarzem. Uosobieniem całego cesarstwa. Wola państwa była jego wolą. Nikt nie stał przeciwko niemu. Nikt się nie ostał. Martwi nie umieją mówić– szkoda.

 

Kiedyś było inaczej. Kiedyś, czyli zanim oddano mu cesarski diadem. Cesarz– nie, Marco, ledwo pamiętał inne czasy. Dawna, łagodna wiosna zdawała się wtedy być o wiele cieplejsza. I przyjaciele. Jego przyjaciele. Młodzi, piękni – ba, żywi! Zawsze w pogodne dni chodzili razem nad staw, łowili malutkie rybki. Głupie, niepraktyczne, ale jednak sprawiało im to radość. A Veronica zawsze miała zwyczaj zrywać stokrotki. Zawsze, nieważne co by się działo i zawsze wplatała je we włosy. Ach, ich twarze zamazane, imiona zapomniane. Sami tego chcieli, tak? Czasem lepiej nie oddawać tronu w ręce kogoś, kto najlepiej się do tego nadaje. Z reguły nadaje się ta osoba nadaje się do tego najmniej. Mimo wszystko, intronizowano go bez przeszkód, bez obaw. Nastały nowe czasy, nowa era! Era pokoju i dobroci. Stary tyran został zabity, rządzić miała teraz grupa ludzi z marzeniami, ideałami. Grupa, ach, ciężkie to słowo, przyjaciół. Nie dane im było wiedzieć, że jeśli ktoś wstąpił na tron dzięki morderstwu, zejdzie z niego tą samą drogą. Krew woła o krew. W chwilach kryzysu, podział władzy pomiędzy tyle osób był fatalnym pomysłem. Mimo strat na wojnie, wciąż idealiści, wciąż patrioci. Stracili stolicę. Każde życie jest ważne, nie wolno nam nikogo poświęcać! Armia Północna została rozbita, podczas eskortowania uchodźców. W tak ciężkiej chwili, przejęcie władzy absolutnej zdawało mu się konieczne. Tylko jego przyjaciele stali mu na drodze. Przyjaciele, którzy stali się wrogami. Cesarz nie pamiętał tego zbyt dobrze (a może nie chciał?). Mała sprzeczka, duża sprawa czy duża sprzeczka o małą sprawę? Nie pamiętał. Ale nie wiedział też, że w ludzkim ciele może znajdować się aż tyle krwi. Nawet w chwili śmierci, Veronica miała stokrotki we włosach. Głupie? Głupie. Ona nie zapomniała, jak to jest być człowiekiem. Idealiści nie mogli rządzić państwem, nie byliby w stanie. To co zrobił Cesarz było konieczne, pewne ofiary były wymagane! Jeden batalion, by ocalić armię. Kilka wiosek w zamian za jedno miasto. To było jedyne wyjście! Czemu więc miał wyrzuty sumienia? Zrobił wiele dobrego dla państwa, więcej niż wszyscy jego poprzednicy razem wzięci w przeciągu stulecia. Zmodernizował system edukacji, usprawnił administrację państwową, unowocześnił szlaki komunikacyjne. Jego potężne wojsko stało na straży pokoju. Chłopi wiele mu zawdzięczali, zadbał o ich prawa. Wspierał kulturę, handel, naukę! Stworzył Radę Reprezentacyjną Prowincji, powołał do życia rozmaite instytucje rządowe. Nikt o tym nie  będzie pamiętał. Tyran umiera samotnie. Łaska ludu na pstrym koniu jeździ. Pod maską miłości może skrywać się nienawiść. Tyran umiera samotnie. Nie ma przyjaciół w potrzebie, nie ma! Jednak Marco wolał być nienawidzony za to kim jest, niźli kochany za bycie kimś, kim nie mógł się nigdy stać. Tak mijało życie Cesarza– nie człowieka, już nie. Kiedy nosi się maskę zbyt długo, czasem zapomina się, co się za nią kryje. Oddał wszystko, prócz kilku drobnych wspomnień. Tylko one trzymały go przy zdrowych zmysłach. Mały staw, grupa znajomych (przyjaciół, tfu! Nie zasługiwał na to słowo!). Miłość w spojrzeniu kochanki? Mała stokrotka w martwej dłoni. Dostojna konnica, broniąca tych, którzy nie mogli bronić się sami. Stosy ciał, psy wokół? Zabójstwo starego tyrana, wstąpienie na tron. Ostatnie dobre wspomnienia, po nich przestał czuć. Były to drobiazgi, a jednak doskonale opisywały dotychczasowe życia Marco. A może…

Ciche skrzypnięcie drzwi wyrwało Cesarza z zamyślenia. Ktoś za nim stał. Nikogo nie prosił. Krew woła o krew. Ledwie słyszalny dźwięk wydobycia sztyletu z pochwy, świst powietrza. Serce Marco zabiło szybciej. O ironio, ożyć – przed śmiercią.

– Ty, który polujesz na potwory, uważaj, aby się nim nie stać – głos Cesarza był ochrypnięty, jakby nie używał go od wieków. Strach? Cisza. Błoga cisza, a jednak wypełniona niemym oskarżeniem. Dość uciekania.

– Jesteś tu, by spełnić wolę ludu, o tak. Kiedyś też taki byłem. Śmiało, skoro zaszedłeś tak daleko, czemu miałbyś się teraz cofać? Skończ co zostało rozpoczęte dawno temu – odpowiedziało mu milczenie. Wymyślił sobie zabójcę? Cesarz odwrócił się, może odrobinę za szybko. Smukła czarna postać stała teraz tuż przed nim. Milczała. Nie zdawało mu się.

– Tak, śmiało, zrób to! Ale pamiętaj i wiedz, że kiedyś stałem dokładnie tam, gdzie ty teraz stoisz. By chronić ludzi, zabijasz ludzi… zupełnie jak ja… i setki przede mną. Pokonaj mnie. Zniszcz pamięć o mnie. Stań się dokładnie taki jak ja. Niekończący się cykl. Krew woła o krew. Nie zaznasz spokoju, ciszy ni…! – gwałtowny ruch. Szybkie pchnięcie ostrzem. Nie boli. Odrobinę piecze. Dokonało się? Tak szybko, tak lekko. Czy śmierć może być lekka? Ha, ha, martwy, zabity, bezradny– jak mrówka? Jak… pionek? Zwykły pionek na planszy?

Cesarz upadł na kolana. Z dłoni wypadła mu mała, zasuszona stokrotka. Była brudna od zaschniętej krwi. Taka mała, taka ważna. Marco uśmiechnął się ostatni raz, czuł się jak odrodzony. Sięgnął dłonią ku rękojeści ostrza i gwałtownie je wyciągnął, co znacznie zwiększyło krwotok.

– Chyba… Chyba Pan coś zgubił – mruknął Marco, jednocześnie wyciągając ku zabójcy zakrwawiony sztylet. – Pozdrów nowego Cesarza. Ostatnie słowa? Dbaj o mojego kota. Powiedz Cesarzowi, że… – Umilkł. Umarł. Cesarz nie żyje, niech żyje Cesarz! A mała, krwista stokrotka leżała obok martwego ciała.

Bogowie śmiali się jako ostatni. To była wspaniała partia!

Koniec

Komentarze

No dobra, a gdzie tu fantastyka?

Trochę mało fabuły, przez to tekst się dłużył. Szczególnie ten wielki drugi akapit (rozważałeś rozbicie na mniejsze?) – rozważania Cesarza nie były jakoś porywające. Może to wrażenie, ale wydawało mi się, że on ciągle powtarza to samo.

Z reguły nadaje się ta osoba nadaje się do tego najmniej.

Dwa grzybki.

– Chyba… Chyba Pan coś zgubił

Ty, twój, pan itp. w dialogach piszemy małą literą. Tylko w listach dużą.

Babska logika rządzi!

Mnie także deliberacje Cesarza wydały się dość monotonne i niespecjalnie zajmujące, choć nie pozbawione trafnych konstatacji. Nie wiem czy słusznie, ale odniosłam wrażenie, że opisane zdarzenia bliskie są czasom nam współczesnym.

Mam nadzieję, Vespazianie, że Twoje kolejne opowiadania okażą się ciekawsze i nie będą pozbawione fantastyki. ;)

 

Mar­twi nie umie­ją mówić– szko­da. – Brak spacji przed półpauzą.

 

Ce­sarz– nie, Marco… – Jak wyżej.

 

Tak mi­ja­ło życie Ce­sa­rza– nie czło­wie­ka, już nie. – Jak wyżej.

 

Kiedy nosi się maskę zbyt długo, cza­sem za­po­mi­na się, co się za nią kryje. – Lekka siękoza.

 

Ha, ha, mar­twy, za­bi­ty, bez­rad­ny– jak mrów­ka? – Brak spacji przed półpauzą.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Słabe pierwsze zdania. Sugerują, że wzięłam się za czytanie rozprawy filozoficznej, a nie opowiadania. Styl dość ciężki. Rybki z założenia są malutkie, więc niepotrzebny przymiotnik. Główna myśl tekstu do mnie przemówiła, jednak lepiej dla tekstu i ciekawiej dla czytelnika, gdy filozofię/wnioski/morał odkryje sobie czytelnik sam –  z przedstawionych zdarzeń, reakcji bohaterów itd, a nie z opisu.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Nie jest źle ;)

Ale zdecydowanie zmęczył mnie ten dłuuugaśny akapit.

Przynoszę radość :)

Fantastyki nie ma, a fabuły mało. Wszystko, co napisałeś jest prawdą i są to trafne spostrzeżenia. Warto by to ubrać w jakaś historię. Mądrze, ale trochę nudno.

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Cóż, faktycznie trafne spostrzeżenia, ale z fabułą cienko. Zresztą morał też zakrawa nieco o banał – iluż to już myślicieli i pisarzy stwierdzało, że władza degeneruje? Z drugiej strony parę zdań wpadło mi w oko, o na przykład to:

Łaska ludu na pstrym koniu jeździ.

Uśmiechnęłam się przy tym, serio. I przy ostatnich słowach cesarza, aczkolwiek miałam nieco wrażenie, że jakieś to takie groteskowe. 

Ostatecznie – nie żałuję, że przeczytałam, ale mogłeś pokusić się o coś więcej niż przegadanego szorta.

Panta rhei (choć niekoniecznie z mainstreamem)

Lubię teksty o takiej tematyce, tylko podane w zdecydowanie innej formie. Wynurzenia cesarza są na pewno czasem trafne, ale co z tego, skoro sprawiają wrażenie spisanych na kolanie mądrości. Gdyby zrobić z tego opowiadanie z fabułą, dobrze napisane, z pełnokrwistymi bohaterami… Ech, czytałabym.

Dobra, dziękuje wszystkim za opinie, dotychczas właśnie brakowało mi kogoś, kto mógłby obiektywnie ocenić.  Trochę ciężkiej pracy mnie czeka, ale może następne będzie odrobinę lepsze. Dziękuję jeszcze raz za opinię. 

Przyznam, że tak mnie zmęczył gigantyczne akapity, że w pewnym momencie zaczęłam pomijać kolejne słowa, a potem linijki. Nie będę pisać o przesłaniu, bo niestety, w tej formie, słuszność jakichkolwiek stwierdzeń nie ma dla mnie większego znaczenia. Idę przeczytać inne teksty (bo zauważyłam, że już zdążyłeś coś wypuścić).

Albo źle odczytałem, albo widzę niespójność psychologiczną. Bohater wydaje się być pogodzony ze swoim losem, przeanalizował życie, wymienił za i przeciw, wydaje się wręcz, że czeka na to, co nieuniknione. A jednak jego wypowiedź jest mocno rozżalona

– Tak, śmiało, zrób to! Ale pamiętaj i wiedz…

I zdanie na koniec “chyba pan coś zgubił”, jeśli to miała być ironia bohatera nad swoim losem, to nie bardzo.

Długie dywagacje o władzy. Zbite bloki tekstu, bardzo męczące w czytaniu. Niestety, głównie przez to opowiadanie nie porwało w trakcie lektury. Sama treść też niezbyt odkrywcza, a scena końcowa jakaś taka nijaka pod względem emocjonalnym.

Zgodzę się z Ochą – temu tekstowi przydałaby się rozbudowa, zwłaszcza fabularna.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Czasem lepiej nie oddawać tronu w ręce kogoś, kto najlepiej się do tego nadaje. Z reguły nadaje się ta osoba nadaje się do tego najmniej.

???

 

Przepełnione patosem do zupełnej niestrawności, przy tym nudne, bez fantastyki i w gruncie rzeczy, to bez akcji, całość można streścić w jednym zdaniu. Dużo pracy przed Tobą, Autorze.

No nieźle.

Rozważania nawet ciekawe i trafne, lecz w takiej formie tekst nie porywa. Zgadzam się z pozostałymi, że lepiej byłoby to ubrać w fabułę.

Nowa Fantastyka