- Opowiadanie: teofil - Dyrektor generalny

Dyrektor generalny

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

Finkla, Użytkownicy IV, FoloinStephanus

Oceny

Dyrektor generalny

Kobieta stała przyparta do ściany, lecz bez trwogi wpatrywała się w napastników, którzy wyciągali maczugi, pałki i buławy w jej stronę. Tłum przekrzykiwał się nawzajem.

Dama znalazła się w opałach, ale biały rycerz miał dzisiaj nie przybyć. W zasadzie to jej zadaniem było stawić czoła zgrai w jego imieniu. Do tego była powołana i przeszkolona. Wyprostowała się, wciągnęła powietrze w płuca i skinęła na wąsacza, którego oręż inkrustowano dobrze znanym godłem: „TVN”.

Mężczyzna wzmocnił głos i zapytał:

– Czy Mleczny Wojownik zamierza zająć się sprawą kryształowego smogu i jakie działania planuje podjąć?

Piękne pytanie z tezą – pomyślała. Jakżeby inaczej, a poza tym… kryształowego? Pierwsze słyszę.

– Naturalnie ta kwestia nie umknęła uwagi naszego superbohatera. – Jej głos był miękki i pewny siebie. – Od dłuższego czasu z najwyższą uwagą i pełną należytą starannością badamy wszystkie okoliczności powstawania śmiercionośnej chmury nad naszym pięknym miastem. – Uznała, że im bardziej wyolbrzymi sytuację, tym większy splendor spłynie na nich na koniec. – Na chwilę obecną nie możemy ogłosić planu, gdyż jest on jeszcze na ostatecznym etapie doprecyzowania szczegółów i uzgodnień z władzami miasta. Kiedy tylko dopniemy wszystkie detale, obywatele zostaną o tym niezwłocznie poinformowani.

Umilkła i znowu spadł na nią grad pytań. Tym razem wyznaczyła blondynkę o srogim wyrazie twarzy i nieprzeniknionym spojrzeniu.

– Gdzie jest i czym w tej chwili zajmuje się Mleczny Wojownik?

Pewnie łajdaczy się na mieście albo leży zaćpany gdzieś w okolicy Niepolda, przemknęło jej przez myśl.

– Jak już wspominałam, nasz heros nieprzerwanie prowadzi prace nad optymalną strategią działania, równocześnie przygotowując się do intensywnej akcji.

***

Gęsta, mlecznobiała chmura wypełniała pomieszczenie od podłogi po sufit. Mężczyzna siedział rozwalony na puszystej kanapie przy stoliku zasłanym opróżnionymi szklankami po drinkach. Obejmował parkę kobiet siedzących mu na kolanach. Obcisłe, skąpe ciuszki – widok względnie miły dla oka. Zza ściany dochodziły przytłumione odgłosy klubowej muzyki.

Pieczenie od jakiegoś czasu narastało i powoli znowu stawało się nie do wytrzymania. Próbował różnych sposobów, ale nic nie pomagało tak skutecznie jak stare, dobre mleko. Jednak przy tak absurdalnych ilościach chyba u każdego objawiłaby się nietolerancja laktozy. Kiedy ostatnio przedawkował, prawie rozerwało mu pewną część ciała. Na szczęście dla obywateli lub nieszczęście dla pechowych ptaków akurat latał wysoko nad miastem. Obawiał się, że być może uśmiercił tamtego dnia kilka niewinnych wróbelków. W gruncie rzeczy wrażliwy był z niego skurczybyk.

Z niechęcią na pół zdjął, na pół zrzucił dziewczynki z kolan, klepiąc przy tym jedną po jędrnym tyłeczku.

– Zabierajcie duperki na parkiet, wasz heros musi teraz zażyć swoje lekarstwo. – Sięgnął do pasa, do którego, niczym amunicję, przytroczono małe buteleczki z krowim nektarem.

Niższa zachichotała.

– Dlaczego w ogóle pijesz mleczko jak niemowlak?

Te mniejsze zawsze są bardziej pyskate, to musi być jakieś uniwersalne prawo wszechświata.

– Gdybyś piła tyle co ja, twoim ulubionym filmem nie byłby teraz Hobbit.

Rzuciła rozgniewane spojrzenie i wyszła za koleżanką. Tymczasem odpieczętował butelczynę i pospiesznie wychylił zawartość do dna. Palenie w gardle z piekielnego zmalało do zaledwie potwornie nieznośnego. Był to efekt uboczny narkotyku, który serwował Złomiarz, jego znajomy i samozwańczy miejski szaman. Ksywę zawdzięczał nieprawdopodobnej liczbie kolczyków, które „ozdabiały” jego ciało.

Wysypał na stół czerwone kryształy, rozgniótł kluczem i zgarnął proszek do kolejnej flaszeczki z mlekiem. Niech dunder świśnie Złomiarza i jego Kryształowego Smoka. Przeklinał go za każdym razem, kiedy znowu przyszło mu pić lub palić to świństwo, ale i tak ciągle wracał. Owszem, to było źródło jego ponadnaturalnych umiejętności – one czyniły go wyjątkowym, ale już dawno pieprznąłby to całe bohaterowanie, gdyby korzyści nie przeważały szali. Otóż dodatkowo specyfik całkowicie zapobiegał nieprzyjemnym skutkom rozkoszowania się mozaiką ukochanych trunków. Kryształowy Smok chronił przed kacem.

Złomiarz brał zwykłe, niebieskie kryształy metaamfetaminy i w sobie tylko znany, szamański, a zarazem popaprany sposób robił z nich unikatowe, szkarłatne gówno. Nie wiedzieć czemu drag działał tylko na Mlecznego. To był kolejny porąbany sekret. Kiedyś wezmę to czerwone draństwo i wsadzę mu je prosto w szamańską du… Odepchnął posępne myśli. Przed wypiciem dawki czasami robił się delikatnie zgryźliwy.

Chciał to mieć w końcu za sobą, więc przywarł do butelki z narkotykiem i wysączył do dna. Oczy zaszły mu łzami i czerwonymi żyłkami, a pomieszczenie przewróciło się do góry nogami. Otworzył usta i wydmuchał kilka płomyków ognia. Walnął się z całej siły w pierś i zacharczał, sięgając po omacku po kolejną buteleczkę z mlekiem. Jak zwierzę zerwał zębami plastikową zakrętkę i wlał zawartość do gardła. Pomogło, przynajmniej na razie. Osunął się na kanapę i spojrzał na wyświetlacz telefonu. Dzwoniła Monika, jego menedżer, piętnasty raz w tym dniu. Bidulka usycha z tęsknoty. Wcisnął zieloną słuchawkę i przyłożył aparat do ucha.

– Jakże jestem wdzięczna, że królewicz raczył w końcu odebrać. – Jej głos ociekał czystym jadem i ironią.

– Tak, tak, czego chcesz od swojego milorda, wierny sługo? – odparł znużonym głosem.

– Czego chcę?! Może zacznijmy od odrobiny powagi i odpowiedzialności. Cały dzień musiałam za ciebie świecić oczami, miasto liczy na ciebie!

– Dobra tam, nie dramatyzuj i do rzeczy. – Ziewnął ostentacyjnie.

– Nad miastem wisi cholerny kryształowy smog i rada jednogłośnie zadecydowała, że właśnie ty będziesz najlepszym ratunkiem.

Wydawało mu się, że usłyszał „Kryształowy Smok” i przez chwilę serce szybciej mu zabiło. Nikt poza nim i Złomiarzem nie wiedział o dopalaczu. Po chwili ponownie przetrawił zdanie i rozluźnił się.

– Spoko.

– Nie wytrzymam z tobą! – wydarła się w słuchawkę. – Jutro rano w Instytucie Ochrony Atmosfery na Politechnice masz spotkanie w tej sprawie. Lepiej tam bądź i załatw to albo w końcu cofną nam dotację.

– Spoko. – Odpowiedział i rozłączył się, wyciągając z kieszeni fajkę i tytoń.

***

Słońce bombardowało już kampus pełną parą, kiedy ospale wchodził na stopnie budynku, w którym mieściło się laboratorium Instytutu Ochrony Atmosfery. Zbliżając się do wejścia, zmienił postawę i przestąpił przez próg zamaszystym krokiem, który krzyczał: „Uwaga, wchodzę! Drżyjcie i podziwiajcie mnie!”. Peleryna zatrzepotała i echo jego kroków odbiło się od ścian. Przestronny hol był całkiem pusty.

Dobry kwadrans zajęło mu odnalezienie laboratorium w plątaninie korytarzy i pomieszczeń. Pominął zbędną część z pukaniem i wtargnął do środka. Powitały go cisza i całkowity brak zainteresowania jego osobą – to już zaczynało być irytujące. W końcu wypatrzył kogoś schowanego za gąszczem nieznanych mu przyrządów pomiarowych. Stanął przed młodą kobietą, która pochylała się nad mikroskopem i zdawała się nie zauważać jego obecności.

– Jestem… – zaczął.

– Spóźniony. – Spojrzała na niego znad okularów.

Przecież miał być rano, a dochodziła dopiero dwunasta. Nie zamierzał się jednak tłumaczyć jak studenciak na ćwiczeniach.

– W samą porę, żeby posprzątać po was cały bałagan. – Odparł z naciskiem.

Poprawiła środkowym palcem okulary, patrząc prosto w szare oczy rozmówcy.

– Jestem doktor Irmina Elwis, przejdźmy zatem jak najszybciej do sedna i miejmy to już za sobą. Rozumiem, że znasz naturę i okoliczności powstawania zjawiska, z którym się zmagamy?

Tak, na pewno.

– Naturalnie, jednak nie chciałbym umniejszać twojej i tak już znikomej roli, więc opowiadaj wszystko, co wiesz – stwierdził z nonszalancją.

– Zatem, jak doskonale zdajesz sobie sprawę – w jej głosie pobrzmiewał cynizm – zanieczyszczenie powietrza przekroczyło ostatnio wszelkie dopuszczalne normy. Przede wszystkim tlenki siarki, azotu i węgla, ale również węglowodory. Unikatowy efekt kryształowego smogu zawdzięczamy zagadkowej domieszce chlorowodorku metaamfetaminy, który reaguje…

Irmina mówiła dalej, ale wyłączył się w połowie pierwszego zdania. Zamiast słów, docierały do niego losowe, przytłumione dźwięki. Spłynął wzrokiem w dół i zawiesił się na wysokości piersi rozmówczyni. Jakże mógł wcześniej przeoczyć tak cudowne zjawisko? A może górny guziczek fartucha odpiął się dopiero teraz, kusząc przepyszną zawartością? Odczuł pieczenie w gardle i zaczął zastanawiać się, ile mleka dałby radę wycisnąć…

– Słodkie… – mruknął pod nosem.

– Nie słodkie, tylko kwaśne deszcze. Ty mnie w ogóle nie słuchasz. – Oburzyła się.

Był lekko zdezorientowany, jakby obudził się z przyjemnego snu.

– Co? A tak, tak, to bardzo interesujące. – Machnął z lekceważeniem ręką. – Szkoda czasu na gadaninę, chodźmy na dach i zobaczmy, jak wygląda sytuacja.

Zrobił dwa szybkie kroki i zatrzymał się, zdawszy sobie sprawę, że nie zna drogi.

– Panie przodem. – Wykonał coś na kształt pokracznego dworskiego ukłonu.

Niebo nad miastem szczelnie pokrywał płaszcz smogu, mieniącego się tu i ówdzie za sprawą kryształów. Panowała potworna duchota.

– Przydałby się jakiś wiaterek – skomentował.

Irmina przewróciła oczami.

– Brawo, geniuszu. Przecież właśnie bezwietrzna pogoda jest główną przyczyną powstawania smogu, a nasze prognozy są zgodne i jednoznaczne: wiatr z pewnością nie nadejdzie w najbliższych dniach. – Rozłożyła ręce.

– Czyli jakby dobrze powiało, to wszystko wróciłoby do normy? – zapytał niepewnie.

Zbyła pytanie milczeniem.

– I tu właśnie wkraczam ja, Mleczny Wojownik! Lepiej trzymaj mocno ten swój fartuszek, bo do wieczora zrobię tu zawieruchę, jaka wam się nawet nie śniła. – Wyprostował jedną rękę i wyciągnął w górę, a drugą dłoń założył za głową i naprężył muskuły.

Wybałuszyła oczy i przyłożyła otwartą dłoń do ust w geście ewidentnie prześmiewczym.

– Ojej, jaki ty jesteś silny!

***

Słońce powoli chyliło się już ku zachodowi, kiedy nasz bohater, popijając powoli mleko, siedział na krawędzi dachu drapacza chmur Sky Tower i smętnie wspominał wydarzenia minionego dnia. Wszystkie próby wyprodukowania sztucznego wiatru spełzły na niczym. Wprzódy wyrwał z Parku Szczytnickiego największe drzewsko, jakie udało mu się wypatrzeć i latając nad miastem, machał nim jak ogromnym wachlarzem. Następnie zarekwirował trzysta butli ze sprężonym powietrzem, złączył i odbezpieczył w jednym miejscu, ale i to nie dało efektu. Pożyczył z Renomy największy wentylator w mieście – średnica, nie bagatela, dwa metry. Miał też koncepcję, żeby wszyscy zaczęli równocześnie i z całej siły dmuchać, ale jakoś hołota na rynku nie podłapała pomysłu.

Nie pomogło nawet kiedy znowu dopadły go wstydliwe dolegliwości spowodowane nadmiarem mleka i wypuścił na wolność monsunowy podmuch. Wręcz przeciwnie, smog wtedy jakby zgęstniał. Nie chciał o tym myśleć. To nie był odpowiedni czas na roztrząsanie problemów gastrycznych.

Do czego to przyszło, żeby on, wykwalifikowany i predysponowany wybraniec do walki ze złem, miał się zajmować tak pospolitymi sprawami. Zajęcie niegodne jego superbohaterskiej osoby! Niedługo zaczną pytać, czy, jego zdaniem, nowy rząd w Macedonii będzie stanowił zagrożenie gatunkowe dla pingwinów z południowej Afryki. Oby tylko nikomu nie przyszło do głowy, że mogę wyeliminować korki na drogach.

Kiedy tak ubolewał nad swoim losem, poczuł na twarzy lekki powiew. Wstał, żeby rozejrzeć się i ledwo zdążył złapać antenę, kiedy uderzyła w niego huraganowa fala wiatru. Peleryna zatrzepotała i nawet budynek lekko się zachwiał. Uszy wypełnił błogi szelest liści na drzewach.

– Prognozy pogody, powiadasz, słodziutka Irmino. – Uśmiechnął się do swoich słów.

W pewnej chwili zdał sobie sprawę, że ludzie na tarasie widokowym pod nim patrzą na niego, trzymającego się anteny i pokazują palcami.

Cóż, chyba trzeba będzie zrobić kilka rundek nad miastem i pokazać wszystkim, komu zawdzięczają wybawienie.

Wzbił się w powietrze i skierował w stronę rynku.

***

Prezydent miasta siedział za potężnym biurkiem i bębnił palcami w blat. Po stronie Mlecznego nie było krzesła, a po cóż by.

– Rachunek od właściciela magazynu na trzysta butli ze sprężonym powietrzem. Przed chwilą dzwonili z Renomy i twierdzą, że włożyłeś wentylator odwrotnie i teraz tłoczy powietrze w drugą stronę. – Cmoknął z niezadowoleniem. – Skarga od opiekuna Parku Szczytnickiego. Staruszek utyskuje, że wyrwałeś trzystuletni dąb szypułkowy.

Mleczny wzruszył ramionami.

– Nie widzę, w czym problem, przecież odłożyłem po wszystkim na miejsce.

– Taaaak. – Przełożony zmierzył go przenikliwym spojrzeniem. – Sęk w tym, że bez korzeni. One są podobno przydatne. – Zamknął z trzaskiem notes. – Ale co by nie było, w miarę się spisałeś i w końcu załatwiłeś sprawę. Jak tego dokonałeś?

– O nie, prawdziwy magik nigdy nie tłumaczy swoich sztuczek.

– Niech ci będzie. – Prezydent zgodził się, zdecydowanie zbyt łatwo.

Coś tu jest nie tak, przemknęło przez myśl Mlecznemu.

– Po prawdzie – kontynuował – nie spodziewaliśmy się, że uda ci się cokolwiek osiągnąć. To miała być tylko tymczasowa zasłona, zanim opracujemy sensowne rozwiązanie, ale skoro znalazłeś już metodę, to postanowiłem mianować cię oficjalnym dyrektorem generalnym do spraw ochrony atmosfery. Będziesz współpracował ściśle z doktor Elwis i czuwał nad stanem powietrza w naszym mieście.

Superbohater przeklął w myślach swoją arogancję i zakłamanie.

Cudnie, Irmina z pewnością będzie zachwycona, pocieszył się.

 

W NASTĘPNYM ODCINKU:

MLECZNY WOJOWNIK RATUJE U-BOTA,

KROKODYLA Z WROCŁAWSKIEGO ZOO

 

Koniec

Komentarze

Sympatyczny tekścik. Szczególnie spodobał mi się pomysł, że superbohater potrzebuje rzecznika prasowego. :-)

Wykonanie niezłe, ale robisz błędy w zapisie dialogów.

Niech dunder świśnie strzeli Złomiarza i jego Kryształowego Smoka.

Pewien nadmiar.

Babska logika rządzi!

Cieszę się, że przypadło Ci do gustu, Finkla.

O jakie błędy Ci chodzi? Małe, wielkie litery i znaki interpunkcyjne?

Tak, właśnie o te.

– Naturalnie, jednak nie chciałbym umniejszać twojej i tak już znikomej roli, więc opowiadaj wszystko, co wiesz. – Stwierdził z nonszalancją.

Na przykład tutaj powinno być “stwierdził” małą i bez kropki. Zaglądałeś do któregoś z portalowych wątków o dialogach?

Babska logika rządzi!

Początek świetny. Bardzo mi się spodobało to porównanie dziennikarzy do uzbrojonej tłuszczy :D Historie rozwijasz dość ciekawie, ale moim skromnym zdaniem wszystko grzebią niektóre przemyślenia głównego bohatera. Z boku wydaje się on komicznie aroganckim, budzącym politowanie macho – czyli postacią całkiem sympatyczną, której ze śmiechem na ustach się kibicuje. Z drugiej strony teksty w stylu: „Suczka chyba ma cieczkę.” są zwykłym (że się tak wyrażę) chamstwem – kompletnie ten wizerunek grzebią i budzą raczej niechęć do głównego bohatera. To taka moja subiektywna opinia :)

Końcówka rozczarowująca. Zostawiłeś rzucone luźno wątki, choć może to był celowy zabieg? Grunt, że podczas lektury uśmiechnęłam się parę razy. Dzięki :)

Panta rhei (choć niekoniecznie z mainstreamem)

Finkla, czytałem kilka poradników na ten temat. Czasami ciężko stwierdzić, co jest czynnością gębową ;-). 

 

Natarela, dzięki za lekturę i opinię. Fajnie, że się spodobało. Właśnie zdanie z “suczką” też mi nie grało w rytm muzyki i trochę zapomniałem je wywalić lub zmiękczyć. Także “suczka” wylatuje ;-).

Opowiadanie bawi i dobrze się czytało. Kojarzy mi się z “The Tick”, tylko takim bardziej, eee, dla dorosłych ;)

Końcówkę musiałam przeczytać ze dwa razy, żeby dojść co się w zasadzie wydarzyło – mogłaby być trochę jaśniej napisana.

To, co mi nie zagrało, to brak znajomości realiów administracji samorządowej. Trochę to takie “ogólnoamerykańskie” Idea, że superbohater ma miejską dotację na działalność jest bardzo zacna i chętnie widziałabym jej rozwinięcie, dlatego na to zwróciłam uwagę. O dotacjach (widzę to analogicznie do dotacji dla ngo) nie decyduje rada miasta, tylko prezydent, ogłaszając konkurs na konkretne działania. Rozliczenie 300 butli ze sprężonym powietrzem też mogłoby być trudne :D

Rada miasta mogłaby podjąć uchwałę w sprawie zwrócenia się do superbohatera o pomoc, ale to nie byłaby dotacja i wtedy raczej tę ostatnią rozmowę powinien prowadzić np. przewodniczący rady. Albo w ogóle rozliczanie superbohatera mogłoby się odbywać na radzie miasta. Mogłyby tu się pojawić tarcia miedzy różnymi opcjami politycznymi…

Oczywiście to szczegóły, dla większości pewnie zupełnie nieistotne, ja zwracam uwagę bo znam te realia od podszewki :D

Nie wnikam, czy treść opowiadanka pozostaje w zgodzie z jakimikolwiek realiami, bo jakże ich wymagać od tekstu, w którym postawiono na humor i parodię. Mnie wystarczy, że było zabawnie i absurdalnie. ;)

 

– Nie wy­trzy­mam z tobą! – Wy­dar­ła się w słu­chaw­kę.– Nie wy­trzy­mam z tobą! – wy­dar­ła się w słu­chaw­kę.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Może przyda się ten poradnik: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

Przy­ło­ży­ła otwar­tą dłoń do ust i wy­ba­łu­szy­ła oczy w ge­ście ewi­dent­nie prze­śmiew­czym.Gest

można wykonać rękami. Oczami, niestety, nie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję nowym czytelniczkom.

Annyonne, ciekawe spostrzeżenia. W moim zamyśle Mleczny ma dostację na ogólną działaność superbohaterską, więc jest zobowiązany do reagowania na przeróżne zagrożenia.

Regulatorzy, naniosłem poprawki, a poradników nigdy za wiele, także dzięki i za to ;-).

Cieszę się, że mogłam pomóc. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Lekkie łatwe i przyjemne w odbiorze, lubię takie :)

 

MPJ, obawiam się, że będziesz musiał rozwinąć komentarz, jeśli ma być z tego klik…

Babska logika rządzi!

MPJ, obawiam się, że będziesz musiał rozwinąć komentarz, jeśli ma być z tego klik…

Zdecydowanie. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

teofil, oczywiście moje uwagi wynikają ze zboczenia zawodowego i faktu, że siedzę w temacie. Twoja wizja jest jak najbardziej uprawniona, w końcu to fantastyka :D Natomiast moje doświadczenia kazały mojej wyobraźni skręcić w stronę bardziej biurokratyczną, wyobraziłam sobie nieszczęsnego Mlecznego biedzącego się nad wnioskiem albo tłumaczącego się przed radnymi… xD

Lekkie bo czyta się to lekko, dzięki nienachalnemu poczuciu humoru zainplementowanemu do opowiadania.

 

Przyjemne albowiem miło pomyśleć że nie tylko w USA są superbohaterowie, a w Japonii czarodziejki z księżyca, ale tęż u nas w Polsce mamy rodzimych super herosów radzących sobie z problemami na nasz polski sposób, czyli kombinując.  

 

Łatwe bo nie ma tu trudnych spraw (wiem to brzmi jak tytuł tego paskudztwa z Polsatu). Ok jest dziwny smog nad miastem, którego napędzany mlekiem i kryształkami bohater musi rozpędzić. Czyli jest zadanie, i kombinowanie z jego realizacją. Dylematów s’la Antygona brak i dobrze, bo są wakacje, weekend itd.

Annyonne, wizja Mlecznego gubiącego się w biurokratycznych zawiłościach jest rzeczywiście inspirująca.  A ileż by się tam absurdalnych sytuacji znalazło… :P

MPJ 78, podsumowanie zaiste godne superbohaterskiego wyczynu Mlecznego. Lepiej bym tego nie ujął ;-).

Czekam na nastepny odcinek przygód w takim razie xD

Sympatyczny tekścik, ale nie wiem czemu jakoś do końca nie ruszył. Chociaż parę tekstów, podobnie jak ostatnie ogłoszenie, wywołało uśmiech na twarzy.

Technicznie nic nie przeszkadzało mi płynnie czytać.

Podsumowując: jest okej, ale bez fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Następnego odcinka nie planowałem, ale nigdy nic nie wiadomo na pewno.

NoWhereMan, dzięki za lekturę. Jeśli trochę rozśmieszyło, to już coś. ;)

Ciekawy pomysł na superbohatera i teorię o smogu :) Śmiechło w upalny dzień.

F.S

Myślałem, że już nikt więcej nie przeczyta tego opowiadania, a tu miła niespodzianka. Dzięki za lekturę i pochwałę, FoloinStephanus. =)

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka