– Ojcze, zgrzeszyłam. Zdradziłam męża.
– Cudzołożyłaś zatem… Jak do tego doszło?
– Prowadziłam szkolenia dla małych i średnich przedsiębiorstw z naszego regionu. Na wyjeździe, niedaleko Wrocławia, finansowane z Unii. Typowy uczestnik to młody mężczyzna. Rzutki, nie stroniący od ryzyka, a ja wieczorem za dużo wypiłam…
– Opowiedz, gdzie i w jakich pozycjach to robiliście.
– Ale…
Wspomnienia napłynęły niepohamowanym strumieniem. Hotel, malutka kabina prysznicowa. Dłonie oparte o kafelki. Co któraś płytka miała wzorek dokładnie w takim odcieniu bordowego, jak lakier na paznokciach Weroniki. Jacek biorący ją od tyłu. Zdecydowanie, mocno, prawie brutalnie. Ból nierozerwalnie złączony z rozkoszą w jedność, jak gorąca i lodowata woda lecąca na nich z góry. Druga para rąk – męskich – błądząca po całym ciele. Cytrynowy zapach hotelowych środków czyszczących. Urzędniczka poczuła, jak znowu wilgotnieje (Bogu dzięki, że kobiety nie mają widocznej erekcji!), chociaż konfesjonał powinien być ostatnim miejscem na podniecające myśli. Ależ Jacek miał fantazję! Nie to co ślubny safanduła, który przejmował się wyłącznie wynikami piłki nożnej. Młody przedsiębiorca na pewno potrafiłby kreatywnie wykorzystać i księżowską budkę. Tak, jak zrobił to z przewróconym fotelem. A potem przyszła kolej na balkon… Raptem drugie piętro, ale ryzyko upadku z barierki dodawało pikanterii miłosnym uniesieniom. Tym mocniej oplotła nogami partnera…
– Córko, nie czas teraz na wstyd. Opowiadaj!
Po skończonej spowiedzi Weronika była niezmiernie odległa od bogobojnych myśli. Tym bardziej, że odchodząc od konfesjonału, zobaczyła znajomy błysk szarych oczu. Świat jest mały, a rejon podległy Urzędowi Miasta w Monichowie jeszcze mniejszy. Jacek krzywił się, uciekał wzrokiem i kręcił nieznacznie głową, ale kobieta postanowiła poczekać na kochanka. Może i small business, lecz interesu niejeden potentat mógł mu pozazdrościć! Usiadła w drewnianej ławce tak, aby móc obserwować przystojniaka. Symulując modlitwę, pogrążała się w coraz bardziej bezbożnych myślach.
Stuk, stuk.
– Dzień dobry. – Dziewczynka speszyła się i upuściła książeczkę. – Oj! Niech będzie pochwalony. Ja pierwszy raz się spowiadam, bo niedługo nasza klasa idzie do komunii. A teraz książeczka gdzieś mi wypadła, a tam miałam kartkę z grzechami…
– Nie martw się, dziecko. Trochę ci pomogę i wszystko pójdzie dobrze. Opowiedz, co robisz źle, co ci zarzucają rodzice i nauczyciele.
– Tata mówi, że jestem wścibska i że nie powinnam grzebać w jego rzeczach.
– Ciekawość to zaleta. Bardzo naturalna w twoim wieku. Pielęgnuj ją, a możesz wiele osiągnąć.
– A powie to pan ksiądz mojemu tacie? On tam czeka w kolejce.
– Zawierz mi się, dziecko.
Stuk, stuk.
– Właściwie nie potrzebuję spowiedzi, tylko rady. Rozmowy z innym człowiekiem. Zaufanym.
– Tajemnica spowiedzi obejmuje wszystko, co usłyszę w konfesjonale. O co chodzi, synu?
– Mam na oku pewną transakcję, ale nie całkiem legalną…
– A czy łamałaby przykazania?
– Właściwie to nie… Może „Nie kradnij”, ale nie bardzo. Sprawa polega na odkupieniu od Skarbu Państwa kawałka ziemi. Trafiła się okazja, za bezcen. Jeśli nie ja, to zrobi to ktoś inny. Ale ryzyko istnieje. Całkiem realne.
– „Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma” – zacytował ksiądz śpiewnie.
– Znam pewną… osobę w Urzędzie Miasta. Mogłaby wiele rzeczy ułatwić. Ale jeśli skarbówka zwącha przekręt i dobierze mi się do skóry, to puści mnie z torbami.
– Pan sprzyja tym, którzy potrafią zadbać o siebie. Nie kłopocz się, synu. Jeśli zrobi się gorąco, przyjdź do mnie, nie zostawię cię w potrzebie.
***
Oliwia od razu zauważyła, że tata ma świetny humor. Ciekawiło ją, jakie korzyści da się wyciągnąć z tego faktu. Lodowe obżarstwo w tajemnicy przed wiecznie odchudzającą się mamą czy może coś więcej? Wakacje zbliżały się wielkimi krokami. Gdyby tak dało się namówić rodziców na jakiś wspaniały wyjazd… Anka mówiła, że Egipt jest przereklamowany i mają tam nieznośny upał. Może Francja?
Po powrocie ze szkoły przeczytała kartkę od mamy i natychmiast postanowiła wykorzystać jej wizytę u kosmetyczki. Zajrzała do sejfu w gabinecie (tata ciągle nie zmienił szyfru, chociaż dawno odgrażał się, że to zrobi), wyjęła papiery leżące na wierzchu teczki z dokumentami. Zatrzasnęła skrytkę i pobiegła ze znaleziskiem do swojego pokoju. Dużo stempli, sprawa wyglądała obiecująco, trzeba będzie uważnie przeczytać.
Z wrażenia dziewczynce zaschło w ustach, więc zeszła do kuchni. W lodówce powinna być reszta soku winogronowego.
Ding-dong!
Spojrzała przez okno – przed furtką stała Anka. No tak! Oliwka całkiem zapomniała, że miały iść do parku obserwować ptaki na przyrodę! Pospiesznie narzuciła kurtkę i włożyła adidasy.
– Cześć! Zaraz pójdziemy, tylko musimy poczekać na panią Bożenkę. To nasza sprzątaczka. Zapomniała kluczy i dzwoniła do mamy. Co za pech! Ale za parę minut ma przyjść. Chodź, pokażę ci pościel sąsiadki. – Pociągnęła lekko opierającą się Ankę w stronę miejsca, gdzie żywopłot słabiej rósł. – Właśnie rozwiesiła pranie. Superowa, nie?
***
Odkurzacz leżał i szumiał bezproduktywnie, a Bożena, marszcząc brwi, oglądała kartki, które znalazła na biurku Oliwki. Nijak nie przypominały pracy domowej dziesięciolatki. Tak się złożyło, że gosposia wiedziała, ile wart jest kawał ziemi pod lasem. Sprzątała nie tylko u Kazimierskich. Jedna z klientek lubiła sobie pogadać o interesach męża, który bardzo chciał zbudować tam wypożyczalnię DVD. Bożena z entuzjazmem popierała projekt – nie dosyć, że to ona by tam utrzymywała porządek (a co za problem umyć podłogę od czasu do czasu?), to jeszcze mogłaby korzystać z płyt. Może nawet za darmo… A tymczasem okazuje się, że Kazimierski kupił parcelę za mniej niż jedną dziesiątą ceny!
Trochę głupio robić pracodawcy koło pióra, ale to przecież rozbój w biały dzień! Sprzątaczka obfotografowała umowę i zdecydowała poradzić się księdza. Z tym nowym bardzo przyjemnie się rozmawiało. Wcale nie chodziło o to, że był przystojny (chociaż te smoliście czarne, żywo połyskujące oczy mogły się podobać). Ale uroda to drobiazg przy innych zaletach – młody ksiądz świetnie potrafił każdego zrozumieć. A jak się przejmował losem swoich parafian!
***
Jacek Kazimierski uznał, że pomysł księdza był genialny w swojej prostocie: przekazać Kościołowi problematyczną parcelę właściwie po kosztach. Wprawdzie zyski diabli wezmą, ale przynajmniej fiskus przestanie węszyć. W tym kraju żaden urząd nie zadrze z klerem! Odwiezienie Oliwki do kościoła i rozmowa ze spowiednikiem stanowiły po prostu przebłyski geniuszu. Tym razem niezupełnie się udało, ale z takim cwanym i ustosunkowanym sprzymierzeńcem, borykająca się z setkami problemów firma wreszcie będzie mogła wrzucić wyższy bieg.
Przedsiębiorca po raz ostatni przestudiował antydatowane papiery; pełnomocnictwo i umowa przekazania działki. W zamian za nabycie ziemi po okazyjnej cenie firma reprezentowana przez księdza Rubotę zobowiązywała się zadbać o duszę Jacka. Przeleciał wzrokiem po formułkach – zarezerwowanie miejsca wiecznego spoczynku, wyekspediowanie ciała w ostatnią drogę, dziesięć mszy odprawionych po śmierci (ciekawe, czy to dużo), modlitwy w intencji, bla bla bla… W biznesie takie kwestie nie miały znaczenia, ale powinny przekonać przeklętą skarbówkę co do intencji obu stron.
Wreszcie Kazimierski złożył podpisy we wszystkich zaznaczonych miejscach, parafował każdą stronę.
Ksiądz zatarł ręce.
– No i po kłopocie! Musimy to uczcić! Mam wyborną nalewkę z pigwy!
– Ale ja samochodem… A, wrócę na piechotę, to niedaleko. Mam słabość do pigwówki. Teść takie cuda potrafi wyrabiać! Ojciec już próbował nalewek starego Domiszczaka? Orzechówkę też polecam!
Rubota w tym czasie przyniósł karafkę i szkło. Nieszczęśliwie zahaczył tacą o krucyfiks na stole. Jeden kieliszek rozprysnął się na setki odłamków.
– Kurrr…! – Jacek ledwie zdążył ugryźć się w język. – Przepraszam księdza.
– Och, to ja przepraszam! Co za niedołęga ze mnie! Skaleczyłem cię, synu!
– Nic się nie stało, to tylko draśnięcie. Do wesela się zagoi. Tu na umowę kapnęło! Może lepiej wydrukować jeszcze jeden egzemplarz?
– Nie, nie ma takiej potrzeby. To tylko mała kropelka. Nic nie zamazała, obok podpisu spadła… Dokument zachowuje ważność, a musiałbym znowu wykradać proboszczowi pieczątki. Szkoda zachodu.
***
– Ojcze, zgrzeszyłam. Zdradziłam męża.
– Cudzołożyłaś zatem… Jak do tego doszło?
– Przyjechała inspekcja z centrali. Pamięta ojciec tę sprawę z parcelą pod lasem? Audytor wykrył, że to ja pomagałam waszemu pełnomocnikowi wygrać przetarg i zaszantażował mnie, że jeśli nie pójdziemy do łóżka…
– W takim razie grzech spada na jego głowę, nie na twoją. Nie przejmuj się, córko.
– Tak, ale ten… – pohamowała się w ostatniej chwili – kontroler po pijaku zaczął się przechwalać w hotelowym pubie. Jeżeli mój mąż się dowie…
– Jeśli do męża dotrą jakieś plotki, przyjdź do mnie. Coś wymyślimy, nie zostawię cię w potrzebie. Na razie niczym się nie martw. Opowiedz, gdzie i w jakich pozycjach to robiliście.