- Opowiadanie: SHADZIOWATY - Ef yuh bawn fi heng yuh cyaan drown

Ef yuh bawn fi heng yuh cyaan drown

EDIT 2020:
Opowiadanie pod zmienionym tytułem ,,Popiół’’ i po profesjonalnej redakcji dostępne w antologii Fantazmatów ,,Dragoneza’’
https://fantazmaty.pl/czytaj/antologie/#dragoneza

,,Nieaktywny od dziesięcioleci wulkan zagraża erupcją, zwiastując kres cywilizacji pająkoczłeków - mieszkańców antycznego miasta Yntaby. Plany powstrzymania wybuchu przez matriarchalny gatunek krzyżuje tajemniczy zakon. Los chce, że zadanie znalezienia rozwiązania, spoczywa na barkach Derakha’zaq - młodego rozsnuwacza.’’

 

Proszę również o oklaski dla moich betujących: Pan Adaś, Wicked G oraz Banshee, którym serdecznie dziękuję.

 

Linki do artykułów, stanowiących inspirację:

Wulkany niszczą cywilizacje

Wulkany chłodzą klimat

Tajniki pajęczych sieci

Ilustracja – Dahlia Khodur

W researchu poszedłem krok dalej, schwytałem Kątnika większego i teraz go tuczę jak prosiaka. Obserwacja Anansiego, bo tak ma na imię, nauczyła mnie więcej niż te wszystkie publikacje do których sięgałem. Polecam praktykę :D

 

Tytuł to jamajskie przysłowie z legend o Anansim, w wolnym tłumaczeniu – ,,Co ma wisieć, nie utonie’’.

 

Legenda nazewnicza do imion oraz lokacji:

’zaq – przyrostek określający płeć męską

‘wer – przyrostek określający płeć żeńską

‘h’ jest nieme

‘y’ czytamy jak ‘j’, wyjątek to Yntaba, tutaj zostaje ‘y’

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Ef yuh bawn fi heng yuh cyaan drown

Wszystko zaczyna się od lekkiego wstrząsu. Ot, zwykłe burczenie w brzuchu sprawującego pieczę nad okolicą olbrzyma. Ziemia wibruje, drży, a zwiastujące klęskę ciarki przebiegają wzdłuż jej licznych kręgosłupów. Wtem z nozdrzy potwora wyłania się jadowita chmura. Niczym westchnienie znużenia, na wieść o potrzebie dźwignięcia się z wygodnego posłania. Gna ku słońcu, by zasłonić je i przedwcześnie zabić dzień. Przerażający gorąc topi wszystko na swojej drodze, a potworny hałas rozrywa bębenki uszne na strzępy. Niewyobrażalne ilości materiału skalnego spadają z nieba, niczym deszcz meteorytów. Na długo nastanie cisza i ciemność. Nadciąga Śmierć.

Fragment zapisków egzegetki poprzedniego miasta Yntaby,

Frauzyer’wer ‘Dziewiąte oko’.

 

 

 

 

I

Derakh’zaq obudził się w wyplecionym z pajęczej nici hamaku. Dyszał z przerażenia i zmęczenia, myślami wciąż tkwiąc w nocnej marze. Sturlał się z kokonu, lądując na ośmiu odnóżach krocznych, ledwo powstrzymując odruch wymiotny. Nienawidził tego koszmaru, ponurej wizji przyszłości, nawiedzającej go sporadycznie od kilku tygodni. Wciąż czuł żar palący jego ciało. Słyszał płacz dzieci i ujadanie psów, zanikające w przenikliwym zgrzycie. Oddalił dołujące myśli, opłukał twarz zimną wodą, przeczesał brodę, a długie włosy upiął w ciasny kok. Chwycił oprzęd w ludzkie dłonie i wgryzł się w elastyczny materiał. To była jedna z wielu zalet bycia pająkoczłekiem – rytuał zjadania łóżka na śniadanie. Sieć była jeszcze świeża, fibroina wciąż nosiła posmak sarniny, z której mężczyzna wziął białko potrzebne do jej produkcji. Był całkiem niezłym rozsnuwaczem. Potrafił obchodzić się z mięsem, dobrać przyprawy tak, by aromat przeszedł na pajęczynę. Zawsze marzył o przyrządzeniu zdobyczy, którą sam upolowałby w bogatych lasach u stóp wulkanu. Rozumiał jednak, że to nie wchodziło w grę. Tu akurat przeklinał cechę swego gatunku – matriarchat. Łowy były zarezerwowane wyłącznie dla kobiet, podobnie jak większość ważniejszych i bardziej zaszczytnych funkcji społecznych.

Gdy skończył posiłek, opasał się zestawem tasaków i wyszedł na ulice Yntaby. Słońce w zenicie wżerało się w nagi tors mężczyzny. Z torby przewieszonej przez ramię wyciągnął okrągłe, drewniane puzderko i posmarował kark oraz czoło kremem przeciwsłonecznym. Wolał śmierdzieć algami, niż odrywać płaty skóry i mieć potem brzydkie blizny po wylince. W szczelinie między ciasno stłoczonymi budynkami dostrzegł oprawcę ze snu – Draaklera. Nawet pomimo braku oznak jakiejkolwiek aktywności od dziesięcioleci, wulkan emanował drapieżną potęgą. Tak czy siak, musiał o wizji opowiedzieć egzegetce.

– Niechaj cię nikt nie zwiedzie – pozdrowił go sąsiad, słynący z kontrowersyjnego stylu bycia.

– Chyba, że Anansi – Derakh’zaq odpowiedział, przyglądając się surrealistycznemu malunkowi powstającemu na ceglanej ścianie. – A cóż to?

– Nie wiem.

Mężczyzna przyjrzał się lśniącej nowością chitynie na odnóżach i odwłoku artysty.

– No tak – odrzekł i wyszczerzył zęby. – Sny po wylince są zazwyczaj, jakby to ująć, intrygujące.

Uwagę rozmówców przykuła kobieta, przechadzająca się brukowaną uliczką. Cztery pary jej seksownych kończyn dolnych postukiwały drapieżnie, a nagie piersi kołysały się nad idealnie płaskim brzuchem, znikającym w delikatnie owłosionym pancerzu. Omiotła ich uwodzicielskim spojrzeniem i oblizała usta. Obaj zwiesili głowy i przeczekali, aż zniknie za zakrętem.

*

Derakh’zaq wyszedł na promenadę usytuowaną wzdłuż nabrzeża portowego. Smród ryb zdominował w tej części miasta zapach kwiatów, tak charakterystyczny dla centrum. Morskie łowczynie wróciły już na ląd. Suszyły na słońcu sieci, a te uszkodzone układały na stos, by później pożreć je i wysnuć nowe. Zdobycz sortowały na wózkach, które potem miały trafić do masarni, gdzie przygotowywano mięso do produkcji nici. Do połowów zdawały się sieci wysnute wyłącznie z rybiego białka. No, ewentualnie z owoców morza, ale te najczęściej trafiały na stoły tych największych, najbardziej doświadczonych samic, a nie zwykłych tkaczy. Do obowiązków rozsnuwaczy należała również konserwacja miejskich pajęczyn, w galeriach, na wystawach, boiskach oraz tych typowo praktycznych, służących za osłonę przed wiatrem, wygłuszaczy, parasoli czy konstrukcji łownych.

Mężczyzna zastał egzegetkę tam gdzie zwykle. Wysoka kobieta kołysała się dostojnie na ośmiu mocnych odnóżach przy stoliku, na zewnątrz kawiarni.

– Kodur’wer – rzucił. – Niechaj cię nikt nie zwiedzie.

– Chyba, że Anansi – odparła siwa pająkoczłek, pociągając łyk kawy z bogato zdobionej filiżanki. – Znowu ty. Chłopcze, powiedz, że nie śniłeś o Draaklerze… Że nie widziałeś znowu erupcji tego cholernego wulkanu…

Mężczyzna posłał jej nieśmiały uśmiech.

– Chyba sobie żartujesz – parsknęła, wyciągając z torby masywną księgę oraz zestaw piór. – Rozumiem, naprawdę rozumiem, każdy może mieć koszmary, ale bez przesady. Pewnie jeszcze pajęczynę przy tym moczysz, co?

– Ta, miskę pod oprzęd podstawiam – odparł rozsnuwacz z ironicznym grymasem. – Wiesz dobrze, że to nie są przyjemne wizje. Nikogo o koszmary nie proszę, pomocy ani interpretacji tego cholernego snu też nie potrzebuję. Ale przychodzę, skoro trzeba, takie mamy prawo.

– Który to już raz w tym miesiącu? – zapytała kobieta, by po przejechaniu palcem po kartce odpowiedzieć samej sobie. – Szósty! Przeginasz, oj, przeginasz. To niedorzeczne, że jeszcze muszę to zapisywać. Niech cię Anansi oszuka, Derakh’zaq. Ciebie oraz te twoje popaprane sny.

Pająkoczłek opanował wzbierającą złość i syknął najspokojniej jak potrafił.

– Przykro mi, że to dla ciebie problem.

Kodur’wer pokręciła głową.

– Każdy może sobie śnić o normalnych sprawach, tylko ty musisz co tydzień przewidywać apokalipsę. Rozumiem, żeby jeszcze Draakler zaczął dymić, trząść ziemią albo żeby ktoś ujrzał w okolicy monstrum, co się w nim zechce okocić. Ale minęła niemal dekada odkąd ostatni raz wulkan choćby zakaszlał. A, szkoda słów, co ja z tobą mam?

Zanim zdążył skonstruować odpowiedź, umorusana błotem, młoda pająkoczłek podbiegła do kobiety i szepnęła jej coś do ucha. Pełen przerażenia oraz podejrzliwości wzrok Kodur’wer osiadł na obliczu Derakha’zaq. Spojrzenie z gatunku tych, które zakradają się od tyłu, zostawiając po sobie szlak z gęsiej skórki oraz draskę na bieliźnie. To była kolejna zaleta bycia pająkoczłekiem – brak bielizny.

– Pójdziesz ze mną – rzuciła kobieta i zerwała się niemal do galopu. – Liryah’wer pragnie z tobą pomówić.

 

II

Mężczyzna próbował dotrzymać egzegetce kroku, co było wyjątkowo trudne, biorąc pod uwagę dysproporcję w długości ich kończyn.

– Co się stało? – dopytywał, jednak jego głos odbijał się głucho od ceglanych ścian, gdy Kodur’wer znikała w kolejnych alejkach.

 Czyżby wulkan? Nie, przecież bym coś poczuł, coś zobaczył… Kobieta prowadziła go do amfiteatru, tego był pewien, nie rozumiał tylko dlaczego.

Skomplikowane konstrukcje uplecione z nici przędnych powiewały niczym flagi nad majestatyczną budowlą. Przeszli pod kamiennym sklepieniem, połatanym oplątem. W końcu wychynęli na skąpaną w popołudniowym słońcu arenę. Derakh’zaq rozejrzał się po pustych trybunach oraz bogato zdobionych łukach muru. Antyczna konstrukcja wzbudziła w nim szacunek. Kodur’wer wypchnęła rozsnuwacza na środek okręgu złożonego z gigantycznych pająkoczłeków. Nie było wśród nich mężczyzn. Utwierdził go w tym nie tylko rozmiar zebranych, ale również kilkanaście par dorodnych piersi wymierzonych w jego stronę. Niestety, podążały za nimi wrogie, pełne wyrzutu spojrzenia.

– Ty – rzekła Liryah’wer, największa z samic. – Co dokładnie widziałeś? Od jak dawna o tym śnisz?

– Już patrzę – wtrąciła egzegetka, usiłując zajrzeć do księgi.

– Nie, niech on mówi. Chcę to usłyszeć od niego.

Derakh’zaq czuł się lekko zdezorientowany, ale zaczął opowiadać.

– Za każdym razem wygląda to tak samo. Jest niewyobrażalnie gorąco, ciemno. Biegam po Yntabie, ale nie wiem dlaczego. Szukam czegoś, kogoś. Deszcz odłamków zastygniętej lawy bombarduje miasto. Wśród łomotu wulkanu da się czasem usłyszeć wołanie o pomoc, płacz dzieci, ujadanie zwierząt. Powietrze jest zatrute siarką, muszę zasłaniać twarz. Wszystko pokrywa pył. Ziemią tak trzęsie, że nie mogę utrzymać równowagi. Budynki się rozpadają, a dachówki i doniczki roztrzaskują na bruku. Rośliny i zasłony stają w płomieniach. Na koniec nadchodzi potężna fala uderzeniowa, pochłaniając wszystko na swojej drodze. W tym momencie zawsze się budzę, ale w czym rzecz? Co się stało?

– Nie domyślasz się?

Powietrze rozdarł przeraźliwy ryk. Niczym błyskawica tnąca zachmurzone niebo. Jednak na horyzoncie nie było ani jednej chmury. Mężczyzna znał ten odgłos, choć nigdy wcześniej go nie słyszał. Był to jeden ze znaków zakodowanych w jego genetyce. Typowy dla każdego gatunku bodziec paraliżujący organizm. Znak, że w okolicy pojawił się drapieżnik i należy się bać. A pająkoczłeki nie miały wielu wrogów, wyżej od nich w łańcuchu pokarmowym stało tylko jedno stworzenie.

– Smok – szepnął, spoglądając nerwowo na niebo.

– I to nie byle jaki, ze wstępnego raportu wynika, że to magmopluj. Wredna odmiana, choć łatwa do ubicia. Jest daleko stąd, krąży nad północną granią Draaklera.

– A brzmi jakby był tuż nad nami – dopowiedziała jedna ze starszych samic.

Ryku potwornego stworzenia dopełniło lekkie trzęsienie ziemi.

– To dlatego mnie wezwaliście. To sen proroczy…

– Oby nie, rozsnuwaczu, oby nie – rzekła i zawołała młodą samicę. – Galyah’wer! Zbierz Wdowy, nie za duży oddział. Za godzinę ruszamy na zwiad, sprawdzimy czy faktycznie wulkan się uaktywnił oraz jak wielkie to smoczysko. Pamiętajcie, to tylko zwiad, ubić skurwysyna wrócimy większą siłą. I uważajcie, za bestią mogą podążać Wylęgacze.

– Nie bądź głupia – rzekła Kodur’wer. – Nie widziano ich od kilku dekad.

– Smoków też nie, a jednak jeden z nich krąży nad naszym wulkanem. Jeśli zdąży złożyć jajo zanim go powstrzymamy…

– Mój sen się spełni – dokończył za nią Derakh’zaq. – Wszyscy spłoniemy. Jeżeli to prorocza wizja, to do erupcji pozostały niecałe dwa dni. Jeśli nie, kilkanaście godzin.

– Nie mazgaj się, ubijemy gada, a truchło zrzucimy na dno oceanu.

– Chłopak ma rację – rzekła Kodur’wer. – Jeśli dojdzie do erupcji, wszyscy spłoniemy. Nie możemy opuścić leży, a większość jaj potrzebuje jeszcze kilku tygodni, by nadawać się do przeniesienia. No i miasto…

– Pal licho miasto – syknęła kobieta o rudych włosach i odwłoku. – Nie zostawię swojego potomstwa.

Liryah’wer podeszła do Derakha’zaq i położyła mu rękę na ramieniu. Samiec spuścił wzrok, by nie zostać przyłapanym na gapieniu się na pokryty gęsią skórką biust.

– Dzięki tobie mieliśmy ostrzeżenie – rzekła i odwróciła się do egzegetki. – Ale przez twoją niekompetencję i ignorancję nie potrafiliśmy z niego skorzystać.

Zwróciła się ponownie do mężczyzny.

– Pójdziesz dzisiaj z nami, może przypomni ci się coś więcej.

Derakh’zaq przełknął ślinę. Nie był zwiadowcą ani żołnierzem, ani nawet myśliwym. Owszem, marzył, by na coś zapolować. Ale na sarnę czy królika, nie na smoka! Kobiety zaczęły się rozchodzić, pozdrawiając boga.

– Chyba, że Anansi – szepnął pod nosem rozsnuwacz i ruszył w stronę koszar.

 

III

Ściemniało się już, gdy grupa sześciu tropicielek oraz Derakh’zaq podeszli niemal pod sam szczyt Draaklera. Wdowy, jak tytułowały się najlepiej wyszkolone łowczynie w Yntabie, szły przodem, dzierżąc włócznie oraz świeżo utkane sieci. Żwirowe zbocze stanowiło niewdzięczne podłoże dla ostrych odnóży, osuwając się co chwilę i wytrącając z równowagi pająkoczłeków. Od ostatniego ryku magmopluja, który usłyszeli jeszcze w mieście, minęło kilka godzin. Musieli się spieszyć, wstrząsy towarzyszące uaktywnieniu się wulkanu zaczynały się nasilać. Wkrótce na szczycie mogło dojść do pierwszych, ostrzegawczych wybuchów. Materiały piroklastyczne, nawet pod postacią dymu i pyłu byłyby niesłychanie gorące i trujące. Nie mówiąc już o pociskach z zastygniętej lawy miotanych z wnętrza.

– Od południa go nie zobaczymy, musimy okrążyć krater – rzuciła jedna z Wdów.

Poruszali się granią, wypatrując bestii w mroku.

– To bezpieczne? – zapytał Derakh’zaq. – Mieliśmy na niego spojrzeć z daleka, ocenić rozmiar, czyż nie?

– Cykasz się? – syknęła ruda tropicielka i złapała się za pierś. – Może chcesz cyca, synku?

– Daruj sobie, Galyah’wer – warknęła największa z nich. – Rozsnuwacz ma słuszne obawy, jednak nie martwcie się. Magmopluje nie atakują niesprowokowane. A ten, póki co, nie ma nawet jak nabrać lawy do pyska. Co najwyżej na nas nakrzyczy.

Przeraźliwy, gadzi wrzask przepołowił chłodne, wieczorne powietrze.

– A nie mówiłam?

Mężczyznę zdziwił fakt, że choć smok był teraz o wiele bliżej, natężenie krzyku nie zmieniło się. Położył dłoń na jednym z przypasanych tasaków i ruszył wzdłuż grani, nerwowo spoglądając w dół wydającego się wybudzać z długiego snu wulkanu.

– Co to? – rzuciła któraś z samic, wskazując kilka smukłych, ludzkich sylwetek na szlaku przed nimi.

– Wystarczy, dalej nie pójdziecie – odparł ochrypłym głosem nieznajomy, wychodząc przed szereg. – Wracajcie.

Liryah’wer rzuciła pochodnię pod jego nogi, pozwalając, by ogień oświetlił postać. Na czarną, płócienną szatę mężczyzna nałożony miał krwistoczerwony kirys, a spod szpiczastego kaptura wyzierała złota maska, przedstawiająca niepokojąco realistyczne oblicze smoka. Metalowy pysk wykuto ze spektakularnym pietyzmem, godnym najwybitniejszego kowala.

– Wylęgacze, czyli jednak – mruknęła ponuro. – Idziecie za magmoplujem? Chce tu złożyć jajo?

– To nie wasza sprawa – rzekł, spoglądając na rozciągające się po horyzont wybrzeże. – Porzućcie miasto, odpłyńcie.

– Nie możemy… Mamy kilkadziesiąt jaj złożonych w leżach…

– Przenieście je.

– To nie takie proste – wycedziła przez zęby. – To instynkt. Nie pozwala nam przemieścić kokonów, dopóki nie wyklują się nimfy. Nie zrozumiałbyś…

Derekhowi’zaq wydało się jakby mężczyznę zabolała ta uwaga.

– Cóż, szkoda. Wulkan wybuchnie tak czy siak. Ratujcie się, póki możecie – odparł i wyciągnął rękę nad pochodnię. – Póki wam pozwalamy.

Płomień wystrzelił do góry, ślizgając się między jego palcami jak moneta podczas popularnej sztuczki. Ogień pofrunął w dół jego torsu, ocierając się wokół nóg niczym kot. Magia oświetliła tuzin zamaskowanych kompanów za jego plecami.

– Sio – dodał, przeganiając pająkoczłeków niczym gromadkę zbłąkanych dzieci.

Derakh’zaq odetchnął w duchu, że nie będą podchodzić blisko do smoka ani wdawać się w bitkę z dwa razy liczniejszym przeciwnikiem. Wrócą do miasta, a z Wylęgaczami policzą się później, przybywając większym oddziałem. W swojej naiwności zapomniał jednak, że kobiety jego rasy kiepsko znoszą groźby ze strony płci przeciwnej.

Galyah’wer skoczyła do przodu, stając na czterech tylnych odnóżach i niczym lassem zamachnęła się pajęczyną. Misternie spleciona sieć pofrunęła, lśniąc srebrzystym blaskiem. Tuż przed mężczyzną spłonęła jednak, niczym płatek śniegu topiący się na ciepłej skórze.

Nagle płomień w ręku maga lekko zadrżał, po chwili zaś rozbłysnął jaśniej niż słońce, oślepiając Derakha’zaq. Głuchy pisk rozdarł jego uszy na strzępy, łomocąc umysł. Wszystko stało się białe, stracił równowagę i opadł bezwładnie.

 

IV

Gdy Derakh’zaq odzyskał przytomność, wciąż było ciemno. Spróbował się ruszyć, jednak związane za plecami ręce zdrętwiały, odmawiając posłuszeństwa. Leżał na żwirze, rozbity niczym namiot, z każdym z odnóży przywiązanym do wbitego w ziemię kołka. Rozejrzał się nerwowo po szarych skałach. Kilkanaście zamaskowanych postaci siedziało wokół sporego ogniska.

– Żyjesz.

Pająkoczłek rozpoznał głos maga ognia.

– Co z resztą? Gdzie moje…?

– Zwiały.

– Wszystkie?

– Nie wszystkie. Ta, która rzuciła we mnie siecią, jest tutaj.

– Gdzie?

Wylęgacz wyciągnął coś z paleniska i zbliżył się. Derakh’zaq rozpoznał pajęcze odnóże, szczątki Galyah’wer. Jęk rozpaczy wyrwał się z jego ust.

– Ty kurwo! – krzyknął i szarpnął liny.

– Nie kłopocz się nawet – odparł mężczyzna, puszczając obelgę mimo uszu. – Ach, gdzie moje maniery. Jestem Vreekmarvorgur z Eldkyhstali, smoczy pasterz z północy czy jak nas tam zwą w waszych stronach, Wylęgacz.

– Dlaczego mnie też nie spaliłeś?

– Nie wiem, chyba z ciekawości – odrzekł, siadając na żwirowym otoczaku naprzeciwko niego.

Derakh’zaq zmarszczył czoło.

– Chciałem z kimś porozmawiać, poznać lepiej waszą rasę. Nie da się ukryć, że kobiety macie dość temperamentne.

– Taka ich natura, są silniejsze i bardziej przebiegłe, więc rządzą.

– Ta największa to królowa?

– My nie pszczoły, u nas o pozycji decyduje rozmiar, ale nawet to nie daje całkowitej władzy, jedynie pierwszeństwo. Pasterzu, one wrócą całą hordą. Zdajesz sobie z tego sprawę?

Vreekmarvorgur spuścił głowę, zatoczył rękami kilka kółek, a żwir u jego stóp zamienił się w tornado, by po sekundzie stanąć w płomieniach.

– Niech przyjdą.

– Zginiecie.

Trzynastu wylęgaczy jak jeden mąż buchnęło nagle śmiechem.

– Ty nic nie rozumiesz.

Faktycznie, nie rozumiał.

– W co wierzysz? – zapytał pasterz.

– Co?

– Którego boga czcicie?

– Anansiego – odparł dumnie pająkoczłek.

– Ach, tak. Bóg pająk.

– Znasz naszego boga?

Vreekmarvorgur popukał palcem w ucho.

– Słyszałem to i owo. Przebiegła kanalia, ale dobra dla swoich.

Derakh’zaq zmierzył go wzrokiem. Teoretycznie powinien mężczyznę znienawidzić. Przed chwilą wraz ze swoją zgrają usmażył Galyah’wer, a jego samego wziął do niewoli. Jednak Wylęgacz intrygował i wzbudzał sympatię.

– Wciąż nie rozumiem. Nie lękacie się? – kontynuował pająkoczłek. – Jesteście nieśmiertelni czy co? I na cholerę wam te durne maski?

– Strach? Owszem. Ale nie przed samym zgonem, a przed nieodpowiednim jego znaczeniem. Jesteśmy smoczymi pasterzami. Naszą misją jest ochrona ich życia. Dopilnowanie, by w spokoju mogły składać jaja, by mogły przetrwać. Śmierć podczas pełnienia tej służby jest zaszczytem. A nagroda, która nas spotyka to reinkarnacja pod postacią smoka. Maski są świadectwem dla naszego boga, dla Vulkana, że właśnie tego pragniemy. Te istoty są dla nas najważniejsze. Ich cywilizacja musi przetrwać.

Pająkoczłek poczuł gorzką żółć w gardle.

– A co z innymi cywilizacjami? Co z moją?

– Zginęlibyście bez względu na nas i na smoki.

– Bzdura! Gdyby nie te kurewskie gadziska, wulkany by nie wybuchały!

Vreekmarvorgur zerwał się z kamienia.

– Czy ty naprawdę myślisz, że to smoki powodują erupcje?! Jesteście żałośni, niby w połowie pająki, a jednak zwykli ludzie. Nie wszystko kręci się wokół was!

– Dziwne, że za każdym razem, kilka dni przed katastrofą pojawia się jedna z waszych bestii i szamocze się w kraterze, byle tylko spowodować klęskę!

– W życiu nie słyszałem większych bredni! Smoki tak się rozmnażają, owszem. Potrzebują ogromnych temperatur, by móc rozluźnić mięśnie na tyle, by znieść jajo. To nie ich wina! Ale one nie powodują wybuchów! Wyczuwają uaktywniające się wulkany i do nich lgną, wiedzą dużo wcześniej niż wy możecie to poznać! Natura dała wam tak wspaniały mechanizm ostrzegawczy, ale wy oczywiście musieliście z niego zrobić omen. Zdemonizować najwspanialsze stworzenia, jakie kiedykolwiek zaszczyciły nasz świat. Jakie to podłe! Jakie ludzkie!

Pająkoczłek czuł się poniżony i zawstydzony.

– Szargasz ludzki gatunek i tak bardzo podniecasz się smokami… Czym ty w ogóle jesteś?

– Nie człowiekiem.

– A czym?

Vreekmarvorgur odrzucił do tyłu kaptur i powoli odsunął maskę, ukazując szkaradne, gadzie oblicze. W miejscu nosa miał wąskie szpary, zamiast skóry – łuski, a czerwone oczy przysłaniała co chwilę przezroczysta powieka.

– Jestem czym jestem. Międzygatunkowym fiaskiem. Nie każdy humanoidalny gatunek wykształcił się tak perfekcyjnie jak wasz, pająku. Nie mam skrzydeł, nie zionę ogniem, nie posiadam ostrych szponów, jedyne co mam to obrzydliwą gębę.

– I talent do magii ognia – zauważył pająkoczłek.

Pasterz wzruszył ramionami.

– Nie przystaję ani do ludzi, ani do smoków. Pragnę jedynie akceptacji choć jednego z gatunków. Wiem jednak, kim chcę zostać i jestem gotowy na wszystko, by tego dokonać.

– Nawet zginąć – mruknął Derakh’zaq, któremu nagle zrobiło się głupio. – Szkoda, że moi pobratymcy umrą razem z wami, mimo że naszym celem nie jest śmierć. My jej nie pragniemy.

– Możecie wciąż tego uniknąć.

– Nie zostawimy leży. Samice nie opuszczą jaj. Nie zostawią kokonów. Nie można ich teraz przenieść, to wżarte w nasz gatunek. Gdyby wybuch nastąpił kilka tygodni później, zebralibyśmy nimfy i ewakuowali się. Śniłem o tym, ale myślałem, że to jedynie koszmar. Egzegetka też tak sądziła. Ale to nie dałoby nic, czas nas oszukał, niczym Anansi.

– Ano, pech. Taka kolej rzeczy. Wulkany wybuchają, coś ginie, coś nowego się rodzi, jedno się kończy, drugie zaczyna. Coraz mocniej trzęsie, czujesz?

– Gdyby tylko można było to powstrzymać…

– Nawet, jeśli istnieje sposób, nie moglibyśmy wam na to pozwolić. Wulkan musi wybuchnąć, nie tylko dla tego jednego smoka, który akurat znosi jajo. Zrozum, nasz świat to jeden wielki organizm. Pewne zjawiska zachodzą niezależnie od siebie, jednak ostatecznie są ze sobą powiązane, współgrają. Te wszystkie opary, minerały wyrzucane wtedy do nieba z wnętrza ziemi wyrównują balans, hamują ocieplenie klimatu. To tak jak cykl deszczowy, jednak na większa skalę.

Nad głowami mężczyzn załopotały skrzydła, a półprzezroczyste błony przysłoniły gwiazdy. Derakh’zaq z trudem zadarł głowę i po raz pierwszy ujrzał czarną niczym węgiel jaszczurczą bestię. Magmopluj przeleciał tuż nad nimi, wzbijając w górę chmurę piachu i rozdmuchując żar z ogniska. Pod gadzim pyskiem kołysał się pusty wór, w który smok zwykł nabierać lawę, niczym pelikan wodę. Mężczyzna skurczył się w sobie, nie tylko ze strachu, ale również z podziwu dla gracji z jaką stwór poruszał się w locie. Musiał przyznać, że reinkarnacja w takim ciele brzmiała kusząco. Znalazłby się na szczycie łańcucha pokarmowego. Mógłby wreszcie zapolować, zanurkować w lawie czy wzbić się ponad chmury, by ujrzeć gwiazdy w dzień…

– Zacny widok. Szkoda, że wszystko, co najpiękniejsze, wydaje się najbardziej niszczycielskim – rzekł ponuro i wyliczył: – Najżyźniejsze gleby są właśnie na zboczach wulkanów. To drapieżniki mają najwięcej stylu i charyzmy… Albo weźmy nasze kobiety, każdy stosunek może być tym ostatnim…

Vreekmarvorgur zmrużył oczy, zamyślił się na chwilę, po czym zagadnął dużo łagodniejszym tonem:

– Znasz naszego boga, pająkoczłeku? Słyszałeś o Vulkanie?

Derakh’zaq pokręcił głową.

– Nie konkretnie, ale od zawsze wierzono w różne inkarnacje słońca, ognia. A jak mniemam to właśnie coś w tym stylu.

– Powiedzmy. Myślę, że polubiłbyś się z nim. On też był niezły w tkaniu sieci.

– Co ty nie powiesz?

– Kiedyś chcąc przyłapać żonę na zdradzie, wykuł arcymocną, metalową sieć i zaczaił się na małżonkę. Gdy tylko zaczęła współżyć z kochankiem, złapał ich, uwięził i wystawił na pośmiewisko.

– To musiała być mocna konstrukcja, by utrzymać bogów.

– Nie, nie był wybitnym tkaczem, cała tajemnica tkwiła w użytym do jej produkcji surowcu.

Coś zagrzechotało w ciemności, a po chwili chmara strzał przeszyła mrok. Jedna z nich trafiła Wylęgacza siedzącego przy ognisku, zwalając go na plecy. Kilkadziesiąt pająkoczłeków otoczyło obóz, szyjąc z łuków. W okamgnieniu płomień w dłoni Vreekmarvorgura przyjął postać sztyletu.

– Jednak wcale się tak bardzo nie różnimy, rozsnuwaczu – rzekł pasterz i poprzecinał liny, oswobadzając Derakha’zaq. – Surowiec, pamiętaj!

– Co masz na myśli?! – krzyknął za odbiegającym Wylęgaczem.

Mężczyzna w złotej masce spojrzał na niego przez ramię.

– Myśl jak Anansi! Myśl jak bogowie!

 

V

Derakh’zaq nie był w stanie powstrzymać masakry, która dokonywała się na jego oczach. Żądne mordu i zemsty pająkoczłeki rozszarpywały pasterzy na strzępy. Powietrze wypełnił obrzydliwy swąd, choć mężczyzna nie był pewien, czy pochodzi od zranionych płomieniami pobratymców, czy z wnętrza wulkanu. Wstrząsy sejsmiczne dawały mu się ze znaki, gdy na zesztywniałych od tkwienia w niewygodnej pozycji odnóżach próbował powstrzymać rzeź. Wdowy wróciły wraz z kilkudziesięcioosobowym plutonem wojowniczek, by pomścić śmierć Galyah’wer oraz rozsnuwacza. Derakha’zaq nie zdziwił zbytnio brak ulgi na twarzach kobiet, gdy okazało się, że jednak nie zginął. Mężczyźni służyli tylko do jednego, często jednorazowo, a w dodatku on nie należał do tych najprzystojniejszych ani najbardziej jurnych. Czasami miał jednak wrażenie, że był jedynym rozsądnym osobnikiem w całej Yntabie.

– Przestańcie! – krzyczał, potykając się o trupy. – To szaleństwo!

– Zabili Galyah’wer! Spalili ją! – odkrzyknęła fioletowo ubarwiona pająkoczłek, dźgając włócznią martwego już pasterza.

– Zaatakowała pierwsza!

– Bronisz ich?! – rzuciła, przypadając do niego.

Była jego wzrostu, wciąż młoda, choć ze znacznie grubszymi odnóżami i tłustszym odwłokiem. Derakh’zaq dojrzał w jej oczach furię, typową dla dojrzewających samic.

– Nie, ale to nic nie zmieni. Wulkan wybuchnie.

Góra, niczym w odpowiedzi na jego słowa, zatrzęsła jeszcze mocniej, a wydobywające się z niej opary zgęstniały.

– Ruszamy na smoka! – rozkazała Liryah’wer.

Mężczyzna obejrzał się za siebie. Pewna myśl obiegła jego umysł, łechcąc wolę przetrwania i wzbudzając wstręt. Może powinien po prostu odejść. Wrócić do Yntaby, zebrać swoje rzeczy i odejść daleko od tego przeklętego wulkanu, od tych cholernych morderczyń. Ale czy mógłby później spojrzeć we własne odbicie? Zostając tu popełniał honorowe samobójstwo, lecz również brał udział w tych wydarzeniach. Był częścią społeczeństwa, które chciało ukatrupić bestię z powodu błędnych oskarżeń, myślenia, które było głupie i naiwne, mimo że wygodne. Jeszcze przed chwilą sam w nie wierzył, jednak czuł, że jego obowiązkiem jest przynajmniej spróbować otworzyć oczy reszcie. Uratować siebie i miasta szans już nie miał, ale dla magmopluja wciąż była nadzieja.

– Poczekajcie! – krzyknął i pobiegł za kobietami, wspinającymi się po stromym zboczu. – Nie róbcie tego, to nic nie da! To nie on ściągnął erupcję, lecz ona jego!

– Zamknij się! Wracaj do miasta!

– Liryah’wer! – zawołał przewodzącą samicę. – Oszczędźcie smoka! I tak zginiemy, niech on żyje! Nic nikomu z nas nie zrobił!

Pająkoczłek zatrzymała się tuż przy krawędzi krateru i zmierzyła go wzrokiem.

– Mężczyźni – rzuciła z pogardą. – Tylko byście się mazali. Nie bój się, zgładzimy bestię zanim złoży jajo. Zanim spowoduje katastrofę. Uratujemy Yntabę.

– Kurwa mać! Posłuchajcie mnie ten jeden raz! Niech nasza śmierć ma jakiekolwiek znaczenie! Niech coś po nas pozostanie, nawet jeśli my znikniemy pod ścianą popiołu i ognia. Nie gińmy na marne. Jeśli do tego przystąpicie…

– Za późno – wycedziła, mrużąc oczy. – To już się zaczęło.

Derakh’zaq nie dając za wygraną, ruszył w pogoń za samicami, które zniknęły za granią. Nie miał jednak argumentów ani broni, ani autorytetu, ani nawet pomysłu, który zastąpiłby w ich głowach obecne plany. W amoku walki dostrzegł rozszarpane zwłoki Vreekmarvorgura i przypadł do nich. Pasterz leżał na boku, w kałuży krwi i własnych wnętrzności. Rozsnuwacz wyjął z błota złotą maskę, rozejrzał się nerwowo, po czym wsunął ją do przewieszonej przez ramię torby. Z wnętrza krateru dobiegł agonalny ryk magmopluja. Mężczyzna zerwał się z ziemi i pognał galopem.

Gdy dotarł na szczyt, zdał sobie sprawę z potęgi żywiołu. Przerażające gorąco emanowało ze spodu, a gdzieniegdzie przebijały już kałuże pyrkającej, niczym gulasz zawieszony nad paleniskiem, lawy. Liryah’wer miała rację, to już się zaczęło. W dole dostrzegł smoka, pełznącego żałośnie w stronę najbliższej plamy wulkanicznej cieczy. Z jego boku sterczały drzewce kilku włóczni. Zanim rozsnuwacz coś z siebie wydusił, w stronę bestii pomknęło kilkadziesiąt kolejnych oszczepów. Tym razem stwór nie zdążył zawyć. Odszedł w ciszy, przypominając bardziej jeżozwierza niż smoka.

– Jesteś zadowolona?! – krzyknął Derakh’zaq, przekrzykując łomot bulgoczącego wulkanu.

– Nie rozumiem, przecież nie złożył jaja! Wulkan powinien się uspokoić! – odrzuciła Liryah’wer, wspinając się w jego stronę od środka krateru.

Draakler zatrząsł się mocniej i wypluł kilka kawałków zastygniętej lawy, które pofrunęły w górę komina. Jeden z nich rozbił się na skałach, powodując niewielką lawinę. Mieszanina gruzu i żwiru porwała ze sobą dwie kobiety, niemalże wsysając do wnętrza wulkanu.

– To na nic! – odkrzyknął Derakh’zaq. – To nie była wina smoka!

W jej rozszerzonych źrenicach dostrzegł strach. Chyba zaczynała rozumieć. Troszkę poniewczasie.

– Myślałam… – rzekła, stając obok niego i przysłaniając oczy, by móc spojrzeć w dół.

– Jak my wszyscy – odparł.

– A jednak zginiemy – rzuciła, jakby od niechcenia, wzdychając.

Derakh’zaq chciał jej powiedzieć, że istnieje sposób, by powstrzymać wulkan. Że istnieje ratunek dla ich cywilizacji. Jakaś, jakakolwiek, przyszłość. Kolejne odłamki śmignęły nad ich głowami, a temperatura stawała się nie do zniesienia. Nie wiedział jednak, co rzec, a skłamać nie miał serca.

– Myśl jak Anansi – powtórzył pod nosem.

– Co?

– Myśl jak bogowie. Tak powiedział Vreekmarvorgur, zanim zginął.

– Kto, do chuja?

– Wylęgacz, którego zabiłyście. Ten, który nas oślepił.

– Rozmawiałeś z nim?

Rozsnuwacz przytaknął.

– To on ci powiedział o smokach? Że to nie one, że wulkany same…

– Powiedział mi też, że tajemnica tkwi w surowcu i żebym myślał jak Anansi.

– To bez sensu.

– To samo mu powiedziałem.

Stali tak w milczeniu, wpatrując się w smocze truchło. Lawa sięgnęła już jego brzucha, jednak nie wyrządziła mu żadnej szkody.

– Co zrobiłby Anansi? Co by zrobił na naszym miejscu? – recytował ciągle Derakh’zaq.

– Zabrałby z miasta co cenniejsze i zwiał na północ, do jakiejś bezpiecznej krainy, porzucając nas i miasto – zaśmiała się jedna z Wdów, rzucając opląt wciąż wspinającym się pająkoczłekom.

Liryah’wer parsknęła panicznym śmiechem.

A co zrobiłby Vulkan? Rozsnuwacz odtwarzał w myślach rozmowę z pasterzem. Wykład o naturalnej kolei rzeczy, o jego wpływie na klimat oraz… Przypowieść o sieci! Mężczyzna spojrzał na magmopluja powoli znikającego w objęciach materiałów piroklastycznych.

– Mam pomysł! Kurwa, sam w to nie wierzę, ale to może się udać! Liczy się surowiec! – wykrzyczał i począł zawiadować samicami. – Wyciągajcie smoka! Rzućcie na niego sieci, zaczepcie o te włócznie, to się nie przepalą! Wyciągajcie go!

– Co chcesz zrobić?! – zapytała Liryah’wer, unosząc brew.

– Ostatnią wieczerzę!

 

VI

Derakh’zaq omiótł wzrokiem kilkutysięczną populację Yntaby, zgromadzoną w amfiteatrze. Ciekawe, że w obliczu katastrofy to w przebiegłości, a nie w rozpiętości odnóży szukano ratunku. Nigdy nie spodziewał się, że przyjdzie mu przemawiać przed tak liczną publiką. Nie czuł tremy, raczej dumę. W końcu przeznaczenie wybrało właśnie jego, to on śnił o erupcji, to on znalazł rozwiązanie, choć nie bez pomocy smoczego pasterza. Skoro rozsnuwacz działał z polecenia boga, to nie miał się czego obawiać. Anansi, mam nadzieję, że chcesz oszukać żywioł, a nie nas, pomyślał i kontynuował przemówienie, przekrzykując ryk wulkanu.

– Mięso, które właśnie przeżuwacie pochodzi z magmopluja! Dopiero co skończyliśmy go oprawiać w masarni. – Dojrzał grymasy obrzydzenia na twarzach pobratymców. – Przykro mi, ale marynowanie i przyprawianie zajęłoby za dużo czasu, a ten jest dzisiaj bezcenny. Jedzcie, jedzcie tak szybko jak możecie i trawcie. W beczkach wymieszaliśmy dla was koktajle owocowe, pijcie pod sam korek. Nie może wam zabraknąć sił, a i nie chcemy słyszeć o żadnych skurczach! Sieci muszą być doskonałe, jeżeli mają oprzeć się ogromnym masom niewyobrażalnego gorąca! Nie obchodzi mnie jak to zrobicie, jak to zjecie, jak musicie rzygać to rzygajcie, ale nie pozwólcie mięsu się zmarnować. Magmopluj był spory i dobrze umięśniony, jednak nie wystarczy białka, by osłonić całe miasto. Z racji tego będziemy działać w trzech drużynach, w różnych dzielnicach. Punktami zaczepienia będą amfiteatr, doki portowe oraz leże. Te miejsca pokryjemy kilkoma warstwami, tak samo jak tunele pomiędzy nimi. Każdy z was weźmie kilka porcji mięsiwa na wynos, by dojadać na bieżąco podczas tkania sieci. Podzielimy was tak jak siedzicie, trybunami, ale nie bójcie się, zanim zapadnie ciemność każdy zdąży odnaleźć bliskich. Mamy zaledwie kilkanaście godzin, tak że do roboty!

Odetchnął z ulgą. Mimo że smocze zwłoki nie należały do miejscowych smakołyków, pająkoczłeki potraktowały zadanie poważnie. Zmartwiła go jednak dziękczynna atmosfera, która choć lepsza od paniki, mogła doprowadzić do zlekceważenia zagrożenia.

– Nawet jeśli plan się powiedzie i zdążymy, w promieniu kilkudziesięciu kilometrów zapanuje ciemność, a Yntabę na dłużej pokryje gruba warstwa wulkanicznego popiołu. Ale tak, przetrwamy. A z czasem odbudujemy te części miasta, których nie zdążymy przykryć przed żarem. Ziemie na zboczach Draaklera odzyskają żyzność, a do naszych wód powrócą ryby.

– Rozsnuwaczu, jeśli to się uda – zaczęła Liryah’wer, wspinając się na scenę i kładąc jego rękę na swojej piersi – będziemy się kochać.

Derakh’zaq przełknął ślinę.

– I może nawet cię oszczędzę – dodała, oblizując zalotnie usta.

Wcale go nie przekonała. Olbrzymia kobieta słynęła bowiem z tego, że żaden z jej kochanków nie dożył wschodu słońca.

 

VII

Kolejne godziny mijały nieubłaganie, a Derakh’zaq, biegnąc pustymi ulicami Yntaby, doświadczał deja vu. Co prawda, hałas był jeszcze do zniesienia, a z nieba nie padał deszcz meteorytów, to wszystko wydawało się takie jak we śnie. Co więcej, zarówno tam jak i na jawie szukał czegoś. Tym razem jednak wiedział czego. Na promenadzie dojrzał grupę pająkoczłeków snujących sieci nad dokami. Jego pobratymcy stali na dachach portowych budynków i wywijali odwłokami, niczym przy wesołym tańcu. Za pomocą kądziołków przędnych dziergały mistrzowską konstrukcję, cieńszymi niźli ludzki włos, lecz nieporównywalnie wytrzymalszymi nićmi. Srebrzysta sieć sprawdziła się podczas prób, które przeprowadzili z ogniem na ochotnikach, którzy jako pierwsi przetrawili smocze mięsiwo. Wtedy rozsnuwacz zrozumiał, że to mogło się udać.

Na swoim osiedlu wpadł na grupę dzieci, które nie były w stanie jeszcze snuć tak skomplikowanych pajęczyn. Zamiast tego nosiły kosze z owocami oraz warzywami z magazynów na obrzeżach miasta. Derakh’zaq zatrzymał się przed domem sąsiada, na ścianie którego widniał, teraz już skończony, surrealistyczny malunek. Ciarki przeszły po plecach mężczyzny, stawiając włos na jego odnóżach i odwłoku. Choć zniekształcony i wyrażony w dziwacznych barwach, obraz przedstawiał człowieka oraz pająkoczłeka na zboczu góry, rozmawiających przy ognisku, a nad ich głowami widniał olbrzymi smok w locie. Rozsnuwacz dotknął ciepłej cegły, poczuł euforię. Wpadł do swojego mieszkania i wyciągnął spod łóżka zawiniątko, które schował tam przed wystąpieniem w amfiteatrze. Zważył je w dłoni i umieścił pieczołowicie w torbie przewieszonej przez ramię. Gdy wyszedł z powrotem na ulicę, raz jeszcze dokładnie przyjrzał się malunkowi, po czym wyruszył na północ.

 

VIII

Derakh’zaq szedł kilka godzin, a zatrzymał się dopiero po pokonaniu wiszącego nad wąwozem mostu, uplecionego z nici przędnej. Był niemal pewien, że to ostatnia taka konstrukcja – granica między jego światem a nieznanym. Najdalszy ślad zostawiony przez cywilizację Yntaby, której wieczorną panoramę mógł teraz podziwiać. Patrzył z odległości kilkunastu kilometrów na pokryte srebrną, błyszczącą pajęczyną miasto. Północny wiatr wiał zza jego pleców. Stał na wzniesieniu, które gwarantowało doskonały widok. Po jego lewicy szalały fale, rozbijając się o portowe nabrzeże. Po prawicy zaś górował Draakler, z dumnie wypiętą piersią, wpatrując się drapieżnie w swoją liczącą kilka tysięcy pająkoczłeków ofiarę. Trzęsienie ziemi na moment ustało, a wulkan przestał wypluwać bomby.

– Istna cisza przed burzą – mruknął Derakh’zaq, a jego słowa zawisły nad wąwozem, który zdawał się być zatrzymany w czasie. Wiatr, nie mogąc się zdecydować czy już pora cofać się do oceanu, ustał. Nawet chmury przystanęły na moment, by Draakler mógł namalować piękny, choć niszczycielski obraz na ich tle. Mężczyzna wziął kilka głębszych oddechów, napawając się wszechobecnym milczeniem. Pewna era dobiegała końca i choć lękał się o przetrwanie Yntaby, miał przeczucie, że nadchodziła zmiana na lepsze.

Derakh’zaq sięgnął do przewieszonej przez ramię torby i wydobył cenne zawiniątko. Odwinął utkany z przędzy koc, a jego oczom ukazało się hebanowoczarne jajo magmopluja. Mężczyzna przejrzał się w nim, pozwalając, by kunsztownie wyrzeźbione smocze oblicze odbiło się w idealnie gładkiej skorupie. Wykuta ze złota maska Vreekmarvorgura pasowała na niego jak ulał. Poprzedniej nocy, choć nieświadomie, zaciągnąłem dług, pomyślał. Nie rozumiał wydarzeń, w których centrum się znalazł. A brak snu i stres nie zwiastowały szybkiego rozwikłania dręczących go pytań. Gdy choć na chwilę zamykał oczy, widział tajemniczy malunek ścienny sąsiada. Pewnym był tylko jednego, że oprócz ocalenia swego życia, zyskał coś o wiele cenniejszego. Cel.

– Popatrz ze mną – rzekł łagodnie Derakh’zaq, tuląc ciepłe jajo do piersi.

Ziema zatrzęsła się potwornie, a gęsta chmura wystrzeliła z wulkanu z zabójczą prędkością. Widok ten przypominał obserwowanie wzrostu drzewa w przyspieszonym tempie. Trujące opary rozgałęziały się w powietrzu, zmieniając barwy między bielą a szarością. Słup dymu zdawał się nie mieć końca, dopóki nie przytłoczył go jego własny ciężar. Kolejne wybuchy rozdymały krater, który wypluwał kolosalne ilości materiałów piroklastycznych. Po zboczu Draaklera pomknęły, ścigając się, liczne lawiny i strumienie lawy. Niczym szarża konna, gnając na spotkanie ze srebrzystą tarczą rozpostartą nad miastem. Tysiące pocisków płonącej lawy wystrzeliły z wulkanu. Ku uldze Derakha’zaq spływały po pajęczynie niczym łzy po policzku, nie naruszając misternej konstrukcji. Erupcyjna chmura przysłoniła zachodzące słońce, spowijając ciemnością wszystko w zasięgu wzroku.

– Niechaj Anansi was nie oszuka – rzekł rozsnuwacz, patrząc, jak Yntaba znika pod grubą warstwą wulkanicznego popiołu. Mógłby przysiąc, że poczuł w jaju lekki ruch. 

 

Koniec

Komentarze

Na początku wielki plus za sięgnięcie po konwencję fantasy :) Naprawdę, wielki szacun :)

Sama opowieść urzeka. Lud pająkoczłeków przedstawiony bardzo fajnie, podobnie jak struktura społeczna. Tworzenie światów pierwsza klasa, nie ma co :)

Akcja dla mnie płynęła, nic się nie dłużyło. Tekst zaskoczył mnie tez swoim niekonwencjonalnym zakończeniem losów samego bohatera. Za to też wielki plus :)

Zgrzytały mi za to trochę dialogi, zwłaszcza wypowiedzi takie jak ta:

Szósty! Przeginasz, oj, przeginasz. To niedorzeczne, że jeszcze muszę to zapisywać. Niech cię Anansi oszuka, Derakh’zaq. Ciebie oraz te twoje popaprane sny.

Po rysunku i opisie zakorzenił się we mnie obraz pająkoczłeków jako takich Masajów. Dlatego taka mocno współczesna mowa nie współgrała mi z całym przedstawionym światem.

To była kolejna zaleta bycia pająkoczłekiem – brak bielizny.

Na początku mi to zgrzytnęło, no bo skąd bohater mógł wiedzieć, co ta bielizna. Potem wymieniasz w tekście ludzi, ale nie wiem, czy inni Wylęgacze nimi byli (a ten mag to tylko jakiś mutant) czy też wszyscy to tacy gadoludzie. Stąd trudno mi umieścić do końca obraz tych ras w świecie – czy są tam ludzie tacy jak my, czy raczej coś innego mają na myśli postacie.

Podsumowując: naprawdę bardzo dobre opowiadanie, z ciekawym pomysłem i wykonaniem.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan

Dzięki za ciepłe słowa. Nie znam się na fizyce czy mechanice kwantowej, więc nie chciałem się mądrować w klimatach science-ficiton. Zresztą moje ostatnie opowiadanie dotyczyło podróży w czasie, potrzebowałem odmiany. A że trafiły się ciekawe artykuły na świecienauki, grzechem było nie skorzystać. Tym bardziej, że rasa pająkoczłeków chodziła za mną od dłuższego czasu, nawet jeden ukatrupił kilku portalowiczów, zanim zginął od włóczni Beryla w – Prawdziwych przyjaciół poznaje się w necie. Współczesna mowa była mocno tępiona w tekście podczas poprawek, ale akurat egzegetka to nie tylko typowa biurwa, lecz również silna kobieta w społeczeństwie gardzącym płcią męską. Dlatego zostawiłem jej kilka kolokwialnych kwestii. Owszem, pająkoczłeki to dość antyczna cywilizacja, ale rozwój intelektualny i duchowy postępuje u nich dużo szybciej niż technologiczny. Poza tym są gatunkiem humanoidalnym, wiedzą kim są ludzie, a kim pająki. Yntaba to miasto portowe, a miasta portowe słyną z trudnienia się handlem. Innymi słowy zapewniam, że styczność z ludźmi miewają. A co do postaci innych Wylęgaczy, pozostawię tylko tajemniczy uśmieszek :)

 

EDIT:

Dzięki za klika do nominacji ;)

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Krótko po publikacji Twojego tekstu, zajrzałam, zaintrygowało, ale stwierdziłam, że odłożę na później. Akurat miałam chwilę i nie wytrzymałam, musiałam kliknąć i przeczytać. Twoje fantasy zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Temat, forma, wszystko współgrało. Zakończenie – pojadę trochę pompatycznie – po prostu piękne. Tak dobrze się czytało, że nie wiem czy miałeś jakieś potknięcia w tekście. Może coś tam było… nie wiem ;)

Jak NoWhereMan, miałam ochotę przyczepić się do słów egzegetki. Ale po zastanowieniu się i rozwoju wydarzeń w tekście, spodobało mi się. Tak pretensjonalnie traktowała głównego bohatera.

Deirdriu

Jeszcze nie potrafię spojrzeć obiektywnie na ten tekst, ciągle mam taką euforię twórczą, jak zwykle świeżo po publikacji. Ale cieszę się, że aż tak ci się spodobało. Idealnie pewnie nie jest, ale wraz z betami zrobiliśmy co w naszej mocy, by wykonanie chociaż nie utrudniało odbioru treści. Dzięki!

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

A ja mam euforię czytelniczą :) Aż sama nie wierzę, że tekst zrobił na mnie takie wrażenie. Ale co tam, nie będę się chować po kątach ze swoimi odczuciami. Takie opowiadanie widziałabym gdzieś w wielkim świecie. Z chęcią przeczytałabym na papierze. Nie jestem wielką fanką fantasy, ale jak jest haczyk z ciekawym pomysłem, wciąga mnie szybko.

Planujesz coś jeszcze napisać o pająkoczłekach?

Deirdriu

Ale mi się pucha cieszy na twoje pytanie :D To opowiadanie dzieje się w uniwersum, w którym piszę powieść. Może i tam pająkoczłeki się pojawią. A co do samych losów Derakha’zaq, nie ukrywam, że dzięki wersji jaką ostatecznie przybrało zakończenie, powstał materiał na sequel :D Zobaczymy co ten utwór zwojuje, wiele elementów zagrało jak należy, ale pozostaję spokojny. Choć muszę przyznać, że kontynuacja przygód rozsnuwacza w wersji papierowej brzmi kusząco. No, ale to już nie ode mnie zależy ;)

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Trzymam kciuki :)

Świat się wali, będę śledzić losy opowiadań fantasy. A poważnie, jestem zaintrygowana Twoim uniwersum. Będę śledzić kolejne poczynania :)

To może ja (mniej więcej) powtórzę opinię z bety:

Opowiadanie naprawdę z górnej półki, oryginalne, ze świetnie poprowadzoną fabuła i porządnie wykreowanym głównym bohaterem. Dla autora należą się brawa za odważny wybór konwencji heroic fantasy i wplecenie koncepcji naukowych w ten gatunek. No i osobisty plus ode mnie za to, że opowiadanie wyróżnia się na tle powodzi elfów, krasnoludów i skandynawiopodobnych krain (no dobra, są też smoki, które też stanowią sporą część objętości tejże powodzi klisz, ale kto nie lubi czytać historii o smokach, niech pierwszy rzuci kamieniem, albo nie opublikuje tekstu na następnej Dragonezie :D ) No i kozacki tytuł, bomboclaat!

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Deirdriu

Bardzo mi miło i dziękuję za klika do nominacji.

 

Wicked G

Przyłożyłeś się na becie, danks! Mam nadzieję, że przyjdzie nam jeszcze współpracować, tym razem może z większym zapasem do deadline’u ;) 

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Kawał porządnego tekstu. Przemyślane światotwórstwo, poszczególne elementy pasują do siebie, choć matriarchat był o wiele straszniejszy w opisach niż codzienności. Bohater wielokrotnie sprzeciwia się pająkokobietom, lecz one tolerują jego niesubordynacje choć zabijają swoich seksualnych partnerów, a mężczyźni służą jedynie do prokreacji. To mi zgrzytnęło, poza tym ciekawie wykreowany i całkiem oryginalny świat.

Podobało mi się zakończenie, sprawnie splotłeś wszystkie wątki, ułożyły się w zgrabną sieć :)

Świetny pomysł na rasę i świat :) Przyjemnie było przeczytać coś tak oryginalnego. Szkoda mi smoka :( Zastrzeżenie mam do jednej rzeczy: społeczeństwo, w którym rządzą kobiety chyba nie powinno używać jako przekleństwa kurwa/skurwysyn.

Przeczytane :)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

belhaj

Dzięki za dobre słowo oraz klika do nominacji. Matriarchat pająkoczłeków zapożyczyłem z natury. Połączyłem zachowania pająków oraz lwów. Samice są większe, groźniejsze, a przy kopulacji potrafią zdekapitować samca. To one polują, one podejmują większość decyzji, jednak tak jak zaznaczyłem rozmiar decyduje o hierarchii, ale nie daje całkowitej władzy. Poza tym, zastanów się, ten matriarchat jest po części wtórny, co świetnie pokazuje cytat Liryah’wer, która obiecuje Derakhowi’zaq stosunek po erupcji. Pokazuje to, że samice wybierają tych najlepszych z samców do kopulacji. Ciągle przetrzebiane męskie szeregi z najwybitniejszych jednostek skutkują tym, że brakuje charyzmatycznych samców. Dlatego tolerują jego niesubordynacje, ponieważ nie mają jeszcze matriarchatu zakodowanego w genach. Charyzmatyczny i przebiegły samiec wciąż może im zaimponować i poprowadzić, co zresztą Derakh’zaq też podsumowuje w VI podrozdziale.

Są gatunki pająków, które przynoszą samicom ,,prezenty’’, a gdy one się zajmują odpakowywaniem ci robią swoje. Mało tego, jeśli uda im się zrobić swoje, zanim samica zeżre prezent, potrafi jej go zabrać i pobiec do kolejnej. Także nawet wśród prawdziwych pająków matriarchat nie taki straszny jak go malują ;)

Bellatix

Dziękuję, kłaniam się nisko. Po części odpowiedziałem na twoje zastrzeżenie belhajowi, to matriarchat wtórny. Ale ciekawa uwaga, a ja lubię jak najbardziej personalizować światy, także może w przyszłości wachlarz przekleństw w Yntabie ulegnie reformacji.

 

heroina

Miałem zaniechać, bo myślałem, że nie zdążę, ale przez to nie potrafiłem:

*_* Obietnica opowiadania na Science 2017? Oczy mi się zaświeciły :D

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Brawo za pomysł oraz udane oddanie tropikalnej, karaibskiej atmosfery, gdzie sen, jawa, strach, śmiech, pożądanie i agresja mieszają się w kolorową mozaikę. Matriarchat troszkę jakby z Ursuli LeGuin, czyli także plus. Zajmująco o wulkanach, smokach i piękny wykład o ekosystemie. Jedyne co odrobinkę mi zazgrzytało, to jak najbardziej współczesne, treściwe bluzgi. Gdyby bohaterowie klęli tak kreatywnie jak Jamajczycy, których poprzez patois przywołujesz w tytule, to już w ogóle by było mega wypaśnie. A! Jeszcze nuff respect za modelowe proporcje historii, stopniowanie napięcia, postać głównego bohatera,  no i przede wszystkim niedosyt, który owa historia pozostawia.  

Przyczajony użyszkodnik

Mechaniszkin

Dzięki, kłaniam się nisko. W klimaty jamajskie aż tak bardzo nie poszedłem, jedynie posiłkując się patois jako nicią przędną, która splecie mi ichnie legendy o Anansim z tymi pająkoczłeków. Ale przyznam, że zatrułeś mi teraz głowę tymi karaibami, panie kolego. Podsunąłeś mi pomysł na wykorzystanie voodoo w ewentualnym sequelu. Wyobraź sobie te tagi… Ach, rozmarzyłem się :D

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Pisz póki wizja pod czaszką jak wulkan gorąca :-) Voo Doo to raczej po sąsiedzku na Haiti. Jamajczycy mają Obeah. Co ciekawe o Obeah pisał nawet Aleister Crowley w "Thelemie". 

Przyczajony użyszkodnik

Mechaniszkin

Czaszka musi ochłonąć po erupcji, odparować ;) Zobaczymy jak tekst odbiorą inni i czy w ogóle będzie popyt na dalsze losy Derakha’zaq. Nie myśl sobie, że użyję voodoo czy obeah, raczej wykreuję jakiś świeży synkretyzm, choć czerpiący garściami z różnych wierzeń ameryk. Im bardziej pojechany tym lepiej. 

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Z trudem muszę powstrzymać się od komentarza… :P Ale tak, świeciły się jasno! A teraz, przy ocenianiu i delektowaniu się żniwami to jak dwie supernowe *_*

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Dopiero teraz, z palcem na spuście, skapnąłem się, jak dawno nie klikałem :o.

No więc, klikam, bardzo zresztą ochoczo i witam współtowarzysza w science napisanym przez lekkie “s” ;).

Światotworzenie pierwsza klasa. Kilka scen uroczych, a smok pierwszy chyba raz większe wrażenie robił jako tło, niż w momencie, kiedy spadł z nieba. Patriarchat fajnym smaczkiem, wpisującym się w przyjęte uniwersum (serducho Naz musiało zabić szybciej :P), chociaż miejscami słabo przemyślane – wspomniane wcześniej przekleństwa i OLBRZYMIA pobłażliwość względem prostego wszak chłopa (żeby on chociaż miał odrobinę większą pozycję wśród swojej płci, czy chociażby miał jakieś silniejsze powiązania społeczne – ja wiem? Może gdyby był osobistą zabawką jakiejś rosłej pani, i to ona mogłaby karać biedaka jako jedyna?).

Fabuła solidnie zamknięta, domknięta i wypełniająca zaoferowaną objętość. “Prawie” klamra w postaci malunku na murze również przyjemna. I tak dochodzę do momentu, który chwilowo chyba jako jedyny odwodzi mnie od udania się do piórkowego tematu.

 

 

 

 

UWAGA. Jeśli to czytasz i jesteś jurorem, to nie wiem, co tu jeszcze robisz. A sio od mojego komentarza, żeby się niczym nie sugerować!

 

 

 

 

Chociaż nie mówię, że jest czym, bo tutaj pełno subiektywizmu ;P.

Scena rozmowy z Wylęgaczem jest tragiczna – chociaż słowo to ma prawo bytu tylko dlatego, że cała reszta to cud miód i orzeszki. Dlaczego z kolei… Potężny, słabo uzasadniony infodump fabularny i światotwórczy (nieco inny niż w większości tekstów z konkursu, gdzie padał infodump typu science-technicznego). Rozmowa zdała mi się cudacznie nieadekwatna do poziomu reszty tekstu i kwestii przekonań Wylęgaczy, już nie mówiąc o tym, jak to Wylęgacz sprzedaje rozmówcy powód do ubicia smoczydła, którego notabene jest ochroniarzem.

Dodatkowo, scena ta to plejada niewykorzystanego potencjału. Po pierwsze, infodump można było zawrzeć bardziej między wierszami. Bo to co się stało chociażby tutaj:

– Szargasz ludzki gatunek i tak bardzo podniecasz się smokami… Czym ty w ogóle jesteś?

– Nie człowiekiem.

– A czym?

Po czym tajemniczy jegomość mający wszelki potencjał badassowski od tak ściąga kaptur i maskę. Tadam. To jest okropne. Czemu bohater nie mógł dosłyszeć jaszczurzego syku, dostrzec jakiejś błyszczącej łuski, czy czegoś, co rzeczywiście mogłoby doprowadzić do “podobnego” dialogu, ale dużo przy tym zgrabniejszego.

Wiem, że kwestia przekazanych informacji jest bardzo ważna dla tekstu, ale można to było zrobić lepiej niż wsadzać wykład w usta kogoś, kto idzie na śmierć za swoje przekonania – jednocześnie sugerując rozwiązanie mocno sprzeczne z jego własną religią.

Ogólnie potencjał postaci Wylęgacza uznaję za totalnie niewykorzystany, a samą postać za worek z informacjami, które musiały zostać przekazane bohaterowi. Trza było zgrabniej. I te niewykorzystane momenty, gdzie można było zrobić jakiś epicki obrazek podszyty płomieniami Wylęgaczy walczących z wrogiem, broniących smoka jak swojego ojca. Eh, tyle możliwości, a została tylko banalna rozmowa przy ognisku :(.

 

Tom poleciał. Wiadomo, że o niesnaskach można dłużej niż o pozytywach – taka człowiecza natura i najwyraźniej również ptasia ;P. Tekst znakomity z tą jedną właśnie, mocną skazą, która mnie wstrzymuje. Zastanowię się, bo pewnie po prostu za bardzo marudzę, jak zawsze. To wciąż jeden z najlepszych tekstów, jakie ostatnimi czasy czytałem.

 

Powodzenia w konkursie :).

Mały Słowik

Dzięki za te dobre słowa, a co do tych gorszych się odniosę.

O pobłażliwości odpowiedziałem wyżej belhajowi, odnosząc się do matriarchatu wtórnego. Co do zarzutu o infodump, owszem, dialog jest dość długi i miejscami merytoryczny, ale ma swój kontekst, w którym jeden bohater przekazuje drugiego wiedzę, której tamten nie zna. Odbiega więc to od klasycznego infodumpu rodem ze starych sztuk teatralnych, w których aktorzy powtarzają dobrze sobie znane prawdy, po to by publiczność się o nich dowiedziała. Weź to pod uwagę.

A co do postaci Vreekmarvorgura, jego badassowości, zdjęcia maski i podpowiedzenia rozwiązania (które według ciebie jest sprzeczne z jego przekonaniami)… Pozwól, że posłużę się cytatami z tekstu, byś lepiej zrozumiał jego postawę:

– Niech przyjdą.

– Zginiecie.

Trzynastu wylęgaczy jak jeden mąż buchnęło nagle śmiechem.

– Ty nic nie rozumiesz.

Wylęgacze wiedzieli, że magmopluj wybierając to miejsce skazał ich na śmierć. Przewaga liczebna była zbyt wielka.

 

– Dlaczego mnie też nie spaliłeś?

– Nie wiem, chyba z ciekawości – odrzekł, siadając na żwirowym otoczaku naprzeciwko niego

Derakh’zaq zmarszczył czoło.

– Chciałem z kimś porozmawiać, poznać lepiej waszą rasę.

Vreekmarvorgur traktuje tę rozmowę jako swego rodzaju spowiedź.

 

Vreekmarvorgur odrzucił do tyłu kaptur i powoli odsunął maskę, ukazując szkaradne, gadzie oblicze. W miejscu nosa miał wąskie szpary, zamiast skóry – łuski, a czerwone oczy przysłaniała co chwilę, mrugająca przezroczysta powieka.

– Jestem czym jestem. Czymś pomiędzy, międzygatunkową wtopą.

Wylęgacz wylewa swój żal, również we wcześniejszych wersach, kiedy krytykuje ludzkość za człowieczeństwo i wszystkie cechy, które z nimi idą w parze. Oraz zaznacza, ze wie kim chce zostać. Wybiera jedną ze swoich stron.

 

Mężczyzna skurczył się w sobie, nie tylko ze strachu, ale również z podziwu dla gracji z jaką stwór poruszał się w locie. Musiał przyznać, że reinkarnacja w takim ciele brzmiała kusząco. Znalazłby się na szczycie łańcucha pokarmowego. Mógłby wreszcie zapolować, zanurkować w lawie czy wzbić się ponad chmury, by ujrzeć gwiazdy w dzień…

– Zacny widok. Szkoda, że wszystko co najpiękniejsze wydaje się być najbardziej niszczycielskim – rzekł ponuro i wyliczył.

Vreekmarvorgur zmrużył oczy, zamyślił się na chwilę, po czym zagadnął dużo łagodniejszym tonem– Znasz naszego boga, pająkoczłeku? Słyszałeś o Vulkanie?

Podpowiem tylko, że nie przypadkiem pasterz zmienia swoje nastawienie do Derakha’zaq po tej egzystencjalnej rozkminie, którą pająkoczłek przeżył. Wylęgacz posiada magiczny talent, dodaj sobie fakty.

 

– Jednak wcale się tak bardzo nie różnimy, rozsnuwaczu – rzekł pasterz i poprzecinał liny, oswobadzając Derakha’zaq. – Surowiec, pamiętaj!

Zastanów się czy Vreekmarvorgur zdradził komuś rozwiązanie niekorzystne dla pasterzy oraz ich religii. Nie przypadkiem zwrócił się do niego per rozsnuwaczu.

 

Zawoalowałem wiele detali i smaczków, nie wszystkie ujawnię, ale szukajcie podtekstów i foreshadowingu, bo jest go w tekście sporo.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Shadziu (nie wiem, czy odmieniam poprawnie?), nie ma potrzeby mnie tutaj przekonywać w żaden sposób, bo to tylko mocno subiektywna opinia czytelnika. Jeśli pewne rzeczy w tekście są, a to ja je przeoczyłem – to wyciągasz samemu wnioski, co do wartości mojego komentarza i łapiesz się za głowę, co to za czytelniczy patałach lata po forum ;). Znaczy – podyskutować, bardzo chętnie podyskutuję, mam nadzieję, że z jakimiś pozytywami dla Ciebie (w sensie, że w moim bełkocie znajdzie się jakaś wartościowa uwaga).

 

Wylęgacze wiedzieli, że magmopluj wybierając to miejsce skazał ich na śmierć. Przewaga liczebna była zbyt wielka.

Zatem idą na śmierć nie traktując tego nawet specjalnie poważnie, nie wierząc w sensowność własnego poświęcenia. Nie kupuję tego, tak po prostu, nie w tej formie. W sensie, no cholera, żeby chociaż próbowali, to bym rozumiał. Nie mówię, że z miejsca powinno to wyglądać jak “Wszyscy jesteśmy Meekhańczykami” (co nie zmienia faktu, że taką wersję to bym nawet i w druku chętnie zobaczył ;)). Postanowiłeś nie wyjaśniać tego nadmiernie w tekście, zostawić domysłom czytelników, więc masz takiego jednego ptaszka, który nie wychwycił tego całego foreshadowingu ;).

 

Vreekmarvorgur traktuje tę rozmowę jako swego rodzaju spowiedź.

Cóż takiego strasznego uczynił, że musi się spowiadać? I dlaczego spowiedź przyjmuje formę wymiany międzygatunkowej wiedzy? ;) Nie rozumiem punktu wyjściowego – gdyby od początku chciał pajęczakom pomóc, to spoko – znakomity punkt wyjściowy. Ale Ty sam mówisz, że dopiero później się na to decyduje, poruszony egzystencjalną rozkminą głównego bohatera. Jeśli chciał się wyżalić komuś obcemu, to straciłem szacunek do postaci. I znów, to tylko ja. Można spokojnie uznać, że postać w tej formie mi się nie spodobała – zaznaczałem niejednokrotnie, że odczucia te są subiektywne jak cholera.

 

Wylęgacz wylewa swój żal, również we wcześniejszych wersach, kiedy krytykuje ludzkość za człowieczeństwo i wszystkie cechy, które z nimi idą w parze. Oraz zaznacza, ze wie kim chce zostać. Wybiera jedną ze swoich stron.

Zastanów się czy Vreekmarvorgur zdradził komuś rozwiązanie niekorzystne dla pasterzy oraz ich religii. Nie przypadkiem zwrócił się do niego per rozsnuwaczu.

Tyle jeszcze zrozumiałem. Ptaszki mają małe móżdżki, ale starczyło mnie go na taką operację. Jedyne co mi się nie zgadza to fakt, że te słowa padają, kiedy smok jeszcze żyje. Kiedy jest szansa, że przeżyje (a że latająca bestia dała się ubić tak banalnie to już osobna kwestia). A szansa jego przeżycia daje większe szanse dla jaja, niż wiara w jakiegoś pajęczaka. Nie kupuję profilu psychologicznego Wylęgacza – przepraszam.

Rozumiem sens opowiadania, rozumiem sens jego decyzji, i którą stronę właściwie wybrał Wylęgacz, ale wciąż nie podoba mi się sposób, w jaki zostało to przedstawione. To jedyne czego się czepiam. Czepiam się tej skrótowości (swoją drogą: porównaj ostatni akapit pierwszej części tekstu (edit: znaczy, przed gwiazdka) i akapit dotyczący ubicia smoka – dostały tyle samo miejsca – a zgadnij co było naprawdę warte opisu).

O, teraz lepiej rozumiem twoje uwagi oraz zastrzeżenia. Przyjmuję je do wiadomości, akceptuję, choć się z nimi oczywiście nie zgadzam. Cóż, każdemu nie dogodzę, szczególnie rozwojem postaci drugoplanowych czy tym ile dany fragment otrzymał znaków. Tak czy siak, dzięki za opinię i połamania klawiatury w sajens 2k17 ;)

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Przeczytawszy.

Babska logika rządzi!

O, jakości tekstu, albo chociaż satysfakcji po jego przeczytaniu :D, nie jest w stanie podważyć nawet mój dzisiejszy krytyczny nastrój :D

 

Wielką fanką heroic fantasy nie jestem, bo uważam, ze ciężko tam o coś nowego. A tutaj proszę. Poza tym smokiem nie było według mnie niczego wyświechtanego :) A w ogóle to ciężko nie przyznać Wickedowi racji – wszyscy uwielbiają smoki :) No, i scena, kiedy ten przelatywał nad ogniskiem i rozłożył swoje błoniaste skrzydła, bardzo mi się podobała.

 

Klimat też przedni. Czuć ten gorący wulkan, tropiki. Pajęczemu miastu można by też oddać jeszcze trochę znaków, ale, wiadomo, to tak subiektywnie mówię. Z czystej chęci zobaczenia jakiegoś większego skrawka świata :P W tym miejscu też wspomnę o pierwszym opisie pająkokobiety(?) – dobry :)

 

A jak już tak o tych kobietach z jego rasy, to powiem jeszcze, że wzbudził u mnie emocje ten “ucisk” bohatera. Szkoda mi go było. Ale to dobrze, bo bohater zyskał sobie moją sympatię, i nie musiał przekonywać (aż tak bardzo) nadaną przez Autora osobowością. Co nie znaczy, że nie warto by było nadawać głębi postaciom drugoplanowym :P Ale, Słowik już o tym pisał, zdaje się. I pisał też o rozmowie z Wylęgaczem. I też się z nim w tej kwestii, niestety, zgadzam :(

lenah

Dziękuję za pochlebne słowa, a te mniej dobre przyjmuję na klatę. Niektóre twoje i Słowika zarzuty są smakowite, bo z jednej strony krytykują tekst, ale z drugiej ich źródłem jest chęć szerszego poznania wykreowanego świata. A to cieszy. Na każdym kroku to podkreślam, że jestem na tym portalu, by się doskonalić. Mocne strony swoich tekstów znam, więc to właśnie wytknięcia tych słabszych aspektów są jeszcze cenniejsze.

Utwór ma zawsze trzy wersje, ta w głowie autora, ta na papierze oraz ta w głowie czytelnika. Cała filozofia w tym, by były jak najbardziej zbieżne :D

 

Finkla

Mam nadzieję, że smakowało ;)

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Gratuluję znakomitego pomysłu, który zaowocował tak świetnym opowiadaniem. Pokazałeś świat osobliwy, ale niezwykle ciekawy i wiarygodny. To chyba pierwsza przeczytana przeze mnie historia fantasy, w której, poza smokiem, nie występują typowe dla tego gatunku postaci. Ba, nie ma nawet karczmy!

Pozostaje mi tylko zgodzić się z wszystkimi pochwałami wcześniej komentujących i dołączyć do grona czytelników, dla których lektura Twojego dzieła okazała się szalenie satysfakcjonująca. ;)

 

a dłu­gie włosy za­plótł w kok. – Kok się upina. Plecie się warkocze.

 

Do obo­wiąz­ków roz­snu­wa­czy na­le­ża­ły rów­nież kon­ser­wa­cja miej­skich pa­ję­czyn, w ga­le­riach, na wy­sta­wach, bo­iskach oraz tych ty­po­wo prak­tycz­nych, słu­żą­cych za osło­nę przed wia­trem, wy­głu­sza­czy, pa­ra­so­li czy kon­struk­cji łow­nych. – Piszesz o jednym obowiązku, konserwacji, więc: Do obo­wiąz­ków roz­snu­wa­czy na­le­ża­ła rów­nież kon­ser­wa­cja

 

De­rakh’zaq czuł lekko zdez­o­rien­to­wa­ny, ale za­czął opo­wia­dać. – Chyba miał być: De­rakh’zaq czuł się lekko zdez­o­rien­to­wa­ny, ale za­czął opo­wia­dać. Lub: De­rakh’zaq  był lekko zdez­o­rien­to­wa­ny, ale za­czął opo­wia­dać.

 

Na czar­ną, płó­cien­ną szatę męż­czy­zna na­cią­gnię­ty miał krwi­sto­czer­wo­ny kirys… – Wydaje mi się, że kirys się wkłada/ zakłada. Chyba nie można go naciągnąć.

 

– Nie zo­sta­wi­my leż.– Nie zo­sta­wi­my leży.

 

ze­brać swoje rze­czy i wy­ru­szyć z da­le­ka od tego prze­klę­te­go wul­ka­nu… – Z daleka można powrócić, ale nie wyruszyć.

Może: …ze­brać swoje rze­czy i odejść da­le­ko od tego prze­klę­te­go wul­ka­nu

 

Prze­ra­ża­ją­cy gorąc ema­no­wał ze spodu… – Raczej: Prze­ra­ża­ją­ce gorąco ema­no­wało ze spodu

 

- Przy­kro mi, ale ma­ry­no­wa­nie i przy­pra­wia­nie za­ję­ło­by za dużo czasu… – Zamiast dywizu powinna być półpauza.

 

Mamy za­le­d­wie kil­ka­na­ście go­dzin, także do ro­bo­ty! Mamy za­le­d­wie kil­ka­na­ście go­dzin, tak że do ro­bo­ty!

 

w pro­mie­niu kil­ku­dzie­się­cie­ciu ki­lo­me­trów za­pa­nu­je ciem­ność… – …w pro­mie­niu kil­ku­dzie­się­ciu ki­lo­me­trów za­pa­nu­je ciem­ność

 

– Po­patrz ze mną– rzekł ła­god­nie De­rakh’zaq… – Brak spacji przed półpauzą.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy

Dziękuję. Za piękne słowa oraz za złapanie w sieć tego, co prześlizgnęło się przez moje pajęczyny. Jakiego surowca używasz? ;) Pewnie często czytasz pochwały, ale moim zdaniem to minimum, które każdy z nas może i powinien za każdym razem robić w podzięce za wysiłek, który wkładasz w nasze teksty, często słabe czy niedopracowane. Przy każdym publikowanym tekście mam taki sam stres – jak zareagujesz, jak Ci się utwór spodoba. Zwykle, jeśli Tobie przypada do gustu – jest dobrze. Nie ufam autorom, bo jesteśmy kompetytywni. Dlatego stronię od publicznego oceniania cudzych tworów… Twoja opinia jednak, moja droga, ze względu na ilość opowiadań, które przemielasz, jest piekielnie pożądana. Dziękuję Ci więc za te trzy lata współpracy, podczas których podsunąłem Ci pod nos wiele tekstów nie nadających się do czytania. Swoją drogą ciekawie byłoby kiedyś zajrzeć do twojego umysłu… Jak ty tam mieścisz te wszystkie światy, postacie i wątki fabularne… Kosmos! :D

Od początku podejrzewałem, że w konkursie wiele tekstów z gatunku fantasy się nie pojawi, więc szukałem niestandardowego setupu. Moje fantasy lubi skręcać w kierunku ras humanoidalnych, a pomysłów na pewno nie zabraknie. Koniec końców jednak, smok być musi. :D Poprawki oczywiście sumiennie wprowadzę, gdy tylko zakończymy rywalizację.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Na wstępie wspomnę, że też planowałem napisać coś do konkursu w konwencji fantasy, ale chyba dobrze, że tego nie zrobiłem, bo nie dorównałbym Twojemu rozmachowi. 

Opowiadanie zaciekawiło, od kiedy ujrzałem tytuł. Potem poprzeczka się podnosiła: zobaczyłem tematykę, zobaczyłem nominacje. W końcu przeczytałem. Z przyjemnością, ale nie obyło się bez rozczarowań. 

 

Najpierw błędy techniczne.

hałas rozrywa bębenki uszne na strzępy.

Bębenek uszny to bardzo potoczne określenie, w rzeczywistości nazywa się to błoną bębenkową.

– Chyba, że Anansi

Bez przecinka → http://sjp.pwn.pl/slowniki/chyba-%C5%BCe.html

Ogólnie z interpunkcją jest dość słabo, przydałoby się też zrobić research w kierunku interpunkcyjnym ;) Czasami aż przeszkadzało w odbiorze tekstu. Tutaj przykład, w którym w ogóle nie rozumiem, co się z przecinkami wydarzyło:

albo żeby kto, jakieś monstrum co się w nim okocić zechce, ujrzał.

Poza tym zazgrzytała mi ta bielizna, ale już to wyjaśniłeś, więc wyjaśnienia kupuję, choć powinny być w tekście, a nie w komentarzu. 

 

Najbardziej rozczarowały mnie dialogi. Tak kontrastują z bardzo dobrą narracją, że aż cisną mi się na palce mocno negatywne słowa… Pomijając infodumpowość, bohaterowie rozmawiają po prostu w sztuczny sposób. Nie będę się pastwił i rozpisywał, ale to naprawdę spory minus. 

Rozczarował też brak uzasadnienia obcojęzycznego tytułu. To taki ozdobnik, bez pokrycia w tekście. Sens słów się zgadza, ale równie dobrze mogłoby być po polsku. Bo używasz polskich słów na funkcje w pajęczym społeczeństwie, a po polsku mówią też Wylęgacze. Czasem przydałoby się jakieś obcojęzyczne słowo, by zawrzeć jeszcze więcej egzotyki.

Było też kilka kiczowatych elementów, zwrotów. “Jestem, czym jestem” albo “Ostatnia wieczerza”. Zazgrzytał moment, kiedy nagle pojawili się Wylęgacze – a nie widziano ich przez kilkadziesiąt lat – po czym pająki gadały sobie z nimi jak gdyby nigdy nic. Zabrakło w tym miejscu napięcia, zupełnie jakbyś pisał według planu wydarzeń: najpierw tropiciele idą, potem napotykają intruzów, nie wplatając wystarczająco dużo pomiędzy. Gdzieś jeszcze było takie gwałtowne przejście. 

No, sporo o tych minusach, ale sam twierdzisz, że tego potrzebujesz i się chcesz uczyć. Aczkolwiek piszę komentarz ze słabym entuzjazmem, bo to przykre, że zakładasz, że wszyscy piszący są tak kompetytywni jak Ty, a zatem nie powinno się im ufać :( 

Nie ufam autorom, bo jesteśmy kompetytywni. Dlatego stronię od publicznego oceniania cudzych tworów…

Gdyby wszyscy tak podchodzili, portal by nie istniał albo byłby na bardzo słabym poziomie. A nie sądzę, by ktoś był na tyle zazdrosny, by pisać innym szkodliwe komentarze. Myślę, że jest na odwrót: staramy się jak najlepiej pomóc w nadziei, że karma wróci i ktoś pomoże nam. Gdybym w to nie wierzył, nie produkowałbym się z długim komentarzem. Napisałbym “fajne” i zajął się czymś innym. Co byś z tego miał oprócz małej satysfakcji? A ja staram się jakoś wspomóc krytyką (a zaraz dobrym słowem), żebyś pisał coraz lepiej – bo w rejon takiego fantasy nie mam zamiaru wchodzić, zatem nie czuję, że jesteśmy jakimiś szczególnymi konkurentami. 

No i chcę, żebyś pisał coraz lepiej, bo zapowiadany przez Ciebie świat zapowiada się naprawdę ciekawie. Gdzieś tak po pierwszym rozdziale pomyślałem sobie “kurde, to będzie zajebiste”. Potem entuzjazm trochę osłabł, bo historia nie dorównała potencjałowi świata. Ale całe to tło, pająki, ich społeczeństwo, miasto – bardzo mi się podobało. I z tych mocnych stron chyba zdajesz sobie sprawę. Nie czytam raczej fantasy, więc nie wiem, czy jestem miarodajny, ale przy lekturze tego tekstu poczułem świeżość, oryginalność. Chętnie przeczytam kontynuację czy coś innego umiejscowionego w tych realiach. Oczywiście opowiadanie spełniło też inne wymogi, jak zainteresowanie mnie itd., ale już mi się nie chce o tym pisać. 

Podsumowując: bardzo dobre opowiadanie z kulawymi dialogami. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Shadziowaty, Twoje podziękowanie i zdanie o mnie sprawiły, że poczułam się wielce zakłopotana. Wiem, że się tutaj przydaję, ale przecież nie robię nic nadzwyczajnego. Jednakowoż nie ukrywam, że to co napisałeś sprawiło mi wielką przyjemność. A trzy lata współpracy to chyba dopiero początek. ;)

 

Swoją drogą cie­ka­wie by­ło­by kie­dyś zaj­rzeć do two­je­go umy­słu… Jak ty tam mie­ścisz te wszyst­kie świa­ty, po­sta­cie i wątki fa­bu­lar­ne… Ko­smos! :D

To nie jest trudne. Owszem czytam sporo opowiadań, ale nie obciążam pamięci wszystkimi, tylko wybranymi – dobrymi i najlepszymi. Prawdziwy Kosmos to jest w Waszych głowach – Twojej i innych piszących. To w nich lęgną się pomysły na wszystkie światy, tłumy postaci i niezliczone wątki fabularne. ;)

 

Życzę Ci sukcesu w konkursie. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

funthesystem

Przykro mi, że hype przerósł utwór sam w sobie, ale cieszę się, że coś tam się jednak spodobało. Poprawki techniczne naniosę po konkursie, a i nad dialogami poślęczę. Od interpunkcji w przemyśle pisarskim są edytorzy, owszem lipa gdy nieporadność przeszkadza w odbiorze tekstu, ale kilka przecinków za dużo lub za mało nie spędza mi snu z powiek. Ja opowiadam historię, a nie piszę wypracowanie na język polski. W jamajskich legendach o Anansim, każda przypowieść kończy się przysłowiem, tytuł to jedno z nich.

 

Co do kompetytywnych autorów, to nie tak, że nie szanuję opinii innych pisarzy. Chodzi po prostu o to, że inaczej na utwór literacki spojrzy ktoś, kto woli je konsumować niż tworzyć. Komuś nastawionemu na kreatywność, jak ja, z manią układania opowiadanej historii w odpowiedniej kolejności, podziału na sceny, budowania napięcia itd. nie jest łatwo, czytając czyjś twór nie tworzyć w głowie własnej wersji. To bym zrobił tak, to inaczej, coś innego ułożył w odmiennej kolejności, ujawnił szybciej itd. Jeżeli ty potrafisz wyłączyć w sobie ten instynkt, brawo, moja osobowość jednak słynie jednak z miłości do narzucania innym swojej opinii oraz przekonań. Oczywiście nie mylmy komentowania oczywistych błędów z subiektywną oceną utworu, bo mówimy o tym drugim. Łapię się na tym za każdym razem, widzę to też w komentarzach niektórych użytkowników. Nie uważam tego za coś złego, tylko w takim przypadku odbiór tekstu jest zniekształcony przez wizję opowiadania, którą czytelnik-autor tworzy symultanicznie w swojej głowie. Potem zamiast skupić się nad wersją na papierze, porównuje swoją wymarzoną wersję, z tą oryginalną. Zauważ, że krytycy filmowi czy serialowi zwykle sami nie zajmują się tworzeniem. Dlatego jako pisarz, o wiele bardziej wolę betować teksty, gdzie mogę komuś przedstawić swoją wizję, podzielić się uwagami i być może wpłynąć na kształt utworu. A nie, gdy jest już po ptakach, skupiać się na tym co ja bym zrobił inaczej.

Dlatego podkreślam jeszcze raz, nie komentuję publicznie cudzych tekstów, ale z przyjemnością przyjmę zaproszenie do betowania, jeśli ktoś ma życzenie bym podzielił się swoją wizją jego tekstu.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

regulatorzy

Po prostu nie chcę być w gronie osób, które tak się przyzwyczaiły do Twojej obecności, że traktują ją jak coś zupełnie normalnego :D Czy te trzy lata to początek? Nie wiem, myślę, że powoli będę się z portalu zwijał, bo jednak dużo więcej z niego wyciągam niż wkładam. Może kiedyś uda się odwdzięczyć. Myślę, że ten tekst to takie godne pożegnanie. Czas się skupić na powieści, bo niestety, ale z krótkich form chleba nie ma.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Cóż mogę powiedzieć, Shadziowaty… Smutno jest, kiedy coś się kończy. Jeśli jednak ten koniec ma być początkiem czegoś nowego i lepszego, jest to powód do radości. Życzę Ci jak najlepiej na przyszłość bliższą i bardziej odległą i pozostaję z nadzieją, że Ef yuh bawn fi heng yuh cyaan drown nie jest ostatnim Twoim opowiadaniem, które dane mi było przeczytać. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przykro mi, że hype przerósł utwór sam w sobie, ale cieszę się, że coś tam się jednak spodobało.

Miało być zajebiście, było bardzo dobrze. Komentarz miał mieć bardziej pozytywny wydźwięk, bo nie powinno być Ci przykro. A nad dialogami koniecznie popracuj, bo możliwe, że losy opowiadania nie skończą się na konkursie, ale może na czymś jeszcze ;)

Od interpunkcji w przemyśle pisarskim są edytorzy, owszem lipa gdy nieporadność przeszkadza w odbiorze tekstu, ale kilka przecinków za dużo lub za mało nie spędza mi snu z powiek.

Jasne, zajmuje się tym korekta, dlatego zazwyczaj się nie czepiam. Tylko wydaje mi się, że trudno dobrze władać piórem, jak się nie rozumie przecinków, bo one decydują często o rytmie tekstu. Tutaj było kilka naprawdę rażących przecinków, przykładowo:

by nie zostać przyłapanym, na gapieniu się na pokryty gęsią skórką biust.

gdzieniegdzie przebijały już kałuże, pyrkającej niczym gulasz zawieszony nad paleniskiem, lawy.

Żadnego z tych przecinków nie powinno tu być. 

A tu jeszcze rzuciła mi się w oczy zła odmiana:

Mężczyzna przyjrzał się lśniącej nowością chitynie na odnóżach i odwłoku artysty.

Odwłokowi.

Jeszcze raz podkreślę, że mam pozytywne wrażenia z lektury, a tekst uważam za poważnego kandydata do piórka :)

A co do kwestii autorów, rozumiem i przyjmuję do wiadomości, choć sam mam trochę inaczej. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Trochę się zbierałam do tego tekstu, bo nie lubię pająków, ale jestem zadowolona z lektury.

Bardzo ciekawe opowiadanie, takie skończone bym powiedziała. Podoba mi się i pomysł, i wykonanie, dobrze mi się czytało.

Przynoszę radość :)

To i ja się wtrącę.

 

Fun, odnośnie przytoczonych przez Ciebie przykładów:

 

gdzieniegdzie przebijały już kałuże, pyrkającej niczym gulasz zawieszony nad paleniskiem, lawy. – fragment nie jest może najzgrabniejszy, ale przecinki są uprawnione; wydzielony nimi tekst można spokojnie potraktować jak wtrącenie.

 

Mężczyzna przyjrzał się lśniącej nowością chitynie na odnóżach i odwłoku artysty.

Zmieniając przypadek zmieniasz znaczenie zdania. W w/w wersji mężczyzna przyglądał się chitynie, z której zbudowane były i odnóża i odwłok. W Twojej wersji przyglądał się dwóm różnym rzeczom. Oba zdania są poprawne.

 

Edit: Czytało się dosyć dobrze. Choć niestety muszę powiedzieć, że sposób, w jaki opowiedziałeś historię nie przypadł mi do gustu. Przeszkadzało mi wymieszanie w dialogach naiwności i patosu. Rozmowa głównego bohatera z magiem nie wypada zbyt przekonująco. Pojmali go, zjedli jego towarzyszkę a on poczuł do maga sympatię? Zrozumiałabym ciekawość. Dodatkowo wykład maga o funkcjonowaniu świata… Tak samo pozostałe dialogi – zamiast uwiarygadniać historię, podkopują ją. Mocną stroną jest narracja i sam pomysł na świat. Intrygujący i barwny.

It's ok not to.

funthesystem

Bardzo dobrze to za mało :D Miało być zajebiście, od początku do końca.

Anet

Dzięki, miło mi. Mam nadzieję, że przysłużę się do walki z arachnofobią ;)

dogsdumpling

Z odwłokiem mnie ubiegłaś. Na przecinkach się nie znam, mnie pasował więc został. Życzę przyjemnej lektury ;)

Dzięki, popracuję nad usterkami.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Aha, i jeszcze podobało mi się pozdrowienie pająkoczłeków :) Drobny element a rewelacyjnie pomaga budować świat. W ogóle dużo było takich fajnych drobiazgów jeśli chodzi o budowę pajęczej rzeczywistości.

It's ok not to.

Ja nie mam arachnofobii, tylko nie lubię pająków ;)

Przynoszę radość :)

Dogsdumpling, z tą odmianą to racja, źle zrozumiałem, zwracam honor. A co do przecinków, uprawnione byłoby takie wtrącenie:

gdzieniegdzie przebijały już kałuże pyrkającej, niczym gulasz zawieszony nad paleniskiem, lawy.

Bo “niczym gulasz zawieszony nad paleniskiem” jest dopowiedzeniem słowa “pyrkającej”. Gdyby to wyrzucić, byłyby “kałuże pyrkającej lawy”. I tu chyba widać, że przecinek przed “pyrkającą” nie ma prawa bytu.

 

Shadziowaty

Bardzo dobrze to za mało :D Miało być zajebiście, od początku do końca.

E tam, za zajebiste teksty powinni płacić ;)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

To zależy czy traktujesz pyrkający jako słowo pomagające w identyfikacji rzeczownika, czy jako informację dodaną. Jeśli potraktujesz całość jak wtrącenie zostają ci kałuże lawy, co jest jak najbardziej w porządku.

It's ok not to.

Pogodzę was, w moim zamyśle była wersja dogsdumpling, ozdobnik doszedł do kałuż lawy, ale wersja funthesystem wygląda zachęcająco i raczej z niej skorzystam.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Eh, a ja już sobie popcorn przyniosłem…

Ale mam nadzieję, że teraz nic nie poprawiasz, poczekasz na ogłoszenie wyników?

Babska logika rządzi!

No nie. Objęcie “pyrkającego” przecinkiem jest bez sensu. Co innego gdyby były: “kałuże lawy, pyrkającej niczym…”. Spróbuj powiedzieć sobie pierwotną wersję na głos i usłyszysz, że nie ma pauzy przed “pyrkającej”, tylko ewentualnie przed “niczym”. I “niczym” można sobie objąć przecinkami, jak komuś pasuje, a można i nie – w tym przypadku jest dowolność. 

 

Edit: Te, Słowik, ty nie popcorn, tylko okulary weź i poducz się coś z przecinków. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

To się teraz podziel :P

 

Edit: Dlatego napisałam, że nie jest to najzgrabniejsze zdanie, użycie przecinków nie jest jednak niepoprawne.

It's ok not to.

Finkla

Nic nie tykam, nie obawiaj się. Niedobrze mi się robi na samą myśl kliknięcia w ,,edytuj’’, po tym co przeszedłem z tym tekstem w weekend…

 

Mały Słowik

Spokojnie, jeszcze się przyda :D

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

“Słońce w zenicie[-,] wżerało się w nagi tors mężczyzny.”

 

“– Kodur’wer – zawołał.” – jak zawołał, to brakuje wykrzyknika

 

“Kodur’zaq pokręciła głową.“ – dałeś jej męski przyrostek ;)

 

“Rozumiem, żeby jeszcze Draakler dymić zaczął, ziemią trząść albo żeby kto, jakieś monstrum co się w nim okocić zechce, ujrzał.“ – Bardzo karkołomne zdanie. Raz, że zamieszanie wprowadza “dymić zaczął” zamiast “zaczął dymić” (a to robi różnicę), dwa, że przecinki wyglądają na dorzucone przypadkowo ;)

 

“…draskę na bieliźnie.“ – Czy aby na pewno draska?

 

“– Już patrzę – wtrąciła egzegetka, usiłując zajrzeć do księgi.

– Nie – burknęła.“

Kto burknął? Brak dookreślenia pozmiotu (ostatnim była egzegetka).

 

“Derakh’zaq czuł [+się] lekko zdezorientowany, ale zaczął opowiadać.“

 

“Typowy dla każdego gatunku bodziec paraliżujący każdą komórkę w organizmie.”

 

“A pająkoczłeki nie miały wielu wrogów, a wyżej od nich w łańcuchu pokarmowym stało tylko jedno stworzenie.“ – Albo “a” na początku zdania, albo “a” przed “wyżej”, ale nie oba naraz.

 

“Ryk potwornego stworzenia dopełniło lekkie trzęsienie ziemi.“ – Ryku

 

“Jeżeli to prorocza wizja, to do erupcji pozostały niecałe dwa dni. Jeśli nie, kilkanaście godzin.“ – Jeśli to nie jest prorocza wizja, to zostało im tylko kilkanaście godzin, a jeśli jest, to niecałe dwa dni…? ;) Przecinki mają znaczenie. Ten po “Jeśli nie” całkowicie zmienia sens zdania.

 

“– Nie mazgaj się, ubijemy gada, a truchło zrzucimy na dno oceanu.“ – raczej: wrzucimy

 

“Samiec spuścił wzrok, by nie zostać przyłapanym[-,] na gapieniu się na pokryty gęsią skórką biust.“

 

“Nie był zwiadowcą[-,] ani żołnierzem, ani nawet myśliwym.“

 

 

“– Chyba, że Anansi – szepnął pod nosem rozsnuwacz i ruszył w stronę koszarów.“

 

“nerwowo spoglądając w dół[-,] wydającego się wybudzać z długiego snu wulkanu.“

 

“Płomień wystrzelił do góry, ślizgając się między jego palcami, niczym moneta podczas popularnej sztuczki. Ogień pofrunął w dół jego torsu, okrążając nogi, niczym ocierający się kot.“

 

“Derakh’zaq odetchnął w duchu, że nie będą podchodzić blisko do smoka[-,] ani wdawać się w bitkę z dwa razy liczniejszym przeciwnikiem.”

 

“W swojej naiwności[-,] zapomniał jednak, że kobiety jego rasy kiepsko znoszą  groźby ze strony płci przeciwnej.“ → zbędna spacja przed groźbami

 

“Spróbował się ruszyć, jednak związane za plecami ręce[-,] zdrętwiały, odmawiając posłuszeństwa.“

 

“Jednak  Wylęgacz intrygował i wzbudzał sympatię.“ – zbędna spacja po Jednak

 

“– Jestem czym jestem. Czymś pomiędzy, międzygatunkową wtopą.“ – “Wtopa” wydaje mi się bardzo kolokwialnym i współczesnym słowem, zgrzytnęła mi tu niemiłosiernie.

 

Choć marzę o akceptacji choć jednego z gatunków.“

 

“– Zacny widok. Szkoda, że wszystko[+,] co najpiękniejsze wydaje się być najbardziej niszczycielskim – rzekł ponuro i wyliczył[-.+:] – Najżyźniejsze gleby są właśnie na zboczach wulkanów.“

 

“Vreekmarvorgur zmrużył oczy, zamyślił się na chwilę, po czym zagadnął dużo łagodniejszym tonem[-.+:]

– Znasz naszego boga, pająkoczłeku? Słyszałeś o Vulkanie?“

 

“Powietrze wypełnił obrzydliwy swąd, choć mężczyzna nie był pewien czy pochodzi ze zranionych płomieniami pobratymców czy z wnętrza wulkanu.“ – Raczej: od pobratymców

 

“Wrócić do Yntaby, zebrać swoje rzeczy i wyruszyć z daleka od tego przeklętego wulkanu“ – daleko, a nie z daleka

 

Ale czy mógłby później spojrzeć we własne odbicie? Zostając tu popełniał honorowe samobójstwo, ale również brał udział w tych wydarzeniach.“

 

“Jeszcze przed chwilą sam w nie wierzył, jednak czuł, że jego obowiązkiem jest bodajże spróbować[-,] otworzyć oczy reszcie.“

 

“Nie miał jednak argumentów[-,] ani broni, ani autorytetu, ani nawet pomysłu“

 

“Pasterz leżał na boku, w kałuży krwi i własnych wnętrzności.“ – Czy wnętrzności mogą utworzyć kałużę?

 

“Przerażający gorąc emanował ze spodu“ – Raczej od dołu niż ze spodu

 

“– Nie rozumiem, przecież nie złożył jaja! Wulkan powinien się uspokoić! – odrzuciła, wspinając się w jego stronę od środka krateru.“ – Kto odrzucił? Brak dookreślenia podmiotu. Już od wielu zdań w okolicy nie było żadnej kobiety.

 

“– Rozsnuwaczu, jeśli to się uda – zaczęła Liryah’wer, wspinając się na scenę i kładąc jego rękę na swojej piersi[-.]Bbędziemy się kochać.“

 

“Co prawda, hałas był jeszcze do zniesienia, a z nieba nie padał deszcz meteorytów, to wszystko wydawało się takie jak we śnie.“ – To zdanie jest trochę bez sensu.

 

“Za pomocą  kądziołków przędnych“ – zbędna spacja

 

“…granica między jego światem[-,] a nieznanym.“

 

“wąwozem, który zdawał się zatrzymać w czasie.“ – Niegramatyczne. Raczej: być zatrzymany

 

“– Popatrz ze mną– rzekł łagodnie Derakh’zaq, tuląc ciepłe jajo do piersi.“ – brak spacji przed półpauzą

 

“…zmieniając barwy między bielą[-,] a szarością.“

 

“Kolejne wybuchy rozdymały krater, wypluwając herkulesowe ilości materiałów piroklastycznych.“ – Czy to wybuchy wypluwały materiały? Znowu wyszło lekko niegramatycznie. Przy okazji zgrzytnęły mi te “herkulesowe”. Raz, że nie wydaje mi się, by można było tym słowem określić akurat wybuch, dwa, że słowo pochodzące z mitologii greckiej nie pasuje mi do realiów.

 

“Ku uldze Derakha’zaq spływały one po pajęczynie niczym łzy po policzku“

 

 

Na początek gratuluję odwagi i wprowadzenia tworu tak niespotykanego jak Twoje pajęczoczłeki. To zdecydowanie powiew świeżości, coś innego niż zwykle. Z drugiej jednak strony przepraszam, ale jak dla mnie cały tekst nosi odcień pewnego absurdu. Nie mogłam się tego odczucia pozbyć od początku aż do końca i niestety nie jestem w stanie potraktować tego opowiadania hm, poważnie ;) Wszystkie te opisy seksownych czterech par odnóży, przeżuwania i przędzenia… no nie, jakoś mnie nie kupiły, dla mnie to nie jest na serio i już. I choć generalnie czytało mi się dobrze, to mam też inne zastrzeżenia – np. moim zdaniem niezbyt wiarygodnie wypada to, że główny bohater tak łatwo i gładko daje się przekonać magowi ognia. Gość wywraca cały światopogląd pająkoczłeka do góry nogami, a ten na to – aha, ok, najwidoczniej masz rację. I jeszcze mag opowiada dość łopatologicznie o cyklu natury, zmianach klimatu itp. Jakoś za poważne te tematy mi się wydają. Oczywiście nie wiem, jak wygląda postęp technologiczny wśród innych ras tego świata, ale mamy tu włócznie, pochodnie i tym podobne, nie pasuje mi to do rzeczy kalibru wiedzy o długofalowych zmianach klimatu. I przerobienie smoka na tarczę antywulkaniczną też raczej mnie rozbawiło niż wywołało zdumienie. Z drugiej strony zakładam, że pisałeś to wszystko absolutnie poważnie i to nie miało być zabawne. Więc pozostaje mi tylko przeprosić za wypaczone poczucie humoru ;)

 

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

joseheim

Dzięki za przeczytanie oraz wnikliwą łapankę. Naniosę już na spokojnie, choć co do niektórych będę musiał podyskutować…

Widocznie nie udało mi się wprowadzić cię odpowiednio w mój świat. Nakłonić do spojrzenia na niego oczami bohaterów, a nie własnymi. 

Co do dialogu Wylęgacza z Derakhiem’zaq, już kilka osób ten element skrytykowało, przyjrzę się temu, gdy opadną emocje.

Postęp technologiczny, hmmm. Starożytni Egipcjanie pistoletów, latarek itp. też nie mieli, mimo tego, do dziś naukowcy głowią się nad zaawansowaną matematyką i astrologią użytą przy budowie piramid. Yntaba to swego rodzaju metafora Atlantydy. Rozwój duchowy i więź z naturą rozwijają się szybciej niż technologia w społeczeństwie, złożonym z ludzi w połowie będących stawonogami.

Co do smoka… Mogłem wam opowiedzieć o tym jak to nić przędna pokazuje 300% lepszą wytrzymałość przy absorpcji energii niż kevlar, czy o tym, że jest dużo mocniejsza od stali, a niektóre australijskie pająki znane są z tworzenia dywanów pajęczyn ciągnących się przez kilometry. Zamiast tego zdecydowałem się to wam pokazać na przykładzie. Doprawiając oczywiście odrobiną fantasy.

Nie masz za co przepraszać, a i ja się cieszę, że chociaż ty się pośmiałaś ;)

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Research szału nie robi, artykuły raczej stanowiły punkt wyjścia niż główną oś.

Jeśli samice mają piersi, to bohaterowie są ssakami? Mimo jaj, kokonów i chityny? No, jeszcze dochodzi ten pierwiastek ludzki, magią, panie, wszystko wytłumaczysz. Ale chyba wolę stawonogi bez cycków.

Historia ciekawa, z niecierpliwością śledziłam tekst i czekałam na rozstrzygnięcie.

Świat stworzyłeś rewelacyjny, szczególnie spodobała mi się koncepcja matriarchatu ściśle powiązana z dominującym gatunkiem. No i szczegółowość świata – te wierzenia, że to smoki powodują wybuchy wulkanów są piękne.

Z bohaterami już się tak nie popisałeś – mam wrażenie, że trochę leciałeś stereotypami: silniejsza płeć głupawa i ufna w swoje tłuste odwłoki.

Tytuł robi wrażenie, ale wydaje mi się, że jest słabo powiązany z treścią.

Warsztat albo bardzo dobry, albo tak się wciągnęłam w opowieść, że nie zwracałam uwagi na słowa.

W mojej klasyfikacji – pierwsze miejsce dzielone z NoWhereManem.

Babska logika rządzi!

Finkla

Research zrobiłem przeogromny (z wielkim zainteresowaniem), by zachować wiarygodność tworzonego gatunku, ale owszem w tekście to nie on stanowi główną oś, raczej rusztowanie na którym stoi reszta. Ilustracja pokazuje jak mniej więcej wyobrażam sobie pająkoczłeków, chitynę posiadają jedynie od pasa w dół. Więc tak, są jajorodne, ale jednocześnie będąc ssakami, piją mleko matki po wykluciu (przykład z natury – DZIOBAK :D). Co było wdzięczne, to właśnie zbudowanie napięcia nieuchronnością erupcji (wysoka stawka), dzięki czemu udało się odwrócić uwagę od potknięć ;) Tytuł był ściśle powiązany z malunkiem ściennym, przeznaczenia nie oszukasz. Mam nadzieję, że sceny walki ci się nie dłużyły, bo zwykłaś mi to wypominać ;)

To zaszczyt zająć pierwsze miejsce w twojej klasyfikacji.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Tylko widzisz, o modliszkowatych zwyczajach pajęczyc to ja czytałam już lata temu… Tu nie znalazłam nic takiego, co opuściłoby mi szczękę i zmusiło do powiedzenia: “Wow! Nie miałam o tym pojęcia!”.

O dziobaku też pomyślałam, a nawet przygotowałam sobie dalsze argumenty. Ile jaj znoszą Twoje pająkokobiety? Bo widzisz, ilość sutków jest nieźle skorelowana z wielkością miotu. Naczelne mają po dwa cyce i rzadko rodzą więcej niż dwa młode. Kotki i suki mają po kilka sztuk (młodych i sutków), maciory – kilkanaście. A bezkręgowce zazwyczaj się nie patycz(a)kują, jeśli chodzi o liczbę jaj.

I nie odpowiadaj, że dwa, bo taki gatunek miałby za małe szanse na przeżycie – rozpłodowce by się zbyt szybko skończyły. :-)

Na sceny walki tym razem nie narzekam. :-)

Edytka: Aha, już pomijam problemy z polowaniem, kiedy kobicie dzieciak dynda na cycu…

Edytka^2: Ale hieny chyba sobie jakoś radzą…

Babska logika rządzi!

A widzisz, a nie zdziwiło cię, dlaczego mimo podkreślanego braku naturalnych wrogów (oprócz smoków widzianych raz na kilka dekad), mimo zajebistego dojścia do morza pełnego ryb, lasów pełnych zwierzyny łownej, żyznych gleb na zboczu Draaklera, pająkoczłeków jest tylko kilka tysięcy? Przeżywalność niemowląt w tamtych czasach była bardzo niska, a i jaj było mało. Do tego dochodzi fakt małej rotacji genów, z wiadomych powodów, co skutkuje chorobami wrodzonymi. W tekście jest mowa o kilkudziesięciu jajach. Odpowiedź więc brzmi, że wygląda to tak jak u ludzi. Z tym, że jajo zawsze jest jedno, ewentualnie jak u kury, zdarzą się dwa maluchy w jednym jaju, ale to zwykle kończy się tragicznie. Pajęczyce nie ubijają każdego samca, taki proceder się zdarza, ale nie jest nagminny. Większym problemem jest to, że za większość rozpłodu odpowiadają ci najlepsi, więc jak już któryś ginie to jest z niekorzyścią dla gatunku. Taka odwrócona selekcja naturalna, istna seksmisja :D

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Nie zdziwiło. Przed wynalezieniem medycyny śmiertelność dzieci w dużych jednogatunkowych skupiskach musi być ogromna.

Ale w takim razie wydaje mi się, że zabójstwo samca podczas seksu powinno być zabronione tak samo jak u nas. Dla dobra społeczeństwa lepiej usunąć agresywną samicę. A tu któraś jest znana z tego, że miewa jednorazowych partnerów.

Babska logika rządzi!

Wynalezienie medycyny XD

No właśnie z tego jest znana ta największa, a zresztą wiesz, wydaje mi się, że to bardziej działa na zasadzie takiego ,,zapomnienia się’’. W momencie ekstremalnego podniecenia coś się im odkleja i haps, a tak poza tym to dobra kobitka z niej :D Ładne obrusy oraz firany potrafi tkać ^^

 

A zresztą co ja się tu będę rozpisywał, po prostu wszystkie wasze pytania, spekulacje oraz wytknięte niedomówienia zbiorę w kupę i odpowiem na nie czynem, popełniając sequel… 

SPOILER ALERT #lubięwskrzeszać

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Dla mnie największą zaletą tego opowiadania jest klimat. Niestety, sam pomysł na człekopająków nie wydał mi się aż tak oryginalny jak innym. Za dużo naczytałam się w dzieciństwie książek ze świata Forgotten Realms, gdzie kapłanki/demony pajęczej bogini wyglądały kropka w kropkę jak stworzenia z twojej opowieści. Co więcej w ich społeczeństwie też rządziły kobiety. Tyle różnic, że tam były podziemne królestwa, a tu niejako karaibska wyspa, co z pewnością dodaje smaczku :) Natomiast fabuła mnie ani trochę nie zachwyciła. Główny bohater zbyt łatwo daje się przekonać Wylęgaczowi. Lata indoktrynacji złamane jednym mało przekonującym dialogiem? I jeszcze to budowanie napięcie – wulkan zaraz wybuchnie, wulkan zaraz wybuchnie, wulkan… nie wybucha dopóki bohater nie zorganizuje całej wioski, a sam pójdzie w bezpieczne miejsce (w ogóle to jest dziwne, to oni mogliby pójść na jakieś wzgórze i nic bym im się nie stało? ok, rozumiem, że leże, ale przynajmniej faceci i bezdzietne kobiety mogłyby tak uciec). Podsumowując, doceniam klimat, ale nijak mnie to opowiadanie nie przekonało.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Tensza

Dzięki, rozumiem twoje zastrzeżenia, ale pozwól, że nie będę tym razem rozkładał tekstu na czynniki pierwsze. Forgotten Realms nie znam, ale pajęcze centaury to znany w kuluarach fantasy klimat, szczególnie w gierkach. Ameryki tu nie odkryłem, matriarchat się praktycznie wprosił, a to co miało ich wyróżniać to religia.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

regulatorzy

Poprawione, jeszcze raz dziękuję. 

Życzę Ci sukcesu w konkursie. :)

Za to też :D

 

joseheim

Większość uwag niezwykle trafna. Dziękuję, poprawiłem. A co do niektórych:

 

Draska.

“Jeżeli to prorocza wizja, to do erupcji pozostały niecałe dwa dni. Jeśli nie, kilkanaście godzin.“ – Jeśli to nie jest prorocza wizja, to zostało im tylko kilkanaście godzin, a jeśli jest, to niecałe dwa dni…? ;) Przecinki mają znaczenie. Ten po “Jeśli nie” całkowicie zmienia sens zdania.

Te przecinki, akurat trafne. Chodziło o to, że we śnie Derakha’zaq od momentu wystąpienia pierwszy wstrząsów sejsmicznych mijały zwykle dwa dni. Jeżeli okazałoby się, że sen to przypadek, wulkan mógłby wybuchnąć dużo szybciej.

 

“– Nie mazgaj się, ubijemy gada, a truchło zrzucimy na dno oceanu.“ – raczej: wrzucimy

Wrzucić do oceanu – rozumiem. Ale wrzucić na dno oceanu?

 

“Pasterz leżał na boku, w kałuży krwi i własnych wnętrzności.“ – Czy wnętrzności mogą utworzyć kałużę?

Same w sobie pewnie nie, ale do spółki z krwią jak najbardziej.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Też się chwilę zastanawiałam nad tą “draską”. W końcu doszłam do podobnego znaczenia, które podaje słownik slangu, chociaż nie znałam tego określenia.

Babska logika rządzi!

Relikwia dla SHADZIOWATY:

Ufam, że masz w pokoju wystarczająco dużo miejsca, gdyż tym razem darem od mego rodu jest… cały budynek.

Przybytek należał swojego czasu do Primagena “Pomysłowego Palca”, najświetniejszego malarza naszej wielmożnej rodziny. Ksywa wzięła się stąd, że miał on w zwyczaju maczać w czarnej farbie duży palec u prawej stopy i za jego pomocą tworzył… cóż, bohomazy.

Mimo to, jedynym co słyszał, były pochwały. Pochodziły one właściwie tylko od służby i rodziny – Pomysłowy Palec należał raczej do skrytych osób.

Aż, pewnego dnia, jeden z naszych młodszych kuzynów, widząc świeżo namalowanego pająka popełnił błąd, wypowiedział straszne, brzemienne w skutkach słowa… “Prawie jak żywy!”. Owo “prawie” stało się przyczynkiem tragedii.

Zdeterminowany “Pomysłowy Palec” obiecał sobie, że następny jego pająk będzie “prawdziwie żywy” i, cóż… w końcu tego dokonał.

Niestety chwilę później zniknął, a całą jego posiadłość wypełniają dziś nici wspaniałej, jedwabistej pajęczyny, wśród której można bawić się dnie i noce. Szczególnie polecam dzieciom i zakochanym, którzy szukają dla siebie cichego zakątka.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Z pewnością najlepszy tekst Twojego autorstwa, jaki miałem okazję czytać, jednak do doskonałości wciąż daleko.

Uznanie budzi przede wszystkim kreacja miejsca akcji i sugestywność opisów – wioska pająkoczłeków, wulkan, skwierczące w ogniu pajęcze pieczyste – to wszystko żyje w wyobraźni i rozbrzmiewa naprawdę niezłą nutą.

Samym potencjałem i oryginalnością pomysłu na świat fantasy nie jestem niestety w stanie się zachwycić – za bardzo przypomina mi to Cienie Pojętnych Adriana Tchaikovsky'ego. Choć u Ciebie, zdaje mi się, jest jednak nieco mroczniej.

Stężenie elementów science w tekście niewielkie, ale całkiem nieźle "kolorowało" fabułę, sprzyjało immersji, co w przypadku fantasy mogło okazać się zadaniem trudnym. Niemniej, wyszedłeś z niego obronną ręką.

Balans opowieści dobry, zaczynasz ciekawie, później zawiązujesz akcję, jednak przy końcówce brakowało mi jakiegoś mocniejszego akcentu. Okazała się nim walka wdów z Wylęgaczami, choć przez jakiś czas zapowiadało się, że będzie nim ubicie smoka… Poczułem lekki zawód lekkością, z jaką to poszło, ale chyba tak to sobie wymyśliłeś – że tym razem smok nie będzie wszechpotężną bestią, a grozę jego przybycia związałeś raczej z wulkanem.

Bohaterowie raczej zawiedli – Derakh’zaq jest i dominuje, jednak poza nim rozpatruję wszystkie pająkoczłeki jako bohatera zbiorowego, którego los niespecjalnie mnie obchodził.

Dialogi mało przekonujące, nawet jak na obcą rasę.

Fabuła, jakby ją odrzeć z ciekawego settingu, niestety średnia. Rozmowa Derakh'zaqa z Wylęgaczem mało wiarygodna – tekst staje się w tym miejscu mniej przekonujący. I dlaczego zjedzenie smoczego mięsa sprawiło, że pająkoczłeki i ich nici stały się odporne na ogień? Wygodne rozwiązanie, jednak liczyłem na coś bardziej "tricky".

Opisy fajne – dłuższe zaczęłyby nudzić, krótsze – zubażałyby świat. Na plus.

W ogóle, warsztat na wysokim poziomie. Zdarzają sie potknięcia (herkulesowy, przecinki w 'chyba że' – poprawione, to nie zaznaczam), ale czyta się naprawdę przyjemnie.

Zaś tytuł, niestety, do mnie nie trafia – nie dość, że nie lubię, gdy jest po angielsku, to Ty napisałeś jeszcze kopniętą angielszczyzną + słabo skomponowałeś go z treścią.

 

Tyle ode mnie, na pragnę oznajmić, że w moim prywatnym zestawieniu opowiadanie zajęło czwarte miejsce, z 72 primapunktami na koncie :)

 

Nie obchodzi mnie jak to zrobicie, jak to zjecie, jak musicie rzygać to rzygajcie, ale nie pozwólcie mięsu się zmarnować.

Bez sensu. Przecież jak wyrzygają, to mięso się zmarnuje :P

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Mam nadzieję, że wybaczysz, że będzie krótko, ale jakoś nie mam weny do rozpisywania się, zwłaszcza ostatnio. 

Opowiadanie mnie ujęło  chyba w każdym możliwym aspekcie. Bardzo ciekawie wykorzystałeś i połączyłeś wulkany i pająki. No i jest smok :) Wciągnęło od samego początku i nie puszczało aż do końca. 

Dało mi też do myślenia. Uświadomiłam sobie, jak mocno w świadomości tkwi patriarchat i odwrócenie ról płci wymagało ode mnie skupienia w trakcie czytania. A przecież nie powinno, bo i sama mam rozgrzebane, sprzed lat, opko w klimacie mocnego matriarchatu. A jednak… 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Finkla

Czyli jednak coś nowego się z ,,mojego researchu’’ dowiedziałaś :D :D :D Bądź co bądź biologia…

 

CountPrimagen

Dzięki za dogłębną recenzję oraz relikwię, która przypomina mój pokój, choć pająka researchego już wypuściłem na wolność :D 

Z pewnością najlepszy tekst Twojego autorstwa, jaki miałem okazję czytać, jednak do doskonałości wciąż daleko.

To najlepszy komplement jaki mogę sobie wymarzyć.

Bez sensu. Przecież jak wyrzygają, to mięso się zmarnuje :P

To było delikatne zasygnalizowanie faktu, że jak wyrzygają to mają zeżreć z powrotem…

 

Tytuł nie ma trafiać, ma przyciągać (taki clickbait troszkę). Zresztą znaczenie tego przysłowia w legendach o Anansim jest troszkę inne, bardziej metaforyczne, ale to dla ciekawskich.

 

śniąca

Wydaje mi się, że ten tekst podzielił czytelników na dwie grupy – tych którzy mi uwierzyli, dając się ponieść opowieści oraz tych których od początku nie udało się przekonać. Dziękuję.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Click&bait na mnie zadzialalo, odkad zobaczylam na becie to mnie nurtowalo :)

Trochę łapanki:

 

Oddalił dołujące myśli, opłukał twarz zimną wodą, przeczesał brodę, a długie włosy upiąć w ciasny kok / A długie włosy upiął w ciasny kok

 

Gdy skończył posiłek, opasał się fachowym zestawem tasaków i wyszedł na ulice Yntaby / Dlaczego fachowym? Miał inne, które były niefachowe? Po co zresztą opasywać się niefachowym zestawem tasaków? Wygląda to trochę na nadopis. Szczególnie, że takie podkreślenie sugeruje, że tasaki będą miały jakieś znaczenie dla fabuły. A żadnego nie mają

 

W szczelinie między ciasno stłoczonymi budynkami dostrzegł oprawcę ze snu – Draakler / W szczelinie między ciasno stłoczonymi budynkami dostrzegł oprawcę ze snu – Draaklera. (Bo: dostrzegł kogo? co? Draaklera)

 

Derakh’zaq wyszedł na promenadę, usytuowaną wzdłuż nabrzeża portowego / Bez przecinka. Masz zwyczaj pisania zdań na około, zamiast prosto i czytelnie. Wystarczyłoby: Wyszedł na portową promenadę. Wyszedł na nabrzeże

 

Smród ryb zdominował w tej części miasta zapach kwiatów, panujący w centrum / Zapach raczej nie może panować. W tej części miasta smród ryb zdominował zapach kwiatów, tak charakterystyczny dla centrum

 

Morskie łowczynie zakończyły już połów / Powt.

 

Zdobycz sortowały właśnie na wózkach, które potem miały trafić do masarni, gdzie przygotowywano mięso, by nadawało się do produkcji nici / Zbędne

 

Do połowów zdawały się jedynie sieci wysnute wyłącznie z rybiego białka / Albo jedynie, albo wyłącznie. Do połowów zdawały się jedynie sieci wysnute z rybiego białka. Do połowów zdawały się sieci wysnute wyłącznie z rybiego białka

 

– Ta, miskę pod oprzęd podstawiam – odparł masarz z ironicznym grymasem / Masarz? Jaki masarz? Czemu główny bohater nagle jest masarzem, skoro był rozsnuwaczem?

 

Ja rozumiem, naprawdę rozumiem / Rozumiem, naprawdę rozumiem / To język polski, nie angielski, nie musimy zaczynać od “I”

 

Ja o nie nikogo nie proszę, pomocy ani interpretacji tego cholernego snu też nie potrzebuję / Jw. Nikogo o koszmary nie proszę, pomocy ani interpretacji tego cholernego stanu też nie potrzebuję

 

Kodur’zaq pokręciła głową / Kodur’wer

 

Rozumiem, żeby jeszcze Draakler zaczął dymić, ziemią trząść albo żeby kto jakieś monstrum co się w nim okocić zechce ujrzał / Co to za pokraczne zdanie? Może: Rozumiem, żeby jeszcze Draakler zaczął dymić, trząść ziemią albo żeby ktoś ujrzał w nim monstrum, co się chce okocić

 

Ale minęła niemal dekada, odkąd ostatni raz wulkan choćby zakaszlał / Przecinek

 

Pójdziesz dzisiaj z nami, może ci się coś więcej przypomni / Czasem nie wiem czemu i na co wskakujesz w inwersję. Lepiej: Pójdziesz dzisiaj z nami, może przypomni ci się coś więcej

 

Wdowy, jak tytułowały się najlepiej wyszkolone łowczynie w Yntabie, szły przodem, dzierżąc włócznie oraz świeżo utkane sieci łowne / Wdowy, jak tytułowały się najlepiej wyszkolone łowczynie w Yntabie, szły przodem, dzierżąc włócznie oraz świeżo utkane sieci / Bez łowne

 

Magmopluje nie atakują niesprowokowane, poza tym póki co, nie ma nawet jak nabrać lawy do pyska / W jednym zdaniu masz podmiot w liczbie mnogiej i zagubiony w liczbie pojedynczej. I kulejącą interpunkcję. Magmopluje nie atakują niesprowokowane. A ten, póki co, nie ma nawet jak nabrać lawy do pyska

 

Liryah’wer rzuciła pochodnię pod jego nogi, pozwalając, by ogień oświetlił postać. Na czarną, płócienną szatę mężczyzna nałożony miał krwistoczerwony kirys, a spod szpiczastego kaptura zionęła złota maska, przedstawiająca niepokojąco realistyczne oblicze smoka. Metalowy pysk wykuto ze spektakularnym pietyzmem, godnym najwybitniejszego kowala / Czy Wylęgacze mieli dwie nogi? Czy osiem po pajęczemu? Z jakichś powodów mam wrażenie, że jednak dwie, ale nie ma tego w opisie

 

…a spod szpiczastego kaptura zionęła złota maska / Maska nie może zionąć. Domyślam się, że chodziło o: spod spiczastego kaptura wyzierała złota maska

 

W swojej naiwności, zapomniał jednak, że kobiety jego rasy kiepsko znoszą groźby ze strony płci przeciwnej / Bez przecinka

 

Wylęgacz sięgnął coś z paleniska i zbliżył się / Sięgnął po coś – albo – Wyciągnął coś z 

 

Teoretycznie powinien mężczyznę znienawidzić / Znów niepotrzebna inwersja. Teoretycznie powinien znienawidzić mężczyznę

 

Przed chwilą wraz ze swoją zgrają usmażył Galyah’wer, a jego samego wziął do niewoli / Przed chwilą usmażył Galyah’wer, a jego samego wziął do niewoli

 

A nagroda, która nas spotyka, to reinkarnacja pod postacią smoka / Przecinek

 

Strach? Owszem. Ale nie przed samym zgonem, a przed nieodpowiednim jego znaczeniem. Jesteśmy smoczymi pasterzami. Naszą misją jest ochrona ich życia. Dopilnowanie, by w spokoju mogły składać jaja, by mogły przetrwać. Śmierć podczas pełnienia tej służby jest zaszczytem. A nagroda, która nas spotyka to reinkarnacja pod postacią smoka. Maski są świadectwem dla naszego boga, dla Vulkana, że właśnie tego pragniemy. Te istoty są dla nas najważniejsze. Ich cywilizacja musi przetrwać / Jak wpis z Wikipedii Wylęgaczy. Sztywno podana duża ilość informacji, bo tego wymaga fabuła i imperatyw narracyjny

 

…a czerwone oczy przysłaniała co chwilę, mrugająca przezroczysta powieka / Bez przecinka. I mrugająca do wyrzucenia. Jak co chwilę przysłaniała, to oczywiste, że mrugała

 

Samice nie opuszczą swoich jaj / Zbędne

 

Szkoda, że wszystko, co najpiękniejsze, wydaje się być najbardziej niszczycielskim / Przecinek. Bez “być”. W większości przypadków w języku polskim “wydaje się być jakieś” można uprościć do “wydaje się jakieś”. “Wydaje się być” to kalka z angielskiego “it seems to be”

 

…choć mężczyzna nie był pewien, czy pochodzi od zranionych płomieniami pobratymców, czy z wnętrza wulkanu / Przecinki

 

Rozsnuwacz sięgnął z błota złotą maskę / Jw. Wyjął z błota lub sięgnął po

 

Gdy dotarł na szczyt, zdał sobie sprawę z potęgi żywiołu / Przecinek

 

Ja myślałam / Jw. Myślałam

 

Nie wiedział jednak, co rzec, a skłamać nie miał serca / Przecinek

 

Kolejne godziny mijały nieubłaganie, a Derakh’zaq, biegnąc pustymi ulicami Yntaby, doświadczał deja vu / Przecinki

 

Srebrzysta sieć przeszła próby, które przeprowadzili z ogniem na ochotnikach, którzy jako pierwsi przetrawili smocze mięsiwo / Srebrzysta sieć sprawdziła się podczas prób, które przeprowadzili z ogniem na ochotnikach (nie ma potrzeby dookreślania, że ochotnicy przetrawili smocze mięsiwo, kontekst)

 

Na plus: ciekawe połączenie warstwy fantasy i science, światotworzenie, wybranie na temat tekstu społeczeństwa matriarchalnego, zgrabne rozegranie klasycznego motywu od zera do bohatera, przyzwoity język i zakończenie. Na minus: pewna sztywność językowa, momentami nieumiejętne pokazywanie świata przedstawionego lub działań bohaterów (o tym za chwilę), a także pewne zgrzyty w wizji społeczeństwa matriarchalnego (o tym też za chwilę).

O co chodzi z tym nieumiejętnym pokazywaniem działań bohaterów? Np. cała rozmowa Wylęgacza i głównego bohatera – Wylęgacz bez oporów zdradza wszystko, główny bohater, choć przecież przesiąknięty zasadami i wiarą społeczeństwa, w którym się wychował, zupełnie bez uprzedzeń słucha i łatwo zmienia światopogląd – wszystko to idzie stanowczo za szybko i za łatwo wg mnie. A o co chodzi ze zgrzytami w wizji matriarchalnego społeczeństwa? Ano, niby panny takie najlepsze i najsilniejsze, ale raz, że trochę tego nie czułem, choć chciałem, naprawdę, a dwa, że najważniejsze elementy ich świata/wiary mają męskie nazwy – wulkan Draakler, bóg Anansi, wreszcie sama nazwa rasy: pająkoczłek, ewidentnie o nacechowaniu męskim. Więc dla mnie to taki matriarchat bardziej założony niż zrealizowany w praktyce. (Choć sam pomysł ok).

Podsumowując czytało się przyjemnie, choć nie wiem, czy tekst zostanie w mojej pamięci na dłużej.

 

Czołem!

 

Edit

PS. Lepiej by mi się czytało bez ilustracji, bo ta, niestety, najlepsza nie jest. Bez obrazy.

Rorschach

Dzięki za zgrabną łapankę, ogarnę na spokojnie.

Rozmowa Wylęgacza z Derakhiem’zaq, hmmm, zawiódł tutaj nie sam koncept, ponieważ w mojej głowie wygląda to naprawdę realistycznie, nie udało mi się jednak wystarczająco podkreślić pewnych sygnałów w tekście. Wiem, jak tego uniknąć następnym razem.

Matriarchat u pająkoczłeków… Pozwól, że posłużę się cytatem z góry:

Matriarchat pająkoczłeków zapożyczyłem z natury. Połączyłem zachowania pająków oraz lwów. Samice są większe, groźniejsze, a przy kopulacji potrafią zdekapitować samca. To one polują, one podejmują większość decyzji, jednak tak jak zaznaczyłem rozmiar decyduje o hierarchii, ale nie daje całkowitej władzy. Poza tym, zastanów się, ten matriarchat jest po części wtórny, co świetnie pokazuje cytat Liryah’wer, która obiecuje Derakhowi’zaq stosunek po erupcji. Pokazuje to, że samice wybierają tych najlepszych z samców do kopulacji. Ciągle przetrzebiane męskie szeregi z najwybitniejszych jednostek skutkują tym, że brakuje charyzmatycznych samców. Dlatego tolerują jego niesubordynacje, ponieważ nie mają jeszcze matriarchatu zakodowanego w genach. Charyzmatyczny i przebiegły samiec wciąż może im zaimponować i poprowadzić, co zresztą Derakh’zaq też podsumowuje w VI podrozdziale.

Są gatunki pająków, które przynoszą samicom ,,prezenty’’, a gdy one się zajmują odpakowywaniem ci robią swoje. Mało tego, jeśli uda im się zrobić swoje, zanim samica zeżre prezent, potrafi jej go zabrać i pobiec do kolejnej. Także nawet wśród prawdziwych pająków matriarchat nie taki straszny jak go malują ;)

Jak sam widzisz, ten matriarchat ma bardziej wymiar polityczny niż kulturalny. A niektóre cytaty z tekstu to nieźle pokazują, ale znowu nie będę wymagał, że każdy przeczyta tekst kilkukrotnie w poszukiwaniu smaczków.

 

Bellatrix

Nawet nie można mi zarzucić braku etyki i moralności, bo taka sztuczka pasuje do kultu Anansiego, więc jest częścią utworu :D

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Shadziowaty

Matriarchat u pająkoczłeków… Pozwól, że posłużę się cytatem z góry.

Wcześniej nie czytałem tego zacytowanego komentarza, bo mam taką zasadę, żeby nie czytać i podchodzić do tekstu maksymalnie na czysto, ale nawet jakbym czytał to –

Po pierwsze – komentarz odautorski komentarzem odautorskim. Fajnie, że sobie można pod tekstem pogadać, może z tego coś ciekawego wyniknąć, ale taki komentarz odautorski i taka rozmowa nijak nie wpływa na moją ocenę tekstu. Skoro czegoś w tekście nie zobaczyłem, to nie zobaczyłem i najlepsze komentarze odautorskie tego nie zmienią – czyli w skrócie: tekst musi się bronić sam.

Po drugie – podane argumenty nadal mnie nie kupują. W ogóle nie łapię rozróżnienia na matriarchat polityczny i kulturowy – polityka jest częścią kultury i z niej wyrasta, obie są zaś zakorzenione w języku, wszystko to razem jest splątane i powiązane. Jak niby chciałbyś to rozdzielić? Jak uprawiać politykę bez kultury i bez języka? A idąc dalej – piszesz, że konstruując swój system społeczny bazowałeś na pająkach i lwach. Pięknie. Ale mogłeś w tym względzie bazować na ich zachowaniach – a nie na języku – a ja o języku (i jego męskich/żeńskich formach) pisałem. Skąd przekonanie, że bogowie pająków byliby rodzaju męskiego? Że język pająków faworyzowałby męską formę? Ja tak sobie myślę, że jakby pająki wykształciły język, to dominowałaby w nich żeńska forma. Zresztą cholera wie, może już sobie tam po pajęczemu gadają i w poważaniu mają męskie formy. Tak to widzę. I w tym widzeniu, niestety, poległeś w przedstawianiu społeczeństwa matriarchalnego. Być może wytłumaczeniem tej porażki byłoby tutaj fakt, że czasem trudno sobie wyobrazić strukturę społeczną tak zasadniczo odmienną od naszej – wyrosłej na społeczeństwie patriarchalnym. Nasz Bóg jest rodzaju męskiego. Nasz diabeł również. Sam człowiek jest rodzaju męskiego. Mamy wprawdzie żeńską Polskę, ale nawet to się wpisuje w patriarchat, bo Polska nie jest podmiotem rządzącym, a ziemią, którą się zarządza, matką, która dała nam życie, ojczyzną, którą trzeba bronić.

Podsumowując – pełne i kompletne pokazanie społeczeństwa matriarchalnego powinno więc obejmować nie tylko pokazanie zachowań/sytuacji, w której kobiety mają większą władzę, ale i – a może przede wszystkim – zobrazowanie kultury, w tym odwrócenie języka. To ci się nie udało. A wg mnie szkoda – bo taki pełny, dobrze pokazany matriarchat mógłby być ciekawym przyczynkiem do dyskusji wychodzących daleko poza tekst, mógłby być bardzo aktualną refleksją.

Czyli jednak coś nowego się z ,,mojego researchu’’ dowiedziałaś :D :D :D Bądź co bądź biologia…

:-) Dobra, jeszcze dodaj link do artykułu ŚN o drasce i będzie git. ;-)

Babska logika rządzi!

Rorschach

Ciekawa uwaga. Nie twierdzę, że tekst nie byłby pełniejszy, bardziej wycackany oraz bogatszy socjologicznie czy antropologicznie, gdyby matriarchat przesiąknął społeczność całkowicie. Problem jednak w tym, że to jest 40k znaków, więc muszę mieszać to co znajome z nieznanym, nowym. Nie ma tu miejscia na wynalezienie każdej gałęzi życia, bo zaginę w budowaniu świata, tłumaczeniu wszystkiego. Muszę oprzeć się na pewnych schematach, np. użyciu Anansiego, na temat którego, jeśli czytelnik go nie zna, jest kupa informacji w internecie. Podobnie z Vulkanem. Co do Draaklera, nie ma zamiennika żeńskiego na wulkan, jeśli zacznę tworzyć nowe nazewnictwo geologiczne namieszam tylko w głowach czytelników. Dla mnie taki zabieg w opowiadaniu jest przesadą, choć w powieści jest niesamowicie pożądany. Jak oddzielić politykę od języka? Weźmy na przykład Wielką Brytanię, w kulturze mamy zakorzenioną monarchię, z królową, całym abarażem dotyczącym monowładcy. Polityka, czyli realia rządzenia krajem nie różnią się jednak zbytnio od klasycznego, nowożytnego, dwupartyjnego systemu parlamentarnego. Język ma się nijak do polityki. Te wszystkie zwroty typu ,,god save the queen" mają się nijak do rzeczywistej polityki. W Yntabie jest odwrotnie, choć gdybym twoje uwagi dostał na poziomie betowania tekstu, miałbym wolne znaki, to pewnie bym rozważył.

 

EDIT:

PS. Swoją drogą ciekawi mnie twoja opinia o tym tekście: ODKUPIĆ SUMIENIE, jakbyś kiedyś nie miał co czytać – wpadnij.

 

Finkla

Obawiam się, że ,,draska’’ to zbyt delikatny temat na tego typu prasę, może w wyborczej ukazały się jakieś felietony na ten temat ;) Wiesz, że kobiety nie mogą grypsować? Kobiety puszkują :D

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Shadziowaty

Oczywiście na 40 tysiącach znaków nie da się powiedzieć wszystkiego i też nie tego bym jako czytelnik wymagał. Jak piszesz – “pełniejszy, bardziej wycackany oraz bogatszy socjologicznie czy antropologicznie” to coś, co zasługuje chociażby na powieść. Ale 40 tysięcy znaków to nie 5 tysięcy i jednak coś da się już w takim formacie powiedzieć – szczególnie mimochodem, na podstawowej warstwie języka, struktury. A to akurat nie jest rzecz, która zabrałaby ci więcej znaków – bo chodzi nie o tłumaczenie czegoś czytelnikowi czy dopisywanie czy coś takiego, a o używanie jako nadrzędnej formy żeńskiej, nie męskiej. To jest to samo, ta sama liczb znaków, tylko inne znaczenie, matriarchalne właśnie. Piszesz, że musiałeś oprzeć się na pewnych (potencjalnie) znanych schematach. Po pierwsze, nie musiałeś, to była twoja decyzja. Być może dlatego, że jesteś mężczyzną wychowanym w patriarchalnym społeczeństwie i taki wybór jest dla ciebie bardziej instynktowy (co tylko dowodzi mojej tezy). Po drugie, miałeś różne schematy do wyboru – jest mnóstwo bogiń i postaci mitologicznych związanych z pająkami, z pamięci, na szybko, np. Arachne w mitologii greckiej, ale i kobieta-pająk, pajęcza wiedźma, pajęcza dziwka w Japonii (nazwy z pamięci nie podam) czy (nieco bliżej kulturowo Anansiego) postaci matek-pająków i królowych-pająków w wierzeniach plemion amerykańskich. Zresztą – jeżeli chciałeś koniecznie Anansiego i ten krąg znaczeń / kulturowy spokojnie mogłeś pojechać Seksmisją, bo przecież Anansi była kobietą. Łatwo mi sobie wyobrazić, że w społeczeństwie matriarchalnym wyrosłym na społeczeństwie patriarchalnym dochodziłoby do takiego zawłaszczania nazw i przekształcania form męskich w żeńskie. Bo język się dostosowuje i odzwierciedla kulturę (w tym też politykę), obyczaje, codzienność itp.

Ogólnie więc odnoszę wrażenie, że miałeś pomysł – społeczeństwo matriarchalne – ale w wykonaniu nie potrafiłeś wyjść poza przyzwyczajenia swojego języka i kultury. Poza schemat.

I jeszcze temat oddzielania polityki od języka. Piszesz, że “te wszystkie zwroty typu god save the queen mają się nijak do rzeczywistej polityki”. Okej, ale dajesz tu tylko za przykład jakiś zwyczajowy zwrot, zaledwie mały, mikroskopijny wycinek języka – to naprawdę jest według ciebie cały język? Nie wierzę. Język to wszystko, język jest tym, jak się porozumiewamy i bez języka w ogóle nie miałbyś polityki, bo nie miałbyś spisanych i ustnych praw. Nie wiedziałbyś, czym jest monarchia albo demokracja, albo królowa, albo polityk, bo nie umiałbyś tego nazwać, opisać. Kampanie są prowadzone przez język. Prawa są pisane przez język. Polityka bazuje na języku tak jak cała kultura w ogóle. Tyle w temacie.

PS. Swoją drogą ciekawi mnie twoja opinia o tym tekście: ODKUPIĆ SUMIENIE, jakbyś kiedyś nie miał co czytać – wpadnij.

Zajrzę w wolnej chwili. Mam jeszcze zaległy tekst jeseheim, do którego obiecałem zajrzeć. A teraz zamierzam przeczytać teksty z konkursu, więc może to wszystko trochę potrwać, ale w końcu na pewno zajrzę.

Rorschach

Podyskutowalim, dobrze jest. Na pewnym etapie rozjechały nam się pojęcia ,,języka politycznego,, z językiem jako narzędziem komunikacji, ale to nic. Tak jak mówisz, jestem mężczyzną wychowanym w patriarchacie i pewne cechy matriosznej hierarchii nie są dla mnie instynktowne. Twoje uwagi na pewno mi się przydadzą w przyszłym ustrojotwórstwie.

PS. Potrzebowałem nie tylko boga-pająka, ale również podstępu i przebiegłości. Do tego w ostatnim czasie bardzo zainteresował mnie kult Anansiego, to był must have w tekście.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Bardzo dobrze i płynnie się czyta, warsztat prawie bez zarzutu. Mało konkursowej naukowości, ale to już był problem jurorów, nie mój. Nie zdążyłem jeszcze przeczytać wszystkich tekstów, ale z tych, z którymi się zapoznałem, Twój był moim faworytem. Udało Ci się też przedstawić pająkoczłeki tak, że dało się to gładko łyknąć, mimo, że takie persony wydają mi się niezbyt sympatyczne. Fajny pomysł na związek smoków z ogniem i wulkanami.

Z minusów, pomysł dobry, ale fabuła trochę za nim nie nadążyła. Nie do końca pasowały mi też walki, najpierw kolesie (ci poganiacze smoków) zachowują się jakby byli niepokonani, a potem dają się bez większego problemu wyrżnąć.

Jeszcze raz, gratulacje.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Bailout

Dzięki! Wiem co masz na myśli z tą bitką, poprawię to następnym razem.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Bardzo dobre opowiadanie, dopracowany pomysł i przede wszystkim znakomity klimat. Od razu wciągnąłem się w twą opowieść i niechaj nikt mnie nie zwiedzie!

W miarę zagłębiania się w tekst, zaczęło jednak trochę zgrzytać. Najbardziej wulgaryzmy, rany… Proszę, błagam, ostrzegam, grożę wręcz! Wyrzuć je z powieści, jeśli je masz. Porządne heroic fantasy czy samo fantasy znakomicie się bez nich obchodzi. Na Croma! Conan nie przeklinał! Ty też dasz radę bez tego. W ogóle dialogi to najsłabsza część tego opowiadania. Trochę drewniane, nie przekonywujące. Wydaje się, że bohaterowie myślą i robią (w opisach) coś innego, niż mówią. Ale co tam, nie było tego aż tak dużo. Ważne, że reszta dobrze się broni. Jeszcze jedno, Bailout do tego nawiązał. W heroic fantasy hierarchia kto jest najlepszy, najsilniejszy i najszybszy jest jasna od początku. I amen. To są fundamenty, jak będziesz wprowadzał czytelnika w błąd, lub dokładał co i raz jakieś “lepsze i szybsze” niespodzianki, to się na ciebie wkurzy. Przygoda ma być niespodzianką, a nie kto jest kto.

Przychylam się do twojej opinii, że czas abyś się tu nie udzielał :) Już dawno powinieneś szlifować powieść, w opowiadaniach jakoś specjalnie nie widzę pola do dalszego rozwoju. Jest git.

I jeszcze jedno, zwycięstwa w konkursie bym ci nie dał. Mało tu science, trochę zjawisk przyrodniczych i… Właśnie, nic więcej nie zapamiętałem. Nijak to się ma do roboty NoWhereMana. Piórko to już inna sprawa.

 

Darcon

Dzięki. Hmmm, powiem ci, że nie piszę heroic fantasy. Ogólnie przy dłuższych formach te podgatunki fantasy muszą się zamieszać, nie ma rady. W tym opowiadaniu chyba najwięcej było właśnie ,,heroicu’’, ale to żaden wyznacznik. Wulgaryzmy są częścią świata, języka, już kilku użytkowników zwróciło uwagę na to, że faktycznie można było wprowadzić jakieś nowatorskie bluzgi, no ale to uwaga na przyszłość. Jednak nie wyobrażam sobie moich tekstów bez wulgaryzmów. Używam ich nagminnie na co dzień i uważam, że ich rola w mowie jest bagatelizowana i niesłusznie demonizowana. Oczywiście wszystko z umiarem i z uzasadnieniem. Ale nigdy nie będę pisarzem, który, gdy postać uderzy się w palec u nogi o kant szafki,  wsadzi w jej usta soczyste: kurza twarz, ale to okropnie boli! Mój styl w przeszłości był porównywany przez amerykańskich betaczytaczy właśnie do Roberta E. Howarda, co mnie zawsze dziwiło, bo nawet strony Conana nie przeczytałem ;)

Co do konkursu, cóż, science było w nazwie, temat natomiast zrozumiałem jako wzięcie inspiracji ze światanauki, najlepiej połączenie kilku wątków, po czym napisanie dobrego opowiadania, jednocześnie popierając go solidną dawką grzebania w omówionych zagadnieniach. Powiem więc tak, nie wiem ile wysiłku w swoje teksty wrzucili inni biorący udział, ale wyrzutów sumienia nie mam, bo znam swoją etykę pracy. Choć muszę przyznać, że gdy twórcza euforia opadła, nie jestem tekstem usatysfakcjonowany…

 

PS. Skupiam się teraz na długiej formie, ale to nie znaczy, że jak wleci ciekawy konkurs z niskim limitem to się nie zjawię :D

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

A wiesz, chciałem napisać, że musisz dużo bluzgać w życiu, stąd te dialogi :) Ale nie chciałem robić personalnych wycieczek. Udaje mi się jednak, wczuć trochę w psychikę Autora ;)

Nie mam nic przeciwko bluzgom, ale nie w takich opowiadaniach czy powieściach. Bardzo polecam przeczytać coś Howarda o Conanie, zapewniam cię, że tylko wzbogaci to twoja twórczość i może pozwoli spojrzeć na własne teksty pod innym kątem. Nie wiem czy czytałeś, ale Adrian Tchaikovsky napisał serię Cienie Pojętnych właśnie w uniwersum “robaków”, także możesz coś wyciągnąć dla siebie.

No cóż, jakaś cząstka duszy autora w tekście zostaje :D

Przeczytam, przeczytam, szczególnie, że młody pisarz. Czajkowskiego tylko słuchałem, a ,,robaki’’ to u mnie w tym opowiadaniu. Uniwersum uniwersumem, ale powieść bardziej ssakowa i gadzia aniżeli stanowoga :D

Im więcej podkreślam na każdym kroku, że mi brakuje czasu, tym więcej pozycji do oczekujących na atencję książęk, filmów i seriali mi ludzie dodają… Masakra, tyle materiału do konsumpcji, że nie ma kiedy tworzyć ;)

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Conana przeczytać trzeba, to tak jak czytając SF nie przeczytać Diuny. Jak już się przegryziesz, zastanów się, co sprawia, że ludzie nadal sięgają po te osiemdziesięcioletnie opowiadania.

Pozdrawiam.

A ja, mimo że Howarda czytałem, cenię i uznaję rolę jednego z ojców-założycieli fantasy, to jednak twierdzę, że później powstało tyle lepszych książek w tej estetyce, że naprawdę, Shadziowaty, jeśli lista Ci puchnie, z czystym sumieniem daję Ci dyspensę na darowanie sobie oryginalnego Conana.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Conan to heroic fantasy i jeśli znasz lepsze, chętnie dowiem się jakie. Nie miałem na myśli całego fantasy, to zbyt szerokie gatunkowo i pewnych dzieł nie da się ze sobą porównać.

Poem Ci, chłopie, że taki czysty tró heroic, to mi się przejadł już dość dawno temu, ale jak coś mi się przypomni, dam Ci znać na priv, bo nie chcę zanadto Shady’emu spamu szerzyć.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Trochę lawy z wulkanu upłynęło, zanim mogłem przeczytać to opowiadanie. W międzyczasie obrosło ono już swoją zwycięską legendą, co zawsze zaostrza apetyt i powoduje, że trudno sprostać oczekiwaniom. Mam świadomość, że mój odbiór jest teraz nieco inny, niż gdybym czytał “Ef yuh bawn…” tydzień temu.

Zacznę od tego, co mi się podobało: ryzykowny pomysł, grożący groteską, ostatecznie jednak dźwignięty przez opowieść. Bo o ile pająkoczłeki na początku drażniły wyobraźnię, to pod koniec opowiadania wydawały się całkiem naturalnym gatunkiem.

Ładna konstrukcja – od świtu do zmierzchu. I ładna ostatnia scena.

Ale mimo wszystko, ten tekst podobał mi się mniej niż “Cena zapomnienia”, czy nawet “Miejsce przy ostatnim stole”. Wszystko przez te dialogi, momentami naprawdę drewniane, łopatologicznie tłumaczące świat (”bo my mamy taki instynkt, że nie możemy porzucić jaj”). Próbuję się wznieść ponad kompetetywność (wygrałeś na starcie, bo ja nic do tego konkursu nie napisałem ;), ale naprawdę widziałem duże lepsze dialogi w innych Twoich tekstach.

cobold

Dzięki za dobre słowo. Za te gorsze również. Wiele osób zwróciło na to uwagę, więc przyjmuję do wiadomości, że dialogi nie zagrały. Dziwne to uczucie, gdyż zwykle dialogi to mocniejsza strona moich tekstów. Ale znam przyczynę, naprawię to. Szkoda, że cię nie było, czekam na okazję, by pomścić porażkę :D

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Spieszę z nadrobieniem komentarza.

Widzę, że cię jurorzy i czytelnicy już nieźle wymaglowali z zastrzeżeniami, które też mi przyszły do głowy, więc nie będę powtarzać, zwłaszcza że udzieliłeś na wszystko odpowiedzi. Większość mojej łapanki też została już wytknięta.

 

Obroniłeś honor fantasy w bardzo oryginalnym stylu. Miałam minimalne skojarzenia z Cieplarnią Aldissa, ale wyłącznie w pewnych elementach (pająki, wulkan, sposób bycia, zew), które połączyłeś zupełnie inaczej. Przyjemny obraz smakowych sieci, jej wykorzystania i finalnej kopuły (a raczej kilku kopuł) nad miastem – widowiskowe, a chociaż to popularny motyw, przedstawiłeś go w taki sposób, z jakim nigdy jeszcze się nie spotkałam. Takie połączenie gigantycznych kokonów i magicznej bariery. Gdy myślę o głównym bohaterze i tle, po którym się porusza, przychodzi mi do głowy Apocalypto, którego bardzo lubię, ponieważ zarysowałeś w podobnie plastyczny, przejmujący sposób obcy, pierwotny świat i zderzenie dwóch zorganizowanych obozów, gdzie jeden walczy o własne przetrwanie, drugi o zadowolenie i przetrwanie Bogów.

 

Matriarchat mega ciekawy, zwłaszcza że kobitki porywcze i niejednokrotnie ślepo zdeterminowane, intrygująco nastawione do płci przeciwnej (odwrócenie ról, wyłazi tu istnienie płci kulturowej – kto na szczycie, ten ma pewne cechy). Jak przeważnie denerwują mnie społeczeństwa, w których rządzi instynkt, bez poezji i wielkich idei, tak twoje (i wcale nie chodzi o matriarchat, a o całokształt społeczny) przemówiło do mnie i zostało ze mną do teraz. Połączyłeś elementy pierwotne z elementami rozwijającej się cywilizacji, a do tego dołożyłeś klasyczny, dobrze poprowadzony motyw smoka – boga – ginącego gatunku – artefaktu. Ale mimo to brakuje tutaj wyrazistej głębi, tego, że nie sposób byłoby role społeczne z powrotem odwrócić, brakuje mi unikalnych cech tak grup, jak i pojedynczych osobników. Zabrakło mi też wyrazistej filozofii, którą kierowałyby się pająkoczłeki – no bo jednak są na pewnym konkretnym etapie rozwoju, i na takowym z pewnością powinien istnieć mocny system wierzeniowo-filozoficzny, nawet jeśli miałyby być to bardziej zwierzęta niż ludzie – pewne cechy ich cywilizacji proszą się o widoczną głębię, sens wykraczający poza prozaiczne wychowanie potomstwa i pożywienie. Zwłaszcza że: Jesteście żałośni, niby w połowie pająki, a jednak zwykli ludzie. A zwykli ludzie zawsze są mocno związani z wierzeniami i mitologią, która tutaj dotarła do mnie tylko szczątkowo. Owszem, jest proroczy sen i mowa o symbolach, ale brak tam eterycznego polotu, a wizja natychmiast przechodzi w rzeczywistość. Btw., tutaj też jest fajne odwrócenie ról – chłop opowiada jakieś banialuki (wizja, przeczucie, wyrocznia), baba zbyt późno idzie walczyć z tym, co zawczasu zobaczył.

Brak mi też pojawienia się jakiejś intrygującej, innowacyjnej jak same pająkoczłeki technologii. Wylęgacz jest trochę za mądry, odstaje od świata, a jednocześnie dość łatwo ginie.

 

Finał doskonały, nadrobił mi niewielkie braki ideologiczno-buntowniczo-antagonistyczne. Taka wisienka na torcie, a to nie jest łatwe, wykonać tort z wisienką. Skopiuję sobie fragment tego, co napisałam przy wynikach: Walka dobra ze złem (tak istotna dla fantasy!) zawoalowana, wieloznaczna, zarówno obozy, jak i postacie nie do jednoznacznego sprecyzowania pod względem uczynków. Świetnie skonstruowane subiektywne kodeksy etyczne. Finał – rewelacja, skojarzył mi się z finałem "The girl with all the gifts". Twoja wisienka wyciągnęła na wierzch kunsztowne elementy tego zawoalowania walki antagonistycznych (czy na pewno?) obozów. Motyw przetrwania okazał się wielowymiarowy, wszedł na filozoficzne tory. Gdy pisałam pracę magisterską o Lemie, ustaliłam sobie główne cechy klasycznego SF i fantasy. Jeśli chodzi o fantasy, była to mitologia, logika (zwłaszcza w odniesieniu do świata i magii), czas przeszły/nawiązanie do czasu przeszłego, a także antagonizmy. Jeśli chodzi o SF, dylemat moralny, nauka, nawiązanie/czas przyszły, eksperymenty społeczne. W tym opowiadaniu można by doszukać się po części wszystkich elementów, które płynnie między sobą lawirują. I chociaż dwa opowiadania konkursowe zrobiły na mnie większe wrażenie, nie mogłam nie docenić świetnej roboty, jaką tutaj odwaliłeś. Fantasy z twórczym riserczem naukowym :D Z tego opowiadania bije dojrzałość. Byłeś w moim zestawieniu na drugim miejscu.

 

Pewna drętwość dialogów pasowała mi do klimatu, do toporności społeczeństw, imion i zachowań. Główny bohater odrobinę marionetkowy, bez głębszego życia wewnętrznego mimo proroczych snów i choć także to wpasowuje się w realia, dał mi się polubić dopiero w finale, gdzie nabrał całkowicie rysów postaci z krwi i kości. To jednak nieco późno jak na głównego bohatera. Świetne krajobrazy, skaliste i egzotyczne, świetna kreacja smoka. Jego strażnicy i to rzucanie ogniem podobało mi się nieco mniej, chyba nie wyłapałam, skąd oni mają moc i jak nią ekonomicznie zarządzają (nie załapałam logiki tego motywu, ale to może być moja wina). Wulkan zagrażający cywilizacji i wzięty na warsztat naukowy razem z pajęczyną – super. Podoba mi się, jak pomieszałeś natury pająkoczłeków – miałam skojarzenie z lwicami, a więc udało się mnie prawidłowo naprowadzić. Z pewnością opowiadania nie zapomnę. Mimo że jest nieco nierówne, wyryło mi się w pamięci całe, a nie tylko finał, co oznacza, że wykreowałeś sugestywny klimat i świat. Wstęp, cytat i grafika świetnie współgrają z treścią. Bardzo się cieszę, że wziąłeś udział w konkursie, mam wielką satysfakcję, że dołożyłam cegiełkę do powstania tekstu. Życzę pióra.

Mój odbiór jest oczywiście całkowicie subiektywny. 

 

Co prawda, hałas był jeszcze do zniesienia, a z nieba nie padał deszcz meteorytów, to wszystko wydawało się takie jak we śnie. ← coś mi szwankuje z tym zdaniem, pierwszy przecinek i “to wszystko”, brakuje mi słowa spinającego wynikanie, np: Co prawda hałas był jeszcze do zniesienia, a z nieba nie padał deszcz meteorytów, jednak wszystko/ to jednak wszystko/ lecz wszystko… Ew. Mimo że hałas był (…), to wszystko…

 

Kurwa, sam w to nie wierzę, ale to może się udać! ← nie pasuje mi to kurwa, tak samo jak ty kurwo użyte względem Wylęgacza.

 

spojrzeć we własne odbicie ← spojrzeć w odbicie, pewnie się czepiam, ale nie kojarzy mi się ze spojrzeniem na siebie, na swoje odbicie w lustrze, tylko w to odbicie, w głąb lustra

 

Szkoda, że wszystko, co najpiękniejsze, wydaje się najbardziej niszczycielskim ← świetne zdanie

 

PS. Przyślij mi adres!

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Heroinka

Dzięki wielkie za werdykt i tak obszerny komentarz, pewnie będę musiał go przeczytać jeszcze kilkukrotnie, żeby ogarnąć :D

Odniosę się do Vreekmarvorgura. Owszem, jest mądry, ale nie ponad świat, a jedynie w kwestii smoków, wulkanów, religii. Jego rozważania o własnej naturze, wyglądzie czy o tym, że pająkoczłeki są ,,takie ludzkie’’ miały pokazać, że jest strasznie zagubiony. Że nie idzie bić się na śmierć i życie, że nie chce zabijać. Że od początku była to dla niego misja samobójcza. Wiedząc, że nie obronią się przed znacznie liczniejszym przeciwnikiem, po co mają je zabijać? Owszem, jedna zginęła, ale to część obrzędu – wulkanaliów (tam do ognia wrzucają ryby). Gdy Derakh’zaq wspomina, że Wylęgacz ma talent do ognia, tamten tylko wzrusza ramionami. Miało to pokazać, że to żadna potęga, a jedynie zestaw sztuczek. Groźby z pierwszego spotkania były więc blefem. To dużo bardziej skomplikowana postać niż większość czytelników wnioskuje, jednak moja wina dotyczy głównie etapu ekspozycji, bo mimo że zawarłem w tekście co trzeba, to nie zostały te elementy wystarczająco podkreślone.

A pająkoczłeki nie są aż takie ludzkie. Myślę, że centaury czy tygrysoczłeki są dużo bardziej ludzkie, jako chimera między człowiekiem, a innym ssakiem. Do dziś istnieją plemiona pierwotne, np. w Amazonii czy w Nowej Gwinei, których celem nadrzędnym jest zdobycie pożywienia na kolejny dzień. Co dopiero, jeśli połowa twojego genotypu pochodzi od stawonoga. Dlatego chimera między człowiekiem, a jaszczurem była bardziej, hmm – ambitna? Szukała sensu życia.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Faaajne!

Tytuł i wzmianka o Anansim zrobiły mi duży apetyt na to opowiadanie, a jego odbiór przez innych przyczynił się do naprawdę dużych oczekiwań. I ostatecznie czuję się czytelniczo syta i zadowolona, choć miałam jakiś moment zwątpienia, czy jednak nadmuchany balonik nie pęknie za szybko i się nie zawiodę. Ten moment (momenty, w sumie) dotyczył przede wszystkim dialogów – odstawały wyraźnie od reszty i bałam się, że położą tekst. 

Bardzo podoba mi się pomysł i wizja, rasa i świat – dołączam tutaj do chóru większości przedpiśćców. Dodatkowo widać przemyślaną konstrukcję, ładnie splecioną fabułę. Mnie również uderzyła nieco łatwość, z jaką bohater daje się przekonać do zmiany poglądów, ale nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo. Przyjęłam, że te jego sny mogły go nieco na to przygotować, albo przynajmniej sprawić, że do całego tego wulkanicznego tematu podchodził z pewną podejrzliwością.

Zakończenie bardzo malownicze. Domykająco-otwierające – lubię takie! :))

Werwena

Dzięki! Cieszę się, że się podobało, a i uwagi przyjmuję do serca. Pozdrawiam ;)

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Budynki się rozpadają, a dachówki i doniczki roztrzaskują się na bruku.

Nie wiem, chyba z ciekawości – odrzekł, siadając na żwirowym otoczaku naprzeciwko niego[+.]

Czymś pomiędzy, międzygatunkowym fiaskiem.

czuł, że jego obowiązkiem jest bodajże spróbować otworzyć oczy reszcie

A nie: przynajmniej?

 

Obrzydliwe społeczeństwo i świat sobie wymyśliłeś. Te pająki… no obrzydliwe… O_o Tylko skoro to ludzie-pająki, to mając osiem nóg i dwie ręce, daje to w sumie dziesięć kończyn, a nie osiem. Tak mi się rzuciło w oczy.

Światotwórstwo pierwsza klasa. Fabularnie jak dla mnie trochę za nudno, ale nie przejmuj się moim zdaniem, bo zwyczajnie nie przepadam za fantasy. Chociaż dialogi bywają sztywne, a historia mogłaby meandrować trochę bardziej, zwłaszcza na początku, to temu opowiadaniu na pewno nie można odmówić olbrzymiej oryginalności i pewnej dojrzałości, a także wyczucia w kreowaniu scenografii, postaci i zdarzeń. Wątek ludzi-hybryd bardzo ciekawy, przyznam, że jaszczury zaintrygowały mnie bardziej niż pająki. Czy ten tekst to część jakiegoś większego uniwersum?

Pozdrawiam!

 

Edytka: jeszcze tytuł. Nie podoba mi się, jak dla mnie przecudowany. :p

MrBrightside

Dzięki za przeczytanie i uwagi.

Czy ten tekst to część jakiegoś większego uniwersum?

Da. To zaledwie mały fragment i tylko dwie rasy z multikulturalnej, humanoidalnej frakcji stanowiącej jedną ze stron konfliktu w całkiem sporym uniwersum. Jako spoiler na daleką przyszłość – zanim wszystko się rozwiąże odegrają sporą rolę w życiu Rhenana.

 

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Napisałam już komentarz jurorski i drugiego równie długiego z siebie nie wyduszę, ale jestem na TAK.

Babska logika rządzi!

Finkla

Dzięki. To ja sobie Twój jurorski przeczytam raz jeszcze. :D

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Dobre rozwiązanie. Bardzo mi się podoba. :-)

Mam nadzieję, że Bella też na to wpadnie.

Babska logika rządzi!

Teraz już na pewno tak ;D

A to tutaj nie ma ,,policyjnej’’? Że takie schadzki po nocy? :D

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Z Finklą to często sobie pogawędki ucinamy o tej porze pod własnymi albo cudzymi opowiadaniami ;D

Jaka policyjna, w jakim Ty świecie żyjesz, Shadzio? ;-)

Babska logika rządzi!

Ach, to pewnie dlatego nie wiedziałem, że przy cudzych nie mam gwiazdek :( A w nocy przyjemniej, mniej ludzi myśli, łącza telepatyczne nie tak obciążone ;)

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Jak się komentuje, to się ma gwiazdki. ;-p

Dobrze kombinujesz, podoba mi się Twój tok myślenia. :-)

Babska logika rządzi!

W końcu, my to prawie jak sąsiedzi, połączenie dobre – to i tok myślenia podobny :D

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Ano. <łódka macha wiosłem do trzech koron>

Babska logika rządzi!

Skuszona piórkiem wylądowałam na brzegu opowiadania i zatonęłam w falach lawy.

Bardzo, bardzo mi się, aż szkoda że nie na papierze w NF. Ale może zostaniesz zauważony.

Gratuluję pomysłu i wykonania. No i oczywiście piórka!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

bemik

Bo się zarumienię… Dzięki!

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Na początku rzuciło mi się w oczy, że bohater jadł se śniadanie (średnio apetyczne), a potem wyszedł z chaty i od razu słońce w zenicie. Czyżby faktycznie jako chłop nadawał się tylko do jednego i w związku z tym mógł sobie spać do południa i byczyć niczym rasowy truteń?

Poza tym gdzieś jakaś jedna literówka jeszcze, ale generalnie, to nie znalazłem nic, co by mi zgrzytało w tekście. A że lubię Twój styl, to czytało mi się dobrze i zupełnie przyjemnie.

Gorzej, że historia niespecjalnie porwała. Z jednej strony fajna, przygodowo-fantastyczna opowieść z niegłupim finałem – szczególnie na plus w kontekście konkursu, na który tekst napisałeś i który zasadniczo wygrałeś (na co winszowanie moje) – z drugiej jednak strony trochę rozczarowała prostota i pewna nielogiczność (choć to nie do końca to słowo, którego chciałbym użyć. Ale co tam, zamiast chwilę pomyśleć i skupić zmęczony już umysł, zawsze lepiej dowalić kilkadziesiąt bezsensownych znaków do komentarza, niech sobie puchnie;) z jaką przeskakiwałeś z aktu do aktu.

Do chwili schwytania Bohatera (nie każ mi pisać jego imienia) zasadniczo wszystko się nawet fajnie trzyma kupy. Potem jednak mało przekonująca nagła przyjaźń między tkaczem a pasterzem i mocno rozczarowująca walka. Jaszczury, niby takie chojraki (a niech se przyjdą te Czarne Wdowy, zobaczymy, kto komu nakopie w odwłok!), a jak przyszło co do czego, to dali się podejść jak dzieci i zostali wyrżnięci łacniej niż mieszkańcy przeciętnej chińskiej wsi, która miała nieszczęście stanąć na drodze wojsk Czyngis-Hana – to było… rozczarowujące. Później magiczne PYK! i już zasadniczo po smoku, co też wzbudza niedosyt, bo z jednej strony zostawiasz czytelnika z wrażeniem, że ominęło go coś naprawdę interesującego, a z drugiej strony przedstawiasz to coś w sposób raczej mało interesujący; kilka dzidek – bynajmniej nie laserowych – i cześć pieśni, można dzielić mięcho. Jakieś to takie za bardzo po łepkach. Za to finał już zdecydowanie lepiej – podobał mi się patent z mitem jaszczurów i praktycznym jego zastosowaniem – choć fanatyzmu (w żadnej formie, ale religijnego szczególnie) nie popieram, a nie umiem w innych kategoriach definiować tego, co na sam koniec zrobił protagonista.

Postaci wyszły w sumie fajnie, a świat przedstawiony – jeszcze lepiej. Nie tylko ładnie przemyślane to wszystko, ale też i ciekawie przedstawione. Choć te wstawki typu: “kolejny plus bycia pająkiem – brak bielizny” osobiście bym sobie darował. Raz, że jako gatunek, który od początku swojego istnienia lata sobie z gołymi odwłokami, pajączki raczej nie byli świadomi istnienia czegoś takiego jak bokserki, dwa, że nie wypadło to zbyt… naturalnie. Zabawnie i ciekawie też raczej nie; ot, taki fragment poniżej poziomu reszty tekstu.

Podsumowując, jest w tym wszystkim potencjał, ale jeszcze do rozwinięcia.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Cień

Jak zwykle – dzięki za komentarz-bydlak i cieszę się, że tym razem udało się bez malarstwa i geometrii.

Co w tym dziwnego, że śpi do południa? Specjalnie to pokazałem. Zanim samice wrócą z łowów i podzielą zdobycze, by rozsnuwacze mogli je oprawić robi się południe. Poza tym pająki prowadzą nocny tryb życia, więc kobity wyruszają po zmroku na łowy, a samce muszą się dostosować. 

Sceny walk rozczarowały nie tylko ciebie, ale od początku w moim zamyśle nie były ważnymi wydarzeniami, a jedynie konsekwencjami wcześniejszych ważnych decyzji. Wylęgacze przecież nie chcieli walczyć z pająkoczłekami. Wiedzieli, że nie mają szans wobec takiej przewagi liczebnej. Przyszli tam zginąć, dla nich śmierć była dopiero początkiem służby. A smok… Kobitki powiedziały to kilkukrotnie, że póki nie nabierze magmy do pyska to jest niegroźny. No i nie nabrał, choć było blisko. Prawdziwym ,,smokiem’’ był wulkan.

Fanatyzm religijny to ważny element tego opowiadania, pomijając moje czy czyjeś zdanie na tego typu radykalizmy, dla bohaterów się to liczyło.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Spośród tekstów nominowanych w czerwcu ten był w mojej opinii jednym ze słabszych pod względem warsztatu (czytałem jeszcze przed łapankami, super, że wprowadzasz poprawki) – życzę powodzenia w pracach nad powieścią, ale nie mam wątpliwości, że nad stylem musisz się jeszcze pochylić. Dialogi nie były idealne. Nie jestem też całkowicie przekonany, czy tekst trafił do tego konkursu, do którego powinien. Najciekawszym tematem naukowym był chyba wpływ wulkanów na zmiany klimatu, ale nie został zbyt szeroko rozwinięty. Za to opis przeprowadzonych badań pająków w przedmowie robi wrażenie ;).

 

A jednak… dawno mi się tu żaden tekst tak nie spodobał. Pomysł był fajny, światotworzenie udane (klimatyczne wzmianki o zjadaniu pajęczyny, sposób odnoszenia się kobiet do mężczyzn), a co najważniejsze historia spójna, zrozumiała, otwarta, rozwinięta i domknięta jak należy! Czytało się “jednym tchem” i z dużą satysfakcją. Raczej nie podzielam zarzutów niektórych czytelników co do wylęgaczy – mnie ich wątek bardzo zaciekawił i nie miałem poczucia niewykorzystanego potencjału. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś coś podobnego przeczytam : )).

 

Drobiazgi:

 

Do połowów zdawały się sieci

Ten czasownik naprawdę ma takie zastosowanie : D ?

 

Też miałem zagwozdkę, po co piersi ;).

 

Czy żwirowy otoczak nie jest zbyt mały, aby na nim wygodnie usiąść?

 

Wstrząsy sejsmiczne dawały mu się ze znaki

we znaki

 

Co prawda, hałas był jeszcze do zniesienia, a z nieba nie padał deszcz meteorytów, [lecz?] to wszystko wydawało się takie jak we śnie

 

 

 

 

 

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Do połowów zdawały się sieci

Ten czasownik naprawdę ma takie zastosowanie : D ?

Powoli się z niego wycofuje, ale tak. “Zdatny” z tej samej bandy pochodzi. :-)

Babska logika rządzi!

Finkla zawsze czujna : ).

Zdatny do mnie przemówił.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Nevaz

Dzięki, cieszę się, że jednak warsztat nie zaćmił satysfakcji z czytania.

Dialogi nie zagrały, mam nadzieję, że jednorazowo. Zwykle mam historię lepiej ułożoną w głowie i trzymam się planu. W tym tekście dałem bohaterom za dużo ,,luzu’’ i zboczyli z wyznaczonych przeze mnie ścieżek. Musiałem potem nadrabiać braki ciągłości ,,sztampem w dialogach’’, myślę, że z tego się wzięły problemy. A co do konkursu to moim głównym punktem zaczepienia była pajęcza nić przędna. Jej właściwości, sposoby użycia, metody powstawania. Owszem ,,statek kosmiczny’’ jest bardziej SCIENCE niż pajęczyna, ale jeśli biotechnologia wejdzie na wyższe poziomy i uda się wytworzyć syntetyczne, naprawdę mocne nici, statki kosmiczne będą o wiele mocniejsze :D Wulkany były drugim wyborem, który miał pomóc rozwinąć potencjał pierwszego.

 

PS. Pająka doświadczalnego, lekko podtuczonego, wypuściłem na wolność zaraz po opublikowaniu tekstu.

 

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Opowiadanie testowane na zwierzętach… ;-)

Babska logika rządzi!

,,W trakcie pisania tego opowiadania nie ucierpiało żadne zwierzę’’… A to co padło ofiarą gazety, a na co dzień trafiłoby do kosza na śmieci, po prostu lądowało w prowizorycznym terrarium Anansiego ;) Te skurczybyki nie mają litości, wydawałoby się, że taki pospolity, niegroźny dla człowieka gatunek… Ale to z jaką siłą, z jakim bestialskim, pierwotnym instynktem rzucał się na te i tak konające już robale, sprawiło, że nabrałem nowego szacunku do pajęczaków. Pound for pound, jedne z najbardziej śmiercionośnych bestii.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Nie bez kozery boję się pająków. Jadowite bestie i tyle! ;-)

Babska logika rządzi!

W bardzo ciekawe miejsce mnie zabrałeś. Dałeś mi je poczuć wieloma zmysłami, dobrze wyjaśniłeś panujące zwyczaje. Gratuluję udanego tekstu.

 

Magmopluj

– bardzo podoba mi się to słowo

 

Smoki tak się rozmnażają, owszem. Potrzebują ogromnych temperatur, by móc rozluźnić mięśnie na tyle, by znieść jajo.

– takie science osadzone w fantastyce lubię; myślę, że takie wrzutki to mocny punkt opowiadania – nienachalnie uwiarygodniasz stworzony przez siebie świat.

 

(…) szlak z gęsiej skórki oraz draskę na bieliźnie

– o „drasce” dyskusja się już wywiązała. Pozwól, że wtrącę swoje trzy grosze i powiem, że moim zdaniem o ile gęsiej skórki pająkoczłeki mogą doświadczyć, to draski tu być nie powinno, skoro nie noszą bielizny. Do przemyślenia ;)

 

Myślę, że mógłbyś czasem odpuścić tłumaczenie czytelnikowi rzeczy oczywistych. Opisem akcji doskonale opowiadasz historię, a pewne fragmenty wydają mi się zbędne. Zwróciłem uwagę na to zdanie:

Derakh’zaq nie dając za wygraną, ruszył w pogoń za samicami, które zniknęły za granią.

– sam fakt, że ruszył w pogoń za samicami świadczy o tym, że Derakh’zaq nie dał za wygraną.

Mógłbyś też zrezygnować z dopowiadania oczywistego wniosku czytelnikowi tutaj:

W jej rozszerzonych źrenicach dostrzegł strach. Chyba zaczynała rozumieć. Troszkę poniewczasie.

Sytuacja jest jasna jak słońce: baby ubiły smoka, a wulkan zamierza wybuchnąć niezależnie od jakichkolwiek przesądów na jego temat. „Troszkę poniewczasie” jest tu zbędne, a nawet rzekłbym odważnie, że poprzednie zdanie też.

Mógłbyś czasem oprzeć się na opisie czysto fizycznych zjawisk, a wtedy Twój tekst miałby jeszcze większą moc. No i zaufać temu, że akcja jest wystarczająco wymowna, żeby nie dopowiadać reszty.

 

Dzięki raz jeszcze za fajny tekst, egzotyka stworzonego przez Ciebie świata wciągnęła mnie.

 

 

 

Nimrod

Dzięki za uwagi, w ewentualnej kontynuacji postaram się je wdrożyć.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Autorze, przyznaję, że tekst był naprawdę, ale to naprawdę dziwny. Zazwyczaj jakoś nie leżą mi opowiadania, które opierają się na światotwórstwie, ale ten przeczytałem, mimo wszystko, z ciekawością. Gratuluję sukcesu i dziękuję za miłą lekturę.

Łukasz Kuliński

Dzięki, miło słyszeć. Szczególnie to, że tekst ,,dziwny’’ :D

Sukcesu tu żadnego akurat nie było. To zaledwie fundamenty pod takowy.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Pamiętam, że dawno temu, gdy po raz pierwszy zobaczyłam twoje opowiadanie, kończyłam akurat półroczną pracę nad projektem związanym z Linton Kwesi Johnsonem i widząc twój tytuł aż westchnęłam z zachwytu i wzruszenia <3

A potem kliknęłam w opowiadanie, przeczytałam pierwszy akapit o pająkach, zobaczyłam ten nieszczęsny obrazek i… odłożyłam to opowiadanie na później ;P

Nawiasem mówiąc, mam wrażenie, że tytuł zbyt słabo powiązany jest z treścią – gdyby nie uwaga przed tekstem, nie wiedziałabym, dlaczego zostało użyte właśnie to przysłowie.

Tekst podobał mi się, choć fanką fantasy i pająków nie jestem. Tu jednak bardzo fajnie wyszło splecenie zupełnie różnych pomysłów. Podobał mi się rozmach tej historii i brak ograniczeń :) Matriarchat, mimo że potraktowany pobieżnie, też był częścią tego oryginalnego splotu.

Szkoda, że w tekście tak sporych rozmiarów stworzyłeś zaledwie jednego przyzwoitego bohatera (choć nadal nie pełnokrwistego).

Wśród dialogów dość regularnie trafiały się linijki łopatologiczne albo sztywno-dramatyczne – o ile to drugie mogłam jeszcze zaakceptować (w końcu inny gatunek, niech sobie mówią jak chcą) to pierwsze mnie irytowało.

Finał jest świetny – gdyby nie ostatnia scena, opowiadanie wiele by straciło. Ostatecznie mogę powiedzieć, że mi się podobało, choć nie porwało :) Dzięki za przyjemną lekturę :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

kam_mod

Dzięki! Cieszę się, że udało ci się do niego wrócić, a i czasu nie uznać za stracony. Finał wyklarował się sam, jak zwykle wyruszyłem w podróż z planem, jednak postacie wyrwały mi go z rąk, porwały na strzępy i spopieliły. Nie chcę za bardzo spoilować, ale jeśli śledzisz nowy konkurs Naz to jeszcze się z tym ,,jedynym przyzwoitym bohaterem’’ pomęczysz. Mam nadzieję, że tym razem stworzyłem mu godne towarzystwo, a krwistości nie zabraknie.

PS. Będzie dużo mniej pająków, tym razem postawię na ciut sympatyczniejsze zwierzaczki ;).

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Skoro nie będzie pająków, to będę czekać i trzymać kciuki ;D

www.facebook.com/mika.modrzynska

oraz draskę na bieliźnie

Dobra, tłumacz się: jak wygląda bielizna w przedstawionym świecie? Pytam serio, bo to zdanie wydaje się zupełnie odklejone od narracji i mocno wybiło mnie z uniwersum tekstu.

To była kolejna zaleta bycia pająkoczłekiem – brak bielizny.

No to teraz już w ogóle nie rozumiem. Narrator z ludzkiego świata? Niech to ma sens, w kontekście całego tekstu, tymczasem czytam dalej… 

Jeżeli to prorocza wizja, to do erupcji pozostały niecałe dwa dni. Jeśli nie, kilkanaście godzin.

Dlaczego? Nie widzę tu żadnego wynikania.

– Taka ich natura, są silniejsze i bardziej przebiegłe, więc rządzą.

Hmmm, no nie kupuję tej odpowiedzi i w ogóle takiego tonu rozmowy w kontekście tego, że bohater przed chwilą dowiedział się, że jedna z wojowniczek została spalona.

Pasterzu, one wrócą całą hordą. Zdajesz sobie z tego sprawę?

A tutaj przykład zdrady stanu.

– Szargasz ludzki gatunek i tak bardzo podniecasz się smokami… Czym ty w ogóle jesteś?

Zupełnie nie w tonie wypowiedzi i języka używanego przez tę postać.

W beczkach wymieszaliśmy dla was koktajle owocowe, pijcie pod sam korek.

Proszę bardzo, jaki prozdrowotny przekaz tekstu :D

 

Przyjemny tekst. Wiarygodnie wykreowany i szczegółowy świat to chyba jego najmocniejszy atut. Nieczęsto spotykam opowiadania prowadzone z nieludzkiej perspektywy, więc pajęcza historia jest na pewno oryginalna w tym kontekście. Umiejscowienie akcji na tropikalnej wyspie [?] to kolejna rzecz zwiększająca wskaźnik zapamiętywalności tekstu. Całość napisana sprawnie, przez niektóre fragmenty płynąłem nie mogąc się doczekać, co będzie dalej.

ALE

Dialogi wypadają sztucznie, postaciom zdarza się wypowiadać nienaturalnie, niezręcznie, zupełnie nie tak, jak sugerowałaby sytuacja. Infodumpowy dialog przy ognisku to klasyczny przykład sytuacji, w której “ten zły” góruje nad bohaterem, więc zdradza mu swoje plany i motywacje “bo i tak zaraz przestanie to mieć dla Ciebie znaczenie muahahaha”.

Tak że plusy za to, że udało ci się mnie autentycznie zaciekawić tekstem będącym zupełnie “czystej krwi” fantasy, minusy za sztampowe dialogi i zachowania postaci.

No nieźle.

Gdy wrzuciłeś opowiadanie na portal, to zajrzałem i najpierw odbiłem się od tytułu – pomyślałem, że przekombinowany – a potem czytam, że jakieś hybrydy człowieka i pająka, patrzę na obrazek i myślę, że na pewno ta bajka nie jest dla mnie, więc porzuciłem. Twoje opowiadanie jest ostatnim z najlepszych 2017, którego nie czytałem, więc się zmusiłem. No i jestem mile zaskoczony, bo mimo że fabuła nie porywa i że pająkoczłeki, czy jak ich tam, to klimat zaserwowałeś całkiem zacny… i napisane dobrym stylem. Ogólnie podobało mi się, i tym jestem zaskoczony. 

 

Ciao.

 

Skoneczny

Cieszę się, że jakieś emocje mój tekst w tobie wzbudził. Uwagi co do dialogów i niektórych motywacji, pojawiają się po raz kolejny, przeanalizowałem to, wiem jak tego uniknąć w przyszłości. Bielizna itp. to wynik faktu, że narratorem opowieści nie jest pająkoczłek. Gdyż Yntaba i ta rasa sama w sobie to tylko jedna z wielu humanoidalnych hybryd jak i normalnych ras ludzkich, zamieszkujących to uniwersum. Ale rozumiem, że w kontekście samego opowiadania zarówno zmiana języka jak i kontekstu wypowiedzi narratora mogłaby jeszcze bardziej nakręcić klimat. Mój ,,science’’ polegał na tym, żeby opowiedzieć fantastyczną, mocno pojechaną historię, której nikt mi nie zakwestionuje pod względem naukowym.

Blackburn

Grazie! Mnie również się podobało :D Ta, no do tytułu też zarzuty były. Ale legendy o Anansim rządzą się swoimi prawami ;)

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Tekst mnie zaskoczył. Na plus. :) Spodziewałem się jakiegoś banalnego fantasy o ludziach-pająkach, a dostałem bardzo porządne opowiadanie. Jak dla mnie największą zaletą jest ładnie utkana fabuła, motywy zgrabnie się przeplatają, zapowiadają. Zakończenie również na plus. 

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Dzięki, cieszę się, że nawet tak wytrawnego fana sci-fi udało się wciągnąć w utwór fantasy :)

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

S-f lubię, ale jakiś bardzo wytrawny to chyba nie jestem. ;)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Fajne opowiadanie. To słowo jest odpowiednie. Podobał mi się klimat, ogólne zręby fabuły też zupełnie dobre, natomiast od strony literackiej trochę mi jednak brakowało. Na poziom portalowy jest w porządku, ale gdybym miał czytać je w NF czy na innym papierze, to kręciłbym nosem.

Nie czytałem całej tej masy komentarzy, ale przejrzałem je pobieżnie i widzę, że co do dialogów zgadzam się z funem, a co do sceny rozmowy z Wylęgaczem – z Małym Słowikiem. Ta nagła zmiana przekonań przez głównego bohatera… No nie, tak się robi w konspekcie, a nie w tekście końcowym. Żeby to chociaż było tak, że rozmowa zasiała w bohaterze wątpliwości co do tego, czy smoki są winne wybuchom wulkanów, a w związku z tym jego łagodna natura buntuje się przeciwko mordowaniu… Ale nie, on po prostu wyrzuca do kosza coś, w co wierzy od małego, bo tak powiedział poznany przed chwilą koleś.

Wydaje mi się, że opowiadanie potrzebowałoby trochę więcej znaków, żeby napisać je w pełni wiarygodnie.

Ale gratuluję licznych sukcesów opowiadania – nie mówię w żaden sposób, że były niezasłużone. 

A czytało się przyjemnie.

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Dobrze się czytało. Lubię smoki. Za pająkami nie przepadam, ale nie mam arachnofobii. :) Do Derakh’zaqa poczułem sympatię :) Ciekawe co bóg smoków na jego uczynek?

Koala75

Dzięki, tekst w dużo lepszej redakcji dostępny w antologii Dragoneza od Fantazmatów, pod nowym tytułem ,,Popiół’’. Dla samej ilustracji warto zajrzeć. A co do Smoczego Boga, to już niedługo się dowiemy ;)

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Nowa Fantastyka