- Opowiadanie: Arainne - Tunel Pana

Tunel Pana

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Tunel Pana

Wszyst­ko od­by­ło się w kom­plet­nej ciszy. Nikt z obec­nych nie ode­zwał  się nawet jed­nym półsłów­kiem. Wie­dzie­li­śmy, co mamy robić i to ro­bi­li­śmy. Nasze je­dy­ne źró­dło świa­tła, mała lampa oliw­na, za­czę­ła po­dej­rza­nie migać. Nikt nie zwró­cił na to uwagi. Wszy­scy spie­szy­li­śmy się jak naj­bar­dziej, chcie­li­śmy opu­ścić to prze­klę­te miej­sce. Dla­te­go gdy świa­tło zga­sło, cał­ko­wi­cie po­grą­ża­jąc nas w ciem­no­ściach, zawładnęła nami pa­ni­ka. 

 By­li­śmy już tak bli­sko końca, zo­sta­ło nam tylko kilka skrzy­nek z dy­na­mi­tem, a przej­ście zo­sta­ło­by otwar­te. Jedni od razu rzu­ci­li się do uciecz­ki, bie­gli pro­sto przed sie­bie, nie krzy­cze­li, nie bła­ga­li, z ich ust aż do sa­me­go końca nie wy­do­był się żaden dźwięk. Tylko od­głos kro­ków od­bi­jał się echem od ścian i świad­czył o ich uciecz­ce. Potem nawet i one uci­chły. Za­stą­pił je okrop­ny dźwięk jakby ktoś gniótł kości. Prze­łkną­łem gło­śno ślinę, ale mil­cza­łem, tak jak inni. Nie mie­li­śmy broni, a nawet gdy­by­śmy mieli, nie uży­li­by­śmy jej. Broń jest gło­śna, a Pan nie lubi ha­ła­su. Dla­te­go sta­li­śmy pełni stra­chu, nie wie­dząc co robić. Jedni wy­bra­li gniew Naj­wyż­sze­go i spo­tka­ła ich kara, inni, tak jak ja, cze­ka­li. Cze­ka­li­śmy i słu­cha­li­śmy. 

 Potem ktoś się po­ru­szył i za­czął pra­co­wać, znowu. Z każdą ko­lej­ną se­kun­dą do­łą­cza­li do niego inni, aż w końcu wszy­scy wró­ci­li­śmy do swo­ich zadań, za­po­mi­na­jąc o tym, co stało się przed kil­ko­ma chwi­la­mi. Nieraz ktoś się po­ty­kał, ude­rzał w ścia­nę, ale nikt się nie od­zy­wał. Ta odro­bi­na pracy, która nam zo­sta­ła, dłu­ży­ła się nie­mi­ło­sier­nie. Bez świa­tła i ponad po­ło­wy pra­cow­ni­ków nic nie szło tak, jak po­win­no. Do­pie­ro po dłu­gich go­dzi­nach spę­dzo­nych w cał­ko­wi­tych ciem­no­ściach skoń­czy­li­śmy. Chcie­li­śmy jak naj­szyb­ciej wró­cić do domu, do ko­cha­ją­cych żon, cze­ka­ją­cych z obia­dem albo ko­la­cją. Nie­ste­ty nie dane nam było wró­cić. Pan, On przy­szedł po nas. Tylko Jego czer­wo­ne oczy prze­bi­ja­ły się przez mrok tu­ne­lu. Nie wiem czy inni czuli to samo, co ja, ale w tam­tej chwi­li spa­ra­li­żo­wał mnie strach. A potem było tylko go­rzej. 

 Naj­pierw po­czu­łem zimno na po­licz­ku, a masa ma­łych od­nó­ży za­czę­ła wspi­nać się po moim ciele, przy oka­zji wy­ry­wa­jąc małe ka­wa­łecz­ki. Moje usta wy­krzy­wi­ły się w okrop­nym gry­ma­sie. Ledwo po­wstrzy­mu­jąc krzyk syk­ną­łem z bólu. Czu­łem krew spły­wa­ją­cą po ciele. Mimo woli za­czą­łem po­grą­żać się w jesz­cze więk­szej ciem­no­ści. Potem coś mocno bły­snę­ło, Pan po­ra­żo­ny świa­tłem krzyk­nął i rzu­cił mną o ścia­nę. Jego ryk po­niósł się po całym tu­ne­lu. Ledwo przy­tom­ny spoj­rza­łem w stro­nę źró­dła świa­tła. Stał tam mały chło­piec, Jack. Mój syn, który miał przyjść do mnie z obia­dem. La­tar­ka w jego dłoni trzę­sła się, a po chwi­li upa­dła. Cisza, która na­sta­ła chwi­lę potem wier­ci­ła dziu­rę w moim umy­śle, a czas jakby się za­trzy­mał. To Naj­wyż­szy pierw­szy za­re­ago­wał. Se­kun­dy znów za­czę­ły pły­nąć z nie­mi­ło­sier­ną szyb­ko­ścią, a Pan rów­nie pręd­ko za­czął się ode mnie od­da­lać. Sły­sza­łem tylko cichy stu­kot ty­sią­ca od­nó­ży o metal, ale w głębi duszy wie­dzia­łem co się zaraz wy­da­rzy. Ze­rwa­łem się na nogi i za­mar­łem. Pan nie lubi sprze­ci­wu, Pan nie lubi ra­to­wa­nia po­sił­ku. Za­czą­łem się mo­dlić, nie na głos, cicho w my­ślach. Bałem się, a gdy usły­sza­łem urwa­ny krzyk i po­czu­łem krew na sobie, od­wró­ci­łem tylko wzrok. W tej chwi­li pra­gną­łem pod­biec do syna i przy­tu­lić jego mar­twe ciało, po­czuć, że żyje, nim cał­ko­wi­cie odda się w ob­ję­cia chło­du. Pra­gną­łem tego, ale moje nogi trzę­sły się ze stra­chu i nie chcia­ły współ­pra­co­wać. Po pro­stu pa­dłem na ko­la­na i pła­ka­łem, bez­gło­śnie, bez łez. Po­czu­łem obrzy­dze­nie do wła­snej osoby ale prze­cież i tak nic nie mo­głem zro­bić. Pan go wy­brał i nikt ani nic nie mogło tego zmie­nić. 

Ko­la­na bo­la­ły mnie od klę­cze­nia, oczy od­ma­wia­ły po­słu­szeń­stwa, a ciało drża­ło z zimna. Głód i pra­gnie­nie po­ma­ga­ły igno­ro­wać ból,  ale ob­ra­zy tam­tych chwil cały czas błą­ka­ły się po moim zmę­czo­nym umy­śle. Po­czu­cie winy z każdą chwi­lą było coraz mniej­sze, łatwo było je za­głu­szyć. Wy­mów­ki, w nich ludz­kość jest praw­dzi­wym mi­strzem. Nie byłem w końcu pe­wien czy to mój syn, mogło to być ja­kie­kol­wiek inne dziec­ko. Mogło sobie na to za­słu­żyć, wszyst­kich spo­ty­ka za­słu­żo­na kara. Było ciem­no, la­tar­ka świe­ci­ła tylko przez krót­ką chwi­lę, mo­głem prze­cież zo­ba­czyć syna w miej­scu in­ne­go pra­cow­ni­ka. Mo­głem sprze­ci­wem wy­wo­łać gniew na całą osadę, na żonę. Już i tak wiele ro­bi­łem, zgło­si­łem się na ochot­ni­ka do nisz­cze­nia przej­ścia, pro­wa­dzi­łem inne wy­pa­dy na po­wierzch­nię. Zro­bi­łem wiele do­bre­go. Ale nawet mimo tych wszyst­kich wy­mó­wek, coś w głębi duszy po­zo­sta­wa­ło, ta nie­pew­ność. Od­gło­sy mla­ska­nia, które to­wa­rzy­szy­ły po­si­la­ją­ce­mu się Panu już dawno umil­kły, a gdy cisza za­czę­ła wy­wier­cać dziu­rę w moim umy­śle, pod­da­łem się. Wsta­łem i po­wol­nym kro­kiem ru­szy­łem w stro­nę domu. 

 Ko­lej­ne mie­sią­ce upły­nę­ły mi na cią­głym umę­cze­niu się, mo­dli­twie o wy­ba­cze­nie i smut­ku, wie­dzia­łem, że tak trzeba. Mo­dli­twa miała mnie roz­grze­szyć, po­zwo­lić za­po­mnieć ale nie po­tra­fi­ła mi pomóc. To co na po­cząt­ku wy­da­wa­ło się łatwe, teraz było ponad moje siły by się uspra­wie­dli­wić. Wszyst­kie wcze­śniej­sze wy­mów­ki oka­za­ły się bez sen­su, a ja tak nie po­tra­fi­łem. Do tego co­dzien­ny płacz żony, cisza w miesz­ka­niu, to wszyst­ko po­tę­go­wa­ło po­czu­cie winy.  Co­dzien­nie cho­dzi­łem do tego tu­ne­lu, gdzie ostat­ni raz wi­dzia­łem mego syna. Prze­ży­wa­łem tamtą scenę na nowo, tylko że za­wsze wy­obra­ża­łem sobie inne za­koń­cze­nie. Za­koń­cze­nie gdzie ra­tu­ję mego syna i ucie­ka­my razem, da­le­ko od po­two­rów. To było me ma­rze­niem, ale nie mogło się speł­nić przez moje tchó­rzo­stwo. Chciał­bym móc szcze­rze przed sobą przy­znać, że gdy­bym cof­nął czas po­stą­pił­bym wła­ści­wie, acz­kol­wiek wiem, że gdy­bym po­now­nie sta­nął przed tam­tym wy­bo­rem zro­bił­bym to samo. Bał­bym się prze­ciw­sta­wić woli Naj­wyż­sze­go, na­ra­zić się na jego gniew. Po pię­ciu mie­sią­cach, moje modły zo­sta­ły wy­słu­cha­ne. Wszyst­ko było tak jak tam­te­go dnia, tylko kurzu było wię­cej. Sta­ną­łem w tym samym miej­scu, w dłoni mocno ści­ska­jąc tamtą la­tar­kę, którą upu­ścił mój syn, tą, którą ścią­gnął na sie­bie zgubę. Pa­dłem na ko­la­na, wzbu­rza­jąc w górę tu­ma­ny kurzu. Nagle la­tar­ka zga­sła, a do mych uszu do­tarł dźwięk ty­sią­ca nóżek ude­rza­ją­cych o metal. Z każdą chwi­lą były coraz bli­żej. Pod­nio­słem głowę, tym razem nie mia­łem za­mia­ru ulec, chcia­łem pa­trzeć mu pro­sto w oczy. W oczy samej śmier­ci. Były ich setki, każde ja­rzą­ce się szkar­ła­tem. Moja od­wa­ga zni­kła wraz z do­ty­kiem chro­po­wa­tych od­nó­ży Naj­wyż­sze­go, wi­do­kiem Jego ślepi, które przy­po­mi­na­ły mi o krwi syna, która nadal za­schnię­ta wid­nia­ła na ścia­nach tu­ne­lu. Strach przy­szedł szyb­ko, a wraz z nim po­czu­cie spo­ko­ju i szczę­ścia. Ciem­ność na­de­szła zaraz potem, bo­la­ło, ale nie krzy­cza­łem. Pan nie lubi ha­ła­su.

 

Koniec

Komentarze

Trochę mi brakuje logiki w tym tekście. Na pewno nie służy mu brak szerszego tła, przez co nie wiadomo kto, po co, dlaczego. Tekst nie jest przez to tajemniczy, tylko niejasny. To spora różnica. Bo tajemniczość daje czytelnikowi poczucie, że tajemnica ma rozwiązanie i warto się nad nim zastanowić. Brak jasności natomiast sygnalizuje, że autor prawdopodobnie sam nie wie, co się za jego historią kryje. I takie wrażenie odniosłam przy lekturze. 

Podejrzewam, ze w tekscie bardziej, niż o samą historię, chodziło o oddanie dramatyzmu sytuacji i emocji bohatera. Dlaczego się nie udało? Ponieważ wszystko jest okropnie sztampowe. Trochę, jak napisane według wzoru. A ponieważ nie dajesz nam w żaden sposób poznać bohatera, więc cały jego dramat spływa po czytelniku, jak po kaczce. Po prostu jest za sucho. Coś, co czytamy po raz setny, o kimś, kto nas zupelnie nie obchodzi.

Trzecia sprawa, to warsztat. Rzucają sie w oczy braki w przecinkach. Nie mam na to niestety uniwersalnej porady. Albo się to czuje, albo tak długo analizuje sie tekst zdanie po zdaniu, że w końcu nabiera się wprawy i przecinki stawia się odruchowo. To mozolna praca, ale bez interpunkcji niestety się nie da. Możesz też po prostu przed każdą publikacjatekstu poprosić, zeby przejrzał go ktoś bardziej biegły :)

W tekście jest sporo małych błędów, które łatwo wyeliminować przy szybkiej korekcie, ale jedno miejsce wypada szczególnie kostropato:

 

Kolana bolały mnie od klęczenia, oczy zamykały ze zmęczenia, a ciało drżało z zimna. Głód i pragnienie nie pozwalały skupić się na bólu,  ale obrazy tamtych chwil cały czas błąkały się po moim zmęczonym umyśle. Poczucie winy z każdą chwilą były coraz mniejsze, łatwo było je zagłuszyć. Wymówki, w nich ludzkość jest prawdziwymi mistrzami. 

 

  1. Brakuje “się” przy zamykających się oczach
  2. Po nadrobieniu tego “się”, będziesz miała trzy “się” w pobliżu, a to już sięjoza. Zdecydowanie można napisac ten fragment w inny sposób, nie wymagajacy użycia zaimka zwrotnego
  3. W krótkim fragmencie masz dwa razy “zmęczenie” – powtórki nigdy nei robią tekstowi dobrze
  4. Poczucie winy były mocniejsze? Podejrzewam, że to przeoczenie po korekcie. Ale dlaczego łatwo było je zagłuszyć, skoro było coraz mocniejsze?
  5. Ludzkość jest prawdziwymi mistrzami – nie widzisz nic niewłaściwego w tym stwierdzeniu? Ludzkość, to wbrew pozorom liczba pojedyńcza, ludzie są mistrzami, ale ludzkość jest mistrzem

 Poprawek trochę jest, ale i jest potencjał. Nie jest najgorzej.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Dziękuję za komentarz Suzuki M. :)

Postaram się trochę poprawić historię by nie była tak sztampowa i spróbuję bardziej przedstawić tamtejszy świat i historię głównego bohatera.

Z interpunkcją zawsze było u mnie słabo, ale cały czas staram się nad tym pracować. Mniejszych błędów, o ile będzie to możliwe, postaram się jak najszybciej pozbyć.

Co do tego fragmentu to tam poczucie winy nie było coraz mocniejsze, ale coraz mniejsze.

Aaaa, pardon, nie wiem, czemu mi się tak przeczytało :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Nie lepiej od razu wstawić całość historii? Jak napisała Suzuki, tekst jest niejasny i wygląda jak urywek większej narracji. W tej formie, nie jestem w stanie kupić tego, co chcesz napisać.

Tylko, że ten tekst to już jest całość. Chodziło mi o to, że będę musiała coś do tego dopisać by lepiej można było się wczuć w historię bohatera, by poznać prawa rządzące tamtym światem. Ale tego jeszcze nie ma, dopiero muszę to tak jakby stworzyć.

Podobało mi się. Ciekawie zarysowałaś psychologię, wchodzenie w służalczą rolę. Widać to zwłaszcza w końcówce, kiedy to nie należy krzyczeć podczas śmierci, bo "pan nie lubi hałasu". Widać, że w głównym bohaterze toczy się poważny konflikt pomiędzy superego – tym, jaki chce być, i id – tym, co wynika z jego cielesności i odruchów, emocji. W tym przypadku góruje to drugie, co ostatecznie skutkuje swego rodzaju samobójstwem, będącym jednocześnie oczyszczeniem, odkupieniem. 

 

Tekst pozostawia trochę do życzenia pod kątem technicznym. Co rzucił mi się w oczy:

 

 

"Jedni od razu rzucili się do ucieczki, biegli prosto przed siebie, nie krzyczeli, nie błagali, z ich ust aż do samego końca nie wydobył się żaden dźwięk. Tylko odgłos kroków odbijał się echem od ścian i świadczył o ich ucieczce."

Na moje, obie "ucieczki" są zbyt blisko.

 

"Nie mieliśmy broni, a nawet gdybyśmy mieli nie użylibyśmy jej."

Przed "nie użylibyśmy", dałbym przecinek.

 

"Dlatego staliśmy pełni strachu nie wiedząc co robić."

Przecinek przed "nie".

 

"Jedni wybrali gniew Najwyższego i spotkała ich kara, inni tak jak ja czekali."

Osobiście z "tak jak ja" uczyniłbym wtrącenie, czyli dałbym przecinek przed "tak" i "czekali".

 

"Bez światła i ponad połowy pracowników nic nie szło tak jak powinno."

Przecinek przed "jak".

 

"Najpierw poczułem zimno na policzku, a masa małych odnóży zaczęła wspinać się po moim ciele przy okazji wyrywając małe jego kawałeczki."

Przecinek przed "przy okazji". Czy "jego" jest tutaj niezbędne?

 

"Czułem krew spływającą po moim ciele."

Tak samo tutaj – czy zdanie nie obędzie się bez "moim"?

 

"W tej chwili pragnąłem podbiec do syna i przytulić jego martwe ciało, poczuć że żyje nim całkowicie odda się w objęcia chłodu."

Przecinek przed "że" i przed "nim".

 

"Ale nawet mimo tych wszystkich wymówek coś w głębi duszy pozostawało, ta niepewność."

Przecinek przed "coś".

 

"Odgłosy mlaskania, który towarzyszyły posilającemu się Panu już dawno umilkły, a gdy cisza zaczęła wywiercać dziurę w moim umyśle poddałem się."

Mlaskania, które. Przecinek przed "poddałem się". 

 

"Kolejne miesiące upłynęły mi na ciągłym umęczeniu się, modlitwie o wybaczenie i smutku, wiedziałem że tak trzeb."

Przecinek przed "że" i zjadłaś "a" w ostatnim wyrazie.

 

"Do tego codzienny płacz żony, cisza w mieszkaniu, to wszystko potęgowało poczucie winy. Codziennie chodziłem do tego tunelu gdzie ostatni raz widziałem mego syna."

Przecinek przed "gdzie".

 

"Przeżywałem tamtą scenę na nowo, tylko, że zawsze wyobrażałem sobie inne zakończenie."

"Tylko że" to bodajże spójnik złożony, i dlatego bez przecinka. 

 

"Wszystko było tak jak tamtego dnia tylko kurzu było więcej."

Przecinek przed "tylko".

 

"Stanąłem w tym samym miejscu w dłoni mocno ściskając tamtą latarkę, którą upuścił mój syn, tą którą ściągnął na siebie zgubę."

Przecinek przed "w dłoni" oraz przed "którą". Osobiście zamiast "tą" dałbym "tę".

 

"Podniosłem głowę, tym razem nie miałem zamiaru ulec, chciałem patrzeć mu prosto w oczy. W oczy samej śmierci. Były ich setki, każde jarzące się szkarłatem. Moja odwaga znikła wraz z dotykiem chropowatych odnóży Najwyższego, widokiem Jego oczu, które przypominały mi o krwi syna, która nadal zaschnięta widniała na ścianach tunelu."

Czy wszystkie troje "oczu" są tutaj celowo?

 

 

Tekst oceniam na 3/6, ponieważ strona techniczna mogłaby być lepsza (tak byłoby 4). Zachęcam do dalszego pisania, dostrzegam w Twojej twórczości spory potencjał. :) 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Właściwie mogę się podpisać pod komentarzem Suzuki. Przydałoby się wiedzieć więcej – co oni kombinują najpierw przy lampce, a potem po ciemku. Bierna uległość bohaterów wobec tego Onego, który ich zżera, wydaje mi się nie do zaakceptowania. Dlaczego chociażby nie wrzeszczą, nie obwieszą się dzwoneczkami, żeby zrobić mu na złość? Dlaczego czczą bydlaka zamiast wydłubać liczne oczęta?

Lampka oliwna i skrzynki z dynamitem wydają mi się dość ryzykownym zestawieniem.

Nikt z obecnych nie odezwał  się nawet jednym pół słówkiem.

Ja bym napisała “półsłówkiem”. Ale może to od gry…

Babska logika rządzi!

Przykro mi, Arianne, ale nie udało mi się zorientować, co miałaś nadzieję opowiedzieć.

 

po­grą­ża­jąc nas w ciem­no­ściach, ogar­nę­ła nas pa­ni­ka. – Czy oba zaimki są konieczne?

 

co stało sie przed kil­ko­ma chwi­la­mi. – Literówka.

 

Nie raz ktoś się po­ty­kał… – Nieraz ktoś się po­ty­kał

 

wspi­nać się po moim ciele przy oka­zji wy­ry­wa­jąc małe jego ka­wa­łecz­ki. Moje usta wy­krzy­wi­ły się w okrop­nym gry­ma­sie. Ledwo po­wstrzy­mu­jąc krzyk syk­ną­łem z bólu. Czu­łem krew spły­wa­ją­cą po moim ciele. – Nadmiar zaimków.

 

Mogło sobie na to za­słu­żyć, wszyst­kich spo­ty­ka za­słu­żo­na kara. – Czy to celowe powtórzenie? 

 

Wszyst­kie wcze­śniej­sze wy­mów­ki oka­za­ły się bez­sen­su… – Wszyst­kie wcze­śniej­sze wy­mów­ki oka­za­ły się bez ­sen­su

 

Za­koń­cze­nie gdzie ra­tu­je mego syna… – Literówka.

 

To było moim ma­rze­niem, ale nie mogło się speł­nić przez moje tchó­rzo­stwo. – Czy oba zaimki są niezbędne?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Także podpisuję się pod komentarzem Suzuki. Generalnie uczucie zagubienia nie opuściło mnie do końca. Brakowało wyjaśnienia sytuacji, brakowało większego kontekstu. Ale potencjał definitywnie jest, bo sam jestem ciekaw, kim jest ów Pan ;)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Ciesze się, że się podobało Arhiz :) i dziękuję za wyłapanie błędów zaraz postaram się je poprawić.

Finkla, tu właśnie jak wcześniej napisał Arhiz, chodziło mi o pokazaniu ich uległości. Nie zawsze ludzie zdają sobie sprawę, że w ilości siła i razem mogliby pokonać Pana. Oni zwyczajnie się boją i starają się go nie zezłościć by nie cierpieć bardziej. Pan jest dla nich jakby Bogiem, którego czczą, a kto myśli by sprzeciwić się Bogu? Jemu po prostu należy się podporządkować.

Dziękuję za komentarz Regulatorzy, mam nadzieję, że jak poprawie będzie bardziej zrozumiałe :)

NoWhereMan już mam pomysł jak bardziej rozpisać tą historię, by mniej się w niej gubić i bardziej poznać bohaterów, świat, więc mam nadzieję, że wtedy zaspokoją Twoją ciekawość kim jest ów Pan :)

 

No to uległość pokazałaś. I to tak wielką, że jej nie ogarniam. ;-) “Oj, nie mogę podskakiwać, bo zemści się na żonie i dzieciach” – cóż, brzmi jak Gestapo albo inne NKWD. Ale jednak ludzie podskakiwali. Nie tylko kawalerowie. I przeciwko bogom się buntowali heretycy, bluźniercy. No, co w tym Twoim łajdaku jest takiego, że wszyscy kładą uszy po sobie? Albo co jest w tych ludziach?

Babska logika rządzi!

Wiele zależy od tego, jak blisko znajduje się oprawca-autorytet. Co innego buntować się przeciw bogom będącym wysoko w niebie, lub Gestapo, które może przyjść, ale niekoniecznie siedzie za ścianą, a co innego stanąć naprzeciw kiedy oprawca dyszy tuż nad nami.

Pokazał to między innymi eksperyment z torturowaniem więźnia (aktora). Badani byli przekonani, że na prawdę torturują człowieka i okazywali pełną uległość, ponieważ tuż obok stał autorytet – pan stylizowany na profesora.  

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Za mało, autorko, rzucasz czytelnikowi elementów, których może się uchwycić, by potem poskładać w spójną całość. Zobaczyłem dramat osoby walczącej z nałogiem, z chorobą psychiczną albo być może dosłownie z jakimś bóstwem. Nie wyniosłem jednak z tekstu, która interpretacja jest słuszna. Emocje zostały oddane całkiem fajnie, w tym wariacja syndromu sztokholmskiego z samej końcówki, jednak co mi po tym, jeśli historia nie jest obudowana w żaden sposób; nie pozwala mi się przejąć losem bohaterów. Sprawia to niestety, że wszelkie emocje blakną.

Pozdrawiam!

Za dużo niejasności w tym tekście Autorko. Barwnie opisujesz ból, cierpienie, strach, posłuszeństwo. Tylko pytam się czyją? O kim to jest, o czym? I przede wszystkim czemu ma służyć? Oczekujesz od czytelnika refleksji? Zrozumienia? Współczucia? Zupełnie nie wiem.

Głęboko, ciemno, dużo nas, strach, syn, cierpienie, tysiące nóżek, ból i mnie nie ma. W przenośni i dosłownie.

Pozdrawiam.

Wszystko odbyło się w kompletnej ciszy. Nikt z obecnych nie odezwał  się nawet jednym półsłówkiem. Wiedzieliśmy, co mamy robić i to robiliśmy. Nasze jedyne źródło światła, mała lampa oliwna, zaczęła podejrzanie migać. Nikt nie zwrócił na to uwagi. Wszyscy spieszyliśmy się jak najbardziej, chcieliśmy opuścić to przeklęte miejsce. Dlatego gdy światło zgasło, całkowicie pogrążając nas w ciemnościach, zawładnęła nami panika.  ← trochę powtórzeń i podwójna spacja w podkreślonym miejscu

 

 Potem ktoś się poruszył i zaczął pracować, znowu. ← i zaczął znowu pracować?

 

Bloki tekstu i lekki chaos w narracji i fabule nie pomagały w lekturze, ale spodobał mi się klimat. Tkwi w nim potencjał, gdyby trochę podszlifować i rozwinąć tę historię, widziałabym tutaj dobry horror psychologiczny :)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Nowa Fantastyka