- Opowiadanie: RiviN - Sen

Sen

Napisałem tego szorta w styczniu, jednak zwlekałem z jego udostępnieniem. Miłej lektury :) 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Użytkownicy II, regulatorzy, joseheim, MrBrightside

Oceny

Sen

Koła nocnego pociągu wystukiwały wciąż ten sam rytm, tocząc się po szynach z zawrotną prędkością. Ukołysany tą muzyką sennie opierałem głowę o zimną szybę, o którą dudniły krople deszczu. Burza. Zawsze lubiłem się w nią wsłuchiwać, jej dźwięk za każdym razem zabierał mnie w objęcia Morfeusza szybciej niż jakakolwiek kołysanka. Tym razem było podobnie.

Szedłem beztrosko po brukowanej drodze, do moich uszu dochodziła muzyka, lecąca gdzieś z przestworzy. Powolnym krokiem zbliżałem się do słonecznej plaży. Położyłem się na leżaku i pozwoliłem, aby grzało mnie wakacyjne słońce. Zero problemów. Wyciągnąłem prawą rękę i od razu znalazła się w niej zimna lemoniada, szklanka momentalnie pokryła się kroplami. Już dawno temu opanowałem świadome śnienie. Dopracowałem je do perfekcji.

W jednej chwili przeniosłem się do Londynu, siedziałem w kawiarni i wolno sączyłem czarny, aromatyczny napój. Patrzyłem przez szybę na wiecznie zatłoczoną ulicę. Odbijałem się w szkle niczym w lustrze. Swobodnie opadająca na czoło brązowa grzywka, okrągłe okulary i lodowoniebieskie oczy. Niczym nie wyróżniający się chłopak w tłumie ludzi. Podeszła do mnie całkiem ładna, blondwłosa kelnerka.

– W czymś mogę pomóc? – zapytała z przyklejonym uśmiechem.

– Nie, dziękuje.

Kelnerka z ładną buzią zniknęła i w mgnieniu oka zastąpił ją łysy, wysoki i chudy mężczyzna, z twarzą pokrytą kilkudniowym zarostem. Jego czarne jak węgiel oczy zdawały się przenikać mnie na wskroś.

– A może jednak? – Jego głos brzmiał niczym syk węża, wypełniał cały mój sen, dobiegał z każdej możliwej strony.

Co się dzieje? Czułem, że traciłem kontrolę nad otaczającym światem. Wypadłem szybko z kawiarni, gdyż próba teleportacji się nie powiodła. Na dworze panuje zamęt, ostre krople deszczu powoli zmieniają się w grad, obok mnie przelatuje czerwona parasolka. Wiatr wzmaga się coraz bardziej, biegnę pod prąd. Krople na moich okularach ograniczają widoczność. Przeskakuję nad ławką i dalej prę naprzód. Oczy wszystkich przechodniów są zwrócone na mnie. Przerażony zaczynam biec, czuję obecność tajemniczego widma za sobą. Wybiegłem na drogę między dwoma wieżowcami i zobaczyłem pędzącą w moją stronę ścianę wody, wysoką na pół kilometra, jej szczyt rozlewa się nad drapaczami chmur. Znalazłem się miedzy młotem a kowadłem. Poczułem wibrację na lewym nadgarstku.

Znów siedziałem w przedziale pociągu, budzik w moim zegarku drżał, wskazywał dwudziestą trzecią trzydzieści, zaraz moja stacja. Koszmar wciąż mieszał się z rzeczywistością. Burza za oknem rozszalała się na dobre, zewsząd dobiegały odgłosy grzmotów. Lekko dygotałem na całym ciele, siedząca przede mną staruszka spytała się czy wszystko w porządku.

– Tak, tak – odpowiedziałem, jakby zbyt szybko. – To tylko z zimna.

Dalej nie rozumiałem sytuacji ze snu, przecież już opanowałem świadome śnienie. To pewnie wina pogody, zmiany ciśnienia, pocieszałem się w duchu. Jednak coś było nie tak. Nie należy ignorować takich znaków, być może  to jakiś drogowskaz, przestroga?

Wysiadłem na Dworcu Zachodnim w Warszawie. Krople deszczu smagały twarz. Przenikający wiatr kpił z kurtki i powodował gęsią skórkę na całym ciele. Co chwilę przecierałem okulary skrajem bluzy, niestety z marnym efektem. Ktoś powinien w końcu wynaleźć automatyczne wycieraczki do okularów, myślałem.  

Wszedłem do Zachodniego Parku. Jesienne liście nie tworzyły złotego dywanu. Mieszały się z błotem i przyklejały do przemoczonych butów. W zasięgu wzroku nie było żadnej żywej duszy. Ciszę co jakiś czas przerywało jedynie odległe grzmienie. Powoli zbliżałem się do ulicy, kiedy ciemność rozdarła błyskawica. Przed sobą zobaczyłem cień wysokiego mężczyzny. Drżącymi rękoma szybko wyjąłem telefon z kieszeni i po chwili włączyłem latarkę. Nikogo nie było. Pusto. Co się ze mną dzieje? Szedłem dalej, ignorując kłębiący się w brzuchu strach.

Światło ulicznej lampy dawało poczucie nikłego bezpieczeństwa. Obejrzałem się przez ramię czując na plecach czyjś wzrok. Bezpański kundel spoglądał na mnie smutnymi oczami. Nie lubię zwierząt, pomyślałem, odwracając się i przyspieszając kroku. Pocieszałem się obrazem ciepłego łóżka i zielonej herbaty, którą zaparzę zaraz po wejściu do mieszkania.

Znalazłem się na Rokosowskiej, przeszedłem skrzyżowanie na pasach. Zwróciłem tęskny wzrok w kierunku przystanku autobusowego, spojrzałem na zegarek, dwudziesta trzecia czterdzieści dziewięć. Ostatni bus odjechał dziesięć minut temu. Podążałem dalej w kierunku mojej skromnej kawalerki w wieżowcu. Do pokonania miałem jeszcze trzy kilometry.

– Ehh – westchnąłem głośno, przerywając ciszę.

Byłem przemoczony do suchej nitki. Wdepnąłem w kałużę. W tafli wody tuż za mną stał łysy mężczyzna. Obróciłem się gwałtownie. Pusto. Tylko mi się przywidziało. Chyba. Spokojnie, Filip, policz do dziesięciu, myśl o czymś przyjemnym. Serce biło jak opętane.

Skręciłem w Białobrzeską, ponad blokami widziałem już okno swojego pokoju. W środku paliło się światło. Kto to może być? Maja wróciła tak wcześnie? Pośród ciszy dało się słyszeć jedynie mój przyspieszony oddech. Szybki marsz powoli zamieniał się w bieg, myślałem cały czas o pociągowym koszmarze. Kim był ten łysy facet? We śnie widziałem go pierwszy raz, choć jego twarz wydawała się znajoma, jakbym pamiętał ją przez mgłę. Mroczne myśli przerwało miauczenie siedzącego na śmietniku wychudzonego, bezpańskiego kota. Spoglądał na mnie świecącymi się oczami. Przystanąłem na chwilę. Było w nim coś dziwnego, nienaturalnego. Wyglądał, jakby był pogrążony w transie, nie reagował na otoczenie. Podszedłem wolno do dachowca. Ani drgnął. W miarę jak się zbliżałem, zauważyłem, że jego wzrok nie jest skierowany w moją stronę. On patrzał za mnie. Poczułem knebel na ustach, ktoś podciął mi nogi i pchnął brutalnie w małą uliczkę. Spróbowałem wstać i zacząłem biec przed siebie, słysząc za sobą kpiący, mrożący krew w żyłach śmiech. Ślepy zaułek.

Wyjąłem sobie szmatę z ust i powoli obróciłem się za siebie. Mężczyzna z koszmaru blokował jedyną drogę ucieczki, przewyższał mnie co najmniej o głowę. Jego czarne jak smoła oczy przewiercały się przez moją czaszkę. Odezwał się, ukazując śnieżnobiałe zęby.

– W końcu cię odnalazłem… – syknął niczym wąż.

Jego głos rozlegał się w mojej głowie, zagłuszał wszystkie myśli. Serce waliło jakby miało zaraz wyrwać się z klatki piersiowej.

– Ki… kim jesteś? – Mój głos się załamywał.

Nieznajomy uśmiechnął się upiornie.

– Strachem, śmiercią, zmianą… Twoim nienarodzonym bratem… – Ostatnie zdanie huczało w mojej głowie, odbijało się echem.

– Czego ty ode mnie chcesz? – Cofałem się i dotknąłem plecami muru.

– Życia.

Upiór powoli szedł w moją stronę nienaturalnym krokiem, jego stawy wyginały się pod dziwnymi kątami.

– Jedynie twojego nędznego życia.

Czułem tylko strach. Nie mogłem oderwać nóg od podłoża. Dzieliło mnie parę kroków od demona, kiedy zaatakował. W jednej chwili poczułem czyjąś obecność w moim ciele. Nagły ból głowy zwalił mnie z nóg, leżałem na mokrym betonie, czując jak powoli tracę kontrolę nad swoim ciałem. Próbowałem wstać, ale udało mi się tylko drgnąć prawą ręką. Wspomnienia sprzed lat przelatywały przed oczami i po chwili niknęły w szarości, pozostawiając za sobą dziurę.

– Maja… – wyszeptałem.

Przestawałem być sobą, duch wypierał mnie z ciała. Słabłem. Krople deszczu spadały  na okulary. Po paru sekundach przestałem czuć cokolwiek. Ciemność.

 

***

Trzydzieści osiem minut po północy z zaułka przy ulicy Białobrzeskiej wyszedł młody mężczyzna. Miał na imię Filip, nosił czarne dżinsy i granatową kurtkę. Przemoczone, brązowe włosy spadały sklejone na czoło. Na jego nosie widniały okrągłe okulary za którymi można było dostrzec duże oczy, zapatrzone jakby w dal. Czarne oczy.

 

 

Koniec

Komentarze

Tak się przypadkowo złożyło, że przeczytałem prawie pod rząd teksty dwóch piętnastolatków, nie sposób więc ich nie porównać. Twój charakteryzuje się znacznie większą dojrzałością. Nie powiedziałbym, że napisała go tak młoda osoba. Oczywiście są rzeczy do poprawienia, ale to nasza dama, Regulatorka, sprawnie ci wyłuska. Ja najczęściej pisze ogólne wrażenie. Nie powiem, jestem miło zaskoczony, całkiem dobry tekst, przekonywujący w swym lekkim pędzie i nieładzie. Bohaterowie wyraziści, historia choć podobna wielu, podobała mi się.

Pozdrawiam.

Zgadzam się tutaj z Darconem. Piszesz dojrzalej na swój wiek, masz też zawsze pomysł na tekst. Widać też, że planujesz, co chciałbyś zawrzeć. Tak trzymaj :)

 

Liczebniki piszemy słownie. Także godziny.

Darcon, cieszę się, że tekst się podobał :D Deidriu, dziękuję za lekturę i poprawkę, zastanawiałem się nad tymi godzinami, ale nie byłem pewien. Już pozmieniałem ;)

Zawsze lubiłem się w nią wsłuchiwać, jej dźwięk zawsze zabierał mnie

Niezbyt zgrabne powtórzenie. Może lepiej: jej dźwięk za każdym razem zabierał…

 

Oczy wszystkich przechodniów są zwrócone na mnie. Czarne oczy. Przerażony zrywam się do przodu, czuję obecność tajemniczego widma za sobą.

Znowu ryzykowne powtórzenie. Z kontekstu wynika, że czarne oczy odnosi się do oczu przechodniów. Ale oczy widma też były czarne. Więc o kogo chodzi? ;)

 

opanowałem kontrolowanie

Opanować i kontrolować to synonimy, może lepiej “opanowałem świadome śnienie” lub “osiągnąłem kontrolę nad śnieniem”?

 

W zasięgu wzroku żadnej żywej duszy.

Brakuje orzeczenia; ten fragment wybija z rytmu.

 

Drżącymi rękoma szybko wyjąłem telefon z kieszeni i po chwili włączyłem latarkę. Nikogo nie było. Pusto. Co się ze mną dzieje? Idę dalej, ignorując kłębiący się w brzuchu strach.

Narracja tekstu utrzymana jest w czasie przeszłym, więc nie powinieneś zmieniać go tak nonszalancko. O ile “co się ze mną dzieje” by przeszło jako myśl bohatera, tak nie rozumiem, dlaczego użyłeś “idę” zamiast “szedłem”.

 

– Ehh – wzdychnąłem głośno, przerywając ciszę.

To można spokojnie zapisać z pominięciem dialogu, wszak wypowiedź bohatera zbyt wiele treści nie wnosi. :D

 

Serce biło jak metronom.

Metronom nie porusza się zbyt szybko, więc IMO słaba metafora walącego serca.

 

Poczułem knebel na moich ustach

Zbędny zaimek – no bo czyje inne to mogłyby być usta?

 

Dzieliło mnie parę kroków od demona, kiedy nagle zaatakował. W jednej chwili poczułem czyjąś obecność w moim ciele. Nagły ból głowy zwalił mnie z nóg,

Wspomnienia z przed lat przelatywały mi przed oczami

– Maja… – wyszeptałem.

Przestawałem być sobą, wypierał mnie z mojego ciała.

Przesadziłeś z podmiotem domyślnym. Z takiej konstrukcji wynika, że Maja to mężczyzna i wypiera bohatera z ciała. Może: duch wypierał mnie…

 

Tzrydzieści

 

 

Całość nie jest zaskakująca w żadnym stopniu, ale opowieść, którą snujesz, przyprawia o delikatny dreszczyk, a chyba o to najbardziej chodziło i to się udało. Jak na piętnaście lat, to powiedziałbym, że jest nawet więcej niż dobrze. Z czasem nauczysz się wywoływać u czytelnika konkretne emocje, nie popadając przy tym w fabularny banał. Podobało mi się.

Pozdrawiam!

Nie przepadam za opowieściami traktującymi o snach, ale tutaj udało Ci się całkiem zgrabnie połączyć sen z jawą i dość wiarygodnie oddać odczucia bohatera i mroczny klimat. Choć w tekście jest sporo usterek, Sen przeczytałam z niejakim zaciekawieniem i w miarę bezboleśnie.

RiviNie, masz przed sobą sporo pracy, ale ufam, że Twoje przyszłe opowiadania będą coraz lepsze. ;)

 

Wy­cią­gną­łem prawą rękę i od razu zna­la­zła się w niej zimna le­mo­nia­da, para po­wo­li uno­si­ła się ze szklan­ki. – Szklanka mogła pokryć się kroplami, ale jakim cudem mógł parować zimny napój?

 

okrą­głe oku­la­ry i lo­do­wo nie­bie­skie oczy. – Raczej: …okrą­głe oku­la­ry i lo­do­wonie­bie­skie oczy.

 

Ni­czym nie wy­róż­nia­ją­cy się chło­pak w ster­cie ludzi.Ni­czym nie wy­róż­nia­ją­cy się chło­pak w gromadzie/ tłumie/ zbiorowisku/ grupie ludzi.

Za SJP: sterta 1. «wiele przedmiotów leżących bezładnie jeden na drugim» 2. «stos ułożony ze snopów zboża lub słomy»

 

W czymś mogę pomóc? – za­py­ta­ła z przy­kle­jo­nym na twa­rzy uśmie­chem. – Raczej: Czy może coś podać? – za­py­ta­ła z przy­kle­jo­nym uśmie­chem.

Kelnerki raczej nie niosą pomocy, one podają dania i napoje. Wszak uśmiech pojawia się tylko na twarzy.

 

Ładna buzia znik­nę­ła w mgnie­niu oka i za­stą­pi­ła ją łysa głowa, czar­ne oczy i pa­ro­dnio­wy za­rost wiel­kie­go, chu­de­go męż­czy­zny. – Czy parodniowy zarost wielkiego i chudego mężczyzny różni się od zarostu niewysokich grubasków?

Jeśli mężczyzna był chudy, to nie był wielki, a raczej wysoki.

Proponuję: Kelnerka z ładną buzią znik­nę­ła i w mgnie­niu oka za­stą­pi­ł ją łysy, czar­nooki, wysoki i chudy mężczyzna, z twarzą pokrytą pa­ro­dnio­wym za­rostem.

 

jego głos brzmiał ni­czym syk węża, wy­peł­niał cały mój sen, do­bie­gał z każ­dej moż­li­wej stro­ny. Co się dzie­je? Czuję, że tracę kon­tro­lę nad ota­cza­ją­cym świa­tem. – Dlaczego nagle zmieniasz czas z przeszłego na teraźniejszy?

 

Prze­ska­ku­ję nad ławką i dalej brnę na­przód. – Raczej: Prze­ska­ku­ję nad ławką i dalej prę na­przód.

Za SJP: brnąć 1. «posuwać się z trudem po terenie zalanym wodą, grząskim, piaszczystym» 2. «posuwając się z trudem, wchodzić w coś coraz głębiej»

 

Prze­ra­żo­ny zry­wam się do przo­du… – Zdaje mi się, że bohater cały czas porusza się do przodu/ przed siebie.

 

Kro­ple desz­czu sma­ga­ły moją twarz. Prze­ni­ka­ją­cy wiatr kpił z mojej kurt­ki… – Zbędne zaimki. Wiemy, że bohater mówi o sobie. Często nadużywasz zaimków.

Wystarczy: Kro­ple desz­czu sma­ga­ły twarz. Wiatr przenikał kurt­kę

 

Przede mną zo­ba­czy­łem cień wy­so­kie­go męż­czy­zny.Przed sobą zo­ba­czy­łem cień wy­so­kie­go męż­czy­zny.

 

Wy­sze­dłem na Ro­ko­sow­skiej, prze­sze­dłem na pa­sach po skrzy­żo­wa­niu. – Powtórzenie.

Co to znaczy, że pasy były po skrzyżowaniu?

Może: Znalazłem się na Ro­ko­sow­skiej, prze­sze­dłem skrzyżowanie na pa­sach.

 

– Ehh – wzdych­ną­łem gło­śno, prze­ry­wa­jąc ciszę. – Ehh – westchnąłem gło­śno, prze­ry­wa­jąc ciszę.

 

We śnie wi­dzia­łem go pierw­szy raz, choć jego twarz wy­da­je się zna­jo­ma… – …choć jego twarz wy­da­ła się zna­jo­ma

Znów mieszasz czasy!

 

Po­czu­łem kne­bel na moich ustach… – Po­czu­łem kne­bel w ustach…

Za SJP: knebel  1. «zwitek szmat wepchnięty przemocą komuś do ust w celu uniemożliwienia mu wydobycia głosu»

 

prze­wyż­szał mnie co­najm­niej o głowę. – …prze­wyż­szał mnie co ­najm­niej o głowę.

 

– Ki… kim je­steś? – mój głos się za­ła­my­wał.– Ki… kim je­steś? – Mój głos się za­ła­my­wał.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Może przyda się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

Co­fa­łem się do tyłu i do­tkną­łem ple­ca­mi muru. – Masło maślane. Czy można cofać się do przodu?

Wystarczy: Co­fa­łem się i do­tkną­łem ple­ca­mi muru.

 

Pró­bo­wa­łem wstać, jed­nak udało mi się je­dy­nie drgnąć prawą ręką. – Nie wydaje mi się, aby można było drgać ręką.

Proponuję: Pró­bo­wa­łem wstać, jed­nak drgnęła tylko prawa ręka.

 

Wspo­mnie­nia z przed lat prze­la­ty­wa­ły mi przed ocza­mi… – Wspo­mnie­nia sprzed lat prze­la­ty­wa­ły mi przed ocza­mi

 

Prze­sta­wa­łem być sobą, wy­pie­rał mniemo­je­go ciała. Sła­błem. Kro­ple desz­czu spa­da­ły mi na oku­la­ry. – Nadmiar zaimków.

 

Miał na imię Filip, nosił czar­ne je­an­sy… – Miał na imię Filip, nosił czar­ne dżin­sy

Używamy pisowni spolszczonej.

 

Na jego nosie wid­nia­ły okrą­głe oku­la­ry zza któ­rych można było do­strzec… – Na jego nosie wid­nia­ły okrą­głe oku­la­ry, za którymi można było do­strzec

Zza cudzych okularów nic się nie dostrzeże.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

MrBrightside, dzięki za poprawki i zachętę do alszego pisania. Reg, gdybyś była moją nauczycielką języka polskiego, chyba przyszedłbym do szkoły w sierpniu :D Tyle błędów…

Reg, gdybyś była moją nauczycielką języka polskiego, chyba przyszedłbym do szkoły w sierpniu :D

RiviNie, to jeden z najmilszych komplementów, jakie miałam przyjemność usłyszeć. Dziękuję! Gdybym była nauczycielką i miała takich uczniów jak Ty, pewnie też tęskniłabym do spotkania z nimi. ;D

 

 

Jeśli w czasie wakacji uda Ci się w choć trochę popracować nad umiejętnościami, będzie świetnie. Pisz i rozwijaj się. I dużo, naprawdę dużo czytaj.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo ciekawie przedstawiona, nawet jeśli z lekka ograna w treści opowieść. Udało ci się wytworzyć u mnie lekki dreszczyk, kiedy dochodzi do ostatniej rozmowy z nieznajomym :)

Technicznie nic nie przeszkadzało mi w czytaniu.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dobrze się czytało. Może nie jest jakoś bardzo oryginalnie i zaskakująco, ale  prowadzisz bardzo ciekawą narrację :)

Tym razem tekst mnie nie przekonał, ale to nie musi nic znaczyć, bo nie przepadam za horrorami.

Napisane całkiem dobrze, ale przydałby się jakiś mniej ograny pomysł.

Babska logika rządzi!

Oparcie opowieści na śnie i dobre opisanie tego nie jest łatwe. Muszę przyznać, że wyszło Ci to całkiem całkiem i naturalnie. A i klimacik poczułam, bo dreszczyk drobny gdzieś tam po kręgosłupie przeleciał. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dzięki za lekturę i komentarze ^^

Ładne, trzyma w napięciu, buduje atmosferę. Na końcu trochę się rozjeżdża, ale siła dialogu podtrzymuje poziom.

“między młotem, a kowadłem” ← nie powinno tam być przecinka

Próbowałem wstać, jednak drgnęła prawą ręką ← coś nie tak z tym zdaniem ;)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

“Burza. Zawsze lubiłem się w nią wsłuchiwać, jej dźwięk za każdym razem zabierał mnie w objęcia Morfeusza…” – Jakoś zgrzyta mi “dźwięk burzy”. Może raczej odgłosy?

 

“Szedłem powoli po brukowanej drodze, do moich uszu dochodziła muzyka, lecąca gdzieś z przestworzy. Powolnym krokiem zbliżałem się do słonecznej plaży.

 

“Wyciągnąłem prawą rękę i od razu znalazła się w niej zimna lemoniada, szklanka od razu pokryła się kroplami.”

 

“– A może jednak? – jJego głos brzmiał niczym syk węża…”

 

“Co się dzieje? Czułem, że traciłem kontrolę nad otaczającym światem. Wypadam szybko z kawiarni, gdyż próba teleportacji się nie powiodła.”

Skąd nagła zmiana czasu z przeszłego na teraźniejszy?

 

“Wybiegam między dwoma wieżowcami…” – Jak się wybiega między wieżowcami? Niefortunnie dobrany czasownik.

 

“Obejrzałem się przez ramię czując na plecach czyiś wzrok.” – Literówka: czyjś.

 

“Spokojnie[+,] Filip, policz do dziesięciu…”

 

“– Czego ty ode mnie chcesz? – Cofałem [+się] i dotknąłem plecami muru.”

 

“…jego stawy wyginały się pod dziwnym kątem.” – Raczej: kątami.

 

 

Całkiem nieźle, dobrze mi się czytało. Pomysł może nie zaskakuje, ale udało Ci się stworzyć pewien klimat. Pisz dalej ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki za znalezienie błędów ;) Już poprawione.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Jak na młody wiek naprawdę fajnie napisane. Czytało się gładko i przyjemnie, choć miejscami zdarzały się wpadki (mi w głowie najbardziej utkwiło, że kot “patrzał”). Są nawet zalążki klimatu i napięcia.

Natomiast fabuła – no taka dobra na wprawkę. Nie jest to nic oryginalnego albo porywającego, ale mniej więcej ma ręce i nogi. Ciekawa jestem, czy dalej piszesz i w jakim ewentualnie kierunku się rozwinąłeś :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Nowa Fantastyka