- Opowiadanie: Yatzeck - Equinokcjum czyli rzecz o entropii

Equinokcjum czyli rzecz o entropii

Wszystkie dowody wywiedzione z praw fizyki zaprzeczają im samym. Życie, pojęcie Boga i diabła, miłość i nienawiść... Nawet droga strzały do tarczy powinna trwać w nieskończoność, a jednak strzała dociera do tarczy. Jednym z pojęć fizycznych jest entropia. Według niektórych tłumaczy ona wszystko. Według mnie jednocześnie zaprzecza wszystkiemu, w fizyce, psychologii, socjologii, politologii...

Podobno wymyślono lekarstwo na wszystkie bolączki człowieka. “Wolność, równość, braterstwo” i wtedy zapanuje idealny ład i porządek... To taka społeczna entropia, która dąży do idealnego porządku i wtedy wszystko zostanie podzielone po równo i dla każdego... ;)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Equinokcjum czyli rzecz o entropii

– Jak tak dalej pójdzie to do zmroku nie skończymy zmiany… – Kierowca śmieciarki otarł pot z czoła. Był barczysty i ledwie mieścił się za kierownicą. Twarz miał przesłoniętą maseczką chirurgiczną. Siedzący obok pomocnicy nie odzywali się. Ich twarze także przesłonięte maseczkami nie wyrażały niczego. Potężny silnik ciężko zawibrował i poderwał kilkudziesięciotonową masę żelastwa i odpadów. Śmieciarka ruszyła w stronę piętrzących się gór smrodu i obrzydlistwa.

Po godzinie kluczenia wypełnionymi odorem kanionami, wreszcie zatrzymała się w miejscu gdzie jeszcze można było dorzucić garść odchodów cywilizacji. Dwaj pomocnicy, bez entuzjazmu ruszyli do rozładunku. Kierowca podparł głowę pod brodę i znad kierownicy, tępo wpatrywał się przed siebie. Z pustej zadumy wyrwał go ruch, który dostrzegł na wprost. W stercie śmieci, kilkadziesiąt metrów przed nim, otworzyły się… drzwi…

 

Knot już całkowicie się dopalał. Lada moment przez zmatowiałe płytki szkła w oknach zacznie się sączyć świt. Musiał zdążyć. Jeden promień słonecznego blasku mógł zagrozić kilkumiesięcznej, pełnej wyrzeczeń pracy…

Do tego, wraz z upływającym czasem wzrastało ryzyko, że któryś z braci może tu wejść i odkryć co robi… Uśmiechnął się. Gdyby ktoś wiedział co się tutaj dzieje…

Nad nikłym płomykiem roztapiała się garść gruboziarnistego proszku. Odczekał chwilę aż zamieni się w płynną masę, po czym przelał ją do małej fiolki. Wyciągnął ją przed siebie i po raz ostatni rzucił okiem na żółto fosforyzującą, półpłynną zawartość. Potem zakorkował ją i starannie zawinął w czarną tkaninę i ukrył w fałdach habitu.

Zgasił świecę i z namaszczeniem oczyścił malutki alembik, który wraz z podobnych rozmiarów retortą, powędrował w ślad za fiolką i zniknął w przepastnych kiesach mnisiego stroju.

Gdyby ktokolwiek dowiedział się, że uprawia alchemię… Nawet bał się o tym myśleć… Ale robił to dla wszystkich. Dla równowagi. Dla dobra… Dla całej ludzkości…

Wraz ze świtem, przez nikogo nie dostrzeżony, wymknął się z klasztornej kuchni i wzdłuż murów przekradł się do kaplicy. Tam już zbierali się bracia by odprawić poranne modlitwy przypisane jutrzni. Wmieszał się milczącą ciżbę i z kapturem głęboko nasuniętym na twarz, oddał się rozmyślaniom. Właściwie to nie miał żadnego planu… Postanowił jedynie, że użyje mikstury przy najbliższej nadającej się do tego okazji. Szczerze mówiąc, nawet nie wyobrażał jaka to może być sytuacja. Postanowił zaufać intuicji. Odpowiednia chwila da znać sama o sobie. Z tą myślą, bezwolnie zapadł się w miękkie i zdradziecki objęcia drzemki…

Kiedy się obudził, stwierdził, że nadal znajduje się w kaplicznej stalli. Jednak był zupełnie sam. Przez zaskakująco czyste witraże sączyło się światło świtu. Bezwiednie namacał zanadrze habitu i stwierdził, że niczego nie brakuje. Z zewnątrz dobiegał gwar podnieconych głosów. Wybiegł przed kaplicę.

Klasztorny podwórzec wyglądał jakoś dziwnie. Pośrodku zgromadzili się wszyscy braciszkowie i żywo gestykulując o czymś debatowali. Nerwowo przekrzykiwali się jeden przez drugiego. Jednak uwagę przykuwał także i sam plac podwórca. Był dziwnie czysty i posprzątany, a wszystkie znajdujące się na nim sprzęty stały nienaturalnie równo, niezwykle starannie poukładane i wyglądały jak nowe. Światło świtu było też inne niż zwykle. Wyraziste i pełne kontrastów.

W pierwszej chwili bał się, że jeszcze śpi i niezwykle mocno się spoliczkował. Zabolało bardzo realnie. – Zatem, co się tutaj dzieje? – pomyślał.

– Gdzie brat furtian?! – Dobiegło z rozgwarzonego tłumku.

– Kto zamykał wieczorem bramę? – Ktoś pytał z pretensją.

– Bracia, jakoś trzeba się dowiedzieć co się dzieje!

– Ale kto się odważy podejść do furty?

– Ojcze Dominiku, może procesją z Najświętszym Sakramentem!?

– I z kropidłem z chrzcielnicy św. Jana!

Dopiero teraz zwrócił uwagę na dziwny dźwięk dochodzący zza zamkniętych wrót, oddzielających klasztorny podwórzec od świata zewnętrznego. Ruszył w stronę furty. Po drodze sięgnął do kiesy habitu i chwycił fiolkę z miksturą, którą przyrządził w nocy.

– Bracie nie podchodź tam! – Dobiegł go głos któregoś z mnichów. – Tam na zewnątrz jest Zły!

Nie zważał na ostrzeżenia. Dobrze wiedział, że nie ma żadnego Złego ani Dobrego. Dobrze wiedział, że wiara w Boga czy szatana to zabobon. Zresztą, w razie czego, miał ze sobą miksturę. Jeden łyk i wszystko będzie w równowadze.

W miarę zbliżania się do bramy niezwykły hałas stawał się coraz donośniejszy. Niewyraźne grzechoty zamieniły się w serie metalicznych szczęknięć na tle jednostajnego, niskiego pomruku.

Podszedł do judasza w skrzydle wrót. Było to kwadratowe okienko zamykane klapką na zawiasach. Zanim je uchylił, poczuł odrażający fetor. Zdał sobie sprawę, że docierał on do niego już na dziedzińcu, ale teraz dopiero poczuł go wyraźnie. Zapach był słodkawy i świdrujący. Jednak to co ujrzał zaskoczyło go zupełnie.

W głębi drogi prowadzącej do furty klasztornej, zasnuwając horyzont, unosiła się szarawa mgiełka, a w niej, w zamglonej perspektywie, widniały spiętrzone sterty odpadków. Góry śmieci ciągnęły się od wrót klasztornych po horyzont. Nieopodal, przy jednej z takich gór, stał warcząc i posapując, jakiś pękaty cylinder na kołach. – Teraz…! Rozchwianie równowagi jest aż nadto wyraźne!… – Pomyślał. I sięgnął po fiolkę ukrytą w kiesie habitu. To właśnie dla takiej chwili ryzykował życie studiując zasady i tworząc miksturę. Nagle zauważył dwie postacie wychodzące z pękatego cylindra. Zaskoczyło go to ale jednocześnie podsunęło pewien pomysł. Zebrał w sobie całą odwagę i wrodzoną ciekawość i mimo krzyków współbraci otworzył furtę…

 

Zza drzwi w olbrzymiej stercie odpadów, wychyliła się zakapturzona postać w długiej czarnej sukni. Ukrywała coś w dłoniach przed sobą. Podbiegła w kierunku szoferki śmieciarki. Kierowca obserwował zaskoczony, w końcu postanowił zareagować. Otworzył drzwi i zeskoczył na ziemię, wprost przed przemykającą chyłkiem postacią.

– Koleś! Coś ty za jeden? – Kierowca podparł się pod boki by dodać sobie ważności. Postać zatrzymała się, zdziwiona niespodziewanym pojawieniem się przeszkody. Spojrzała na kierowcę spode łba i z gniewnym uśmiechem powiedziała:

– Nic nie rozumiem co do mnie mówisz, śmierdzący diable! Nawet nie wiem w jakim języku mówisz, ale nic mnie to nie obchodzi. Zresztą zaraz wszystko będzie jasne. – To mówiąc odkorkowała trzymaną w dłoni fiolkę i energicznym ruchem wylała kilka kropli pod nogi barczystego mężczyzny, wykrzykując zaklęcie.

– Equinokcium, equidiem! Comune ius! Vacuitas omniae!

(Równonoc, równodzień! Powszechne prawo! Wolność wszystkim!)

 

I właściwie nic spektakularnego się nie stało. Kierowca i mnich uściskali się serdecznie. Rzucili sobie dyplomatyczne „pokój z tobą” i każdy poszedł w swoją stronę. Mnich do drzwi w stercie półodpadów, kierowca do szoferki.

Za chwilę pojawili się dwaj pomocnicy.

– Zrobione, możesz ruszać. Wywaliliśmy pół bębna. – Powiedział jeden z nich.

– Ale połowę zostawiliście? – Spytał kierowca, chcąc się upewnić.

– No a jak!? Pytasz jak jakiś półgłówek. – Westchną zniecierpliwiony drugi z pomocników, sadowiąc się w szoferce.

– No to połowa naszej roboty. – Powiedział z satysfakcją kierowca. – Przerwa! – Dodał z półuśmieszkiem. Nacisną gaz do połowy i na pół sprzęgle ruszył w stronę wpółdrogi między domem a wysypiskiem. Odjeżdżając spojrzał jeszcze w lusterko, w którego półodbiciu dojrzał postać pośpiesznie znikającą za drzwiami w stercie półodpadów.

 

– Bracia! – krzyczał mnich wbiegając na dziedziniec klasztoru, – udało się, udało się! W imię Chrystusa! W imię Belzebuba! Moja mikstura działa! Chwalić Boga! Chwalić szatana! Wreszcie idealna równowaga!

Koniec

Komentarze

 Czytałem trzy Twoje teksty, Yatzecku i jak przy dwóch z nich nie rozumiem przekazu. Nie bardzo rozumiem o co chodzi. Usiądę sobie więc i poczekam na komentarze innych. Może po prostu jestem niedomyślny. 

 Co do błędów to Szatana zapisujemy z wielkiej litery.

 

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Hmmm. No to ja Pietrkowi nie pomogę, bo też wiele nie skumałam.

Co właściwie miała spowodować tajemnicza mikstura? Wyrównanie, przemieszanie? Jak to się ma do połówek? Skąd klasztor wziął się na wysypisku?

Babska logika rządzi!

Przeczytawszy wstęp, pomyślałem, że będzie coś o komunizmie :-)

Pomysł dobry. Zestawienie wysypiska z klasztorem niezłe. Natomiast końcówka mnie trochę rozczarowała. Myślałem, że te śmieci się jakoś uporządkują, albo połowa ich znajdzie się w klasztorze. 

Rozumiem entropię trochę inaczej i dlatego nie wiem, czemu wyszło wszystkim po połówce, czyli flaszka na głowę :-) 

Pozdrawiam

:) Short jest moją wizją entropii duchowej (a nie fizycznej). Jest moją wizją śmierci duchowej. Idea równopodziału powstaje w archetypie ośrodka duchowego (klasztorze) i styka się z archetypem ośrodka materialistycznego (wysypiskiem). (Archetypy według mojego widzimisię). Mnich tworzy lek na wszystko, miksturę równopodziału. W idealistycznym rozumie rodzi się chęć ulepszenia świata, która wprowadza idealny porządek w podziale na pół, niszczący i deformujący wszystko co ten świat opisywało.

Popatrzcie na koło ying-yang, ono opisuje cały świat – obieg energii. Wyobraźcie je sobie, że składa się z dwóch połówek, czarnej i białej. Tak wygląda opis zatrzymania obiegu energii… Wszystkiego po równo i jest kurka pięknie! Tak wygląda puenta mojego shorta.

Zapewniam was, że to tylko jedna warstwa w shorcie… ;)

A co do flaszki na głowę, uważam że to właśnie niezła inicjacja wymiany myśli… :) ying-yang do sześcianu! ;)

Poezja jest chorobą niektórych ludzi, podobnie jak perła jest cierpieniem ostrygi. - Heinrich Heine

Entropia duchowa? Niezły pomysł. Szkoda, że słabo go widać w tekście, IMO.

Babska logika rządzi!

Oprócz ciekawego pomysłu klasztoru na wysypisku, albo też stykania się światów klasztoru i tego drugiego, reprezentowanego przez kierowcę, poprzez wysypisko, nie znalazłem tu nic dla siebie. Autorze, nie musisz tłumaczyć pomysłu w komentarzu, to nawet nie wypada, po prostu opowiadana historia jest zbyt niejasna, abym mógł sobie w głowie cokolwiek zbudować, nawet poprzez metafory. Jak dla mnie to napisałeś ten tekst dla siebie, nie dla czytelnika.

Wielokropki niepotrzebne, przecinków trochę brakuje, w ogóle odniosłem wrażenie, że językowo można by tekst dopieścić.

Przykro mi, Yatzku, ale mimo próby objaśnienia wizji, która Cię zainspirowała do napisania tego opowiadania, jego sens do mnie nie dotarł. :(

 

Wmie­szał się mil­czą­cą ciżbę… – Wmie­szał się w mil­czą­cą ciżbę

 

Szcze­rze mó­wiąc, nawet nie wy­obra­żał jaka to może być sy­tu­acja.Szcze­rze mó­wiąc, nawet nie wy­obra­żał sobie, jaka to może być sy­tu­acja.

 

Jed­nak uwagę przy­ku­wał także i sam plac po­dwór­ca. – Masło maślane. Podwórzec to plac.

 

Na­ci­sną gaz do po­ło­wy i na pół sprzę­gle ru­szył w stro­nę wpół­dro­gi mię­dzy domem a wy­sy­pi­skiem.Na­ci­snął gaz do po­ło­wy i na półsprzę­gle ru­szył w stro­nę w pół­ dro­gi mię­dzy domem a wy­sy­pi­skiem.

 

wbie­ga­jąc na dzie­dzi­niec klasz­to­ru, – udało się… – Przed półpauzą nie stawia się przecinka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie tym razem. Jeśli był tu zawarty problem, to go nie zauważyłem. Pomysł z wysypiskiem był intrygujący, ale niewykorzystany.

F.S

Zastanawiałem się po przeczytania twojego tekstu, jakie opowiadania lubię, bo twoje jest solidne, dojrzałe, ale mnie nie ruszyło. Zawsze przyciągają moją uwagę utwory, które skłaniają do głębokich przemyśleń, ale do tych przemyśleń musi mnie doprowadzić zrozumiały tekst. Nie mogę się dodatkowo zastanawiać, co autor miał na myśli. Twoje wyjaśnienia w komentarzu są jak najbardziej na tak, nawet interpretowałem tekst coś w ten deseń, ale targały mną wątpliwości i po lekturze nie czułem się usatysfakcjonowany.

Niestety to jest jeden z tych tekstów, ktory zawiera treść do wydobycia. Nie mam z tego powodu poczucia winy. Wy też nie miejcie kłopotu, poprostu jeśli nie rozumiecie, idźcie dalej. Będą też te "dla ludzi". :)

Zdaję sobie sprawę z tego, że jeśli jedynie autor rozumie jakiś tekst, automatycznie wchodzi w strefę grafomanii. Jednak zapewniam Was, jest też parę osób, które nie tylko ten tekst rozumieją, ale nawet na jego kanwie tworzą twórczą i burzliwą dyskusję…

Tak, nie jest to to tekst na poranny pobyt w toalecie. Powiem jeszcze raz – nie czynię sobie z tego dyshonoru.

Jak zwykle dziękuję za wszystkie komentarze, są dla mnie bardzo ważne i biorę je zawsze za dobrą monetę. Dziękuję Wam za czas poświęcony mojemu shortowi. Pozwolę sobie jeszcze spróbować Was zająć kilkoma, kilkunastoma… Nie wiem ile jeszcze pobędę na tym “łez padole” niech choć moje shorty zostaną w dobrych rękach. :)

Poezja jest chorobą niektórych ludzi, podobnie jak perła jest cierpieniem ostrygi. - Heinrich Heine

Niestety to jest jeden z tych tekstów, ktory zawiera treść do wydobycia.

 

Każdy tekst zawiera “treść do wydobycia”. Prawda jest bowiem taka, że to odbiorca nadaje treść dziełu (malarskiemu, literackiemu itp.). Autor może jednak starać się manipulować zakresem tych interpretacji. Sprawnie napisane dzieła potrafią go zawęzić, natomiast te mniej udane puszczają wyobraźnię odbiorców na żywioł. Niestety, prezentowanemu dziełku bliżej jest do tej drugiej grupy.

Nowa Fantastyka