- Opowiadanie: LilyDragonfly - Frankenstein.apk

Frankenstein.apk

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Frankenstein.apk

Krople deszczu rozbijały się o dach mojej hybrydy. Skręciłem we Wrocławską

i włączyłem autopilota. Tylko na prostym odcinku mogłem zaufać aplikacji.

Urodziłem się w 2017 roku, czyli w czasach kiedy trzeba było ruszyć cztery litery lub chociaż głową by coś zrobić – zapalić światło, zdecydować co na obiad i tak dalej.

Spojrzałem na prawo i dostrzegłem psa, który miał na głowie obręcz, a w uchu słuchawkę. Dziś aplikacja Frankenstein nawet wychodziła z psem.

Świat rozwijał się mniej więcej do roku 2020, później stanęliśmy w miejscu.

W lusterku zobaczyłem mojego klienta. Był ode mnie starszy o dziesięć lat, a jednak technologia pochłonęła go bez reszty i doprowadziła aż do mnie. Łysy, otyły, zgarbiony czterdziestoparolatek był kwintesencją współczesnego społeczeństwa. Nie mogłem jednak narzekać, jako Digital Death Manager zajmowałem się usuwaniem błędów jakie popełniali użytkownicy Internetu i naprawą ich wizerunku, więc miałem naprawdę sporo roboty. Poza tym wraz z moim przyjacielem doktorem F., dzięki niepowtarzalnemu kodowi, a później dzięki silnemu lobbingowi byliśmy autorami jedynej aplikacji, która opanowała świat, aplikacji Frankenstein.

Samochód zatrzymał się na pasach, koło byłego budynku Straży Pożarnej na Częstochowskiej, który dziś był siedzibą organizacji antyinternetowej. Jedenastoletnia dziewczynka przeszła na drugą stronę dopiero gdy w aplikacji zapaliła się zielona lampka. Autopilot ruszył, a ja zastanawiałem się czy nie zasugerować F. żeby wprowadzić do niej błąd. Ludzie tak bardzo ufali naszemu programowi, że nie odrywali od niej wzroku. Od siedmiu lat Frankenstein obsługiwał każdą dziedzinę życia. Był jak portal społecznościowy, kamerdyner, opiekun i coach w jednym. Marna egzystencja człowieka w całości opierała się na naszym programie. Machine Learning trzydzieści lat temu to było nic w porównaniu do dzisiejszych możliwości. Pod postacią zwykłej aplikacji sztuczna inteligencja kierowała życiem człowieka od wyznaczenia daty pobudki, tego co będzie jadł, co będzie robił i kiedy zaśnie.

– Jesteśmy już na miejscu – samochód zaparkował, a głos autopilota zasugerował mi, że mogę wyjść. Naprawdę uważałem to za głupie, ale musiałem przy klientach używać aplikacji.

Klient patrząc na zniszczony budynek Politechniki Śląskiej trochę się wystraszył. Nie każdego tutaj zapraszaliśmy, więc mógł pomyśleć, że to pułapka.

– Nie denerwuj się. Jesteś bezpieczny. Weź trzy głębokie oddechy. Stres może spowodować wiele chorób – odparł głos dziewczynki w jego telefonie.  

Pieprzony loliciarz, pomyślałem. Użytkownik aplikacji mógł wybrać spośród wielu tonów i barw głosu. Chcieliśmy dać złudzenie kontroli nad aplikacją gdy w rzeczywistości było na odwrót. Poczekałem aż klient odetchnie z ulgą

i poprosiłem by poszedł za mną.  

W 2020 roku już nie było podmiotu, który nie funkcjonowałby

w Internecie. Uczelnia również tylko tam działała, dlatego w byłym Centrum Nowoczesnych Technologii założyliśmy własne laboratorium. Drzwi rozsunęły się przed nami. Musieliśmy po ciemku zejść do piwnicy, ponieważ tuż przed przemianą zawsze oszczędzaliśmy energię.

Głos małej dziewczynki znowu podtrzymywał na duchu mojego klienta.  

– Franek Stein, miło Cię widzieć – powiedział mój wysoki, chudy przyjaciel. Najpierw wyłoniły się jego białe włosy, ponieważ przez swoje sześćdziesiąt lat chodził mocno pochylony. Przedstawiłem ich sobie.

– Doktorze F. to jest Mateusz Książkiewicz – powiedziałem wskazując na mojego wystraszonego klienta.

Mógł przerazić się moim przyjacielem lub pomieszczeniem, w którym się znajdował i wcale mu się nie dziwiłem. Jedyne źródło światła pochodziło z ogromnego monitora i dwóch komór. Jedna z nich wypełniona była żelem

i pływała w nim nić DNA. A na środku stał stół z zapięciam jak z horroru. Brakowało na nim krwi, było to kuszące, ale jednak zależało mi na klientach.

– Czy to…

– Tak…  

– Niestety potrzebuje jeszcze kilku minut, ponieważ nie wszystko jest gotowe – wtrącił się Doktor F.

– Proszę się pośpieszyć, po ostatnim wpisie mój profil zdobył trzy tysiące hejtów i ciągle ten wynik rośnie.

– Trzy tysiące? – zapytał F. udając zaskoczonego i zaniepokojonego.

– Tyle to nawet Franek nie ma gdy wstawia swoje zdjęcia – dodał.  

Przewróciłem oczami. Zabrałem klienta i wyjaśniłem mu działanie maszyny

i każdy fragment jego nowego kodu DNA.  

– Bo wie Pan, zrobiłem takie badania i najwięcej fame’u zdobywają wysportowani blondyni. Mam nadzieję, że to wyjdzie bo…

– Spokojnie. Wybrał Pan wariant ekstra, dlatego prezentuje Panu to miejsce. Przyszedł Pan do mnie bym zakończył Pana obecny żywot. Sprawię, że Pan umrze, ale odrodzi się na nowo. Historię Pana aktywności już skończyliśmy, będzie Pan nowym człowiekiem – miałem ochotę zapalić, więc wyciągnąłem elektrycznego papierosa. Następnie korzystając z mobilnej aplikacji wybrałem smak i zapaliłem go.

– Ten Pana kolega jest przerażający… – powiedział szeptem klient

– To pewnie wina zaprzedania duszy diabłu i ciągłe kontakty z Mefistofelesem– wyjaśniłem.

– Może Pan palić? – zapytał klient patrząc na mojego elektronicznego papierosa– A dlaczego miałbym nie móc?

– Moja aplikacja kara mnie za każdym razem gdy o tym pomyśle.  

– A to, wyłączyłem tę opcję.

-Można to wyłączyć? Chętnie bym zapalił. Jak się wyłącza pełną kontrolę

w aplikacji Frankenstein?

– Kiedy skończy Pan myć ręce zakręca Pan kurki, kiedy nie chce już Pan oglądać telewizora, wyłącza Pan go, więc kiedy nie chce Pan korzystać

z aplikacji to co Pan robi?

– Korzystam z aplikacji…

– Franek skończyłem – krzyknął doktor F.

Wskazałem klientowi by podszedł do stołu, poprosiłem by się rozebrał.

– Proszę się niczym nie denerwować – odebrałem telefon od klienta, a gdy ten się położył mój przyjaciel zapiął go mocno i znieczulił. Podałem urządzanie doktorowi, który zaczął tą legalną część mojej pracy, a więc usuwanie wszelkich informacji o kliencie i zastępowanie jej fikcyjną historią i aktywnością. Zazwyczaj skupialiśmy się tylko na usuwaniu pewnych nieupragnionych akcji, ale jeśli klient płacił więcej dostarczaliśmy opcję NOWY CZŁOWIEK, która polegała na stworzeniu wszystkiego od nowa.

Podłączyłem Mateusza Książkiewicza do komputera F. Następnie włączyłem całą aparaturę. Wszystko trwało kilka minut. Cztery kwadryliardy atomów w ciele klienta przez nić DNA, a także dzięki podłączonemu mózgowi zostały zmuszone do konkretnego ułożenia się. Czym dla atomu jest człowiek? Niczym. Jesteśmy tylko abstrakcyjną gigantyczną strukturą. Z punktu widzenia atomu nie ma żadnego znaczenia to częścią jakiej struktury jest.

– Może będzie lepiej jak tego tłuściocha przerobimy na energię – zapytał F., uśmiechnąłem się tylko.

– Nie tym razem…

Mój przyjaciel wstał, żeby wyłączyć maszynę i podać mi telefon klienta lecz zachwiał się i upadł.

– Doktorze wszystko w porządku? – pomogłem mu wstać i spojrzałem na jego nogi – To już?

– Tak, zaczyna się gnicie – chciałem coś dodać, ale cały proces się skończył, a zapięcia się otworzyły. Pierwsze kroki stawiał dobrze zbudowany blondyn około dwudziestoletni. Pierwsze kroki stawiał nowy Mateusz Książkiewicz. Podałem mu nowe ubrania, które wcześniej przygotowaliśmy.

– Gratulacje umarł Pan i narodził się na nowo – dodał doktor F. podając mu telefon. Udało mu się ukryć problemy zdrowotne.

– Nie wiem jak Państwu dziękować – powiedział przyglądając się w lustrze – Czy to znaczy, że mogę już korzystać z Internetu?

– Tak, ma Pan nową historię zapisaną w pamięci Internetu, przeszłość już Pana nie dotknie. Nim jednak opuści Pan to miejsce proszę wejść w aplikację Frankenstein i proszę włączyć opcję Nowy człowiek.

Razem z F. założyliśmy maski i odsunęliśmy się od klienta. Aplikacja odkryła drugie dno, przycisk ten sprawił, że wpatrzony w ekran klient zapomniał grubego Mateusza Książkiewicza i wszystko aż do tej chwili, a każdy kto korzystał z aplikacji w tym samym czasie (czyli wszyscy na tej planecie) również stracił o nim wspomnienia. Wszelka informacja została zastąpiona na tą którą stworzyliśmy tu w laboratorium.

Termin hipnoza został wprowadzony około 1841 roku przez szkockiego lekarza Jamesa Braida. Wykorzystując fakt, że korzystanie z telefonu odbywa się co najmniej szesnaście godzin na dobę manipulowoliśmy pamięcią, obrazami które w określonym momencie pojawiały się i znikały. Hipnoza masowa to była dziedzina F. Jego kamień filozoficzny.

Doktor znowu stracił równowagę, a klient wyszedł bez słowa. Odprowadziłem go wzrokiem.

– Nie martw się, za niedługo wróci tu i wtedy będziesz miał nowe kończyny. Szkoda, że te syntetyczne tak krótko się trzymają.

– Skąd wiesz, że wróci?

– Mój przodek Wiktor Frankenstein popełnił błąd, ba nawet sam Bóg popełnił błąd. Jeśli chcesz żyć wiecznie nie dopuszczaj do stworzenia wolnej woli. Dlatego nie martw się jeszcze tu wróci. Jego DNA ma kilka błędów, zresztą jest na tyle głupi, że kolejne internetowe faux pas to kwestia czasu. A gdy wróci zapłaci za kolejną przemianę. Zapłaci za własną śmierć

i dostarczy Ci nowe zdrowe kończyny…

Koniec

Komentarze

Ponownie jest niezły pomysł, ale ponownie wykonanie kuleje :P Błędy takie same, jak w poprzednich tekstach.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Do zarzutów wymienionych pod Zlecenie na obcych mogę tu jeszcze dodać, że liczebniki zapisujemy słownie, np. nie:

Urodziłem się w 2017 roku

tylko:

Urodziłem się w dwa tysiące siedemnastym roku

 

Pomysł jakiś może i w tym był, ale znów pogrzebało go kompletnie wykonanie. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Podzielam opinię wcześniej komentujących i apeluję: LilyDragonfly, czytaj swoje dzieła, nim je opublikujesz!

 

A na środ­ku stał stół z za­pię­ciam… – Literówka.

 

– Bo wie Pan, zro­bi­łem takie ba­da­nia… – – Bo wie pan, zro­bi­łem takie ba­da­nia

Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się wielokrotnie.

 

cią­głe kon­tak­ty z Me­fi­sto­fe­le­sem– wy­ja­śni­łem. – Brak spacji przed półpauzą.

 

– Moja apli­ka­cja kara mnie za każ­dym razem gdy o tym po­my­śle.– Moja apli­ka­cja karze mnie za każ­dym razem, gdy o tym po­my­ślę.

 

-Moż­na to wy­łą­czyć? – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

po­wie­dział przy­glą­da­jąc się w lu­strze… – Literówka.

 

Wszel­ka in­for­ma­cja zo­sta­ła za­stą­pio­na na tą którą stwo­rzy­li­śmy tu w la­bo­ra­to­rium. – Wszel­ka in­for­ma­cja zo­sta­ła za­stą­pio­na tą, którą stwo­rzy­li­śmy tu, w la­bo­ra­to­rium.

 

ma­ni­pu­lo­wo­li­śmy pa­mię­cią, ob­ra­za­mi… – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niestety wykonanie słabiutkie – niepotrzebne entery, kulawe zdania, interpunkcja leży i kwiczy. Ale… przeczytałem, bo zaciekawił mnie pomysł. Jakkolwiek wydawał się interesujący, to wydaje się niespójny i przez tag “inne” nie wiadomo, jak go potraktować… raczej z pola fantasy albo horroru (choć niestraszny), ale nie s-f, bo nie ma dowodów na to, że DNA czy RNA poza wyglądem człowieka, temperamentem i innymi takimi, determinuje to, kim jesteśmy – w sensie osobowości. No i właśnie ta niejasność, brak wyjaśnień motywacji/przyczyn – dlaczego wszyscy muszą stosować apkę i być połączonymi, czyni pomysł wątpliwym. Dlatego nie przekonał mnie – nazbyt mgliście, a nawet zdawkowo przedstawiony, a dodatkowo słabo przekazany. Nie sądzę, aby jakieśtam kopiowanie czy transfery osobowości albo duszy były kiedykolwiek możliwe, ale to tylko moja opinia.

 

To samo, co poprzednio – interesujący pomysł pogrzebany wykonaniem.

Mam wątpliwości co do działań, które przypisujesz DNA. To tylko kod, przepis na tworzenie białek. Raczej trudno by mu było poprzestawiać atomy i pozmieniać liczne, już zbudowane, komórki. Zabić je, coś w nich zepsuć, skłonić do ciągłych podziałów – OK, nie ma sprawy. Ale przebudować?

Jedna z nich wypełniona była żelem

i pływała w nim nić DNA.

Tak to zabrzmiało, jakby nić DNA była widoczna. BTW, jeden ze zbędnych enterów.

Babska logika rządzi!

Gadanie do ściany mnie nie urządza, a z tego co widzę, wskazanych błędów również nie chce Ci się, Autorko, poprawiać, zatem ograniczę się do kilku lakonicznych słów.

Pomysł nienowy, ale pojemny – można na tej niwie napisać ciekawe opowiadanie SF. Tylko musiałabyś dopracować merytorykę tekstu oraz, oczywiście, warsztat. Boś niechlujna.

 

Tyle ode mnie.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Nie czytało się dobrze :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka